Maj
2011r.
– Mike, przestań – upomniała przyjaciela Cassie, nie odrywając wzroku
od czytanej książki z numerologii.
Choć od dłuższego czasu była pogrążona w lekturze, dobrze wiedziała, że
Mike wcale nie odrabia swojego zadania domowego, tylko co chwilę spogląda na
przejście za portretem Grubej Damy. Irytowało ją, że jego noga ciągle drgała,
kopiąc ją co chwilę pod stołem, przy którym siedzieli.
– Powinna już tu dawno być. – Mike rzucił okiem na zegarek, po czym
odrzucił pióro, którym od dłuższego czasu mieszał w kałamarzu, próbując napisać
wyjątkowo ciężki esej z eliksirów.
Hang on to your hopes, my friend
– Odrabia szlaban u Filcha, pewnie kazał jej szorować wszystkie
gobeliny w Izbie Pamięci. – Cassie przewróciła leniwie stronę, ale Mike zabrał
książkę z jej rąk. – I od kiedy ty się martwisz o Renee?
– Bo jest coś, czego ci nie powiedziałem. – Chłopak przytulił
„Numerologię dla zaawansowanych”, jakby bał się reakcji siedzącej naprzeciw
niego dziewczyny.
– Słucham?
– Jakiś czas temu byłem w bibliotece... – urwał, kiedy Cassie wybuchła
gromkim śmiechem.
Spojrzał na przyjaciółkę z powątpiewaniem, a ta uspokoiła się, jednak
co chwilę chichotała pod nosem.
– Wybacz, ale nie wierzę, że po pięciu latach wreszcie odnalazłeś drogę
do biblioteki.
– Szukałem książki „Quidditch przez wieki”, ale to nie ważne. –
Rozejrzał się po pokoju wspólnym i upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje,
zniżył głos do szeptu. – Przez przypadek usłyszałem rozmowę grupki Ślizgonów...
Pokrótce streścił to, co udało mu się wyłapać z podsłuchanej dyskusji.
W miarę rozwoju opowieści, oczy Cassie robiły się coraz większe, a jej brwi
prawie opuściły czoło. Na koniec zakryła usta dłońmi, wciągając głośno
powietrze.
– Dlatego właśnie nic ci nie chciałem mówić...
– Myślałam, że czasy rasizmu względem czystości krwi już się skończyły!
– Dziewczyna przeraziła się nie na żarty, przyciskając dłoń do piersi, jakby
jej serce miało w każdej chwili wyskoczyć.
– Cóż, najwyraźniej każde pokolenie ma swojego antagonistę.
– Daj spokój Mike, nie ma szans, by paru uczniaków rozpoczęło bunt na
miarę zbrodni Voldemorta!
That's an easy thing to say
– Nie chcę być pesymistą, ale taki Voldemort zaczynał jak każdy z nas,
nauką w Hogwarcie.
– Ale co z tym wspólnego ma nasza Renee?
– Wspomnieli, że to całe polowanie na szlamy zaczną od... – Mike
odchrząknął, jakby kolejne słowa z trudem miały przejść mu przez gardło –
...tej blond szmaty z Gryffindoru, która myśli, że jest taka wspaniała w
Quidditcha i czy potrafi ujeżdżać coś innego niż miotłę.
Cassie momentalnie zbladła. Przez moment otwierała usta, jakby chciała
coś powiedzieć, ale żadne sensowne zdanie nie przychodziło jej do głowy.
– Musimy iść do McGonagall – stwierdził Mike, zrywając się z krzesła. –
Natychmiast.
– I co jej powiemy? „Przepraszam pani dyrektor, ale nasza Renee zaginęła,
a jacyś idioci planują przejąć władzę nad światem”?
– A co jeśli coś złego jej się teraz dzieje...? Nadal jej nie ma, a
nawet jeśli po treningu poszła do kuchni, to już dawno powinna tu być.
Przed dłuższą chwilę patrzyli na siebie, po czym Cassie podniosła się z
ociąganiem.
– Mam nadzieję, że spotkamy Renee po drodze, inaczej cię zamorduję.
But if your hopes should pass away
Ale Renee nigdzie nie było. O tak późnej porze zamek był już
praktycznie pusty i dotarcie pod gryfa, za którym znajdowało się wejście do
gabinetu dyrektor, nie sprawiło najmniejszego problemu. Jednak samo uzyskanie
przejścia okazało się kłopotliwe.
– Znasz hasło? – zapytała Cassie, a Mike pokręcił głową.
– To Renee jest dobra w łamaniu przepisów i wkradaniu się wszędzie bez
pozwolenia...
Już mieli zawrócić, kiedy gryf strzegący przejścia jakby odgadł ich
obawy i odskoczył na bok, ukazując im spiralne schody. Wymienili jeszcze
spojrzenia, po czym prędko wbiegli na górę. Może i było to bardzo niegrzeczne,
ale bez pukania wparowali do gabinetu. Dopiero po paru chwilach zorientowali
się, że pomimo późnej godziny profesor McGonagall nadal pracowała i nie była
sama.
– Czemu zawdzięczam tę jakże późną wizytę, panie Terry, panno Vidar? –
Dyrektor spojrzała na nich znad swoich okularów, jak to miała w zwyczaju.
– Mamy mały problem, pani profesor. – Mike splótł palce, jakby miał w
planach pomodlić się do pani dyrektor.
Co innego można było powiedzieć o Cassie, która rozmarzony wzrok
wlepiła w gościa Hogwartu i nawet nie zareagowała, kiedy Mike szturchnął ja w
żebra.
– Cassie! – syknął chłopak, ale szybko zorientował się, że w swojej
przyjaciółce nie znajdzie pomocy, więc tylko przewrócił oczami i na powrót
zwrócił się do dyrektor. – Renee zaginęła.
– Słucham?
– No... bo ona nie wróciła do pokoju wspólnego po treningu i się
zaczęliśmy martwić...
– Panie Terry, Renee Christenen notorycznie łamie szkolne zasady i
chyba nie było dnia, w którym nie włóczyłaby się gdzieś po zamku w godzinach
nocnych.
– Ale...!
– Wasza dwójka jak widzę też wybrała się na nocną eskapadę, więc
sugeruję, byście wrócili prosto do pokoju wspólnego, gdzie jak sądzę, czeka na
was wasza przyjaciółka.
Michael Terry, pewnie jak każdy inny uczeń Hogwartu, czuł ogromny
szacunek do profesor McGonagall i bardzo nie chciał się jej sprzeciwiać, jednak
jego złe przeczucia nie dawały mu spokoju, więc przeniósł błagalne spojrzenie
na Cassie, ale dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby zapomniała o powodzie ich
wizyty w gabinecie pani dyrektor.
– Harry Potter... – zwróciła się do mężczyzny, stojącego obok biurka
profesor McGonagall. – Chłopiec, który przeżył...
Simply pretend
Harry Potter uśmiechnął się ciepło i poprawił okulary, jakby był lekko
zmieszany reakcją dziewczyny na swoją osobę. Jednak już dawno przyzwyczaił się
do tego, iż jego obecność nigdy ludziom nie umyka.
– Tak, to ja. – Usilnie powstrzymywał się, by nie parsknąć śmiechem na
widok rozanielonego oblicza dziewczyny. – A ty jesteś Cassie...
– Och, tak naprawdę mam na imię Cassiopeia! – Cassie wystrzeliła do
przodu, wyciągając przed siebie dłoń, którą złapała rękę pana Pottera i zaczęła
nią energicznie potrząsać.
– Wystarczy, panno Vidar – upomniała ją profesor McGonagall, a Mike
pociągnął za rękaw z powrotem pod drzwi.
– Więc... dlaczego twierdzicie, że wasza koleżanka zaginęła? – zapytał
Harry, patrząc zmrużonymi oczami na uczniów.
Jeszcze przez moment Mike się wahał, ale w końcu opowiedział wszystko
na temat podsłuchanej rozmowy w bibliotece. Nikt nie przerwał mu opowieści,
zarówno profesor McGonagall, jak i pan Potter słuchali uważnie, a kiedy
skończył w gabinecie zaległa głucha cisza, przerywana tylko tykaniem zegara.
– Uważam, że powinniście poszukać panny Christensen.
That you can build them again
Wszyscy zgromadzeni w gabinecie spojrzeli na ścianę za biurkiem pani
dyrektor. Spokojny ton głosu dochodził z jednego z portretów byłych dyrektorów.
Jedynym profesorem, który nie spał w swoich ramach był Albus Dumbledore,
spoglądający znad swoich okularów – połówek na zgromadzonych w gabinecie.
Pierwszy poruszył się Harry Potter. Siegnął za pazuchę czarnej szaty, w
którą był ubrany i wyciągnął z kieszeni dość spory kawałek pergaminu. Rozłożył
go na biurku i stuknąwszy w niego różdżką, wymamrotał cicho parę słów. Mike i
Cassie zbliżyli się nieśmiało do biurka, zaciekawieni działaniem pana Pottera.
– To mapa Hogwartu – wyjaśnił Harry, zanim dzieciaki zdążyły o
cokolwiek zapytać. – Pokazuje wszystkie osoby, które znajdują się na terenie
zamku.
– Każdego?
– Każdego. Co robi, gdzie jest, o dokładnej porze, wszędzie. Mówiłeś,
że wasza koleżanka ostatni raz była widziana na treningu?
– Tak jest.
Przez chwilę pan Potter studiował mapę, po czym stuknął palcem w jedno
miejsce, gdzie znajdowała się malutka kropka, oznaczona napisem „Renee
Christensen”.
– A oto nasza zguba.
– Ale co ona robi we Wrzeszczącej Chacie?
Teraźniejszość.
Początek listopada.
Nad jeziorem było cicho.
Delikatny wiatr poruszał lekko wodą, tworząc na jej powierzchni małe kółka. A
kiedy podniosło się głowę, z oddali widać było Bijącą Wierzbę. Co najbardziej
dziwiło Renee był fakt, iż nie przerażało ją ponowne spotkanie z dawnymi
oprawcami, czy bolesne wspomnienia. Tym, co wzbudzało w niej największy strach,
była właśnie Bijąca Wierzba. Najbardziej bała się wtedy, gdy ciągnęli ją przez
błonia. Nie wiedziała, że wejście do Wrzeszczącej Chaty znajdowało się w
konarze tego morderczego drzewa. Ale stamtąd nie było słychać jej krzyków...
– Pani profesor?
Hear the Salvation
Army band
Podskoczyła, słysząc za sobą
znajomy głos. Gdy się odwróciła, para niezwykle zielonych oczu wpatrywała się w
nią z zaciekawieniem. Tak, Albus był bardzo podobny do swojego ojca.
– Ach, to ty, Potter – starała się zabrzmieć
pewnie, ale serce wciąż łomotało jej w piersi.
– Czy wszystko w porządku? –
zapytał chłopak podchodząc bliżej brzegu. – Strasznie pani blada.
Down by the riverside's
– To nic takiego. – Machnęła
ręką, śmiejąc się przy tym, miała nadzieję, beztrosko. – Coś się stało?
Albus rzucił nauczycielce
podejrzliwe spojrzenie, ale po chwili sięgnął za pazuchę szaty skąd wyciągnął
dość pokaźny flakon z eliksirem o dziwnej barwie w środku.
– Mam to, o co pani profesor
prosiła.
– Och, dziękuję – Oczy Renee
rozpromieniły się na widok flakonu, jednak była zaskoczona, że Albus sam
doręczył jej nielegalnie zdobyty wywar.
– Scarlet kategorycznie odmówiła
przyjęcia pomocy od Jamiego, – rzekł z przekąsem Al, zanim Christensen zdążyła
o cokolwiek zapytać – więc sami poszliśmy po ten eliksir.
Jednak na wspomnienie zachowania
reprezentantki Hogwartu, profesor Obrony Przed Czarną Magią zachichotała, jakby
jej uczeń streszczał wątek z ich ulubionego sitcomu. Chociaż bardziej
zachowanie starszego z Potterów i jego młodszej koleżanki przypominało przygody
bohaterów telenoweli dla nastolatków.
– A, no i Jamie przesyła
pozdrowienia.
– Klasa twojego brata to
koszmar! – stwierdziła Renee i zaczęła opowiadać, jakby rozmawiała nie z
Albusem, a z jego ojcem, którego dobrze znała. – Słyszałeś może historię mojej
pierwszej lekcji z nimi? Gdy tylko weszłam i się przedstawiłam, rozległy się
chichoty, potem zaczęli rzucać papierkami i samolocikami, w ogóle mnie nie
słuchali, po czym zaczęli przedrzeźniać i rozwalili zajęcia do tego stopnia, że
wybiegłam z sali i profesor McGonagall musiała mnie zastąpić.
Bound to be a better ride
– A to mnie akurat nie dziwi, że
mój brat i jego koledzy zachowują się... jak to pani dyrektor zwykła mówić...?
– Jak banda rozwydrzonych do
reszty małpiszonów – wyrecytowała Renee. – Za moich czasów w Hogwarcie też
często słyszałam to określenie.
Zapadła cisza, przerywana tylko
szumem liści, dochodzącym z Zakazanego Lasu. Albus podrapał się z tyłu głowy.
Był zaskoczony tym, że profesor, której nie darzył jakąkolwiek sympatią, będzie
mu się kiedykolwiek zwierzać z problemów. Nie lubił jej z prostego powodu. Pracowała
z jego ojcem, który zamiast wracać do domu, jak normalny ojciec, wolał
przesiadywać w biurze i ratować świat, jakby nadal miał siedemnaście lat i od
jego działań zależał los świata czarodziejów. Al obwiniał cały Departament
Przestrzegania Prawa o to, że nie miał dobrego kontaktu z ojcem.
Natomiast Renee Christensen
widziała w Harrym Potterze wzór do naśladowania. Jedyne, co ciekawiło Albusa,
to dlaczego pani profesor tak bardzo była przywiązana do jego ojca po za tym,
iż nazywała go „mistrzem” i według Jamesa, ojciec kiedyś uratował jej życie.
Nagle, zasadzona po drugiej
stronie Bijąca Wierzba zatrząsnęła gałęziami i w momencie pozbyła się wszyskich
liści, a Albusa nawiedziła myśl, która od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju.
– Czy mogę pani profesor zadać
pytanie?
– Oczywiście, jeśli tylko będę
potrafiła na nie odpowiedzieć. – Renee spojrzała na chłopca z zaciekawieniem,
jednocześnie zaczynając się lekko obawiać, co młodemu Potterowi mogło chodzić
po głowie.
– Dlaczego boi się pani tego
drzewa?
Than what you've
got planned
Chrsistensen uniosła brwi,
zaskoczona pytaniem. Nie miała pojęcia, skąd Albus wiedział o jej największych
strachach, gdyż po lekcji z boginami z czwartą klasą sama podtrzymywała plotkę,
że najbardziej boi się meduz, jak określili uczniowie jej bogina. Najwyraźniej
Al był bardziej spostrzegawczy i rozpoznał żyjące własnym życiem drzewo.
– Długa historia. – Kobieta
uśmiechnęła się półgębkiem. – Ojciec nigdy ci nie opowiadał?
– Mój ojciec nie za bardzo
kwapił się kiedykolwiek, by opowiadać o swojej pracy...
– Wiesz, uczniowie pierwszych
klas mogą zabrać do Hogwartu zwierzaka. – Nagle Renee zmieniła temat w nadziei,
że odciągnie chłopaka od swojej osoby. – Może to być kot, sowa, bądź ropucha.
Co ty dostałeś przed swoją pierwszą podróżą do szkoły?
– Fretkę, zawsze lubiłem te
zwierzęta.
– Pod koniec wakacji twój ojciec
przyszedł do biura wyraźnie strapiony. Zastanawiał się, jaki sprawić ci prezent
z okazji twojego wyjazdu do Hogwartu. Wiedział, że bardzo chciałbyś mieć właśnie
fretkę, ale szkolne zasady jasno określają tylko trzy gatunki. Powiedziałam mu
wtedy „Jeśli chce mieć fretkę, to mu ja
kupimy! Jest synem Harry’ego Pottera, mogłby nawet i żyrafę do Hogwartu
przywieźć!”
Świadomość wracała do niej bardzo powoli. Jeszcze przez moment miała
ochotę wrócić do błogiej ciemności, ale trzask otwieranych powiek i huk
wpadających do jej oczu promieni słońca sprowadził ją na ziemię. Dłuższą chwilę
zajęło jej zlokalizowanie miejsca, w którym się znajdowała, ale gdy tylko jej wzrok przyzwyczaił się do światła, rozpoznała w otoczeniu skrzydło szpitalne. W
jej głowie nadal łomotały wrzaski rytmicznego „Naprzód Gryffindor” i ścisnęła pięść,
by upewnić się, że nie trzyma w niej znicza.
Seasons change
with the scenery
Wciągnęła nosem powietrze i natychmiast poczuła mdłości. Spięła mięśnie
brzucha, by tylko nie zwymiotować na podłogę, a fala bólu przeszyła jej ciało. Przecież nie spadła z miotły. Zwyciężyli, zdobywając puchar Quidditcha. Dlaczego
wszystkie części ciała bolały ją, jakby stoczyła pojedynek na gołe pięści z
Bijącą Wierzbą…?
– O, obudziłaś się.
Spojrzała w stronę, z której dobiegł ją znajomy głos. Mike siedział
przy jej łóżku z wyraźnie zmartwioną miną.
– Mike... ja chyba umieram – wychrypiała, po czym skrzywiła się, czując
ukłucia bólu w gardle, jakby to ona wydzierała się poprzedniego dnia,
dopingując drużynę.
– Nie umierasz, tylko masz kaca.
– Co...?
Weaving time in a tapestry
Dopiero gdy spojrzała na przyjaciela, wspomnienia z poprzedniej nocy
zaczęły do niej wracać. Im więcej sobie przypominała, tym bardziej czuła się
zażenowana. A kiedy znowu zaczęło ją mdlić, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
– Proszę, powiedz, że to się nie wydarzyło.
– Cóż, dostałaś szlaban tylko do końca tego semestru...
– Aż dziwne, że mnie nie wylali. – Renee zakryła twarz dłońmi czując,
jak coraz bardziej się czerwieni.
Wiele by dała, by cofnąć czas i nigdy nie wpaść na pomysł przemycenia
skrzynki Ognistej Whisky, by świętować zdobycie Mistrzostwa. Choć jeszcze
wczoraj ta akcja zdawała się być najlepszą rzeczą, jaką mogli zrobić.
– Profesor McGonagall była w takim szoku, że zdołała wydukać tylko „szlaban”.
– Mike, obrzygałam
panią dyrektor. Nawalona w trzy dupy. Nie zostawili mi tu gdzieś biletu
powrotnego do świata mugoli?
– Myślę, że twój perfekcyjny zwód Wrońskiego i rozgromienie Krukonów w
finale zaważyło na twoim pozostaniu w szkole.
– Czy mogę już na zawsze zostać w skrzydle szpitalnym? A może da się
umrzeć na kaca?
– Jesteś głupia, Renee – zaśmiał się Mike, szturchając załamaną
przyjaciółkę w ramię. – Zobaczysz, za kilka dni wszyscy o tym zapomną. I
prawdopodobnie stałaś się legendą. Jeszcze nikomu nie udało się przemycić do
Hogwartu tak dużej ilości alkoholu.
Won't you stop and remember me
Lubię poznawać dalsze dzieje z uniwersum HP :D Bardzo ciekawie kreślisz losy Renee. Chce się poznać jej wcześniejsze losy, chce się wiedzieć więcej o jej relacji z Harrym. Także, oby wieceh tekstów takich jak ten :D A temat bardzo fajnie użyty, musiała być grubą impreza po zwycięstwie w quidditcha ^^
OdpowiedzUsuńWięc tu chodzi o czystość krwi? znowu to samo, ale sądziłam, że Renee była czystej krwi, choć szczerze za bardzo w to nie zagłębiałam. Ale ona była od Christenenów , wiec nie była czystej kwri?…. zaintrygowało mnie to.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem gdy czytam twoje teksty, szczególnie te z Hogwartu, go czuję się jakbym była w murach tej szkoły, płynne opisy, wartka akcja i zagadka na każdym kroku...to lubie:)
Tak sądziłam, że nikt się nie przejmie zniknięciem dziewczyny, szczególnie dyrekcja…
Cassiopeia - jak ładnie:)
Widać kto rządzi w Hogwarcie, Harry!
O tak tak, już zapomniałam o tym eliksirze.
Bardzo fajnie wstawiłaś retrospekcję, terażniejszośc i znowu retrospekcję, bardzo ciekawy zabieg.
Tekst jak zawsze znakomity. Czekam na kontynuację.
yo. jestem. wczesniej juz czytalam, ale czas mi spierdala. niewazne, nie bede sie tlumaczyc, tylko biore sie do roboty.
OdpowiedzUsuńnieważne - piszemy razem jak kazde nie z przymiotnikami
– Cóż, najwyraźniej każde pokolenie ma swojego antagonistę. <-- dobre
uzyskanie przejścia <-- uzuskanie dostepu moze bardziej
Mike splótł palce, jakby miał w planach pomodlić się do pani dyrektor. ;DDD
hm, zwracanie sie do doroslego harry'ego 'chłopiec'... ja wiem do czego pijesz, ale te dzieciaki raczej ominęło boom na 'chłopca', wiec postawiłabym raczej na Wybrańca.Ta łatka jest bardziej uniwersalna. W koncu obstawiam slawa harryego ewoulowala i nie jest on tylko kims kto przeztl avade ostatecznie, ale tym ktory zdominowal zlo, ktore samo go naznaczylo. Wybrało.
Harry Potter uśmiechnął się ciepło i poprawił okulary, jakby był lekko zmieszany reakcją dziewczyny na swoją osobę. Jednak już dawno przyzwyczaił się do tego, iż jego obecność nigdy ludziom nie umyka. <-- ładnie, zgrabnie to opisalas, bardzo naturalnie
Cassie - cassiopeia? ładnie. nie wpadłabym.
Co on to mape zawsze przy sb nosi? xd
Czemu ojciec albusa mialby u opowiadac o swojej pracownicy? moglby, ale to jest pakiet roszerzony, podstawowa wersja to 'ojciec nie opowiadal ci nigdy bajek na dobranoc?"
fretka, żyrafa, nixle to wyszlo. az mam wrazenie ze znam skad te wersy/pomysl. bardzo trafnie
na zakonczenie tylko taka mala uwaga, znow, uwazaj. masz tu wiecej postaci do obdzielenia roznymi 'artefaktami', a chyba troche znowu przyladowalas w jedna. kilka razy w tekscie sie przemyka jaka ta Renee to zadziora i ok, bo tak jest, ale jakby podkreslanie tego non stop... nie musisz tego robic. przyklad pod gabinetem, ze to ona jest dobra w łamaniu zasad, haslach i wlasciwie to mozna by zrobic wyliczanke a po co, skoro mozna bylo napisac 'to ona jest dobra w tego typu rzeczach' czy cos i jest... mniej napuszenie, o. czaisz? bo na takiego kozaka wychodzi, nawet dyrektor macha reka bo wiadomo, ze ona tak sie szlaja po nocy (co z zasada ze po zmroku sie nie wolno walesac?) do tego przemytniczka i imprezowiczka i oczywiscie to ona dostepila zaszczytu opawienia dyrektor ;D just be carefull.
a pzt tym co zawsze to widac, ze naprawde dobrze sie czujesz w tym uniwersum. oprocz tego aspektu przeładowywaniu postaci (wyobraz sb ze masz ekwipunek a wnim miejsce na 3 przedmioty. a raczej przymioty w tym wypadku) to bardzo mi sie podoba jak prowadzisz. opisy, cala reszta postaci, jest naturanie i swobdonie, plyniesz przez to. szczerze? jestem pod wrazeniem.