Znowu w coś wdepłam. Chociaż w sumie na razie pożyczyłam tylko jedną postać. Świat się zbudował. Sam.
Dziękuję Kai za podpowiedź w związku z Sercem.
Dziękuję Kai za podpowiedź w związku z Sercem.
______________
Zmierzch zapadał niespiesznie. Przydymiona tekstura nocy zajmowała niebo w jednostronnym pojedynku, nakładając na nie subtelną winietę, która jednak z minuty na minutę gęstniała. Wierzchołkami drzew kołysał wieczorny wiatr. Delikatnie. Szum wzmagał się przy bardziej stanowczych podmuchach, strącając najmniej odporne liście. Pierwsze barwy jesieni migotały w blasku ostatnich promieni zachodzącego słońca. Ciepłe kolory tańczyły między sosnami, nadając lasowi domowej aury. Było całkiem przytulnie. Mech wyścielał podłoże dywanem wystarczająco miękkim, by nie drażnił nawet bosych stóp. Dlatego przechadzała się po nim bez skargi, omijając drobne gałązki. Znała te ścieżki. Muskała palcami korę drzew, biegnąc między nimi wraz z wiatrem. Wiatr się nasilał. Jej puls przyspieszał. Słońce zachodziło.
Robiło się coraz chłodniej. Oranżowy poblask zachodu rozpływał się w chłodnych szarościach. Wieczór tężał. Znad ziemi unosiły się mgły. Pełzły ostrożnie, zastawiając sidła widoczności. Coś skrywały. Intruza.
Deep in the forest under the fog
Armies surround us waiting for dark
Armies surround us waiting for dark
Była ciekawa, kto odwiedza Serce lasu po zmroku. Kto się nie boi i jest tak zuchwały. Zamierzała napędzić mu stracha. To był ich las, ich świątynia. Strzegła jej zazdrośnie. Nie chcieli tu gości. Obcych. Nie lubili hałasu, towarzystwa i niespodzianek. Dlatego biegła. Stalowa maska, za którą się skrywała, lśniła zimnym blaskiem. Ostrzegała. To był jej teren, Eskorty. Nikt nie miał prawa tu przychodzić i zakłócać spokoju Serca.
Wearing their iron masks like shield
I know they’re coming I know they’re here
I know they’re coming I know they’re here
Zatrzymała się, gdy dostrzegła jakieś migotanie znad unoszącej się mgły. Nie była zdyszana, jakby ten bieg nic ją nie kosztował. Jakby przybyła na ramionach wiatru. Długą chwilę trwała w bezruchu, wpatrując się kształt, który zaburzał rytm kładących się w lesie cieni. Na razie zbyt mały, by móc go prawidłowo ocenić.
Z lekkością wspięła się na sprężystą sosnę o wygiętym pniu, przycupnęła wśród igieł i wyglądała nadciągających kłopotów. Była pewna, że nadciągną. Ich posłaniec nie był nawet w połowie tak ostrożny jak ona. Nie nadawałby się na łowcę. Pogłos chrzęszczącej pod jego butami natury przyprawiał o gęsią skórkę. Kiedy potknął się o wystający konar i zaklął na głos, tylko westchnęła, kręcąc z rezygnacją głową. Musi jak najszybciej się go pozbyć, bo jeszcze obudzi Serce. A wtedy wydarzą się Rzeczy.
Czekała. Sierp księżyca lśnił mocno odbitym światłem. Bliźniaczy rogal formował się na dole, między drzewami. Przetarła oczy, ale to co wyglądało na odbicie księżyca nie znikało, lecz rosło, przeszywając przestrzeń i w prostej linii mknąc w jej stronę równolegle do ziemi. Złotawa salwa minęła drzewo, na którym się skryła, odpędzając mgłę i podążając dalej prostym szlakiem.
Oh that light,
oh is bright!
To Mu się nie spodoba.
Niewiele więcej myśląc, zeskoczyła na ziemię, mech ugiął się pod jej ciężarem i pomknęła za światłem, dobywając saksów. Dwa wąskie ostrza, rozszerzające się niesymetrycznie ku sztychom, cięły powietrze w pogoni za ofiarą, od której bił ciepły, magiczny blask.
— HEJ! Hej, co robisz?! — usłyszała za sobą i syknęła, zatrzymując się.
Jak będzie robił taki raban, to na pewno Go obudzi.
Pozwoliła umknąć jaśniejącemu ładunkowi energii i zmierzyć się z tym, który go wypuścił. Uniosła saksy. Rękojeści pociły się w jej dłoniach.
— Spokojnie! — zabrzmiał głos wciąż z dość daleka. Skrzywiła się i puściła biegiem w jego stronę. Jak najszybciej musiała go uciszyć.
Wzbiła się do skoku tuż przed nim, celując w krtań. Ale opadła na pustkę. Rozglądała się skonfundowana. Niemożliwe, żeby tego uniknął. A jednak ciekawski głos zabrzmiał teraz za jej plecami.
— Jesteś Czujką prawda? — pytał z podnieceniem. — Czytałem o was. Podobno strzeżecie…
— Eskortą — poprawiła go, oburzona, wchodząc mu w słowo. Znów zaatakowała, a on znów tego uniknął.
Teleportacja, zrozumiała.
— Posłuchaj, nie przyszedłem tu… ło-ha! Przecież mówię, że nie chcę się bić!
— Ucisz się, ty chodząca katastrofo! — Zarzuciła ostrzem w stronę gardła chłopaka o słomianych włosach, ale choć tym razem się nie teleportował, znów nie trafiła.
— Możemy porozmawiać jak cywilizowani ludzie?! — Unik, unik, blok. Ostrze saksa zderzyło się z niematerialną barierą, ale to jej nie powstrzymywało od zaciekłych ataków. — Widzę, że nie…
Poczuła, że staje się dziwnie ociężała, ospała, że się zapada i marznie.
Mag. Jest magiem, zrozumiała, upadając na kolana. Dobrze, że mech jest taki miękki.
— Do rana — zdążyła powiedzieć, nim ogarnęła ją senność. — Zaczekaj do rana, zanim otworzysz Serce.
Sleep for today but tomorrow we fight
Obudził ją jednostajny dźwięk, niemiły i wibrujący. Zupełnie jakby kropelki wody raz za razem rozbijały się o blachę. Kiedy uchyliła powieki, ujrzała czyjeś dłonie. To z nich skapywała woda, rozbryzgując się na jej masce.
Natychmiast usiadła, odtrącając wiszące nad nią ręce.
— Spokojnie! — usłyszała nieco rozbawiony głos. — Próbowałem ci to ściągnąć — zerknęła w górę; stojący nad nią chłopak postukiwał się w policzek, mając zapewne na myśli jej maskę — byłby lepszy efekt, ale…
Zerwała się na nogi, zaciskając w pięści trzęsące się dłonie. Jej serce gwałtownie przyspieszyło.
— Oszalałeś?! — wykrzyknęła. Zabrzmiało to głucho, jakby ktoś krzyczał we wnętrze metalowej zbroi. — Wiesz, co mogło się stać?!
Jasnoniebieskie oczy chłopaka wypełniły się przerażeniem.
— Przepraszam! Nie wiedziałem… — Z zakłopotaniem drapał się po głowie, kołtuniąc złociste kosmyki włosów. — Chciałem tylko… Przepraszam.
Dziewczyna oddychała szybko, jej palce błądziły po zimnej stali maski, jakby szukała w niej szczelin, ale nie znajdując żadnych uchybień, powoli się uspokajała.
— Nigdy więcej tego nie rób — rzuciła cierpkim głosem i odwróciła się, znikając wśród drzew.
— Zaczekaj! — Chłopak nie dał jej odejść, rzucił się za nią, prędko zrównując krok. — Kazałaś mi poczekać do rana. Dlaczego?
Eskorta zatrzymała się raptownie, przez co chłopak zrobił z rozpędu jeszcze kilka kroków, zanim również przystanął.
— Naprawdę zamierzasz to zrobić? — zaszeptała z trwogą. — Wejść do Serca lasu?
Chłopak znów uniósł rękę, wplątując palce we włosy i tworząc na głowie coraz większy bałagan.
— No… Taki jest plan.
— Plan? Masz jakiś plan?
— No… — Ściągnął usta, błądząc wzrokiem gdzieś wysoko. Było jasne, że nie żaden plan nie istnieje. — Wiesz, ja naprawdę jestem świetny w improwizacji! — przyznał w końcu, uśmiechając się urzekająco, jakby jego wizerunek – a niczego mu nie brakowało – miał oczarowywać i powodować, że ludzie przymkną oko na jego lekkomyślność.
— Głupi pomysł — skwitowała Eskorta, nie dając się podejść i ruszyła naprzód, mijając chłopaka.
— Ale… Jak to. Myślałem, że mi pomożesz! — Złapał ją za ramię, zatrzymując. — Nie chcesz się wyrwać z tego miejsca? — pytał, odwracając ją do siebie. W szczelinach żelaznej maski mógł teraz dostrzec groźny błysk zielonkawych oczu.
Cold in the violence
After the war
— To nie jest takie proste, jak ci się wydaje — syknęła, wyrywając się i tym razem zniknęła mu z oczu, lawirując między strzelistymi sosnami w lekkim, prędkim biegu. Chłopak próbował dotrzymać jej kroku, ale niedługo zatrzymał się zasapany, pochylił w przód, dysząc, oparł dłonie o kolana.
— Szlag — przeklął, unosząc podbródek i rozglądając się, ale prócz pojedynczych promieni porannego słońca nic nie przemykało wśród drzew. A jednak skądś dobiegł go głos Eskorty:
„Moc Serca rośnie po zmroku. Przyjdź, zanim zapadnie.”
Łatwo powiedzieć „przyjdź”, chłopak raz po raz prychał pod nosem, wędrując przez las. Tak jakby nie mogła mnie zaprowadzić. Co z niej za Eskorta!
Nie twoja – podpowiedział inny głos w jego głowie. I miał rację. Eskorty służyły swojemu panu, mniej lub bardziej chętnie, ale ich zadanie nie polegało na sprowadzaniu przed jego oblicze każdego zbłąkanego w pobliżu Serca wędrowca, lecz eskortowanie swojego zwierzchnika w miejsce, które obrał sobie za dom i gdzie zdecydował się wyhodować Anomalię. W zasadzie powinien się cieszyć, że nie został wyeliminowany jako potencjalne zagrożenie. Chociaż można powiedzieć, że taka próba miała miejsce. Nie była jednak specjalnie zaciekła, co pozwalało mu mieć nadzieję, że chociaż jedna z Eskort będzie walczyć po jego stronie, gdy dojdzie co do czego.
Hope is a fire to keep us warm
Zanim jednak nastąpi jakakolwiek walka, musiał znaleźć drogę do Serca lasu. Przeszukiwał już góry, niziny, nawet jedną pustynię, ale do tej pory nigdzie nie trafił na żaden konkretny ślad, chociaż Beduini opowiadali o Sercu pustyni i przygodach, jakie tam przeżyli, podobnie jak rolnicy chełpili się, że zwiedzili Serce nizin i wyszli z tego cało. Dopiero w lesie na południe od Piltover napotkał niezaprzeczalny dowód na istnienie Serca.
Jego rozmyślania przerwał korzeń niepokornej sosny, o który się potknął. Wylądował twarzą w mchu. Kiedy podniósł głowę, plując piaskiem i drobinkami zieleni, zamarł. Listek, który przylgnął do jego wargi, zadrżał pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru. Z tej perspektywy widział to wyraźnie. Wędrował po zamszonych, kamiennych blokach, które staraninie kamuflowała ściółka. Teraz, kiedy zetknął się z nimi nos w kamień, mógł rozpoznać starożytny magiczny kruszec, którym wybrukowana była ścieżka w środku lasu. Prędko pozbierał się z ziemi, otarł usta i – tym razem uważnie patrząc pod nogi – wędrował dalej wzdłuż traktu.
Las gęstniał. Korony drzew przepuszczały coraz mniej słonecznego światła. Igły zdawały się potężniejsze, nabrzmiałe, jakby chłonęły trzaskające w powietrzu napięcie. Tutaj wszystko tonęło w półmroku bez względu na porę dnia. Pnie tworzyły zwarte szeregi i wkrótce chłopak musiał niemal przeciskać się między nimi, żeby przejść dalej, a kiedy już prawie się poddał, jego dłoń natrafiła na coś innego, niż lepka od żywicy kora.
Kamień. Oparł się o zmurszały, emanującym tym samym, dziwnym, niebieskim poblaskiem kamienny łuk.
Z ożywieniem rozpoczął taniec wokół niego, badając znalezisko. Nie bez powodu lubił myśleć o sobie jak o odkrywcy z powołania. Łuk z jednej strony był zamurowany. Gdy udało mu się go obejść, odkrył zebraną między starożytnymi kolumnami ciemność. Zdawała się wibrować i istotnie tak było. Gdy wsunął w nią dłoń w stalowej rękawicy, która kumulowała jego moc, klejnot umieszczony w jej wnętrzu rozjarzył się błękitnym światłem. Na ustach młodego poszukiwacza przygód pojawił się triumfujący uśmieszek. Wiedział, że znalazł Serce lasu. Pewien siebie zrobił stanowczy krok naprzód. W ciemność. Następnie zaczął krzyczeć.
Spadał. Lot na szczęście nie trwał długo, a lądowanie było dość miękkie. Gęste paprocie zamortyzowały upadek. Z głuchym jękiem gramolił się z zarośli, na dodatek jego rękawica, którą przygrzmocił w ziemię, w tym momencie postanowiła wystrzelić wiązkę światła, która odbijała się od ścian korytarza, krusząc je i mknąc przed siebie, aż zgasła, nie napotkawszy żadnego przeciwnika.
— Yyy… To był strzał ostrzegawczy! — zawołał chłopak, przystawiając dłonie do ust, by wzmocnić swój głos. Nie było mowy, żeby licho drzemiące w Sercu nie spostrzegło jeszcze jego obecności, więc na pewno drobne usprawiedliwienie nie mogło mu bardziej zaszkodzić. Z wyrzutem zerknął w górę, gdzie majaczyło wejście.
— Po prostu mnie zaskoczyłeś! — obwieścił, celując palcem w łuk. Łuk nie odpowiedział na jego zaczepkę, więc chłopak odwrócił się napięcie i ruszył w głąb tunelu.
Korzenie wysadzały kamienne płyty, którymi wyłożony był podziemny korytarz. Zwisały z góry, pełzły po ścianach, plącząc się i wiążąc ze sobą. Wychodziły zewsząd, jak naczynia krwionośne, czerpiące ze źródła energii. Z serca. Napotykając rozgałęzienia, wybierał tę drogę, w którą zdawały się sięgać ich zachłanne macki. Stawały się coraz grubsze, jędrniejsze. Najpotężniejsze z nich biegły teraz podłożem podziemnej komnaty, do której właśnie wszedł, tworząc na jej środku pulsujący węzeł.
— Paskudztwo — mruknął chłopak, a wtedy węzeł ujawnił swoją zawartość. Korzenie, skrzypiąc ciężko, rozsupłały się i wychynęła z nich wysoka, szczupła postać. Zdawała się poszarpana, trudno było ocenić, czy miała długie włosy, czy to raczej cieniutkie gałązki, na pewno były wśród nich liście. Jej skóra przypominała korę drzew, chropowatą i ciemną, spod której się lekko dymiło. Zapach palonego drewna podrażnił nozdrza chłopaka. Zmarszczył nos, patrząc z ciekawością w oblicze Klęski.
— Siema! — przywitał się, zamachawszy ręką w stalowej rękawicy. W odpowiedzi z cieni wyłoniły się Eskorty. Były cztery i każda stanęła przed swym panem, mierząc w niego kolejno włócznią, łukiem, trzymając w pogotowiu saksy i cierniowe lasso.
Children of anger
Eden’s forgot
Eden’s forgot
— Oho, gorące powitanie — zaśmiał się chłopak. — To co, zaczynamy, czy ktoś rzuci jaką standardową przedmowę?
Klęska zaciągnęła się powietrzem – brzmiało to jakby wiatr wpadł do komina.
— Kim… jesteś… — jej głos brzmiał jak skrzypienie od wieków nieoliwionych drzwi — i dlaczego… ośmielasz się… ekhem, ekhem! — Postać zaczęła się krztusić, jakby podrażniła gardło i wymachiwać przypominającą konar ręką. Eskorty spojrzały po sobie z – chłopak nie był tego pewien, zważając na to, że każda miała na twarzy maskę – zakłopotaniem, a potem jedna z nich wskoczyła na podwyższenie z korzeni i uderzyła kilkukrotnie w drewniane plecy.
— Kurwa… Tak… Się… Nie… Da…! — charczała Klęska. Spod kory dymiło się coraz bardziej. Gdy Eskorta to zauważyła, odskoczyła, a zaraz potem Klęska zajęła się ogniem. Młody mag w osłupieniu patrzył, jak zdziera z siebie żarzące się płaty kory niczym starą skórę i ze złością odrzuca je we wszystkie strony. Eskorty dyskretnie gasiły to, co jeszcze się tliło. Nie było to najłatwiejsze zadanie, zważywszy na to, że każda była boso.
— Ależ to niepraktyczne… — Chłopak podrapał się po głowie. — I to ty tu jesteś szefem?
— Ja… — Klęska dalej charczała, lecz kiedy sięgnęła do twarzy i zdarła z niej wiecheć tego, co przypominało gałęzie, odetchnęła głęboko, odchylając głowę i nabierając powietrze z głośnym westchnieniem ulgi. — Jasna cholera, akurat teraz ktoś wpada na pogaduszki, no!
Klęska wzięła się pod biodra i opuściła podbródek, ukazując swoją twarz. Męską twarz. Całkiem ładną.
— Tyle — mężczyzna zbliżył do siebie palec wskazujący i kciuk — mi brakowało i dotknąłbym klęską ten pieprzony las. Nie mogłeś chwilę zaczekać?!
Chłopak niepewnie pokręcił głową. Klęska uderzył się otwartą dłonią w czoło. Czupryna lśniących srebrzyście włosów przypominała opadający irokez. Wciąż znajdowały się w nich listki i gałązki. Kora również ciągle przylegała w wielu miejscach na jego ciele, ale oprócz tego odzyskał bardziej ludzki wygląd. Westchnął teatralnie, patrząc na intruza spomiędzy palców.
— Wnioskuję, że moje Eskorty i tak by cię nie powstrzymały… — mruknął, zerkając na jego rękawicę. — Skądżeżeś to wytrzasnął, hm? — Jego spojrzenie wróciło na twarz chłopaka. — Kim jesteś?
— Nazywam się Ezreal — odpowiedział beztrosko blondyn, unosząc rękawicę. Błękitny kryształ lśnił już od dłużej chwili, kumulując jego energię, a teraz jej salwa wystrzeliła prosto w twarz Klęski. —E, Z, o… Nie żyjesz. — Nim skończył literować swoje imię, Klęska oberwał salwą i zwalił się z podestu na ziemię.
Eskorty rzuciły się w stronę chłopaka z dzikim wrzaskiem. Zanim jednak go dopadły, jedna z nich zmieniła strony. Saksy zatopiły się w barkach koleżanki, posyłając ją na ziemię wraz z włócznią. Ezreal uśmiechnął się szeroko, celując na zmianę od pozostałych Eskort krótkimi seriami skumulowanej energii. Kiedy ostrza saksów wygrały z łukiem, wziął na cel ostatnią z nich. Teleportował się za jej plecy, ale ona odskoczyła. Jego nadgarstek owinęło lasso, a ładunek z rękawicy poszybował w skałę, odbił się rykoszetem i i tak ugodził w posiadaczkę lassa.
— Ha! Mówiłem, że improwizacja, to moja mocna str… — Nie dokończył. Oberwał w głowę tak mocno, że stracił przytomność.
— Co za nadęty gówniarz. Nawet nie zapytałeś, jak ja mam na imię! — krzyczał nad nim Klęska, wciąż unosząc w górę pięść, która zdawała się skamieniała. — Nazywam się Malakai! M, A, o… patrz, kto nie żyje teraz!
Uniósł kostniejącą pięść jeszcze wyżej, planując wykończyć chłopaka, ale powstrzymała go jego własna Eskorta. Dysząc ciężko, wbiła oba ostrza w plecy Klęski, chociaż spodziewała się, że nie wyrządzi mu to wiele szkody. Kiedy spojrzał przez ramię, a jego pomarańczowe oczy zalśniły, puściła rękojeści, ale było za późno, by się wycofać.
— Zdradziecka suka.
Siła odepchnięcia rzuciła nią o ścianę. Korzenie natychmiast zareagowały, posłuszne woli Klęski, oplątując kończyny i pełznąc po jej ciele jak węże.
— Nie będziesz mi dłużej potrzebna. — Klęska podszedł do niej szybkim krokiem. Długie palce wystrzeliły w kierunku twarzy dziewczyny, podważając maskę.
Eskorta poczuła ból, jakiego nie doświadczyła jeszcze nigdy w życiu. A przynajmniej o takim nie pamiętała, bo w miarę jak Klęska zdzierał stal z jej twarzy, zaczęła sobie zdawać sprawę z faktów, na które do tej pory była ślepa, zupełnie jakby nosiła nie maskę, a klapki na oczach.
Istniał jeszcze inny świat. Inny niż las, niż piach, niż klęski urodzajów, huragany, pożary, tornada. Przecież kiedyś w nim żyła. Nie tak dawno, bo wciąż jeszcze była… Była tylko dzieckiem. Miała trzynaście lat. Nie pamiętała jak trafiła w łapy Malakaia, ale pamiętała… Nie. Coraz mniej pamiętała. Zasady, które znała, przestawały obowiązywać. Maska, którą podarował jej Klęska i którą tylko on mógł zdjąć jak klątwę, bo tym w istocie była, kruszyła się. Kawałek po kawałku traciła z nim łączność, wiedza, którą ją nafaszerował topniała, miłość, którą ją zarażał, parowała. Las nie był jej domem. Kochała go, bo miała go chronić, miała być lojalna. Ale teraz widziała, że ponad tym wszystkim, ponad pustynią, morzem, doliną i lasem rozciąga się niebo. Niebo czyste, prawdziwe i błękitne jak oczy Ezreala.
„Nie chcesz się wyrwać z tego miejsca?”
Chciała. Kiedy Malakai zerwał jej maskę, poczuła się pusta, ale też wolna. I czysta jak niezapisana tablica. Wspomnienia wyciekały z niej jak woda z nieszczelnego zaworu. Umysł wypełniał błękit i tylko to zdołała ocalić. Korzenie oplątywały ją coraz sumienniej. Klęska odchodził, każąc im dokonać zawału. Wszystko się trzęsło. Nabierała coraz mniej powietrza, przyduszona kłączami. Świat szarzał. Winieta zwężała jej pole widzenia. Wreszcie zapadła ciemność.
A potem niebo powstało.
Waiting for the hour
The battle is done
The battle is done
Tak naprawdę nie było niebieskie. Było mroczne, ciemnofioletowe i było domem Wiecznego Koszmaru, który zawisł nad nią, wpatrując się w jej wnętrze bladymi oczyma bez tęczówek czy źrenic.
— Co za marna istota. — Głos Koszmaru trząsł się wraz z tunelem. Dochodził z daleka, z głębin. — I ty miałaś mi pomóc z Klęską?
— Nocturn — rozpoznała zawieszonego nad nią demona. Nie pamiętała, skąd zna jego imię, ale wiedziała, że powinna się bać. I bała się jak cholera. Im dłużej zaglądała w jego puste oczy, tym dłużej pustka zaglądała w nią, mieszając w jej głowie, powstrzymując wyciek wspomnień, przypominając o koszarach, które wyśniła i o tych, które…
„Tylko nie umieraj”.
Przeżyła.
Tylko co z tego, skoro wszystkiego, co pozostało, się bała.
— Zaufaj swojej paranoi. — Ramiona Nocturna były śliskie i zimne, ale i tak komfortowe bardziej niż korzenie. — Chce cię czegoś nauczyć.
Szkoda tylko, że Nocturn i jego paranoje nie byli dobrymi nauczycielami.
Slodki Jezu! Co to było?! Chcę tego więcej!!! Zauroczyłem się już od pierwszego akapitu <3 Na początku myślałem, że te Eskorty to coś w stylu driad, ale widzę że to bardziej złożona sprawa :D Całość jest po prostu przepiękna, fantasy pierwsza klasa <3 I ta końcówka dająca wiele do myślenia i trzymająca czytelnika w napięciu <3 No cudo! CHCĘ WIĘCEJ!!!
OdpowiedzUsuńO kurde, serio? To był całkowity spontan, więc... Pewno będzie tego więcej!
UsuńMuszę się przestać zakładać sama z sobą o wszystko, bo zaczynam ciągle wygrywać, ale nic tak naprawdę z tego nie dostaję xD Co dostanę tutaj za wygranie zakładu, że prędzej czy później napiszesz coś z tego uniwersum ?
OdpowiedzUsuńMam w głowie wgl Awaken, więc uważaj xD
Podobają mi się opisy, są takie miękkie, jakby opowiadał je głos, taki znany, kobiecy. Wszystko bez problemu widzę, może też za sprawą tego, że znam mapę. Chyba.
Najpierw myślałam, że to perspektywa jakiegoś Championa, ale nie, Czujka, Eskorta, ciekawe, tego jeszcze nie było! Podoba mi się ta perspektywa. Podoba mi się ten powiew świeżości, że jeszcze udało ci się wycisnąć coś nowego!
Bardzo naturalny opis spotkania. ładnie i sprawnie. Stalowa maska trochę przypomina mi masnę Hollowa, ale jest stalowa, wiec plus za combo. Tak jakby xDD
Uwielbiam Klęskę i Koszmara. Podoba mi się ich przedstawienie tutaj, połączenie z eskortami i to, "nie żyjesz". Mówiłam wcześniej że to odwołanie! Za o też powinnam dostać nagrodę! Stworzenie więcej Eskort jedt dobrą zagrywką, jest ich więcej, mają potencjał. Chciałabym, żebyś to wykorzystała. Opisy mi się strasznie tutaj kleją, fajnie pasują, nie s za długie, wprowadzają stopniowo w coraz mroczniejszy klimat, tak jakby zapadała paranoja, no wiadomo. Robi się coraz czarniej.
"Tak naprawdę nie było niebieskie. Było mroczne, ciemnofioletowe i było domem Wiecznego Koszmaru, który zawisł nad nią, wpatrując się w jej wnętrze bladymi oczyma bez tęczówek czy źrenic." To jest mega dobre, aż ciar dostałam takich w chuj. Takie nooo, pasuje, pasuje!! Nie wiem, czego się obawiasz, ale ja ci twierdzę nie bój się, tylko pisz dalej, choćbym miała grać każdego dnia do 4 rano xd Dobrze to na ciebie oddziałowywuje. Jeszcze muszę pomyśleć nad tym tekstem, bo nie da mi to teraz spokoju i coś pewnie jeszcze wpadnie mi do głowy. Na pewno jest to coś, co trzeba rozwinąć dalej, nie można tego tak zostawiać! :D
Z opóźnieniem, ale w końcu udało mi się przeczytać i ten test. Strasznie byłam ciekawa historii z Sercem.
OdpowiedzUsuńWstęp bardzo poetycki i tak obrazowo opisane niebo, jak i las. Ach, rozpłynęłam się:)
To za intrygujący charakter, ona , broniąca Serca, bardzo ten tekst mistyczny i owity mgłą niespodziewanego. Podoba mi się i przyznać muszę, że to co czytam dzisiaj wydaje mi się jakby nowym stylem Wilczego. Może już pisałaś w ten sposób, ale ten test jest bardzo wyróżniający się, tętni poetyckimi zwrotami, zatapiam się w nim i płynę z fabułą. Ach jakie to przyjemne. :)
Takie mam przeczucie, że obudzenie Serca może skończyć się źle, dla intruza, ale może i dla lasu. Wywołuje to u mnie niepokój.
Czy wszystkie Eskorty mają metalowe maski na twarzach, czy to cecha charakterystyczna ten bohaterki?
Serce lasu, pustyni i nizin, ciekawa jestem jak ta historia się rozwinie, bo jest to coś z czym się jeszcze nie spotkałam, autorski pomysł :)
Ha, a wiec jednak wszystkie Eskorty mają maski.
Super opisana akcja w Sercu, wszytko jest dla mnie nowe, ale zgrabnie wprowadziłaś nas w ten świat i myślę, że wszyscy się połapią o co chodzi:)
Nie wiem dlaczego, ale akcja z Eskortami gaszącymi Klęskę przypomniały mi Shivy, gdy pomagały pokonać Ifryta (zboczenie FF).
O ja, ten Ezrael ma szczęście, że przeżył taką walkę w Sercu, bo chyba ma więcej szczęścia niż rozumu.
Jakie to zdarcie maski dramatyczne i zauroczenie Eskorty chłopakiem, to się może skończyć wspólną ucieczką.
Ja wiem, że to miał być jednorazowy shot, bez kontynuacji, ale wiesz co.... no wiesz. Musisz to kontynuować, bo historia jest bardzo intrygująca. Swiat mega rozbudowany i chcę go wiecej.