Wpatrywała się w obraz, który kiedyś – dawno temu, gdy ledwie sięgała dłońmi do niższej ramy – wydawał jej się takim, który został namalowany przez czarodziejkę. I że jedna z nich spoczywa na tym obrazie, siedząc na dywanie mchu obok pawiej pantery. Bo według jej kilkuletniego umysłu tylko czarodziejki były na tyle utalentowane, by tworzyć coś tak żywego, magicznego i zaczarowanego. Teraz, gdy dzieciństwo pozostawiła dawno za sobą i przykryła kołdrą zapomnienia, dzieło to nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Raczej zastanawiała się, dlaczego nadal tu wisi, skoro jego właściciel zmienił miejsce zamieszkania i teraz wszelkie piękno mógł chłonąć jedynie od spodu, o ile zwały ziemi mu na to pozwalały. Nikt już nie zwracał na niego uwagi, nawet służba nie dbała za bardzo, by nie porastał kurzem. Kiedyś ten obraz zdawał się być drzwiami do zupełnie innego świata, gdzie wszystko jest takie żywe i kolorowe. Wtedy chciała być jak ta dziewczynka na obrazie, mieć pióra we włosach i magiczne stworzenie, które by się jej słuchało i było jej przyjacielem.