Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 28 października 2019

[33] KzSW: Uczta koronacyjna (Warren i Lena) ~ Kamil


Bardzo spóźniony, ale koniec końców udało mi się napisać! Wyszło dłuższe niż myślałem i takie jakieś… dziwne, może trochę chaotyczne XD No i dobrze jest znać poprzednie teksty z Warrena i Leny, bo jest tutaj kilka nawiązań do wcześniejszych fragmentów :D



15 Burz 1255 roku Po Uwolnieniu

- Panna Lenarietta Stellis Morianii! - oznajmił szambelan, gdy półorkijka przeszła przez próg drzwi do sali balowej. - Pani na ziemiach górokrzewskich! Doradczyni króla Nilana Trzeciego!
Oczy niemal wszystkich gości zwróciły się w jej stronę. Poczuła się nieswojo, wolała pozostawać niewidoczna. Nachyliła się do szambelana i wyszeptała:
- Co ty pier… Ekhem - zakaszlała w pięść, gdy wystrojona dwórka przeszła obok nich, a następnie się poprawiła i powiedziała cichym głosem - Bernard, co ty za głupoty opowiadasz? Przecież mam na imię Lena, nie Lenarietta. I nie mam ziem przy Górokrzewie… Gdzie to w ogóle leży?
- Rozkaz królowej-wdowy, kazała tak cię przedstawić - i nie wdając się w dłuższą dyskusję, zaanonsował przybycie kolejnej osoby.
Nieco zdziwiona Lena, ruszyła przed siebie.
Sala balowa była ogromna. Przyozdobiona proporcami największych i najważniejszych rodów, doskonale oświetlona magicznymi kryształami przekazanymi w darze przez krasnoludy, mieniła się wszystkimi barwami tęczy. Na wprost drzwi stały stoły ustawione w kształt podkowy. Wszyscy goście zajmowali miejsca po ich zewnętrznej stronie. Na samym środku zasiadł król, po jego lewej stronie degustator potraw, po prawej zaś znajdowało się wolne miejsce.
Wewnątrz przestrzeni między stołami, gości próbowali zabawiać kuglarze i trefniś, żonglując, pokazując magiczne sztuczki oraz wygłupiając się. Po prawej stronie króla, w rogu sali, stało kilku bardów. Grali wesołą, skoczną melodię, którą Lena rozpoznała dopiero po chwili. Była to "Barwna toń". Uśmiechnęła się na wspomnienie o wspólnym tańcu z Warrenem do tej piosenki, w karczmie "Pod Trupią Czachą". Po chwili jednak spoważniała i posmutniała, gdy przypomniała sobie, co wydarzyło się później.  
Nieco przybita Lena wolnym krokiem zmierzała przed oblicze króla. Musiała wpierw pokłonić się władcy, nim zasiądzie na swoim miejscu. Minęła kuglarza żonglującego pochodniami i stanęła przed Warrenem. Złapała kant sukni, lekko uniosła i dygnęła profesjonalnie. Następnie skłoniła głowę i powiedziała oficjalną formułę:
- Nilanie Trzeci! Oby twe rządy były długie i owocne! A łaski i mądrości Trzech Chórów niech spływają na ciebie po wsze czasy!
- Dziękuję ci, Leno… Yyy… Chciałem powiedzieć… Lenarietto Stellis Morianii, pani Górokrzewu! - Warren poprawił się, gdy degustator potraw trącił go łokciem i szepnął jak ma zwrócić się do półorkijki. Następnie dyskretnym ruchem głowy, król wskazał na krzesło obok siebie, popędzając nieco swoją doradczynię.
Lena nie zwlekając, przytaknęła głową i cofnęła się, robiąc miejsce przed obliczem władcy dla kolejnego gościa. Wróciła na początek stołu, a następnie minęła część wolnych krzeseł oraz sporą ilość gości po lewej, zewnętrznej stronie. Zgodnie z etykietą dworską, im ktoś dalej siedzi od króla, tym jest mniej ważny. Z tego powodu, Lena niemalże czuła palący wzrok zazdrości i nienawiści niektórych osób, gdy przechodziła obok nich. Często słyszała również fragmenty komentarzy na ten temat, szczególnie od przedstawicieli rodów, które przybyły ze wschodniej części królestwa do Smoczego Wzgórza. "To coś jest ważniejsze od nas?!", "Równie dobrze młody Sagarion mógł mi napluć w twarz.", "Wziął sobie dzikuskę do łóżka, a o swoich krwawiących poddanych zapomniał." Lena była przyzwyczajona do lekceważącego traktowania, jednakże nigdy wcześniej nie słyszała tyle jadu. I to w osobach, które uważają się za szlachetnie urodzone. Czuła gniew wobec tych ludzi. Nie znają mnie! - myślała. Uważają mnie za tępego orka, nic o mnie nie wiedząc! I mają jeszcze czelność podważać decyzję swojego króla! Już ja im pokażę! I z pewną satysfakcją, starała się zapamiętać przedstawicieli rodów, którzy choćby krzywo na nią spojrzeli.
Nie wszyscy jednak byli wobec niej nieuprzejmi. Im bliżej króla się znajdowała, tym więcej życzliwych i obytych ludzi spotykała. Tythus, uczony z rady regencyjnej, pozdrowił ją miłym uśmiechem i szczerze pochwalił wygląd. Mijając królewskiego zbrojmistrza, usłyszała jak zachwala kobiecie siedzącej obok niego, jej mądrość i zaradność. Dowódca gwardii królewskiej zaś parsknął śmiechem na widok Leny w sukni, po czym powiedział głośno, że może teraz jego chłopcy mieliby z nią jakieś szanse w pojedynku.
Trzy krzesła na prawo od króla siedziała Alicante, matka Warrena. Pozdrowiła półorkijkę kiwnięciem głowy i ciepłym uśmiechem. Lena chciała wypytać ją o wiele kwestii, jednakże uznała że byłoby to wielkim nietaktem gdyby zatrzymała się teraz, zamiast najpierw usiąść obok króla. Zaś po lewej stronie królowej-wdowy, miejsce zajmowała księżniczka Aurelia. Była niezwykle podekscytowana i nie mogła się doczekać aż półorkijka usiądzie obok niej. Lena wcześniej sugerowała, żeby władca przesunął rodzinę bliżej siebie, on jednak uparł się i stwierdził, że miejsce jego najważniejszej doradczyni jest obok niego.
Usiadła obok Warrena, nachyliła się w jego stronę i wyszeptała:
- I co? Jak idzie królowanie?
- Jak na razie nudno - odpowiedział półorkijce równie cicho, cały czas patrząc i uśmiechając się do szlachcica, który właśnie składał mu pokłon.
- Przyjdzie ci uchwalać nowe prawa, to dopiero będą nudy.
Ściszonymi głosami, przerywanymi zdaniami i niemal nie patrząc na siebie, rozmawiali dłuższą chwilę. Lena wpierw zapytała o zmianę imienia i przedstawienie jej jako pani na ziemiach górokrzewu. Król odpowiedział jej, że to pomysł jego matki, że dzięki temu nie będzie się czuła gorsza od innych. Oboje parsknęli śmiechem gdy Warren to powiedział. Następnie półorkijka pochwaliła ceremonię oraz zdradziła co ciekawsze zachowania poddanych w trakcie i po koronacji. Warren natomiast zwierzył się ze swoich obaw. Był bardzo niepewny, przytłaczała go ilość obowiązków oraz świadomość, że jeszcze wiele będzie musiał się nauczyć. Przyznał się również, że doświadczył ciekawego wrażenia podczas zakładania korony. Jakby niesamowicie wielki ciężar spoczął mu na głowie i jednocześnie wydawało mu się, że usłyszał wielu mężczyzn mówiących: “Teraz to twój dar i przekleństwo. Brzmię i skarb. Jakim królem się okażesz?”
Lena w pierwszej chwili uznała, że Warren mógł sobie to jedynie wyobrazić. Był bardzo zdenerwowany i możliwe, że wyobraźnia spłatała mu figla, lub właśnie w ten sposób spróbował sobie poradzić z emocjami. Jednakże, gdy dłużej przyglądała się królowi, widziała, że korona nienaturalnie i nieproporcjonalnie ciąży na jego głowie w porównaniu do wagi złota i kamieni wykorzystanych przy jej odlaniu. Zaczęła nachodziła ją myśl, że istnieje przecież wiele magicznych przedmiotów których działanie i przeznaczenie rozumieją jedynie najpotężniejsi magowie. A cóż mogłoby być lepsze jako artefakt od korony? Symbol wielkiej wagi, noszony jedynie przez wybrańców i przechodzący z pokolenia na pokolenie do kolejnego użytkownika. Uznała, że zapewne niejeden król pragnąłby czegoś takiego i niejeden mag oddałby wszystko za możliwość otrzymania tak ambitnego zadania. Lena jednak nie powiedziała tego Warrenowi, zachowując swoje myśli dla siebie i postanawiając zbadać tę sprawę później.
Od momentu gdy półorkijka usiadła obok króla, Aurelia zaczęła się bardzo wiercić. Co chwilę przechylała się w stronę Warrena i Leny, próbując zwrócić na siebie ich uwagę, podsłuchać o czym mówią i wtrącić coś od siebie. Mimo, że władca dość lekceważąco podchodził do swojej siostry, tak jego doradczyni była dla niej miła i wysłuchiwała z uwagą co dziewczynka ma do powiedzenia.
Gdy już ponad trzy ćwierci krzeseł zostało zajętych, Lena uznała, że może oddalić się od króla, na krótką rozmowę z królową. Poprosiła więc Aurelię, aby zamieniła się z nią miejsce na chwilę. Księżniczka była zachwycona, w przeciwieństwie do Warrena.
- Jak się miewa dziecko, wasza wysokość? - Półorkijka zaczęła rozmowę, gdy usiadła obok Alicante.
- Całkiem dobrze, już niedługo rozwiązanie. Cieszę się, że wkrótce przyjdzie na świat, ale szczerze powiedziawszy, jestem też pełna obaw. Życie pogrobowca może być ciężkie.
- Możliwe - zgodziła się Lena - ciągłe dokuczanie i poddawanie w wątpliwość ojcostwa zapewne nie należy do najprzyjemniejszych.
- Och, ja nie tylko o tym. Wychowanie bez jednego rodzica to trauma dla dziecka. W końcu, coś zostaje mu odebrane bezpowrotnie. I to jeszcze przed jego narodzinami.
- Tak, coś o tym wiem…
Alicante dopiero teraz uświadomiła sobie, co powiedziała. Jej policzki zrobiły się różowe. Spuściła wzrok, złapała półorkijkę za dłoń i powiedziała szczerze:
- Wybacz mi, moje dziecko, nie chciałam cię urazić!
- Nic się nie stało, wasza wysokość - uśmiechnęła się Lena. - Być może i wychowywałam się bez matki, ale wiele kobiet z dworu dobrze mi ją zastępowało. W tym również, jeśli mogę sobie pozwolić na taką śmiałość, moja królowa.
Alicante spojrzała w oczy dziewczyny. Nie dostrzegła w nich gniewu ani urazy, jedynie szacunek. Kobieta skinęła głową i delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że możesz tak o mnie mówić, moja droga. Zawsze czułam się w obowiązku by ci służyć radą i pomagać w opresji.
- Bardzo to doceniam - zapewniła Lena, po czym nastąpiła chwila niezręcznej ciszy między nimi. Półorkijka szybko przeanalizowała swoją sytuację, następnie odchrząknęła i powiedziała takim tonem głosu, aby zabrzmiało to jakby od niechcenia: - Zapewne ciężko będzie dziecku po stracie ojca… Może płakać całymi nocami… Łzy po śmierci - wypowiedziała słowo "łzy" i "śmierci" z większym naciskiem - bliskich mogą płynąć jeszcze długo...
Królowa parsknęła śmiechem. Spojrzała rozbawiona na Lenę, która nie wiedziała jak się zachować.
- Moje dziecko, nie musisz się silić na gry słów. Zdaję sobie sprawę, czego chcesz się dowiedzieć, sama przecież ci to podsunęłam. - Rozejrzała się, czy nikt ich nie podsłuchuje. - Myślę, że możemy o tym porozmawiać nawet teraz. Nie znam odpowiedzi na nurtujące cię pytanie, mogę jednak rozjaśnić ci całą sytuację. Zacznę więc od początku.
Półorkijka przysunęła się bliżej Alicante i nachyliła ku niej, aby lepiej ją słyszeć, jednocześnie bacznie obserwując salę wokół.
- Wszystko zaczęło się od twojej babki, Hipolity Stellis. Widziałam ją tylko dwa razy w życiu, ale zapamiętam ją na zawsze. Była niebezpieczną, mądrą kobietą, która spała z dwoma najpotężniejszymi mężczyznami jej czasów.
Lena spojrzała się z niedowierzaniem na królową.
- Moja droga, czyżbym cię zaskoczyła faktem, że babcie także sypiają z mężczyznami? No, aprzynajmniej, że zdarza im się to za młodu? - Alicante zapytała rozbawiona
- Nie… Nie chodzi o to… Nigdy nie słyszałam o mojej babci, a wasza wysokość zaczyna od takich informacji.
- Hahaha! Rozumiem. Poczekaj jeszcze chwilę, bo zrobi się ciekawiej - zapewniła ją królowa i kontynuowała swoją wcześniejszą opowieść. - Tak jak mówiłam, spała z dwoma najpotężniejszymi mężczyznami jej czasów. Jednym z nich był król Morhard czwarty, dziadek Warrena. Drugim natomiast był Stephon Stellis, hrabia Gramonum i zarazem mąż Hipolity. Jak zapewne się domyślasz, nic dobrego z tego nie mogło wyniknąć. Gdy Morhard czwarty zmarł, na tron wszedł jego syn, Johan Sagarion, który przybrał imię Nilan drugi. Mój mąż nie był może najlepszym władcą - półorkijka chciała coś powiedzieć, ale Alicante na to jej nie pozwoliła - ale za to miał pełne prawo do tronu. Wielu ludzi nie przepadało za nim, więc Hipolita postanowiła to wykorzystać. Pozbyła się swojego starego męża, najprawdopodobniej otruła go i przejęła panowanie nad Gramonum. Oczywiście, nikt tego nie potrafił udowodnić, jednak ja jestem przekonana... Wiem, że ta kobieta byłaby do tego zdolna.
Królowa na chwilę umilkła, napiła się wody z kielicha i podjęła opowieść.
- Wkrótce, "całkiem przypadkiem" wyszło na jaw, że jedno z jej dzieci, najstarszy syn, jest owocem związku Hipolity z Morhardem czwartym. Wątpię, aby było to prawdą, wielu jednak w to uwierzyło. Był nieco starszy od Johana, co teoretycznie oznacza, że to on powinien zasiadać na tronie, ale jednocześnie był bękartem, więc tak naprawdę nic mu się nie należało w schedzie po ojcu. Dla wielu szlachetnie urodzonych panów, którzy nie lubili mojego męża, był to świetny pretekst do sprzeciwu. I o to właśnie chodziło Hipolicie. Nim jednak zdążyła podjąć jakiekolwiek konkretne kroki, na jej ziemię najechali orkowie. Całkiem wygodny zbieg okoliczności dla Johana, nieprawdaż?
- Prawda… - zgodziła się Lena. - Możnaby nawet pomyśleć, że ktoś podsunął pomysł orkom aby najechali akurat te ziemie…
- Och, no wiesz, orkijscy szamani mają różne rady dla swoich wodzów. Podobno, wprowadzają się w trans, w trakcie którego mają wizję. Może podczas jednej z takich magicznych - powiedziała to słowo z naciskiem - wizji dostrzegli coś, co ich skłoniło do splądrowania Gramonum?
- Tak… - Półorkijka wypowiadała spokojnie słowa, chociaż wewnętrznie czuła się jakby w niej wrzało. - To miałoby sens… Chociaż nie tłumaczy mojego najważniejszego pytania.
- A jakie to pytanie?
- Skąd wzięły się Łzy Śmierci.
- Nie potrafię ci odpowiedź na nie. Wiem jedynie, że ma to podłoże magiczne. I jestem przekonana, że ma to jakiś związek z buntem Hipolity. Możliwe, że to jakaś klątwa za brak reakcji Johana na atak orków, możliwe że ktoś potężny znalazł w tym narzędzie do osłabienia rządów mojego męża. Ale możliwe też, że to przypadek jak z kiepskiej ballady i jakiś młody chłopak o nieodkrytych jeszcze zdolnościach magicznych przeklął osobę odpowiedzialną za śmierć jej ukochanej w najeździe orków. Po tylu latach niezwykle trudno jest to sprawdzić.
- Czyli co?! - Doradczyni króla już nie kryła swojej złości i rozgoryczenia. - Nic z tym nie zrobimy?!
- Tego nie powiedziałam. Boję się o swojego syna i chciałabym, aby choroba już nigdy więcej mu nie zagroziła, nie mam jednak tylu, hmmm… kontaktów, co ty. Potrzebny będzie ci ktoś, kto opanował swoje zdolności magiczne, ktoś kto jest dość potężny by odczynić klątwę, ktoś kto nie będzie bał się śmierci w wyniku choroby. Próbowałam znaleźć kogoś wcześniej, ale byłam jedynie "ozdobą" podczas rządów mojego męża. A teraz… Teraz nawet już nie jestem "ozdobą". Natomiast ty... Ty masz więcej możliwości.
Lena siedziała chwilę przyswajając wszystkie informacje otrzymane od Alicante. Znacznie spokojniejsza, zapytała:
- Dlaczego wcześniej nie zdradziłaś mi tego wszystkiego? Dwie fazy księżyca zajęło mi zbieranie czegokolwiek na temat Łez Śmierci!
- A skąd mogłam wiedzieć, że poszukujesz informacji?
- No dobrze, racja… A stary król? Czemu kompletnie nic nie zrobił w tej sprawie? Czemu nie nakazał żadnemu magowi przyjrzenia się chorobie?
- Tak jak powiedziałam, Johan nie był najlepszym królem. Nie istniał dla niego ten temat. Zbywał go zawsze machnięciem dłoni, milkł albo wybuchał gniewem. Kilku osobom się to nie podobało i próbowali przymusić go do jakiegokolwiek działania. Nie skończyło się to dla nich dobrze.
Lena potrafiła sobie wyobrazić co mogło stać się z tymi ludźmi. Nieraz przechodziła obok cel więziennych i sali tortur na zamku. Gabriel, poprzedni mistrz skrytobójstwa i szpiegów, a zarazem jej mentor, zabierał ją czasem na przesłuchania więźniów. Nienawidziła tego.
Do królowej podszedł Erakin, nadworny kucharz. Przeprosił półorkijkę i poprosił aby Alicante poszła za nim, gdyż napotkali na problemy w kuchni. Kobieta wstała od stołu, zapewniła Lenę, że może ją pytać o wszystko w razie jakichś wątpliwości, a następnie udała się za Erakinem.
Doradczyni króla wróciła na swoje miejsce. W jej głowie strzępki informacji zaczęły układać się w spójną całość. Nilan drugi był zagrożony przez jej wuja, sprawił więc że orkowie najechali na Gramonum. W konsekwencji swoich czynów stworzył magiczną chorobę, której nie chciał wyleczyć. Nadal brakowało jej jeszcze wielu faktów aby cokolwiek zrobić, czuła jednak że jest na dobrym tropie. Postanowiła, że następnym jej celem będzie znalezienie maga, który będzie mógł wyśledzić ślad magiczny choroby. Zdawała sobie sprawę, że jest to niezwykle trudne, niemal niemożliwe, musiała więc znaleźć kogoś o nietuzinkowej mocy.
Niespodziewanie, do jej uszu dotarł głos szambelana:
- Azariel Nortic, pan na ziemiach zimnowodnych, wraz z małżonką, panią Lucianną Nortic oraz córką, panną Hiacynthą Nortic!
Mimowolnie spojrzała się na przybyłych gości. Mężczyzna, bardzo dobrze zbudowany, wysoki, o blond włosach i brodzie oraz jasnej cerze, roztaczał wokół siebie pewną aurę przerażenia, która sprawiała że wszyscy mężczyźni schodzili z jego drogi. Można było odnieść wrażenie, że jest nieco nieokrzesany, mimo iż wykazywał znajomość etykiety dworskiej.  Jego żona, chuda kobieta z lekko popielatymi włosami, w wieczorowej sukni koloru szmaragdowego, mogłaby być uznana za atrakcyjną, gdyby nie szpecące blizny przechodzące od czoła aż po brodę po lewej stronie twarzy.
Córka zaś była zjawiskowa i niezwykle piękna. Lena widziała atrakcyjne dwórki oraz szlachetnie urodzone damy, które klękały przed Warrenem i wszystkie razem wzięte nie mogłyby konkurować z Hiacynthą. Parę lat młodsza od półorkijki, średniego wzrostu i szczupła dziewczyna ubrana była w błękitną suknię z białymi elementami. Kręcące się włosy, w kolorze jasnego blondu, spływały kaskadami na plecy, sięgając niemal do pasa. Oczy, niesamowicie błękitne, rzucały mądre i radosne spojrzenia na mijanych gości. Lekko zadarty, mały nosek dodawał uroku i idealnie pasował do twarzy. Nieznacznie różowe policzki komponowały się świetnie z dużo ciemniejszymi, pełnymi ustami.  Poruszała się po sali z niezwykłą gracją, jakby ważyła tyle co piórko.
O ile wcześniej, Lena myślała, że miłość od pierwszego wejrzenia jest wymysłem jedynie bardów i to tylko głupi motyw dla ballad, tak teraz była pewna, że istnieje coś takiego jak nienawiść od pierwszego wejrzenia. I właśnie to poczuła do Hiacynthy Nortic.
Dziewczyna, razem z rodzicami, przystanęła przed królem. Cała trójka złożyła pokłon i hołd władcy, a on podziękował i zaprosił do zajęcia miejsc. Ku rozpaczy Leny, zaproponował aby usiedli bliżej niego niż było to wcześniej ustalone. Tym samym poprosił królewskiego skarbnika i jego rodzinę, aby zamienili się miejscem z Norticami. Po chwili Warren dodał, że to jedynie na chwilę, gdyż musi omówić ważne sprawy dotyczące Zimnowody, tym samym zabezpieczając się przed urażeniem dumy i honoru królewskiego skarbnika.
Następnie, król zamienił się miejscem z degustatorem potraw i usiadł obok Azariela. Mężczyzna, niskim głosem przeprosił za swoje spóźnienie na ucztę i na swoje usprawiedliwienie dodał, że napadli ich bandyci w trakcie drogi do stolicy. Następnie dodał, że dlatego to tak długo trwało, gdyż ukrywali się w lasach i stracił niemal dwa dni na ich wytropienie. Gdy Warren powiedział, że nie musieli się tym kłopotać, ponieważ od tego są straże, Azariel odpowiedział że jest szlachetnie urodzony i w jego obowiązku jest dbanie o dobro i bezpieczeństwo królestwa jak i poddanych.
Po krótkiej rozmowie, w trakcie której władca wypytał się o pozostałą część podróży, o nastroje panujące na północy kraju oraz o potrzeby Zimnowody, zwrócił swoją uwagę na Hiacynthę Nortic.
- Byłaś już kiedyś w Smoczym Wzgórzu, moja pani?
- Nie, wasza wysokość, pierwszy raz jestem w tak ogromnym mieście - odpowiedziała głosem, który zmiękczyłby każde męskie serce.
- Może miałabyś w takim razie ochotę na małe oprowadzenie? Oczywiście, o ile twoi rodzice nie mają nic przeciwko.
- Tak! Bardzo bym chciała! - Spojrzała po Azarielu i Luciannie. Wzrok matki był karcący, ojciec wydawał się obojętny. - To znaczy, chciałam powiedzieć, to byłby dla mnie zaszczyt, wasza wysokość.
- Cudownie! Myślę, że jutro możemy to zorganizować - i uśmiechnął się do całej trójki.
- Wasza wysokość. - Wtrącił Azariel. - Dziękujemy za okazaną nam życzliwość i uwagę, chcielibyśmy jednak wrócić na nasze miejsca, o ile to nie jest problem. Jesteśmy prostymi ludźmi i znamy nasze miejsce w hierarchii, a pan skarbnik wygląda już na zaniepokojonego. - Rzeczywiście, królewski skarbnik był cały czerwony na twarzy i patrzył ze złością w ich stronę, tupiąc nogą ze zdenerwowania.
- Tak, oczywiście. Wybaczcie, jeśli poczuliście się niekomfortowo - król powiedział to, jednocześnie machając ręką w stronę skarbnika.
- Dziękujemy.
Cała trójka wstała od stołu, skłoniła się przed królem i skierowała na swoje miejsca.
Wkrótce potem wszystkie krzesła zostały zajęte. Król wstał, podziękował wszystkim za przybycie. Obiecał, że będzie trzymał się przyrzeczeń z przemowy, którą wygłosił tuż po ceremonii natchnienia przez przodków w trakcie koronacji. Następnie życzył wszystkim dobrej uczty i zasiadł z powrotem.
Wszyscy goście poczuli się znacznie swobodniej po oficjalnej części przyjęcia. Niemalże rzucili się na jedzenie, zapijając je ogromnymi ilościami alkoholu. Gdyby zamienić drogą otoczkę na zwykłą, prawie niczym by się nie różnili od ludzi spod "Trupiej Czachy" - pomyślała Lena, widząc zachowanie niektórych szlachetnie urodzonych. Wkrótce zaczęły się tańce, miały jednak niewiele wspólnego z tymi karczemnymi. Ustawieni w rzędach ludzie, poruszali się powoli ale dostojnie do rytmu muzyki, zgodnie z wcześniej określoną choreografią. Ani półorkijka, ani król nie brali w nich udziału. Do końca uczty niewiele ze sobą rozmawiali. On ciągle był oblegany przez gości, próbujących otrzymać chociaż chwilę cennej uwagi władcy. Ona natomiast była zajęta rozważaniem wielu trapiących ją kwestii, podsłuchiwaniem innych rozmów jak i podpowiadaniem królowi w newralgicznych punktach konwersacji.
Warren do końca uczty raz po raz spoglądał w stronę Hiacynthy. Podobnie jak i Lena. Różniły ich jedynie rodzaje spojrzeń posyłanych dziewczynie.









4 komentarze:

  1. W zasadzie ten tekst jest tak dobry, iż nie wiem co powiedzieć. Dlatego też wyrażę swą aprobatę milczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Och, jak miło znowu czytać o Lenie i Warrenie :) jak wiesz, strasznie lubię tę dwójkę. Po tym tekście (wyszedł dłuższy, niż planowałeś, a mnie to minęło bardzo szybko) mam mieszane czucia. Całość mi się podobała, chodzi o uczucia wobec bohaterów. Jest mi trochę smutno, że najwidoczniej pojawiła się rywalka Leny, co nie przypadło mi do gustu, bo ja chcę widzieć romans z półorkijką, nie z Hiacyntą. Poza tym boję się o Warrena. Teraz jest królem, ma więcej obowiązków, a ta korona... Jest bardzo podejrzana. Ale idealnie to wszystko rozplanowałeś. Te rozmowy i opisy współgrają ze sobą, dając niesamowicie żywy obraz. Uwielbiam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohoho!! Zazdrosna polorkijka!! Będzie się działo! ;D o Yezu jakże się z nią solidaryzowalam, gdy tak pluli jadem głupi ludzie! Hejterzy pierdoleni! Pewno dlatego, że sama ostatnio mualam sytuację, w kurwa osiedlowym mięsnym, facet za mną komentował jak to mu kości podrożały PRZEZ 500PLUS. Kurwa jeszxze nawet złotówki nikt mi nie dał, już kurwa hejt,jakbym mu z kieszeni wyjela. Tak mnie to zdziwiło że go olalam, zamiast kutasowi przyglądać, żeby sb sam dzieciaka zrobił, skoro tak zazdrości i uważa że się kurwa da na tym zarobić. Ta ignorancja ludzi jest przytaczajaca, ten brak świadomości gdzie przede wszystkim idą nasze podatki. Tak samo jak poddani Warrena, oceniają po kurwa pochodzeniu i już im się wydaje, że wszystko wiedzą na temat Leny i że ona ma sb za dobrze, ich kosztem. Chuje! Ale Warren królem panie! Myślę, że sb poradzi. I ta opowieść o babci Leny! Tylko czy w takim razie jest jakaś szansa że Warren i lena są spokrewnieni? :O co ta babcia tam nawyrabiala! Xd zawsze byłam kiepska w genealogia xd w każdym razie dobrze zrealizowany temat. Bardzo ciekawie napisany tekst mimo że nie kipi akcją, n i e ma mowy, by znudził. Nope! Są w nim emocje i jest opowieść, dialogi naturalne, błyskotliwe, choć zdarzył się zły zapis. Przecinkom też się zdarzyły nie stac na swoich miejscach, ale to jedyne zastrzeżenia, jakie mam,bo ogólnie to mam silne wrażenie, że Twój warsztat, panie Kamilu, mocno rozkwitl. To, co przeczytałam, mogłabym śmiało czytać w wersji papierowej. Takiej z okładka,rozumiesz. Jest progres i jest świetna historia. Lecisz z tym dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Lenę. Już pierwszy fragment, jak wyskoczyła z tym: "co ty pier..." mnie rozwalił >D. To sobie królowa wymyśliła. No i Warren ze swoją doradczynią tuż obok siebie, i to bliżej niż rodzina, hohohoho.
    Nie wiem czemu, ale ten temat główny włożony w usta królowej był... dziwny. Jakoś tak to nienaturalnie zabrzmiało, ale może to tylko dla mnie. Ogólnie to historia rodzinna nieco skomplikowana. Musiałam kilka razy czytać niektóre fragmenty, żeby do mnie dotarł sens, ale może mam dzisiaj jakiś problem ze skupieniem się po prostu XD.
    Mimo tego, co pisali poprzednicy, ja jednak troszeczkę się tutaj nudziłam (i nie, nie chodzi o brak akcji, bo akcja nie jest tu aż tak ważna). Uważam, że tekst był odrobinę gorszy niż te, które dotychczas pisałeś w tym uniwersum i rzeczywiście dostrzegam tu może nie chaos, ale takie... pisanie, jakbyś się spieszył i nie miał tyle czasu na przemyślenie tego, co chcesz napisać. Ale to może tylko moje wrażenie. Bynajmniej mi się podoba, że pojawił się ktoś taki jak H... H... Hiacyntha (?) XD nie wiem, czy dobrze napisałam. No i zazdrość Leny też mi się podobała huehuehu. I tak uwielbiam to uniwersum, także ten, czekam na więcej >D!

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń