Krótka opowieść o zależności i poniekąd o toksyczności. Miała być trochę inna historia i z tej nie jestem jakoś szczególnie zadowolona, ale zostawiam to tak, jak jest.
***
– Co o tym sądzisz?
– Oczywiście, że sądzę tak samo, jak ty.
Nie potrafiłabym ci się sprzeciwić, bo się ciebie boję, ale nie musisz przecież o tym wiedzieć. To mogłoby doprowadzić do tego, że prychnęłabyś mi w twarz i odeszła, zostawiając mnie bez słowa pożegnania. A ja nie chciałabym być sama. Czy inni ludzie też się ciebie boją? Zgadzają się z tobą, bo przygniata ich ciężar twojej pewności siebie? Patrzę na nich i czuję, że nie zawsze są sobą. Tak jak ja.
– Nie mam czasu, bo idę spotkać się z kimś innym. Muszę odwołać nasze wyjście.
– Dobrze, rozumiem to.
Znów to robisz. Zmieniasz ludzi jak rękawiczki. Czuję, że cały świat kręci się wokół ciebie, a ja jestem tylko jego małą cząstką. Użyteczną, kiedy mnie potrzebujesz. Niepotrzebną, gdy są obok ciebie inni ludzie. Gdy mnie nie zauważasz, świat jakby się kończy. Zostaję w nim sama, słaba i zależna od losu.
– Cześć. Co słychać?
Przechodzisz obok, nie obdarzasz mnie nawet jednym spojrzeniem. Paranoicznie boję się, że mnie odrzucisz, a za tobą pójdzie szereg nieszczerych słów wypowiedzianych za plecami i ludzie, którzy są zbyt słabi, aby ci się sprzeciwić. Chce mi się płakać, ale zamykam się w sobie, bo to jedyna broń przeciwko słabości, jaką potrafię wytworzyć. Biorę głęboki wdech i czekam na moment, w którym pokażesz, że mnie potrzebujesz.
– Nie mogę uwierzyć, że można być takim kretynem… Kto tak robi w dzisiejszych czasach?!
Powiedziałabym, że ja, ale nie mogę. Nie chcę wyjść na kretyna. Nie w twoich oczach. Choć wiem, że nie dorastam ci do pięt, wolę być nienazwanym negatywnie pionkiem w tym wyścigu o niewiadomej nazwie i nieokreślonym celu. Neutralną figurą, objętą twoją niebezpieczną władzą.
Cicha zgoda to tarcza, którą dzierżę razem z bronią zamkniętości. Chociaż moje wnętrze krzyczy: „Sprzeciw się! To nie jesteś ty!”, ja poddaję się bez walki. Czekam. Czekam, bo wiem, że nie zawsze z tobą będę. Nic bowiem nie trwa wiecznie.
– Przestałam go lubić. Bardzo mnie denerwuje. Nie będę się do niego odzywać. To koniec znajomości. Szkoda, że zmarnowałam na nią tyle czasu.
Czy to samo powiesz któregoś dnia o mnie do innej osoby? Spędzam noce, oddając się tym niepewnym rozważaniom – być może kolejny dzień będzie moim ostatnim u twojego boku? Odetchniesz mi głowę ignorancją, zamieniając mnie na kogoś o wiele bardziej użytecznego czy zostawisz mnie przy sobie z sentymentu, jak pustą, ładną skorupę, z której dawno uciekł ślimak? Chciałabym być choćby i skorupą, póki nie będę miała sił, aby stać się niezależnym ptakiem, frunącym ku przestworzom z wolnością ukrytą w potężnych skrzydłach. Zamykam wewnątrz oczy, słuchając na zewnątrz twoich słów. Tępo potwierdzam nakazy, rozkazy i przykazy, w głowie kreując swój przyszły, niezależny obraz. Kolorowe pióra wyobraźni przysłaniają na krótką chwilę chłód twojego istnienia, dając mi nadzieję na to, że kiedyś zerwę sznurki władzy i stanę się samodzielną jednostką, zdolną do ogrzania własnego wnętrza.
Pierwsze, co narzuca mi się na myśli to "nie rozumiem". Aczkolwiek wydaje mi się jednak, iż rozumiem. Może to kwestia, iż próbuje się skupić na wykładzie, czytając równocześnie ten tekst, ale nie wiem...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się sposób, jak również prostota przedstawienia problemu zależności i toksyczności.
Krótkie, aczkolwiek pełne przesłania. Dla mnie super.
Hej :)
OdpowiedzUsuńO cholera jasna.
Ostatnio masz niesamowitą zdolność trafiania swoimi tekstami w mocne tematy, które tak często są pomijane w rozmowach i prasie. Bo kto to widział mówić głośno o zjawisku toksycznych ludzi? Przecież nie stanowią oni większości. Ale pojawiają się. O to chodzi, że są, a człowiek niekoniecznie wie, jak wyrwać się z ich sideł. Można się poddawać, wówczas jest jakaś stałość i pewność. Ale do tego dochodzi lęk i utrata własnej tożsamości.
Lubię to. Lubię te emocje i decyzje, lubię to, co pokazujesz, co się z tego rysujesz. Po prostu trafiłaś w punkt. Dziękuję.
Pozdrawiam.
Smutno mi się zrobiło D: poczułam z tego tekstu taka bezradność... Takie właśnie poddanie się. I bardzo coś we mnie oponuje, coś by chciało, by narrator się nie dał, by zawalczyć, by nie przytakiwal! Ciężki to dla mnie tekst, ale oczywiście rozumiem przesłanie i wiem, że ma taki być. Ale, och, nie umiem się z nim pogodzić! Co świadczy o tym, że 1 do 0 dla autora ;D czytelnik opanowany przez emocje. O to chodzi!
OdpowiedzUsuńCiężki tekst, porusza ważną choć trudną kwestię. Jakiś czas temu byłem zajarany tematem "mrocznej triady" i ten osobnik pasuje mi idealnie do tego określenia. Narcystyczny, opanowujący swoją osobowością "ofiarę", nie licząc się z jej emocjami. To przykre, bo myślę, że podmiotowi byłoby ciężko wyrwać się z tej relacji. I to podmiot zawsze będzie pokrzywdzony, nieważne kto zakończyłby relację. "Narcyz" miałby to gdzieś i szybko znalazłby sobie kolejną "ofiarę". Fajnie, że takim krótkim fragmentem udaje Ci się wywołać tyle emocji. Czytelnik czuje, że jest tu coś mocno nie w porządku, martwi się o podmiot i wkurza na "Narcyza". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale w przypadku tego opowiadania nie jestem w stanie wjechać na maśle. Ten tekst jest tak emocjonalny, że siedzę właśnie ze łzami w oczach. Doskonale wiem, co czuje narratorka opowieści. Sama mierzyłam się z taką toksyczną znajomością, gdzie obawiałam się sprzeciwić czy powiedzieć jakiekolwiek złe słowo, by później zostać odrzuconą. To jest cholernie trudne. Z jednej strony chce się wykrzyczeć wszystko: to, że jest się traktowanym jak gówno; że też mamy uczucia, a te są właśnie deptane jak zeschnięty liść na chodniku, ale obawa przed samotnością powstrzymuje przed tym. Skromny treściowo tekst, ale dający wiele do myślenia, skłaniający do refleksji. I to jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuń