Tak jakoś fajnie
się ułożyło, że temat z tygodnia 19 podpasował mi też do tygodnia 20, a że nie
zdążyłem napisać tekstu na tydzień 19 to dam połączony na tydzień 20
(powtórzenia we wstępie są specjalnie zrobione XD). Znowu Warren i Lena, akcja
dzieje się tego samego dnia co w tekście z tygodnia 15, ale później (bo
zapomniałem w tekście z tygodnia 15 zaznaczyć, że to 2 dzień miesiąca Burz).
Oby się wam tak miło czytało jak mi miło się pisało ten fragment ^^
02 Burz 1255 roku Po Uwolnieniu
Lena wróciła do
komnat Warrena równo po pół godziny. Tego dnia już drugi raz nie bawiła się w
podchody z wartownikami przed drzwiami księcia, co nigdy wcześniej jej się nie
zdarzało. Stanęła przed zbrojnymi, ukłoniła się nisko i poprosiła o audiencję u
króla, myśląc jednocześnie: Za bardzo im
popuszczam, jeszcze się rozleniwią, miernoty jedne. Strażnicy spojrzeli po
sobie, byli bardzo zdziwieni zachowaniem półorkijki. Nie dość, że wcześniej
widzieli ją w sukni balowej, to teraz była jeszcze dla nich miła i prosiła o
audiencję. Przynajmniej strój ma
normalny, taki jak zawsze - pomyślał jeden z nich, gdy przepuszczali Lenę
ubraną w lnianą koszulę, bawełniany dublet i nogawice oraz skórzany pas.
W komnacie panował
już porządek, wszystkie zmięte kartki zostały pozbierane. Na łóżku siedział
Warren, trzymając ręce na kolanach. Wyglądał na zdenerwowanego. Jego ubiór nie
różnił się zbytnio od tego, co miał na sobie pół godziny temu. Atłasowa
chabrowa koszula, zdobiona złotymi nićmi, tunika bez rękawów oliwkowego koloru
z ozdobnym kołnierzem oraz workowate jedwabne spodnie czarnego koloru. Lena
zdecydowanie nie tak sobie wyobrażała łachmany. Postanowiła więc zwrócić
następcy tronu na to uwagę.
- Książę, nie wiem
czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale bogaty strój z zeszłego roku nadal jest
bogatym strojem, a nie łachami…
- Przecież wiem to!
- Warren się zirytował. - Wziąłem swoje najgorsze, najbardziej zniszczone
ubranie, sama zobacz - i wystawił w jej stronę bark oraz kolano.
Szew na koszuli
przy lewym rękawie, w miejscu w którym łączył się z torsem, był lekko rozpruty.
Dziura była wielkości około ćwierci cala. Podobnie wyglądało to z kolanem.
Prawa nogawka była jedynie lekko przetarta od przyklękania.
Doradczyni księcia
zamknęła oczy, złapała się za nasadę nosa i pokręciła przecząco głową, głośno
przy tym wzdychając.
- Ech… Warren,
osłabiasz mnie czasami… Zacznijmy od podstaw. Żadnego aksamitu i jedwabiu. Coś
biedniejszego. Wełna, na przykład.
- Nie mam nic
wełnianego - burknął pod nosem następca tronu.
- Masz ci los! -
Lena zaczęła intensywnie myśleć, jak wybrnąć z tej sytuacji. Rozejrzała się po
pokoju księcia, jednak nie znalazła nic, w co mogłaby ubrać Warrena. Jej wzrok
spoczął na następcy tronu. Nagle wpadła na pewien pomysł. Zawołała jednego ze
zbrojnych. - Bastian!
Z prawej strony
drzwi wyłoniła się tylko głowa strażnika. Niepewnie spoglądając do środka
powiedział:
- Tak, panienko…
Ummm… Panno? - Wartownik zwątpił jak ma tytułować doradczynie księcia. Zdarzało
się to niezwykle często prawie całej służbie w zamku. - Panno Leno?
- Przyprowadź
starego Erakina. Niech przyniesie jakieś świeże swoje ubranie. - Półorkijka gdy
zauważyła konsternację na twarzy Bastiana dodała. - Świeże, znaczy nie noszone
po praniu. Rozkaz króla, pędź w podskokach.
- Tak jest!
Strażnik ruszył na
niższe piętro, w stronę kuchni. W tym czasie Lena zaczęła przygotowywać księcia
do wyjścia. Podeszła do kominka i sięgnęła po mały kawałek wypalonego drewna.
Roztarła węgiel w dłoniach i z wystawionymi rękoma zbliżyła się do twarzy
księcia. Ten spojrzał na nią zszokowany ale i zniechęcony:
- Czy to naprawdę
konieczne?
- Tak. W sumie lepsze byłoby końskie łajno, bo jeszcze
dodatkowo byś śmierdział - na te słowa książę odsunął się od półorkijki, ta
jednak nic sobie z tego nie zrobiła i znów zbliżyła brudne dłonie do jego
twarzy - no ale węgiel też się nada.
Gdy Lena zrobiła
już smugi na policzkach i czole Warrena, spojrzała krytycznym okiem na włosy
następcy tronu.
- Są za czyste -
powiedziała, łapiąc kosmyk. - Przydałoby się je jeszcze otłuścić. Szkoda, że
nie poprosiłam Bastiana jeszcze o smalec… Jak się nazywał ten drugi strażnik
przy drzwiach? No nieważne. Stra…
- Co?! - książę
przerwał jej w połowie słowa, gdy dotarło do niego, co zamierza zrobić Lena -
Nie zgadzam się! Nie posmarujesz moich włosów smalcem!
- Wzywał mnie ktoś?
- odezwała się głowa z lewej strony drzwi.
- Nie, nie, zaszła
pomyłka - odpowiedział Warren i spojrzał karcącym wzrokiem na swoją
doradczynię. Ta jedynie wzruszyła ramionami.
Wartownik schował
głowę z powrotem za framugę, a Lena dokańczyła swojego dzieła, nacierając
węglem szyje i dłonie następcy tronu.
Wkrótce do pokoju
wszedł nadworny kucharz. Gdy zobaczył twarz księcia, krzyknął przerażony i
wypuścił z rąk szaty, które niósł.
- Na chór pracy! Co
mu zrobiłaś?!
- Spokojnie, to
tylko węgiel - powiedziała półorkijka pokazując mu swoje pobrudzone dłonie.
- Wasza wysokość na
to się zgadza?
- Tak, Erakinie, to
nic takiego. - Zapewnił książę, uśmiechając się. - Dziękujemy za twą pomoc,
możesz wrócić do swoich obowiązków.
Na te słowa kucharz
ukłonił się i wycofał, cały czas patrząc na Warrena i Lenę. Gdy przeszedł przez
drzwi, wymamrotał pod nosem do strażników miejcie
na nią uwagę i w ogóle się nie kryjąc wskazał palcem na półorkijkę.
Następnie odszedł, kierując się w stronę kuchni.
Doradczyni księcia
obejrzała dokładnie strój dostarczony przez Erakina. Za duża, biała, lniana
koszula z podartymi rękawami oraz płócienne, workowate spodnie brązowego
koloru. Półorkijka uznała, że ubiór się nada i rzuciła nim w kierunku księcia,
krzycząc jednocześnie:
- Łap!
Warren złapał
koszulę, ale spodnie trafiły go w twarz.
- Ughhh!!! Ohyda! I
jeszcze śmierdzą cebulą!
- Nie przeżywaj.
No! Na co czekasz? Przebieraj się. Będę czekała na ciebie u siebie, muszę
jeszcze coś załatwić - powiedziała i wyszła z pokoju.
Wkrótce potem,
przebrany już Warren dotarł do komnaty Leny. Znajdowała się ona po drugiej
stronie dziedzińca zamku, niedaleko kaplicy Trzech Chórów. Książę chwilę stał
przed drzwiami i wahał się, czy wejść tak bez ostrzeżenia czy może zapukać
wpierw. Zdecydował się na drugi wariant.
Po korytarzu
rozeszło się delikatny stukot w drzwi. Przytłumiony głos zaprosił pukającego do
środka.
Warren oniemiał,
gdy zobaczył wystrój pokoju Leny. Był tutaj ostatni raz kilka lat temu, jeszcze
zanim jego doradczyni stała się mistrzynią skrytobójstwa. A później, to ona
przychodziła do niego.
Małych rozmiarów pomieszczenie, niespełna
sześć stóp na dziewięć, nie miało żadnych tapet ani tynku, jedynie gołą cegłę.
W prawym rogu znajdował się małe łóżko, na lewo zaś szafa oraz komoda. Na
każdej ze ścian wisiał mały arsenał przeróżnego rodzaju broni. Od krótkich
ostrzy w każdym kształcie, po miecz dwuręczne i topór katowski. Książę zauważył
nawet kuszę.
Lena siedziała na
łóżku, trzymając w prawej dłoni pas z przypiętym sztyletem. Uśmiechnęła się,
gdy zobaczyła księcia, on jednak nie odwzajemnił uśmiechu i powiedział głosem
pełnym przejęcia:
- Wiesz, że
normalni ludzie nie mają pokoju pełnego broni?
- Żeby była jasność,
- półorkijka wstała i pokazała lewą ręką na broń w jej pokoju - każde z tych
ostrzy uratowało mi życie chociaż raz.
- A co z tamtą
kuszą?
- Ach, to? To dla
dekoracji.
Najpierw Lena
parsknęła śmiechem, chwilę później również i Warren.
Doradczyni księcia
podeszła do swojego władcy i wręczyła mu skórzany pas.
- Trzymaj, miejmy
nadzieję, że się nie przyda.
- Dziękuję? -
powiedział Warren z wątpliwością w głosie.
Następca tronu
zapiął pas na wysokości bioder. Półorkijka zbliżyła się i od razu go poprawiła,
przesuwając nieco wyżej.
- To po to, żeby
szybciej wyciągnąć sztylet - wyjaśniła i uśmiechnęła. Tym razem Warren
odwzajemnił uśmiech.
- Mam coś jeszcze
dla ciebie - Lena, powiedziawszy to, podeszła do komody i z szuflady wyciągnęła
czapkę. Następnie wręczyła ją księciu - Ukryj pod tym włosy, skoro nie chcesz
ich brudzić.
- Dzięki. -
Zadowolony z siebie następca tronu, nałożył czapkę na głowę. - To co? Idziemy?
- Idziemy -
zgodziła się półorkijka.
***
Opuścili zamek
tajnym wyjściem, które tylko kilka osób znało. Wejście znajdowało się w kaplicy
Trzech Chórów, tuż za pomnikiem symbolizującym cały Chór Służby. Wyjście zaś
było tuż za fosą warowni, w małej strażnicy.
Nastało bardzo
późne popołudnie, słońce już zbliżało się do horyzontu, gdy znaleźli się na
ulicach Smoczego Wzgórza. Lena od razu ruszyła przed siebie, nie rozglądając
się zbytnio. Warren natomiast patrzył wszędzie, nie wiedząc na czym ma skupić
swój wzrok. Był zachwycony i jednocześnie przerażony oraz bardzo niepewny. Nie
licząc polowań, nigdy przedtem nie opuszczał zamku o takiej porze dnia. Mało
tego, teraz po raz pierwszy był sam, bez obstawy straży, która by go strzegła.
- Idziesz? -
zawołała Lena, która przystanęła przed skrzyżowaniem i obejrzała się na
księcia. Ten dołączył do niej w kilku susach.
- Może powinniśmy
wymyślić mi jakieś inne imię? - zaproponował.
- Po co?
- No wiesz… Skoro
mam podejrzeć prawdziwe życie moich poddanych, to nie możemy pozwolić, aby się
domyślili, że jestem księciem!
- Hahaha! To żeś
teraz wymyślił! Warren, w tym mieście jest pełno ludzi o twoim imieniu.
Zobaczysz, nikt cię nie rozpozna.
- No dobra… -
odpowiedział lekko zawiedziony książe.
Weszli na ulicę
Stolarską. Warsztaty były już pozamykane, a po samej drodze przechadzały się
jedynie trzy osoby. Lena poszła na prawo, książę podążył za nią. Na kolejnej
ulicy, Bednarskiej, również można było spotkać pojedynczych mieszkańców i
pozamykane pracownie. Na Tokarskiej, podobnie jak na dwóch poprzednich,
warsztaty były już nieczynne a osób przechadzających się nie było wcale.
Następca tronu poczuł zawód i posmutniał. Liczył, że spotka tłumy, że będzie
mógł podchodzić do każdego i chwilę z nim rozmawiać, że będzie wchodzić do
każdej pracowni, że będzie mógł przyglądać się pracy innych. Powiedział do
swojej doradczynie z wyrzutem:
- Chyba trochę za
późno na wycieczkę się wybraliśmy, co?
- Nie. Dlaczego?
- Bo tu nikogo nie
ma! Jak mam poznać życie moich poddanych, jak wszyscy udali się już na
spoczynek?
- Nie wszyscy. Cierpliwości,
ksią… Warrenie.
Przeszli jeszcze
dwie puste ulice. Książę stracił już nadzieję na to, iż faktycznie uda mu się
kogokolwiek poznać, gdy wtem, usłyszał dźwięki muzyki i hałas głośnych rozmów.
Zbliżali się do karczmy.
Gdy tylko pokonali
kolejne skrzyżowanie, ich oczom ukazał się widok, na jaki następca tronu liczył
od samego początku. Przed jednym z budynków stało mnóstwo ludzi. Zbici w
kilkanaście grupek głośno dyskutowali, jednak z powodu hałasu jaki temu
towarzyszył, nie dało się zrozumieć poszczególnych rozmów, jedynie pojedyncze
słowa.
Lena złapała
Warrena za rękę i pociągnęła go w stronę budynku. Przepychając się między
tłumem, stanęli przed wejściem. Nad nimi, wielkimi, białymi literami napisane
było Karczma Pod Trupią Czachą. Przed
i za napisem narysowane były całkiem realistyczne szkielecie czaszki.
- Niezbyt
zachęcająca nazwa…
- Ale marudzisz!
Jak ci się nie podoba, to jeszcze możesz wrócić.
- Nie, idziemy do
środka! - książę udał entuzjazm.
- No! I takie
podejście mi się podoba! - Lena pociągnęła znów za rękę następcę tronu i weszła
do środka.
Wewnątrz karczmy
było więcej osób niż na zewnątrz. Czterech bardów, dwoje ludzi z lutniami,
krasnolud z bębnem oraz elfka z fletem, stało nieopodal szynkwasu. Przygrywali
wesołą melodię, a przed nimi grupka ludzi tańczyła do muzyki. Wszystkie stoliki
były zajęte, więc Lena wraz z Warrenem podeszli do lady i usiedli na
niewygodnych, drewnianych stołkach. Karczmarz zmierzył ich krytycznym wzrokiem,
ale półorkijka szybko uniosła mieszek pełen złota i nim potrząsnęła. Brzęk
monet uspokoił wąsatego oberżystę i od razu, miłym ale niskim głosem zapytał:
- Co bydzie?
- Dwa razy Trupia
Główka! - Doradczyni księcia próbowała przekrzyczeć harmider składając
zamówienie.
Karczmarz kiwnął
głową i sięgnął po dwie czaszki. Dopiero po chwili Warren zorientował się, że
nie są to prawdziwe głowy szkieletów, a jedynie wyżłobione w kości kufle.
Oberżysta wpierw nalał ciemny trunek do środka, wypełniając naczynia w trzech
czwartych, a następnie uzupełnił czaszki przezroczystym napojem. Położył oba
kufle przed księciem i jego doradczynią, po czym wyciągnął dłoń po zapłatę.
Lena sięgnęła z mieszka cztery monety i wręczyła je karczmarzowi. Chwyciła za
swój kufel i spojrzała wyczekująco na Warrena. Ten niepewnie uniósł naczynie do
nosa i powąchał napój.
- Co to jest? -
zapytał, krzywiąc się.
- Alkohol. Tego się
nie wącha tylko pije.
- Wiem, że to
alkohol! Pytam jaki rodzaj.
- Ciemne,
krasnoludzkie piwo i nalewka z ostroziela.
- Z tego można
robić nalewkę? - zdziwił się książę.
- Widocznie tak -
Lena odstawiła swój kufel, już lekko zirytowana - Warren. Weź się odpręż
trochę. Wyłącz na chwilę myślenie i zastanawianie się nad wszystkim, i po
prostu się napij. Dobrze ci to zrobi.
Nie do końca
przekonany książę wypił mały łyk Trupiej Główki. Palące, przyjemne ciepło
rozlało się po jego gardle i żołądku. W ustach zaś pozostał korzenno-karmelowy
posmak. Mimowolnie następca tronu się uśmiechnął. Półorkijka również chwyciła
za czaszkę z napojem i wypiła kilka większych łyków, po czym odstawiła naczynie
z hukiem i wytarła usta w rękaw koszuli.
- Ach! Tego mi było
trzeba! Pij Warren, pij! Zanim straci moc!
Zachęcony przez
Lenę, książę znów uniósł kufel do ust. Po czterech głębszych łykach również
huknął kuflem o ladę. Niestety, wylał w ten sposób trochę alkoholu i umoczył
rękaw dobrze zbudowanego mężczyzny siedzącego obok. Tamten zerwał się
natychmiast ze stołka i chwycił za koszulę Warrena.
- Ty śmieciu! -
Drab uniósł pięść do góry, celując w twarz Warrena. - Chyba dawno nie dostałeś
wpier… O! Trisha! - Mężczyzna spojrzał na półorkijkę, która również zerwała się
ze stołka, jak tylko zobaczyła zagrożenie dla księcia. - On jest z tobą?
Lena kiwnęła głową.
- Prze…
Przepraszam, nie wiedziałem. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem kolego -
drab puścił Warrena i pogładził delikatnie koszule w miejscu, w którym chwilę
temu ją ściskał.
- Nic się nie stało
- Warren szepnął ledwo słyszalnie, nadal zaskoczony całą sytuacją.
- Wszyscy
przyjaciele Trishy są moimi przyjaciółmi! Nazywam się Mandal.
Mężczyzna wyciągnął
dłoń w stronę księcia. Następca tronu spojrzał na rękę po czym podał mu swoją.
- Warren, miło mi
poznać - uśmiechnął się.
- Chodź, Warren,
postawię ci piwo - Mandal objął księcia i przyciągnął go do lady.
Po godzinie i dwóch
piwach, następca tronu wiedział już niemal wszystko na temat swojej rodziny, o
podatkach, podkuwaniu koni oraz zdzierstwie górników. Okazało się bowiem, iż
Mandal jest kowalem i lubi wyżalać się przy kuflu każdemu, kto słucha. A Warren
był bardzo dobrym słuchaczem. Później, mężczyzna zapoznał księcia ze swoimi
znajomymi, za każdym razem przedstawiając go jako przyjaciela Trishy.
Po kolejnych trzech kuflach z paczką Mandala,
Warren uzupełnił swoją wiedzę na temat królewskiej rodziny, podatków i
zdzierstwie górników oraz dowiedział się dodatkowo o chciwości właścicieli
ziemskich, o niebezpiecznych szlakach na południowy-wschód, o piersiach i tyłku
panny Rossy a także najnowszym, magicznym wynalazku - busoli. Zanim postawili
mu czwarty kufel, udało się następcy tronu wyrwać od nich i lekko chwiejnym
krokiem udał się do szynkwasu, po czym usiadł obok Leny. Półorkijka kończyła
dopiero drugi kufel, wcześniej cały czas miała oko na księcia i pilnowała, aby
nic mu się złego nie stało.
- Triszsza, co? A
mi pszeswiska nie chciałaś wymyślić…
- Oj no, ja muszę
ukrywać swoją tożsamość. - Powiedziała, po czym rozejrzała się i dodała szeptem
- W końcu jestem szpiegiem, nie?
Warren kiwnął
głową.
- Racja! Nie
pomyślałem o tym...
Lena nie widziała
jeszcze następcy tronu w tak dobrym, pijackim humorze. Zapytała go:
- I jak się bawisz?
- Wy...bornie -
język księcia zaczął się delikatnie plątać.
- Świetnie! Cieszę
się bardzo - uśmiechnęła się szczerze jego doradczyni. - O! Słyszysz tą
melodię?
- Szłłyszę.
- To Barwna toń. Uwielbiam to! Chodź,
zatańczysz ze mną.
- Zzzgoda! - książę
wstał sprężyście, złapał równowagę i pociągnął Lenę w stronę bardów. - Jaki
jest układ?
- Co? Haha! Nie,
Warren, nie ma tutaj układu - uśmiechnęła się znowu do niego. - Po prostu
tańczysz jak cię nogi poniosą.
- Serio? No dobra!
Warren rozejrzał
się najpierw, żeby zobaczyć jak inni tańczą. Większość trzymała się zgięciem
łokci i kręciła wkoło, jedynie nieliczne pary trzymały się za dłonie ze
zgiętymi w kącie prostym rękoma. Książę postanowił, że złapie Lenę tak jak ci
nieliczni.
Mieszając kroki z
różnych układów tanecznych, jakie ćwiczył na balach oraz trochę improwizując,
Warren wywołał sensację wśród tańczących. Wszyscy spoglądali na półorkijkę i
księcia, którzy a to oddalali się od siebie na parę kroków nie wychodząc z
rytmu, a to kręcili się w kółko, a to przyklaskiwali do melodii.
Krasnolud z grupy
bardów zaczęła śpiewać swoim niskim, grubym i donośnym głosem:
Hej ho! Piwo w dłoń!
I chlup w gardło, żółtą toń!
Po dniu gorącym piwa łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Gasi pragnienie doskonale.
Choćbyś go nie miał wcale.
Więc napij się z nami piwa, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.
Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!
Hej ho! Wino w dłoń!
I chlup w gardło, czerwoną toń!
Do kolacji wina łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Smakuje wtedy doskonale.
Choćbyś go nie lubił wcale.
Więc napij się z nami wina, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.
Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!
Hej ho! Miód w dłoń!
I chlup w gardło, złotą toń!
Przed bitwą miodu łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Dodaje kurażu doskonale.
Choćbyś bał się wcale a wcale.
Więc napij się z nami miodu, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu.
Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!
Hej ho! Nalewka w dłoń!
I chlup w gardło srebrną toń!
Przed miłością nalewski łyk.
Niczym pyszny smakołyk.
Dodaje ochoty doskonale.
Choćbyś chuci nie miał wcale.
Więc napij się z nią nalewki, brachu.
Będzie dobrze, nie ma strachu!
Hej ho! Trunki w dłoń!
I chlup w gardło, barwną toń!
Wszyscy śpiewali
razem z krasnoludem piosenkę. Nawet Warren, mimo iż pierwszy raz słyszał słowa.
Następca tronu bawił się znacznie lepiej niż na balach urządzanych na zamku. A
do tego Lena była świetną tancerką, miała płynne ruchy, była gibka i doskonale
wyczuwała rytm piosenki, więc tańczyło mu się z nią doskonale.
Wkrótce jednak melodia zaczęła się zmieniać i
z wesołej, skocznej stała się spokojna i smutna.
- Chodźmy usiąść -
poprosiła półorkijka, gdy usłyszała co zaraz będzie śpiewane.
- Dobrze - zgodził
się od razu książę, gdy zobaczył minę swojej doradczyni.
Elfka, swoim
wysokim, czystym głosem, zaczęła śpiewać do melodii:
Nie wiesz,
że nie jestem dobra dla ciebie?
Nauczyłam
się przegrywać, ty nie możesz sobie na to pozwolić.
Rozdarłam
swoją bluzkę, żeby zatamować twoje krwawienie.
Ale nic
nigdy nie powstrzyma ciebie przed odejściem.
Cisza, kiedy
wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Nie wiesz
przypadkiem już za dużo?
Skrzywdzę
cię tylko jeśli mi pozwolisz.
Nazywaj mnie
przyjaciółką, ale dopuszczaj mnie bliżej.
A ja przyjdę
do ciebie jak skończy się przyjęcie.
Cisza, kiedy
wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Ale czasami
lepsza jest nicość.
Kiedy już
się pożegnamy.
Po prostu
dajmy sobie spokój.
Pozwól mi
dać ci odejść.
Cisza, kiedy
wracam do domu i jestem zdana sama na siebie.
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
Mogę
skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest, lubię jak tak jest".
- Nie lubię tej piosenki… - powiedziała smętnie
Lena, dopijając kufel. Jej oczy lekko się szkliły.
- Nie dziwię się… Jest… Hmmm... Smutna - Warren
objął półorkijkę i mocno przycisnął do siebie.
Książę spostrzegł mimochodem ładną dziewczynę, która
również dopiła swój kufel. Ich spojrzenia się spotkały, a ona uśmiechnęła się
do Warrena. Chwilę później z jej oczu poleciały czarne łzy. Dziewczyna nagle
złapała się za gardło i próbowała złapać oddech. Warren otrzeźwiał momentalnie.
Przestał obejmować swoją doradczynię i krzyknął:
- Ta kobieta potrzebuje pomocy!
Muzyka ucichła. Wszyscy spojrzeli na duszącą się
dziewczynę. Lena złapała księcia pod ramię i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia z
karczmy. Warren próbował się wyrwać, ale półorkijka była stanowcza.
- Musimy stąd uciekać, głupcze! - syknęła do niego.
- To Łzy Śmierci! Już jej nie pomożemy, a zaraz zleci się straż.
- Łzy Śmierci? Co to? I czemu musimy uciekać przed
strażą?!
- Za chwilę, Warren, za chwilę!
Kilka osób, które również zorientowały się w sytuacji,
zaczęły wychodzić razem za Leną. Wkrótce, półorkijka wraz z księciem znaleźli
się na zewnątrz karczmy. Szli z powrotem do tajnego wyjścia z zamku.
Warren ulicę dalej zatrzymał się gwałtownie, założył
ręce na piersi i spojrzał przymrużonymi oczami na Lenę.
- Nigdzie dalej nie idę, póki nie wyjaśnisz mi o co
chodzi!
- Dobrze. - Lena się zatrzymała i rozglądając się
dookoła, powiedziała - Dziewczyna była chora na Łzy Śmierci. Paskudna choroba,
uderza znienacka i nie ma na nią lekarstwa. Jest podobna do krwawej gorączki,
ale symptomy są na odwrót. Najpierw masz łzy, czarne a nie krwiste. Później są
ropnie, też wypełnione tym czarnym paskudztwem. A na końcu tak wysoka gorączka,
że człowiek od niej umiera. A nawet jeśli nie umrze od gorączki, to wszędzie w ciele
zamiast krwi jest już ta czarna… Ropa? No to co z jej oczu wyleciało.
- Wielcy Medycy, uchowajcie nas! - wystraszył się
Warren - A my?! Nie zaraziliśmy się tym gównem?!
- Nie - Lena uniosła dłonie uspokajająco - nie
mieliśmy jak, zarażasz się przez dotyk tego czarnego, nie przez powietrze.
Dlatego jeszcze nie wybuchła epidemia w mieście. Straż zamyka wszystkich którzy
mieli kontakt z zarażonymi. Dlatego musieliśmy uciekać.
- A co z tamtymi ludźmi? Straż ich przecież teraz
zamknie!
- Potrzyma fazę księżyca, może dwie i wypuści. -
Lena przemilczała, że większość z nich i tak umrze, bo straż trzyma zarażonych
ze zdrowymi we wspólnych celach, zamiast osobno.
- No dobra… Czemu wcześniej nie słyszałem o Łzach
Śmierci? - zaciekawił się książę.
- To są niezwykle rzadkie przypadki. Miałeś
szczęście… Pecha - poprawiła się - że akurat trafiłeś na zarażonego. A
procedura separacji została już wypracowana jakieś sto pięćdziesiąt lat temu,
więc pewnie żaden z królów się tym nie zainteresował potem…
- Muszę dowiedzieć się o tym więcej! Trzeba z tym
coś zrobić - postanowił następca tronu.
Lena usłyszała brzęk zbroi. Domyśliła się, że to
strażnicy, biegnący do karczmy. W mgnieniu oka podjęła decyzję.
- W porządku, książę. Ale teraz koniec zabawy,
wracasz do zamku.
- Co? Dlaczego?
- Spotkaliśmy dzisiaj śmiertelną chorobę. Przed tym
nie jestem w stanie cię obronić. Nie tutaj.
- Ale...
Na ulicę wbiegła grupa zbrojnych. Lena, nie
zwracając uwagi na protesty następcy tronu, zawołała:
- Straż! Książę Warren potrzebuje eskorty do zamku!
Wartownicy zatrzymali się gwałtownie i spojrzeli,
najpierw na doradczynię księcia, potem na siebie. Dowódca grupy po chwili
odezwał się:
- Nie żartuj sobie, półorkijko. Śpieszymy się do
przypadku Łez Śmierci!
- Nie żartuję - Lena podeszła do Warrena, ściągnęła
mu czapkę i przetarła rękawem twarz. Strażnicy, gdy tylko dotarło do nich, kto
przed nimi stoi, przyklęknęli na kolano.
- Wasza Królewska Mość, proszę o wybaczenie, nie
poznałem! Ty i ty - dowódca wskazał dwóch strażników - odprowadzicie przyszłego
króla do zamku! Reszta, za mną!
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem zbrojni.
- A co z tobą? - Warren zapytał Lenę.
- Ja sobie poradzę. Poza tym, muszę poszukać
informacji dla ciebie o Łzach Śmierci…
Następca tronu stał chwilę i się zastanawiał.
Spojrzał na twarz półorkijki. Zaciśnięte usta i przeszywający wzrok. Zrozumiał,
że nie ma sensu się z nią teraz kłócić.
- No dobrze. Ale uważaj na siebie.
- Jak zawsze - uśmiechnęła się niemrawo.
Ich spojrzenia się spotkały. Książę chciał coś
jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu strażnik.
- Wasza Wysokość, możemy?
- Yyy… Tak, chodźmy.
Lena chwilę patrzyła jak Warren oraz dwóch zbrojnych
zmierzają w stronę zamku. Została sama na ciemnej ulicy. Westchnęła głęboko. Dzisiaj niemal doprowadziłam do śmierci
następcę tronu i nie byłabym w stanie temu zapobiec. I dlaczego? Bo chciałam mu
pokazać jak wygląda życie poza zamkiem i żeby zapomniał się choć na chwilę o
swoich obowiązkach. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że się świetnie
dzisiaj z nim bawiłam…
Półorkijka ruszyła sama przed siebie po ciemnej
ulicy, nucąc melodię. Po chwili, mimowolnie, zaśpiewała:
- Cisza, kiedy wracam do domu i jestem zdana sama na
siebie.
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest,
lubię jak tak jest".
Mogę skłamać, powiedzieć "Lubię jak tak jest,
lubię jak tak jest".
Hej :)
OdpowiedzUsuńZacznę może najpierw od przyśpiewki i smutnej piosenki - jeśli są Twojego dzieła, to ja chylę czoła bardzo nisko i odwdzięczam się słowem MISTRZ!, którym mnie obdarzyłeś przy jednym z moich wierszy. To mistrzostwo stworzyć dwa teksty z zachowaniem rymu, które podczas lektury już dla mnie miały melodię. Jestem pod olbrzymim wrażeniem i takich dzieł chcę więcej!
O rany, tak, naprawdę miło mi się czytało ten tekst :) Głównie dlatego, iż widać, że Ty sam miałeś przy pisaniu go niesamowitą frajdę. Bardzo podoba mi się to zderzenie dwóch scen; pierwszy fragment z tym szykowaniem Warrena do wyjścia pod przykrywką ma w sobie lekko komiczny wydźwięk, ale jest też lekki i taki po prostu pocieszny. Uśmiechałam się przy nim, bo jak rozumiałam wszelkie protesty księcia - mieszkam w województwie śląskim, na Górnym Śląsku jestem prawie że codziennie, więc wiem, co węgiel może zrobić, np. zatkać nos - tak jego reakcje aż się prosiły o wybuch śmiechu.
Jeśli chodzi o scenę w karczmie - masz dryg do ich opisywania, co pokazałeś już w innym uniwersum (tęsknię trochę za Rubinem). Tutaj od razu dało się wyczuć klimat, jak i zobaczyć to miejsce.
Świetne oddałeś to, co chciałeś nam przekazać. Dobre opisy, plastyczność, świetne dialogi. A to włączenie Łez Śmierci - ciekawy wątek, bardzo mnie nim zainteresowałeś. Chcę wiedzieć, czy pojawi się on w późniejszych przygodach.
A, dziękuję Ci także za te maleńkie momenty, kiedy Lena i Warren wydają się być dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Brawa za subtelność ;)
Pozdrawiam.
Przyśpiewka jest moja, smutna piosenka to tylko tłumaczenie piosenki Billy Elish, także aż tak dobry to nie jestem :P I bardzo mnie cieszy, że czytało Ci się tekst równie dobrze jak mi go pisał ^^ A do Rubina i Alana jeszcze wrócę, tylko temat musi przypasować :P I mogę zdradzić, że Łzy Śmierci jeszcze wrócą, oj tak, szykuję Lenie i Warrenowi jeszcze kilka niemiłych niespodzianek :D
UsuńPierwsze co pomyślałam, zaczynając wstęp, to dlaczego Lena nie wjedzie z buta do komnat, po co się tu płaszczy i jeszcze żeby w sukienkach...? Ale później myślę sobie, okej, dobra przykrywka nie jest zła, zmylić strażników, uśpić ich czujność. Mam tylko nadzieję, że gdzieś pod tą kiecą ma coś do obrony, chociaż mały sztylecik, czy tam bułat... ekcham. xd
OdpowiedzUsuńPanie księciu, tak łachmany nie wygladają (wiem, że to żenujące, ale gdzie pan książę ma kapelusz, który troche zjadła i siodło z dystontu usmarowane sosem.XD) Ale zaczyna się grubo, ja chcę dalej, tobędzie niezła akcja :D
Panie Bastian, (btw. zajebiste imię, uwielbiam je!) prosze tutaj tgo pana księcia przetargać trzy razy po targu, wymiętolić w błocie i może jeszcze dla efektu ze schodów spuścić to może bedzie wyglądał jak efekt końcowy przewiduje :D
Jedno tylko mnie zastanawia, jeśli Lena przed wejściem do ksiecia musi kłaniać się strażnikom i prosić ich o audiencję, to tak by jej słuchali rozkazów tak...? Wiem, że to przy obecności księciuniunia, ale tak coś mi zgrzytnęło lekko :)
Skoro wlazł do pokoju skrytobójczyni, to ja nie wiem, czego się ksieciu w tym pokoju spodziewał xd ale bardzo mi się podoba u niego to zaskoczenie, takie smooth.
Warren jest taki pocieszny, taki nieporadny w prawdziwym życiu. Jest to oczywiście zrozumiałe, ale to tak fajnie wygląda, taki comic relief, bardzo fajnie się układający :D
Ale ten książę niecierpliwy! xd skojarzył mi sie z takim małym dzieckiem, którego bierze się pierwszy raz do wesołego miasteczka, czy zoo. Patrzy na wszystko, cieszy się, ale boi podejść nakarmić kozę, czy wejść na kolejkę. Jednak bardzo fajnie oddane emocje, czuć ten jego niepokój. I zniecierpliwienie całkowicie zrozumiałe :D
Założę się, że Pod Trupią Czachą urządzane są najlepsze biby w mieście. Ja nie wiem, czego się księciu boi xD
Jakie znajomości ma Lena, że Warren nie dostał oklepu? To mi się podoba, Taka niepozorna, okej, może ma pokój pełen broni, ale czy gdyby nie miała, to pewnie też nie miałaby równocześnie poszanowania na dzielni :D
No ja wiedziałam, że coś się odjaniepawli. Była za spokojnie! Bardzo dobre zagranie z uśpieniem czytelnika, wszystko fajnie, sytuacja z panem z mokrym rękawem załagodzona znajomościami, tańce hujlanki, bardzo dobre tempo, szybkie, wesołe, później przechodzi w uspokojenie, dobre wklecenie piosenki i nagle bum! trup. Kreatywne wprowadzenie cliffchangera, podoba mi się!
I zakończenie mimo, że spokojne, na tyle, na ile może być, to wzbudza niepokój. Tak subtelnie, zakrzewia nadzieję na ciąg dalszy. :)
Nie no, Lena na ogół właśnie wjeżdża z buta, ale z drugiej strony, jak raz na jakiś czas odpuści strażnikom, to się nic nie stanie XD No i zawsze coś ostrego ma przy sobie XD A nawet jeśli nie, to Joker ze swoją magiczną sztuczką i John Wick z potwierdzonymi 3 zgonami za pomocą ołówka, mogą się schować. Lena potrafi zabić piórem (jeszcze nie wiem jak, ale na pewno to potrafi XD) I fajnie, że udało mi się pokazać nieudolność księcia w takich "życiowych" sprawach :D A Lena dodała "rozkaz króla" do swojego polecenia. A skoro stała przy królu (przyszłym) i król się nie sprzeciwia, to co taki strażnik ma myśleć i się zastanawiać, bezpieczniej wykonać polecenie niż go niewykonanać i potem dostać reprymendę. No i bardzo mnie cieszy, że "niespodzianka" z trupem się udała ^^ Super, że końcówka się podobała :D
UsuńJest i nasz dostawca fantastyki w tym tygodniu! Kurde, piszze częściej, bo mam niedobory fantasy. Poważne! Dbaj o czytelników! ;D
OdpowiedzUsuńNie będę owijać w bawełnę. Popłakałam się! Coś ty mi zrobił! Jak elfka zaczęła śpiewać, tak się wczułam, jakbym tam była. Słyszałam ciągle tę piosenkę i udzielił mi się nastrój Leny, a kiedy potem ona na koniec znów zaczeła nucić, ZNOWU SIĘ POPŁAKAŁAM!!!
Ey. No tak się nie robi no.
Rzadko aż tak mnie porusza tekst, ale ten wyjątkowo operował takim wahlarzem różnych emocji, że rozłożył mnie na łopatki. Najpierw zabawny początek. Nie uwierzyłbyś jak gimnastykowałam wyobraźnie, żeby zestawic chabrowy z oliwkowym! Książę!!!! Kto Cie uczył zestawic kolory ja sie pytam xd i smalec na włosach... ych. No nie dziwie sie, ze wolał nie. Sama jak sobie to wyobraziłam to... Nope! xd No i tak Warren chciał zobaczyc mieszczanskie zycie, ale do knajpy tak niezbyt chetnie wchodzil xd oy warren warren. I ta piosenka, pierwsza piosenka... Barwna toń,myśle, bedzie powaznie, bedzie moze o utopcach czy cos, bedzie. A tu mi spiewaja o ZŁOTEJ toni, kiedy o niczym innym sobie nie marze!!!! Okrutne!!!! ;D No i potem, jak juz napisałam, sie poskladalam. Ale to jeszcze nie byl koniec emocji, bo inspiracja piosenka u Cb byla lvl majstersztyk. Wplecenie czarnych łez jako objawu choroby, swietne. Ale najpierw, szczerze sie przyznaje, sie wystraszylam. Jak ta dziewczyna zaczela plakac, widze nagle teledysk w fantasy i ten klimat, Warren, panna, wymiana usmiechow i nagle te czarne łzy... To był element jak z dreszczowca!!! Gesia skorka. Tak zaburzyło sielankowy nastroj karczmiany, ze chuj. Po prostu. Brakuje mi słów.
Wiecej takich tekstow. Wiecej.
*wachlarz!!!!
UsuńI samo tłumaczenie. Bardzo ładne. Po pl porusza jeszcze bardziej.
^^ Takie komentarze sprawiają, że aż chce się pisać <3 Co prawda płaczu się nie spodziewałem, ale super że tekst wywołuje emocje ^^ Ekstra, że zabawna część się udała i ta smutno-straszna też :D Mam nadzieję, że uda mi się zachować poziom przy następnych tekstach ;)
UsuńLena i Warren <3. Tęskniłam za nimi! To "strojenie" księcia było po prostu epickie. Bardzo fajnie ukazane różnice pomiędzy warstwą królewską a warstwą zwykłego społeczeństwa (jak to kuźwa nazwać XD). Cios cebulowymi spodniami zawsze w cenie!
OdpowiedzUsuńKarczma Pod Trupią Czachą brzmi naprawdę zachęcająco, ej.
O Boże, to jest takie cudowne, jak oni siedzą w tej karczmie. I pijany Warren, który pyta o układ! O Jezusie. A ta piosenka o trunkach? Oj, uważaj, bo zaraz ci ułożę do tego melodię... XD
W sumie ciekawie użyty motyw piosenki w tekście. Zrobić z niej balladę? Wow. No i nawet z motywu teledysku zrobiłeś chorobę. Naprawdę pomysłowe.
Uniwersum się rozwija i ja jestem ewidentnie podjarana, naprawdę. Szczególnie że było tutaj i wesoło, i smutno zarazem (chodzi tutaj o końcówkę). Widać, że Lena coś czuje do Warrena, ale Warren też ma się ku półorkijce. No, nie. A ten zostanie królem. I co tu teraz zrobić?
Wiesz co, Kamil? Ja chcę to w wersji papierowej. To opowiadanie ma potencjał. Jarałam się jak ogień, czytając tę część!
~SadisticWriter
Papierowa wersja? Bardzo Może chętnie! Ale to raczej może kiedyś, bo to zdecydowanie na tę sfera marzeń :D Tak, z karczmy jestem dużo bardziej zadowolony niż ze strojenia, chociaż strojenie też nie było złe ^^ I z chęcią usłyszałbym melodię do Barwnej Toni, musiałaby być taka bardzo skoczna :D Oj tak, czeka ich jeszcze niejedna niemiła niespodzianka, zwłaszcza z wyborem księżniczki :P Ale to w przyszłości (oby niedalekiej) :P
UsuńLena i Warren😊 od razu uśmiechnęłam się widząc ta parę. Polorkija rządzi.
OdpowiedzUsuńHaha jak zamienić król w żebraka, kiedyś o tym już czytałam ale twój tekst jest o wiele zabawniejszy.
Sądziłam że Warrenowi zrobi się trochę głupio że pokój jego doradczyni jest w takim stanie , gdy reszta komnat ocieka dobrobytem ale potem pojelm że to pewnej Lena tak ją sobie urządziła 😊
I zauważyłam poprzedni temat w tekście zgrabnie użyty z tą kuszą.
Gdzie lepiej poznać swoich poddanych jak nie n wieczornej zabawie?
Alkohol łączy ludzi hihi. Już myślałam że rozpoznali księcia ale jednak nie.
Uwielbiam piosenki w twoich tekstach. Poczułam się jakbym była w tej karczmie i śpiewała razem z nimi. I udało ci się tekst piosenki wstawić też w cała sytuację. Super.
A faktycznie! Jest przecież to opowiadanie "książę i żebrak" - nieświadomie nawet "zapożyczyłem" motyw z opowiadania :D Tak, Lena sama zrobiła sobie taki wystrój. Zdecydowanie odbiega on od wystroju pozostałych komnat, no ale Lena odbiega też od zwykłych podwładnych Warrena :D Super, że część w karczmie Ci się spodobała i że poczułaś klimat, jakbyś tam była ^^ O to mi właśnie chodziło :D
OdpowiedzUsuń