Postanowiłam, że w tym tygodniu ominę temat główny, bo nie mam do niego mocy, za to będę kontynuować „Biały odcień zła” z tamtego tygodnia, używając słów kluczowych. Oczywiście można go też czytać jako osobny tekst, bo nie trzeba większej znajomości treści poprzedniego. A jeżeli jakimś cudem ktoś chciałby nadrobić, to zapraszam tutaj: <KLIK>. Ambitne to to nie jest. Jakoś ciężko mi się pisało, ale jestem dumna, że cokolwiek udało mi się skończyć.
***
Gdy miałam trzynaście lat, zostałam porwana. Młodszy brat następcy tronu Astrantii wybrał mnie tylko dlatego, że spodobał mu się miedziany odcień moich włosów. Byłam wówczas najmłodszą uczestniczką projektu, o którym nikt za wiele nie mówił. Dziewczętom i chłopcom, których umieszczono w osobnych dworach, wmawiano, że dostali szansę, aby dołączyć do elity. Obietnice dobrze działały na proste umysły wiejskich ludzi, ale nie na mój. Od początku obserwowałam księcia Havela Danneville’a. Nie wygląda mi na osobę, która chciała czynić dobro. Byłam pewna, że planuje coś naprawdę złego. Nie myliłam się.
Kilka miesięcy po naszym przyjeździe wybuchła epidemia białej śmierci – osoby, które na nią cierpiały, traciły cały pigment, jaki posiadały w ciele. Mnie w pewnym momencie również dopadła ta choroba, jednak mój organizm zupełnie inaczej ją przyjął. Pomogły mi w tym vildejskie geny, o których istnieniu nie miałam dotąd pojęcia. Nie znałam swojego ojca, to dlatego mogłam się tylko domyślać, że to jemu zawdzięczałam ratunek.
Z czasem moje włosy i oczy zaczęły tracić kolor. Miedź przeszła w srebro, królewski błękit w szarość. Wyzbyłam się również wszelakich uczuć i zyskałam wysoką odporność na ataki fizyczne – moje rany bardzo szybko się regenerowały, a wszelakie trucizny nie były w stanie na mnie oddziaływać (z wyjątkiem jednej, którą sporządzano z księżycowego ziela). Okazało się również, że mogę używać magii.
Byłam udanym eksperymentem księcia Havela, to dlatego z czasem stałam się również jego bronią. Każdego dnia, żyjąc w niewoli, marzyłam o tym, żeby umrzeć. Kiedy ostatecznie leżałam na łożu śmierci, nie potrafiłam jednak rozstać się z życiem. Trzymałam się go kurczowo, mając w głowie ostatni rozkaz jednego z potomków Danneville’ów. Przeżyj.
Dlaczego? Dlaczego tak rozpaczliwie walczyłam o to marne trwanie przy boku jednego z najgorszych nikczemników w całym Kwiecie Sevry? Czy jego cel stał się w końcu moim celem? A może za bardzo się przyzwyczaiłam do życia w niewoli? Istniała jeszcze jedna możliwość: chciałam przeżyć po to, by dalej przy nim trwać.
Od dłuższego czasu nie podróżowaliśmy. Spoczywałam w łożu, z którego się nie ruszałam. Palące gorąco, które panowało nad moim ciałem, z każdym dniem ustępowało miejsca przejmującemu chłodowi. Stygłam jak trup, którym niedługo mogłam się stać. I kompletnie nic nie mogłam z tym zrobić.
Wlewano do mojego gardła przeróżne napary, które wywoływały u mnie niekontrolowane ataki kaszlu lub wymioty. Co kilka godzin zmieniano nasiąknięte krwią okłady. Przenoszono mnie z jednego boku na drugi. Prowadzono przyciszone konwersacje na temat tego, co można jeszcze zrobić, aby utrzymać mnie przy życiu. Jednak nic nie działało. Słabłam. I nie miałam już zbyt wiele czasu.
Głosy zmarłych dusz, które towarzyszyły mi każdego dnia również zaczęły cichnąć, aż w końcu zostawiły po sobie głuchą ciszę. Choć nie wierzyłam w żadne bóstwa, kierowałam swe modlitwy w stronę sufitu, chcąc raz jeszcze dostąpić zaszczytu spojrzenia na świat trzeźwiejszym okiem.
Moje prośby musiały zostać wysłuchane, ponieważ pewnej nocy, gdy chłód przepełniał mnie po same koniuszki palców, przygotowując mnie do powrotu w góry Vilde jako dusza, otworzyłam oczy. Początkowo świat wydawał się być zamazany i ciemny, jednak byłam w stanie rozróżnić postacie, które mnie otaczały. Na krańcu mojego łoża siedziała Aurise, która trzymała mnie za dłoń, próbując wtłoczyć w nią magicznie nieco ciepła. Gdzieś w kącie stał Arion, który wyglądał jak cień. Pod oknem siedział zaś niezadowolony Havel podpierający podbródek na złożonych dłoniach. Żadne z nich nie spuszczało ze mnie oczu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że prowadzą rozmowę. Byłam zdziwiona, że udało mi się rozróżnić poszczególne słowa.
– To już ostatnie antidotum – szeptała Aurise. Pociągała nosem. To oznaczało, że twarda księżniczka Berthaire płakała. I nie wstydziła się tego przed mężczyznami, którym nigdy nie pokazywała słabości. Czy tak bardzo jej na mnie zależało?
Poczułam w powietrzu przyjemny zapach herbacianego naparu.
– Mógłbyś mi pomóc, Havel?
Książę bez narzekań przysiadł tuż obok mnie. Pochylił się nad moją twarzą, dzięki czemu mogłam spojrzeć w jego oczy. Wyglądał na niezwykle zmęczonego. Widocznie miał już dosyć tego, że musiał tutaj tkwić.
Kiedy chwycił mnie delikatnie za głowę obiema dłońmi, poczułam jak po moim ciele przebiega dziwny dreszcz. Ciepło, jakie z niego emanowało było tak przyjemne, że chciałam w nim utonąć.
W pewnym momencie czarne brwi ściągnęły się do środka.
– I co się tak uśmiechasz? – spytał książę, cicho prychając.
Chciałam otworzyć usta i odpowiedzieć na to pytanie, jednak zanim to zrobiłam, zostałam poczęstowana naparem. Nie spodziewałam się go, dlatego zaraz zaczęłam się krztusić.
To miało być antidotum. Dlaczego więc paliło mnie w całym ciele, jakbym miała lada moment spłonąć? Nie mogłam oddychać, a sztucznie wywołane łzy ściekały wodospadem po moich policzkach. Havel w pewnym momencie chwycił mnie za ramiona jak małe dziecko i przeniósł do pozycji siedzącej. Nie byłam w stanie utrzymać się w niej o własnych siłach, to dlatego musiał mnie podtrzymywać. Klepnął mnie leniwie po plecach – był to gest, którego nie spodziewałam się po pozbawionym ludzkich odruchów mężczyźnie.
Kiedy już się uspokoiłam, zostałam z powrotem położona na łóżku.
– Czy jest choć odrobinę cieplejsza? – spytała z przejęciem Aurise.
– Nie – padła odpowiedź.
Zaraz po głośnym uderzeniu pięścią w ścianę usłyszałam głos milczącego dotąd Ariona.
– Wyjeżdżam. Jeżeli zrobię to teraz, zdążę dotrzeć do Vilarsii w ciągu dwóch dni. Spotkam się z królową. Ona na pewno coś na to poradzi.
– Możesz nie zdążyć, Arion. Ona i tak jest już słaba. Może powinniśmy zwrócić się do tutejszego uzdrowiciela? Przecież musi być jakieś rozwiązanie. Nie może tak po prostu umrzeć. – W głosie przyjaciółki słyszałam rozpacz. – Gdybym wiedziała, że Sevrin planuje coś tak nikczemnego… Przecież nie lubił przemocy. Na dodatek Farinae nic mu nie zrobiła.
– Ale miała zrobić – mruknął książę, odchylając się na krześle. Oliwkowe oczy skierował ku sufitowi. – Taki był jej rozkaz.
– Havel, ty naprawdę jesteś beznadziejny. Ona ma uczucia. Swojego czasu bardzo lubiła Sevrina. Nawet bardziej niż myślisz. Sądziłeś, że to zrobi? Jak ona później ma komukolwiek ufać, skoro ty sam…
– Nie może nikomu ufać. Nawet wam – powiedział chłodnym, dziwnie spokojnym głosem Havel. – Na tym polega bycie wojownikiem. Nigdy nie wiesz, z której strony nadejdzie niebezpieczeństwo.
– Przestań traktować ją jak swoją broń, a zacznij traktować jak człowieka! – Aurise zerwała się do góry i podeszła do księcia z wyciągniętą w górę dłonią. Zanim go jednak trafiła w policzek, chwycił ją Arion. – Puszczaj mnie, ty wielka bryła lodu! – krzyczała dziewczyna, próbując się wyrwać.
Havel machnął dłonią w stronę swojego przybocznego, dając mu tym samym znać, żeby wyprowadził z pokoju dziewczynę. Kiedy Aurise zaczynała swoje płomienne bitwy, nic nie potrafiło jej uspokoić. Gdyby nie było tu Ariona, prędzej czy później dobrałaby się do skóry księcia Astrantii. Była jedyną osobą, która nie bała się go na tyle, żeby się na niego wydrzeć lub go uderzyć.
Już po chwili dziewczęce okrzyki ucichły za drzwiami. Teraz w pomieszczeniu byłam tylko ja i Havel, który wgapiał się w moją twarz z miną bez wyrazu. Miał założone na piersi ręce i skrzyżowane nogi. Nie wyglądał, jakby chciał cokolwiek powiedzieć.
Wzięłam płytki wdech. Skoro on nie chciał się odzywać, ja zamierzałam to zrobić.
– Nie wypełnię… twojego rozkazu – wyrzuciłam ochrypłym głosem. Gorąco, które wcześniej czułam, znów ustąpiło miejsca przerażającemu chłodowi. Zanim się spostrzegłam, zaczęłam drżeć.
– Wtedy będziesz smażyć się w piekle – burknął w odpowiedzi książę.
Wykrzywiłam usta w grymasie.
– Chyba nie chcę umierać.
– Chyba? – Mężczyzna uniósł brew. – Jeszcze niedawno tego chciałaś. Co się nagle stało? Zmieniły ci się priorytety? Czy może śmierć zaczęła cię przerażać?
– Zimno mi. – Wiedziałam, że moje słowa nie mają sensu. Chciałam po prostu zmienić temat. Uciec od pytań, które padły z ust księcia.
– Wiem. – Havel Danneville przymknął powieki i wziął głęboki oddech, zupełnie jakby przygotowywał się do naprawdę ciężkiego zadania. W końcu podniósł się w górę, przysiadając na krańcu mojego łóżka. Chwilę spoglądał mi w oczy, a potem z dziwnym zażenowaniem jednym ruchem dłoni przewrócił mnie na drugi bok. Nie wiedziałam, co planuje, kiedy jednak poczułam uginający się pode mną materac, a potem ciepło, które rozpłynęło się po moich plecach, zrozumiałam, że okrutny książę zdecydował się mnie objąć. To było dla mnie tak szokujące i nieprawdopodobne, że wstrzymałam dech.
– Jesteś już trupem czy zesztywniałaś pod wpływem mojego dotyku? – prychnął z pogardą Havel. – Powinnaś się cieszyć, że w ogóle cię dotknąłem.
– Nie zależy ci tylko na mojej mocy, prawda? – spytałam ze słabym śmiechem. Chciałam, żeby brzmiał ironicznie, ale nie było mnie na to stać.
– Powiedzmy.
Prosta i krótka odpowiedź, która nie była satysfakcjonująca. Choć sama w to nie wierzyłam, chciałam na niego spojrzeć. To dlatego ostatkiem sił przewróciłam się na drugi bok. O dziwo nie protestował. Spojrzał prosto w moje oczy tak, jak ja to zrobiłam. Chłodne oliwkowe tęczówki błyszczały jak złoto w świetle rzucanym przez ogień płonący w kominku. Ze zdziwieniem pomyślałam, że jeżeli miałby to być ostatni widok, jaki będę przed sobą miała, mogłam w spokoju umrzeć. Patrzenie w jego twarz było tak proste jak wykonywanie codziennych czynności. Choć w naszych oczach nie było żadnych uczuć, potrafiliśmy się porozumieć.
– Nie byłaś taką złą wojowniczką – mruknął w końcu książę. – Żałuję tylko, że nie zdążyłem cię przelecieć. – Skrzywił się.
– Sevrin był szybszy. – Wykrzywiłam usta w grymasie tak samo jak on.
– Dlatego nienawidzę mojego brata. Zawsze zabierał mi najlepsze rzeczy sprzed nosa.
– A więc jestem dla ciebie rzeczą?
– Zgodnie z tym, co mówi Aurise, tak. – Uśmiechnął się wrednie pod nosem.
– A dla ciebie?
– Niekoniecznie – Znowu to zrobił. Uciekł od odpowiedzi, a potem chwycił za moją głowę i przyciągnął ją do swojej piersi. Być może uwierzyłabym w jego troskliwość, gdyby nie to, że w tych gestach nie było żadnych uczuć. Robił to z obowiązku, nie dlatego, że chciał. Czyżby Havel Danneville obwiniał siebie o to, że posłał mnie na pewną śmierć?
Westchnęłam z umęczeniem w ciepłą pierś. Odkąd miałam trzynaście lat, nikt mnie w taki sposób do siebie nie tulił. Może byłam kimś, kto miał przypominać pozbawionego uczuć potwora, ale wciąż miałam ludzkie uczucia. Potrzebowałam dotyku drugiego człowieka. Tylko dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Przymknęłam powieki, uciekając w ciepło, które zawładnęło moim wychłodzonym ciałem. Z jakiegoś powodu poczułam spokój. Czy oznaczał on, że to już kres moich sił? Czułam się coraz bardziej śpiąca. Może to właśnie w taki sposób umierali ludzie? Umykali w ramiona snu, żegnając się w myślach z własnym żywotem.
Poczułam, że usta Havela dotykają moich włosów. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej, jakby zauważył, że coś się dzieje. Czy on też przeczuwał, że zaraz wydam z siebie ostatnie tchnienie?
– Robisz się cieplejsza – usłyszałam nad uchem.
Rozwarłam na chwilę powieki i spojrzałam w wirujący sufit. Triumfujące głosy zmarłych dusz zaczęły powracać we władanie mojego umysłu. Czy to znaczyło, że odzyskiwałam siły? Nie. Nie czułam niczego poza ludzkim ciepłem, które przylgnęło do mojego ciała. Wiedziałam, że lada moment usnę. Havel Danneville dał mi jednak nadzieję na to, że jeszcze nie wszystko było stracone.
Może gdy otworzę oczy, dalej będę żyła? A wtedy wypełnię ostatni rozkaz, który okaże się jednym z wielu, jaki zostanie mi narzucony przez okrutnego księcia.
Kurczę, czuję, że jestem fanką Białego odcienia zła. Szybciutko nadrobiłam poprzednią część i błyskawicznie połknęłam tę. Fajnie było dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości Farinae, zaintrygowała mnie ta biała śmierć, mam tylko jedno pytanie. Czy skoro choroba pozbawia całego pigmentu, to oczy bohaterki nie powinny się zrobić czerwone zamiast szarych?
OdpowiedzUsuńW ogóle uświadomiłam też sobie, że bardzo mi się podobają imiona Twoich bohaterów. Farinae jest cudowne, tak samo Havel Danneville - to po prostu brzmi dobrze. Jestem ogromnie ciekawa, co będzie dalej! Muszę w wolnej chwili koniecznie nadrobić historie z tego universum.
Pozdrawiam cieplutko ^^
Awwww, cieszę się, że obie części przypadły ci do gustu! A co do białej śmierci... Powiem tak, nie wytłumaczyłam tego w powyższej historii (a mogłam). Farinae nie wygląda do końca jak ludzie, których dotknęła biała śmierć. Można powiedzieć, że jej kolory po prostu nieco... wyblakły, o! Wcześniej miała rude włosy i niebieskie oczy, a potem zmieniły się w srebrne włosy i szare oczy. To też ma inne wyjaśnienie, ale nie chce spoilerować!
UsuńAch, dziękuję za uznanie! Imię farinae wzięłam z... Uwaga, fanfary! Ze szczepionek, które musiałam brać na odczulanie na roztocza, ha! I bardzo mi się spodobało XD. Co prawda cała nazwa brzmi farinae dermatophagoides, ale pierwszy człon brzmi ciekawiej XD. Imię Havel myślałam, że stworzyłam sama, ale potem się okazało, że istnieją goście o nazwisku Havel. No, trudno!
Co do reszty historii to ostrzegam, że są one lekko randomowe! To znaczy, że nie jest to stricte seria, tylko jakieś poszczególne sceny, ale oczywiście nie odmawiam :D. Dziękuję za komentarz <3.
Bardzo fajnie, że zaczęłaś od przedstawienia historii Farinae :D Super jest ten świat, mądrze i ciekawie go kreujesz :D Wszystko było napisane bardzo plastycznie, bez problemu można sobie wszystko wyobrazić :D A co do fabuły, oby Farinae szybko odzyskała siły, bo jestem ciekaw jak to dalej się rozwinie. I tak się w sumie zastanawiam teraz, czy czasem Havel tylko nie zgrywa takiego dupka... No ale może będzie to bardziej wyjaśnione w kolejnych tekstach :P
OdpowiedzUsuń