Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 2 czerwca 2019

[17] Szepty Kwiatów: Odwiedziny ~ SadisticWriter

Jakimś cudem udało mi się skończyć tekst, choć oczywiście z opóźnieniem. Szepty kwiatów są jednak trochę bardziej treściwe. Poza tym… sesja is coming.
Bez tematu głównego, wyłącznie słowa kluczowe.

***
Sporządzanie leku z płatków kwiatów nie zajmowało z reguły zbyt dużo czasu. Łatwo było go przygotować nawet w warunkach polowych, a co dopiero w dobrze wyposażonej kuchni znajdującej się w królewskim zamku. Wystarczył moździerz, kilka kropel wody, garnuszek, w którym można było zagotować kwiatowy roztwór oraz zwykłą bawełnianą pieluchę, przez którą sączyło się płyn. Blaise był zdziwiony, jak sprawnie i szybko sporządzili miksturę. Czy to aby na pewno pomoże jego ojcu? Nawet nadworni zielarze nie byli w stanie wyleczyć go skomplikowanymi mieszankami ziół. Dlaczego miałoby się to udać kwiaciarce, która nie była żadnym doktorem i działała wyłącznie pod wpływem intuicji?
Blaise spojrzał ukradkiem na dziewczynę, której twarz zdobił delikatny, choć jednocześnie skupiony uśmiech. W przeciwieństwie do ich wcześniejszej rozmowy, kiedy była onieśmielona, teraz wydawała się być pewna siebie. Coś mu podpowiadało, że powinien jej zaufać. Soleil nie wyglądała jak osoba, która chciała komukolwiek wyrządzić krzywdę – wszystko wychodziło na to, że z ludźmi obchodziła się równie dobrze jak z kwiatami.
Zadowolona z efektów pracy dziewczyna przysunęła bliżej szklaną butelkę i przechyliła do niej garnuszek, w którym znajdował się odcedzony wywar. Kiedy przelewała czerwoną miksturę, zaczęły jej drżeć ręce. Szybko zmarszczyła czoło, jakby coś ją zaniepokoiło. Blaise spojrzał na nią uważniej. Może był przewrażliwiony, ale nie chciał, żeby sytuacja z poprzedniej nocy się powtórzyła. Słyszał już o tym, że Soleil jest słabego zdrowia. Po tak intensywnym poranku musiała być już zmęczona.
Książę przytrzymał jej dłonie w miejscu, by spokojnie mogła przelać płyn. Policzki kwiaciarki lekko się zaróżowiły, co nie umknęło uwadze Blaise’a.
– Gotowe – powiedziała ledwo słyszalnie, a potem szybko zabrała swoje ręce, starając się nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z księciem. Wystawiła przed siebie buteleczkę, wbijając wzrok w podłogę. – Proszę. Król powinien od razu wypić całą zawartość. – Ku jej zdziwieniu, książę nie przyjął fiolki. To nieco ją zaniepokoiło. Może zrobiła coś, co uznał za podejrzane?  
– Mówisz tak, jakbyś chciała za chwilę uciec. Myślałem, że mi potowarzyszysz.
Soleil wybałuszyła oczy.
– Mam odwiedzić króla? – spytała piskliwym głosem przerażonego dziecka. – Ja… ja chyba nie mogę.
– Czy to coś złego? – Blaise przekręcił głowę w bok. – Mojemu ojcu twoja obecność w żaden sposób nie będzie przeszkadzała. Ufa mi i wie, że nie przyprowadziłbym do niego nikogo złego. Poza tym to będzie krótka wizyta, ponieważ nie czuje się na siłach, aby prowadzić z kimkolwiek zawiłe konwersacje. Czy zrobisz mi tę przyjemność i zostaniesz moją towarzyszką? – Kiedy Soleil opuściła w dół fiolkę, Blaise wystawił w jej stronę dłoń. Spojrzała na nią przeciągle, a potem zacisnęła mocno usta. Ostatecznie podała mu jednak swoją rękę. Nie spodziewała się, że zaraz potem zostanie pociągnięta w stronę drzwi przez chłopaka, który radośnie się zaśmieje. Swoboda księcia nieco ją onieśmielała, ale i fascynowała. Każdy jego gest był niewymuszony. Kiedy książę Villane poruszał się i wypowiadał słowa z wyuczoną gracją, tak Blaise wydawał się być całkowicie naturalny w tym, co robił. Może uchodził za nieco zbyt otwartego, ale może po prostu musiała do tego przywyknąć?
Komnata króla znajdowała się na trzecim piętrze. Kiedy już do niej dobrnęli, Soleil starała się nie pokazywać, jak bardzo zmęczyła ją ta krótka podróż. Może rzeczywiście czuła się lepiej niż wczoraj, jednak wciąż była osłabiona. Po wielu przeżytych latach jej regeneracja pochorobowa była zdecydowanie wolniejsza, ale nie zamierzała leżeć w łóżku w tej smętnej komnacie, do której przeniósł ją książę Villane. Chciała się na coś przydać.
– Wszystko w porządku? – Blaise przyjrzał się uważniej kwiaciarce. – Jeżeli nie czujesz się na siłach…
– Nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić – odpowiedziała szybko, prostując się i biorąc głęboki wdech. Jej serce wciąż wygrywało przyspieszoną melodię, jednak starała się nie pokazywać zmęczenia. To przecież tylko głupie schody, poza tym nie lubiła być traktowana ze szczególną troską. Może była słaba i chorowita, ale to nie znaczyło, że nie uchodziła za samodzielną. Wiedziała, kiedy sobie poradzi a kiedy będzie musiała odpuścić.
Ku zadowoleniu dziewczyny, książę kiwnął głową, nie podejmując tematu. Zamiast tego zapukał głośno do drzwi, oczekując, aż zostaną zaproszeni do środka. Już po chwili rozległ się cichy, ochrypły głos:
– Wejdź, synu.
Zdziwiona Soleil zamrugała oczami. Nie spodziewała się, że król pozna swojego najmłodszego potomka po samym pukaniu do drzwi. Blaise najwyraźniej dostrzegł jej skonsternowanie. Zanim weszli do środka, pochylił się nad nią i szepnął do ucha:
– Mój ojciec ostatnimi czasy nie przepada za gośćmi, dlatego ustaliliśmy, w jaki sposób mamy wraz z bratem powiadamiać go o tym, że to my się tutaj zjawiliśmy. – Po tych słowach pchnął drzwi, nie dając Soleil nawet chwili na przetworzenie informacji. Zanim się obejrzała, została wciągnięta do środka, stając twarzą w twarz z wyzwaniem, jakim było spotkanie się z królem. Skoro władca Chavelln nie życzył sobie obcych ludzi w swojej komnacie, jak miał się ucieszyć, widząc, że jego syn przyprowadził jakąś obcą dziewczynę?
– Och – odezwał się król, wynurzając się spod kołdry, na tyle że mógł usiąść na łóżku. Poruszał się z trudem, ale wciąż się uśmiechał. W wyrazie twarzy ojca braci Cardarielle’ów Soleil widziała coś, co niewątpliwie odziedziczył po nim jego najmłodszy syn. Na tym powierzchowne podobieństwa się jednak kończyły. Przyprószone siwizną czarne włosy oraz stalowe oczy przywodziły raczej na myśl starszą wersję Villane’a, jednak na pewno o wiele łagodniejszą niż on sam. – Spodziewałem się, że to ty, Blaise. Villane raczej rzadko do mnie zachodzi. Najwyraźniej pochłaniają go teraz inne obowiązki. – Słabowity głos króla, który przywodził na myśl raczej starca niż mocarnego władcę, zabrzmiał nieco ironicznie.
– Pamiętaj, tatku, że teraz to Villane musi sprawować władzę nad Chavelln, a o ile mi wiadomo, nie jest to łatwa sprawa. – Młodszy syn uśmiechnął się delikatnie, podchodząc do łoża swojego ojca. Soleil spojrzała za nim przerażona, kuląc się w kącie pokoju, jakby chciała stąd uciec. Nie wiedziała, czy ma prawo się w ogóle odezwać. Z tego wszystkiego zapomniała się choćby ukłonić.
– Jednak mógłby czasem odwiedzić starego ojca. Odkąd przyjechałeś, bywasz tu częściej niż on. – Król potrząsnął głową, chwilę później zanosząc się donośnym kaszlem. Kiedy Soleil uważniej mu się przyjrzała, dostrzegła, że nie wyglądał teraz jak władca, a raczej jak prosty, schorowany człowiek w podeszłym wieku. Był ubrany w zbyt dużą białą koszulę, która pełniła rolę piżamy. Napuchnięte palce nie były ozdobione sygnetami, a królewska korona spoczywała zapewne w jakimś bezpiecznym, niedostępnym dla nikogo miejscu. Miłe usposobienie mężczyzny sprawiło, że Soleil nieco się odprężyła. Może król Jasym wyglądał jak Villane, ale zdawał się być tak samo przyjazny jak Blaise.
– Jeżeli chcesz, porozmawiam ze swym bratem – powiedział najmłodszy potomek Cardarielle’ów, układając kołdrę ojca w taki sposób, aby było mu wygodnie. – Ale teraz pozwól, że przedstawię ci kogoś szczególnego. – Chłopak wypiął się dumnie i wskazał dłonią na Soleil, która wyprostowała się jak wystraszony zając, którego lada moment mieli upolować. Kiedy dostrzegła ciekawskie spojrzenie króla, oderwała się od ściany i chwiejnie mu się ukłoniła. Powstrzymała się od tego, aby nie skarcić księcia za nazwanie ją „szczególną”. W końcu nie była nikim niesamowitym.
Kiedy Blaise zauważył, że onieśmielona dziewczyna nie jest w stanie niczego z siebie wydusić, postanowił, że sam ją przedstawi:
– Soleil Rivaire, kwiaciarka z Laverne, która od jakiegoś czasu mieszka w zamku razem z resztą najlepszych rzemieślników w kraju. – Król przyjrzał się podejrzliwie swojemu synowi, jakby chciał odgadnąć, dlaczego nazwał kwiaciarkę kimś szczególnym. Blaise szybko zorientował się, o czym myślał jego ojciec, dlatego znacząco chrząknął i kontynuował: – Soleil oprócz układania kwiatów, umie również tworzyć z nich medykamenty. Pomogła już wielu osobom na zamku i myślę, że może również pomóc tobie. – Kiedy władca otwierał usta, Blaise go wyprzedził: – Tak, tatku. Ufam jej i prosiłbym, żebyś ty też jej zaufał. Dobrze wiesz, że nie jest z tobą najlepiej.
– Drogi synu. – Król Jasym ciężko westchnął. – Moją komnatę odwiedziło już mnóstwo uzdrowicieli. Każdy z nich chciał mi pomóc, niestety bezskutecznie. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile ziołowych leków na mnie wypróbowano.
– Ale nikt nie podał ci jeszcze leku z kwiatów, prawda?
Mężczyzna się zawahał. Już po chwili skierował spojrzenie na przestraszoną i pobladłą kwiaciarkę. Przywołał ją do siebie ruchem dłoni.
– Podejdź do mnie, dziecko.
Soleil wstrzymała dech. Spojrzała zdezorientowana na Blaise’a, który skinął w jej stronę głową, przy okazji posyłając krzepiący uśmiech. Tylko dzięki niemu była w stanie ruszyć się z miejsca. Bezgłośnie podeszła do łoża, wystawiając w stronę króla fiolkę z zabarwioną na czerwono miksturą.
– T-to powinno pomóc, wasza wysokość – wyrzuciła z siebie, czerwieniąc się tak dorodnie, że Blaise nie mógł się nie uśmiechnąć na ten widok. Nieśmiałość młodej kwiaciarki była widoczna gołym okiem, ale wcale nie odejmowała jej uroku.
– Jeżeli mój najmłodszy syn ci ufa, ja również obdarzę cię zaufaniem. – Król Jasym posłał jej delikatny uśmiech, a potem wyciągnął drżącą dłoń po fiolkę. Kiedy już ją chwycił, wypadła mu z rąk, zjeżdżając po kołdrze, gdzie złapał ją Blaise. Nie dał po sobie poznać, że jest zmartwiony. Bez problemu otworzył buteleczkę i przysunął ją do ust ojca, który z cichym, umęczonym westchnięciem przyjął jego pomoc. Czerwona mikstura zniknęła w przeciągu kilku sekund.
– Teraz król powinien dużo wypoczywać – powiedziała nieśmiało Soleil, posyłając władcy delikatny uśmiech. Zaraz potem przeniosła wzrok na Blaise’a, pragnąc mu przekazać, że powinni dać odetchnąć jego ojcu. Ten ze zdziwieniem przyglądał się powiekom, które powoli opadały w dół. Król Jasym nie zdołał się nawet pożegnać, a już usnął.
– To normalne? – spytał niepewnie Blaise.
– Tak. Ludzki organizm najlepiej regeneruje się podczas snu, to dlatego dodałam do mieszanki nutkę esencji z kwiatów, które ułatwiają zasypianie. – Soleil posłała księciu szczery uśmiech. To go nieco uspokoiło, dlatego podniósł się w górę i z ulgą odetchnął. Zanim wyszli z komnaty, podszedł do okna i zasłonił zasłony, aby promienie słoneczne nie drażniły jego ojca. Niewyraźna struga światła padała teraz tylko na Soleil, która poprawiała właśnie poduszkę pod głową króla Jasyma i otulała go dokładnie kołdrą. Blaise pomyślał, że jeżeli anioły kiedykolwiek istniały, to właśnie Soleil musiała nim być. Nawet teraz świeciła jak najurodziwsza gwiazda wychylająca głowę z ciemniejącego nieba.
– Dziękuję, Sol – szepnął.
Zdziwiona dziewczyna potrząsnęła głową, ponieważ nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Pierwszy raz ktoś nazwał ją Sol. Wszyscy zwracali się do niej pełnym imieniem. To było coś zupełnie nowego, wręcz uroczystego. Od teraz będzie kojarzyła to słowo tylko z Blaise’em, który wymawiał je z taką łagodnością, jakby rozmawiał z najpiękniejszą pod słońcem damą.
Książę wystawił w jej kierunku dłoń. Tym razem bez zastanowienia ją pochwyciła. Razem wyszli z komnaty, nie zamieniając ze sobą nawet jednego słowa.
Dziwne, ciepłe uczucie opanowało serce Soleil. Odkąd tu przyjechała, nie czuła takiego spokoju jak teraz. Czy to dzięki Blaise’owi? Jeżeli tak, zamierzała mu za to szczerze podziękować.
– Bracie. – Kwiaciarka słysząc to oschle wymówione słowo, od razu zesztywniała. Nie musiała nawet patrzeć przed siebie, żeby wiedzieć, kto zawitał pod samą komnatę króla. – Czy mógłbym się dowiedzieć, co robiłeś u ojca?
Soleil uniosła niepewnie wzrok, kryjąc się częściowo za plecami Blaise’a. Teraz wyglądała jak małe, przestraszone dziecko, które przerażały konsekwencje jego czynów. Właśnie tak działał na nią Villane Cardarielle. Stał tutaj z władczo założonymi na piersi rękoma i spoglądał chłodno z góry na swojego brata, który był od niego niższy tylko o kilka centymetrów.
– Odwiedzałem go, to chyba oczywiste – odezwał się łagodnym głosem jego młodszy brat. Kwiaciarka spojrzała ukradkiem w twarz księcia, który wciąż trzymał ją za dłoń. Brzmiał niezwykle ostrożnie, ale jego mina pozostała niezmieniona. – Towarzyszyła mi Soleil, którą poznałem dzisiaj w szklarni. – Villane uniósł brew, przyglądając się podejrzliwie młodej kwiaciarce. Ta pochyliła witająco głowę, wlepiając wzrok w podłogę. – Ty również powinieneś czasem odwiedzić naszego ojca, Villane. Wydaje mi się, że nieco za tobą tęskni. – Blaise nie spuszczał oczu z twarzy swojego brata. Soleil odnosiła wrażenie, że pomiędzy braćmi powstało jakieś dziwne napięcie. Blaise wciąż wydawał się być sobą, ale w o wiele bardziej stonowanej wersji.
Villane zignorował słowa brata.
– Mam nadzieję, że nie częstowaliście ojca żadnymi wymyślnymi miksturami, które domniemanie miałyby mu pomóc wrócić do zdrowia. – Najstarszy syn króla wymawiał powolnie każde słowo, otulając je niewypowiedzianą groźbą. Jego głos stał się zdecydowanie niższy, ale przy tym i mocniejszy. Wciąż był spokojny, jednak wyglądał, jakby lada moment miał wybuchnąć.
– Mikstury? – zdziwił się Blaise. – Skąd mielibyśmy takie mieć?
Soleil starała się nie pokazywać po sobie zaskoczenia. Musiała jednak przyznać, że nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Dlaczego młodszy książę nie był szczery ze swoim własnym bratem, którego zresztą szanował?
Villane przeniósł wzrok na Soleil, jakby chciał dopatrzeć się w jej twarzy oznak tego, że Blaise mógłby kłamać. Ta przygryzła jednak wargę, starając się wytrzymać jego badawcze, chłodne spojrzenie. Udało jej się to, jednak gdy przyszły król znów skupił się na bracie, kwiaciarka poczuła, że świat wiruje jej przed oczami. Nie miało to związku z osłabiającą ją chorobą, a raczej z nadmiernym stresem. Nie mogła poradzić nic na to, że Villane Cardarielle ją przerażał.
– Chciałbym, abyś wieczorem zjawił się w mojej komnacie, bracie – powiedział donośnym głosem starszy z książąt. – Do zobaczenia – pożegnał się, niemal mrucząc ostatnie słowa, a potem odwrócił się w tył i ruszył w nieznanym nikomu kierunku. Nie omieszkał oczywiście posłać młodej kwiaciarce przez ramię paraliżującego spojrzenia. Soleil miała wrażenie, że o wszystkim wiedział, a winę starał się zrzucić na nią.
Kiedy Villane zniknął za rogiem, dziewczyna pociągnęła Blaise’a za rękaw, a potem szepnęła mu na ucho:
– Dlaczego nie powiedziałeś swojemu bratu prawdy?
Zwyczajowy uśmiech młodego księcia nie ozdobił tym razem jego twarzy. Zamiast tego kwiaciarka usłyszała ciche, umęczone wręcz westchnięcie.
– To skomplikowane, Sol. Po prostu lepiej, żeby o niektórych rzeczach nie wiedział. – Blaise spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem, próbując dodać jej otuchy. – Nie musisz się martwić. Porozmawiam dzisiaj z moim bratem. Na pewno nie ma ci za złe tego, że mi towarzyszyłaś. To przecież nie grzech, prawda?
Kiedy ruszyli w przeciwną stronę od tej, którą podążał Villane, książę podał dziewczynie swoje ramię, która ta z wdzięcznością przyjęła. Dziwiło ją to, że przy Blasie czuła się o wiele bezpieczniejsza. Ciepło, które od niego biło, sprawiało, że niczego się nie bała. Niczego oprócz krzyczącej na pół zamku Alienore, która pędziła przez korytarz, jakby ją sam diabeł gonił, wykrzykując przy okazji jej imię.
Przestraszona Soleil podskoczyła w górę, odsuwając się tym samym od księcia. Kiedy opiekunka już do nich dotarła, ukłoniła się Blaise’owi i rzuciła swojej podopiecznej karcące spojrzenie. Dziewczyna wiedziała, że za ucieczkę groziła jej reprymenda. Żeby załagodzić sytuację, posłała kobiecie niewinny uśmiech, który niewiele jednak pomógł.
– Dzień dobry, Alienore – przywitał się miło książę. – Nie musisz się martwić, zająłem się Soleil pod twoją nieobecność. Teraz mogę zwrócić ją całą i zdrową pod twoje skrzydła. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe mojej zuchwałości.
– Och. – Opiekunka wyraźnie się uspokoiła. – To nic takiego. Jestem spokojniejsza, jeżeli wiem, że Soleil była pod twoją opieką.
Blaise spojrzał ukradkiem na kwiaciarkę.
– Mam nadzieję, że niebawem się spotkamy, panno Rivaire – powiedział rozbawiony, puszczając oczko młodej kwiaciarce. Soleil posłała mu szczery uśmiech, następnie kiwając głową na znak, że z pewnością tak się stanie.
– Dziękuję za mile spędzony czas – szepnęła.
– Do zobaczenia. – Blaise skinął głową również Alienore, a potem ruszył wzdłuż korytarza. Opiekunka i kwiaciarka patrzyły w jego plecy, aż nie zniknął za rogiem. Między nimi zapanowała długa cisza.
– Chyba wpadłaś w oko księciu – przyuważyła Alienore, kładąc dłoń na ramieniu skonsternowanej dziewczyny. – Kolejnemu – dodała ze zgrozą w głosie, chwilę później wydając z siebie jękliwe westchnięcie. – To nie skończy się dobrze.
Soleil spojrzała ukradkiem na kobietę i niemrawo się zaśmiała.
– Chyba ponosi cię wyobraźnia, Alienore.
– O, uwierz mi, nie takie rzeczy już widywałam, drogie dziecko. – Opiekunka potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Cóż, na pewno lepiej trzymać się księcia Blaise’a. Powiedzmy, że jest do ciebie… dopasowany. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
Soleil zacisnęła usta i spojrzała w głąb korytarza, gdzie jeszcze przed chwilą widziała najmłodszego potomka Cardarielle’ów. Jeżeli los jej na to pozwoli, z pewnością będzie spędzała z nim zdecydowanie więcej czasu.

3 komentarze:

  1. Masz już rozrysowaną całą historię "Szeptów Kwiatów"? Czy układasz ją na bieżąco? Bo jeśli na bieżąco, to jestem pod wrażeniem, jak wszystko spójnie tworzysz <3 A jeśli masz już ułożoną całą historię, to zasługuje ona w pełni na papierową wersję!
    Ale do fragmentu. Uwielbiam wykreowanym przez Ciebie świat, takie delikatne fantasy, pełne zagadek i znaków zapytania. Czytając każdy fragment Szeptów Kwiatów, bez problemu zawsze wyobrażam sobie sytuacje, są pisane bardzo realistycznie i plastycznie. A co do fabuły, coś czuję że król niedługo umrze i pewien książę mu w tym pomoże... No ale nie uprzedzajmy faktów. Tworzysz w tak genialny sposób historię, że mimo iż nie ma jakichś wybuchów (nawiązanie do mojego tekstu z tego tygodnia, hehe) to aż chce się to czytać i poznawać dalsze losy Soleil.
    A właśnie, jeszcze a propos Soleil i tym, że dla księcia Blaise wyglądała jak anioł - czyżbyś delikatnie zasugerowała skąd się wzięła w tym świecie? ^^ Nie mogę się doczekać, żeby się o tym przekonać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do każdego dłuższego opowiadania mam rozpiskę, dlatego do Szeptów też :D. Ale są to tylko ogólniki, dialogi się jakoś w trakcie kreują, a wiadomo, że i fabuła się czasem zmieni.
      Bardzo dziękuję za komentarz! Wciąż jestem pod wrażeniem, że mimo statyczności komuś się Szepty podobają XD!
      A co do anioła... Hmmm. Trop trochę dalszy, ale niewątpliwie nie jest TYLKO człowiekiem XD!

      Usuń
  2. Hej :)
    Aww, Blaise daje takie wspaniałe wsparcie, widać, że choć nie zna Soleil zbyt długo, to widzi w niej kogoś, kogo być może chce mieć obok. Podziwiam, że zaufał jej i stworzonej przez nią miksturze, dziewczyna jest przecież prawie niewiadomą.
    Jak to spotkanie z królem wyszło dość "cukierkowo" - bez podejrzeń, masy pytań, z całkowitą dozą zaufania - tak podoba mi się spotkanie braci, gdzie Blaise wciąż jest sobą, ale w takiej bardziej kontrolowanej i poważnej wersji. Na ten moment w całej dotychczasowej serii czekałam najbardziej, fajnie poczytać o tym, jak formalni wobec siebie są ludzie, których lacza więzy krwi, a którzy tak bardzo się od siebie różnią.
    Świetne opisu, ładnie ukazane emocje.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń