Bardzo spóźniony, ale koniec końców udało mi
się napisać! Wyszło dłuższe niż myślałem i takie jakieś… dziwne, może trochę
chaotyczne XD No i dobrze jest znać poprzednie teksty z Warrena i Leny, bo jest
tutaj kilka nawiązań do wcześniejszych fragmentów :D
15 Burz
1255 roku Po Uwolnieniu
- Panna Lenarietta
Stellis Morianii! - oznajmił szambelan, gdy półorkijka przeszła przez próg
drzwi do sali balowej. - Pani na ziemiach górokrzewskich! Doradczyni króla
Nilana Trzeciego!
Oczy niemal
wszystkich gości zwróciły się w jej stronę. Poczuła się nieswojo, wolała
pozostawać niewidoczna. Nachyliła się do szambelana i wyszeptała:
- Co ty pier… Ekhem
- zakaszlała w pięść, gdy wystrojona dwórka przeszła obok nich, a następnie się
poprawiła i powiedziała cichym głosem - Bernard, co ty za głupoty opowiadasz?
Przecież mam na imię Lena, nie Lenarietta. I nie mam ziem przy Górokrzewie…
Gdzie to w ogóle leży?
- Rozkaz
królowej-wdowy, kazała tak cię przedstawić - i nie wdając się w dłuższą
dyskusję, zaanonsował przybycie kolejnej osoby.
Nieco zdziwiona
Lena, ruszyła przed siebie.
Sala balowa była
ogromna. Przyozdobiona proporcami największych i najważniejszych rodów,
doskonale oświetlona magicznymi kryształami przekazanymi w darze przez
krasnoludy, mieniła się wszystkimi barwami tęczy. Na wprost drzwi stały stoły
ustawione w kształt podkowy. Wszyscy goście zajmowali miejsca po ich
zewnętrznej stronie. Na samym środku zasiadł król, po jego lewej stronie
degustator potraw, po prawej zaś znajdowało się wolne miejsce.
Wewnątrz
przestrzeni między stołami, gości próbowali zabawiać kuglarze i trefniś,
żonglując, pokazując magiczne sztuczki oraz wygłupiając się. Po prawej stronie
króla, w rogu sali, stało kilku bardów. Grali wesołą, skoczną melodię, którą
Lena rozpoznała dopiero po chwili. Była to "Barwna toń". Uśmiechnęła
się na wspomnienie o wspólnym tańcu z Warrenem do tej piosenki, w karczmie
"Pod Trupią Czachą". Po chwili jednak spoważniała i posmutniała, gdy
przypomniała sobie, co wydarzyło się później.
Nieco przybita Lena
wolnym krokiem zmierzała przed oblicze króla. Musiała wpierw pokłonić się
władcy, nim zasiądzie na swoim miejscu. Minęła kuglarza żonglującego
pochodniami i stanęła przed Warrenem. Złapała kant sukni, lekko uniosła i
dygnęła profesjonalnie. Następnie skłoniła głowę i powiedziała oficjalną
formułę:
- Nilanie Trzeci!
Oby twe rządy były długie i owocne! A łaski i mądrości Trzech Chórów niech
spływają na ciebie po wsze czasy!
- Dziękuję ci,
Leno… Yyy… Chciałem powiedzieć… Lenarietto Stellis Morianii, pani Górokrzewu! -
Warren poprawił się, gdy degustator potraw trącił go łokciem i szepnął jak ma
zwrócić się do półorkijki. Następnie dyskretnym ruchem głowy, król wskazał na
krzesło obok siebie, popędzając nieco swoją doradczynię.
Lena nie zwlekając,
przytaknęła głową i cofnęła się, robiąc miejsce przed obliczem władcy dla
kolejnego gościa. Wróciła na początek stołu, a następnie minęła część wolnych
krzeseł oraz sporą ilość gości po lewej, zewnętrznej stronie. Zgodnie z
etykietą dworską, im ktoś dalej siedzi od króla, tym jest mniej ważny. Z tego
powodu, Lena niemalże czuła palący wzrok zazdrości i nienawiści niektórych
osób, gdy przechodziła obok nich. Często słyszała również fragmenty komentarzy
na ten temat, szczególnie od przedstawicieli rodów, które przybyły ze
wschodniej części królestwa do Smoczego Wzgórza. "To coś jest ważniejsze
od nas?!", "Równie dobrze młody Sagarion mógł mi napluć w
twarz.", "Wziął sobie dzikuskę do łóżka, a o swoich krwawiących
poddanych zapomniał." Lena była przyzwyczajona do lekceważącego
traktowania, jednakże nigdy wcześniej nie słyszała tyle jadu. I to w osobach,
które uważają się za szlachetnie urodzone. Czuła gniew wobec tych ludzi. Nie znają mnie! - myślała. Uważają mnie za tępego orka, nic o mnie nie
wiedząc! I mają jeszcze czelność podważać decyzję swojego króla! Już ja im
pokażę! I z pewną satysfakcją, starała się zapamiętać przedstawicieli
rodów, którzy choćby krzywo na nią spojrzeli.
Nie wszyscy jednak
byli wobec niej nieuprzejmi. Im bliżej króla się znajdowała, tym więcej życzliwych
i obytych ludzi spotykała. Tythus, uczony z rady regencyjnej, pozdrowił ją
miłym uśmiechem i szczerze pochwalił wygląd. Mijając królewskiego zbrojmistrza,
usłyszała jak zachwala kobiecie siedzącej obok niego, jej mądrość i zaradność.
Dowódca gwardii królewskiej zaś parsknął śmiechem na widok Leny w sukni, po
czym powiedział głośno, że może teraz jego chłopcy mieliby z nią jakieś szanse
w pojedynku.
Trzy krzesła na
prawo od króla siedziała Alicante, matka Warrena. Pozdrowiła półorkijkę
kiwnięciem głowy i ciepłym uśmiechem. Lena chciała wypytać ją o wiele kwestii,
jednakże uznała że byłoby to wielkim nietaktem gdyby zatrzymała się teraz,
zamiast najpierw usiąść obok króla. Zaś po lewej stronie królowej-wdowy,
miejsce zajmowała księżniczka Aurelia. Była niezwykle podekscytowana i nie
mogła się doczekać aż półorkijka usiądzie obok niej. Lena wcześniej sugerowała,
żeby władca przesunął rodzinę bliżej siebie, on jednak uparł się i stwierdził,
że miejsce jego najważniejszej doradczyni jest obok niego.
Usiadła obok
Warrena, nachyliła się w jego stronę i wyszeptała:
- I co? Jak idzie
królowanie?
- Jak na razie
nudno - odpowiedział półorkijce równie cicho, cały czas patrząc i uśmiechając
się do szlachcica, który właśnie składał mu pokłon.
- Przyjdzie ci uchwalać
nowe prawa, to dopiero będą nudy.
Ściszonymi głosami,
przerywanymi zdaniami i niemal nie patrząc na siebie, rozmawiali dłuższą
chwilę. Lena wpierw zapytała o zmianę imienia i przedstawienie jej jako pani na
ziemiach górokrzewu. Król odpowiedział jej, że to pomysł jego matki, że dzięki
temu nie będzie się czuła gorsza od innych. Oboje parsknęli śmiechem gdy Warren
to powiedział. Następnie półorkijka pochwaliła ceremonię oraz zdradziła co
ciekawsze zachowania poddanych w trakcie i po koronacji. Warren natomiast
zwierzył się ze swoich obaw. Był bardzo niepewny, przytłaczała go ilość
obowiązków oraz świadomość, że jeszcze wiele będzie musiał się nauczyć.
Przyznał się również, że doświadczył ciekawego wrażenia podczas zakładania
korony. Jakby niesamowicie wielki ciężar spoczął mu na głowie i jednocześnie
wydawało mu się, że usłyszał wielu mężczyzn mówiących: “Teraz to twój dar i
przekleństwo. Brzmię i skarb. Jakim królem się okażesz?”
Lena w pierwszej
chwili uznała, że Warren mógł sobie to jedynie wyobrazić. Był bardzo
zdenerwowany i możliwe, że wyobraźnia spłatała mu figla, lub właśnie w ten
sposób spróbował sobie poradzić z emocjami. Jednakże, gdy dłużej przyglądała
się królowi, widziała, że korona nienaturalnie i nieproporcjonalnie ciąży na
jego głowie w porównaniu do wagi złota i kamieni wykorzystanych przy jej
odlaniu. Zaczęła nachodziła ją myśl, że istnieje przecież wiele magicznych
przedmiotów których działanie i przeznaczenie rozumieją jedynie najpotężniejsi
magowie. A cóż mogłoby być lepsze jako artefakt od korony? Symbol wielkiej
wagi, noszony jedynie przez wybrańców i przechodzący z pokolenia na pokolenie
do kolejnego użytkownika. Uznała, że zapewne niejeden król pragnąłby czegoś
takiego i niejeden mag oddałby wszystko za możliwość otrzymania tak ambitnego
zadania. Lena jednak nie powiedziała tego Warrenowi, zachowując swoje myśli dla
siebie i postanawiając zbadać tę sprawę później.
Od momentu gdy
półorkijka usiadła obok króla, Aurelia zaczęła się bardzo wiercić. Co chwilę
przechylała się w stronę Warrena i Leny, próbując zwrócić na siebie ich uwagę,
podsłuchać o czym mówią i wtrącić coś od siebie. Mimo, że władca dość
lekceważąco podchodził do swojej siostry, tak jego doradczyni była dla niej
miła i wysłuchiwała z uwagą co dziewczynka ma do powiedzenia.
Gdy już ponad trzy
ćwierci krzeseł zostało zajętych, Lena uznała, że może oddalić się od króla, na
krótką rozmowę z królową. Poprosiła więc Aurelię, aby zamieniła się z nią
miejsce na chwilę. Księżniczka była zachwycona, w przeciwieństwie do Warrena.
- Jak się miewa
dziecko, wasza wysokość? - Półorkijka zaczęła rozmowę, gdy usiadła obok
Alicante.
- Całkiem dobrze,
już niedługo rozwiązanie. Cieszę się, że wkrótce przyjdzie na świat, ale
szczerze powiedziawszy, jestem też pełna obaw. Życie pogrobowca może być
ciężkie.
- Możliwe -
zgodziła się Lena - ciągłe dokuczanie i poddawanie w wątpliwość ojcostwa
zapewne nie należy do najprzyjemniejszych.
- Och, ja nie tylko
o tym. Wychowanie bez jednego rodzica to trauma dla dziecka. W końcu, coś
zostaje mu odebrane bezpowrotnie. I to jeszcze przed jego narodzinami.
- Tak, coś o tym
wiem…
Alicante dopiero
teraz uświadomiła sobie, co powiedziała. Jej policzki zrobiły się różowe.
Spuściła wzrok, złapała półorkijkę za dłoń i powiedziała szczerze:
- Wybacz mi, moje
dziecko, nie chciałam cię urazić!
- Nic się nie
stało, wasza wysokość - uśmiechnęła się Lena. - Być może i wychowywałam się bez
matki, ale wiele kobiet z dworu dobrze mi ją zastępowało. W tym również, jeśli
mogę sobie pozwolić na taką śmiałość, moja królowa.
Alicante spojrzała
w oczy dziewczyny. Nie dostrzegła w nich gniewu ani urazy, jedynie szacunek.
Kobieta skinęła głową i delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że
możesz tak o mnie mówić, moja droga. Zawsze czułam się w obowiązku by ci służyć
radą i pomagać w opresji.
- Bardzo to
doceniam - zapewniła Lena, po czym nastąpiła chwila niezręcznej ciszy między
nimi. Półorkijka szybko przeanalizowała swoją sytuację, następnie odchrząknęła
i powiedziała takim tonem głosu, aby zabrzmiało to jakby od niechcenia: -
Zapewne ciężko będzie dziecku po stracie ojca… Może płakać całymi nocami… Łzy
po śmierci - wypowiedziała słowo "łzy" i "śmierci" z
większym naciskiem - bliskich mogą płynąć jeszcze długo...
Królowa parsknęła
śmiechem. Spojrzała rozbawiona na Lenę, która nie wiedziała jak się zachować.
- Moje dziecko, nie
musisz się silić na gry słów. Zdaję sobie sprawę, czego chcesz się dowiedzieć,
sama przecież ci to podsunęłam. - Rozejrzała się, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Myślę, że możemy o tym porozmawiać nawet teraz. Nie znam odpowiedzi na
nurtujące cię pytanie, mogę jednak rozjaśnić ci całą sytuację. Zacznę więc od
początku.
Półorkijka
przysunęła się bliżej Alicante i nachyliła ku niej, aby lepiej ją słyszeć,
jednocześnie bacznie obserwując salę wokół.
- Wszystko zaczęło
się od twojej babki, Hipolity Stellis. Widziałam ją tylko dwa razy w życiu, ale
zapamiętam ją na zawsze. Była niebezpieczną, mądrą kobietą, która spała z dwoma
najpotężniejszymi mężczyznami jej czasów.
Lena spojrzała się
z niedowierzaniem na królową.
- Moja droga,
czyżbym cię zaskoczyła faktem, że babcie także sypiają z mężczyznami? No,
aprzynajmniej, że zdarza im się to za młodu? - Alicante zapytała rozbawiona
- Nie… Nie chodzi o
to… Nigdy nie słyszałam o mojej babci, a wasza wysokość zaczyna od takich
informacji.
- Hahaha! Rozumiem.
Poczekaj jeszcze chwilę, bo zrobi się ciekawiej - zapewniła ją królowa i
kontynuowała swoją wcześniejszą opowieść. - Tak jak mówiłam, spała z dwoma
najpotężniejszymi mężczyznami jej czasów. Jednym z nich był król Morhard
czwarty, dziadek Warrena. Drugim natomiast był Stephon Stellis, hrabia Gramonum
i zarazem mąż Hipolity. Jak zapewne się domyślasz, nic dobrego z tego nie mogło
wyniknąć. Gdy Morhard czwarty zmarł, na tron wszedł jego syn, Johan Sagarion,
który przybrał imię Nilan drugi. Mój mąż nie był może najlepszym władcą -
półorkijka chciała coś powiedzieć, ale Alicante na to jej nie pozwoliła - ale
za to miał pełne prawo do tronu. Wielu ludzi nie przepadało za nim, więc
Hipolita postanowiła to wykorzystać. Pozbyła się swojego starego męża,
najprawdopodobniej otruła go i przejęła panowanie nad Gramonum. Oczywiście,
nikt tego nie potrafił udowodnić, jednak ja jestem przekonana... Wiem, że ta
kobieta byłaby do tego zdolna.
Królowa na chwilę
umilkła, napiła się wody z kielicha i podjęła opowieść.
- Wkrótce,
"całkiem przypadkiem" wyszło na jaw, że jedno z jej dzieci,
najstarszy syn, jest owocem związku Hipolity z Morhardem czwartym. Wątpię, aby
było to prawdą, wielu jednak w to uwierzyło. Był nieco starszy od Johana, co
teoretycznie oznacza, że to on powinien zasiadać na tronie, ale jednocześnie
był bękartem, więc tak naprawdę nic mu się nie należało w schedzie po ojcu. Dla
wielu szlachetnie urodzonych panów, którzy nie lubili mojego męża, był to
świetny pretekst do sprzeciwu. I o to właśnie chodziło Hipolicie. Nim jednak
zdążyła podjąć jakiekolwiek konkretne kroki, na jej ziemię najechali orkowie.
Całkiem wygodny zbieg okoliczności dla Johana, nieprawdaż?
- Prawda… -
zgodziła się Lena. - Możnaby nawet pomyśleć, że ktoś podsunął pomysł orkom aby
najechali akurat te ziemie…
- Och, no wiesz,
orkijscy szamani mają różne rady dla swoich wodzów. Podobno, wprowadzają się w
trans, w trakcie którego mają wizję. Może podczas jednej z takich magicznych -
powiedziała to słowo z naciskiem - wizji dostrzegli coś, co ich skłoniło do
splądrowania Gramonum?
- Tak… - Półorkijka
wypowiadała spokojnie słowa, chociaż wewnętrznie czuła się jakby w niej wrzało.
- To miałoby sens… Chociaż nie tłumaczy mojego najważniejszego pytania.
- A jakie to
pytanie?
- Skąd wzięły się
Łzy Śmierci.
- Nie potrafię ci
odpowiedź na nie. Wiem jedynie, że ma to podłoże magiczne. I jestem przekonana,
że ma to jakiś związek z buntem Hipolity. Możliwe, że to jakaś klątwa za brak
reakcji Johana na atak orków, możliwe że ktoś potężny znalazł w tym narzędzie do
osłabienia rządów mojego męża. Ale możliwe też, że to przypadek jak z kiepskiej
ballady i jakiś młody chłopak o nieodkrytych jeszcze zdolnościach magicznych
przeklął osobę odpowiedzialną za śmierć jej ukochanej w najeździe orków. Po
tylu latach niezwykle trudno jest to sprawdzić.
- Czyli co?! -
Doradczyni króla już nie kryła swojej złości i rozgoryczenia. - Nic z tym nie
zrobimy?!
- Tego nie
powiedziałam. Boję się o swojego syna i chciałabym, aby choroba już nigdy
więcej mu nie zagroziła, nie mam jednak tylu, hmmm… kontaktów, co ty. Potrzebny
będzie ci ktoś, kto opanował swoje zdolności magiczne, ktoś kto jest dość
potężny by odczynić klątwę, ktoś kto nie będzie bał się śmierci w wyniku
choroby. Próbowałam znaleźć kogoś wcześniej, ale byłam jedynie "ozdobą"
podczas rządów mojego męża. A teraz… Teraz nawet już nie jestem
"ozdobą". Natomiast ty... Ty masz więcej możliwości.
Lena siedziała
chwilę przyswajając wszystkie informacje otrzymane od Alicante. Znacznie
spokojniejsza, zapytała:
- Dlaczego
wcześniej nie zdradziłaś mi tego wszystkiego? Dwie fazy księżyca zajęło mi
zbieranie czegokolwiek na temat Łez Śmierci!
- A skąd mogłam
wiedzieć, że poszukujesz informacji?
- No dobrze, racja…
A stary król? Czemu kompletnie nic nie zrobił w tej sprawie? Czemu nie nakazał
żadnemu magowi przyjrzenia się chorobie?
- Tak jak
powiedziałam, Johan nie był najlepszym królem. Nie istniał dla niego ten temat.
Zbywał go zawsze machnięciem dłoni, milkł albo wybuchał gniewem. Kilku osobom
się to nie podobało i próbowali przymusić go do jakiegokolwiek działania. Nie
skończyło się to dla nich dobrze.
Lena potrafiła
sobie wyobrazić co mogło stać się z tymi ludźmi. Nieraz przechodziła obok cel
więziennych i sali tortur na zamku. Gabriel, poprzedni mistrz skrytobójstwa i
szpiegów, a zarazem jej mentor, zabierał ją czasem na przesłuchania więźniów.
Nienawidziła tego.
Do królowej
podszedł Erakin, nadworny kucharz. Przeprosił półorkijkę i poprosił aby
Alicante poszła za nim, gdyż napotkali na problemy w kuchni. Kobieta wstała od
stołu, zapewniła Lenę, że może ją pytać o wszystko w razie jakichś wątpliwości,
a następnie udała się za Erakinem.
Doradczyni króla
wróciła na swoje miejsce. W jej głowie strzępki informacji zaczęły układać się
w spójną całość. Nilan drugi był zagrożony przez jej wuja, sprawił więc że
orkowie najechali na Gramonum. W konsekwencji swoich czynów stworzył magiczną
chorobę, której nie chciał wyleczyć. Nadal brakowało jej jeszcze wielu faktów
aby cokolwiek zrobić, czuła jednak że jest na dobrym tropie. Postanowiła, że
następnym jej celem będzie znalezienie maga, który będzie mógł wyśledzić ślad
magiczny choroby. Zdawała sobie sprawę, że jest to niezwykle trudne, niemal
niemożliwe, musiała więc znaleźć kogoś o nietuzinkowej mocy.
Niespodziewanie, do
jej uszu dotarł głos szambelana:
- Azariel Nortic,
pan na ziemiach zimnowodnych, wraz z małżonką, panią Lucianną Nortic oraz
córką, panną Hiacynthą Nortic!
Mimowolnie
spojrzała się na przybyłych gości. Mężczyzna, bardzo dobrze zbudowany, wysoki,
o blond włosach i brodzie oraz jasnej cerze, roztaczał wokół siebie pewną aurę
przerażenia, która sprawiała że wszyscy mężczyźni schodzili z jego drogi. Można
było odnieść wrażenie, że jest nieco nieokrzesany, mimo iż wykazywał znajomość
etykiety dworskiej. Jego żona, chuda
kobieta z lekko popielatymi włosami, w wieczorowej sukni koloru szmaragdowego,
mogłaby być uznana za atrakcyjną, gdyby nie szpecące blizny przechodzące od
czoła aż po brodę po lewej stronie twarzy.
Córka zaś była
zjawiskowa i niezwykle piękna. Lena widziała atrakcyjne dwórki oraz szlachetnie
urodzone damy, które klękały przed Warrenem i wszystkie razem wzięte nie
mogłyby konkurować z Hiacynthą. Parę lat młodsza od półorkijki, średniego
wzrostu i szczupła dziewczyna ubrana była w błękitną suknię z białymi
elementami. Kręcące się włosy, w kolorze jasnego blondu, spływały kaskadami na
plecy, sięgając niemal do pasa. Oczy, niesamowicie błękitne, rzucały mądre i
radosne spojrzenia na mijanych gości. Lekko zadarty, mały nosek dodawał uroku i
idealnie pasował do twarzy. Nieznacznie różowe policzki komponowały się
świetnie z dużo ciemniejszymi, pełnymi ustami.
Poruszała się po sali z niezwykłą gracją, jakby ważyła tyle co piórko.
O ile wcześniej,
Lena myślała, że miłość od pierwszego wejrzenia jest wymysłem jedynie bardów i
to tylko głupi motyw dla ballad, tak teraz była pewna, że istnieje coś takiego
jak nienawiść od pierwszego wejrzenia. I właśnie to poczuła do Hiacynthy Nortic.
Dziewczyna, razem z
rodzicami, przystanęła przed królem. Cała trójka złożyła pokłon i hołd władcy,
a on podziękował i zaprosił do zajęcia miejsc. Ku rozpaczy Leny, zaproponował
aby usiedli bliżej niego niż było to wcześniej ustalone. Tym samym poprosił królewskiego
skarbnika i jego rodzinę, aby zamienili się miejscem z Norticami. Po chwili
Warren dodał, że to jedynie na chwilę, gdyż musi omówić ważne sprawy dotyczące
Zimnowody, tym samym zabezpieczając się przed urażeniem dumy i honoru
królewskiego skarbnika.
Następnie, król
zamienił się miejscem z degustatorem potraw i usiadł obok Azariela. Mężczyzna,
niskim głosem przeprosił za swoje spóźnienie na ucztę i na swoje
usprawiedliwienie dodał, że napadli ich bandyci w trakcie drogi do stolicy.
Następnie dodał, że dlatego to tak długo trwało, gdyż ukrywali się w lasach i
stracił niemal dwa dni na ich wytropienie. Gdy Warren powiedział, że nie
musieli się tym kłopotać, ponieważ od tego są straże, Azariel odpowiedział że
jest szlachetnie urodzony i w jego obowiązku jest dbanie o dobro i
bezpieczeństwo królestwa jak i poddanych.
Po krótkiej
rozmowie, w trakcie której władca wypytał się o pozostałą część podróży, o
nastroje panujące na północy kraju oraz o potrzeby Zimnowody, zwrócił swoją
uwagę na Hiacynthę Nortic.
- Byłaś już kiedyś
w Smoczym Wzgórzu, moja pani?
- Nie, wasza
wysokość, pierwszy raz jestem w tak ogromnym mieście - odpowiedziała głosem,
który zmiękczyłby każde męskie serce.
- Może miałabyś w
takim razie ochotę na małe oprowadzenie? Oczywiście, o ile twoi rodzice nie
mają nic przeciwko.
- Tak! Bardzo bym
chciała! - Spojrzała po Azarielu i Luciannie. Wzrok matki był karcący, ojciec
wydawał się obojętny. - To znaczy, chciałam powiedzieć, to byłby dla mnie
zaszczyt, wasza wysokość.
- Cudownie! Myślę, że
jutro możemy to zorganizować - i uśmiechnął się do całej trójki.
- Wasza wysokość. -
Wtrącił Azariel. - Dziękujemy za okazaną nam życzliwość i uwagę, chcielibyśmy
jednak wrócić na nasze miejsca, o ile to nie jest problem. Jesteśmy prostymi
ludźmi i znamy nasze miejsce w hierarchii, a pan skarbnik wygląda już na
zaniepokojonego. - Rzeczywiście, królewski skarbnik był cały czerwony na twarzy
i patrzył ze złością w ich stronę, tupiąc nogą ze zdenerwowania.
- Tak, oczywiście.
Wybaczcie, jeśli poczuliście się niekomfortowo - król powiedział to,
jednocześnie machając ręką w stronę skarbnika.
- Dziękujemy.
Cała trójka wstała
od stołu, skłoniła się przed królem i skierowała na swoje miejsca.
Wkrótce potem
wszystkie krzesła zostały zajęte. Król wstał, podziękował wszystkim za
przybycie. Obiecał, że będzie trzymał się przyrzeczeń z przemowy, którą
wygłosił tuż po ceremonii natchnienia przez przodków w trakcie koronacji.
Następnie życzył wszystkim dobrej uczty i zasiadł z powrotem.
Wszyscy goście
poczuli się znacznie swobodniej po oficjalnej części przyjęcia. Niemalże
rzucili się na jedzenie, zapijając je ogromnymi ilościami alkoholu. Gdyby zamienić drogą otoczkę na zwykłą,
prawie niczym by się nie różnili od ludzi spod "Trupiej Czachy" -
pomyślała Lena, widząc zachowanie niektórych szlachetnie urodzonych. Wkrótce
zaczęły się tańce, miały jednak niewiele wspólnego z tymi karczemnymi.
Ustawieni w rzędach ludzie, poruszali się powoli ale dostojnie do rytmu muzyki,
zgodnie z wcześniej określoną choreografią. Ani półorkijka, ani król nie brali
w nich udziału. Do końca uczty niewiele ze sobą rozmawiali. On ciągle był
oblegany przez gości, próbujących otrzymać chociaż chwilę cennej uwagi władcy.
Ona natomiast była zajęta rozważaniem wielu trapiących ją kwestii, podsłuchiwaniem
innych rozmów jak i podpowiadaniem królowi w newralgicznych punktach
konwersacji.
Warren do końca
uczty raz po raz spoglądał w stronę Hiacynthy. Podobnie jak i Lena. Różniły ich
jedynie rodzaje spojrzeń posyłanych dziewczynie.
W zasadzie ten tekst jest tak dobry, iż nie wiem co powiedzieć. Dlatego też wyrażę swą aprobatę milczeniem.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńOch, jak miło znowu czytać o Lenie i Warrenie :) jak wiesz, strasznie lubię tę dwójkę. Po tym tekście (wyszedł dłuższy, niż planowałeś, a mnie to minęło bardzo szybko) mam mieszane czucia. Całość mi się podobała, chodzi o uczucia wobec bohaterów. Jest mi trochę smutno, że najwidoczniej pojawiła się rywalka Leny, co nie przypadło mi do gustu, bo ja chcę widzieć romans z półorkijką, nie z Hiacyntą. Poza tym boję się o Warrena. Teraz jest królem, ma więcej obowiązków, a ta korona... Jest bardzo podejrzana. Ale idealnie to wszystko rozplanowałeś. Te rozmowy i opisy współgrają ze sobą, dając niesamowicie żywy obraz. Uwielbiam.
Pozdrawiam.
Ohoho!! Zazdrosna polorkijka!! Będzie się działo! ;D o Yezu jakże się z nią solidaryzowalam, gdy tak pluli jadem głupi ludzie! Hejterzy pierdoleni! Pewno dlatego, że sama ostatnio mualam sytuację, w kurwa osiedlowym mięsnym, facet za mną komentował jak to mu kości podrożały PRZEZ 500PLUS. Kurwa jeszxze nawet złotówki nikt mi nie dał, już kurwa hejt,jakbym mu z kieszeni wyjela. Tak mnie to zdziwiło że go olalam, zamiast kutasowi przyglądać, żeby sb sam dzieciaka zrobił, skoro tak zazdrości i uważa że się kurwa da na tym zarobić. Ta ignorancja ludzi jest przytaczajaca, ten brak świadomości gdzie przede wszystkim idą nasze podatki. Tak samo jak poddani Warrena, oceniają po kurwa pochodzeniu i już im się wydaje, że wszystko wiedzą na temat Leny i że ona ma sb za dobrze, ich kosztem. Chuje! Ale Warren królem panie! Myślę, że sb poradzi. I ta opowieść o babci Leny! Tylko czy w takim razie jest jakaś szansa że Warren i lena są spokrewnieni? :O co ta babcia tam nawyrabiala! Xd zawsze byłam kiepska w genealogia xd w każdym razie dobrze zrealizowany temat. Bardzo ciekawie napisany tekst mimo że nie kipi akcją, n i e ma mowy, by znudził. Nope! Są w nim emocje i jest opowieść, dialogi naturalne, błyskotliwe, choć zdarzył się zły zapis. Przecinkom też się zdarzyły nie stac na swoich miejscach, ale to jedyne zastrzeżenia, jakie mam,bo ogólnie to mam silne wrażenie, że Twój warsztat, panie Kamilu, mocno rozkwitl. To, co przeczytałam, mogłabym śmiało czytać w wersji papierowej. Takiej z okładka,rozumiesz. Jest progres i jest świetna historia. Lecisz z tym dalej!
OdpowiedzUsuńLubię Lenę. Już pierwszy fragment, jak wyskoczyła z tym: "co ty pier..." mnie rozwalił >D. To sobie królowa wymyśliła. No i Warren ze swoją doradczynią tuż obok siebie, i to bliżej niż rodzina, hohohoho.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale ten temat główny włożony w usta królowej był... dziwny. Jakoś tak to nienaturalnie zabrzmiało, ale może to tylko dla mnie. Ogólnie to historia rodzinna nieco skomplikowana. Musiałam kilka razy czytać niektóre fragmenty, żeby do mnie dotarł sens, ale może mam dzisiaj jakiś problem ze skupieniem się po prostu XD.
Mimo tego, co pisali poprzednicy, ja jednak troszeczkę się tutaj nudziłam (i nie, nie chodzi o brak akcji, bo akcja nie jest tu aż tak ważna). Uważam, że tekst był odrobinę gorszy niż te, które dotychczas pisałeś w tym uniwersum i rzeczywiście dostrzegam tu może nie chaos, ale takie... pisanie, jakbyś się spieszył i nie miał tyle czasu na przemyślenie tego, co chcesz napisać. Ale to może tylko moje wrażenie. Bynajmniej mi się podoba, że pojawił się ktoś taki jak H... H... Hiacyntha (?) XD nie wiem, czy dobrze napisałam. No i zazdrość Leny też mi się podobała huehuehu. I tak uwielbiam to uniwersum, także ten, czekam na więcej >D!
~SadisticWriter