Początkowo w ogóle nie miałam
pomysłu na główny temat, ale pozwoliłam sobie spróbować. W końcu temat mógł być
tylko punktem wyjścia. A że czytałam akurat Oczy uroczne Marty Kisiel,
to pozwoliłam Bazylowi – sympatycznemu czortowi z tyłozgryzem
– na zostanie moją małą inspiracją. Ałtorce serdecznie za to dziękuję <3
Enjoy!
Enjoy!
Wiatr, wiatr i wiatr. Wzmagał się, hulał i
przebijał, gdzie tylko mógł. Smagał po twarzy, próbował urwać głowy lub też
zagnieździć się w uchu, by wywołać ból. Był wszędzie, zginał drzewa, płoszył
zwierzęta, a mimo to nadal biegliśmy przed siebie.
Wiatr nie był jedynym, co czułem, zbiegając ze wzgórza i uciekając przed ochroną, która pragnęła nas dorwać. Poza wiatrem był także płonący ogień w płucach nieprzywykłych do takiego wysiłku oraz gniew, który obezwładniał – i napędzał? – moje ciało. Patrzyłem na plecy towarzysza przed mną i nie mogłem uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.
– Możesz powtórzyć? – Spróbowałem przekrzyczeć szalejący wiatr. – Chcesz mi powiedzieć, że ukradłeś klucz? Ten, który członkowie sześciu zagranicznych rządów próbują za wszelką cenę zdobyć, gotowi nas zabić?
Will roześmiał się głośno i radośnie jak dziecko lub osoba niespełna rozumu, na jaką w ostatnim czasie mi wyglądał.
– To chyba oczywiste, co nie? – Uniósł do góry torbę z nieznaną zawartością. – Mieliśmy zapobiec wojnie i to właśnie robimy.
– Raczej ją przyspieszamy – mruknąłem z trudem pod nosem, czego towarzysz nie usłyszał, bo właśnie dopadł do naszego powietrznego statku i ładował się do środka.
Słysząc w oddaku głosy ochrony, przyspieszyłem i sam wpakowałem się do pojazdu, który podniósł się, gdy tylko zamknął się za mną właz. Dyszałem ciężko, przechodząc do głównej kabiny i zajmując swoje miejsce przed sterem.
– Wiesz, co takiego zrobiłeś? – zapytałem kompana i przejąłem od niego piersiówkę, by się napoić. Cholerne bieganie.
– Wiem. – Will szczerzył się w uśmiechu świadczącym o jego samozadowoleniu. – Zabrałem skarb, którego wszyscy pragną, by mieć go pod kontrolą – powiedział to poważnie, jak nie on. Uniosłem lewą bew, na co ten się roześmiał. – Jeny, zabrałem klucz, by dostarczyć go Agencji i mieć pretekst do rozpoczęcia rozmów między państwami. Wszystko gra.
Jakoś w to wątpiłem, ale nie skomentowałem. Zamiast tego chwyciłem za joystick i wyprowadziłem nas na bezpieczną przestrzeń. Kiedy mogliśmy wyluzować z dala od okradzionego Skarbca Narodu, przełączyłem system na autopilota, oparłem się o wezgłówek i westchnąłem głośno. W tym czasie Will dorwał się do paczki z suszoną wołowiną i zabrał za konsumpcję. Zawsze po akcjach robił się głodny.
Rozejrzałem się po wnętrzu kabiny, moją uwagę przykuł wolumin na konsoli przed kompanem.
– Co to jest? – zapytałem, zmieniając pozycję w fotelu, by dojrzeć tytuł. – Jak odnaleźć siebie – przeczytałem na głos i spojrzałem na Willa. – Po co ci ten poradnik?
Mężczyzna przełknął plaster mięsa.
– Bo może się przydać – odparł i wziął się za kolejny kęs. – Pszeczesz to bardżo faszne, szeby fjedżecz, kim sze jeszt – dodał, w ogóle nie dbając o to, że nie mówi się z pełną buzią.
Nie czułem się przekonany.
– Przecież wiesz, kim jesteś – zauważyłem. – Jesteś agentem specjalnym największej wojskowej organizacji na świecie. Synem swoich rodziców. Moim zawodowym partnerem, zaś życiowym partnerem Reansy. – Starałem się zbytnio nie skrzywić podczas wymawiania tego imienia. – Pilotem z doświadczeniem. Doskonałym dowódcą, jeśli jest taka potrzeba. Poradnik jest tu zbędny.
– Mylisz się. – Will skończył jeść, wstał, by wyrzucić śmieci i przy okazji schować torbę ze skradzionym kluczem do sejfu. – Wszystko, co powiedziałeś, składa się na mnie, ale to tylko role, jakie odgrywam w zależności od sytuacji. Składają się na to, kim jestem, ale o tym nie mówią. Dlatego mam ten poradnik. – Kompan spojrzał na mnie. – Może chcesz pożyczyć? Zobaczysz, trochę rozjaśni ci to w głowie.
Gdyby potrafiło rozjaśnić w sercu, to bym skorzystał.
Przeniosłem wzok przed siebie.
– Nie, dzięki. Mam wystarczająco dużo lektur do przeczytania.
– Jak chcesz.
Will wrócił na miejsce, a ja skupiłem się na powrocie do Agencji i zdaniu raportu z misji oraz przyjęciu kary za nasz występek. Nie myślałem o tym, kim jestem, bo doskonale to wiedziałem. I dlatego tak bardzo siebie nienawidziłem.
Wiatr nie był jedynym, co czułem, zbiegając ze wzgórza i uciekając przed ochroną, która pragnęła nas dorwać. Poza wiatrem był także płonący ogień w płucach nieprzywykłych do takiego wysiłku oraz gniew, który obezwładniał – i napędzał? – moje ciało. Patrzyłem na plecy towarzysza przed mną i nie mogłem uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.
– Możesz powtórzyć? – Spróbowałem przekrzyczeć szalejący wiatr. – Chcesz mi powiedzieć, że ukradłeś klucz? Ten, który członkowie sześciu zagranicznych rządów próbują za wszelką cenę zdobyć, gotowi nas zabić?
Will roześmiał się głośno i radośnie jak dziecko lub osoba niespełna rozumu, na jaką w ostatnim czasie mi wyglądał.
– To chyba oczywiste, co nie? – Uniósł do góry torbę z nieznaną zawartością. – Mieliśmy zapobiec wojnie i to właśnie robimy.
– Raczej ją przyspieszamy – mruknąłem z trudem pod nosem, czego towarzysz nie usłyszał, bo właśnie dopadł do naszego powietrznego statku i ładował się do środka.
Słysząc w oddaku głosy ochrony, przyspieszyłem i sam wpakowałem się do pojazdu, który podniósł się, gdy tylko zamknął się za mną właz. Dyszałem ciężko, przechodząc do głównej kabiny i zajmując swoje miejsce przed sterem.
– Wiesz, co takiego zrobiłeś? – zapytałem kompana i przejąłem od niego piersiówkę, by się napoić. Cholerne bieganie.
– Wiem. – Will szczerzył się w uśmiechu świadczącym o jego samozadowoleniu. – Zabrałem skarb, którego wszyscy pragną, by mieć go pod kontrolą – powiedział to poważnie, jak nie on. Uniosłem lewą bew, na co ten się roześmiał. – Jeny, zabrałem klucz, by dostarczyć go Agencji i mieć pretekst do rozpoczęcia rozmów między państwami. Wszystko gra.
Jakoś w to wątpiłem, ale nie skomentowałem. Zamiast tego chwyciłem za joystick i wyprowadziłem nas na bezpieczną przestrzeń. Kiedy mogliśmy wyluzować z dala od okradzionego Skarbca Narodu, przełączyłem system na autopilota, oparłem się o wezgłówek i westchnąłem głośno. W tym czasie Will dorwał się do paczki z suszoną wołowiną i zabrał za konsumpcję. Zawsze po akcjach robił się głodny.
Rozejrzałem się po wnętrzu kabiny, moją uwagę przykuł wolumin na konsoli przed kompanem.
– Co to jest? – zapytałem, zmieniając pozycję w fotelu, by dojrzeć tytuł. – Jak odnaleźć siebie – przeczytałem na głos i spojrzałem na Willa. – Po co ci ten poradnik?
Mężczyzna przełknął plaster mięsa.
– Bo może się przydać – odparł i wziął się za kolejny kęs. – Pszeczesz to bardżo faszne, szeby fjedżecz, kim sze jeszt – dodał, w ogóle nie dbając o to, że nie mówi się z pełną buzią.
Nie czułem się przekonany.
– Przecież wiesz, kim jesteś – zauważyłem. – Jesteś agentem specjalnym największej wojskowej organizacji na świecie. Synem swoich rodziców. Moim zawodowym partnerem, zaś życiowym partnerem Reansy. – Starałem się zbytnio nie skrzywić podczas wymawiania tego imienia. – Pilotem z doświadczeniem. Doskonałym dowódcą, jeśli jest taka potrzeba. Poradnik jest tu zbędny.
– Mylisz się. – Will skończył jeść, wstał, by wyrzucić śmieci i przy okazji schować torbę ze skradzionym kluczem do sejfu. – Wszystko, co powiedziałeś, składa się na mnie, ale to tylko role, jakie odgrywam w zależności od sytuacji. Składają się na to, kim jestem, ale o tym nie mówią. Dlatego mam ten poradnik. – Kompan spojrzał na mnie. – Może chcesz pożyczyć? Zobaczysz, trochę rozjaśni ci to w głowie.
Gdyby potrafiło rozjaśnić w sercu, to bym skorzystał.
Przeniosłem wzok przed siebie.
– Nie, dzięki. Mam wystarczająco dużo lektur do przeczytania.
– Jak chcesz.
Will wrócił na miejsce, a ja skupiłem się na powrocie do Agencji i zdaniu raportu z misji oraz przyjęciu kary za nasz występek. Nie myślałem o tym, kim jestem, bo doskonale to wiedziałem. I dlatego tak bardzo siebie nienawidziłem.
Ech, już wcześniej napisałam komentarz na lapku, ale mi się nie wysłał, a laptop właśnie przeżył swoją dyskową śmierć, także najbliższe dni na telefonie 👌🏻. Tak więc... Ekhm, Ekhm. Jeszcze raz! Pamiętam, jak się mój komentarz zaczynał.
OdpowiedzUsuńJa. Chcę. Z tego. Serię. Naprawdę. To tak krótki tekst, a tyle radochy wywołuje, że sobie nawet z tego sprawy nie zdajesz! Pokochałam z biegu Willa! Nie żebym się zakochała, bo akurat biegł... Nieważne! Wybaczam mu nawet to, że żarł mięsny przysmak. No i ej. Myślałam, że z tym tytułem (pół godziny go rozszyfrowywalam, taka to jestem nieogarnieta to się nawet nie spodziewałam, że będzie chodziło o jedzenie, a tu pacz. Ja stawiałam na jakiegoś ziomka z potężna wadą wymowy albo pijaka. No i masz! Nietypowe zagranie! Ta historia ma naprawdę ciekawy zarys. Chcę się dowiedzieć o tych panach czegoś więcej! A. No i dialog o poznawaniu siebie jest genialny. Także propsuję i czekam na więcej >D!
Mimo, że Will wydaje się nierozgarnięty, to zaskakująco mądrze mówi (z tym odnajdywaniem siebie) :O W ogóle, super klimat stworzyłaś w tak krótkim tekście ^^ Will wydaje się takim spoko kolesiem, który jest niby beztroski, ale jak już powie coś mądrego, to jest takie "wow, to było mocne/głębokie". A w głównym bohaterze wyczuwam wiecznego marudę, chociaż z tym bieganiem to mu się nie dziwię, sam tego nienawidzę (rower rules! A nie jakieś tam bieganie i maratony). No i wyczuwam klimaty Sci-Fi, skoro statek powietrzny, także tym też już mnie kupiłaś <3 Ogólnie, mam nadzieję, że jeszcze ta dwójka się kiedyś pojawi, bo jest duży potencjał w tym. Ja wiem, że masz mnóstwo serii ponapoczynanych, ale jest to zbyt obiecujące, aby zostawić to tak odłogiem ^^
OdpowiedzUsuń