– Nienawidzę takich imprez –
mruknęła Rachel i przewiązała fartuszek w pasie.
– Nienawidzisz każdej imprezy –
zauważyła Ingrid, patrząc prosto w obiektyw.
Wstrzymała oddech na sekundę,
naciskając przycisk migawki, a kiedy zobaczyła efekt, zaklęła pod nosem. Dom
Wariatów miał bardzo nieprzystosowane światło do robienia zdjęć i cała nadzieja
leżała w magii photoshopa.
– Okej, może masz rację, ale… – Rachel
ogarnęła bar powątpiewającym wzrokiem. – Jak byłam młodsza, Halloween bardziej
mnie ekscytowało.
– Cóż, gdyby teraz zamiast
cukierków dawaliby mi alkohol, zabawa byłaby przednia – stwierdziła czarnowłosa.
Odłożyła aparat na blat baru, a
na jej nadgarstku, jakby w odpowiedzi na jej żart, pojawiła się żółta,
fluorescencyjna, papierowa opaska.
– Żadnego alkoholu dla ciebie na
tej imprezie. – Gerard pojawił się przy barze jakby znikąd.
Z niesfornych, trochę
przydługawych i sterczących w każdą stronę brązowych włosów wystawała mu opaska
z kocimi uszami, a jego twarz o kwadratowych rysach zdobiły czarne, domalowane
wąsy. Nie miał jednak futerka. Ubrany był w czarną koszulę i spodnie od
garnituru, a z tyłu do paska od spodni przyczepił ogon zrobiony z czarnych
rajstop wypchanych watą.
– Kot, naprawdę? – zapytała
Rachel, taksując Voighta wzrokiem, choć była pełna podziwu, bo elegancja
zestawiona z puchatymi uszkami robiła wrażenie.
– Zdejmij mi to, Ger! – Ingrid
siłowała się z opaską, która za nic w świecie nie chciała się rozerwać.
– To są specjalne opaski
koncertowe. – Gerard uśmiechnął się triumfująco. – Nierozrywalne.
– Jak Michelle i Lucas – rzuciła
Rachel, kiwając głową w stronę wejścia do baru.
Rodzeństwo spojrzało we wskazanym
kierunku, oboje mając identyczną, powątpiewającą minę. Panna Carter z
zadowoleniem przyglądała się dekoracjom na sali, które sama własnoręcznie
przygotowała, dopóki Lucas nie złapał ją delikatnie za policzek. Obrócił jej
głowę do siebie i korzystając z zaskoczenia dziewczyny, złożył na jej ustach
namiętny pocałunek, po czym oddalił się w kierunku grupki kolegów z drużyny. Ingrid
dałaby sobie rękę uciąć, że zrobił to specjalnie, zauważając na sobie ich spojrzenia.
I keep a close watch on this heart of mine
Michelle dopiero po kilku
sekundach wróciła do rzeczywistości, a na jej ustach rozciągał się uśmiech
rozanielenia. Drogę od drzwi do baru przemierzyła w podskokach, gubiąc przy tym
piórko z czarnych skrzydeł, jakie niosła na plecach.
– No, siema – Rachel zmierzyła
przyjaciółkę tym samym, powątpiewającym spojrzeniem, co wcześniej Gerarda. –
Nie boisz się, że ci wyskoczą? – Zmarszczyła brwi patrząc, jak Michelle
poprawia sukienkę na mocno wydekoltowanych biuście.
– Wszystko mam pod kontrolą. A ty,
za kogo się przebrałaś?
– Za kelnerkę.
– Też racja. – Carter
przekrzywiła głowę w bok.
Bardzo chciała, żeby każdy z jej
przyjaciół miał jak najwięcej zabawy z imprezy. Jako główna cheerleaderka,
panna Carter była odpowiedzialna za organizację imprezy halloweenowej dla
całego liceum Black Hearts. Nie było to jakieś odgórne zarządzenie dyrekcji, po
prostu Michelle chciała zrobić coś dobrego dla świata, a dzień, w którym każdy
mógł choć przez chwilę przybrać postać kogoś, kim nie jest na co dzień, wydawał
się doskonałą okazją na imprezę.
Zaangażowała każdą znaną jej i chętną do pomocy
osobę. Zaczynając od drużyny koszykarskiej, na czele z Lucasem i Nickiem,
których zagoniła do dekorowania Domu Wariatów całkiem dobrze dobranymi i
wprowadzającymi w klimat Halloween pierdołami, od sztucznych pajęczyn, przez
pomarańczowe i czerwone liście, po wydrążone w środku świecące dynie. Według
dziewczyny, chłopcy zgłosili się dobrowolnie, w praktyce wyglądało to tak, że
Carter po prostu pewnego dnia wpadła na trening i oznajmiła, że mają pomóc jej
w przygotowaniach. Nikt nie ośmielił się jej sprzeciwić.
– Więc, już się pogodziliście? –
zapytała zdawkowo Ingrid, majstrując przy aparacie. – Ty i Lucas…?
– Taak… – Policzki Michelle
natychmiast zrobiły się tak czerwone, że nie zasłonił ich nawet jej trupioblady
makijaż. – Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
– Zapewne tylne siedzenia jego
samochodu są bardzo… pomocne w rozwiązywaniu konfliktów.
– A żebyś wiedziała. – Michelle
westchnęła.
Choć miała ochotę jeszcze
bardziej dogryźć Ingrid za te komentarze, to jednak postanowiła trzymać język
za zębami. Skoro zwerbowała rodzeństwo Voightów do imprezowego wolontariatu,
nie mogła być złą jędzą. Ingrid została naczelnym fotografem choć w koordynacji
przeszkadzały jej trochę dredy ze stroju Jacka Sparrowa, a zaopatrzony we
fluorescencyjne opaski Gerard miał stać na bramce i oznaczać wszystkich
nieletnich, by zapobiec sprzedaży alkoholu osobom nieodpowiednim.
– Jestem wam naprawdę wdzięczna
za pomoc. – Carter uśmiechnęła się szczerze.
– Podziękuj mi jeszcze raz, a dostaniesz
w pysk. – Ingrid puściła oczko w stronę przyjaciółki i odeszła, uwieczniając na
zdjęciach jeszcze nie zapełniony parkiet.
– Zostając przy temacie pomocy… –
zagaił Gerard, zręcznie owijając opaskę wokół nadgarstka Michelle. – Nie ma za
co.
– Hej! Dlaczego ja też?! Ja tu
jestem organizatorem!
– Niepełnoletnim organizatorem,
dla którego dzisiaj nie ma alkoholu. Nie na mojej warcie.
Michelle nadymała policzki i
założyła ręce na piersi. Próbowała jeszcze proszącym wzrokiem przekonać Gerarda
do zmiany zdania, ale tym razem to nie zadziałało.
– Nie, Michelle! Wiem, że
przyjechałaś tutaj samochodem.
– Samochód można zostawić i
wrócić pieszo.
– Czy wspominałem już, że jesteś
niepełnoletnia?
– Jaką miałeś średnią imprezową w
liceum?
– Sześć i pół piwa, ale nie o tym
jest dyskusja.
– Czy Iggy wie, że zajebałeś jej
ulubione rajstopy i przyczepiłeś sobie do tyłka?
– Ile razy w trakcie konwersacji
potrafisz zmienić temat?
– Nie zmieniam tematu, tylko
wybieram swoją linię obrony.
– Myślałem, że chcesz zostać
lekarzem, nie prawnikiem.
– Możesz otworzyć te pierdolone
drzwi, zanim całe liceum wyważy je z zawiasów?
Spostrzeżenia Michelle nie były
błędne. Od początku tej irracjonalnej wymiany zdań można było usłyszeć
rytmiczne walenie w podwójne wrota Domu Wariatów. Kiedy tylko je otworzyli,
tłum licealistów podniósł radosny okrzyk. Ale nie wsypali się lawiną, jak
spodziewała się Carter. Może jednak nie byli bandą rozbrykanych do reszty
małpiszonów, za jakich ich uważała. Przecież każdy spuszczony ze smyczy
nastolatek myśli, że świat należy do niego. Może go zdobyć poprzez pstryknięcie
palcami, nie licząc się z konsekwencjami.
I keep my eyes wide open all the time
Przyglądała się, jak Dom Wariatów
powoli zapełnia się głodnymi dobrej zabawy licealistami i czuła się dumna.
Będąc główną cheerleaderką, trzeba było liczyć się z tym, że wszyscy wiedzieli
o tobie wszystko. Ale ta wiedza wiązała się z tym, że ona także wszystko
wiedziała i co najważniejsze, rządziła. Każde liceum miało swoją królową.
Paradoks polegał na tym, że wcale nie chciała takiego życia. Nienawidziła tego,
ale nie potrafiła tego oddać.
Zwyczajnie nie wiedziała, czego
chciała.
Ku jej zaskoczeniu, impreza
przebiegała zgodnie z planem i nic nie zwiastowało tego, że najgorsze jeszcze
się wydarzy.
– Niezła impreza. – Usłyszała za
sobą znajomy głos, kiedy korzystając z chwili spokoju, przysiadła przy barze.
– Hej, Jamie! Sprawdzasz, czy
przypadkiem nie łamiemy prawa?
– Myślałem, że mogę ci ufać. –
James Kingston przysiadł obok, uśmiechając się ciepło.
Michelle lubiła Jamesa właśnie za
tę bijącą od niego serdeczność. Mimo, iż w mieście był znany jako jeden z
najsurowszych glin, jakich miało Black Hearts, to jednak poza pracą był
niezwykle uprzejmym i dobrotliwym facetem. No i podczas rodzinnych obiadów u
Kingstonów razem dogryzali Lucasowi.
– Przyszedłeś pilnować Rachel. –
Bardziej stwierdziła, niż zapytała Carter, wyłapując wzrokiem przyjaciółkę,
stojącą po przeciwnej stronie baru.
– Nie jest małym dzieckiem,
którego trzeba pilnować – odrzekł James, ale ton jego głosu całkowicie przeczył
jego słowom.
– Ale i tak ją obserwujesz.
– Nie obserwuję, tylko zwyczajnie
się martwię.
– Chodzi o twój mały układ? –
zapytała Michelle, zanim zdążyła ugryźć się w język. `
James spojrzał na nią ze szczerym
zdziwieniem.
– Skąd o tym wiesz?
– Niechcący podsłuchałam twoją
rozmowę z Luke’iem… – Dziewczyna skrzywiła się, czując się winna.
I keep the ends out for the tie that binds
Nie mogła jednak nic poradzić na
swoją wrodzoną ciekawość. Wszyscy wiedzieli, że odziedziczyła po swojej matce
niesamowicie irytującą zdolność do zadawania niewygodnych pytań.
– Dobra, nie wiem, ile
podsłuchałaś, ale zapewniam cię, to nie ma prawa należeć do twoich zmartwień. –
James próbował zakończyć temat, ale chyba nie był świadomy tego, że Michelle
nienawidziła, gdy ktoś zbywał ją tak szybko.
– Trzymacie kryminalistę, bóg wie
gdzie, w miejscu pełnym nieletnich i do cholery, dlaczego?! – Tym razem Carter
podniosła niebezpiecznie głos, na co James rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
– Po pierwsze, może troszkę
ciszej, – poprosił, rozglądając się wokół – a po drugie, jest zamknięty w
miejscu, gdzie mamy na niego oko. – Położył rękę na ramieniu dziewczyny w
pocieszającym geście. – I nie waż się szukać tego pokoju.
James znał dobrze dziewczynę
swojego brata. Zdawał sobie sprawę, co jej chodziło po głowie, ale miał
nadzieję, że nie zrobiłaby niczego głupiego. Nie mógł powiedzieć jej
wszystkiego, nie tylko ze względu na jej bezpieczeństwo, ale także z uwagi na
jej przyjaźń z Rachel. Gdyby Michelle spotkała Spirita, ten definitywnie
wykorzystałby ją, by ponownie zbliżyć się do Black. Choć zawarli układ, James
nigdy mu nie ufał. Pokładanie zaufania w kryminaliście nigdy nie kończyło się
dobrze. Kolejne powstanie Luckersów nikomu nie wyszłoby na dobre.
– Obiecujesz?
– Tak… – skinęła głową, – ale nie
obiecuję, że nie dowiem się, co tu się odwala – dodała pod nosem obserwując,
jak James znika gdzieś w tłumie.
I find it very, very easy to be true
Tamtego dnia na hali Michelle
powiedziała Rachel, że ten feralny pokój V.I.P.-ów jest wyjęty spod prawa.
Prawda była taka, że sama Carter nie miała pojęcia co to znaczyło, ani jak
blisko prawdy była. Powszechnie jednak było wiadomo, ze to, co zakazane,
najbardziej człowieka ciekawiło, więc nie mogła odpuścić tej sprawy. Czym
prędzej musiała się dowiedzieć, na czym polegał układ zawarty między Jamesem, a
Spiritem i tylko jedna osoba była w stanie jej to wyjaśnić.
Bardzo szybko odnalazła Lucasa.
Siedział przy jednym z większych stolików wraz ze swoimi kolegami z drużyny i
rozmawiali o niczym innym, jak o koszykówce. Michelle nie była typem
zazdrośnicy, której przeszkadzali koledzy, sama miała ich wielu. Problemem był
wianuszek dziewcząt, który mizdrzyły się do atletów, chichocząc co chwila i nie
mając bladego pojęcia, o czym toczyła się rozmowa.
Gdy Michelle podeszła, przy
stoliku zapadła cisza. Musiała mieć naprawdę groźną minę, gdyż chłopaki jakby
lekko skurczyli się w sobie, a Lucas natychmiast wstał i bez słowa podążył za
swoją dziewczyną w nieco ustronne miejsce, jakim był korytarz przy łazienkach.
– Rozpracowywaliśmy z chłopakami
kolejny mecz… – wskazał kciukiem za siebie, ale urwal, kiedy Michelle tylko
uniosła dłoń.
– Tłumaczy się winny. – Może rzeczywiście
powinna rozważyć karierę prawnika, pomyślała. – Nieważne, nie chodzi mi o
chłopaków.
– Nawet nie śmiałem patrzeć w
stronę jakiejkolwiek dziewczyny, czego nie mogę powiedzieć o tobie, bo ty
większość imprezy przesiedziałaś do tej pory z Gerardem…
I find myself alone when each day is through
– Słuchaj, Lucas, – Michelle przerwała chłopakowi, zanim się za
daleko rozpędził – naprawdę nie mam zamiaru wszczynać kolejnej kłótni. Mam do
ciebie prośbę. – Spojrzała Lucasowi prosto w oczy tak, jak tylko ona to
potrafiła.
– Czego potrzebujesz, mała? –
Przekrzywił głowę i pogłaskał ją po policzki.
Michelle ujęła jego dłoń w swoje
dłonie i przycisnęła do piersi, by udaremnić mu ucieczkę bez odpowiedzi, bo
chociaż jeszcze nie zadała pytania, dobrze wiedziała jaka będzie jego reakcja.
– Musisz powiedzieć mi wszystko
co wiesz na temat układu Jamesa ze Spiritem.
Przez moment w korytarzu było
słuchać tylko lekko zagłuszoną dudniejącą muzykę, po czym Lucas wybuchnął
krótkim, lecz pozbawionym wesołości śmiechem.
– Oszalałaś – skwitował cierpko i
zabrał rękę z uścisku chowając do kieszeni. – Coś ty sobie znowu ubzdurała?
– Nie rób ze mnie idiotki, Luke.
Słyszałam twoją rozmowę z Jamesem.
– Cóż, to coś źle usłyszałaś.
– Jakoś James nie zaprzeczył, gdy
go o to zapytałam.
Sztyletowali się spojrzeniami,
każdy pewny swojej racji.
– Ale nie powiedział mi
wszystkiego. – Michelle nie chciała dać za wygraną. – Jak mam chronić Rachel,
skoro nie wiem, co się dzieje?
– Chronić? – zdziwił się Lucas,
marszcząc brwi. – Niby przed czym?
– Przed jej poprzednim życiem.
– Ile ty ją w ogóle znasz? Rok?
– Dostatecznie długo, by
wiedzieć, że coś jej grozi.
– Michelle. – Lucas złapał
dziewczynę za ramiona, przyglądając się jej uważnie. – Piłaś coś? Może brałaś?
– Przestań! – Odtrąciła jego ręce
i podparła się pod boki. – Po prostu mam przeczucie, że za niedługo stanie się
coś złego!
– Kochanie, nie jesteś żadnym
medium.
– Mógłbyś choć raz mi uwierzyć?
– Nie, bo zwyczajnie przesadzasz.
– Chłopkowi już skończyła się cierpliwość. – Kocham cię, ale twoja wyobraźnia
chyba za bardzo się zagalopowała. – Machnął rękę i odszedł, zanim Michelle
zdążyła jakkolwiek zareagować.
Yes, I'll admit that I'm a fool for you
Nie kłamała. Od kiedy tylko
pamiętała, potrafiła wyczuć zbliżające się zagrożenie. Reemisja jej matki.
Kłopoty rodziców Voightów. Nadjeżdżająca policja za każdym razem, gdy szykowała
kolejne grafitti. Za każdym razem miała to nieprzyjemne uczucie w żołądku,
ściskającą wnętrzności pięść. Nieodparta chęć spojrzenia za siebie. I
wszechogarniający chłód. Lucas miał rację, nie była żadnym medium. Nie wierzyła
w zdolności paranormalne, tak samo, jak nie dawała wiary przypadkom. Nic nie
działo się bez przyczyny.
Nagle poczuła, że zrobiło jej się
duszno. Chociaż pomieszczenia Domu Wariatów były klimatyzowane, to i tak miała
wrażenie, jakby odcięto jej dopływ świeżego powietrza. Nie potrafiła skupić się
na niczym innym, niż oddychanie, co bardzo szybko poskutkowało utratą poczucia
czasu i przestrzeni. Obraz przed nią szybko zaczął się rozmywać i jedyne, co
mogła zrobić, to wyciągnąć rękę, by w ostatniej chwili oprzeć się o ścianę, by
nie runąć na ziemię.
Zakrztusiła się kolejnym szybkim
oddechem, gdy zorientowała się, że ściana, o którą się oparła, poruszyła się. Szybko
zabrała rękę w obawie, że zostanie wciągnięta przez jakieś niestworzone rzeczy,
mogące znienacka wypełznąć z nowo odkrytego miejsca. Jednak jedyne, co buchnęło
przez próg, to chmura dymu nikotynowego, zawijająca się ku podłodze, jak
zaproszenie do wejścia.
Dopiero po paru chwilach Michelle
zdała sobie sprawę, że otworzyła drzwi do pokoju V.I.P.-ów. Na parę chwil świat
zwolnił. Jeszcze obejrzała się za siebie, ale nikogo w pobliżu niej nie było. A
potem, decydując się na kilka kroków w przód, przekroczyła granicę.
Zapoczątkowała efekt domina.
Gdy tylko znalazła się w środku,
uruchomione dotykiem drzwi, zatrzasnęły się, blokując jej drogę ucieczki. W
pokoju panował półmrok, a dym, kłębiący się leniwie pod sufitem, skutecznie
ograniczał jej widoczność. Zza ściany słychać było stłumioną klubową muzykę.
– Halo? – zawołała, nieśmiało
krocząc przed siebie. – Jest tu kto…?
– Jak się tu znalazłaś? – Z głębi
pokoju dobiegł ją zaciekawiony głos.
Już otwarła usta, by pospiesznie
odpowiedzieć, ale dym pod sufitem rozbłysnął niebieskawym światłem miliona
małych lampeczek. Zadarła głowę, podziwiając widok przywodzący na myśl drobny
deszcz.
– Zadałem ci pytanie. – Dopiero
lekko podniesiony ton głosu zmusił ją do zwrócenia uwagi na gospodarza pokoju.
Siedzący w rozkroku na stole
bilardowym mężczyzna miał niebieskie włosy chytry uśmiech. Nawet gdyby nie miał
na sobie tych zielono-czerwonych ciuchów Michelle rozpoznałaby go bez problemu.
– Proszę, proszę, – Spirit
Felicis taksował ją spojrzeniem – nie spodziewałem się ciebie tak szybko.
– Wiesz, kim jestem – wychrypiała
przez zaciśnięte ze strachu gardło.
Niebieskowłosy skinął głową,
uśmiechając się jeszcze szerzej.
– A ty znasz mnie. Pomagasz
swojej przyjaciółce? – zapytał, a w jego głosie nie było ani cienia
podejrzliwości.
Michelle zawahała się na moment.
Przecież nie mogła od razu wyznać, że trafiła tutaj przez czysty zbieg
okoliczności. Nie uwierzyłby jej też, gdyby powiedziała, że specjalnie szukała
tego pokoju.
– Tak, Rachel doskonale wie,
gdzie jestem, – sama zdziwiła się, że zdobyła się na tak pewny ton, – więc
jeśli coś mi się stanie…
– Nikt nie wie, że tu jesteś –
przerwał jej. – Odkryłaś to miejsce przypadkiem.
Sięgnął za siebie, a strach
ponownie ścisnął wnętrzności Michelle. Nie cofnęła się jednak, tylko
zmarszczyła brwi, gdy spostrzegła w dłoniach Spirita małą, prostokątną płytkę,
której powierzchnia odbijała blask światełek. Na środku płytki spoczywały dwie
kupki białego proszku.
– Ale cieszę się, że cię widzę…
– W to nie wątpię – mruknęła pod
nosem, przeklinając się za brak umiejętności trzymania języka za zębami w
nieodpowiednich momentach.
Ale Spirit zdawał się jej nie
dosłyszeć, gdyż z niesamowitą pieczołowitością rozdrabniał proszek żyletką. Gdy
skończył, wyciągnął ku niej płytkę, kiwając zachęcająco głową.
– Jedna dla ciebie.
– Nie, dzięki – odpowiedziała
automatycznie.
Ciągle przypatrywała się
Spiritowi, ale w głowie opracowywała plan ucieczki. Nie miała pojęcia, jak z
powrotem otworzyć drzwi na korytarz ani czy jeśli zacznie krzyczeć, to
ktokolwiek ją usłyszy. Miała wrażenie, że stała twarzą w twarz z samym diabłem.
– Nieładnie tak nie przyjąć
prezentu. – Pogroził jej palcem, po czym zeskoczył ze stołu i podszedł do niej
na tyle blisko, że dzieliła ich tylko szerokość lustrzanej płytki.
Nogi Michelle wrosły w podłogę.
Nie mogła się ruszyć, ani nawet krzyknąć. Zdobyła się jedynie na to, by zebrać
resztki odwagi i spojrzeć w górę. Prosto w roześmiane oczy Spirita. Chciała,
żeby wiedział, że się go nie bała.
– Weźmiesz tę smakowitą
kreseczkę… – brzmiał, jakby przepowiadał przyszłość. – Albo moi koledzy wpadną
na twoją imprezę i rozstrzelają paru twoich kolegów.
You've got a way to keep me on your side
Mówił to spokojnie, jakby
opowiadał o swoim codziennym hobby. W tym właśnie brzmiała ta groza.
– Nie zrobisz tego…
– No tak, masz rację… – wyciągnął
zza paska glocka i przystawił go sobie do skroni jakby się zastanawiał. – Może
powinienem osobiście wpakować kulkę w łeb Rachel?
– Nie waż się…
– A ta druga, jak jej tam, Iggy?
Strzela zdjęcia, to ja strzelę jej…
Michelle nie mogła już tego
więcej słuchać. Zanim Spirit dokończył zdanie, pochyliła się nad płytką i
starając się nie patrzeć na swoje odbicie, wciągnęła proszek, przytykając jedną
stronę nosa.
– Jaka matka, taka córka… –
mruknął pod nosem Spirit, unosząc brwi, ale Michelle tego nie dosłyszała, gdyż
strasznie się rozkaszlała.
Miała wrażenie, że zaraz rozsadzi
jej nozdrza. Ból szybko rozprzestrzenił się do głowy, pozbawiając ją na chwilę
zmysłu wzroku. Po omacku ominęła Spirita i doczłapała do stołu bilardowego, o
który się oparła, by odzyskać poczucie przestrzeni. Nie spodziewała się, że
narkotyk tak szybko zacznie rozprzestrzeniać się po jej organizmie. Zamrugała
parę razy, powoli odzyskując zdolność widzenia. Po chwili poczuła, jak jej nogi
stają się jak z waty i mimo iż trzymała się stołu, opadła na stojącą obok
kanapę. Przewróciła się na plecy, wpatrując się w niebieską poświatę maleńkich
lampek.
Świat zaczął zwalniać. Słyszała
coraz wolniej płynącą w jej żyłach krew. Powoli wciągnęła powietrze, które
chwilę później wypuściła z płuc, przy akompaniamencie leniwych uderzeń serca.
A potem to nadeszło. Dwie sekundy
nicości. Nie oddychała, nie czuła, nie była. I już wtedy wiedziała, że będzie
tęsknić do tego uczucia.
You give me cause for love that I can't hide
Pierwsze westchnienie
przypominało jej uderzenie morskiej fali. Orzeźwiające i słone. Znów leżała pod
milionami świecidełek, przywodzące na myśl krople deszczu. Kanapa, na której
leżała była niezwykle miękka. Jedyne, o czym nie mogła zdecydować, to czy było
jej zimno, czy ciepło.
– Wszystko w porządku…? –
Błękitna chmura, która zawisła nad jej głową mówiła jakby w zwolnionym tempie.
Przekręciła głowę w bok, wodząc
wzrokiem za chmurą. Nie chciała stracić jej z oczu, więc wspierając się na
łokciu, usiadła powoli. Widok powoli przestawał być rozmazany, nabierając
ostrości. Spirit nadal znajdował się w tym pokoju. Ona sama nadal tu była i
wszystko wskazywało na to, że niszczyła sobie życie. Jednak zamiast ratować
się, kiedy była jeszcze nadzieja, Michelle, czując się coraz pewniej,
postanowiła wykorzystać sytuację.
– Możesz mi powiedzieć… –
wydukała najwyraźniej, jak tylko mogła. – W co ty pogrywasz?
For you I
know I'd even try to turn the tide
Ale Spirit tylko uśmiechnął się półgębkiem, rozdrabniając na
lusterku kolejną działkę.
– Zawieram nowe przyjaźnie. –
Wzruszył ramionami, przesuwając lusterko w stronę Michelle. – Wiem, że tego
chcesz.
– Nic o mnie nie wiesz. – Jeszcze
przez moment próbowała się bronić, ale cichy głosik w jej głowie podpowiadał
jej, że nie ma się czego bać.
A może to właśnie teraz nadszedł
ten moment, w którym powinno się łapać życie za nogi i ryzykować w nadziei, że
jutro nadejdzie lepsze.
Jeszcze chwilę przyglądała się rozkruszonym
drobinkom znad swojego własnego odbicia. Gdy tylko poczuła je w sobie, opadła
na miękkie obicie kanapy. To jednak nie dało jej poczucia stabilności, bo
opadła na drugie ramię i huknęła głową o nóżkę stołu.
Straciła przytomność.
Szczerze to końcówka mnie obezwładniła. Cały tekst traktuję jak przydługawy wstęp do ślicznego upiornego końca. To trochę jak z dobrze skonstruowanym serialem. Jak już Ci chyba kiedyś pisałam - wolałabym klimat polskiego gimnazjum, myślę, że dużo bardziej mrocznego i gorzej ociosanego, niż tą amerykańską cukierkowość. Nie mniej tekst przeczytałam, bez obrzydzenia. Jest spójnie i dokądś to idzie. " miał niebieskie włosy chytry uśmiech." zjadło się "i". Strój Gerarda wygrał - widzę go z tymi wypchanymi rajstopami na tyłku ;p Nie wiem czy słusznie, ale mam wrażenie, że mocno nadużywasz słówka "jej", a nie zawsze jest ono potrzebne i niezbędne.
OdpowiedzUsuńWreszcie dotarłam! Naprawdę się cieszę, że powoli trafiam z czymś, co pisze się tak cholernie długo. Powiem Ci szczerze, że myślałam kiedyś nad polską wersją tego... czegoś xd bo tak naprawdę cała geneza zaczynała się w gimnazjum, jak jeszcze byłam głupia i myślałam, że życie jest takie, jak się napisze czy zobaczy w serialu. I nie byłaby to zła opcja, pomyślę nad tym, jeśli chciałabym to kiedyś wydać! :) Dziękuję, mam nadzieję, że będę to kontynuować. :)
UsuńA mi z kolei bardziej podobał się początek niż koniec. Może dlatego, że już co nieco skromnie mówiąc czytałam z tej serii i nie było dla mnie zaskoczeniem to co się stało. A jednak zastanawiam się, w jakis sposób policja wspolpracuje z psychopatą? pozostawiajac mu bron i telefon do przyjaciol? i zamykajac w pokoju do ktoego kazdy przypadkiem moze wyjsc ale wyjsc juz nie? pogrzalo ich? ;O
OdpowiedzUsuńczesc narkotykowa jak z euforii. ogolnie tekst uwazam za bardzo dobry, oporcz tego ze nie umiem sb wyobrazic jak w rozkroku mozna siedziec na stole jesli nie jest sie po gimanstyce artystycznej xd to naprawde dobrze napisany, nienaiwny kawałek. Podobaja mi sie dialogi i trafne uwagi postacie, ktore sama bym poczynila, biorac udzial w rozmowie. tekst zdaje sie dojrzały, co mi sie naprawde podoba. dobrze oddany klimat hallowen i amerykanskiej, nastoletniej imprezy. wciągnęło. gdzieś widziałam powtórzenie, ale poza tym nie ma sie czego doczepic. oby wiecej takich tekstow!
Jedna rzecz mi nie daje spokoju. Gdzie tu jest temat?
UsuńTak, Euforia miała dużo do powiedzenia w tym pisaniu. Mocno uderzyła mnie ta historia z brokatem na pierwszym planie. No i właśnie z tym układem to jest grubsza akcja, mam nadzieję, że uda mi się to logicznie wyjaśnić. Bo u mnie w głowie to brzmi XD
UsuńI nie, nie ma tu tematu, bo są tu słowa - klucze :D
Przyznam, że serii Ravens nie znam za dobrze. Mam zamiar to nadrobić.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie ten koci strój i widzę, że szykuje się niezła impreza.
Proszę jaka zaradna dziewczyna, jak można wykorzystać drużynę to czemu nie :) Świetnie opisałaś wygląd każdego z charakterów, stroje i to jak współgrały z ich osobami.
"Przecież każdy spuszczony ze smyczy nastolatek myśli, że świat należy do niego. " - coś w tym jest, :P
Ciekawa sprawa z tym Carterem i jego więźniem.
O kurcze tajemnicza sprawa z tą Rachel. I ktoś tutaj z pewnością coś ukrywa.
Uuuuu tajne przejści? Intrygujące. ładnie trzymasz napięcie w tym tekście, aż chce się brnąć dalej i dowiedzieć się o co tutaj chodziło.
Teraz juz się nie dziwie dlaczego trzymali go zamkniętego. Mogła posłuchac i nie pchać się tam gdzie jej nie chce, a tak wpadła jak z deszczu pod rynne.
Tekst bardzo trzymający w napięciu. Super ci wyszedł.
To spuszczenie ze smyczy to nawet z doświadczenia wzięłam, lubię i nie lubię tego stwierdzenia xD ale jest bardzo prawdziwe. :) Cieszę się, ze się podobało, chcę pisać dalej! :)
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńHmm, tak jak Wilczy nie widzę tutaj wykorzystanego tematu. A pamiętam jeszcze, jakie były klucze.
Samo uniwersum też mam gdzie w głowie, ale schowane, więc potrzebowałam dłuższej chwili, by przypomnieć sobie chociażby zarys bohaterów. W każdym razie tekst ma swój dynamizm, odpowiednie tempo. Początkowo trochę mi się akcja wlekła, ale od sceny z Jamesem miałam w głowie myśl, że coś się złego wydarzy. Podobne przeczucie do tego, jakie miała Michelle.
Jak na licealistów to ci imprezowicze byli aż za grzeczni, przez co trochę nienaturalni. Albo to ja mam tak spaczone podejście do podobnych wątków przez amerykańskie produkcje, które do tej pory widziałam.
Świetne napięcie w końcówce i te otwarte drzwi ostatniego zdania. Brawo.
Pozdrawiam.
Przydałoby się trochę bycia niegrzecznym, co nie? :D nie ma co się martwić, jeszcze się odjebie XD I tak jak wyżej wspomniałam, użyłam słów kluczy, bo miałam to do tematu, ale wczesniejszego tygodnia i zwyczajnie się nie wyrobiłam xD Pozdrawiam! :)
UsuńOk, Ravens nie znam, więc jakoś bardzo rozbudowany ten komentarz raczej nie będzie... Widać od razu klimat z amerykańskiego liceum, cheerleaderki, drużyny, szkolne imprezy, Halloween. Tak jak dziewczyny wcześniej wspomniały, trochę nie mogę zrozumieć wątku z przetrzymywaniem Spirita, bo zepsuli to koncertowo xD wiadomo, to było potrzebne i może jakiś sens w tym jest, ale nie widzę go niestety po tym fragmencie, ale tutaj, z tego co wiem, dajesz tylko wycinek jakiejś większej całości, więc można zrozumieć, jeśli coś uprościsz :) ale nie zmienia to faktu, że dostajemy grupę bohaterów, którzy widać, że są w pełni ukształtowani, to ludzie z całą siecią powiązań, kto kogo zna, z kim jest itd. I to jest naprawdę fajne, bo ci bohaterowie żyją ;) A smaczki z wątkiem fotografii i strój kota dopełnił całość xD końcówka iście cliffhangerowa
OdpowiedzUsuńPS. Nie pogardzę, jak mi potem wytłumaczysz, o czym jest seria xD
Oczywiście, że wytłumaczę, o czym jest seria, ba, nawet będę ją chciała kontynuować! :D ten wątek przetrzymywania, no mi to się będzie wyjaśniać na kolejnych rozdziałąch, bo to jest gruba akcja! D mam nadzieję tylko, ze to ma więcej sensu niż logika jakiegoś Riverdale xD
Usuń