Ker Er pozostawało oblężone od tygodni.
Stolica dzielnie wytrzymywała batalie toczone pod swoimi murami, gdzie umarli stawali do boju z ciemnością, a żywi patrzyli w oczy śmierci. Nie strasznie jej były szturmy, płonące strzały czy tarany bezskutecznie walące do niezdobytych wrót. Królestwo Kerskie walczyło zawzięcie, ściany twierdzy pozostawały nienaruszone, a Orla Dzwonnica sięgająca dumnie nieba zdawała się kpić z wysiłków wroga.
Dziesięcioletni Kesper spał słodko tej nocy, w pewnym sensie przyzwyczajony już do ciągłych ataków. Zwłaszcza że do pałacu nie dolatywały strzały ani uroki cieniowładnych. Chłopiec śnił o odległych krainach i wspaniałych przygodach z naiwnością i ufnością dziecka pewnego, że tata, starszy brat i siostra o wszystko zadbają.
Jednak to było Ker Er. Tutaj, jeśli tylko coś mogło pójść nie tak – to szło.
Dlatego młodego księcia obudził huk otwieranych na oścież drzwi od komnaty, a zaraz potem gorączkowe potrząsanie za ramię.
– Kes, wstawaj! Kes! – Ktoś podniósł go do pionu, nie zwracając uwagi na protesty.
– Jeszcze momencik – wymruczał chłopiec.
– Kes, to nie są żarty. Musimy uciekać.
Te słowa przedarły się w końcu do zamroczonego snem umysłu chłopca. Otworzył oczy i natychmiast wstrzymał oddech z przerażenia, widząc nad sobą starszego brata. Brata, z którego zbroi kapała krew.
– Wstawaj. – Następca tronu ściągnął Kespera z łóżka i narzucił na niego kubrak, wcześniej niedbale zostawiony na krześle. – Masz amulet?
Chłopiec instynktownie sięgnął do medalionu zawieszonego na szyi. Widząc to, starszy brat odetchnął z ulgą i pociągnął go za sobą. Wypadli na korytarz, na którym Kesper zobaczył pięciu strażników. Wszyscy byli zalani krwią, niektórzy wyglądali na rannych, a między nimi dziecko dostrzegło mgliste postacie zmarłych.
– Vesper? Co… Co się stało? – Głos chłopca załamał się podczas pytania.
Starszy brat zignorował jego słowa i zmusił go do biegu przez korytarze. Strażnicy utworzyli wokół nich kordon, a widma umarłych zacieśniły krąg, dodatkowo ich chroniąc.
– Gdzie tata? Gdzie Es? – Do świadomości Kespera coraz mocniej przebijała się okrutna prawda. – Ves… Czy my przegraliśmy?
– Jeszcze nie. – Brat zacisnął zęby. – Nie, póki żyjemy.
Poprowadził chłopca w kierunku komnat ojca, a potem do prywatnego gabinetu króla. W tym czasie młodszy brat zorientował się, że Vesper był ranny. Mocno kulał, przy każdym kroku zostawiając na podłodze czerwone ślady – nie tylko z krwi wrogów pokrywającej jego zbroję.
W czasie wędrówki korytarzami do Kespera powoli docierały dźwięki, których wcześniej w ogólnym zgiełku nie zauważył. Usłyszał krzyki, szczęk oręża, parskanie koni i charakterystyczne wycie atakujących umarłych. Nigdy wcześniej w swoim życiu, nawet podczas tych tygodni oblężenia, nie słyszał czegoś takiego.
Przerażenie opanowało całe jego drobne ciałko, aż zaczął dygotać pod niezapiętym kubrakiem. Znów uniósł rękę do szyi, łapiąc za medalion, a pulsujące ciepło magii nieco go uspokoiło.
– Ves, co z tatą? Co z Es?
Starszy brat znów go zignorował. Otworzył kopnięciem drzwi do gabinetu, a po wejściu do środka rozkazał czterem strażnikom zostać na korytarzu. Jednego przywołał do siebie i gdy drzwi się zamknęły, skinął mu głową.
Mężczyzna bez wahania podszedł do ściany, na której wisiała ozdobna broń króla, po czym pociągnął za rękojeść jednego z mieczy.
Kesper otworzył usta, gdy cała ściana przesunęła się w bok, odsłaniając tajemne przejście. Gdy strażnik wszedł do tunelu, odruchowo podążył za nim, jednak zatrzymał go silny uścisk brata.
Vesper opadł na kolana i mocno przytulił braciszka, nie zwracając uwagi na to, że cały ociekał krwią. Objął chłopca, jakby był jego ostatnią deską ratunku, a kiedy w końcu się od niego odsunął, dziecko zobaczyło w oczach dziewiętnastolatka łzy. Jego starszy brat nigdy nie płakał, więc Kesper wstrzymał oddech.
– Posłuchaj mnie uważnie, Kes. To bardzo ważne. – Vesper wziął chłopca za ręce.
Młody książę wbił w niego przestraszony wzrok, a najstarszy syn króla z trudem opanował emocje. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
– Tata nie żyje – wykrztusił w końcu. – Es nie żyje. Wrogowie nas pokonali, zajmą nasz dom. Mogą tu być w każdej chwili. Musisz uciekać. Yesef się tobą zajmie, zaufaj mi i jemu. Musisz iść za nim i słuchać go na każdym kroku. Jesteś ostatnią nadzieją królestwa. Musisz przeżyć, rozumiesz?
Chłopiec też zaczął płakać. Nie docierało do niego to, co powiedział brat. Nie potrafił tego pojąć. Tata? Przecież tata był królem! Es? Jeszcze dziś rano widział, jak zaplatała warkocz i nakładała zbroję, szykując się do przejścia po murach. To był ich dom! Ich twierdza. Jak mogli stąd uciekać?
Nagle chłopiec uświadomił sobie coś jeszcze.
– A ty? – zapytał drżącym głosem brata.
Vesper zamknął oczy i głęboko odetchnął.
– Ja muszę tu zostać.
– Nie!
– Kes, muszę tu zostać. Jeśli nie przypilnuję wejścia do tunelu, złapią was.
– Nie! Nie możesz! Jesteś… – Chłopiec zakrztusił się własnymi łzami. – Jesteś dziedzicem tronu! Nie możesz… Nie możesz mnie zostawić! Jesteś moim starszym bratem! Nie wolno ci! Nie poradzę sobie bez ciebie!
Vesper jeszcze raz objął braciszka. Przytulił go i pozwolił mu płakać.
– Teraz ty jesteś dziedzicem tronu, Kes. Musisz przeżyć, żeby pewnego dnia rządzić królestwem.
– Nie! – Kesper odepchnął od siebie brata. – Wiesz, kiedy nauczyłem się wiązać buty?!
– To nie ma nic…
– Jak miałem pięć lat! Pięć lat uczyłem się wiązać sznurówki, a teraz mówisz mi, że mam się nauczyć rządzić królestwem?!
– Ale wtedy byłeś dzieckiem…
– Pięć lat! – Kes jeszcze raz mocno odepchnął brata, zanosząc się płaczem. – Ja nie umiem! Nie dam rady!
Vesper złapał brata za ramiona i potrząsnął nim.
– Oczywiście, że dasz radę! – Spojrzał mu w oczy, a chłopiec zamarł, wpatrując się w intensywnie zielone tęczówki, z których wyzierała determinacja. – Nie jesteś już dzieckiem. Jesteś Kesper z dynastii Riss, książę Keru.
Złapał za medalion na szyi chłopca, unosząc go w powietrze. Krwawe oko rubinu błysnęło z tytanowej oprawy.
– Jesteś Tytanowym Księciem! Będziesz królem. – Vesper po raz ostatni uścisnął brata. – A teraz musisz uciekać.
Wstał i popchnął chłopca w stronę przejścia, a Kesper dopiero teraz usłyszał, że z korytarza dochodziły okrzyki strażników i jęki zmarłych.
Stracili za dużo czasu. Cieniowładni już tu byli.
Ledwie Kesper dotarł do przejścia, ledwie Yesef zasunął fałszywą ścianę, już drzwi do gabinetu stanęły otworem. Kes chciał uciekać, jednak strażnik mocno go złapał i zatkał mu usta ręką.
Chłopiec zauważył, że mur nie zasunął się do końca, zostawiając szparę szerokości kciuka. Jego serce zabiło mocno, gdy zobaczył przez tę szczelinę, jak do gabinetu wtargnął wróg. Sześciu mężczyzn zakutych w zbroje wyciągnęło nagie miecze w stronę Vespera.
Jednak książę już się opanował. Wiedział, co musiał zrobić, żeby ochronić młodszego brata. Dobył miecza, ale nie natarł samotnie na wrogów. Zamiast tego zacisnął wolną dłoń w pięść, wzywając umarłych.
Wszyscy potomkowie dynastii Riss od wieków byli potężnymi duchmówcami. Tylko dzięki tej magii zdołali się utrzymać przy władzy podczas licznych wojen i najazdów.
Vespera od dziecka uczono, jak walczyć za pomocą widm i teraz wykorzystał tę wiedzę. Przywołał duchy, które wcześniej strzegły go na korytarzu, a potem zaczerpnął kolejną falę magii z talizmanu, przyzywając do siebie również dusze strażników, którzy jeszcze chwilę temu pilnowali wrót.
Mężczyzna, który stał na czele cieniowładnych, wyciągnął do przodu rękę, a w pomieszczeniu aż zaiskrzyło od magii. Z ciemności wypełzły sylwetki, których Kesper nie widział nigdy nawet w najgorszych koszmarach i rzuciły się na umarłych. Kolejne minuty przepełniło wycie dusz, przeplatane z bezgłośną furią cieni. Vesper również ruszył do boju, własnym mieczem wspomagając widma.
Bitwa była gwałtowna i zajadła, dwóch wrogów padło, rozerwanych na strzępy przez mlecznobiałe, pozornie niematerialne ręce. Jednak umarli przegrywali. Ciemność zalewała ich i oplatała swoimi mackami, po czym naciskała, aż mgliste postacie rozwiewały się, nie pozostawiając ani odrobiny magii.
Książę ciężko oddychał. Z nosa zaczynała mu kapać krew, świadcząc, że magia przekraczała jego możliwości. Kulał, mimo to zdołał wbić miecz w gardło jednego z wrogów. Jednak właśnie wtedy stało się coś, czego obrońca w żaden sposób nie przewidział. Coś, o czym do tej pory krążyły tylko legendy.
Ciemność za jego plecami zafalowała, po czym się rozstąpiła. W miejscu, gdzie chwilę wcześniej nie było nikogo, teraz stał mężczyzna w czarnej zbroi. Błyskawicznym ruchem wypadł do przodu, zmiażdżył strzępem cienia dwóch umarłych osłaniających tyły księcia i nim ten zdążył zareagować, wbił mu ostrze głęboko w bok.
Vesper krzyknął z bólu. Kesper z przerażenia, jednak jego wrzask uciszyła gruba rękawica, którą Yesef od początku walki przyciskał mu do ust.
Najstarszy książę osunął się na kolana, a widma w całym pokoju znikły, gdy tylko zabrakło kontrolującej je siły. Vesper był wycieńczony, musiał podeprzeć ciało ręką, żeby nie upaść na twarz. Z nosa obficie płynęła mu krew, kapiąc na dywan, jednak spojrzał z wściekłością na cieniowładnych.
Napastnik powoli wysunął miecz z pleców chłopaka, aż ten jęknął z bólu, po czym niespiesznym krokiem obszedł go, stając z przodu.
– No proszę, kogo my tu mamy. Wasza wysokość. – Wykonał parodię ukłonu.
Mężczyzna – Kesper zrozumiał, że ten sam, który na początku zaatakował cieniami – skierował ostrze ku szyi księcia, zmuszając go do uniesienia brody.
– Czy to nie wielki Vesper Riss, następca tronu? Niepokonany wojownik, wiecznie otoczony duchami zmarłych, którego żadne ostrze na polu bitwy się nie ima?
Pokonany nie odpowiedział, jednak gdyby wzrok mógł zabijać, wróg dawno padłby martwy.
– Nasz król ucieszy się, że pojmaliśmy cię żywcem. – Kesper nie widział twarzy wojownika ukrytej pod hełmem, dostrzegał tylko oczy, ale w jego słowach wyczuł uśmiech satysfakcji. – Wielką przyjemność sprawi mu powieszenie cię na dziedzińcu twojego własnego zamku.
– Szkoda tylko, że do pokonania mnie potrzebowałeś pięciokrotnej przewagi. – Vesper parsknął, a z jego ust również pociekła krew.
Wróg oparł się na swoim mieczu i nachylił nad rannym.
– Ale wiemy o tym tylko my, prawda? – Kesper znów wyczuł, że mężczyzna uniósł kąciki ust w uśmiechu. – Daj mi rok, a całe królestwo będzie szumiało, jak to w pojedynkę dopadłem książęcego szczeniaka podczas tchórzliwej ucieczki. – Odwrócił głowę do swoich ludzi. – Zabrać go stąd! Idziemy.
Cienie natychmiast wyrosły z podłogi, oplatając się wokół nadgarstków oraz kostek księcia. Spętały go, aż nie mógł drgnąć i dopiero wtedy żołnierze podeszli, żeby dźwignąć go z podłogi i wyprowadzić za drzwi.
Kesper patrzył na to przez łzy, które niemal zasłaniały mu pole widzenia. Jednak poza przerażeniem czuł też gniew. Gniew tak potężny, że jego medalion zaczął delikatnie wibrować pod koszulą od nagromadzenia energii. Temperatura w tajnym przejściu znacząco spadła, a chłopiec po raz pierwszy w życiu usłyszał zmarłych szepczących mu do ucha.
Niestety oziębienie w pomieszczeniu wyczuł też dowódca cieniowładnych, który wciąż nie opuścił komnaty. Kazał swoim ludziom iść dalej, ale sam został, uważnie badając spojrzeniem gabinet. Sekundy przeciągnęły się w minuty, podczas których chłopiec słyszał tylko bicie swojego serca i płytki oddech strażnika.
Aż nagle do uszu Kespera doleciało ciche przekleństwo Yesefa, gdy wróg dostrzegł szparę w ścianie.
Oczy mężczyzny zwęziły się jak u polującego kota. Natychmiast wokół niego wyrosła ciemność, która skoczyła do przodu, wbijając cieniste szpony w kamień. Ukryta ściana odsunęła się bez najmniejszego szelestu pod wpływem magicznego nacisku, a wzrok dowódcy padł na dwójkę uciekinierów.
Kesper wciąż miał przed oczami, jak wróg wbił jego bratu ostrze w plecy. Słyszał jego zadowolony z siebie głos i krzyk bólu, który wydarł się z gardła rannego księcia. Wciąż słyszał szepty zmarłych.
Nim Yesef zdążył sięgnąć po miecz lub przywołać widmo, nim ciemność cieniowładcy dotarła do ich kryjówki, wokół Kespera zawirowało od mglistych postaci duchów.
Nie zaatakowały z typowym dla siebie przeciągłym jękiem, ale cicho niczym sama śmierć. Przebiły się przez cienie, jakby nie było w nich ani krztyny magii, po czym zawirowały wokół mężczyzny.
Kesper zobaczył, jak wojownik poczerwieniał na twarzy, chcąc krzyczeć. Jednak nie mógł wrzasnąć ani nawet ruszyć małym palcem, ponieważ upiory oblepiły go z każdej strony. Chłopiec widział, jak mężczyźnie oczy niemal wyszły z orbit z bólu. Wtedy nacisnął na magię mocniej, zmuszając widma do zdwojenia wysiłku. Zbiły się w białą, półprzezroczystą masę, która z każdej strony nacierała na wroga, nie pozostawiając mu żadnych szans na kontratak lub ucieczkę.
Kesper wciąż czuł łzy spływające po policzkach, jednak widok bólu i zwierzęcego przerażenia na twarzy mężczyzny sprawiły, że jego wściekłość odrobinę przygasła, a wtedy umarli znikli, równie bezgłośnie jak się pojawili.
Yesef przeklął paskudnie, ponieważ z dowódcy cieniowładnych nic nie zostało. Ani jeden strzęp, jakby on sam był tylko przyzwanym przez kogoś widmem.
– Cholera… Młody. – Strażnik potrząsnął głową. – Chodź, musimy uciekać.
– A Vesper?
– Nie ma mowy, dał mi rozkaz. Mam cię stąd zabrać.
Kesper przez moment patrzył na drzwi od gabinetu. Szepty zmarłych umilkły, ale czuł, że w każdym momencie może je na powrót przyzwać. Delikatnie dotknął medalionu, jednak tym razem zamiast huraganu umarłych pojawiła się tylko krew kapiąca z nosa. Poczuł zawroty głowy, a przed oczami zatańczyły mu mroczki. Stracił równowagę i Yesef go podtrzymał.
– Przesadziłeś, dzieciaku – mruknął.
– Jestem… księciem. – Chłopiec chciał samodzielnie stanąć, ale znów się zachwiał i mężczyzna wziął go na ręce.
– Oczywiście, wasza wysokość. – Strażnik ruszył pośpiesznie w głąb ciemnego tunelu.
Wciąż musieli opuścić zamek.
Chłopiec zacisnął mocno palce na medalionie z krwawym rubinem i zamknął oczy. Nie protestował więcej.
Jednak tej nocy coś w nim pękło. Coś umarło i miało nigdy nie powrócić do życia.
Tej nocy Tytanowy Książę stał się Krwawym Zabójcą.
O ja😮 tekst pełen emocji i akcji. Najpierw przerażenie, potem wzruszająca scena z bratem na wejsciu do tajnego przejscia😭 a potem znowu akcja i przerazenie. Czytalam naj opentana i nawet nie wiem kiedy dotarlam do końca. Sądziłam ze to juz koniec Vespera oraz że Kesper uciekł gdzie pieprz rośnie, także scena ze szpara w ścianie mnie zaskoczyla tak samo jak potężna sila dzieciaka😍 uratowal życie bratu ale czy Versper to faktycznie przeżyje dowiemy sie w kolejnej części
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńWooow. To słowo mam w głowie po lekturze. Wbiłaś mnie w siedzenie plastycznością opisów, brutalnością sceny i dałaś mi satysfakcję, bo zły zginął. Ach, takiego tekstu do przeczytania potrzebowałam. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak w nie tak długim dziele zawarłaś krew, ból, śmierć, wściekłość i zmierzenie się ze swoim przeznaczeniem. Ciekawe tempo akcji, dynamizm i ja po prostu chcę więcej!
Pozdrawiam.
Łaaa, chciało mi się płakać, jak Vesper pochylał się nad swoim bratem i się z nim żegnał. Rzeczywiście sporo tutaj emocji. Naprawdę fajnie się czytało. I podoba mi się motyw z tymi duchami i cieniami! A co do Kespera (ciągle mam ochotę napisać Kacper XD), hmmm. Wpleciony tekst z wyzwania jakoś dziwnie mi tu nie pasował, ale to może po prostu moja wyobraźnia, bo ja widziałam Kespera jako takiego malutkiego chłopca, który rzeczywiście mógł mieć z jakieś 5 lat. No, ale tak jest naprawdę fajnie. Dobra akcja. I chcę więcej, bo jestem ciekawa, co się stanie zarówno z Vesperem, jak i jego młodszym bratem!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzednimi komentarzami - jest efekt wow :D Mnóstwo emocji, świetne tempo akcji. Opisy idealne, bez problemu można sobie to wszystko wyobrazić. Kawał genialnego tekstu, czekam niecierpliwie na kolejny fragment ^^
OdpowiedzUsuń