Jak wspomniałam o tym na grupie,
bardzo pasował mi tutaj Mastema. A że i on zapałał entuzjazmem do tego pomysłu
(jego są klucze!), mamy przyjemność zaprosić Was na krótkie spotkanie.
Film, o którym jest mowa, nie ma kozła z trawą tak szybko, ale pasowało mi, by
dać go trochę szybciej. Chyba Netflix mnie za to nie pozwie.
Disfrutamos!
Disfrutamos!
Z ekranu biły jaskrawe kolory,
kiedy obraz się zmieniał, a brązowy kozioł mielący trawę ustąpił miejsca
krajobazowi Mumbaju. Za pomocą pałeczek, którymi główna bohaterka oglądanego
właśnie filmu nie umie się posługiwać, wyciągnęłam z tekturowego pudełka długi
makaron z sosem i, nie dbając o jakiekolwiek maniery, wpakowałam go sobie do
ust. Po ciężkim tygodniu wieczór z chińszczyzną i Netfliksem jak najbardziej mi
się należał.
Zapatrzona skupiłam się na akcji produkcji prosto z Indii. Och, jak dawno nie oglądałam filmów z tego kraju. A przecież kiedyś – nim zdałam sobie sprawę z tego, że jestem narzeczoną diabła i moje życie nigdy nie będzie łatwe ani kolorowe – uwielbiałam bollywoodzkie musicale i melodramaty. Nawet zaczęłam się uczyć hindi, ale pismo i wymowa mnie pokonały. Co nie znaczyło, że w przyszłości do tego nie wrócę.
Zazwyczaj, gdy coś skupiało moją uwagę, wyłączałam się na inne rzeczy lub rejestrowałam je tylko pobieżnie, ale tego nie dało się nie zauważyć i zignorować – z któregoś kąta pokoju rozległy się jakieś szepty. Początkowo myślałam, że to mi się tylko wydaje, ale kiedy zapauzowałam oglądanie, szept nie ustał. Był równie realny jak makaron, którego resztki zostawiłam w pudełku, bo nagle straciłam apetyt.
Nie należałam do zbyt odważnych osób, raczej można by mnie wrzucić do worka tchórzy, ale musiałam sprawdzić, co powoduje ten szept, i zadbać o swoje bezpieczeństwo. To dlatego opuściłam kanapę i w półmroku, jaki panował w całym pomieszczeniu, próbowałam znaleźć źródło tego dźwięku.
O mało serce nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy obok komody dostrzegłam postać o czerwonych oczach. Wstrzymałam oddech, a kiedy osoba uśmiechnęła się szeoko, pokazując demoniczne uzębienie, wypuściłam głośno powietrze.
– Czyś ty zwariował?! – krzyknęłam, nadal czując krążącą po ciele adrenalinę. – Musisz mnie tak straszyć?! – Sięgnęłam po leżącą na sofie poduszkę i rzuciłam nią w stronę Mastemy. – Jesteś straszny!
Mastema roześmiał się i przycisnął do siebie poduszkę, jakby przytulenie martwego przedmiotu było tym, czego najbardziej teraz potrzebował.
– A dziękuję za komplement – odparł, po czym nagle spoważniał. – Wybacz, że cię przestraszyłem, ale to był jedyny pomysł, jaki wpadł mi do łba, by zakomunikować ci, że tu jestem. No i jestem głodny, a ty masz tu chyba jakieś smakowitości.
Zapuścił żurawia w stronę kanapy, a ja westchnęłam głośno.
– A nie przyszło ci do głowy, by zapukać do drzwi i po prostu wejść? Zawsze musisz mnie odwiedzać w taki sposób?
Ponownie się do mnie uśmiechnął.
– Jestem demonem, Elizabeth, zwykłe wejścia mnie nie interesują. Nie masz może trochę więcej tego makaronu?
– Niestety nie, zamówiłam tylko jedną porcję. Ale jeśli chcesz, mogę zadzwonić, by dowieźli mi kolejną.
– Naprawdę możesz to zrobić? – Oczy demona rozbłysły radośnie. – Och, dziękuję ci! – Zbliżył się i, porzuciwszy poduszkę, to mnie do siebie przytulił. – Jesteś najlepsza – wyszeptał mi do ucha, po czym wypuścił z objęć moje ciało, przeskoczył nad oparciem i zajął miejsce na kanapie. – Tylko niech będzie bardzo ostre! Dzięki!
Dorwał się do laptopa i począł przewijać film, by nadrobić te pierwsze kilkanaście minut, a ja przeszłam do kuchni, by stamtąd zadzwonić do knajpki i złożyć nowe zamówienie.
A taki miły miał być ten wieczór. Niech to wszystko diabli.
Zapatrzona skupiłam się na akcji produkcji prosto z Indii. Och, jak dawno nie oglądałam filmów z tego kraju. A przecież kiedyś – nim zdałam sobie sprawę z tego, że jestem narzeczoną diabła i moje życie nigdy nie będzie łatwe ani kolorowe – uwielbiałam bollywoodzkie musicale i melodramaty. Nawet zaczęłam się uczyć hindi, ale pismo i wymowa mnie pokonały. Co nie znaczyło, że w przyszłości do tego nie wrócę.
Zazwyczaj, gdy coś skupiało moją uwagę, wyłączałam się na inne rzeczy lub rejestrowałam je tylko pobieżnie, ale tego nie dało się nie zauważyć i zignorować – z któregoś kąta pokoju rozległy się jakieś szepty. Początkowo myślałam, że to mi się tylko wydaje, ale kiedy zapauzowałam oglądanie, szept nie ustał. Był równie realny jak makaron, którego resztki zostawiłam w pudełku, bo nagle straciłam apetyt.
Nie należałam do zbyt odważnych osób, raczej można by mnie wrzucić do worka tchórzy, ale musiałam sprawdzić, co powoduje ten szept, i zadbać o swoje bezpieczeństwo. To dlatego opuściłam kanapę i w półmroku, jaki panował w całym pomieszczeniu, próbowałam znaleźć źródło tego dźwięku.
O mało serce nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy obok komody dostrzegłam postać o czerwonych oczach. Wstrzymałam oddech, a kiedy osoba uśmiechnęła się szeoko, pokazując demoniczne uzębienie, wypuściłam głośno powietrze.
– Czyś ty zwariował?! – krzyknęłam, nadal czując krążącą po ciele adrenalinę. – Musisz mnie tak straszyć?! – Sięgnęłam po leżącą na sofie poduszkę i rzuciłam nią w stronę Mastemy. – Jesteś straszny!
Mastema roześmiał się i przycisnął do siebie poduszkę, jakby przytulenie martwego przedmiotu było tym, czego najbardziej teraz potrzebował.
– A dziękuję za komplement – odparł, po czym nagle spoważniał. – Wybacz, że cię przestraszyłem, ale to był jedyny pomysł, jaki wpadł mi do łba, by zakomunikować ci, że tu jestem. No i jestem głodny, a ty masz tu chyba jakieś smakowitości.
Zapuścił żurawia w stronę kanapy, a ja westchnęłam głośno.
– A nie przyszło ci do głowy, by zapukać do drzwi i po prostu wejść? Zawsze musisz mnie odwiedzać w taki sposób?
Ponownie się do mnie uśmiechnął.
– Jestem demonem, Elizabeth, zwykłe wejścia mnie nie interesują. Nie masz może trochę więcej tego makaronu?
– Niestety nie, zamówiłam tylko jedną porcję. Ale jeśli chcesz, mogę zadzwonić, by dowieźli mi kolejną.
– Naprawdę możesz to zrobić? – Oczy demona rozbłysły radośnie. – Och, dziękuję ci! – Zbliżył się i, porzuciwszy poduszkę, to mnie do siebie przytulił. – Jesteś najlepsza – wyszeptał mi do ucha, po czym wypuścił z objęć moje ciało, przeskoczył nad oparciem i zajął miejsce na kanapie. – Tylko niech będzie bardzo ostre! Dzięki!
Dorwał się do laptopa i począł przewijać film, by nadrobić te pierwsze kilkanaście minut, a ja przeszłam do kuchni, by stamtąd zadzwonić do knajpki i złożyć nowe zamówienie.
A taki miły miał być ten wieczór. Niech to wszystko diabli.
Niech to wszystko diabli - i to dosłownie, w końcu Mastema to demon huehueuhe. Idealne podsumowanie. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jak mogę skomentować ten tekst. Serio. Jak nigdy nie wiem, co mogę napisać! W sumie cała opowieść polegała na tym, że bohaterka oglądała Netliksa, jadła makaron i wspominała, a potem pojawił się Mastema, który ją wystraszył, więc dużo nie mogę tu skomentować, ale na pewno fajny był moment, jak już podziękował za zamówienie żarcia i rzucił się na kanapę! Tu się uśmiechnęłam. To w sumie taki luźny tekst, który niewiele wprowadza do fabuły. Ty wiesz, że ja ich prawie w ogóle nie pamiętałam :o? Musiałaś dawno o nich pisać! Ale nic dziwnego. Serii jest czasem za dużo, by wszystkimi zajmować się po równo.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie wyrwane codzienność scenki z nietypowym bohaterami!!! Mogłabym TOMY czytać o takich akcjach Mastemy, mógłby przez te tony tylko wpierniczac makaron a mnie by się podobało xdxd bo to taki zajebisty kontrast jest. Normalność. Netfliks. Chińczyk. A tu mastema za komoda! Xd jest uśmiech na jego modzie jest i na mojej. Widzę że obie polaczylylysmy klucze z demonami xd coś było na rzeczy! Mastema strasz nas częściej!!!
OdpowiedzUsuń