Droga prowadząca w stronę lasu była
piaszczysta. Konie stąpały lekko, bez większego wysiłku, mimo że ciągnęły wóz
załadowany dziesięcioma skrzyniami drewna. Słońce górowało na niebie, dzięki
czemu temperatura podniosła się o parę stopni. Elissa zdjęła szary płaszcz i
rzuciła na wóz, przykrywając tym samym Malachita i Agata. Wilczki zamruczały
niezadowolone. Po chwili ułożyły się jednak pod okryciem, które dawało ciepło
ich wychudzonym ciałom.
Soczyście zielona trawa falowała na
brzegach drogi. W oddali było widać już drzewa. Dziewczyna uradowała się na
myśl o domu. Pierwsze rzędy Cydrianów wyglądały zwyczajnie. Delikatne liście i
rozłożyste gałęzie zapraszające do odpoczynku w cieniu. Dalej, między koronami
błyszczały już zaczarowane drzewa Cydrianu. Ciemne ostre liście odbijały
światło słoneczne. Na ich widok Elissie przeszły lekkie dreszcze po plecach.
Pomyślała, że miło było przebywać w otworzeniu zróżnicowanej roślinności, teraz
otaczać ją będą tylko magiczne drzewa. Westchnęła.
Podjeżdżając
do zakrętu, nakazała koniom zwolnić, te wykonały posłusznie zadanie, lecz
jednocześnie zaczęły nerwowo stąpać w miejscu. Nagle do lewego ucha dziewczyny
dotarł pisk szczeniaka. Elissa odwróciła się, ale dojrzała tylko jednego
balansującego na skrzynce na drewno. Zaciągnęła lejce, zatrzymując zwierzęta w
miejscu. Zaskoczyła z siedziska i nerwowo okrążyła wóz.
– Agat!? – wolała, zaglądając pod koła wozu. Nadal słyszała
cichy lament wilczka. – Tutaj jesteś.
Uklękła
obok zwierzątka i chwyciła jedną dłonią pod przednie łapy, a druga pod biodra.
Gdy starała się go podnieść, szczeniak zapłakał raz jeszcze, trzęsąc jedną z
tylnych łap. Złamanie, czy tylko obicie? –
zastanawiał się dziewczyna. Nie chcąc ryzykować kolejnej kontuzji, złapała oba
szczenięta i schowała w koszu przywiezionym z miasteczka. Nie temu miał służyć,
ale obecnie nie miała wyjścia. Las był zdradliwy i o ile jej samej żadna
krzywda nie miała się stać, o tyle nie była pewna, jak czar zadziała na kogoś
innego.
Kosz chwyciła prawa ręka, a lewą prowadziła konie. Ich
niepokój udzielał się także Elissie. Im
głębiej wchodziła w las, tym robiło się ciemniej. Pamiętała, że było tuż po
południu, gdy zeszła ze ścieżki, lecz idąc przez gąszcz, miała wrażenie, że
jest o wiele później. Korony zaczarowanych drzew nie przepuszczały promieni
słonecznych. Droga powrotna wydawała się dłuższa. Konie ciągnęły wóz już dobre
pół godziny, a droga wydawała się nie mieć końca. Zwierzęta co chwile szarpały
głowami lub kopały kopytami w ściółce leśnej. Pewnie, gdyby Elissa nie trzymała
mocno za lejce, oba wierzchowce zawróciły by zgodnie, drogą, którą tutaj
przyszły.
Zrobiło się naprawdę ciemno. Nie
wiadomo skąd, ale na ściółce widoczne były małe drobinki, które odbijały
światło. Elissa spojrzała w górę, ale przez korony nie przedostawało się
światło. Obejrzała się wokół, lecz nie dojrzała żadnego migotania. Nie
pamiętała, aby drobne błyszczące elementy znajdowały się na drodze, gdy
opuszczała osadę Elissium. Skąd wzięły się na niej teraz? Naszyjnik na jej szyi
zacząć świecić. Pierwszy raz stało się, to gdy spała, a babka Doremide
próbowała odebrać jej błyskotkę, aby ta się nie zniszczyła. Staruszka została
poparzona. Czar drzemiący w naszyjniku dbał o to, aby nigdy nie został odebrany
jej wnuczce. Nie wiedziała, co może oznaczać ta iluminacja. Odstawiła kosz na
ziemię, a potem chwyciła wisiorek i przyjrzała mu się dokładnie. Czy to od jego
światła odbijały się kryształki na drodze leśnej? Przykucnęła, a ściółka
zabłysnęła intensywniej. Wzięła w garść i przesypała z jednej dłoni do drugiej.
Gwiezdny pył – pomyślała. – Zupełnie taki jak ten, o którym opowiadał mi
dziadek Tomand.
Elissa zaśmiała się, gdyż nie
wierzyła w bajki opowiadane przez dziadka. Z pewnością był to zwykły zbieg
okoliczności. Otrzepała dłonie z piasku i podniosła się na równe nogi. Nic w
okolicy nie błyszczało jak pył pod jej stopami. Ciekawa czy był to jedynie
efekt naszyjnika, ścisnęła go mocno w dłoniach, tak aby delikatne światło nie
wydostawało się na zewnątrz. Gdy to uczyniła, droga stała się niewidoczna. Cały
świecący pył zniknął, więc odsłoniła naszyjnik, aby ujrzeć, jak roznieca się na
nowo. Powtórzyła to kilka razy. Może pył znajdował się tutaj, aby wskazać jej
drogę do domu?
Postanowiła zaufać magii lasu i kierować się wyznaczoną
ścieżką. Otaczające ją drzewa i krzewy nadal zatopione były w ciemnościach,
lecz za bardzo jej to nie przeszkadzało. Konie zdawały się zadowolone z pomocy
lasu i posłusznie podążały na instrukcjami dziewczyny. Szczenięta zasnęły w
koszu, więc ze spokojem odstawiła go na wóz. Chociaż je uspokoiła ta
ciemność.
Minęła kolejna godzina. Najmłodszy członek rodziny Wittanów
błądził po borze otaczającym osadę.
– To na pewno nie jest ta sama droga, którą tutaj przyszłam
– powiedział do siebie.
Naszyjnik zaczął gasnąć, a ciemność
okrążać dziewczynę. Czuła się tak, jakby mogła ją dotknąć. Gęstą, czarną mgłę,
która przepływała jej przez palce. Wisiorek zgasł kompletnie i zapadł zmrok.
– Nie możliwe, aby była już noc – powiedziała, chyba tylko
po to, aby usłyszeć czyjś głos.
Jeśli ciemność może mieć wiele
odcieni czerni, to teraz Elissa widziała je wszystkie. Cienie tańczyły wokół
niej, strasząc konie i ją samą. Wilczki nie zdawały się zauważyć, że dzieje się
coś dziwnego, spały jak zabite. Dziewczyna trzymała mocno lejce, uspokajając
zwierzęta. Nie wiedziała, w którą stronę ma iść. Jeśli będzie brnąć dalej,
możliwe, że zgubi się całkowicie. Nie wiedziała, jak rozległy jest las w
rzeczywistości. Wąskie przejście między Elissium, a miasteczkiem Lasos zdawało
się wyjątkiem. Myliła się, ufając magii lasu, może teraz powinna zaufać
zwierzętom. Nie raz tędy przechodziły, więc na pewno znały drogę do domu, a
przynajmniej miała taką nadzieję.
Rozluźniła uścisk na lejcach,
przesuwając skórzane paski między palcami. Odwróciła się w kierunku wozu i wtedy
zobaczyła kolejne błyski między drzewami. Zatrzęsła się z przerażenia. Miała
nadzieję, że to robaczki świętojańskie roztaczają swój czar w tańcu godowym,
ale coś mówiło jej, że się myli. Samice świetlików nie latały parami, lecz
całymi chmarami. Moment, w którym zdała sobie sprawę, że to oczy wywołał u niej
mdłości. Wilki? Czy przyszły po swoje dzieci? Dziewczyna z drżącymi dłońmi
chwyciła za koszyk, ale szczeniąt w nim nie było. Przecież zranione zwierzątko
nie dałoby rady, wyjść samo z koszyka i oddalić się, nie wydając przy tym
najmniejszego dźwięku. Coraz mniej podobało się to Elissie. Świecące kropki
zmieniły się w ostro zakończone elipsy. To nie wilki mają takie oczy, a raczej
koty.
– Koty. Małe, słodkie, nieszkodliwe koty. – Dziewczyna
powtarzała, dodając sobie otuchy.
Wdrapała się na wóz, jakby stworzenia nie mogły jej tam
dostać. Skulona obserwowała, jak kocie oczy podchodzą do wozu. W rzeczywistości
stworzenia były bardzo małe, więc mogły być kotami. Krążyły wokół koni, sycząc
złowrogo. Czyżby pilnowały, aby te nie ruszyły na oślep galopem? Stłamsiła w
sobie krzyk. Gdy usłyszała miauknięcie za sobą, poczuła z jednej strony ulgę, a
z drugiej zdziwienie. Dlaczego bała się małych kotów, które w ciemnościach mogą
co najwyżej ją podrapać. Odwróciła się, lecz nie zobaczyła leśnego mruczka, a
coś, o czym również opowiadał jej dziad. Poznała to coś. Wyglądało zupełnie jak
na ilustracjach. To była Mora. Nocny demon ukrywający się pod postacią kota lub
innego zwierzaka aktywnego nocą. Ciemne włosy i skóra. Czarna, poszarpana
suknia i długie białe zęby. Wyglądała jak trup. Uśmiechała się do niej, czy też
szczerzyła kły ostrzegawczo?
Elissa zeskoczyła z wozu, ale dookoła stały już inne mory w
swych bardziej przerażających postaciach. Białe kły błyszczały w ciemnościach,
a pył iluminował pod ich stopami. To one prowadziły dziewczynę cały czas w głąb
gaju, nad którym nie trzymał już pieczy opiekuńczy czar jej podków. Medalion
świecił ostrzegawczo, pokazując zagrożenie. Mory okrążyły Elissę, a ta
krzyknęła jedyne, co pamiętała na temat zmor, czy jak częściej mówił na nie
dziadek: nocnic.
–
Ale ja nie śpię! – krzyknęła rozpaczliwie.
–
Nie musisz, właśnie weszłaś do świata snów – powiedziała jedna z nocnic.
–
Z własnej woli – usłyszała Elissa od innej, a potem histeryczny śmiech demonów.
Mora rzuciła się na dziewczynę,
obalając ją i przygniatając ciało do mokrej i zimnej gleby. Przycisnęła łapy do
jej gardła, wbijając w skórę swoje długie pazury. Gdy Wittanka łapała ciężko
powietrze, zobaczyła perłowo lśniące kły, które rozwierają się, ukazując czarne
jak smoła gardło. Dziewczyna krzyknęła, a powietrze z jej płuc jakby odessane,
wędrowało do jamy nocnicy. Inne mory jedynie tańczyły w kręgu, do chwili, gdy
po lesie rozległo się wycie wilków. Elissa usłyszała je, lecz zwątpiła w
racjonalność swoich reakcji.
Ziemia zatrzęsła się pod nogami.
Spłoszone mory zawyły jednocześnie, alarmując tym samym demona duszącego
dziewczynę. Gdy nocnica zlazła z Elissy, ta podniosła, się kaszląc i łapiąc
nerwowo powietrze. Kątem oka zauważyła, jak zmory syczą w jednym kierunku, po
czym uciekają, gdzie pieprz rośnie. Zobaczyła białe plamy przed oczami, zapewne
z powodu długiego odcięcia powietrza. Jak za mgłą widziała postawnego mężczyznę
zbliżającego się do niej. Otoczony był wilkami, dorosłymi i szczeniętami. Jedno
ze szczeniąt podeszło do niej i zamruczało pełne obaw. Od razu je poznała. To
był Agat, cały i zdrowy. Schyliła się do niego, a on cichutko zawył. Z jego
pyska wydobywała się para, choć nie było tak zimno. Dymna zasłona otoczyła jej
twarz, wędrując do jej zmęczonych płuc. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Wciągnęłam sie! zbudowałas ładne napięcie, historia nie pozwala się od siebie oderwać. Ładnie wykorzystany temat, rzeczywiście wyszedł z tego taki thriller fantasy. Podoba mi sie tez postac Elisse, jest inna i naturala, podoba mi sie, ze w chwilach zagrozenia nie użyczasz jej niepotrzebnie siły, by mogła bronić się sama. Dzieki temu napięcie jest jeszcze większe, bo czekamy wraz z nią na ten ratunek. Który nadchodzi i intryguje! Mężczyzna z wilkami! mów do mnie jeszcze. kim jest, skad sie tu wzial, jaki ma zwiazek ze zwierzetami???? Bede czekac na kontynuacje!
OdpowiedzUsuńZ uwag: niemożliwe - nie z przymiotnikami piszemy łącznie
I mam watpliwosci co do tego fragmentu:
Minęła kolejna godzina. Najmłodszy członek rodziny Wittanów błądził po borze otaczającym osadę.
– To na pewno nie jest ta sama droga, którą tutaj przyszłam – powiedział do siebie. <--- troche sie na moment zgubiłam, nie bylam pewna czy mowa o Elisse dalej, czy pojawil sie ktos inny, przez tą zmiane formy. Mysle, ze 'członkini' i zostanie przy rodzaju zenskim sprawdziloby sie lepiej.
A no i jeszcze ciekawi mnie, jak wilczki bezszelstnie sie oddalily, bo wnioskuje ze to one wezwaly pomoc? I czy zostana teraz z 'nowa' rodzina??? Naprawde bede sie niecierpliwic w oczekiwaniu na cd! ;D
Wilczki powróciły <3. W ogóle to nieziemsko podoba mi się nazwa "Cydriany". W pierwszej kolejności pomyślałam o cydrze, który rośnie na drzewie (to byłby dla mnie raj, szczególnie jak byłby schłodzony), ale... ciii, nikt o tym nie wie. A tak w ogóle to Cydrian byłby fajnym imieniem.
OdpowiedzUsuńW sumie mam taką jedną uwagę. Czy pisząc "najmłodszy członek rodziny Wittanów" wciąż masz na myśli Elissę? Bo jeśli tak, to powinno być "najmłodsza członkini rodu Wittanów", szczególnie że potem w dialogu jest "przyszłam", a po dialogu już: "powiedział". Ale to mała uwaga. Szczegółów się czepiać nie będę, bo wiadomo, że błędy się zdarzają >D.
Małe, nieszkodliwe koty? Oj, wmawiasz sobie, kochana! Żeby ci coś straszniejszego nie wyskoczyło! Na przykład... dzikie, żądne krwi koty! O, patrz. Nie pomyliłam się znowu tak bardzo. Fajny motyw z tym demonem w ogóle. No i ta nazwa. Nocnica. Kurde. Dopiero jak to napisałam, to wyobraziłam sobie nocnik. DLACZEGO. Moja wyobraźnia jest dziwna, nie zwracaj uwagi. Nocnica brzmi świetnie!
Hmm. W sumie do tej pory chyba nie było tak grubej akcji w "Dziedzictwie Elissy", prawda? Tak mi się wydaje. Dlatego jestem ukontentowana akcją. Jestem ciekawa, co to za ziomek od wilków. Mam nadzieję, że następnym razem się tego dowiemy!
Obie macie racje względem członkini. Nie przyszło mi do głowy, aby odmienić to słowo w formie żeńskiej, będę zwracać na to uwagę w przyszłości.
OdpowiedzUsuńNocnica to oryginalna nazwa demona słowiańskiego. Często nazywa się je morami, zmorami lub nocnicami (bo przychodzą we śnie i duszą delikwenta). Postanowiłam zaczerpnąć z wierzeń słowiańskich w tej serii, wiec w przyszłości pojawi się więcej demonów i boginek. Dziedzictwo Elissy pisze się w sumie na bieżąco, nie mam specjalnego planu na tę serię, wiec wszytko się może zdarzyć:)
Dziękuje dziewczęta za przeczytanie tekstu:)
O. To widzisz. Ja się nie znam na demonach słowiańskich. Ale i tak popieram ich zastosowanie :D. "Dziedzictwo Elissy" ma taki nieco słowiański klimat. Także czekam na więcej!
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJak tu ładnie, wraz ze zmianami w otoczeniu, pojawiło się napięcie. Bardzo mi się podoba, jak za sprawą plastycznych opisów sprawiłaś, że ładny widok zamienił się w spotkanie z nocnicami. Naturalność i tempo to także atuty.
Z uwag mam jedną - wcięcia przy dialogach. Po one też potrzebują akapitów.
Całość tekstu to coś, co czytałam z przyjemnością. Nie miałam problemu, by zobaczyć to wszystko w głowie niczym ciąg obrazów, nawet poczułam zwątpienie i strach Elissy.
A końcówka wielce obiecująca - chciałabym wiedzieć, kim jest mężczyzna i dlaczego towarzyszą mu właśnie wilki.
Świetna robota ;)
Pozdrawiam.