Na
grupach pisarskich jedna z postaci tego tekstu do tej pory się nie pojawiła,
ale zrobiła to w pierwszym tekście o Strachu, jaki w ogóle napisałam. Jeśli
ktoś chce wiedzieć, skąd się wzięła, to zapraszam tutaj ---> https://wszystkie-miniatury-cleo.blogspot.com/2016/05/jam-jest-strach.html
.
Przez mur mojej świadomości przebijał się dźwięk. Coś
jak szeleszczące na wietrze liście pragnące przekazać jakieś pilne
wieści. Mógł to także być czyjś głos, świergocący blisko mojego ucha,
jakby w ten sposób chciał mnie obudzić, nakazać powstać z łóżka i zacząć
– być może spóźniony – dzień. Dźwięk ten brzmiał i brzmiał niczym
niedająca się wyłączyć piosenka i z jakiegoś powodu przypomniał mi dom.
Nakazałam sobie przebudzić się i otworzyć oczy. Kiedy to zostało wykonane, zmieniłam pozycję na półsiad, opierając się o wezgłowie łóżka, i ziewnęłam potężnie. To nie przerwało dźwięku, mogłam go zlokalizować i sprawdzić, od kogo pochodzi.
Salvia, półmetrowa skrzatka, służka Maga, wycierała kurze w moim pokoju, nucąc jakąś przyśpiewkę. Nie zauważyła, że się przebudziłam i przypatruję jej poczynaniom, śpiewała delikatnym głosikiem, a wszelkie niepotrzebne pyłki spotykała właśnie śmierć.
– Poszła upolować potwora, a wróciła z synem – głosiła przyśpiewka. – Ludzie ich nie chcieli, dom im puścili z dymem. – Komoda przetarta, pora brać się za ramę lustra na toaletce. – Płakała żałośnie z synem głodnym. – Szmatka została uniesiona w górze w geście, który raczej nie należał do zwycięzcy. – Chłopięciem małym, życia niegodnym!
Nie znałam tej piosenki i dobrze, nie chciałam bowiem nucić czegoś tak smutnego. Utwory muzyczne powinny mieć – moim zdaniem – tekst zagrzewający do walki i chwalący sukcesy, mogły to być też legendy, ale nie prawiące o stracie i bólu. Przez nie człowiek jedynie tracił humor.
Salvia spojrzała w taflę lustra i dostrzegła mnie. Pisnęła, a szmatka wypadła z jej małej dłoni.
– Moe!
– Dzień dobry, Salvio. Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Dlaczego tu sprzątasz?
Kiedy zawitałam do tego domu w środku lasu po zostaniu Strażnikiem, ustaliłyśmy, że mój pokój to będzie moja sprawa, dbanie o porządek w nim będzie spoczywał na mnie, nie na kimś innym. Dlatego tak zdziwiła mnie obecność skrzatki.
– Dzień dobry. – Skłoniła mi się lekko. – A bo nie mam na razie co robić – wyznała szczerze. – Panienka to ma swoje zadania: opieka nad tą dwójką przybyłych – strasznie z nich śpiochy swoją drogą – i ochrona naszego Pana, ale ja nie mogę nic robić, kiedy w domu jest tyle osób, bo na pewno będę komuś przeszkadzać. To frustrujące!
Skrzatka wyglądała uroczo, kiedy denerwowała się w ten sposób i zakładała przed sobą wątłe ramiona, ale zdołałam już wywiedzieć się, że tkwi w niej – jak i w Morninie, drugim małym pomagierze Feara – dreszczyk zabójstwa, który zazwyczaj objawiał się chwilę przed zmrokiem i kierowany był w drobne żyjątka, które kręciły się nieostrożnie w ogrodzie za domem. To nakazało mi mieć się na baczność – w każdej, nawet najbardziej słodkiej, istocie tkwi namiastka mordercy i nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie ona do głosu.
Uśmiechnęłam się i odrzuciłam od siebie miękką kołdrę. Dalsze wylegiwanie się pewnie byłoby przyjemne, ale skoro już się rozbudziłam, mogłam zacząć dzień. W końcu wypadałoby oficjalnie przedstawić sobie księżniczkę i drwala, Fear jakoś się do tego nie palił.
– Przykro mi, że to ci doskwiera – odpowiedziałam – ale chyba uda nam się to jakoś rozwiązać.
Duże oczy Salvii otworzyły się szerzej, a na jej twarzyczce zagościła nadzieja.
– Naprawdę? – Aż przyklasnęła w dłonie. – A co takiego?
Mimo że porzuciłam bycie Wędrowcem i odcięłam się od życia w wiosce, nadal miałam swoje zwyczaje, jak na przykład picie czaju do śniadania. A sądząc po zapachu, nawet jeśli posiłek był już gotowy, to napój nie. Kto jak kto, ale Salvia miała odpowiednie rączki, by go dla mnie przygotować.
– Czaj, moja droga. Z tym, co zawsze.
Szmaragdowe oczy skrzatki pojaśniały.
– O rany, zapomniałam! Już pędzę! – Zeskoczyła zwinnie z toaletki i wybiegła z pokoju, znowu śpiewając: – Poszła upolować potwora, a wróciła z synem...
Pokręciłam głowę i wzięłam się za siebie. Porzuciłam łóżko na dobre, rozczesałam włosy i właśnie chciałam przebrać się z koszuli nocnej w coś wygodniejszego, kiedy zjawił się gość. Pewnie nigdy nie będzie żałował tego, że widział mój tyłek w bawełnianych majtkach i gołe plecy. Zboczeniec jeden.
– O, przepraszam, ja tylko... Pomóc ci?
Nie odwracając się do niego, pozbyłam się koszuli i założyłam czarną bluzkę z lnu, która albo mnie zakryje, albo pozwoli na posiadanie nieczystych myśli, jakoś o to nie dbałam. Szybko ubrałam też spodnie, by po tym całym negliżu zakryć ciało przed wzrokiem stalkera.
Kiedy się odwróciłam, nie napotkałam spojrzenia z opalu, lecz plecy Maga osłonięte szatą. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zaskoczyło.
– Cześć, już nie trzeba. Co tam?
Spojrzał na mnie dopiero, gdy dotknęłam jego ręki, przystając obok. Opal tlił się nadal w tych dwóch panelach.
– Nic nowego – odparł, a granatowe pasmo grzywki zechciało naruszyć jedno z oczu. Odsunęłam je jednym szybkim ruchem. – Zaszedłem tu, bo drzwi były otwarte, chciałem sprawdzić, czy nic się nie dzieje.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Nic się nie dzieje, po prostu Salvia je tak zostawiła, wychodząc. I śpiewała jakąś przyśpiewkę.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki, Mag poszedł za mną.
– Też ją słyszałem i trochę mnie to martwi.
– Dlaczego?
Staliśmy przed drzwiami bardzo blisko siebie, jak dwoje spiskowców, którzy coś knują. Fear wydawał się być naprawdę zaniepokojony.
– To samo śpiewała, kiedy znalazłem ją i Mornina wśród trupów ich pobratymców. Wydaje mi się, że ona także zawsze sobie to przypomina. To niekoniecznie dobrze wróży.
Główną rolą Feara było wywoływanie strachu u innych, by nikt nie zaatakował krainy, którą władał, ale teraz, tego poranka, wywołał u mnie niepokój. To uczucie nie chciało mnie opuścić, a przecież nie mogłam dopuścić, by Amylee i Caspian je podzielili. W końcu coś innego było do zrobienia.
Ważniejszego, ale może też i niebezpiecznego. Coś, co zacznie się, kiedy odnajdzie nas ostatnia z osób, której powinnością jest bronić krainy.
Oby tylko nadeszła na czas.
Nakazałam sobie przebudzić się i otworzyć oczy. Kiedy to zostało wykonane, zmieniłam pozycję na półsiad, opierając się o wezgłowie łóżka, i ziewnęłam potężnie. To nie przerwało dźwięku, mogłam go zlokalizować i sprawdzić, od kogo pochodzi.
Salvia, półmetrowa skrzatka, służka Maga, wycierała kurze w moim pokoju, nucąc jakąś przyśpiewkę. Nie zauważyła, że się przebudziłam i przypatruję jej poczynaniom, śpiewała delikatnym głosikiem, a wszelkie niepotrzebne pyłki spotykała właśnie śmierć.
– Poszła upolować potwora, a wróciła z synem – głosiła przyśpiewka. – Ludzie ich nie chcieli, dom im puścili z dymem. – Komoda przetarta, pora brać się za ramę lustra na toaletce. – Płakała żałośnie z synem głodnym. – Szmatka została uniesiona w górze w geście, który raczej nie należał do zwycięzcy. – Chłopięciem małym, życia niegodnym!
Nie znałam tej piosenki i dobrze, nie chciałam bowiem nucić czegoś tak smutnego. Utwory muzyczne powinny mieć – moim zdaniem – tekst zagrzewający do walki i chwalący sukcesy, mogły to być też legendy, ale nie prawiące o stracie i bólu. Przez nie człowiek jedynie tracił humor.
Salvia spojrzała w taflę lustra i dostrzegła mnie. Pisnęła, a szmatka wypadła z jej małej dłoni.
– Moe!
– Dzień dobry, Salvio. Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Dlaczego tu sprzątasz?
Kiedy zawitałam do tego domu w środku lasu po zostaniu Strażnikiem, ustaliłyśmy, że mój pokój to będzie moja sprawa, dbanie o porządek w nim będzie spoczywał na mnie, nie na kimś innym. Dlatego tak zdziwiła mnie obecność skrzatki.
– Dzień dobry. – Skłoniła mi się lekko. – A bo nie mam na razie co robić – wyznała szczerze. – Panienka to ma swoje zadania: opieka nad tą dwójką przybyłych – strasznie z nich śpiochy swoją drogą – i ochrona naszego Pana, ale ja nie mogę nic robić, kiedy w domu jest tyle osób, bo na pewno będę komuś przeszkadzać. To frustrujące!
Skrzatka wyglądała uroczo, kiedy denerwowała się w ten sposób i zakładała przed sobą wątłe ramiona, ale zdołałam już wywiedzieć się, że tkwi w niej – jak i w Morninie, drugim małym pomagierze Feara – dreszczyk zabójstwa, który zazwyczaj objawiał się chwilę przed zmrokiem i kierowany był w drobne żyjątka, które kręciły się nieostrożnie w ogrodzie za domem. To nakazało mi mieć się na baczność – w każdej, nawet najbardziej słodkiej, istocie tkwi namiastka mordercy i nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie ona do głosu.
Uśmiechnęłam się i odrzuciłam od siebie miękką kołdrę. Dalsze wylegiwanie się pewnie byłoby przyjemne, ale skoro już się rozbudziłam, mogłam zacząć dzień. W końcu wypadałoby oficjalnie przedstawić sobie księżniczkę i drwala, Fear jakoś się do tego nie palił.
– Przykro mi, że to ci doskwiera – odpowiedziałam – ale chyba uda nam się to jakoś rozwiązać.
Duże oczy Salvii otworzyły się szerzej, a na jej twarzyczce zagościła nadzieja.
– Naprawdę? – Aż przyklasnęła w dłonie. – A co takiego?
Mimo że porzuciłam bycie Wędrowcem i odcięłam się od życia w wiosce, nadal miałam swoje zwyczaje, jak na przykład picie czaju do śniadania. A sądząc po zapachu, nawet jeśli posiłek był już gotowy, to napój nie. Kto jak kto, ale Salvia miała odpowiednie rączki, by go dla mnie przygotować.
– Czaj, moja droga. Z tym, co zawsze.
Szmaragdowe oczy skrzatki pojaśniały.
– O rany, zapomniałam! Już pędzę! – Zeskoczyła zwinnie z toaletki i wybiegła z pokoju, znowu śpiewając: – Poszła upolować potwora, a wróciła z synem...
Pokręciłam głowę i wzięłam się za siebie. Porzuciłam łóżko na dobre, rozczesałam włosy i właśnie chciałam przebrać się z koszuli nocnej w coś wygodniejszego, kiedy zjawił się gość. Pewnie nigdy nie będzie żałował tego, że widział mój tyłek w bawełnianych majtkach i gołe plecy. Zboczeniec jeden.
– O, przepraszam, ja tylko... Pomóc ci?
Nie odwracając się do niego, pozbyłam się koszuli i założyłam czarną bluzkę z lnu, która albo mnie zakryje, albo pozwoli na posiadanie nieczystych myśli, jakoś o to nie dbałam. Szybko ubrałam też spodnie, by po tym całym negliżu zakryć ciało przed wzrokiem stalkera.
Kiedy się odwróciłam, nie napotkałam spojrzenia z opalu, lecz plecy Maga osłonięte szatą. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zaskoczyło.
– Cześć, już nie trzeba. Co tam?
Spojrzał na mnie dopiero, gdy dotknęłam jego ręki, przystając obok. Opal tlił się nadal w tych dwóch panelach.
– Nic nowego – odparł, a granatowe pasmo grzywki zechciało naruszyć jedno z oczu. Odsunęłam je jednym szybkim ruchem. – Zaszedłem tu, bo drzwi były otwarte, chciałem sprawdzić, czy nic się nie dzieje.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Nic się nie dzieje, po prostu Salvia je tak zostawiła, wychodząc. I śpiewała jakąś przyśpiewkę.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki, Mag poszedł za mną.
– Też ją słyszałem i trochę mnie to martwi.
– Dlaczego?
Staliśmy przed drzwiami bardzo blisko siebie, jak dwoje spiskowców, którzy coś knują. Fear wydawał się być naprawdę zaniepokojony.
– To samo śpiewała, kiedy znalazłem ją i Mornina wśród trupów ich pobratymców. Wydaje mi się, że ona także zawsze sobie to przypomina. To niekoniecznie dobrze wróży.
Główną rolą Feara było wywoływanie strachu u innych, by nikt nie zaatakował krainy, którą władał, ale teraz, tego poranka, wywołał u mnie niepokój. To uczucie nie chciało mnie opuścić, a przecież nie mogłam dopuścić, by Amylee i Caspian je podzielili. W końcu coś innego było do zrobienia.
Ważniejszego, ale może też i niebezpiecznego. Coś, co zacznie się, kiedy odnajdzie nas ostatnia z osób, której powinnością jest bronić krainy.
Oby tylko nadeszła na czas.
Przeczytałam. Szmaragdowe oczka skrzatki utkwiły mi w głowie. :) Fajny pomysł, na złowrogą przyśpiewkę nawiązującą do tematu. Nie wiem czemu, ale mam takie poczucie dużego ciepła bijącego z tego opowiadania. Jak pamiętam z czasów GPK Twoje opowiadania były straszne a bohaterowie bardzo nieszczęśliwi, zniszczeni, a tutaj widzę bardzo wesoły obrazek - mimo strachu głównej bohaterki, to ma ona jakieś zadania i odważnie patrzy w przyszłość. Bardzo mi się to podoba, krzepiące to! Warsztatowo gorzej niż to drugie opowiadanie ;) Widocznie pisane bardziej na szybko, ale i tak jest bardzo, bardzo dobrze! Czyta się nie litery, ale obrazy. Dzięki!
OdpowiedzUsuńEj. Kurde. Autentycznie Fear kojarzy mi się z anime Mahoutsukai no Yome, o czym już chyba ci mowiłam, ale po tym tekście kojarzy mi się jeszcze bardziej XD. Bez jaj, musisz oglądnąć to animu. Fajne jest. Albo kiedyś jak przyjedziesz to razem obejrzymy!
OdpowiedzUsuńSalvia jest fajna! Propsuję ją. I ten pomysł z przyśpiewką był genialny :D. Ostatnio masz naprawdę fajnie pomysły na wykorzystywanie tematów głównych.
Huehehuehue. Ten Fear z "Pomóc ci?", a wiesz, że podobna scena była właśnie w Mahoustukai no yome?! Ja pierniczę, to jakaś kompatybilność umysłowa z anime, którego nawet nie znasz XDDD! MUSISZ TO OBEJRZEĆ. Dzięki temu skojarzeniu jakoś łatwiej weszłam w klimat opowiadania!
Podoba mi się ten tekst. I w sumie chciałabym poczytać więcej opków z uniwersum Feara. Jakiś taki sentyment do niego mam :D.