Chaotyczne to to takie i zdechłe.
Ale Vrei z dedykacją dla Cleo!
***
Brienne
Bawden była kobietą w średnim wieku, która nie wyróżniała się pośród tłumu
niczym szczególnym. Patrząc na nią, dziwiłam się, że ktoś taki, jak Darren,
czyli przystojny i podejrzanie miły nastolatek, mógł być jej synem.
Podejrzewałam, że swój wygląd zawdzięczał komuś innemu niż własnej rodzicielce.
Chyba że był adoptowany – to by się wówczas zgadzało. Najwyraźniej musiałam w
tym momencie wyglądać na nieco skonsternowaną, bo Isaline, która obok mnie
stała, głośno się zaśmiała. Brienne, będąca naszą opiekunką, zdawała się nie
zwracać na to uwagi. Posłała mi pozornie miły uśmiech, który posiadał znamiona
zmęczenia. Coś mi podpowiadało, że była to kobieta wyglądająca na starszą, niż
w rzeczywistości była. Kojarzyła się z kimś, kto przeszedł w młodym wieku zdecydowanie
zbyt wiele przykrości, by teraz szczerze uśmiechać się do obcych ludzi.
Brienne
miała ciemne włosy przeplatane siwymi pasmami, które ułożyła w ciasny kok. Była
mulatką o ciemnych, głęboko osadzonych oczach, które ziały pustką – patrzyły na
mnie znad czarnych oprawek, które subtelnie opadały na jej mały i okrągły nos.
Usta miała naturalnie duże, policzki niemal wklęsłe, a kształt głowy owalny. Z
pewnością nie uchodziła za charyzmatyczną osobę, choć nie twierdzę przy tym, że
była brzydka. Odpowiednie dla niej określenia to: sztywna i pragmatyczna.
Myślę, że nawet jeżeli nie byłaby ubrana w czarną garsonkę, i tak bym wyróżniła
właśnie te dwa idealnie opisujące ją słowa.
–
Witaj, Channey – przywitała się ze mną gładko, składając ręce w podołku jak
ułożona pokojówka. – Widzę, że poznałaś już niektórych mieszkańców tego domu.
–
Poznała już wszystkich, łącznie z Vreiem. – Isaline pochyliła się do przodu i
przyłożyła dłonie do ust, ostentacyjnie szepcząc te słowa. Zaraz. Skąd ona w
ogóle wiedziała o tej sytuacji? – Na szczęście od spektakularnego upadku ze
schodów uratował ją twój idealny syn. – Dziewczyna wsparła się na biodrze i
posłała opiekunce ironiczny uśmieszek, który niósł ze sobą jakieś dziwne
wyzwanie. Widocznie Isaline nie przepadała za Darrenem, a może nawet za samą
Brienne. W sumie zaczynałam sądzić, że nie przepadała za kimkolwiek, oprócz własnej
osoby, no i może odrobinę za Vreiem, w końcu, jak sama stwierdziła, był jej
przydupasem.
Brienne
spojrzała przelotnie na Isaline, nawet nie komentując jej wypowiedzi.
Najwyraźniej nauczyła się już, aby skutecznie ignorować słowa niezbyt
przyjemnej w obyciu nastolatki. To się nazywała cierpliwość.
–
Tak – odpowiedziałam ostrożnie. – Było dokładnie tak, jak twierdzi Isaline.
–
Zapewne jesteś nieco skonsternowana – powiedziała z dziwną troską w głosie
Brienne. Po raz pierwszy, gdy ją zobaczyłam, zauważyłam w niej chęć bycia
troskliwą. – Pan William, który cię tutaj przywiózł, nie jest zbytnio miłym i
wygadanym człowiekiem, ale musisz mi wierzyć, nie miał złych zamiarów. Chciał
twojego dobra.
Zamrugałam
oczami, nie do końca wierząc temu, co powiedziała. Ten gość naprawdę nie
wyglądał mi na osobę, która chciała, żeby było mi tutaj dobrze. Przypominał
raczej kogoś, kto gotowy był na mnie eksperymentować, aby tylko się dowiedzieć,
skąd wzięły się moje dziwne, wybuchowe zdolności. Nie wierzyłam w altruizm.
Ludzie nawet wtedy, kiedy robili dla kogoś coś „bezinteresownego”, mieli w tym
jakiś cel – choćby taki, aby czuć się lepiej we własnej skórze, w końcu kto nie
chciałby uchodzić w oczach innych za dobrego człowieka? Chyba tylko ten,
któremu zależało na byciu złym.
–
Gdzie będę mieszkać? – spytałam obojętnie, próbując uciec od tematu, który
podjęła Brienne. Nie obchodziło mnie, czy będą rozcinać we śnie moje ciało, aby
zobaczyć, czy nie kryje się we mnie jakaś mityczna kula ognia, odpowiadająca za
nieludzkie wybuchy. Chciałam po prostu znaleźć miejsce, w którym mogłabym się
zaszyć. I tak nie miałam wielkich oczekiwań wobec swojej przyszłości. To nie ja
rządziłam moim życiem, tylko dorośli, przynajmniej póki byłam nastolatką.
–
Sama możesz wybrać swój pokój – oznajmiła Brienne, wskazując dłonią na drzwi,
których było tutaj od groma.
–
Dobrze – mruknęłam, zerkając w bok. Wskazałam palcem na pierwsze lepsze
pomieszczenie. – To będzie ten.
–
Nie chcesz go obejrzeć?
–
Nie, dziękuję.
Zdziwiona
Brienne pokiwała głową.
–
Dobrze. W takim razie ktoś przyniesie tutaj po kolacji twoje rzeczy. – Smukła
dłoń kobiety wyjęła z kieszeni spódnicy białą kopertę. Wystawiła ją w moją
stronę. Spojrzałam na nią z powątpiewaniem. Niby co mogła mi podarować? Nigdy
nie dostałam od nikogo żadnego podarunku, chyba że żabę w plecaku, którą
podrzucił mi w szkole kolega z klasy. – Spokojnie, to nic złego. Pan William
zawsze przekazuje nowym członkom akademii pewną sumę pieniędzy na przystrojenie
swojego pokoju i kupienie najpotrzebniejszym rzeczy.
–
Pieniędzy? – Spojrzałam na nią zszokowana. Nie powinno mnie to dziwić, w końcu
ten cały pan Willy musiał być cholernie bogaty, sądząc po jego zabawie w
zbieranie dziwnych nastolatków i umieszczanie ich w ogromnym domu. – Ile? –
wymsknęło mi się, na co Isaline stojąca z boku wydała z siebie ciche
parsknięcie. Poczułam, że się rumienię. Rzeczywiście mogło to być nieco
nieodpowiednie pytanie.
–
Dwadzieścia tysięcy dolarów – odpowiedziała bez zawahania Brienne, nawet nie
mrugając oczami. Gdybym piła w tym momencie herbatę, zapewne plunęłabym nią
prosto w jej twarz. Na szczęście moja reakcja wzbogaciła się tylko o szok
widoczny w mojej mimice. Nigdy w życiu nie widziałam na oczy tylu pieniędzy. W
sierocińcu nie dostawałam nawet kieszonkowego. Może to jednak był jakiś
irracjonalny sen? W takim razie musiałam pogratulować sobie wyobraźni.
Kiedy
wgapiałam się tak w opiekunkę, ta zdawała się stracić cierpliwość. Ostrożnie
uniosła moją dłoń i umieściła w niej kopertę. Później spojrzała na zegarek,
który miała na dłoni, i powiedziała:
–
Za piętnaście minut na dole w jadalni odbędzie się kolacja. Isaline, Vanille –
tu zwróciła się do moich współlokatorek, z których to jedna promiennie się
uśmiechnęła, a druga skrzywiła, zakładając ręce na piersi – pomóżcie się
rozgościć nowej koleżance.
–
Oczywiście! – wykrzyknęła energicznie różowowłosa Vanille, chwytając mnie
znienacka pod ramię. W normalnym przypadku, gdybym nie stała tutaj sztywna jak
kołek, zapewne bym od niej odskoczyła, bo nienawidziłam, kiedy ktoś mnie
dotykał, ale wciąż byłam w zbyt wielkim szoku, aby jakkolwiek zareagować na to
natarczywe zachowanie.
Nim
się obejrzałam, Brienne zniknęła, jakby teleportowała się w inne miejsce na
Ziemi, a ja zostałam wciągnięta do pokoju, który od dziś miałam zamieszkiwać.
Rozglądałam się po nim, niedowierzając temu, że tak duża przestrzeń od tej pory
będzie należała tylko i wyłącznie do mnie. Może nie znajdowało się w tym
pomieszczeniu nic nadzwyczajnego, bo tylko łóżko, szafa, biurko i krzesło, ale
dwadzieścia tysięcy dolarów spokojnie wystarczy, żeby zakupić kilka mebli.
Zaraz. Jak i gdzie kupowało się meble? Moje zakupy ograniczały się dotąd
wyłącznie do środków chemicznych, po które wysyłała mnie dyrektorka sierocińca.
–
Sama nie wiem, od czego zacząć – powiedziała zamyślona Vanille, która uniosła
dłonią własny podbródek, udając zamyślenie. – Jakby co, to każdy ma własną
łazienkę w pokoju, twoja najprawdopodobniej jest tam. – Dziewczyna wskazała
palcem na drzwi ukryte za szafą. – Śniadania są o godzinie szóstej trzydzieści,
o siódmej trzydzieści wyjeżdżamy z naszym szoferem do szkoły. – Szoferem? Nigdy
nie sądziłam, że będę miała własne auto, a tymczasem już w wieku szesnastu lat
będę posiadała własnego szofera. Szaleństwo. – Na łóżku leży już twój mundurek,
a na biurku podręczniki i przybory szkolne, także nie musisz się o nic martwić.
Do domu wracamy około szesnastej, ponieważ wszyscy uczęszczamy na zajęcia
dodatkowe. Obiady jemy w szkole. Potem odrabiamy razem lekcje i mamy czas
wolny. O osiemnastej kolacja i sprawozdanie z całego dnia. Nic skomplikowanego.
Jeżeli będzie ci czegoś brakowało, mów o tym Brienne. – Uśmiechnięta Vanille
poklepała mnie po plecach. – O, muszę jeszcze posprzątać w pokoju, bo przed
kolacją Bri sprawdza porządek, dlatego zostawię cię tutaj z Isaline. – Vanille
zaśmiała się niemrawo i zanim cokolwiek powiedziałam, wyskoczyła za drzwi.
–
Ona się ciebie boi? – spytałam prosto z mostu, spoglądając na rozbawioną
nastolatkę, która opierała się o ścianę mojego pokoju.
–
Słabo się dogadujemy. – Isaline posłała mi znaczący uśmieszek.
–
A co z Darrenem?
Wiedźma
o białych włosach uniosła czarną brew, przyglądając mi się z niemałym
zaciekawieniem.
–
Spostrzegawcza jesteś. – Zaśmiała się krótko i oderwała od ściany. Wzruszyła
beztrosko ramionami. – Rzeczywiście. Pan przystojny mięśniak i brokatowa Barbie
raczej nie są osobami, które uznaję za przyjaciół. Oboje są do bólu nudni, mili
i grzeczni. To samo z Brienne. – Wzruszyła ramionami.
–
Wszyscy mają tutaj jakieś… dziwne zdolności? – zapytałam niepewnie.
–
Nie wszyscy. – Zdziwiłam się tymi słowami, dlatego spojrzałam na nią z
uniesioną brwią. – Darren jest taki nudny, na jakiego wygląda. Ma tylko jedną
ułomność, o której ci nie powiem, bo chciałabym, żebyś dostrzegła w nim takiego
samego świra, jak ja dostrzegłam. – Isaline wyszczerzyła zęby. – Spytasz pewnie,
dlaczego ktoś tak przeciętny jak Darren tutaj mieszka, a ja odpowiem: z powodu
Brienne.
–
Brienne ma jakąś nadnaturalną zdolność? – Zmarszczyłam czoło.
–
Nie. – Isaline powolnym krokiem ruszyła w stronę mojego łóżka, na którym
usiadła, testując dłońmi jego sprężystość. Dopiero po chwili na mnie spojrzała.
– Lubię ograniczać historię Brienne do jednego zdania: „Poszła upolować
potwora, a wróciła z synem”. – Zamrugałam nierozumnie oczami, oczekując od
niej, że mnie oświeci. Na szczęście nie musiałam długo czekać. – Brienne była
prawniczką. Młodą, ładną i o jakże świetlanej przyszłości – w jej głosie
pobrzmiewała delikatna ironia. – Pewnego dnia doszły ją słuchy, że w sądzie
będzie walczyć przeciwko jednemu z najlepszych adwokatów, którego zwali w
kancelarii diabłem. Gardziła nim, bo inni nim gardzili. – Isaline wzruszyła
ramionami. – Ale cóż, kiedy go zobaczyła, przepadła. W sumie na jedną noc. I
jak się pewnie domyślasz, tak właśnie powstał idealny, przystojny Darren, który
odziedziczył po ojcu wszystko z wyjątkiem charakteru, a szkoda, bo mogłoby być
tu naprawdę ciekawie. – Zachichotała. – Diabeł, kiedy się o tym dowiedział,
wzgardził swoim potomkiem. Uznał, że zrobi wszystko, aby pozbyć się ze swojego
życia zarówno szaleńczo zakochanej w nim kobiety, jak i dziecka, które sam
spłodził. Zrobił to na tyle dobrze, że wkrótce Brienne wyrzucono z pracy, a
potem wylądowała na ulicy bez grosza przy duszy. Punktem zwrotnym tej historii
jest niejaki William, który przygarnął ją do swojego domu, aby w przyszłości
robiła za opiekunkę dla takich niesfornych dzieciaków, jak my. Darren był
oczywiście w pakiecie.
Musiałam
przyznać, że ta historia brzmiała bardzo niewiarygodnie i bajkowo. Poza tym
jaką miałam pewność, że Isaline jej nie wymyśliła? Skąd w ogóle wiedziała o
czymś tak intymnym, jak przeszłość Brienne? Wątpiłam, aby sama jej o niej
opowiedziała.
–
Mam swoje sposoby na dowiadywanie się pewnych rzeczy. – Dziewczyna przekręciła
głowę w bok jak zaciekawiony latającą muchą kot. Na jej ustach wykwitł
niesforny, tajemniczy uśmieszek. – Daj mi kilka dni, a będę wiedziała o tobie
wszystko, co powinnam, droga Channey.
Przeszyły
mnie dreszcze. Nie wiedziałam, co mogłam na to odpowiedzieć – że z pewnością
uzna moją osobę za tak samo nudną, jak Darrena czy Vanille, bo poza moimi
wybuchowymi, nieopanowanymi zdolnościami nie było we mnie kompletnie nic
interesującego?
–
Jesteś dla siebie zbyt surowa – powiedziała rozbawiona Isaline.
Spojrzałam
na nią nachmurzona. Kusiło mnie, żeby zapytać, czy przypadkiem nie czytała w moich
myślach. Może to właśnie była jej tajemnicza zdolność?
–
To tylko część moich możliwości. – Isa puściła mi oczko, a potem podniosła się
żwawo z łóżka. – Zostawię cię na chwilę samą. Uporządkuj sobie w głowie to, co
musisz, a potem dołącz do nas w jadalni. – Stukoczący oddźwięk, które wydawały
obcasy Isaline, oznaczył ścieżkę do samych drzwi. Na ramieniu poczułam
delikatne, krzepiące klepnięcie, które emanowało dziwną elektrycznością.
Niczego jednak nie powiedziałam.
Moja
nowa współlokatorka wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą na środku tego
ogromnego pomieszczenia. Przyznaję, nie wiedziałam, co miałam teraz zrobić. Coś
w środku nakazywało mi radować się z powodu tego, że w końcu będę mogła pobyć sama
ze swoimi myślami, ale zamiast tego poczułam pustkę. Chyba przyzwyczaiłam się
już do nieokazywania radości nawet samej sobie. W końcu wszystko, co choć przez
chwilę było dobre, niebawem mogło zamienić się w piekło. Tak właśnie wyglądało
całe moje życie.
Czy
potrzebowałam zostawać sama na sam ze swoimi myślami? Niekoniecznie, ponieważ
nie wiedziałam, co mam myśleć o nowej sytuacji. Czułam się jak w jakimś dziwnym
śnie, który nie był ani trochę realny. Jak życie jednej osoby mogło zmienić się
tak gwałtownie jednego dnia? Najpierw wysadziłam szkołę, a potem wylądowałam na
posterunku, gdzie groził mi wyrok w postaci zamknięcia w jakimś szpitalu dla
dziwnie uzdolnionych dzieciaków, które były niebezpieczne dla otoczenia. Nagle
pojawił się jakiś dziwny pan William, który zapłacił za mnie jak za niewolnika
i zabrał ze sobą do swojej dziwnej akademii, gdzie znajdowały się osoby o
niewyjaśnionych zdolnościach. Moje nudne dotąd życie właśnie teraz stało się
dobrym materiałem na sztampowy komediodramat. Szkoda tylko, że główna bohaterka
nie była godną uwagi osobą.
Nie
miałam pojęcia, ile tutaj stałam. Dopiero kiedy usłyszałam, jak ktoś krzyczy z
dołu – najprawdopodobniej Darren – że czas na kolację, zdałam sobie sprawę z tego,
co było teraz moim celem. Niczym zaprogramowany robot wyszłam z pokoju i
ruszyłam w stronę schodów. Moja głowa była pozbawiona myśli. Nie wiedziałam, co
mnie czeka. Nie wiedziałam nawet, czy przeżyję kolejny dzień, a jednak
wykonywałam te cholerne kroki ku nieznanemu bez zastanowienia. Zupełnie jakbym
to nie ja kierowała własnym ciałem, a jakaś obca siła. Sądząc po tym, że przy
schodach zetknęłam się z osobą, która już wcześniej zgotowała mi miłe
spotkanie, pchało mnie tutaj samo przeznaczenie.
Chłodne,
niebieskie oczy zmrużyły się na mój widok w momencie, kiedy omal nie odbiłam
się od piersi zakapturzonego chłopaka. Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy, nie
miałam czasu się mu przyjrzeć. Zrobiłam to dopiero teraz.
Vrei
nie był wysokim nastolatkiem. Miał może metr siedemdziesiąt wzrostu. Dodatkowo
wydawał się być bardzo chudy, jak nie wychudzony. Jego twarz była piekielnie
blada, a rzęsy niemal białe. Zbyt jasny kolor oczu w postaci jaśniejącego jak
niebo błękitu, a także naturalnie bardzo jasne blond włosy i brwi, które
wystawały spod kaptura, przywodziły mi na myśl albinosa. Jednak przez jego ciemny
ubiór, a więc długi, czarny płaszcz, poszarpane, czarne spodnie i koszulkę z
czaszką, na której widniał napis: „Kill yourself”, nie mogłam być tego pewna w
stu procentach.
To,
co mogłam powiedzieć podczas pierwszego dłuższego spojrzenia w te chłodne oczy,
to to, że miały w sobie przedziwną pustkę. Tylko ściągnięte do środka brwi,
zaciśnięte usta i rozszerzone nozdrza były mi w stanie podpowiedzieć, że Vrei
zdawał się być wrogo nastawiony. Czekałam, aż pierwszy się złamie i rzuci do
mnie jakimś ambitnym tekstem pokroju: „weź umrzyj”, ale zamiast tego wydał z
siebie ciche prychnięcie, a potem zwrócił się ku schodom, przy okazji mocno uderzając
mnie ramieniem, i zszedł posępnie na dół.
Spojrzałam
za nim, zdając sobie sprawę z tego, że nawet przez moment się go nie bałam. Czy
to była jakaś przedziwna walka na spojrzenia, którą wygrałam? Jeżeli tak, to
pierwsza bitwa od momentu moich narodzin, którą wygrałam. I o dziwo, byłam
gotowa na kolejne starcia.
Ouu jeeee. Super sprawa! Podoba mi się ta szkoła. Szkoda, że nie mam żadnych mocy prócz nielimitowanego ględzenia o sobie :( Podoba mi się bohaterka, taka „typowa nastolatka”! Podoba mi się, jak opisujesz postaci, widzę je - opisy są harmonijne. Zwróciłam uwagę na to, że nie dotarło do mnie jak wygląda główna bohaterka. Poprawiłabym troszkę ilość zaimków. Np tu: "zabrał ze sobą do swojej dziwnej" zabrał do akademii" - stanowczo by wystarczyło ;) "Zbyt jasny kolor oczu w postaci jaśniejącego" - jasny/jaśniejącego -ok, wiemy już, że jasny! ;p Podoba mi sie bardzo Isaline i jestem ciekawa co ta straszna postać wymyśli, żeby skomplikować życie bohaterce :D Dzięki za ten tekst. Wciągnął mnie mocno!
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤️ za dedykację, Vrei jest na mojej liście lubianych postaci z opków od pierwszego tekstu TSA, a tu pokazał, że warto dać mu kilka dodatkowych punktów. Jego opis jest plastyczny, jego zachowanie tajemnicze i ja chcę go więcej!
Nie polubiłam Brienne. Jest taka... Nijaka. Właśnie jak Darren, więc po tym podobieństwie mogłam stwierdzić, że nie ma opcji, muszą być spokrewnieni. Ciekawie wpleciony temat. Historia opiekunki może i smutna, ale ja miałam w głowie takie "ha, sama się doigrałaś, z diabłem się nie pogrywa ani w nim nie zakochuje".
Fiu, fiu, te dwadzieścia tysięcy to mogłoby ustawić Channey na kilka najbliższych lat. Jestem ciekawa, co za to kupi.
A Isa i jej możliwe czytanie w myślach - biorę w ciemno!
Lubię ten tekst, lubię to uniwersum. I tyle.
Pozdrawiam.
Sprawdziłam, ile części mnie ominęło. Ok, 3, ale i tak wszystkowszystko jest na dość początkowym poziomie, bohaterka trochę rzeczy podsumowuje, więc wciąż można się w tym połapać (nawet nie wierzę w to, że uda mi się od razu nadrobić zaległości xD).
OdpowiedzUsuńBohaterka jako zwykła niezwykła nastolatka. To może ci naprawdę dobrze wyjść, bo chyba nie od dziś wiadomo, że lubisz takie tematy. Ciekawi mnie powód, żeby ktoś inwestował tyle kasy w jakiegoś rodzaju szkołę dla istot nadnaturalnych, jeśli dobrze zrozumiałam, co z tego ma xD ale może niepotrzebnie szukam haczyka tam, gdzie go nie ma. Na pewno będziesz miała sporo zabawy w wymyślaniu kolejnych mocy :D Po tym tekście, jak pisała Cleo, Brienne jest mi raczej obojętna, ale domyślam się, jaką rolę tutaj ma pełnić. Fajnie wpleciony temat. Synka nie poznałam, ale nie tylko ja lubię tajemnicze postacie i ciekawi mnie Vrei ;)