Kolejny tekst z uniwersum
międzywymiarowego :) Akcja dzieje się po wybudzeniu Klary ze śpiączki wywołanej
przez atak Horiziona (Cienia). W poprzednim odcinku Leonard i Decon spili się
solidnie, łącząc się w bólu i rozterkach spowodowanych stanem przyjaciółki.
Początkowo
tytuł miał brzmieć “Syndrom dnia następnego”, ale ponieważ w ostatnim momencie
przyszło mi do głowy jak wykorzystać temat, tytuł zmieniłam na “Ambasador”
(takie to reprezentacyjne niczym król).
Następnego ranka, gdy Decon nadal
zatopiony był w krainie marzeń sennych, niczym niedźwiedź pogrążony w śnie
zimowym, Leonard próbował odkupić swoje winy. Kuchnia, którą odwiedził z samego
rana, nie przypominała pomieszczenia, które obaj z drakonem opuścili
poprzedniego wieczora. Bałagan pozostawiony przez towarzysza w boju, teraz
wyglądał dziesięć razy gorzej, a zapach unoszący się w powietrzu, zwielokrotnił
objawy uboczne kaca.
Chłopak otworzył szeroko okno w
kuchni i zwiesił głowę poza framugę, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Intensywny zapach róż herbacianych posadzonych pod oknem, zaszczypał go w nos.
Cofnął się, ale zaduch w pomieszczeniu był nie do wytrzymania. Sięgnął po duży
dzban wody i nie robiąc sobie kłopotu z szukaniem szklanki, odchylił go do
góry. Duszkiem wypił jedna trzecia cieczy, po czym postanowił zacisnąć zęby i
doprowadzić kuchnie do stanu, w jakim była, zanim przeszedł przez nią huragan
smutku i poczucia winy.
Zwykle umycie kuchni nie zajmowało
mu trzech godzin, ale ten poranek był wyjątkowo ciężki. Kołysząc się na karuzeli
kaca i wyrzutów sumienia, co chwile potykał się o własne nogi, tłukąc przy tym
solniczkę i dwa kieliszki, zabrane wcześniej ze stołu.
“Oddam skrzynie złota z końca tęczy,
za parę godzin w łóżku” – myślał, zbierając kawałki szkła z podłogi.
Gdy kuchnia zaczynała wyglądać i pachnieć jak
powinna, do pomieszczenia weszła Raumi. Spojrzała na wykończonego Leo i
uśmiechnęła się ze współczuciem.
– Już pora obiadowa, lepiej, żeby Hedore nie zastała cię
tutaj – poradziła elfica, na co chłopak kiwnął głową.
– Tak, rozumie. Lepiej się położę na chwile i zbiorę siły do
konfrontacji.
– Konfrontacja nie będzie potrzebna. Daj jej czas do
wieczora. Hedore nie do końca rozumie ludzkie zwyczaje. – Raumi także nie do
końca je rozumiała, ale zdarzyło się jej być świadkiem ludzkiego topienia
smutków w kieliszku.
Leo zabrał ostatni worek śmieci ze sobą na zewnątrz, aby
dopełnić dzieła. Zwykle chodził na tyły domu, aby zapalić, ale dzisiaj było mu
wszystko jedno. Oparł się o ścianę frontową willi i przykucnął, chowając się
jednocześnie za balustrada schodów. Wyjął papierosa, ale zanim zdążył go
zapalić, w progu pojawił się Rygor i Hedore. Chłopak patrzył na nią spomiędzy
drewnianych szczebelków, nie śmiał się odezwać. Nie chciał ujawnić swojej
obecności.
– Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego się tak zachowuje
– powiedziała ligonka – przecież wydostaliśmy ją z tego potrzasku.
– Klara uwolniła umysł z pułapki, jaką stworzy dla niej
Horizion, ale w jej żyłach nadal płynie czarna materia. Mimo że jest przytomna,
ta substancja działa na nią jak trucizna … nie zabije jej, ale jeśli tego nie
powstrzymamy, Klara może odejść od zmysłów – odpowiedział Rygor, gładząc się po
podbródku.
Leo nie był w stanie dłużej siedzieć jak mysz pod miotłą.
Podniósł się powoli i zwrócił do obojga.
– Nie chciałem podsłuchiwać, ale tak się złożyło, że
siedziałem z papierosem pod schodami ... – zaczął chłopak.
– Oczywiście, najpierw upaja Decona alkoholem, a niedługo
nauczy kogoś innego palić – przerwała mu Hedore. Była na niego wściekła i nie
zamierzała tego ukrywać. Ligonowie znani byli ze szczerości.
– Co się z nią dzieje? – zapytał Leonard prawie szeptem.
– Nie bierz tego do siebie.
Ligonowie nie mają zbyt wiele kontaktów z ludźmi – odpowiedział Rygor, na co
ligonka prychnęła z dezaprobatą.
– Chodzi mi o Klarę – poprawił go
chłopak.
– Klara nie jest teraz sobą. Za to,
co się z nią dzieje, odpowiedzialny jest jad Horiziona. – wytłumaczył Rygor,
lecz Hedore na twarzy miała wypisane zgoła odmienne zdanie. Wyglądało na to, że
jedynie obecność elfa powstrzymuje ją przed wykrzyczeniem Leo prosto w twarz,
że całe nieszczęście, które spotyka mieszkańców, jest jego winą.
– Czy mogę się z nią zobaczyć?
– Odradzam, raczej byłoby to
nieprzyjemne spotkanie. – Hedore w końcu się opanowała i odpowiedziała
najgrzeczniej, jak potrafiła.
– Czy można jej jakoś pomóc? –
zapytał chłopak.
– Musimy odnaleźć Horiziona i pobrać
próbkę jadu … prosto od cienia – odpowiedział elf – jednak nasze mapy nie są w
stanie odnaleźć nawet jego śladów.
– Próbowaliśmy dzień i noc,
bezskutecznie – wytłumaczyła Hedore, gestykulując jakby w zwolnionym tempie –
ale są inne mapy, starsze od naszych.
– Musimy się do nich dostać – Leo
próbował nie tracić hartu ducha, lecz jednocześnie miał świadomość, że nic nie
wiem o Ziemi w czwartym wymiarze. Nie sądził, że zwykła wyprawa do biblioteki
załatwi sprawę.
– To nie takie proste – kontynuowała
ligonka – mapy tego rodzaju są doskonale strzeżone, dostęp zagwarantować może
jedynie pozwolenie rady. Aby otrzymać pozwolenie, należy wysłać reprezentanta
każdego królestwa.
– Chodzi o to – starał się
wytłumaczyć elf – że nie wszyscy członkowie rady aprobują wspólnoty
mieszkaniowe przedstawicieli różnych ras, takich jak nasza. Tak, jest to
staromodny pogląd, ale niektórzy z nich mają ponad siedemset lat. Nadal
uważają, że czystość ras powinna zostać zachowana pod każdym względem.
– Osobą, która ma dostęp do map,
jest właśnie siedmiusetletni elf, Doboros. – Hedore uśmiechnęła się, patrząc na
Rygora. – To właśnie jego musimy przekonać, że Klara jest warta uratowania.
– Jak to warta uratowania! –
zbulwersował się Leo. – Dlaczego miałby nie być warta? I o co chodzi z
królestwami? Chyba żaden z was nie jest ze szlacheckiej rodziny? Prawda?
– Dla rady przedstawiciel każdej
rasy, jest czymś w rodzaju króla, czy też prezydenta. Reprezentuje swoją rasę i
odpowiada za to, co dzieje się w jego królestwie. Królestwem określają grupę,
czy osadę zamieszkałą przez członków tej samej rasy. Willa, w której mieszkamy,
jest rozumiana jako królestwo. Ja jestem
przedstawicielem elfów, ponieważ jestem najstarszy, z tych samych powodów Hedore
jest przedstawicielką ligonów i Decon drakonów. Decon jest jedynym drakonem w
okolicy, więc także będzie musiał wybrać się z nami na wizytację. I ty również
Leo.
– Chwila, ja się do tego nie nadaję
i na pewno nie będę rządzić Klarą i innymi ludzi w okolicy, jeśli jacyś w ogóle
tu mieszkają. – Leonard był coraz bardziej zdenerwowany i nie był w stanie
zrozumieć zasad tu panujących.
– Wszystkiego cię nauczymy. – Rygor
zaśmiał się, widząc powagę chłopaka. Najwyraźniej brał każde słowo dosłownie.
Dla elfa były to jedynie określenia, które mimo wszystko ciężko było
wytłumaczyć.
– Wiesz, kiedy nauczyłem się wiązać
buty? Jak miałem pięć lat! Bite pięć lat uczyłem się wiązać sznurówki, a teraz
mówisz mi, że mam się nauczyć rządzić królestwem?!
– Ale wtedy byłeś dzieckiem… –
odparła Hedore załamując ręce. – Ja tego już nie wytrzymam, ty mu wytłumacz, na
czym polegają królestwa, a ja wracam do domu.
Ligonka
opuściła zgromadzonych w ogrodzie i wchodząc do domu, zatrzasnęła za sobą
drzwi.
– PIĘĆ LAT! – wykrzyczał Leonard i
skopiował zachowanie Hedore.
Rygor został sam w ogrodzie. Zamknął
oczy i wypowiedział elficką mantrę, po czym również postanowił wrócić do willi.
Nie był to najlepszy dzień na tłumaczenie komukolwiek działania jego wielkiego
planu uratowania Klary. Najpierw musiał popracować nad zgraniem zespołu, gdyż
niestety po raz kolejny Leo stał się jego słabym ogniwem.
Biedny Leo, żeby sprzątać kuchnię w takim stanie :') współczuję mu bardzo. Ale miło z jego strony, że się za to zabrał. Widać, że zależy mu na Klarze, ale jednocześnie nie za bardzo rozumie, jak to wszystko działa. Rozbawił mnie trochę ten ostatnio dialog i zachowanie bohaterów, na miejscu Rygora też sięgnęłabym po mantrę na uspokojenie XD
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czytało się ten fragment, jestem ciekawa, co będzie dalej.
Pozdrawiam cieplutko ^^
Zacznę od tego, że bardzo spodobał mi się pomysł z królestwami i ich przedstawicielami ^^ Fajnie to wymyśliłaś i wydaję mi się, że tak to wytłumaczyłaś, że gdyby Leo się trochę postarał, to by to też zrozumiał :D Zostając przy Leonardzie - sam nie raz sprzątałem pokój po imprezie na kacu. Nic przyjemnego, zwłaszcza jak unoszą się dalej opary alkoholowe w pomieszczeniu :D I w ogóle, mam takie jakieś przeczucie, że Leo coś odwali u tego starego elfa i przez to nie odda im map. Potem Leonard się wkurzy, wygarnie elfowi co nieco i wtedy elf zobaczy jak bardzo zależy Leonardowi na Klarze i odda im mapy. Ale to się dopiero przekonam pewnie w następnym tekście ;D Także, czekam z niecierpliwością, żeby sprawdzić czy moha teoria się sprawdzi :P
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym przyszła do Leo z pomocą. Lubię przesiadywać w kuchni – tam można zdziałać smakowe cuda, a ja uwielbiam gotować, co wykorzystuję w wolne dni – a do tego lubię sprzątać, czego nie robię za często z powodu pracy, więc na przyszłość można przekazać Leo, że mogę mu pomóc ;)
Bardzo podoba mi się to, jak z tekstu wypływają uczucia chłopaka. Potrafię odwzajemnić jego ból, chęć działania i bezradność. Mnie również podoba się ten pomysł z przedstawicielami i królestwami. Mam nadzieję, że ten wątek pozwoli na jeszcze lepszą historię w tym uniwersum. :)
Pozdrawiam.
Lubię, lubie to uniwersum, po tym tekscie dochodze do wniosku, ze bylabym ligonka xd Fajnie sie w to temat wpasowal, tzn Ty fajnie go wkomponowałaś i ta koncowka, ze Leo najslabszym ogniwem, powiem Ci, nabiera to rumieńców. Ale ze zapach roz go szczypie?! A to wrazliwe ma powonienie! albo uczulenie na roze xd sugestia drobna, ze moze zamiast 'zwiesil glowe' to po prostu wyjrzał, troszke zgrabniej by bylo. Klara to ma ostatnimi czasy prze*****. Czekam kiedy wróci do formy. W kazdym razie sprawa z Horizionem jest naprawde powazna, utrata zmyslow? To realna groźba. Trzeba działać! O rany, zobaczyc Klare w takim stanie byłoby... *ciary*
OdpowiedzUsuń