Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 30 czerwca 2019

[21] W cieniu nocy: Nienawidzę cię, ale cię kocham ~ SadisticWriter


Lathan i Madelyn pojawili się w tekście już tydzień temu, o tutaj: [klik], ale nie potrzeba znać tamtego tekstu, żeby przeczytać ten. Ogólnie to miałam o nich nie pisać, ale jakoś tak ostatnio zajmują moje myśli. Chyba fajna byłaby z nich parka. Poza tym to tekst nieco mdły, bo pisałam go jeszcze podczas sesji i mózg odmawiał współpracy.

***
– Jesteś dzisiaj wyjątkowo cichy, Lathanie.
Spojrzałem znad przymrużonych powiek na moją wychowawczynię. Zawsze starała się być cholernie miła. Nie wiem, co musiałbym zrobić, aby się na mnie wydarła. Wysadzić jej dom? To w sumie ciekawy pomysł. Byłbym do tego zdolny. Najpierw musiałbym jednak zdobyć jakiś mocny materiał wybuchowy, który rozpieprzyłby tę różową ruderę, a na taki aktualnie nie było mnie stać, tym bardziej, że starzy cofnęli mi kieszonkowe na najbliższe milion lat przez moje wczorajsze imprezowanie.
Uśmiechnąłem się krzywo pod nosem i chwyciłem za szelki od plecaka, aby tylko zająć czymś ręcę.
– To wszystko dlatego, że mam kaca – odpowiedziałem, arogancko wzruszając ramionami. Tak jak się spodziewałem, klasa wybuchła śmiechem. Można powiedzieć, że byłem klasowym śmieszkiem. To dlatego pewnie nikt nie uwierzył w moje słowa, na czele z wychowawczynią, która po prostu pokręciła bezradnie głową i odwróciła wzrok. Nachalny piętnastolatek, kto by w to uwierzył?
Spojrzałem w tłum, gdzie stała dziewczyna o chłodnych błękitnych oczach, starająca się mi przekazać, że jest na mnie kompletnie obojętna. Zapewne tylko ona wiedziała, że byłem młodocianym alkoholikiem. To dlatego miałem silną ochotę wystawić jej środkowy palec. Z drugiej strony może nie powinienem pogarszać sytuacji? Wczoraj się na nią nadarłem i jeszcze wyznałem jej miłość. „Kocham cię tak po prostu” – co to w ogóle za durne wyznanie wyjęte? Jak żywcem wyjęte z jakiegoś chorego romansu. Chyba naprawdę muszę przestać pić…
Dzisiaj rano obiecałem sobie, że przez najbliższe dni będę omijał Madelyn szerokim łukiem. Oczywiście mój plan szlag wziął, kiedy okazało się, że dzisiaj był pieprzony Dzień Przyrody, w którym uczestniczyły wszystkie klasy bez wyjątku. Fakt, że Madelyn była ode mnie starsza o rok w ogóle nie pomagał. I tak musiałem ją z daleka oglądać. Aby zagłuszyć narastający w mojej głowie gniew, zwróciłem się do niej plecami i zacząłem żywą rozmowę ze znajomymi. Problem pojawił się wtedy, kiedy ruszyliśmy w dalszą podróż po lesie, a ona umknęła gdzieś na tyły grupy. Chociaż nie chciałem na nią patrzeć, martwiłem się, czy wszystko z nią w porządku. Madelyn była takim cholernym nerdem, że nawet jeżeli miałaby zdechnąć, i tak poszłaby do szkoły. Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby nagle zemdlała i nikt by nie zauważył jej braku – nie miała zbyt dobrego kontaktu z resztą swojej klasy, to dlatego zazwyczaj spędzała czas sama.
Spojrzałem w kierunku nieba, przeklinając siebie w duchu za swoje głupie zmartwienie. Czy już wiecznie będę musiał robić za niańkę własnej przyjaciółki, która nawet nie zwracała uwagi na to, co do niej czułem? Sam sprawiałem, że nie mogłem się od niej uwolnić.
Pochyliłem się ku dołowi i udałem, że bardzo powoli, wręcz nieudolnie wiążę buty. Kiedy tłumy przepłynęły już koło mnie, podniosłem się żwawo do góry i zrównałem z chodem Madelyn, która nie uraczyła mnie choćby spojrzeniem, zupełnie jakby się tego spodziewała.
– Cześć, jestem Lathan, znamy się może? – spytałam z kpiną w głosie, obdarzając jej nachmurzony profil wrednym uśmieszkiem. Swawolne ręce schowałem do kieszeni.
– Tak bardzo nie chcesz się do mnie przyznawać, aż musisz udawać, że się nie znamy? – spytała chłodno Madelyn, posyłając mi ukradkowe, mrożące krew w żyłach spojrzenie. Prawie przeszyły mnie dreszcze. Z reguły była miłą dziewczyną, ale kiedy coś jej nie pasowało, wyraźnie to pokazywała.
– Wiesz, jestem popularny, więc nie mogę psuć swojej reputacji – zironizowałem. Z jakiegoś powodu chciałem być dla niej wredny. Może to dlatego, że olała moje wczorajsze wyznanie. Jakoś tak miałem, że lubiłem ranić bliskich.
– Ach, więc ja ci ją popsuję?
Wzruszyłem ramionami.
– W sumie i tak nikt cię nie zna, racja.
Madelyn przystanęła gwałtownie w miejscu. Spojrzała prosto w moją twarz z takim gniewem, że przygotowałem się na fizyczny unik. Na szczęście powstrzymała się od uderzenia mnie. Nie wiem, co musiałoby się stać, aby sprzedała mi ciosa. Tatuś wychował ją na grzeczną dziewczynkę. Może czasem zbyt grzeczną.  
– Za co się na mnie mścisz? Za to, że wczoraj przeszkodziłam ci w nielegalnym imprezowaniu? W porządku, nigdy więcej nie będę stawać na drodze twoich miłosnych podobjów, a tym bardziej na twojej drodze na samo dno.
Madelyn wyminęła mnie i ruszyła za tłumem, który oddalał się od nas z każdą chwilą. Upewniłem się już, że nic jej nie dolegało, wobec czego powinienem przyspieszyć i dołączyć do mojej klasy. Ale nie, to byłem ja i moje głupie, nieopanowane emocje. Musiałem ją chwycić za łokieć i pociągnąć gwałtownie w swoją stronę, próbując ją tym samym zatrzymać. Zrobiłem to na tyle mocno, że dziewczyna wydała z siebie głośne syknięcie. Przez chwilę starała się wyrywać, ale była na to za słaba.
Spojrzałem strategicznie w stronę tłumów. Ludzie zaczęli się na nas oglądać, to dlatego pociągnąłem ją w stronę krzaków. Mówiłem już, że nie lubię niszczyć swojej reputacji? Gdyby ktoś zobaczył, że zadaję się z największym szkolnym kujonem, chyba nie przestaliby się ze mnie śmiać przez kolejny rok, a ja bardzo ceniłem sobie spokój, nawet jeżeli miało się to odbić na mojej relacji z Madelyn. Cóż, mama zawsze powtarzała, że byłem egoistą jak ojciec. Czasami po prostu nie dbałem o uczucia innych.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – spytała gniewnie dziewczyna, wyrywając się w końcu z mojego uścisku. Teraz jej błękitne oczy sypały iskrami złości. Może byłem sadystą, ale uwielbiałem, kiedy się denerwowała. Wtedy nie była przynajmniej tą nudną i miłą nastolatką, co zazwyczaj.
Włożyłem ręce do kieszeni, przybierając obojętną postawę. Spojrzałem na nią z góry, chcąc poczuć nad nią wyższość. Miałem nadzieję, że przez to poczuję się lepiej, ale nie wyszło.
– To proste. Wkurzyłaś mnie.
– I dlatego ty musiałeś wkurzyć mnie? – Madelyn uniosła brew, na co ja się wrednie uśmiechnąłem. – Lathan, nie rozumiem twojego zachowania. Czy zrobiłam ci krzywdę? To ty kazałeś mi wczoraj, żebym sobie poszła, bo byłeś zajęty imprezowaniem. Kto powinien być w tej sytuacji zły, ja czy ty?
– Olałaś mnie.
– Olałam cię czy może twoje głupie wyznanie?
Wzdrygnąłem się, ale niczego nie powiedziałem. Zamiast tego uderzyłem pięścią w drzewo. Musiałem dać ujście swojemu gniewu. Inaczej zrobiłbym coś o wiele głupszego.
– Powiedz mi, jak miałam zareagować na to, że mój przyjaciel po piętnastu latach powiedział mi, że mnie „kocha tak po prostu”? – spytała przez zaciśnięte zęby. – Nie spodziewałam się tego! Nawet nie wiedziałam, co mam ci odpowiedzieć!
– Byłem pijany, do cholery!
– Ale szczery. – Chłód w jej głosie zmroził mnie po same czubki palców. Na chwilę umilkłem. Można by wręcz pomyśleć, że mnie uciszyła, ale nie. Nigdy nie poddawałem się bez walki. Miałem zbyt cięty język.
– I co, znienawidzisz mnie za to, że powiedziałem prawdę? A może za to, że zakochał się w tobie nie ten Auvrey, który powinien? – W moim głosie pobrzmiewała teraz potężna dawka kpiny.
– Nie. Znienawidzę cię za to, jaki się stajesz. – Już miałem odwarknąć, kiedy dostrzegłem w jej oczach łzy. To zatkało mi na chwilę gębę. Jeszcze niedawno miałem gdzieś, że płakała z mojego powodu, przecież od dziecka ciągałem ją za włosy i zrzucałem ją ze schodów, teraz wystarczyła jedna łezka, żebym się uspokoił.
Do cholery, dlaczego musiałem być taki zazdrosny? Czasami starałem się grać dorosłego, a i tak zachowywałem się jak zwykły gówniarz. Czy to jej wina, że zakochała się w Nacie? To po prostu czasem się zdarzało. Ja też nie miałem na to wpływu, chociaż wolałabym być z najładniejszą laską w klasie, która miała cycki jak pomarańcze i tyłek jak morela.
– Daj spokój – mruknąłem na boku, próbując jakoś ukryć zawstydzenie. – To ciągle jestem ja.
– Nie. To już dawno nie jesteś ty. I wiesz co, Lathan? – Spojrzałem na nią z uniesioną brwią, oczekując, co mądrego chce mi przekazać. – Pieprzę cię! – Po tym wykrzyczanych prosto w moją twarz słowach, obróciła się na pięcie i uciekła w las.
Rozdziawiłem w niedowierzaniu usta. Nie dość, że pierwszy raz słyszałem, żeby używała przekleństwa, to jeszcze wykrzyczała mi je prosto w twarz. To sprawiło, że gniew na nowo we mnie zapłonął. Tym razem nie zamierzałem za nią podążać. O nie. Sama zgotowała sobie taki los. Niech ją nawet wilki pożrą w tym cholernym lesie, ja się stąd nie ruszę!  
– Chciałabyś mnie pieprzyć! – wrzasnąłem tak głośno, aby usłyszała mnie pomiędzy szelestem liści. Kiedy już zniknęła mi z oczu, przymknąłem powieki. Nawet jeżeli byłem cholernie zły, wciąż czułem gdzieś wewnątrz siebie niepokój. Może Madelyn nie była typem osoby, który zrobiłby sobie krzywdę z tego powodu, że ktoś ją obraził, ale niewątpliwie była typem osoby, który gdy zapuszczał się głęboko w las, miał problem z odnalezieniem drogi powrotnej. Czy to oznaczało, że znów będę musiał nagiąć z powodu durnego zmartwienia swoje zasady? Najwyraźniej tak.
Przewróciłem oczami i mruknąłem ciche przekleństwo. Chociaż nie miałem ochoty biegać, puściłem się truchtem przez las. Madelyn na szczęście nie była szybka, poza tym miała krótkie nóżki. To dlatego prędzej czy później zobaczyłem ją uciekającą pomiędzy krzakami. Wystarczyło, że wyrzuciłem w jej kierunku cienistym lasso, a już leżała na ziemi, wgapiając się wściekle w korony drzew zarysowane na niebie. Oczywiście mogłem się spodziewać, że w zamian użyje swoich mocy, a że była śpiewającą czarodziejką, nie miałem szans się obronić.
Kiedy tylko cieniutki głos wydobył się z jej gardła, chwyciłem się za głowę, którą nagle zaczął rozsadzać potężny ból. Nie dość, że kac, to jeszcze czarodziejskie moce jęczącej do księżyca dziewczynki. Próbowałem użyć swojej cienistej magii, ale najwyraźniej zablokowała jej użycie. Zostały mi inne drastyczne środki, jak na przykład fizyczny atak w postaci szyszki, która leżała pod moimi nogami, a tego ciosu na pewno się nie spodziewała.
Headshot! – krzyknąłem triumfalnie, kiedy dziewczyna się zachwiała. – Chciałaś walki, to ją dostałaś. – Rzuciłem się w jej kierunku i zanim choćby otworzyła usta, przyłożyłem do nich dłoń, a potem ją unieruchomiłem. – Nie świruj, Made, bo zwiążę nie tylko twoje nogi i ręce, ale także usta.
Madelyn ugryzła mnie w rękę. Syknąłem z bólu i mechanicznie uniosłem ją w górę. Popełniłem cholerny błąd, a przynajmniej tak sądziłem, kiedy zobaczyłem, że zwraca się ku mnie i otwiera usta, jakby za chwilę miała wyśpiewać melodię mającą doprowadzić co najmniej do mojej śmierci, ale zamiast tego popłakała się. Jak małe dziecko. Zgłupiałem. Przez chwilę nawet nie wiedziałem, co mogę zrobić. Okres miała, czy co?
– Nienawidzę cię! – wykrzyczała, a potem zaczęła okładać mnie pięściami po klatce piersiowej. Nie były to zbyt silne ciosy, dlatego stałem jak wryty z uniesionymi brwiami, zastanawiając się, co mam w tej sytuacji zrobić. Znowu ją unieruchomić? Odepchnąć ją?
Westchnąłem ciężko, a potem chwyciłem za jej dłonie, aby przerwać te mało bolesne ciosy. Choć przez chwilę się wahałem, w końcu przyciągnąłem ją do piersi i mocno przytuliłem. To nie była dobra decyzja. Wprowadziła moje serce w niepotrzebny stan ekscytacji. Teraz miałem ochotę zrobić o wiele więcej niż tylko ją przytulić. Problem tkwił w tym, że zawsze dostawałem to, czego chciałem, tylko nie od niej. Bo to Madelyn, która była nieczuła na moje uroki. Jako jedna z niewielu, poza moją rodziną, widziała we mnie wszystkie wady. Byłem cholernie zepsuty, a przy tym i rozpieszczony. Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby rodzice byli dla mnie bardziej surowi. A może to po prostu niezmienne geny Auvreyów, których nie dało się wyplenić nawet dobrym wychowaniem…
Dlaczego byłem wkurzony tym, że Madelyn wolała Nate’a? Był lepszy niż ja. O wiele bardziej inteligentny, miły i… idealny. Madelyn też była idealna, a przynajmniej starała się taką grać. Czasami miałem wrażenie, że tak samo jak ona widzi moje najgorsze wady, tak samo ja widzę jej najgorsze wady. Może to my powinniśmy ze sobą być? Taa, niedoczekanie.
– Nienawidzę cię, ale cię kocham – powiedziała płaczliwie dziewczyna, wtulając głowę w moją pierś.
– Zapomniałaś dodać: jak brata – zironizowałem, uśmiechając się wrednie pod nosem.
– Może powinnam zacząć sądzić inaczej?
Mało się nie zakrztusiłem. A co jeśli tym razem to Madelyn coś wypiła? Albo zdrowo się przesłyszałem. Tak, musiałem się przesłyszeć. Nie ma co robić sobie zbędnych nadziei. Cholera, za późno. Już uśmiechałem się pod nosem jak debil. I po co?
Bijąc się z myślami, a także tym, żeby nie opuścić dłoni poniżej pleców dziewczyny, próbowałem znaleźć jakiś punkt, który skutecznie odwróciłby moją uwagę od tego, z czym musiałem się teraz mierzyć. I kiedy myślałem, że nic takiego nie napotkam, nagle moje oczy przyciągnął dziwny błysk w krzakach. Najpierw dostrzegłem szmaragdowe tęczówki, dokładnie takie jak moje, a potem wyszczerzone zębiska. Na ich widok przekręciłem głowę w bok. W swojej demonicznej karierze nie widziałem jeszcze żadnej cienistej pokraki, a tyle już o nich słyszałem. Ponoć ukrywały się przed organizacją Nox, która po wojnie zasiała w nich strach. Tata mówił, że pokraki całkowicie nie zniknęły. Najchętniej ukrywały się w lasach. Czy wobec tego miałem przed sobą jedną z nich? Czad.
Wymacałem kieszeń w plecaku i wyjąłem z niej nóż łowców. Madelyn, która oderwała ode mnie zapłakaną twarz, spojrzała ze zdziwieniem na exitialis, które dzierżyłem w dłoni. Wyglądała na dosyć niepewną, to dlatego już po chwili całkowicie się ode mnie odsunęła. Może myślała, że moja psychopatycznie radosna mina zwiastuje jej śmierć?
– Tam w krzakach siedzi cienista pokraka, czaisz? Pierwszy raz będę miał okazję zabić demona! – Ekscytacja sama wyrwała się z mojego gardła. Nie miałem nad tym kontroli.
– Lathan, jeżeli to rzeczywiście cienisty demon, raczej powinniśmy stąd po prostu pójść. – Madelyn otarła ukradkiem łzy i chwyciła mnie za rękaw koszulki, abym tylko nie popędził jak głupi w stronę potwora, który się na nas czaił.
– No, daj spokój, Made. – Przewróciłem oczami. – To tylko jeden mały demon.
– Obawiam się, że nie tylko. – La bonne fee spojrzała w kierunku krzaków, od których ja na moment odwróciłem wzrok. Z nachmurzoną miną podążyłem jej wzrokiem. Cóż, teraz nie był to jeden demon, a co najmniej kilkanaście, na dodatek wszystkie łypały na nas groźnie, ostrząc swoje zębiska.
– Czy ktoś kiedykolwiek wspominał ci o tym, że cieniste pokraki mają ostre zęby? – spytałem szeptem. Madelyn tylko potrząsnęła głową. – To chyba czas się wycofać. – Zaśmiałem się niemrawo i chwyciłem za dłoń przyjaciółki. – Jaki piękny dziś dzień! W sam raz, żeby spierniczać z lasu przed demonami! – Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy choćby zrobić, pociągnąłem ją w kierunku, z którego przybyliśmy. Tak jak się spodziewałem, demony ruszyły za nami. Czy to głupie, czy nie, miałem wrażenie, że właśnie rozpoczynała się genialna przygoda. W końcu nie na co dzień mogliśmy uciekać przed pokrakami. Niech żyją wycieczki szkolne!


7 komentarzy:

  1. Heeejooo!
    Na maśle wjeżdżam, aby rozpocząć swoje masłolamento. Ostrzegam jednak, że może być chao… cholewka, przecież ja zawsze tak tworzę, to czemu ja się bawię w ostrzeżenia? Dobra, kończę maślanić (nowa forma od pier...nanana) i tworzę właściwy komentarz!
    Lathan to istna kopia ojca, bo gdyby otrzymał geny matki, to na bank by się tak nie zachowywał. Ale też nie byłoby zabawy, bo dobrze wiemy, że jego rodzicielka nie jest zbyt rozrywkową kobietą. :D Ale to, co ten nastolatek wyprawia (tak, przeczytałam sobie poprzedni tekst, by być na bieżąco) przechodzi ludzkie pojęcie! My, zwykli śmiertelnicy, nie wyobrażamy sobie takiego zachowania. Wiem, że jesteś półdemonem, bawisz się niczym Twój tatuś lata temu, ale kto bo kto to widział, aby aż tak impre… Chwila, chwila… Lathan, czy ty chcesz się dopasować do towarzystwa z PatoŻycia? Dobra, tutaj jest tylko wspomnienie tego, jednak warto do tego wrócić, prawda? :D Idę dalej!
    Podobało mi się to, jak pokazałaś relację Lathana i Madelyn po tamtym niespodziewanym wyznaniu. Nastolatka, dotąd wpatrzona w Nate’a, była nieźle zaskoczona, kiedy ktoś, kto nie był obiektem jej westchnień, powiedział, że ją kocha. Biedna, musiała mieć niezły mętlik w głowie. Tyle że ignorowanie Lathana nie było rozsądnym krokiem, co sama poczuła to na własnej skórze. Chłopak nie mógł tego zdzierżyć, ale on też pokazał, że nie rzuca słów na wiatr. Widać po nim tę ogromną walkę ze swoją naturą, gdzie dotąd po prostu brał, co tylko chciał, a tutaj starał się okazać szacunek tej drugiej stronie. Dobra… Może nie zawsze, bo jednak dogryzał Madelyn, nieco krzywdząc ją tymi słowami, ale przecież demony i półdemony mają wybujałe ego i sobie nie pozwolą, by ktoś je ignorował, prawda? Lathana ubodło zachowanie obiektu westchnień i działał tak, a nie inaczej!
    Szczerze? Spodziewałam się, że to tak się skończy. Widać po Tobie miłość do Lathana i wyczuwałam, że nie masz ochoty aż tak się nad nim znęcać. Już i tak skopałaś mu tyłek, a teraz postanowiłaś mu to wynagrodzić. No, może cudownym momentom nie sprzyjały warunki, ale i tak jakieś szanse na happy end się pokazały!
    Tekst jak zwykle świetny. Może pojawiają się drobne potknięcia, lecz giną one na tle tej smakowitej fabuły!!
    Koniec masłolenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale... ale właśnie ja wciąż nie wiem, czy Lathan, czy Nate ;_____________; ja ich obu kocham.

      Usuń
    2. To niech żaden z nią nie będzie. O! xD

      Usuń
    3. Zabiję Madelyn! Też dobre rozwiązanie XD. Dołączy do matki!

      Usuń
  2. Hej! :)
    Tym tekstem utwierdzasz mnie w przekonaniu, że powinnam być #TeamLathan. Bo to ten z chłopców Auvrey'ów bardziej ich przypomina, a jak doskonale wiesz, ja się w jednym Auvrey'u kocham od kilku lat, kolejny do kolekcji nie zaszkodzi ;)
    Ach, ale tu są ładne uczucia. I złość, i niepewność, i nadzieja. Taka ładna otoczka się zrobiła w lesie. Do tego ta ironia, która może się kojarzyć tylko z WCN. No i demony. Takie pokraczne, siedzące w lesie. Idealnie wprowadzone.
    Run, Made, run!
    Ładne to było. Bardzo. I ja chcę ciąg dalszy!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Nate to trochę taki odmieniec rodzinny XD. Mało Auvreya w Auvreyu. Lathan i Made pewnie jeszcze wrócą w jakimś tekście, ja ich tak łatwo nie zostawię! Chociaż tak jak obiecałam, musi się znaleźć w jednym miejscu całe trio!
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń