Rila: W piekle wcale nie mówią po niemiecku. Choć mój part powstawał przy najnowszej płycie Rammstiena i dobrze szło. Chyba. Przecież w piekle leci ruskie disco polo, tak mówił Dante.
Wilczy: Ja to raczej tylko korekta i dużo czepialstwa.
Wilczy: Ja to raczej tylko korekta i dużo czepialstwa.
Dwadzieścia sześć lat. Oczywiście
liczba musiała zawierać szatańską cząstkę, w końcu piekło triumfowało. Tyle lat
zajęło Blunatic, Demonowi Zemsty, wygranie tego niedorzecznego zakładu i wreszcie
doprowadziła do upadku anioła plasującego się w czołówce boskich żołnierzy. W
tym czasie Anioł Nawrócenia zdążył poznać dobrze każdy kąt piekielnych włości,
co teraz starał się wykorzystać, przeczesując teren w poszukiwaniu swojej
dawnej „podopiecznej”.
Tamiel, bo tak brzmiało imię
Upadłej, chciała osobiście powiadomić Blu, że to nie przez nią wywalili ją z pracy.
Nie mogła pozwolić, by diablica chełpiła się zwycięstwem, którego w praktyce
nie odniosła. Choć chwalić się też nie było czym, bo mimo że od tego czasu
minęło sporo czasu, plecy Tamiel nadal bolały. Tylko odrobinę mniej niż zraniona
duma.
Miała wrażenie, że nawiedziło ją
deja vu. Znów stała pod knajpą „U Charona”, gdzie z neonowego napisu zostało
sześć świecących literek, a podwórko przed barem wyglądało jakby demony
urządziły sobie tam dwa dni temu wolną amerykankę. Można było powiedzieć, że w
piekle nic się nie zmieniło.
Ostrożnie pchnęła podwójne drzwi
i weszła do zacienionego wnętrza knajpy. Kiedyś jej pojawienie się wywołałoby
nie małą burzę, może i nawet zostałaby natychmiast wyrzucona, a teraz ledwo
paru diabłów rzuciło ukradkowe spojrzenia w jej stronę. Tego się jednak
spodziewała, w końcu wielu Upadłych Aniołów przystawało do demonicznej
społeczności, brutalnej i nieobliczalnej. Tamiel nie poszła tą drogą. Osiadła piętro
wyżej, wśród ludzi, wciąż pałając nienawiścią do czartów, a jej wizyta w
ojczyźnie zła miała tylko jeden powód – poszukiwanie Blunatic.
Niestety żadnej karmazynowej
czupryny w knajpie nie było. Wnętrze pogrążone było w mroku, demoniczny barman
wycierał coraz to brudniejsze szklanki, gdzieś w tle zawodziła zacinająca się
płyta z depresyjną muzyką. To nie było piekło, które znała. Zastanawiała się, gdzie
podziały się żądne krwi diabły, obijające sobie mordy i wyłapujące coraz to nowe
ofiary na przypadkowy seks-niespodziankę za rogiem.
Don't you know I'm no good for you
Było podejrzanie spokojnie.
Pomimo tego Tamiel przysiadła przy barze i skinęła na barmana. Z
przyzwyczajenia uśmiechnęła się, czego szybko pożałowała, bo barman posłał jej
mordercze spojrzenie.
– Takich jak ty nie obsługujemy –
rzucił jakby od niechcenia i już się odwracał, by wrócić do układania brudnych
szklanek na półki, ale Tamiel rzuciła na blat baru dość ciężką sakiewkę.
Barman najpierw zastrzygł
przydługimi uszami, po czym szybko poruszył nozdrzami. Wyczuł, że z jego
klientką jest coś nie tak, jednak bardziej interesowała go zawartość sakiewki.
Wyciągnął ku niej rękę, ale kobieta przysunęła ją ku sobie, cmokając
ostrzegawczo.
– Nie przyszłam tu na drinka –
wyjaśniła, patrząc na barmana zmrużonymi oczyma, jakby w myślach szacowała
swoje szanse na powodzenie misji.
– Stworzenia twojego pokroju nie
zaglądają tu zbyt często. – Barman oparł się biodrem o kontuar i założył ręce
na piersi. – Jednakże nie mogę ci pomóc. – Wbrew temu zapewnieniu, walczył sam ze
sobą, łakomie zerkając w stronę potencjalnej nagrody.
– Nie możesz, czy nie chcesz? – Tamiel
zaczęła powoli rozwiązywać sakiewkę, a zgromadzone w niej monety zabrzęczały
złowieszczo.
– Pamiętam cię. Ty i twoja
koleżanka wisicie mi sporo kasy.
– Cóż, nie przybyłam tutaj, by
spłacić długi, ale cieszę się, że pamiętasz nas obie. – Wyciągnęła jedną z
monet i zaczęła obracać ją w palcach. – Bo widzisz... szukam tej koleżanki.
Barman zagwizdał cicho i sięgnął
pod ladę, skąd wyciągnął kryształową butelkę z jakimś podejrzanym czerwonym
płynem. Tamiel jednak uniosła dłoń w geście odmowy. Miała ważną misję do
wykonania i nie miała pojęcia, jak jej obecny organizm wytrzyma diabelne
trunki. Musiała utrzymać trzeźwy umysł i gibkość ruchu, bo może i piekło
wyglądało na opustoszałe, ale nie można było mieć pewności, czy za rogiem nie
czycha jakiś szalony demon-samobójca.
– Jeśli nie przybyłaś tu w celu
konsumpcji drinka, to tam są drzwi.
– To przykre, że nie pokusisz się
o tak łatwy zarobek... – Tamiel wciąż obracała w palcach monetę, choć tak
naprawdę nie miała zamiaru rozstawać się sakiewką pełną złotych drachm, które z
wielkim trudem wyłowiła z piekielnej fontanny.
Choć najczęstszą walutą w
królestwie demonów była przemoc, drachmy nadal były w obiegu. Plan Tamiel był
prosty – pokazać parę monet barmanowi, dostać cenną informację i uciec z pełną
sakwą, zanim ktokolwiek zdążyłby się zorientować. Przecież musiała oddać resztę
pieniądzy „pożyczonych” z siedziby Devil May Cry, zanim Dante spomiarkuje się,
że cokolwiek zginęło.
– Więc... widziałeś może gdzieś
niedawno moją demoniczną koleżankę? – Tamiel przesunęła pieniądz w stronę
barmana, ale wciąż nie zabrała z niego dłoni.
Licząc na swój refleks, nie
spuszczała wzroku ze swojego rozmówcy. Czekała, napinając każdy mięsień swojego
ciała. Barman tylko westchnął i pokręcił z rezygnacją głową.
– Jakąś godzinę temu wyszła z
mojej knajpy z gościem ze stalową ręką.
Tamiel uniosła brwi. Nie
spodziewała się, że tak szybko uda jej się uzyskać jakąkolwiek informację, a
to, że Blunatic znajdowała się co najwyżej godzinę drogi stąd, było niczym
błogosławieństwo. Może i Tam nie należała już do armii skrzydlatych, ale nadal
miała serce po właściwej stronie i nie mogła zostawić barmana bez zapłaty.
Rzuciła więc jedną monetą w stronę demona za barem, uśmiechając się wdzięcznie,
ale ten wyciągał dłoń po sakiewkę. Tamiel odruchowo chciała ją zgarnąć ku
sobie, ale sekundę później o blat baru uderzyła rączka stalowej laski.
I've learned to lose, you can't
afford to
– To żadna informacja za cenę,
jaką chciałbyś otrzymać.
Przez ułamek sekundy kobieta miała
wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Odwróciła się i zobaczyła
czarnowłosego młodzieńca, łypiącego groźnie spod grzywki na barmana. Kącik jego
ust unosił się w tajemniczym półuśmiechu, który wywoływał u Tamiel dreszcze
niepokoju. Choć znała V od jakiegoś czasu, wciąż wyczuwała od niego złowrogą
aurę i nie była pewna, czy to przez przeszywające na wskroś duszę spojrzenie,
czy przez tribalowe tatuaże pokrywające całe jego ramiona i tors schowany pod
skórzanym płaszczem pozbawionym rękawów.
– Zdaje mi się, że znasz więcej
szczegółów dotyczących naszej zaginionej. – V przesunął sakiewkę bliżej Tamiel,
a wolną ręką odgarnął kruczoczarne włosy opadające mu na czoło.
– Pracujecie razem? – Demon za
barem nie należał do inteligentnego sortu diabłów i przenosił wzrok z kobiety
na młodzieńca i z powrotem, jakby wyczuwał jakiś podstęp.
– Nie... – Tamiel chciała
odruchowo zaprzeczyć, ale kątem oka zauważyła, że czarnowłosy ściska mocniej
trzymaną wciąż na sakiewce laskę. – ...nie widać, że mój partner ustrzegł mnie
przed zapłaceniem za tak marną informację?
Kiedyś nie potrafiła kłamać. W
końcu należała do legionu Tych Dobrych, stojących na straży prawości i
porządku. Dopóki nie zlecono jej samobójczej misji nawrócenia Demona Zemsty,
którego teraz tak usilnie próbowała odnaleźć.
– Dziewczyna, której szukacie,
powinna być w zachodnim okręgu.
Zachodni okręg był najgorszą
piekielną okolicą. To tam Blunatic najczęściej zaprowadzała Tamiel tylko po to,
by testować jej wytrzymałość i odporność na diabelne moce, z nadzieją że doprowadzi do jej upadku.
– Ale musicie uważać na tego
gościa ze stalową ręką. Ni to człowiek, ni to demon. – Barman zaczął sypać
coraz to większą ilością informacji, co chwilę łypiąc na sakiewkę.
– Jak wyglądał? – zapytał V, wciąż
nie opuszczając laski z sakiewki.
– Krótkie, srebrne włosy. Na
plecach dźwigał dziwny, czerwonawy miecz.
Tamiel prawie ześlizgnęła się ze
stołka. Im więcej się dowiadywała, tym bardziej coś jej się nie zgadzało.
Osoba, o której myślała, nie miała krótkich włosów, ani tym bardziej stalowej
ręki. Przeciwnie – miał rękę. A właściwie Diabelskie Ramię. Szkarłatne,
emanujące błękitnym blaskiem, zwłaszcza w pobliżu demonów. Ale nie tylko ona
podejrzewała, kto mógłby być tajemniczym towarzyszem Blunatic. V rzucił
sakiewkę prosto w ręce Tamiel i skierował się w stronę wyjścia. Upadłej nie
pozostało nic innego, jak podążyć za czarnowłosym. Rzuciła jeszcze
przepraszający uśmiech w stronę demona za barem i wybiegła przez trzymane dla
niej przez V drzwi, zanim którykolwiek diabeł zorientował się, że co się stało.
Piekielne powietrze wybuchło im
prosto w twarze. Postapokaliptyczny horyzont rozciągał się dookoła i tak
naprawdę trudno było poznać, gdzie mógłby teraz znajdować się zachodni okręg.
Kiedyś to właśnie stamtąd do uszu podróżnika dochodziła najgorsza masa bluzgów,
no i gdzieś tam swoje źródło miała rzeka krwi zmasakrowanych nieszczęśników.
Teraz nawet demony bały się wyściubiać nosy ze swoich melin.
– Hej! – Tamiel zawołała za V,
który bez słowa zaczął się oddalać w tylko sobie znanym kierunku. – Dokąd
idziesz?
– By odnaleźć tę, której szukasz.
– Nawet się nie odwrócił, a Tam mogłaby przysiąść, że wciąż się uśmiechał na
ten swój pokręcony, zagadkowy sposób.
Podczas ich krótkiej znajomości
Tamiel nie potrafiła obdarzyć go zaufaniem. Nie wiedziała, dlaczego zarówno
Dante jak i Nero współpracują z kimś, kto nie powiedział o sobie nic osobistego
i komu w walce pomagają trzy demoniczne zwierzęta.
– Dante cię przysłał. – Bardziej
stwierdziła, niż zapytała.
Wyrównała z nim krok i spojrzała na
niego wyczekująco. Ale V wciąż szedł przed siebie. Wyciągnął jedynie zza pazuchy
cienką książeczkę w skórzanej oprawie.
– Kto sumienie posiada, niech
cierpi, skoro zdał sobie sprawę z pomyłki. Będzie mu to karą - obok katorgi – zacytował.
Na moment zapadła głucha cisza,
jakby ktoś odłączył w piekle dźwięk.
– Cokurwa? –
Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, iż w najbardziej nieodpowiednich
momentach V wyskakiwał z dziwnymi cytatami ze swojej dziwnej książki.
Już nie raz i nie dwa próbowali
ją razem z Dante podprowadzić, bo być może tam zapisane były jakieś informacje
dotyczące czarnowłosego, ale za każdym razem coś im ten nikczemny plan
niweczyło. A to Pantera trzymała ciężką łapę na okładce, a to Gryf krążył
wokół, ciskając dookoła swoimi ładunkami elektrycznymi.
– Ciągle chowasz urazę do
Legendarnego Łowcy za swój upadek. – To także nie było pytanie, przez co Tamiel
poczuła się osaczona.
– Ja nie... – Choć natychmiast
poczuła potrzebę usprawiedliwienia się, to zaskoczenie odebrało jej mowę.
Tore my shirt to stop you bleedin'
Żaden logiczny kontrargument nie
przyszedł jej do głowy. Zdziwiła się, że V znał powód jej upadku. Bo przecież
Anioł Nawrócenia wcale nie został wygnany z nieba przez Demona Zemsty, jak
powszechnie było wiadomo. Owszem, przez dwadzieścia sześć lat Tamiel staczała
się coraz niżej, przejmując złe nawyki od Blunatic, ale to nie dlatego pozbawiono
ją skrzydeł.
– Dante po prostu chciałby
odzyskać to, co do niego należy – wytłumaczył spokojnie V.
– Nie jestem jego własnością!
– Mówiłem o tej sakiewce.
Tamiel zapowietrzyła się, ale
zanim zdążyła odpowiedzieć, znikąd zerwał się wiatr. Kurz z drogi zabrudził
powietrze, gdzieś na lewo wywrócił się przepełniony śmietnik. Z gardła Upadłej
wyrwał się krótki krzyk, kiedy nad jej głową przeleciało coś niebieskiego.
Odruchowo złapała V za ramię, ale natychmiast odskoczyła, bo to na nim
przysiadł winowajca zamieszania.
– Ty zasrany gołębiu! O zawał
mnie przyprowadzisz!
– To ty możesz umrzeć? – zapytał
sakrastycznie Gryfon, przekrzywiając łepek. – Co za wspaniała informacja!
Choć znali się krótko, cyniczny
demoniczny ptak zdążył zajść Tamiel za skórę.
– Jak cię dorwę, to wszystkie
pióra z tyłka ci powyrywam, zobaczysz! – Upadła chciała złapać Gryfona, ale V
zatrzymał ją na bezpieczną odległość końcem laski. Drugą rękę wyciągnął do
przodu, wypuszczając ptaka w lot.
– Szukaj zachodniego okręgu –
rozkazał.
– Z przyjemnością! – zaskrzeczał
Gryfon. – Nie umiem znieść anielskiego smrodu!
Tamiel wyciągnęła w stronę ptaka środkowy
palec, po czym odwróciła się na pięcia ruszyła w kierunku przeciwnym do tego,
który wyznaczał lot ptaka. Nie miała zamiaru przez całą drogę słuchać
uszczypliwych komentarzy tego zdeformowanego kurczaka. Nie uszła jednak daleko,
gdy ziemia pod jej stopami zaczęła się trząść, a z czarnej mazi, rozlanej po
drodze, zaczeły wyłazić demony podobne do przerośniętych mrówek. Ta znajdująca
się najbliżej Tamiel od razu zaatakowała, rycząc wściekle. Upadła wyciągnęła
przed siebie ręce, chcąc odrzucić wroga, ale nic się nie stało.
Wrzasnęła, pełna frustracji. Wciaż
zapominała, że nie posiadała już anielskich mocy. W ostatniej chwili odskoczyła
do tyłu, po czym odbiła się stopami ponownie, wykonując pokracznego fikołka i oddalając
się na większą odległość. Kiedy upadła na tyłek, czarne ostrze przebiło Empusę,
po czym zmaterializowało się w panterę.
– Wszystko w porządku? – zapytał
spokojnie V, ale odpowiedź Tamiel zagłuszyły odgłosy lecących w stronę demonów
elektrycznych pocisków wyrzuconych przez powracającego Gryfona.
Upadła zasłoniła oczy ręką, by
nie oślepnąć od blasku wybuchających ładunków, a kiedy ponownie spojrzała na
plac boju, po demonach nie było już śladu.
– Teraz już wiesz, dlaczego
samotna wędrówka po piekle jest niebezpieczna. – V wyciągnął rękę ku Tamiel,
pomagając jej wstać.
– Muszę znaleźć Blu.
– Musisz znaleźć rozum! – zaskrzeczał
Gryfon, siadając na ramieniu V. – Bo wasza Zemsta buja się po terenie Nienawiści.
But nothin' ever stops you leavin'
Na wspomnienie starego,
niedobrego znajomego coś przewróciło się Tamiel w żołądku. Jesli w zniknięcie
Blunatic zamieszany był Kirai, to wcale nie pójdzie im tak łatwo. Od wieków
toczyła wojnę z kolorowym demonem, pragnąc go raz na zawsze zlikwidować, ale
zawsze przegrywała. Czasem przez własną głupotę, bo snując się po piekle
wyskakiwała na niego znienacka w nadziei, że da jej to przewagę, ale i tak
dostawała po tyłku i skrzydlaci sprzymierzeńcy musieli ją ratować. Do tego
zwykle w Niebie czekał ją ochrzan za lekceważenie rozkazów.
Podświadomie Tamiel chciała, żeby
to Kirai okazał się głównym inicjatorem bałaganu. Wtedy mogłaby bez skrupułów
go ścigać, prosić o pomoc zarówno ziemskich znajomych, jak i nawet odważyłaby
się pokornie błagać o wybaczenie Niebo, by zwrócili jej moc. Odrzucała jednak
prawdziwy powód zniknięcia Blunatic, o którym wszyscy wiedzieli, ale nikt nie
mówił o tym głośno.
Pierwszy raz czuła
się wykończona. Wciąż zapominała, że jej demoniczna natura urzęduje w ciele
zwykłego człowieka. Już dawno nie była tak wściekła. Nie wiedziała nawet do
końca dlaczego i na kogo bardziej się złości. I czemu zaczęło jej zależeć.
Straciła rachubę
czasu. Pochłonięta rządzą zemsty, nie spostrzegła, że znalazła się w nieznanej
części piekła. Uniosła głowę, starając się ogarnąć wzrokiem obcą lokację.
Wszystko wydawało się być na opak. Niebo było czarne jak smoła, a pod jej
stopami rozciągała się bezkresna srebrna pustynia. Krótki jak cięcie miecza ból
przeszył przyćmił ją na moment, zostawiając po sobie wrażenie, że już kiedyś tu
była. Na pewno. Poznawała znajdujące się w zasięgu jej wzroku bezlistne drzewa,
porozrzucane po pustyni jak śmieci.
Zwykle to ją
charakteryzował chciwość. Zwykle musiała dostać to, czego pragnęła. A teraz to
ją, jej moc, chciano posiąść bez względu konsekwencje. Niedowierzanie mieszało
się z gniewem. Zawiodła się. Bardzo.
Tego dnia, gdy
poznała Nero, jedyne, co wiedziała, to że znalazła się w piekle. Była
nieświadoma reinkarnacji i tego, kim jest naprawdę. Wtedy Nero ocalił jej
tyłek. A kiedy zrobiło się naprawdę gorąco, złożył obietnicę, że po nią wróci,
w zamian za co Baal darował mu życie. A teraz za wszelka cenę chciała uniknąć
spotkania z Nero. Doszło do tego, że przed nim uciekała, pędząc na złamanie
karku przez infernalne włości. Nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zwrócił
się przeciwko niej. Nie spodziewała się, że potomek Vergila odziedziczy po ojcu
nieodpartą chęć posiadania mocy, która zamieniła się w obsesję. Przecież Nero
był buntownikiem. Ona też. Ich życie składało się z ciągłej walki. Byli
samotnikami, a jednal połączyła ich dziwna więź. Jak łowcę i zwierzynę.
Nie pozostało jej nic
innego, jak wrócić do dawnych metod radzenia sobie w takich sytucjach. Nie
miała najmniejszego zamiaru oddawać tego, co należało do niej i to na własnym
terytorium.
Quiet when I'm coming home and I'm on
my own
Piekły ją płuca. Gardło
i usta miała wysuszone. Kłuło ją w boku. Mimo to wciąż biegła, choć piaski
pustyni strasznie ją spowalniały. Jeśli upadała, natychmiast zrywała się o
dalszego biegu, napędzana wściekłością. Pustynia była przeogromna, a czarne
niebo nie pozwalało odróżnić nocy od dnia. Kiedy była już u kresu sił, jej
oczom ukazała się wieża sięgająca mrocznego nieba. Biel jej ścian raził w oczy.
Dotarła do drzwi. Nie wierzyła, że za wieżą jest coś jeszcze, natomiast była
pewna, że jej czas się jeszcze nie skończył.
Znalazła się wewnątrz
wieży. Uspokoiła oddech, rozejrzała się po okrągłej sali. Długi biały stół był
jedynym meblem w pomieszczeniu. Jasna poświata padała na dwie kusze leżące
spokojnie na blacie. Nie miała pojęcia, skąd dochodziło tu światło. Blu powoli
podeszła bliżej i dotknęła broni, a kolejna fala bólu przeszyła jej czaszkę.
Wróciło kolejne wspomnienie. Gdzieś już widziała te kusze, trzymała je kiedyś w
dłoniach. Wiedziała, że mają nawet imiona. Znała je.
Crey i Blitz pomogły
jej dokonać niejednej zemsty. Dwie kusze o duzej mocy zniszczenia, które
zostały jej zwyczajnie po chamsku ukradzione. Jednak złodzieje nie spodziewali
się, że Blunatic była sprytniejsza. Zapieczętowała w broni część swoich mocy
tak, by w razie potrzeby mogła je odnaleźć. I nie znalazła się tu przypadkowo.
Wiedziała, że ma ogon. Dobywając kusz,
czuła się silniejsza. Niemal pewna tego, że uda jej się obronić.
Obróciła się i
wyciągnęła kusze przed siebie, gdy drzwi wieży trzasnęły przeraźliwie. Nie
potrafiła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
– Coś ty taki smutny,
Nero? – Przekrzywiła głowę. – Nie z tęsknoty za mną tu przbiegłeś?
Uśmiechnęła się szerzej,
patrząc na jego niewzruszoną twarz.
– Nie przyszedłem tutaj
na pogaduszki. – Z tonu głosu łowcy zniknął typowy dla niego cynizm.
– Szkoda. – Blunatic
teatralnie westchnęła. – Naprawdę je lubiłam. – Zaczęła przechadzać się wzdłuż
stołu, wciąż mierząc do Nero z kusz.
– W tej chwili mogę
cię zabić na tysiąc sposobów. – Potomek Spardy sięgnął za siebie i przekręcił
napęd miecza kilkukrotnie. – Właśnie wybieram najlepszy.
Kusze upadły z
trzaskiem na kamienną podłogę, nim zdążyła wystrzelić. Czerwona Królowa
wystrzeliła do przodu, trafiając Blunatic prosto w pierś. Posoka rozbryzgła po
posadzce, a diablica zachwiała się, choć nie upadł.
– Ech. – Blu
spojrzała w dół na świeżą ranę. – Będziesz chciał to z powrotem – wskazała na
miecz – czy mogę sobie zatrzymać?
Z radością patrzyła,
jak oczy Nero powiększają się ze zdziwienia. Jeśli naprawdę myślał, że tym może
zabić Blunatic, to był albo głupi, albo niespełna rozumu. Chciała, by widział
jej przemianę. By zrozumiał, że była potężna. Czerwone włosy powoli zaczęły rosnąć.
Karmazynowe futro porosło jej plecy, a sekundę później o podłogę uderzył długi
ogon, zakończony ostrzem w kształcie łezki. Owinęła go wokół rękojeści miecza i
wyciągnęła z siebie powoli, jeszcze bardziej znacząc podłogę posoką.
– Naprawdę myślałeś,
że możesz mnie zabić? – Odrzuciła miecz pod nogi Nero. – Nie powinieneś mnie
lekceważyć.
Kucnęła, by podnieść
upuszczone kusze, ale zrobiła to sekundę za wolno. Diabelska dłoń dopadła jej
gardła. Zachłystnęła się powietrzem, kiedy uderzyła plecami o kamienny stół.
Dopiero teraz poczuła ból, przechodzący przez każdą część jej ciała. Ryknęła,
opryskując krwią twarz Nero.
Na próżno szukała przyczyny
zmiany jego zachowania. Przecież oczy Nero były takie same jak wtedy, gdy została
zaspokojona nie tylko jej ciekawość. I teraz też podniosła dłoń, by dotknąć
jego twarzy.
I could lie, say I like it like that,
like it like that
Coraz trudniej było
jej oddychać. Dławiła się krwią i powoli czuła, jak powraca do podobnej
człowiekowi formy. Uniosła ogon, który owinęła wokół szyi Nero w nadziei, że
zdoła go od siebie odciągnąć, ale on roztrzaskał się na kawałki, jakby była ze
szkła.
– Nero! Przestań! –
usłyszała wrzask, dochodzący spod drzwi, ale nie spodziewała się ratunku. Doskonale
wiedziała, że za moment Nero posiądzie jej moc. Tak, jak posiadł ją.
Choć w wieży nie było
okien, nagle zerwał się silny wiatr. Tamiel próbowała zmienić przeznaczenie,
którego Blu była pewna. Umrze tu i nic tego nie powstrzyma.. „Głupia”,
pomyślała, słysząc rozpaczliwe krzyki anioła.
– Dante! Pomóż mi!
Kątem oka dostrzegła,
że Dante mierzy w bratanka ze swoich ukochanych pistoletów, po czym jej wzrok
zaczął tracić ostrość. Ognie piekielnie zajęły jej płuca, uniemożliwiając
zaczerpnięcia powietrza.
Nawet cieszyła się,
że w ostatnich momentach życia mogła spoglądać w te niebieskie oczy. Już nie
miało znaczenia jej powołanie. Nic już nie miało znaczenia. Wokół wirowały kobaltowe
pióra. Dźwięki i kolory się zlały.
Teraz już wiedziała
na pewno. Nie ucieknie.
Wspomnienie odtwarzało się w jej
głowie raz po raz jak zepsuta płyta. Zatraciła poczucie czasu, a z każdą
kolejną sekundą spędzoną w piekle miała wrażenie, że krew mimowolnie się w niej
gotuje. Nie wiedziała, czy dotarli do zachodniego okręgu po upływie godziny,
czy wędrówka trwała tygodniami. Jednego była pewna – nie przetrwałaby tu sama,
a tajemniczym towarzyszem Blunatic,
wspomnianym przez barmana, musiał być Nero. Tamiel nie widziała go od tygodni,
więc może i zmienił wygląd, ale martwiła ją wspomniana stalowa ręka. Może
barmanowi coś się przewidziało.
Don't you know too much already
– Myślisz, że Nero także szuka
Blunatic? – zapytała bezwiednie, pochłonięta myślami.
Szli powoli, między wysokimi,
zrujnowanymi kamienicami. Z każdego wybitego okna z nienacka mógł wyskoczyć na
nich jakiś demon. Od dłuższego czasu było zbyt cicho. Jedynym zagrożeniem były
spadające z futryn okiennych potrzaskane kawałki szyb, wybijane wiatrem.
– Jestem niemal pewny. –
Zdecydowany ton głosu V jeszcze bardziej zaniepokoił Tamiel.
Jeśli dojdzie do spotkania Blunatic
i Nero, poleje się krew. Choć Demon Zemsty nie był już tak potężny jak kiedyś,
wciąż tliła się w niej iskierka wściekłości, która napędzała jej moc. A
przynajmniej Tamiel tak myślała, choć kto wie, co przez ten czas mogło dziać
się z Blu, skoro od tamtego incydentu nikt jej nie widział.
I wtem, jakby przyciągnięci
myślami Upadłej, pojawili się za kolejnym zaułkiem. Nie było mowy o pomyłce –
niebieski płaszcz i jarzący się czerwoną poświatą miecz na plecach z pewnością
należały do stojącego na progu jakiegoś domu Nero. Tamiel aż zmrużyła oczy, by
lepiej widzieć, choć tej krótkiej fryzury wcale nie poznawała.
– Ner...! – chciała zawołać, ale
V ją zatrzymał.
Uderzyła plecami o mur, a koniec
laski przesunął jej się po szyji. Czarnowłosy przytknął palec do ust,
zapobiegając ujawnieniu ich położenia.
– Co jest, V?! – wyszeptała
Tamiel, ale nie odważyła się poruszyć.
– Chyba nie chcesz ściągnąć mu na
plecy demonów?
– Chcę znaleźć Blu. – Upadła
wskazała na drzwi, w których pojawiła się Blunatic.
Ale czy na pewno?
Nie usłyszeli żadnych krzyków,
bluzg, czy pretensji. Tak naprawdę to musieli bardzo wytężać słuch, by
cokolwiek dosłyszeć.
I'll only hurt you if you let me
– Odejdź, Nero.
Czy to był błagalny ton?
– Nie.
Uparty, jak zawsze. Drzwi skrzypnęły,
ale ani V, ani Tamiel nie dostrzegli, kto stał po drugiej stronie progu.
– Odejdź. Tu jest moje miejsce.
Ty baw się dobrze na górze.
Mimowolnie Tamiel ścisnęła dłoń
V. To nie było zachowanie, do którego Demon Zemsty ich przyzwyczaił.
– Nie. – Kolejna odmowa ze strony
Łowcy Demonów poskutkowała tym, że musiał wsunąć stopę między próg, a drzwi, by
nie zostać odesłany z kwitkiem. – Wyjaśnij mi, przecież to nie ty. Znam cię. Co
się stało?
W tym momencie Tamiel miała
ogromną ochotę podbiec do Nero i go po prostu jebnąć. Jak to co, baranie?!,
pomyślała, po
części to twoja wina!
– Każdego można zmiażdżyć.
Tego już było za wiele. Upadła znów
chciała ruszyć naprzód, ale gdy się poruszyła, usłyszeli głośne dudnienie, a
Nero wbiegł do środka kamienicy. Nie zdążyła dostrzec, co stało się później, bo
rozległo się głuche warczenie, a kamienica w której ukrywała się Blu,
eksplodowała.
V zamknął Tamiel w swoich
ramionach i osłonił przed lecącymi we wszystkich kierunkach cegłami. Gdy kurz
opadł, zobaczyli, że na przeciwko rzucającego bluzgami Nero stoi nie kto inny,
jak Kirai. W swoich łapach
trzymał Blunatic.
Call me friend but keep me closer
– Zabieraj te swoje pedalskie
łapy! – ryknął Nero, naciskając agresywnie napęd Czerwonej Królowej.
Zwykle Łowca lubił pożartować
przed walką, rzucając sarkastyczne komentarze w stronę demonów. W tej sytuacji
nie był w stanie zdobyć się na kąśliwą uwagę. Zdrowa, ludzka ręka, w której
dzierżył Niebieską Różę drgała niecierpliwie, gdy mierzył w stronę demona. Ale
Kirai tylko przekrzywił kolorowy łeb, zaciskając mocniej pierzaste łapy na Blu.
Znowu machnął ogonem, wzbijając w powietrze gruz i pył rozwalonej kamienicy.
Tamiel ponownie szarpnęła, chcąc
wyrwać się z mocnego uścisku V. Przetarła dłonią mokrą od łez twarz. Nie
wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Jednego była pewna – nie mogła stać bezczynnie
i patrzeć, jak jakiś skurwysyn pastwi się nad Blunatic. Ostatkiem sił odepchnęła
V, zabierając mu z ręki laskę. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować,
wyskoczyła z rykiem na Kiraiego.
Teraz albo nigdy.
(Call me
back)
Miała wrażenie, że zawisła w
powietrzu na bardzo długi moment. Centymetry dzieliły naostrzony koniec laski
od brzucha Kiraiego, gdy coś ją rozproszyło. Jej spojrzenie napotkało zmęczony
wzrok Blunatic. Ten ułamek sekundy wystarczył, by Kirai uniósł ogon i uderzył
nim w Upadłą, z impetem posyłając ją z powrotem na ziemię. Każdy kawałek jej
ciała eksplodował bólem, gdy potoczyła się po asfalcie i huknęła o ścianę
jednej z kamienic.
Drugim machnięciem ogona Kirai
odrzucił srebrną laskę w stronę V, który natychmiast przyzwał swoje demony. Nero
dobył miecza, ruszając prosto na Nienawiść. Kolorowe pióra wbiły się w chodnik
przed Nero, tarasując mu drogę, po czym wybuchały, jeden po drugim. Pantera V
doskoczyła do Kiraiego kąsając go po łydkach. Co chwilę jednak zwierzę spowijał
czarny dym, gdy unikało ciosów ogona. Gryfon krążył nad ich głowami, raz po raz
zmieniając kierunek lotu.
– Trafię Zemstę, cholera, no
trafię ją jak będziecie tak skakać!
Nero, widząc, że nie ma szans
zbliżyć się do Kiraiego, wyciągnąl przed siebie stlową rękę, a dłoń na lince
wystrzeliła do przodu. Miał nadzieję, że uda mu się wyłowić Blunatic, ale Kirai
skutecznie osłaniał ją skrzydłem. Drugim machnął, wzbijając w powietrze gruz z
kamienicy. Nero osłonił twarz Czerwoną Królową i musiał odskoczyć, by nie
dostać paroma cegłami.
– Wystarczy! – krzyknęła
Blunatic, wczepiając palce w kolorowe pióra na torsie Kiraiego. – Obiecałeś, że
ich nie skrzywdzisz.
Tym razem czerwone oczy Nienawiści
spojrzały z góry na Blu. Demon wyszrzeczył szpiczaste zęby w cynicznym uśmiechu,
po czym zabrał ogon i nakreślił za sobą w powietrzu krzyż, który rozerwał
krajobraz. Otworzył portal i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wciągnął w
niego Blunatic i tyle ich widzieli.
– BLU! – ryknął Nero i wyskoczył
ku portalowi, ale przejście zatrzasnęło się w mgnieniu oka. – Kurwa... –
zaklął, po czym odwrócił się i podszedł do podnoszącej się z ziemi Tamiel.
Złapał Upadłą w pół, kiedy jej
nogi odmówiły posłuszeństwa.
– Wszystko okej?
– Taa... – Otarła krwawiącą wargę
wierzchem dłoni. – Zabrał ją.
– Gdzie oni są? – zapytał Nero,
widząc, że V skupia swoje moce, by wyczuć jakąkolwiek obecność Blunatic.
– Nie tutaj – odparł czarnowłosy,
a Gryfon przysiadł na jego ramieniu.
– Przecież, kurwa widzę, że nie
tutaj.
– Musimy się wycofać.
– Musimy znaleźć Blu, zanim ten
pedał ją dojedzie! – Nero złapał mocniej Tamiel, gdy ta znów zaczeła słabnąć.
– Tamiel musi odpocząć. Dalsze
poszukiwania nie mają sensu.
– Wiesz co nie
ma sensu? Twoj gadający ptak!
– Mam nadzieje,
że nie mówisz o mnie... – Gryfon machnął ostrzegawczo skrzydłami, na co V tylko
przewrócił oczami.
– Uspokój się –
rzucił w stronę chłopaka. – Marnujesz niepotrzebnie energię.
– Przydaj się do
czegoś i ustal, do jakiego okręgu się wynieśli, zamiast mi rozkazywać – warknął
Nero.
– Nie rozumiesz.
Kiedy mówię, że ich tu nie ma, to mam na myśli, że ich tu nie ma. Nigdzie.
– Co ty wygadujesz.
Muszą gdzieś być!
– Ale nie tu.
Nie w piekle.
Jeśli leci tam ruskie disco polo to mu być piekło.
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego ale lubię piekielne uniwersa. ( W końcu wszyscy się tam spotkamy 😈).
Takich tu nie obsługują? Cóż za dyskryminacja, ale na szczęście złote monety rozwijają nawet w piekle tolerancję 😋
Widzę że Tamiel nie spodziewała się jakiejkolwiek pomocy czy współpracy. Nie dziwi mnie to co krok ktoś próbował ją pociągnąć na ciemną stronę mocy.
Dziwnie spokojnie w tym pikle, szykuje się chyba jakaś większą rozruba?
O gadający Gryfon, ale jazda. Ciekawa postać ten V. A jego podopieczni z pewnością regularnie odwalają jakieś numery.
W sposób w jaki opowiesz otoczenie i to co się w nim dzieje, daje mi wyraźny obraz, w środek którego wrzucilas mnie swoim opowiadaniem. Jest bo bodajże trzeci tekst który czytam z tej serii, ale coraz bardziej mi się tutaj podoba i zaczynam rozumieć co się tutaj dzieje.
Fajny przeskok z pierwszej części do drugiej. A jaaaa czym się stała Blu, tego nawet ja sie nie spodziewałam. chociaż nie takie rzeczy w piekle widziano.
O ludzie ile dramatu i akcji w tej ostatniej części 😍 cieszę się że przeczytałam ten tekst i oczekuje na następny