Ostatnio otaczająca mnie młodzież dostarcza wiele
inspiracji do tworzenia PatoŻycia, że aż żal z tego nie skorzystać. Niestety
musiałam zrobić przesiew, aby za bardzo nie pojechać, ale i tak przedstawiłam
tutaj akcję, która całkowicie mnie dobiła. Wiadomo, że tutaj prawda jest
mieszana z fikcją, ale ten szczególny element wydarzył się w RZECZYWISTOŚCI!
Ach, i zadbałam o to, by było więcej wulgaryzmów.
Teraz jest ich tyle, że gdyby mi płacono za ich użycie, mogłabym sobie pozwolić
na porządne zakupy w księgarni. No dobra, może trochę przesadziłam, ale mam
nadzieję, że tym razem – pod tym względem – jest znacznie lepiej.
To co? Wracamy do świata patologii? ;)
***
Głośno puszczona piosenka szemranego rapera towarzyszyła grupce
nastolatków zgromadzonych przy ławce. Rozgorączkowani, starali się wycisnąć jak
najwięcej informacji o weekendowej domówce ich wspólnego kumpla, na której
urzędowało kilkoro z nich. No, może poza Simoną. Zapatrzona w porysowany ekran
smartfona, udawała obojętną na zdawane entuzjastycznie relacje, choć w duchu
zazdrościła im tego wypadu.
To ja tam powinnam być,
rozmyślała zirytowana. To ja miałam pierdolić o tych pokracznych ruchach
Roxy, awanturach ze starymi kurwami z sąsiedztwa i paleniu głupa przed psami,
że my grzeczni i nikomu nie wadzimy!
Simona potwornie żałowała, że właśnie tego samego
dnia tata wyjechał na weekend do Niemiec do pracy, a macocha wykorzystała to i
poszła w tango z kumplami od libacji. Nawet nie było południa, kiedy zalana w trupa
pochrapywała na obskurnej kanapie, prawie że w negliżu. W ten oto sposób
obowiązek zajmowania się smarkaczem, siedmioletnim Brajanem, spadł właśnie na
nią. Czasami cholernie żałowała, że ma rodzeństwo. Wolała czasy, kiedy była
jedynaczką.
– He, co tam te sikacze z Biedry czy Żabki. Albo
nalewki. Czujecie, że koleś zajebał starym z piwnicy bimber? I to ten pędzony
przez nich samych? A zajebiście kopał, kurewsko zajebiście! Sam Maciuś po
wlaniu w siebie dwóch kielichów robił się szary i zielony na gębie na
zmianę. Nawet jakaś sucz schizowała, że się nim otruł i trzeba dzwonić po
pogotowie.
Kewin maszerował dookoła ławki, mocno gestykulując.
Nadal trzymała go faza po wypaleniu skręta, którego zdobył właśnie na tym
melanżu. Trochę przepłacił, ale dla niego liczyło się to, że głód został
zaspokojony.
– Jak ty pierdolisz kocopoły… Wypiłem prawie pół
litra i nic mi nie było. To ta pizza z tego całego Wyrwijchujka*. Ten sos na
niej wyglądał tak, jakby ktoś się do niego spuścił. Wyobraziłem to sobie i mnie
później skręcało, aż się nie zrzygałem do szafy. Nawet wydaje mi się, że
wyrzygałem winogrona, a jadłem je dzień przed imprezą.
– Od pizzy? – Kewin parsknął śmiechem, obsmarkując
się. Wytarł nos w koszulkę, co obrzydziło nie tylko zgromadzone tam dziewczyny.
– Jakoś ci kurwa nie wierzę!
Maciuś zacisnął dłonie w pięści. Może Kewin był
jego dobrym ziomkiem, znali się od szczeniaka, ale czasami tak go wkurwiał, że
miał ochotę wyjebać mu w ten pusty łeb. Bał się jednak, że w pozbawionej mózgu
czaszce echo rozniesie dźwięk uderzenia, a to sprawi, że mu wyjebie dziurę na
pół czoła. Wolał tego uniknąć.
– To nie wierz, ja pierdolę… – Usiadł na ławce obok
Simony i bezwstydnie zerknął na jej telefon. Dostrzegł, że ignorująca ich
blondynka przewijała tablicę na fejsie, wyszukując fotek z imprezy. – Simcia,
co ty odpierdalasz? My ci tu tak piknie zdajemy relację, a ty grzebiesz na tym
niebieskim gównie? O, to była Zuzia Kasi? Ale ta mała jest szpetna!
Simona spojrzała na niego zza przymrużonych powiek,
blokując telefon. Nienawidziła, kiedy ktoś zaglądał jej przez ramię.
– Sam kurwa jesteś szpetny. A, i jeszcze raz mi
zerkniesz na to, co robię na komórce, to ci wyjebię.
– O kurwa, kto tu wreszcie otworzył japę!? – Kewin
wydarł się na całe gardło, aż stojącemu blisko niego Maciusiowi zaszumiało w
uszach. Z przyzwyczajenia spojrzeli na okno wiedźmy Alżbety, czekając na jej
reakcję. Firanka nie poruszała się, co oznaczało, że nie ma jej na chacie. –
Już myślałem, że trzeba będzie ci przyjebać, byś się odkleiła od tego złoma.
– To weź już kurwa nie myśl, bo ci to za chuja nie
wychodzi – warknął Maciuś, obejmując ramieniem naburmuszoną Simonę. – Simcia –
zwrócił się do swojej dziewczyny – a ty już się nie fochaj.
Simona westchnęła jak jej ojciec na widok rachunku
za mieszkanie – ociężale, jakby zaraz miała umrzeć.
– Ja się nie focham – odparła, skupiając na sobie
spojrzenia całego młodego zgromadzenia. – Po prostu łeb mnie napierdala od tych
waszych wrzasków. Drzecie ryje, jak opętani.
– Oho, na nią też wiedźma Alżbetka rzuciła swój
urok – skwitował Kewin, jawnie drwiąc z Marianka, który na samo wspomnienie
tamtej durnej klątwy aż się zatrząsł. Później zrzucał winę na to, że zrobiło mu
się zimno, ale każdy doskonale znał prawdę.
Simona chciała czymś dowalić Kewinowi. Odkąd tylko
przeprowadził się z rodziną do domku jednorodzinnego zaczął cwaniakować. Jakby
próbował pokazać, że skoro wydostał się z tej dziury, to jest lepszy od nich. I
już miała niezły tekst na języku, ale w porę przymknęła swe wymalowane tanim
błyszczykiem z Chińczyka usta.
Tatko kiedyś powiedział, że gówna się nie tyka, bo
zacznie śmierdzieć. A już wali tu niezłą gorzelnią, nie trzeba podwajać smrodu.
– Ja się raczej zastanawiam, czy ona nie miała
tutaj lepszej biby od nas – Marianek wskazał na podkrążone oczy dziewczyny
swego brata Maciusia. – Dafuq, sami obczajcie jej gały! Wygląda tak, jakby od
tygodnia nie odrywała ust od puszki z piwem. Niczym ja, he. – Wyciągnął z
kieszeni sponiewieranego papierosa. Dopiero za czwartym razem udało mu się go
do porządku odpalić, zaśmiewając się ze swojego zwycięstwa.
Simona skryła twarz w dłoniach. Nie miała już sił
do tych osiedlowych debili. Czemu nie mogli iść do domu się kimnąć? Zrobiliby
tym przysługę ludzkości. A tak musieli się użerać z takimi debilami.
Na ratunek księżniczce slumsów przybyła Nikoletta.
Wydobyła się z otchłani klatki, rozciągając się tak, że kiedy jej ręce
poszybowały ku górze, tuż za nim powędrowała skąpa bluzka, odsłaniająca opalony
brzuch. Spojrzała na Simonę, przywołując ją palcem.
– Kurwa, was tutaj nie chcę – warknęła, kiedy tuż
za tamtą dziewczyną na schody przytargali się Kewin i Marianek. Maciuś i reszta
zgrai pozostali na ławce, powracając do tematu melanżu. Nawet nie spoglądali w
stronę klatki. Nie za bardzo trawili Nikolettę, by dzierżyć jej towarzystwo
dobrowolnie. Wystarczyło, że narobiła im siary na imprezie, kiedy to biegała po
chacie roznegliżowana od pasa w górę.
Kewin wyciągnął wytatuowaną rękę po fajkę od
Marianka. Zrobił trzy krótkie buchy i mu ją oddał. Dym wypuścił w stronę
Nikoletty, na co ta się skrzywiła. Sama paliła, była z natury chamska, ale
pamiętała, by nikomu nie dmuchać w ryj.
– Kurwa, serio? – Nie dowierzał.
Nikoletta zarzuciła swoje długie czarne włosy na
plecy, dumnie wypinając pokaźny biust. Chłopaki głośno przełknęli ślinę. Jeżeli
to miał być argument za tym, by sobie stąd poszli, to dziewczyna absolutnie nie
trafiła. Widzieli znacznie więcej na imprezie.
– Chyba że chcecie słuchać, jakie to zajebiste
ciuchy widziałam na wyprzedaży w galerii, to sobie kurwa siedźcie. Tylko
później nie pierdolcie, że znowu przynudzamy. A jak spróbujecie mnie
przekrzyczeć, to wam zapierdolę takiego gonga, że przez bity miesiąc będziecie
szukać swoich zębów.
Marianek zdeptał peta i kopnął go w stronę Kewina,
kiwając głową niczym te słynne pieski z autobusów miejskich. Lekko kołysząc się
na boki, zszedł ze schodów, nawołując brata, by wszyscy poszli za nim. Tamci,
nieco zwieszeni, uparcie go ignorowali.
– Hej, gdy wam smutno, gdy wam źle, wypijcie setkę,
albo ze dwie, he! – wyrecytował, pokazując na zawartość plecaka. Widniały w nim
cztery litrowe butelki bimbru, który zakosił z imprezy. – Powtóreczka z
rozryweczki?
Długo nie musiał ich namawiać. Odzyskawszy siły,
poczłapali za Mariankiem w stronę polany, gdzie mieli spędzić resztę wieczoru i
przeciągnąć libację do wczesnych godzin porannych. Nawet Kewin, po dość ostrej
zjebce od Nikoletty, wreszcie do nich dołączył.
– No, to opowiadaj o tych mega wyprzedażach w
galerii. Chętnie się dowiem, jakie szmaty tym razem przecenili, by biedota
mogła modnie się nosić.
– Simcia, z tą wyprzedażą to był blef – zaśmiała
się Nikoletta. Gdyby ktoś nie wiedział, że to od niej wychodzi ten potężny
dźwięk, mógłby pomyśleć, że drobna Simona rozmawia z jakimś podstarzałym
lovelasem. – Chciałam pozbyć się towarzystwa, by ci opowiedzieć o najlepszym
ruchaniu w moim życiu!
– To nie mogłaś tego zrobić w domu? – dopytywała.
Nikoletta głośno prychnęła.
– Przy starej? Przecież ta idiotka dalej myśli, że
jestem cnotką-niewydymką.
Simona na dźwięk słowa „stara” aż się skrzywiła.
Chociaż jej tatko nieraz doprowadzał ją do szału, ale nigdy nie zgrzeszyła
takim stwierdzeniem. Nawet do macochy starała się odzywać z szacunkiem. A jej
najlepsza przyjaciółka obrażała swoją mamę na każdym kroku, a jak była dla niej
miła to tylko dlatego, by wyciągnąć od niej hajs na nowe adidasy lub telefon.
– To jak jej wytłumaczyłaś swoją kilkudniową
nieobecność?
– Normalnie. Naściemniałam, że byłam u Wiki. A ta
uwierzyła mi na słowo! Nawet nie zająknęła się o numer jej starej, by to
potwierdziła. Dobra, jebać moją starą, albo i nie, bo to ohydne, ale wróćmy do
sprawy tego zajebistego ruchanka. Simcia, kurwa, co on ze mną wydziwiał!
Nikoletta dokładnie opowiadała o swoich łóżkowych
igraszkach, nie bacząc na to, że ze zdania na zdanie robiła to coraz głośniej,
a tym samym większość osiedla wiedziała, jakie pozycje były przez nich
praktykowane i która z nich dawała jej najwięcej rozkoszy. Nawet zdradziła, że
robiła to bez zabezpieczenia, bo – jak tłumaczyła – było im wygodniej. Jedna z
pobocznych słuchaczek, kobieta zajmująca mieszkanie tuż przy nieszczęsnym
murku, aż złapała się za głowę, słuchając piętnastoletniej sąsiadki.
– Jaaa, ale ci kurwa zazdroszczę. Nie tych numerków
bez zabezpieczenia, bo to w chuj niebezpieczne, ale w ogóle tego udanego seksu.
Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz pieprzyłam się z Maciusiem.
– To go weź zaciągnij do wyra, a nie czekasz, aż on
to zrobi.
– Próbowałam – mruknęła, zakładając kosmyki za
ucho. – I chuj. Nie chciał.
– To może on woli w dupę, a ty jesteś tylko
przykrywką do jego homo zapędów? – zapytała Nikoletta, na co jej przyjaciółka
aż się skrzywiła. – Simcia, zluzuj. To był żart.
– W chuj nieśmieszny.
Między nimi nastała niezręczna cisza. Simona, aby
nie zwyzywać przyjaciółki, wyciągnęła ponownie telefon i napisała pikantną
wiadomość do Maciusia. Chciała w ten sposób choć trochę go pobudzić, by raz
jeszcze poszli o krok dalej i nieźle zaszaleli. Za to zaś Nikoletta z sekundy
na sekundę robiła się coraz bledsza. Idące w jej kierunku dziewczyny nie
zwiastowały niczego dobrego.
Nikoletta nie zdołała krzyknąć, kiedy lekko
zaokrąglona blondynka uderzyła ją z całych sił w twarz, aż poleciała na
nieszczęsny murek. Skóra na policzku niemiłosiernie ją piekła, a oczy zaszły
łzami. Z trudem przełknęła ślinę, obracając się do nowo przybyłych.
– Czego, kurwa?
– Fajnie to się kurwi z cudzymi facetami,
młodociana dziwko?
Nikoletta, choć serce dudniło jej jak oszalałe, nie
chciała pokazać, że się boi. Jeszcze by tego brakowało, aby tamta to wykorzystała.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Kobieta raz jeszcze wymierzyła jej siarczysty
policzek. Tym razem siła uderzenia sprawiła, że Nikoletta, zamroczona, musiała
przykucnąć, by się nie przewrócić. Teraz już nie powstrzymywała łez.
– Marta, daj jej już spokój. Dostała za swoje. –
Ziuta złapała koleżankę za rękę, próbując odciągnąć od nastolatki.
Na próżno.
Marta wyrwała się Ziucie. Chwyciła Nikolettę za
włosy i ją podniosła, nie zważając na okrzyki bólu wydobywające się z ust
małolaty. Simona aż zamarła na ten widok.
– Jak mam jej dać kurwa spokój! – Wydarła się,
strasząc siedzące na parapecie pobliskiego okna wróbelki. – Że też wcześniej
nie widziałam, że coś jest z nią nie tak. Kurwa, przykleiła się do nas, jakby
przyjaciół nie miała. I jeszcze mi faceta zapierdoliła.
Simona chciała pomóc Nikoletcie, jednak jedno
spojrzenie Ziuty wystarczyło, aby ponownie posadzić ją na schodku. Chociaż
nieraz cwaniakowała, to jak przychodziło co do czego, pokazywała swoją naturę
tchórza.
Lepiej nie zadzierać z Ziutą,
pomyślała. Już raz mi tak wpierdoliła, że musieli mi wstawiać nowe zęby. Nie
chcę powtórki.
– Jeszcze raz pokażesz się młoda kurwo na naszym
osiedlu, to cię przetrącę. Przerobię cię na psią karmę, suko!
– Się nie dziwię, że się ze mną bzyknął. Wyglądasz
jak słoń, chodzisz jak słoń. Schudnij, jebany grubasie.
– Nikoletta...
Marta nie kontrolowała swoich ruchów. Uderzała na
ślepo, dając upust swojej złości. Dodatkowo napędzały ją okrzyki: bólu w
repertuarze Nikoletty oraz przerażenia w wykonaniu Simony. Piekły ją dłonie,
czuła spływającą po nich krew. Nie wiedziała, do której z nich ona należy, ale
tak ją obrzydziła, że zamknęła oczy. Zapach rdzy i soli uderzał w jej nozdrza,
dlatego oddychała już ustami. Na sam koniec parę razy kopnęła na oślep zwijającą
się przy murku nastolatkę i siarczyście splunęła, licząc na to, że trafiła.
Dopiero po tym przyszło opamiętanie.
– Spierdalamy – zakrzyknęła do zaskoczonej
brutalnością koleżanki Ziuty.
– Ty chyba jaja sobie robisz – warknęła na nią. –
Kurwa, coś ty jej zrobiła?
Simona zignorowała strach przed agresywną kobietą i
przyklękła przy nieprzytomnej Nikoletcie. Widok pobitej koleżanki wywracał jej
żołądek do góry nogami, ale nie chciała tak jej pozostawić. Zamierzała
zadzwonić na 112. Nawet już wybierała numer, kiedy Marta wyrwała telefon z dłoni nastolatki i wyrzuciła za
murek. Ten wylądował na płytkach z mocnym puknięciem.
– Co ty, gówniaro, odpierdalasz?!
– Trzeba jej pomóc! Jak ona charczy przy
oddychaniu. Mogłaś jej połamać żebra!
Marta prychnęła.
– I dobrze. Niech ma kurwa za swoje.
– Ty jesteś pojebana! – Ziuta podała swoją komórkę
Simonie. – Dzwoń na pogotowie. A ty – złapała Martę za ciuchy i prawie zrzuciła
ze schodów – wypierdalaj. Miałaś ją popierdolona idiotko jedynie zwyzywać i dać
jedną lepę na ryj, a nie skatować!
Może ta sytuacja nie sprawiła, że Nikoletta
porzuciła imprezowanie i sypianie z mężczyznami, którzy wpadli jej w oko, ale
zanim z którymś poszła do łóżka, przeprowadzała wywiad w ich sprawie. Co jak
co, ale lepiej bzyknąć się z facetem jakiejś normalnej dziewczyny, a nie kogoś
swego pokroju. Bo sama poczuła na własnej skórze, że PatoŻycie nigdy nie
wybacza tak paskudnych pomyłek.
*
Przekręcona nazwa pizzerii „Wyrwigrosz”, działającej na terenie dwóch miast w
województwie śląskim
Wiesz, co ci napiszę? Z MASŁA WJEŻDŻAM! Jak zawsze huehue. Napawa mnie duma, że przed każdą publikacją dostaję te teksty przedpremierowo. Ale to i tak zawsze muszę jeszcze raz je przeczytać, bo moja skleroza za bardzo się dopomina.
OdpowiedzUsuńLubię czasem poczytać, jak to patola pod twoim blokiem prowadzi ambitne rozmowy. A później jak można je zobaczyć w ubarwionej wersji na WAR. Podoba mi się to, że jest więcej przekleństw. Czasami zdarzają się te intelektualne wstawki nieadekwatne do podwórkowej mowy (jak już o tym gadałyśmy XD), ale to się jeszcze wypracuje. I tak jest już bardziej wulgarnie niż wcześniej! Te przekleństwa wręcz odpychają i to właśnie chodzi. W końcu to patola.
Fajnie, że ta menda na końcu dostała wpiernicz, ale jednocześnie jakoś mi się tak... szkoda jej zrobiło, że dostała aż tak (ja to ja). Podsumowanie tym "PatoŻycie nigdy nie wybacza tak paskudnych pomyłek" idealne! Czekaj. Jeszcze jedna rzecz mnie rozbawiła.
"– Dafuq, sami obczajcie jej gały! Wygląda tak, jakby od tygodnia nie odrywała ust od puszki z piwem. Niczym ja, he". Nie dość, że "dafuq" już nie mnie rozbawiło (taak, dziwne rzeczy mnie cieszą), to jeszcze to "he" na końcu. Aż to słyszałam w swojej głowie (słyszę głosy, to źle)! Pisałam już wyżej, że ten tekst bardziej podoba mi się od poprzedniego? Pewnie na Messengu. Ale... powtórzę. Jest lepszy, bo bardziej prawdziwy. Chodzi mi o wyrażanie się patoli, ale też o to, że "Klątwa Alżbiety" miała w sobie nutkę... fantastyki XD. Tu jest bardziej realnie. I z akcją. Serio, nigdy nie sądziłam, że teksty o patoli mogą być takie ciekawe, dlatego jesteś mistrzem. I w końcu uwierz w to, że umiesz pisać! Dobra, zamykam masłolamento. Czekam oczywiście na więcej. I będę cię dręczyć, żebyś publikowała teksty!
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze pamiętam, to podczas tripa w JZ zamówiliśmy z kolegami dwie pizze w tym lokalu. Nie pamiętam, czy były dobre, ale były stamtąd.
O cholera jasna. Wiadomo, że życie jest inspiracją, ale jeśli byłaś świadkiem czegoś takiego naprawdę - to jest ta patologia, która myśli, że jej się wszystko należy za samo to, że oddycha, a dzieciaki tak łatwo łapią najgorsze wzorce.
Zjawisko niepożądane, a jednak jak bardzo obecne.
O wiele więcej przekleństw, tekst stał się przez to bardziej autentyczny. Aż miałam ciarki podczas lektury.
Dobra robota.
Pozdrawiam.