— Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale trzymam twoją stronę.
Klucze: zaufanie, przyjacielski, zniknąć, gwiazdy
Nie wyrobiłam się, żeby wstawić temat, więc pojawi się w kolejnym tekście, także tym razem u mnie klucze.
Kiedyś ukazałam już dach jako miejsce akcji, ale tak jest, że skoro w oglądanych przeze mnie serialach ma on znaczenie, w moim pisarskim wydaniu też się pojawi – więcej niż raz. Ale osobiście nie mam do niego żadnych uczuć, wpływa na to wrodzony lęk wysokości.
OSTRZEŻENIE! Pojawiają się wzmianki o samobójstwie, wrażliwi czytelnicy mogą pominąć ten tekst.
Całe wieki służyłeś. Teraz zacznij żyć.
— Mam… mieć na nią oko — powtarza sceptycznie Clive. — Cid. Wysyłałeś już za nią Gava. — Zerka na zwiadowcę, który wraz z nim został wezwany do gabinetu przywódcy. — Jeśli on wrócił z niczym, to czego oczekujesz ode mnie.
Cid milczy. Pali, patrząc na Clive’a z pochmurną miną, po czym przenosi wzrok na zwiadowcę.
— Nie — mówi Gav, wyciągając przed siebie otwarte dłonie. — Nie tym razem, zapomnij. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. A ty zaczynasz mieć obsesje, skoro chcesz wysyłać swojego najlepszego człowieka, żeby uganiał się za jakąś panną, zamiast śledzić wydarzenia w stolicy!
— I ten mój najlepszy człowiek nie potrafi ustalić, gdzie znika jakaś panna? — upewnia się Cid, podpierając policzek na pięści.
— Zostaw moją ambicję w spokoju. — Gav celuje w niego palcem. — Jestem najlepszym zwiadowcą, jakim dysponujesz, wiesz o tym. Znalazłem dominanta, za którym dziesięć lat uganiał się Rosefield! — Wskazuje na Clive’a i być może oczekuje wsparcia, lecz Clive zdaje się zatopiony w myślach.
— Lecz tym razem zawiodłeś — ryzykuje Cid, przymykając oczy, jakby oczekiwał, że Gav dopiero teraz zacznie się pieklić.
— Myśl sobie, co chcesz, Cid, ale prawda jest jedna: jeśli ja jej nie znalazłem, nikt tego nie zrobi. — Gav wzrusza ramionami. — Mówię ci, że to jakaś wiedźma — zaczyna snuć teorie, które jednak mają na celu nieco go usprawiedliwić — potrafi się teleportować albo zmieniać kształt, chuj wie. Nie wiesz przecież, skąd pochodzi. Może jest od wilkoludów, które żyją za oceanem i przemknęła mi przed nosem jak jakiś bezpański pies? Bo jak inaczej wytłumaczysz, że po prostu zniknęła mi z oczu?! Była i nie ma, rozwiała się jak dym na wietrze!