Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 24 czerwca 2019

[20] Kroniki ze Smoczego Wzgórza: Karczma pod Trupią Czachą ~ Kamil


Tak jakoś fajnie się ułożyło, że temat z tygodnia 19 podpasował mi też do tygodnia 20, a że nie zdążyłem napisać tekstu na tydzień 19 to dam połączony na tydzień 20 (powtórzenia we wstępie są specjalnie zrobione XD). Znowu Warren i Lena, akcja dzieje się tego samego dnia co w tekście z tygodnia 15, ale później (bo zapomniałem w tekście z tygodnia 15 zaznaczyć, że to 2 dzień miesiąca Burz). Oby się wam tak miło czytało jak mi miło się pisało ten fragment ^^





02 Burz 1255 roku Po Uwolnieniu

Lena wróciła do komnat Warrena równo po pół godziny. Tego dnia już drugi raz nie bawiła się w podchody z wartownikami przed drzwiami księcia, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało. Stanęła przed zbrojnymi, ukłoniła się nisko i poprosiła o audiencję u króla, myśląc jednocześnie: Za bardzo im popuszczam, jeszcze się rozleniwią, miernoty jedne. Strażnicy spojrzeli po sobie, byli bardzo zdziwieni zachowaniem półorkijki. Nie dość, że wcześniej widzieli ją w sukni balowej, to teraz była jeszcze dla nich miła i prosiła o audiencję. Przynajmniej strój ma normalny, taki jak zawsze - pomyślał jeden z nich, gdy przepuszczali Lenę ubraną w lnianą koszulę, bawełniany dublet i nogawice oraz skórzany pas.
W komnacie panował już porządek, wszystkie zmięte kartki zostały pozbierane. Na łóżku siedział Warren, trzymając ręce na kolanach. Wyglądał na zdenerwowanego. Jego ubiór nie różnił się zbytnio od tego, co miał na sobie pół godziny temu. Atłasowa chabrowa koszula, zdobiona złotymi nićmi, tunika bez rękawów oliwkowego koloru z ozdobnym kołnierzem oraz workowate jedwabne spodnie czarnego koloru. Lena zdecydowanie nie tak sobie wyobrażała łachmany. Postanowiła więc zwrócić następcy tronu na to uwagę.
- Książę, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale bogaty strój z zeszłego roku nadal jest bogatym strojem, a nie łachami…
- Przecież wiem to! - Warren się zirytował. - Wziąłem swoje najgorsze, najbardziej zniszczone ubranie, sama zobacz - i wystawił w jej stronę bark oraz kolano.
Szew na koszuli przy lewym rękawie, w miejscu w którym łączył się z torsem, był lekko rozpruty. Dziura była wielkości około ćwierci cala. Podobnie wyglądało to z kolanem. Prawa nogawka była jedynie lekko przetarta od przyklękania.
Doradczyni księcia zamknęła oczy, złapała się za nasadę nosa i pokręciła przecząco głową, głośno przy tym wzdychając.
- Ech… Warren, osłabiasz mnie czasami… Zacznijmy od podstaw. Żadnego aksamitu i jedwabiu. Coś biedniejszego. Wełna, na przykład.
- Nie mam nic wełnianego - burknął pod nosem następca tronu.
- Masz ci los! - Lena zaczęła intensywnie myśleć, jak wybrnąć z tej sytuacji. Rozejrzała się po pokoju księcia, jednak nie znalazła nic, w co mogłaby ubrać Warrena. Jej wzrok spoczął na następcy tronu. Nagle wpadła na pewien pomysł. Zawołała jednego ze zbrojnych. - Bastian!
Z prawej strony drzwi wyłoniła się tylko głowa strażnika. Niepewnie spoglądając do środka powiedział:
- Tak, panienko… Ummm… Panno? - Wartownik zwątpił jak ma tytułować doradczynie księcia. Zdarzało się to niezwykle często prawie całej służbie w zamku. - Panno Leno?
- Przyprowadź starego Erakina. Niech przyniesie jakieś świeże swoje ubranie. - Półorkijka gdy zauważyła konsternację na twarzy Bastiana dodała. - Świeże, znaczy nie noszone po praniu. Rozkaz króla, pędź w podskokach.
- Tak jest!
Strażnik ruszył na niższe piętro, w stronę kuchni. W tym czasie Lena zaczęła przygotowywać księcia do wyjścia. Podeszła do kominka i sięgnęła po mały kawałek wypalonego drewna. Roztarła węgiel w dłoniach i z wystawionymi rękoma zbliżyła się do twarzy księcia. Ten spojrzał na nią zszokowany ale i zniechęcony:
- Czy to naprawdę konieczne?
- Tak. W sumie  lepsze byłoby końskie łajno, bo jeszcze dodatkowo byś śmierdział - na te słowa książę odsunął się od półorkijki, ta jednak nic sobie z tego nie zrobiła i znów zbliżyła brudne dłonie do jego twarzy - no ale węgiel też się nada.
Gdy Lena zrobiła już smugi na policzkach i czole Warrena, spojrzała krytycznym okiem na włosy następcy tronu.
- Są za czyste - powiedziała, łapiąc kosmyk. - Przydałoby się je jeszcze otłuścić. Szkoda, że nie poprosiłam Bastiana jeszcze o smalec… Jak się nazywał ten drugi strażnik przy drzwiach? No nieważne. Stra…
- Co?! - książę przerwał jej w połowie słowa, gdy dotarło do niego, co zamierza zrobić Lena - Nie zgadzam się! Nie posmarujesz moich włosów smalcem!
- Wzywał mnie ktoś? - odezwała się głowa z lewej strony drzwi.
- Nie, nie, zaszła pomyłka - odpowiedział Warren i spojrzał karcącym wzrokiem na swoją doradczynię. Ta jedynie wzruszyła ramionami.
Wartownik schował głowę z powrotem za framugę, a Lena dokańczyła swojego dzieła, nacierając węglem szyje i dłonie następcy tronu.
Wkrótce do pokoju wszedł nadworny kucharz. Gdy zobaczył twarz księcia, krzyknął przerażony i wypuścił z rąk szaty, które niósł.
- Na chór pracy! Co mu zrobiłaś?!
- Spokojnie, to tylko węgiel - powiedziała półorkijka pokazując mu swoje pobrudzone dłonie.
- Wasza wysokość na to się zgadza?
- Tak, Erakinie, to nic takiego. - Zapewnił książę, uśmiechając się. - Dziękujemy za twą pomoc, możesz wrócić do swoich obowiązków.
Na te słowa kucharz ukłonił się i wycofał, cały czas patrząc na Warrena i Lenę. Gdy przeszedł przez drzwi, wymamrotał pod nosem do strażników miejcie na nią uwagę i w ogóle się nie kryjąc wskazał palcem na półorkijkę. Następnie odszedł, kierując się w stronę kuchni.
Doradczyni księcia obejrzała dokładnie strój dostarczony przez Erakina. Za duża, biała, lniana koszula z podartymi rękawami oraz płócienne, workowate spodnie brązowego koloru. Półorkijka uznała, że ubiór się nada i rzuciła nim w kierunku księcia, krzycząc jednocześnie:
- Łap!
Warren złapał koszulę, ale spodnie trafiły go w twarz.
- Ughhh!!! Ohyda! I jeszcze śmierdzą cebulą!
- Nie przeżywaj. No! Na co czekasz? Przebieraj się. Będę czekała na ciebie u siebie, muszę jeszcze coś załatwić - powiedziała i wyszła z pokoju.
Wkrótce potem, przebrany już Warren dotarł do komnaty Leny. Znajdowała się ona po drugiej stronie dziedzińca zamku, niedaleko kaplicy Trzech Chórów. Książę chwilę stał przed drzwiami i wahał się, czy wejść tak bez ostrzeżenia czy może zapukać wpierw. Zdecydował się na drugi wariant.
Po korytarzu rozeszło się delikatny stukot w drzwi. Przytłumiony głos zaprosił pukającego do środka.
Warren oniemiał, gdy zobaczył wystrój pokoju Leny. Był tutaj ostatni raz kilka lat temu, jeszcze zanim jego doradczyni stała się mistrzynią skrytobójstwa. A później, to ona przychodziła do niego.
 Małych rozmiarów pomieszczenie, niespełna sześć stóp na dziewięć, nie miało żadnych tapet ani tynku, jedynie gołą cegłę. W prawym rogu znajdował się małe łóżko, na lewo zaś szafa oraz komoda. Na każdej ze ścian wisiał mały arsenał przeróżnego rodzaju broni. Od krótkich ostrzy w każdym kształcie, po miecz dwuręczne i topór katowski. Książę zauważył nawet kuszę.
Lena siedziała na łóżku, trzymając w prawej dłoni pas z przypiętym sztyletem. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła księcia, on jednak nie odwzajemnił uśmiechu i powiedział głosem pełnym przejęcia:
- Wiesz, że normalni ludzie nie mają pokoju pełnego broni?
- Żeby była jasność, - półorkijka wstała i pokazała lewą ręką na broń w jej pokoju - każde z tych ostrzy uratowało mi życie chociaż raz.
- A co z tamtą kuszą?
- Ach, to? To dla dekoracji.
Najpierw Lena parsknęła śmiechem, chwilę później również i Warren.
Doradczyni księcia podeszła do swojego władcy i wręczyła mu skórzany pas.
- Trzymaj, miejmy nadzieję, że się nie przyda.
- Dziękuję? - powiedział Warren z wątpliwością w głosie.
Następca tronu zapiął pas na wysokości bioder. Półorkijka zbliżyła się i od razu go poprawiła, przesuwając nieco wyżej.
- To po to, żeby szybciej wyciągnąć sztylet - wyjaśniła i uśmiechnęła. Tym razem Warren odwzajemnił uśmiech.
- Mam coś jeszcze dla ciebie - Lena, powiedziawszy to, podeszła do komody i z szuflady wyciągnęła czapkę. Następnie wręczyła ją księciu - Ukryj pod tym włosy, skoro nie chcesz ich brudzić.
- Dzięki. - Zadowolony z siebie następca tronu, nałożył czapkę na głowę. - To co? Idziemy?
- Idziemy - zgodziła się półorkijka.
***
Opuścili zamek tajnym wyjściem, które tylko kilka osób znało. Wejście znajdowało się w kaplicy Trzech Chórów, tuż za pomnikiem symbolizującym cały Chór Służby. Wyjście zaś było tuż za fosą warowni, w małej strażnicy.
Nastało bardzo późne popołudnie, słońce już zbliżało się do horyzontu, gdy znaleźli się na ulicach Smoczego Wzgórza. Lena od razu ruszyła przed siebie, nie rozglądając się zbytnio. Warren natomiast patrzył wszędzie, nie wiedząc na czym ma skupić swój wzrok. Był zachwycony i jednocześnie przerażony oraz bardzo niepewny. Nie licząc polowań, nigdy przedtem nie opuszczał zamku o takiej porze dnia. Mało tego, teraz po raz pierwszy był sam, bez obstawy straży, która by go strzegła.
- Idziesz? - zawołała Lena, która przystanęła przed skrzyżowaniem i obejrzała się na księcia. Ten dołączył do niej w kilku susach.
- Może powinniśmy wymyślić mi jakieś inne imię? - zaproponował.
- Po co?
- No wiesz… Skoro mam podejrzeć prawdziwe życie moich poddanych, to nie możemy pozwolić, aby się domyślili, że jestem księciem!
- Hahaha! To żeś teraz wymyślił! Warren, w tym mieście jest pełno ludzi o twoim imieniu. Zobaczysz, nikt cię nie rozpozna.
- No dobra… - odpowiedział lekko zawiedziony książe.
Weszli na ulicę Stolarską. Warsztaty były już pozamykane, a po samej drodze przechadzały się jedynie trzy osoby. Lena poszła na prawo, książę podążył za nią. Na kolejnej ulicy, Bednarskiej, również można było spotkać pojedynczych mieszkańców i pozamykane pracownie. Na Tokarskiej, podobnie jak na dwóch poprzednich, warsztaty były już nieczynne a osób przechadzających się nie było wcale. Następca tronu poczuł zawód i posmutniał. Liczył, że spotka tłumy, że będzie mógł podchodzić do każdego i chwilę z nim rozmawiać, że będzie wchodzić do każdej pracowni, że będzie mógł przyglądać się pracy innych. Powiedział do swojej doradczynie z wyrzutem:
- Chyba trochę za późno na wycieczkę się wybraliśmy, co?
- Nie. Dlaczego?
- Bo tu nikogo nie ma! Jak mam poznać życie moich poddanych, jak wszyscy udali się już na spoczynek?
- Nie wszyscy. Cierpliwości, ksią… Warrenie.
Przeszli jeszcze dwie puste ulice. Książę stracił już nadzieję na to, iż faktycznie uda mu się kogokolwiek poznać, gdy wtem, usłyszał dźwięki muzyki i hałas głośnych rozmów. Zbliżali się do karczmy.
Gdy tylko pokonali kolejne skrzyżowanie, ich oczom ukazał się widok, na jaki następca tronu liczył od samego początku. Przed jednym z budynków stało mnóstwo ludzi. Zbici w kilkanaście grupek głośno dyskutowali, jednak z powodu hałasu jaki temu towarzyszył, nie dało się zrozumieć poszczególnych rozmów, jedynie pojedyncze słowa.
Lena złapała Warrena za rękę i pociągnęła go w stronę budynku. Przepychając się między tłumem, stanęli przed wejściem. Nad nimi, wielkimi, białymi literami napisane było Karczma Pod Trupią Czachą. Przed i za napisem narysowane były całkiem realistyczne szkielecie czaszki.
- Niezbyt zachęcająca nazwa…
- Ale marudzisz! Jak ci się nie podoba, to jeszcze możesz wrócić.
- Nie, idziemy do środka! - książę udał entuzjazm.
- No! I takie podejście mi się podoba! - Lena pociągnęła znów za rękę następcę tronu i weszła do środka.
Wewnątrz karczmy było więcej osób niż na zewnątrz. Czterech bardów, dwoje ludzi z lutniami, krasnolud z bębnem oraz elfka z fletem, stało nieopodal szynkwasu. Przygrywali wesołą melodię, a przed nimi grupka ludzi tańczyła do muzyki. Wszystkie stoliki były zajęte, więc Lena wraz z Warrenem podeszli do lady i usiedli na niewygodnych, drewnianych stołkach. Karczmarz zmierzył ich krytycznym wzrokiem, ale półorkijka szybko uniosła mieszek pełen złota i nim potrząsnęła. Brzęk monet uspokoił wąsatego oberżystę i od razu, miłym ale niskim głosem zapytał:
- Co bydzie?
- Dwa razy Trupia Główka! - Doradczyni księcia próbowała przekrzyczeć harmider składając zamówienie.
Karczmarz kiwnął głową i sięgnął po dwie czaszki. Dopiero po chwili Warren zorientował się, że nie są to prawdziwe głowy szkieletów, a jedynie wyżłobione w kości kufle. Oberżysta wpierw nalał ciemny trunek do środka, wypełniając naczynia w trzech czwartych, a następnie uzupełnił czaszki przezroczystym napojem. Położył oba kufle przed księciem i jego doradczynią, po czym wyciągnął dłoń po zapłatę. Lena sięgnęła z mieszka cztery monety i wręczyła je karczmarzowi. Chwyciła za swój kufel i spojrzała wyczekująco na Warrena. Ten niepewnie uniósł naczynie do nosa i powąchał napój.
- Co to jest? - zapytał, krzywiąc się.
- Alkohol. Tego się nie wącha tylko pije.
- Wiem, że to alkohol! Pytam jaki rodzaj.
- Ciemne, krasnoludzkie piwo i nalewka z ostroziela.
- Z tego można robić nalewkę? - zdziwił się książę.
- Widocznie tak - Lena odstawiła swój kufel, już lekko zirytowana - Warren. Weź się odpręż trochę. Wyłącz na chwilę myślenie i zastanawianie się nad wszystkim, i po prostu się napij. Dobrze ci to zrobi.
Nie do końca przekonany książę wypił mały łyk Trupiej Główki. Palące, przyjemne ciepło rozlało się po jego gardle i żołądku. W ustach zaś pozostał korzenno-karmelowy posmak. Mimowolnie następca tronu się uśmiechnął. Półorkijka również chwyciła za czaszkę z napojem i wypiła kilka większych łyków, po czym odstawiła naczynie z hukiem i wytarła usta w rękaw koszuli.
- Ach! Tego mi było trzeba! Pij Warren, pij! Zanim straci moc!
Zachęcony przez Lenę, książę znów uniósł kufel do ust. Po czterech głębszych łykach również huknął kuflem o ladę. Niestety, wylał w ten sposób trochę alkoholu i umoczył rękaw dobrze zbudowanego mężczyzny siedzącego obok. Tamten zerwał się natychmiast ze stołka i chwycił za koszulę Warrena.
- Ty śmieciu! - Drab uniósł pięść do góry, celując w twarz Warrena. - Chyba dawno nie dostałeś wpier… O! Trisha! - Mężczyzna spojrzał na półorkijkę, która również zerwała się ze stołka, jak tylko zobaczyła zagrożenie dla księcia. - On jest z tobą?
Lena kiwnęła głową.
- Prze… Przepraszam, nie wiedziałem. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem kolego - drab puścił Warrena i pogładził delikatnie koszule w miejscu, w którym chwilę temu ją ściskał.
- Nic się nie stało - Warren szepnął ledwo słyszalnie, nadal zaskoczony całą sytuacją.
- Wszyscy przyjaciele Trishy są moimi przyjaciółmi! Nazywam się Mandal.
Mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę księcia. Następca tronu spojrzał na rękę po czym podał mu swoją.
- Warren, miło mi poznać - uśmiechnął się.
- Chodź, Warren, postawię ci piwo - Mandal objął księcia i przyciągnął go do lady.
Po godzinie i dwóch piwach, następca tronu wiedział już niemal wszystko na temat swojej rodziny, o podatkach, podkuwaniu koni oraz zdzierstwie górników. Okazało się bowiem, iż Mandal jest kowalem i lubi wyżalać się przy kuflu każdemu, kto słucha. A Warren był bardzo dobrym słuchaczem. Później, mężczyzna zapoznał księcia ze swoimi znajomymi, za każdym razem przedstawiając go jako przyjaciela Trishy.
  Po kolejnych trzech kuflach z paczką Mandala, Warren uzupełnił swoją wiedzę na temat królewskiej rodziny, podatków i zdzierstwie górników oraz dowiedział się dodatkowo o chciwości właścicieli ziemskich, o niebezpiecznych szlakach na południowy-wschód, o piersiach i tyłku panny Rossy a także najnowszym, magicznym wynalazku - busoli. Zanim postawili mu czwarty kufel, udało się następcy tronu wyrwać od nich i lekko chwiejnym krokiem udał się do szynkwasu, po czym usiadł obok Leny. Półorkijka kończyła dopiero drugi kufel, wcześniej cały czas miała oko na księcia i pilnowała, aby nic mu się złego nie stało.
- Triszsza, co? A mi pszeswiska nie chciałaś wymyślić…
- Oj no, ja muszę ukrywać swoją tożsamość. - Powiedziała, po czym rozejrzała się i dodała szeptem - W końcu jestem szpiegiem, nie?
Warren kiwnął głową.
- Racja! Nie pomyślałem o tym...
Lena nie widziała jeszcze następcy tronu w tak dobrym, pijackim humorze. Zapytała go:
- I jak się bawisz?
- Wy...bornie - język księcia zaczął się delikatnie plątać.
- Świetnie! Cieszę się bardzo - uśmiechnęła się szczerze jego doradczyni. - O! Słyszysz tą melodię?
- Szłłyszę.
- To Barwna toń. Uwielbiam to! Chodź, zatańczysz ze mną.
- Zzzgoda! - książę wstał sprężyście, złapał równowagę i pociągnął Lenę w stronę bardów. - Jaki jest układ?
- Co? Haha! Nie, Warren, nie ma tutaj układu - uśmiechnęła się znowu do niego. - Po prostu tańczysz jak cię nogi poniosą.
- Serio? No dobra!
Warren rozejrzał się najpierw, żeby zobaczyć jak inni tańczą. Większość trzymała się zgięciem łokci i kręciła wkoło, jedynie nieliczne pary trzymały się za dłonie ze zgiętymi w kącie prostym rękoma. Książę postanowił, że złapie Lenę tak jak ci nieliczni.
Mieszając kroki z różnych układów tanecznych, jakie ćwiczył na balach oraz trochę improwizując, Warren wywołał sensację wśród tańczących. Wszyscy spoglądali na półorkijkę i księcia, którzy a to oddalali się od siebie na parę kroków nie wychodząc z rytmu, a to kręcili się w kółko, a to przyklaskiwali do melodii.
Krasnolud z grupy bardów zaczęła śpiewać swoim niskim, grubym i donośnym głosem:

Hej ho! Piwo w dłoń!
I chlup w gardło, żółtą toń!
Po dniu gorącym piwa łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Gasi pragnienie doskonale.
Choćbyś go nie miał wcale.
Więc napij się z nami piwa, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.

Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!

Hej ho! Wino w dłoń!
I chlup w gardło, czerwoną toń!
Do kolacji wina łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Smakuje wtedy doskonale.
Choćbyś go nie lubił wcale.
Więc napij się z nami wina, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.

Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!

Hej ho! Miód w dłoń!
I chlup w gardło, złotą toń!
Przed bitwą miodu łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Dodaje kurażu doskonale.
Choćbyś bał się wcale a wcale.
Więc napij się z nami miodu, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.

Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!

Hej ho! Nalewka w dłoń!
I chlup w gardło srebrną toń!
Przed miłością nalewski łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Dodaje ochoty doskonale.
Choćbyś chuci nie miał wcale.
Więc napij się z nią nalewki, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu!

Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!

Wszyscy śpiewali razem z krasnoludem piosenkę. Nawet Warren, mimo iż pierwszy raz słyszał słowa. Następca tronu bawił się znacznie lepiej niż na balach urządzanych na zamku. A do tego Lena była świetną tancerką, miała płynne ruchy, była gibka i doskonale wyczuwała rytm piosenki, więc tańczyło mu się z nią doskonale.
 Wkrótce jednak melodia zaczęła się zmieniać i z wesołej, skocznej stała się spokojna i smutna.
- Chodźmy usiąść - poprosiła półorkijka, gdy usłyszała co zaraz będzie śpiewane.
- Dobrze - zgodził się od razu książę, gdy zobaczył minę swojej doradczyni.
Elfka, swoim wysokim, czystym głosem, zaczęła śpiewać do melodii:

Nie wiesz, że nie jestem dobra dla ciebie?
Nauczyłam się przegrywać, ty nie możesz sobie na to pozwolić.
Rozdarłam swoją bluzkę, żeby zatamować twoje krwawienie.
Ale nic nigdy nie powstrzyma ciebie przed odejściem.

Cisza, kiedy wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".

Nie wiesz przypadkiem już za dużo?
Skrzywdzę cię tylko jeśli mi pozwolisz.
Nazywaj mnie przyjaciółką, ale dopuszczaj mnie bliżej.
A ja przyjdę do ciebie jak skończy się przyjęcie.

Cisza, kiedy wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".

Ale czasami lepsza jest nicość.
Kiedy już się pożegnamy.
Po prostu dajmy sobie spokój.
Pozwól mi dać ci odejść.

Cisza, kiedy wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".

- Nie lubię tej piosenki… - powiedziała smętnie Lena, dopijając kufel. Jej oczy lekko się szkliły.
- Nie dziwię się… Jest… Hmmm... Smutna - Warren objął półorkijkę i mocno przycisnął do siebie.
Książę spostrzegł mimochodem ładną dziewczynę, która również dopiła swój kufel. Ich spojrzenia się spotkały, a ona uśmiechnęła się do Warrena. Chwilę później z jej oczu poleciały czarne łzy. Dziewczyna nagle złapała się za gardło i próbowała złapać oddech. Warren otrzeźwiał momentalnie. Przestał obejmować swoją doradczynię i krzyknął:
- Ta kobieta potrzebuje pomocy!
Muzyka ucichła. Wszyscy spojrzeli na duszącą się dziewczynę. Lena złapała księcia pod ramię i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia z karczmy. Warren próbował się wyrwać, ale półorkijka była stanowcza.
- Musimy stąd uciekać, głupcze! - syknęła do niego. - To Łzy Śmierci! Już jej nie pomożemy, a zaraz zleci się straż.
- Łzy Śmierci? Co to? I czemu musimy uciekać przed strażą?!
- Za chwilę, Warren, za chwilę!
Kilka osób, które również zorientowały się w sytuacji, zaczęły wychodzić razem za Leną. Wkrótce, półorkijka wraz z księciem znaleźli się na zewnątrz karczmy. Szli z powrotem do tajnego wyjścia z zamku.
Warren ulicę dalej zatrzymał się gwałtownie, założył ręce na piersi i spojrzał przymrużonymi oczami na Lenę.
- Nigdzie dalej nie idę, póki nie wyjaśnisz mi o co chodzi!
- Dobrze. - Lena się zatrzymała i rozglądając się dookoła, powiedziała - Dziewczyna była chora na Łzy Śmierci. Paskudna choroba, uderza znienacka i nie ma na nią lekarstwa. Jest podobna do krwawej gorączki, ale symptomy są na odwrót. Najpierw masz łzy, czarne a nie krwiste. Później są ropnie, też wypełnione tym czarnym paskudztwem. A na końcu tak wysoka gorączka, że człowiek od niej umiera. A nawet jeśli nie umrze od gorączki, to wszędzie w ciele zamiast krwi jest już ta czarna… Ropa? No to co z jej oczu wyleciało.
- Wielcy Medycy, uchowajcie nas! - wystraszył się Warren - A my?! Nie zaraziliśmy się tym gównem?!
- Nie - Lena uniosła dłonie uspokajająco - nie mieliśmy jak, zarażasz się przez dotyk tego czarnego, nie przez powietrze. Dlatego jeszcze nie wybuchła epidemia w mieście. Straż zamyka wszystkich którzy mieli kontakt z zarażonymi. Dlatego musieliśmy uciekać.
- A co z tamtymi ludźmi? Straż ich przecież teraz zamknie!
- Potrzyma fazę księżyca, może dwie i wypuści. - Lena przemilczała, że większość z nich i tak umrze, bo straż trzyma zarażonych ze zdrowymi we wspólnych celach, zamiast osobno.
- No dobra… Czemu wcześniej nie słyszałem o Łzach Śmierci? - zaciekawił się książę.
- To są niezwykle rzadkie przypadki. Miałeś szczęście… Pecha - poprawiła się - że akurat trafiłeś na zarażonego. A procedura separacji została już wypracowana jakieś sto pięćdziesiąt lat temu, więc pewnie żaden z królów się tym nie zainteresował potem…
- Muszę dowiedzieć się o tym więcej! Trzeba z tym coś zrobić - postanowił następca tronu.
Lena usłyszała brzęk zbroi. Domyśliła się, że to strażnicy, biegnący do karczmy. W mgnieniu oka podjęła decyzję.
- W porządku, książę. Ale teraz koniec zabawy, wracasz do zamku.
- Co? Dlaczego?
- Spotkaliśmy dzisiaj śmiertelną chorobę. Przed tym nie jestem w stanie cię obronić. Nie tutaj.
- Ale...
Na ulicę wbiegła grupa zbrojnych. Lena, nie zwracając uwagi na protesty następcy tronu, zawołała:
- Straż! Książę Warren potrzebuje eskorty do zamku!
Wartownicy zatrzymali się gwałtownie i spojrzeli, najpierw na doradczynię księcia, potem na siebie. Dowódca grupy po chwili odezwał się:
- Nie żartuj sobie, półorkijko. Śpieszymy się do przypadku Łez Śmierci!
- Nie żartuję - Lena podeszła do Warrena, ściągnęła mu czapkę i przetarła rękawem twarz. Strażnicy, gdy tylko dotarło do nich, kto przed nimi stoi, przyklęknęli na kolano.
- Wasza Królewska Mość, proszę o wybaczenie, nie poznałem! Ty i ty - dowódca wskazał dwóch strażników - odprowadzicie przyszłego króla do zamku! Reszta, za mną!
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem zbrojni.
- A co z tobą? - Warren zapytał Lenę.
- Ja sobie poradzę. Poza tym, muszę poszukać informacji dla ciebie o Łzach Śmierci…
Następca tronu stał chwilę i się zastanawiał. Spojrzał na twarz półorkijki. Zaciśnięte usta i przeszywający wzrok. Zrozumiał, że nie ma sensu się z nią teraz kłócić.
- No dobrze. Ale uważaj na siebie.
- Jak zawsze - uśmiechnęła się niemrawo.
Ich spojrzenia się spotkały. Książę chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu strażnik.
- Wasza Wysokość, możemy? 
- Yyy… Tak, chodźmy.
Lena chwilę patrzyła jak Warren oraz dwóch zbrojnych zmierzają w stronę zamku. Została sama na ciemnej ulicy. Westchnęła głęboko. Dzisiaj niemal doprowadziłam do śmierci następcę tronu i nie byłabym w stanie temu zapobiec. I dlaczego? Bo chciałam mu pokazać jak wygląda życie poza zamkiem i żeby zapomniał się choć na chwilę o swoich obowiązkach. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że się świetnie dzisiaj z nim bawiłam…
Półorkijka ruszyła sama przed siebie po ciemnej ulicy, nucąc melodię. Po chwili, mimowolnie, zaśpiewała:
- Cisza, kiedy wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".












11 komentarzy:

  1. Hej :)
    Zacznę może najpierw od przyśpiewki i smutnej piosenki - jeśli są Twojego dzieła, to ja chylę czoła bardzo nisko i odwdzięczam się słowem MISTRZ!, którym mnie obdarzyłeś przy jednym z moich wierszy. To mistrzostwo stworzyć dwa teksty z zachowaniem rymu, które podczas lektury już dla mnie miały melodię. Jestem pod olbrzymim wrażeniem i takich dzieł chcę więcej!
    O rany, tak, naprawdę miło mi się czytało ten tekst :) Głównie dlatego, iż widać, że Ty sam miałeś przy pisaniu go niesamowitą frajdę. Bardzo podoba mi się to zderzenie dwóch scen; pierwszy fragment z tym szykowaniem Warrena do wyjścia pod przykrywką ma w sobie lekko komiczny wydźwięk, ale jest też lekki i taki po prostu pocieszny. Uśmiechałam się przy nim, bo jak rozumiałam wszelkie protesty księcia - mieszkam w województwie śląskim, na Górnym Śląsku jestem prawie że codziennie, więc wiem, co węgiel może zrobić, np. zatkać nos - tak jego reakcje aż się prosiły o wybuch śmiechu.
    Jeśli chodzi o scenę w karczmie - masz dryg do ich opisywania, co pokazałeś już w innym uniwersum (tęsknię trochę za Rubinem). Tutaj od razu dało się wyczuć klimat, jak i zobaczyć to miejsce.
    Świetne oddałeś to, co chciałeś nam przekazać. Dobre opisy, plastyczność, świetne dialogi. A to włączenie Łez Śmierci - ciekawy wątek, bardzo mnie nim zainteresowałeś. Chcę wiedzieć, czy pojawi się on w późniejszych przygodach.
    A, dziękuję Ci także za te maleńkie momenty, kiedy Lena i Warren wydają się być dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Brawa za subtelność ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyśpiewka jest moja, smutna piosenka to tylko tłumaczenie piosenki Billy Elish, także aż tak dobry to nie jestem :P I bardzo mnie cieszy, że czytało Ci się tekst równie dobrze jak mi go pisał ^^ A do Rubina i Alana jeszcze wrócę, tylko temat musi przypasować :P I mogę zdradzić, że Łzy Śmierci jeszcze wrócą, oj tak, szykuję Lenie i Warrenowi jeszcze kilka niemiłych niespodzianek :D

      Usuń
  2. Pierwsze co pomyślałam, zaczynając wstęp, to dlaczego Lena nie wjedzie z buta do komnat, po co się tu płaszczy i jeszcze żeby w sukienkach...? Ale później myślę sobie, okej, dobra przykrywka nie jest zła, zmylić strażników, uśpić ich czujność. Mam tylko nadzieję, że gdzieś pod tą kiecą ma coś do obrony, chociaż mały sztylecik, czy tam bułat... ekcham. xd
    Panie księciu, tak łachmany nie wygladają (wiem, że to żenujące, ale gdzie pan książę ma kapelusz, który troche zjadła i siodło z dystontu usmarowane sosem.XD) Ale zaczyna się grubo, ja chcę dalej, tobędzie niezła akcja :D
    Panie Bastian, (btw. zajebiste imię, uwielbiam je!) prosze tutaj tgo pana księcia przetargać trzy razy po targu, wymiętolić w błocie i może jeszcze dla efektu ze schodów spuścić to może bedzie wyglądał jak efekt końcowy przewiduje :D
    Jedno tylko mnie zastanawia, jeśli Lena przed wejściem do ksiecia musi kłaniać się strażnikom i prosić ich o audiencję, to tak by jej słuchali rozkazów tak...? Wiem, że to przy obecności księciuniunia, ale tak coś mi zgrzytnęło lekko :)
    Skoro wlazł do pokoju skrytobójczyni, to ja nie wiem, czego się ksieciu w tym pokoju spodziewał xd ale bardzo mi się podoba u niego to zaskoczenie, takie smooth.
    Warren jest taki pocieszny, taki nieporadny w prawdziwym życiu. Jest to oczywiście zrozumiałe, ale to tak fajnie wygląda, taki comic relief, bardzo fajnie się układający :D
    Ale ten książę niecierpliwy! xd skojarzył mi sie z takim małym dzieckiem, którego bierze się pierwszy raz do wesołego miasteczka, czy zoo. Patrzy na wszystko, cieszy się, ale boi podejść nakarmić kozę, czy wejść na kolejkę. Jednak bardzo fajnie oddane emocje, czuć ten jego niepokój. I zniecierpliwienie całkowicie zrozumiałe :D
    Założę się, że Pod Trupią Czachą urządzane są najlepsze biby w mieście. Ja nie wiem, czego się księciu boi xD
    Jakie znajomości ma Lena, że Warren nie dostał oklepu? To mi się podoba, Taka niepozorna, okej, może ma pokój pełen broni, ale czy gdyby nie miała, to pewnie też nie miałaby równocześnie poszanowania na dzielni :D
    No ja wiedziałam, że coś się odjaniepawli. Była za spokojnie! Bardzo dobre zagranie z uśpieniem czytelnika, wszystko fajnie, sytuacja z panem z mokrym rękawem załagodzona znajomościami, tańce hujlanki, bardzo dobre tempo, szybkie, wesołe, później przechodzi w uspokojenie, dobre wklecenie piosenki i nagle bum! trup. Kreatywne wprowadzenie cliffchangera, podoba mi się!
    I zakończenie mimo, że spokojne, na tyle, na ile może być, to wzbudza niepokój. Tak subtelnie, zakrzewia nadzieję na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Lena na ogół właśnie wjeżdża z buta, ale z drugiej strony, jak raz na jakiś czas odpuści strażnikom, to się nic nie stanie XD No i zawsze coś ostrego ma przy sobie XD A nawet jeśli nie, to Joker ze swoją magiczną sztuczką i John Wick z potwierdzonymi 3 zgonami za pomocą ołówka, mogą się schować. Lena potrafi zabić piórem (jeszcze nie wiem jak, ale na pewno to potrafi XD) I fajnie, że udało mi się pokazać nieudolność księcia w takich "życiowych" sprawach :D A Lena dodała "rozkaz króla" do swojego polecenia. A skoro stała przy królu (przyszłym) i król się nie sprzeciwia, to co taki strażnik ma myśleć i się zastanawiać, bezpieczniej wykonać polecenie niż go niewykonanać i potem dostać reprymendę. No i bardzo mnie cieszy, że "niespodzianka" z trupem się udała ^^ Super, że końcówka się podobała :D

      Usuń
  3. Jest i nasz dostawca fantastyki w tym tygodniu! Kurde, piszze częściej, bo mam niedobory fantasy. Poważne! Dbaj o czytelników! ;D
    Nie będę owijać w bawełnę. Popłakałam się! Coś ty mi zrobił! Jak elfka zaczęła śpiewać, tak się wczułam, jakbym tam była. Słyszałam ciągle tę piosenkę i udzielił mi się nastrój Leny, a kiedy potem ona na koniec znów zaczeła nucić, ZNOWU SIĘ POPŁAKAŁAM!!!
    Ey. No tak się nie robi no.
    Rzadko aż tak mnie porusza tekst, ale ten wyjątkowo operował takim wahlarzem różnych emocji, że rozłożył mnie na łopatki. Najpierw zabawny początek. Nie uwierzyłbyś jak gimnastykowałam wyobraźnie, żeby zestawic chabrowy z oliwkowym! Książę!!!! Kto Cie uczył zestawic kolory ja sie pytam xd i smalec na włosach... ych. No nie dziwie sie, ze wolał nie. Sama jak sobie to wyobraziłam to... Nope! xd No i tak Warren chciał zobaczyc mieszczanskie zycie, ale do knajpy tak niezbyt chetnie wchodzil xd oy warren warren. I ta piosenka, pierwsza piosenka... Barwna toń,myśle, bedzie powaznie, bedzie moze o utopcach czy cos, bedzie. A tu mi spiewaja o ZŁOTEJ toni, kiedy o niczym innym sobie nie marze!!!! Okrutne!!!! ;D No i potem, jak juz napisałam, sie poskladalam. Ale to jeszcze nie byl koniec emocji, bo inspiracja piosenka u Cb byla lvl majstersztyk. Wplecenie czarnych łez jako objawu choroby, swietne. Ale najpierw, szczerze sie przyznaje, sie wystraszylam. Jak ta dziewczyna zaczela plakac, widze nagle teledysk w fantasy i ten klimat, Warren, panna, wymiana usmiechow i nagle te czarne łzy... To był element jak z dreszczowca!!! Gesia skorka. Tak zaburzyło sielankowy nastroj karczmiany, ze chuj. Po prostu. Brakuje mi słów.
    Wiecej takich tekstow. Wiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wachlarz!!!!
      I samo tłumaczenie. Bardzo ładne. Po pl porusza jeszcze bardziej.

      Usuń
    2. ^^ Takie komentarze sprawiają, że aż chce się pisać <3 Co prawda płaczu się nie spodziewałem, ale super że tekst wywołuje emocje ^^ Ekstra, że zabawna część się udała i ta smutno-straszna też :D Mam nadzieję, że uda mi się zachować poziom przy następnych tekstach ;)

      Usuń
  4. Lena i Warren <3. Tęskniłam za nimi! To "strojenie" księcia było po prostu epickie. Bardzo fajnie ukazane różnice pomiędzy warstwą królewską a warstwą zwykłego społeczeństwa (jak to kuźwa nazwać XD). Cios cebulowymi spodniami zawsze w cenie!
    Karczma Pod Trupią Czachą brzmi naprawdę zachęcająco, ej.
    O Boże, to jest takie cudowne, jak oni siedzą w tej karczmie. I pijany Warren, który pyta o układ! O Jezusie. A ta piosenka o trunkach? Oj, uważaj, bo zaraz ci ułożę do tego melodię... XD
    W sumie ciekawie użyty motyw piosenki w tekście. Zrobić z niej balladę? Wow. No i nawet z motywu teledysku zrobiłeś chorobę. Naprawdę pomysłowe.
    Uniwersum się rozwija i ja jestem ewidentnie podjarana, naprawdę. Szczególnie że było tutaj i wesoło, i smutno zarazem (chodzi tutaj o końcówkę). Widać, że Lena coś czuje do Warrena, ale Warren też ma się ku półorkijce. No, nie. A ten zostanie królem. I co tu teraz zrobić?
    Wiesz co, Kamil? Ja chcę to w wersji papierowej. To opowiadanie ma potencjał. Jarałam się jak ogień, czytając tę część!

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papierowa wersja? Bardzo Może chętnie! Ale to raczej może kiedyś, bo to zdecydowanie na tę sfera marzeń :D Tak, z karczmy jestem dużo bardziej zadowolony niż ze strojenia, chociaż strojenie też nie było złe ^^ I z chęcią usłyszałbym melodię do Barwnej Toni, musiałaby być taka bardzo skoczna :D Oj tak, czeka ich jeszcze niejedna niemiła niespodzianka, zwłaszcza z wyborem księżniczki :P Ale to w przyszłości (oby niedalekiej) :P

      Usuń
  5. Lena i Warren😊 od razu uśmiechnęłam się widząc ta parę. Polorkija rządzi.

    Haha jak zamienić król w żebraka, kiedyś o tym już czytałam ale twój tekst jest o wiele zabawniejszy.

    Sądziłam że Warrenowi zrobi się trochę głupio że pokój jego doradczyni jest w takim stanie , gdy reszta komnat ocieka dobrobytem ale potem pojelm że to pewnej Lena tak ją sobie urządziła 😊
    I zauważyłam poprzedni temat w tekście zgrabnie użyty z tą kuszą.
    Gdzie lepiej poznać swoich poddanych jak nie n wieczornej zabawie?
    Alkohol łączy ludzi hihi. Już myślałam że rozpoznali księcia ale jednak nie.
    Uwielbiam piosenki w twoich tekstach. Poczułam się jakbym była w tej karczmie i śpiewała razem z nimi. I udało ci się tekst piosenki wstawić też w cała sytuację. Super.

    OdpowiedzUsuń
  6. A faktycznie! Jest przecież to opowiadanie "książę i żebrak" - nieświadomie nawet "zapożyczyłem" motyw z opowiadania :D Tak, Lena sama zrobiła sobie taki wystrój. Zdecydowanie odbiega on od wystroju pozostałych komnat, no ale Lena odbiega też od zwykłych podwładnych Warrena :D Super, że część w karczmie Ci się spodobała i że poczułaś klimat, jakbyś tam była ^^ O to mi właśnie chodziło :D

    OdpowiedzUsuń