Do
tej pory pisałam luźne teksty z serii AN, ale myślę, że pora się zabrać za
bliższe zapoznanie z postaciami, w końcu każda miała swoją odrębną historię. Na
pierwszy ogień idzie Nathaniel. Nathaniel pojawił się w mojej głowie chyba pod
koniec gimnazjum. Wtedy stworzyłam opowiadanie pod tytułem Dom przeklętych dusz
– zapiski, które go dotyczą, wciąż widnieją gdzieś w odmętach moich folderów.
Szkoda tylko, że pomysł skończył się na prologu. Ale Nathaniel tak do końca nie
zniknął, bo był wzorem dla innej mojej postaci (szmaragdowe oczy, czarne włosy
i te sprawy). To dopiero pierwsza część, bo historia jest o wiele bardziej
złożona.
***
Carlisle, Anglia 1600 r.
Byłbym
głupcem, gdybym poddał się stwierdzeniu, że czekałem na ten moment przez całe swoje
życie. Tak naprawdę czekałem na niego od kiedy ukończyłem dwanaście wiosen.
Wtedy przysiągłem sobie, że choćbym sam miał odejść raz na zawsze z tego marnego
padołu, zemszczę się na rodzie, który zabrał mi wszystko, co posiadałem.
Historia
mojej nienawiści miała początek, kiedy w progu posiadłości Verneville’ów, na
jednej z licznych maskarad, które urządzała moja matka, zjawili się drobna,
urodziwa dama o świetlistej cerze, szerokim uśmiechu, błękitnych oczach i
długich blond włosach spływających niczym falisty wodospad po jej plecach. Jak
na taką piękność miała bardzo pospolitego męża – nie był nawet godzien, aby go
zapamiętano. W ślad za nimi podążała dwójka podrostków – chłopak o blond
włosach i chłodno spoglądających na ludzi brązowych oczach, będący moim
równolatkiem, oraz zaledwie czteroletnia dziewczynka o błękitnym tęczówkach matki
i pospolicie wypłowiałych włosach ojca. D’Ambray’owie byli poważanym wśród
arystokracji rodem, nic dziwnego, że moja matka postanowiła ich do nas zaprosić
– miała obsesję na punkcie pochodzenia; jej jedynym celem było obracać się
wśród śmietanki towarzyskiej. Ja i moja siostra Lilith musieliśmy znosić jej
cotygodniowe kaprysy. Byliśmy reprezentatywnymi potomkami Verneville’ów –
wychowani i urodziwi, o niespotykanej szmaragdowej barwie oczu i kruczoczarnych
włosach. Narodziliśmy się jako bliźniacy, ale nigdy nie byliśmy zgrani. Różniły
nas priorytety. Lilith była prawdziwą wiedźmą – i nie mówię tu bynajmniej o jej
zachowaniu, a raczej o profesji, której podjęła się jako nastolatka. Oczywiście
o wszystkim wiedziałem, ale nie obchodziło mnie to. Każde z nas miało swoje
własne interesy, które milcząco ukrywaliśmy. Lilith bawiła się w czarną magię, ja
bawiłem się już od najmłodszych lat w szarmanckiego młodzieńca, rozkochując w
sobie wszystkie damy – była to oczywiście część większego planu, jaki
założyłem. To dlatego czekałem aż dorosnę, aby przestano tratować mnie jak
urocze dziecko o okrągłych policzkach i słodkim uśmiechu. Nikt nie zdawał sobie
sprawy z tego, jak mroczne myśli krążyły wówczas po mojej głowie. Chciałem
władzy – jak mój ojciec.
Oswald
Verneville lubił wdawać się w romanse, o czym zapatrzona w niego matka zdawała
się nie wiedzieć. To dlatego nie byłem zdziwiony, kiedy zobaczyłem, jak za
filarem całuje młodziutką Odelię d’Ambray. Wracałem akurat z kuchni, gdzie
zamrugałem słodkimi oczkami, aby kucharki dały mi kilka gorących bułek
nadziewanych wieprzowiną. Zatrzymałem się na korytarzu prowadzącym na salę
balową i spojrzałem na ojca, którego szmaragdowe oczy tylko na chwilę się ze
mną skrzyżowały. Pokazał mi wtedy palcem, że mam stąd czym prędzej znikać, bo
aktualnie jest zajęty czymś naprawdę ważnym. Pech chciał, że zauważyła mnie
wtedy matka. Podeszła do mnie szybkim krokiem, podwijając wysoko falbaniastą
suknię, i skarciła mnie głośno za to, że znów czaruję kucharki. Jej wzrok
mimowolnie powędrował w prawą stronę, gdzie stał obejmujący Odelię Oswald. Jak
się można domyślić, przyjęcie okazało się katastrofą wypełnioną po brzegi
łzami, krzykami i wyproszeniem z naszej posiadłości jednej z najbardziej
wpływowych rodzin w Carlisle. To rozpoczęło pomiędzy naszymi rodzinami wielką
wojnę, którą Verneville’owie w ostatecznym rozrachunku przegrali. W przeciągu
kilku lat musieliśmy sprzedać posiadłość i znaleźć bardziej opłacalne
mieszkanie, bez służby, bez wygód i bez materialnego statusu arystokracji.
Staliśmy się zwyczajnymi ludźmi, czego nie mógł znieść żaden członek naszej
rodziny. Byliśmy na to zbyt dumni.
Ojciec
w niedługim czasie nas opuścił. Szybko wkupił się w łaski bogatej i pięknej
damy. Jednymi słowy: wrócił w łaski wyższych sfer. Odtąd mieszkaliśmy wyłącznie
z matką, która nie mogła pogodzić się z utratą męża, a także z biedą
zaglądającą do naszych okien. Popadła w nostalgię, która ostatecznie
doprowadziła ją do śmierci. Stojąc nad jej grobem, razem z Lilith trzymaliśmy
się za ręce. Przysięgliśmy sobie, że pewnego dnia zemścimy się na rodzie d’Ambray,
który pozbawił nas wszystkiego, co było dla nas ważne. Od tamtej pory żyliśmy
sami w niewielkiej kamiennej chacie. Kradliśmy i podejmowaliśmy się mniejszych
prac, aby przeżyć. Lilith wciąż szkoliła się w czarnej magii, która pozwalała
jej na nie lada oszustwa – znalazła również swoją mentorkę, do której chodziła
dwa razy w tygodniu. Ja zaś ćwiczyłem sztukę władania niewieścimi sercami.
Wkrótce stałem się jednym z najbardziej pożądanych przez kobiety i
nienawidzonych przez mężczyzn młodzieńców w mieście. To właśnie dzięki moim
wpływom pewnego dnia dowiedziałem się, że d’Ambray’owie szukają lokaja, którego
jednym z zadań było towarzyszenie ich chorowitej córce Nadii – niedawno zmarła
jej matka, a ona nie życzyła sobie żadnej kobiety jako opiekunki, ponieważ jak
sama twierdziła, przypominałaby jej o matce. Uznałem to za zrządzenie losu, a
także jego zachętę do tego, aby w końcu zemścić się na rodzie, który doprowadził
moją rodzinę do rozpadu. Kto nadałby się do tego lepiej niż niewinna niewiasta
z Monfourt Manor? Zamierzałem wkraść się w łaski d’Ambray’ów, a potem zniszczyć
ich rodzinę od środka.
Zgodnie
z moimi oczekiwaniami zostałem przyjęty do pracy. Wiązało się to jednak z
przeniesieniem do posiadłości d’Ambray’ów, co nie podobało się mojej siostrze.
Obiecałem jej, że wrócę tu po nią wtedy, kiedy w naszym imieniu dopełnię
zemsty. Rozstaliśmy się w niezgodzie, ale z przysięgą, która zawisła nad nami
jak ciemna chmura mająca w przyszłości doprowadzić do mojej klęski.
Nadię
d’Ambray, piętnastoletnią wówczas dziewczynę, poznałem w dniu, kiedy
przeprowadziłem się do Monfourt Manor. Wcześniej rozmawiałem wyłącznie z jej ojcem,
który nawet nie zorientował się, kto zawitał w progi jego posiadłości –
zmienienie imienia i nazwiska nie było trudną rzeczą. Uznał mnie za idealnego
kandydata na lokaja dla swojej córki. Zachwycał się moim nienagannym
zachowaniem, manierami i spokojem, jaki ze mnie emanował. Cóż, łatwo było grać
kogoś, kim nie byłem. Gdyby tylko Alden d’Ambray wiedział, jak mroczny ogień
płonął w moim sercu, zapewne nigdy nie wpuściłby mnie do swojego domu.
Poprawiłem
niewygodny strój lokaja i przekląłem cicho pod nosem. Nie był to ubiór moich
marzeń, ale dla celów wyższych byłem w stanie poświęcić swoją godność.
Poświęcałem ją już miliony razy w ciągu swojego krótkiego życia. Jeszcze jeden
dodatkowy raz nie zaszkodzi.
–
Nadio. – Naczelna pokojówka Monfourt Manor, która do niedawna zajmowała się
najmłodszą potomkinią rodu d’Ambray, wskazała na mnie dłonią. – Oto twój nowy
lokaj, Nate Vailley.
Ukłoniłem
się i posłałem dziewczynie stojącej u szczytu schodów miły uśmiech. Ta zdawała
się być nieco skonsternowana. Szczerze powiedziawszy, to nigdy nie widziałem
kogoś, kto wyglądałby na tak zagubionego we własnym domu. Nie potrafiła
utrzymać ze mną kontaktu wzrokowego choćby przez sekundę. Uciekała w inne
miejsca, jakbym ją zawstydzał. Nie było to dla mnie żadną nowością. Spotkałem
przed nią miliony takich dziewcząt.
–
Miło mi cię poznać, panienko Nadio – powiedziałem łagodnym głosem, starając się
nie brzmieć tak, jakbym lada moment miał ją udusić we śnie poduszką. Bycie
miłym i ułożonym w stosunku do d’Ambray’ów naprawdę wiele mnie kosztowało.
–
M-mi też. Chyba – odpowiedziała niepewnie, śmiejąc się nerwowo. Zaczęła skubać
swoją błękitną suknię, która podkreślała intensywną barwę jej oczu. Wyglądała
identycznie jak jej matka, z tym że była o wiele bledsza. To nie odejmowało
jednak uroku młodej arystokratce.
–
Nadio – skarciła ją pokojówka.
–
Ale… ja nie wiedziałam, że on będzie taki… taki… – Piętnastolatka spojrzała na
mnie przerażona, zaciskając mocno usta. Najwyraźniej bała się, że powie coś
nieodpowiedniego, przez co dostanie jej się od ojca lub brata. Miałem w
zwyczaju ratować damy w opałach, dlatego rzuciłem:
–
Zwyczajny? – Posłałem jej znaczący uśmieszek.
–
O tak! – wykrzyknęła dziewczyna, wydając z siebie ciche westchnienie ulgi. Na
jej twarzy dostrzegłem wdzięczność. Spięte ramiona nieco się rozluźniły. Cóż,
zdobywanie zaufania tej chorowitej istoty nie będzie trudne.
–
To twój ojciec wybrał Nate’a. Uznał, że będzie odpowiedni na to stanowisko –
powiedziała z nikłym uśmiechem pokojówka, składając ręce w podołku. Widziałem,
że nie podobała się jej moja obecność. W końcu wygryzłem ją z funkcji, jaką
wcześniej pełniła. Jeżeli miałbym ją pocieszyć – nie była pierwsza.
–
Mój ojciec w ogóle nie zna się na kobietach! – wykrzyknęła buntowniczo Nadia,
nadmuchując zarumienione policzki. – Chciałam kogoś o wiele bardziej… – Znów
przerwała i spojrzała na mnie, jakby oczekiwała po raz drugi pomocy.
–
Kogoś brzydszego? – spytała ze śmiechem Agnes, która uprzedziła mnie z odpowiedzią.
Spojrzałem na nią z ledwie widocznym krzywym uśmieszkiem i zmrużyłem groźnie oczy.
Tak
jak się spodziewałem, Nadia wydała z siebie pełen zawstydzenia jęk, a potem
zasłoniła twarz i uciekła do swojego pokoju. Pokojówka najwyraźniej nie zdawała
sobie sprawy z tego, że tak łatwo ją przestraszyć. To dziwne, w końcu dotąd to
ona spędzała z nią najwięcej czasu.
–
Och, przyzwyczai się – rzuciła Agnes, zanosząc się głośnym, żabim śmiechem.
Poklepała mnie po ramieniu, na co zareagowałem jak kot. Najeżyłem się i
postawiłem strategiczny krok w bok. Pokojówka najwyraźniej tego nie zanotowała.
– Lord d’Ambray naprawdę nie zna się na kobietach. Przeżywa prawdziwy kryzys po
stracie żony. Nie wie jak dotrzeć do młodziutkiej panienki. Chciał znaleźć jej
najlepszego lokaja, i zapewne znalazł, problem tkwi jednak w tym, że jesteś
naprawdę przystojnym młodzieńcem, a panienka Nadia jest w wieku, w którym
interesuje się chłopcami. Proszę się nie bać, na pewno w końcu się przed tobą
otworzy.
–
W to nie wątpię – powiedziałem powolnym głosem, uśmiechając się chytrze na
boku.
–
Teraz powinniśmy się wziąć do pracy. Mógłbyś wymienić kwiaty na świeże? – Agnes
posłała mi pytające spojrzenie. – Ponoć masz do tego niebywały talent, zresztą
jak do wielu innych rzeczy. – Czy w jej głosie nie pobrzmiewała przypadkiem
kpina?
Oczywiście,
że mam talent, ty durna babo. Sam kiedyś należałem do arystokracji, więc moja
matka kładła ogromny nacisk na to, abym umiał robić wszystko tak perfekcyjnie,
jak tylko można było.
–
Oczywiście – odpowiedziałem miło, posyłając jej uroczy uśmiech. Agnes jeszcze
raz poklepała mnie po ramieniu, a potem ruszyła w stronę kuchni. Skrzywiłem się
i otrzepałem rękaw mojego fraku, pragnąc zetrzeć z niego brud, jaki zostawiła
na nim stara pokojówka. Niech spłonie na stosie (najlepiej razem z moją siostrą
wiedźmą).
Mrucząc
coś z niezadowoleniem pod nosem, ruszyłem w stronę antycznego wazonu
sprowadzonego prosto z Egiptu. Kwiaty, które się w nim znajdowały, powoli
usychały, ale wciąż były całkiem ładne. Najwyraźniej wszystko w posiadłości
d’Ambray’ów miało być aż nadto idealne.
Wyjąłem
jednego badyla i ułożyłem bukiet tak, aby wyglądał na świeży. Po co miałem się
trudzić? Nie zamierzałem zbytnio się przemęczać. Monfourt Manor to wyłącznie
tymczasowa siedziba, która miała być idealnym polem do zemsty.
–
Pieprzę was i całą tę arystokracką farsę – mruknąłem do siebie, cicho
prychając.
–
Dzień dobry, Nathanielu.
Wyprostowałem
plecy i zmrużyłem groźnie oczy. Dopiero po chwili obróciłem się w stronę
nowoprzybyłego jegomościa. Wcale mnie nie zdziwiło, kiedy ujrzałem przed sobą
najstarszego syna d’Ambray’ów, Ammiela. Stał tutaj i patrzył na mnie swoimi
przenikliwymi, chłodnymi brązowymi oczami. Nie miał w sobie żadnych uczuć,
odkąd go tylko poznałem, a przy okazji znienawidziłem.
Przekręciłem
głowę w bok i uśmiechnąłem się do niego przymilnie.
–
Wybacz, panie, ale mam na imię Nate – odpowiedziałem spokojnie.
–
Nie jestem tak naiwny, jak mój ojciec. – Mina Ammiela pozostała niezmienna. Nie
ruszył się nawet o centymetr ze swojego miejsca. Wciąż miał założone na piersi
ręce. – Miałem okazję poznać cię bliżej niż on.
Pamiętał
mnie. Nic dziwnego, w końcu omal się nie pobiliśmy na pamiętnym balu
zorganizowanym przez moją matkę. Dokuczałem mu, że siedzi z boku i czyta
książki. To było wtedy, kiedy zmierzałem do kuchni po ciepłe bułki. Uznałem, że
będzie idealną ofiarą, ponieważ wyglądał jak ktoś, kto nie będzie potrafił
walczyć. Zabrałem mu książkę akurat w strategicznym momencie fabuły, to dlatego
rzucił się na mnie z pięściami, próbując odzyskać utracony przedmiot. Był wtedy
o kilkanaście centymetrów niższy, więc skończyło się na tym, że walnął mnie
pięścią w brzuch. Chciałem mu oddać, ale wtedy na horyzoncie pojawiła się jego
matka, która spytała, czy dobrze się razem bawimy. Odpowiedziałem z uśmiechem,
że owszem, Ammiel to bardzo miły chłopak. Mogliśmy porozmawiać o literaturze i
nawet okazało się, że czytamy podobne książki. Do chłopaka mruknąłem zaś, że
jeszcze go dopadnę.
–
Chyba naprawdę mnie z kimś pomyliłeś, panie. – Wciąż grałem niewinnego.
–
Jeżeli wyrządzisz krzywdę mojej siostrze, nie zawaham się ciebie zabić,
Nathanielu Verneville. – Jego głos był tak samo chłodny jak jego spojrzenie.
Nawet mnie przeszyły w tym momencie dreszcze, chociaż w żaden sposób się go nie
bałem.
–
Cóż to za groźby? – spytałem tak samo chłodnym głosem. – Jestem dżentelmenem.
Włos nie spadnie z głowy twojej siostry.
–
Trzymam cię za słowo. – Choć Ammiel obdarzył mnie nikłym uśmieszkiem,
wiedziałem, że nie miał on niczego wspólnego z byciem miłym. Niósł ze sobą
niewypowiedzianą na głos groźbę, a także ostrzeżenie, że odtąd będzie miał mnie
na oku. Wtedy jeszcze nie wiedział, że mój plan był o wiele bardziej
skomplikowany niż zakładał. I że nie dam się tak łatwo przyłapać. Inaczej nie
nazywałbym się Nathaniel Verneville.
Znow nowe uniwersum! Przynajmniej dla mnie, bo nie wiem czy coś mi się zdarzyło z Aliantów liznac. Chyba nie. Wstyd! Za dużo się dzieje, ech, a czas zapierdala jak szalony. Ok koniec dygresji.
OdpowiedzUsuńKlimat znów dla mnie dość niespodziewany. Wcześniej, gdy tytuł rzucał mi się w oczy NIE WIEDZIEĆ CZEMU miałam w głowie obraz jakiejś szalonej bandy wyskakujacych nocą na miasto z samolotu xd no alianci, desant, z powietrza, szło mi to w parze xd ale dziwnie spokojna jestem o szaleństwa, gdy widzę nick, który widzę ;) tutaj snujesz historie ładnie i składanie (zauważyłam tylko "zjawili się" a dalej jest opis tylko damy, pasowałoby jeszcze w tym zdaniu dorzucić tego nieistotne męża xd tak na logikę; gdzieś też związane z łaskami powtórzenie się wkradł, ale w sumie nie wiem po co o tym piszę, Ty jesteś tak czujna, że pewno już to wiesz ;) ), i dość spokojnie - mimo burzliwej przeszłości do pewnego momentu Nate trzyma emocje na wodzy. Dobrze się to czytało, zwykle nie jestem fanem dłuzszego fragmentu tekstu bez dialogu (sama się próbuje wystrzegać tego, no ale nie zawsze da się tak skomponować), ale przyznaję, ani na chwilę mnie opowieść nie znudziła. Nope! Może jeszcze nie czuje się porwana za szmaty i wsadzona do pociągu z Aliantami, ale coś czuję, że może do tego dojść. Bo Nathaniela nie da się nie polubić. Strategiczny krok w bok? Xdxd tak.
Albo to. "Poświęcałem ją już miliony razy w ciągu swojego krótkiego życia. Jeszcze jeden dodatkowy raz nie zaszkodzi." <3 tak!
No tak jest, jedne postacie są złamane, inne nie i tworzy się różnorodność jak wśród ludzi. Ale odkryłam... Xd w każdym razie to taki ogólny wniosek mnie dopadł, że sięgamy po różne wizerunki postaci, nie bazujemy na jednym schemacie. Z drugiej strony, jeśli schemat byłby chwytliwy, to może w myśl marketingu nie byłoby takie od rzeczy go powielać? Co myślisz? Hm.
Reasumując! Kobieta plodna jest. Kiedyś muszę policzyć Twoje serię xd pisz i oby na wszystkie starczalo czasu!
Aha! Temat bardzo mi w tym kontekście pasował, naturalnie. Zresztą u Miachar tak samo fajnie się wgrał. Good job!
Kuwa, w tym pociągu to nic nie widać, ale postaram się jakoś odpisać XD.
UsuńW sumie uniwersum Aliantów było wcześniej trochę... inne. W sensie główna fabuła wygląda trochę inaczej. Bardziej wariacko. Teraz chciałam przedstawić historie poszczególnych postaci, więc to taka przeszłość Nathaniela. Alianci wyskakujący z samolotów XDDDDDDDD. JA PIEPRZĘ. LEŻĘ I NIE MOGĘ WSTAĆ. W sumie samo słowo "alianci" tak się może kojarzyć wojennie, więc no XD.
No, w sumie powinno tam być "zjawiła się", ale zmieniłam kontekst zdania i nie zauważyłam, że jeden pedalski czasownik pozostał taki sam. W sumie często mi się to zdarza :o. A z błędami to wiesz, jak jest. Nawet jak sprawdzę w pliku, to potem wchodzę na WAR i mam taką panikę: O NIE, JAKIE BŁĘDY, NAPISZĘ DO WILCZEGO, ŻEBY MI POPRAWIŁA. NIE. POWSTRZYMAM SIĘ. NIE TYM RAZEM. NIE! NIE NAPISZESZ! *i czasem piszę XD*
Mam nadzieję, że nie jesteś zła za to "złamanie", bo w sumie tak teraz o tym piszesz, to mam wrażenie, że to takie obronne jest XD. Znaczy wiesz. Złamanie jest ogólnie spoko. Tylko zależy, jak się je przedstawia i czy zna się dokładny kontekst. Ja w sumie nie znałam.
Pewnie, że różnorodność przy postaciach jest dobra >D. Poza tym każda postępuje inaczej. Jedni się załamują, inni pomimo złamania idą komuś wpierdolić XDD. Jak w życiu codziennym!
Dobrze, że jestem płodna tylko w opowiadania... XDDDDDD W sumie teraz trochę mniej piszę, bo sesja mnie zabija, a jeszcze w tym momencie jadę na konkurs do Wawy, także wszystko poszło nie tak. Jak zdam, będzie dobrze XDDD. Wtedy w nagrodę jebnę czterema tekstami na WAR. MWAHAHHAHAHAHAH!
Dziękuję za komentarz!
Heh, liked i said, jak coś Cię będzie męczyć, to pisz, jak będę przy kompie to edycję się załatwi xdxd
UsuńNie, jeśli chodzi o złamanie to odebrałas dobrze, nie mam o co być zła xd a ja dyskutować lubię o pisaniu zawsze to dyskutuje xd także nie ze obronie, podrazylam temat, żeby się wczuć w Tw perspektywę i wiem, że skoro tak odebrałas to złamanie, że to wyszło w stylu "wszyscy mnie opuścili", a nie ze coś grubszego się odjebalo, to brakło głębszego opisu chyba, nu ale nie da się wszystkim jebnac na raz, a tak jak mówisz, Ty oceniasz pojedynczy tekst, a że kontekst jest gdzie idzie, cóż, życie xd ale widzisz już wiem że jakaś retrospekcje dobrze zawrzeć xd
Konkurs? No to muszę dopytać! Co za konkurs? Matko, ostatni w jakim ja brałam udział to recytatorski xdxd
Ey no nie wiem tak myślałam że alianci będą wyglądać xd wiesz co, w takich seriach czy u mnie czy u Cb czy u każdego w sumie warto by je zaopatrzec w takie skróty, opisy, w kilku zdaniach o czym to, jak na odwrocie książki. Trzeba by wprowadzić coś takiego i powklejac w zakładkę serii. Wymyśliłam xd
BTW, ps4 tanieje jak barszcz po wigilii, opłaca się też używki brać (ja ps3 mam używane), bo dzisiaj na allegro nikt cię nie oszukać, a jak tak allegro zwraca hajs (testowałam xd) także... Zróbcie sb prezent ;D
Mój brat ostatnio Spidermana ogarnia :D podobno też w dyszke.
Okej! Chociaż staram się powstrzymywać od tego pisania, bo co za dużo, to niezdrowo XD!
UsuńUfff, okej. Bo już myślałam, że serio coś źle napisałam i się na to wkurzylas albo obraziłas! Ale jak tak to spoko c:
No, ale prawda jest taka, że ciężko zawierać w każdym tekście powtórki z innego. Ja się czasem staram cos wspomnieć, ale nie zawsze się udaje! A też tsk powtarzać po tysiąc razy to wiadomo XD.
Ej. W sumie takie opisy byłyby dobre :o musicie to z dziewczynami rozkminic! Znaczy nie musicie, ale możecie ahahaha XD.
Miss Yukaty. Huehuehue. Ja i miss. Ale zgłosiłam się dla jaj. No i cóż. Przyjęli do finału XD. Właśnie dzisiaj o 16 zrobię sobie siarę przed Japonczykami, bo zaspiewam im piosenkę z Sailor Moon, yoł. To bedzie survival XD. Ale dla yukaty warto.
Ja ledwo mam hajs na jedzenie XD! A co dopiero na ps haha. Ale na pewno chłopak kupi jak wróci z USA, także czekam huehue. A w sumie przy okazji sobie pozagladam na allegro huhu.
Ale ze jak?! Tego nowego Spajdiego?! Za 10 zł?! O ludzie! Czuję się jak wtedy, kiedy zapomniałam zainstalować za darmo Simsy 4!
Nope, że w dyche gra, w sensie dobra, nie ze za dyche xd
UsuńObrażanie się jest dla biedoty xd niejasności trzeba wyjaśniać a nie stosować taktyki z gimbazy xdxd
Oo że co Ty nie mówisz??? TAKI konkurs... O aż mi szczena opadła. Zajebiste! Przywieź japoncow ze sobą xd i powodzenia tam mega! I niech ktoś to kurwa nagra, chce zobaczyć!!!!!!
Moje czytanie ze zrozumieniem takie na poziomie XD. Podjarała się, że Spajdi za dychę.
UsuńNo i tak powinno być!
Chciałam przywieźć ze sobą Japońców, ale nie zmieściliby się w luku bagażowym Flixbusa :c ueee. W sumie chyba nikt tego nie nagrał, ale ziomek robił dużo zdjęć. Nawet potem stałam sobie kulturalnie z boku, a on do mnie: stań tam przy drzewku, to ci zrobię zdjęcia. A ja takie: yyyyyy… XD także foty będą, ale nagrań pewnie nie. I tak moja największa radość, to panie Japonki z ambasady, które mówiły, że wyglądam kawaiiiii. To jak wygrać życie XDDDDDDDDD. JESTEM KUWA KAWAII. Nikomu tak nie powiedziały. JEBAĆ CAŁY KONKURS, KIEDY MOGĘ BYC KAWAII!
Hej :)
OdpowiedzUsuńNathiel był wzorowy na kimś, kto jest prawdziwym dupkiem. I mnie się to strasznie podoba! Gdyby Nathaniel był zwyczajny i poukładany, do tego grzeczny z natury, uznałabym go za nudnego, a tak mam do czynienia z dawnym arystokratą, który ma plan, do którego może dążyć nawet po trupach - dosłownie!
Ach, bardzo plastycznie go tutaj zarysowałaś, pokazałaś, jak przeszłość wpłynęła na to, kim jest teraz i dlatego robi to, co robi. Podoba mi się to, że zderzasz jego prawdziwą naturę z tą, którą przywdział, by zacząć swoją zemsty.
Dobra retrospekcja, ironiczny wydźwięk między kolejnymi zdaniami, ta niepewność przy końcówce, która zachęca, by poczekać na ciąg dalszy. Lubię to.
Pozdrawiam.