Wracam po przerwie :D
Oczywiście z Kronikami ze Smoczego Wzgórza. I znowu wprowadzam nową postać
"historyczną". Już pojawiła się wcześniej, chociaż była tylko
wspomniana. Więcej nie powiem, ciekawe czy ktoś ją skojarzy :D
12 Żaru 726 Po Uwolnieniu.
Obudziło
go kołysanie statku. Płynęli już drugą fazę księżyca i książę Darion przywyknął
niemal do wszystkiego - do słonego smaku potraw, do smrodu ryb i innych
mężczyzn, do krzyków “marynarzy” czy do monochromatycznego krajobrazu za
pokładem. Ale nie potrafił przyzwyczaić się do bujania galery na falach. Nie
miał choroby morskiej, po prostu irytowało go bezwiedne unoszenie się i
opadanie, przymus poddania się woli morza.
W
kajucie, oddanej mu przez kapitana, panował półmrok. Usiadł na koi i
przygładzając obiema dłońmi długie do ramion, kruczoczarne włosy, wsłuchiwał
się w dźwięki z kajuty. Dwóch jego przybocznych spało, oddychając miarowo.
Kolejny chrapał głośno na hamaku, a czwarty wymiotował.
- Wszystko w
porządku, Lotar? - zapytał swoim beznamiętnym głosem, bardziej by doprowadzić
do porządku swojego podwładnego, niż z troski o jego stan.
- Tak,
panieeeeggghhyyy - kolejna porcja wymiocin trafiła do miedzianego kociołka.
Darion pokręcił głową zdegustowany i skupił swoją uwagę na dźwiękach
dochodzących z pokładu.
“Marynarze”, jak
prosił żeby o nich mówić kapitan, nawoływali się i wydawali sobie polecenia. Cholerni korsarze! Wierni temu, kto więcej
zapłaci. Gdyby tylko wiedzieli ile dają za moją głowę… - pomyślał, gdy
któryś z nich zaintonował szantę "Złoty statek".
Darion wstał ze
swojej koi. Minął wymiotującego Lotara oraz trzech przybocznych śpiących nadal
w swoich hamakach. Następnie otworzył drzwi kajuty i wyszedł na pokład. Jego
oczy poraziło światło porannego słońca, a w nozdrza uderzył słony zapach morza.
Potrzebował chwili aby przyzwyczaić się do jasności. Następnie ruszył na rufę
galery, do stojącego tam Ibisa - kapitana Czarnej Czapli.
- Ładny dzionek,
prawda, wasza wysokość?
- Miałeś tak do
mnie nie mówić! - Darion rozejrzał się, czy aby nikt nie usłyszał.
- Ech…Chyba
przeceniasz swoją wartość. Poza tym, już
ci mówiłem, że moi chłopcy są sprawdzeni. - Ibis odpowiedział rozweselony
przerażeniem i niepewnością księcia. Był elorem, rzadko spotykaną mieszanką
rasy elfów i orków. Potocznie nazywano ich "orczymi elfami".
- Może i są
sprawdzeni, ale każdy ma swoją cenę… Wystarczy, że dowiedzą się ile…
- Kaźdymaśwojąćenę
- kapitan powiedział, parodiując Dariona. - Czy w tą twoją cenę wliczasz koszty
honoru? Mimo, że jesteśmy korsarzami, to mamy swój kodeks i jeszcze ani razu
nie sprzedaliśmy kogoś w trakcie kontraktu! - Ibis powiedział to z dumą,
wypinając pierś do przodu i pięściami podpierając się pod bokami. Jego lekko
miedziana skóra lśniła w słońcu, zdradzając południowe pochodzenie rodzica-orka.
- Świetnie! A ile
osób sprzedaliście już po zakończeniu kontraktu?
Elor roześmiał się,
po czym powiedział z pełną powagą:
- Siedem, ale to
już inna kwestia - i uśmiechnął się szyderczo, odsłaniając swoje orkijskie kły.
Książę patrzył się
w stronę Ibisa z otwartymi ustami, a jego zielony oczy wyrażały trwogę, a po
chwili gniew. Kapitan postanowił go jakoś udobruchać i powiedział:
- Darionie, nie
masz czym się martwić. Zapłaciłeś nam tyle, że nikt by nawet nie wpadł na
pomysł, by cię...
- Ty chuju! - Książę
przerwał jego wypowiedź. - Już mnie sprzedaliście?! - I wskazał dłonią za
Ibisa. Ten się obrócił i zobaczył płynący z niezwykłą prędkością statek
kupiecki, zmysłowo przecinający fale na swojej drodze.
- Sar'godzie,
dopomóż! - Elor zawołał do orkijskiego Boga Mórz, a następnie spokojnym, ale
zimnym i stanowczym głosem zwrócił się do księcia - Darionie jesteś cholernym
paranoikiem. Szanuję to, bo pewnie
dzięki temu nadal żyjesz, ale strasznie mnie to wkurwia. A to… To może skończyć
się twoim przedwczesnym opuszczeniem Czarnej Czapli. - Zrobił chwilę przerwy,
aby groźba dotarła do następcy tronu. - Powiem to tylko raz. Nie sprzedaliśmy
cię i nie zamierzamy. A to tylko pierdolony statek kupiecki. Gdybyś raczył
obrócić królewskie dupsko i spojrzeć w stronę dziobu, to zauważyłbyś Golemie
Pole!
Książę wykonał
polecenie Ibisa i zobaczył rysujący się na horyzoncie brzeg oraz kamienną masę
o bliżej nieokreślonym kształcie. Po chwili przyglądania, udało mu się
rozróżnić Świątynię Trzech Chórów oraz Skalistą Twierdzę.
- Tak, jesteśmy już
prawie u celu - kontynuował kapitan galery, wskazując palcem w stronę dziobu, a
po chwili kciukiem za siebie, w stronę rufy i statku kupieckiego - a im się
spieszy do dziewczynek i gorzały. Zresztą moim chłopcom też.
Darion nieco się
uspokoił. Po słowach "orczego elfa" przyjrzał się statkowi płynącemu
za nimi. Był to znacznie mniejszy żaglowiec od ich galery, napędzany jedynie
siłą wiatru. Drewniany kadłub pomalowany był jasnymi kolorami z których
przeważał krwistoczerwony, żagiel natomiast przyozdobiony był symbolem cechu
kupieckiego z Golemiego Pola - glinianym monstrum z czapką z piórkiem na
głowie, trzymającym w jednej dłoni wagę, a w drugiej mieszek ze złotem.
Niechętny do
przyznania racji Ibisowi, Darion rzekł tylko:
- Świetna robota,
kapitanie, jesteśmy szybciej niż się spodziewałem. Kontynuujcie. - I po tych
słowach, zaczął zmierzać w stronę kajuty. Zatrzymał się jednak i odwrócił, gdy
elor go zawołał.
- Chwila, chwila!
Darionie! Zarzuciłeś mi, że cię sprzedaliśmy i wyraziłeś swój brak zaufania do
mnie! Nie może tak być! Zamierzam udowodnić ci naszą szczerość!
- Nie trzeba…
- Chłopcy! - Ibis
wrzasnął znacznie głośniej do korsarzy na pokładzie. - Szykować się do
abordażu!
Zewsząd dobiegły
dźwięki zadowolenia i aprobaty. Część "marynarzy" rzuciła się do
zwijania żagla i szykowania haków, lin oraz "kruczych szponów",
pozostali natomiast zaczęli wiosłami obracać statek w stronę kupieckiego
żaglowca.
- Co?! Nie! Nie
możesz! Nie pozwalam ci…
- Czy ja się
przesłyszałem?! Czy właśnie wydałeś MI rozkaz na MOJEJ łodzi?!
- Tak! Nie pozwalam
ci atakować tamtej łodzi, do kurwy nędzy! Nie rozumiesz?! Nie mogę się rzucać w
oczy, nie mogą wiedzieć, że tu jestem!
Kapitan miał
niezwykle surowy wyraz twarzy, ale po chwili się rozpogodził i parsknął ze
śmiechu, podobnie jak korsarze w pobliżu księcia.
- Oj, Darionie,
Darionie, Darionie…. Masz jaja, przyznaję, ale musisz się jeszcze wiele
nauczyć. Tym razem puszczę tę zniewagę w niepamięć. Oczywiście, że rozumiem, że
nie chcesz aby o tobie się dowiedzieli. Dlatego nie musisz brać udziału w
abordażu, prawda chłopcy? - Z pokładu odpowiedziały ponownie dźwięki aprobaty.
- Podejdź tu.
Darion wpierw
chciał się opierać, ale rozejrzał się i zobaczył dziesiątki oczu wpatrzonych w
niego, gotowych zaatakować go za okazanie nawet najmniejszej niesubordynacji. Może kliku bym powalił, ale ze wszystkimi
nie mam szans… Wrócił więc do kapitana, nieco się ociągając.
- Posłuchaj,
chłoptasiu. - Ibis powiedział to już ciszej, tak aby usłyszał go tylko Darion.
- To był nudny rejs, moi chłopcy są niespokojni. Nie znasz tych ludzi, ale ja
tak. Dam im się trochę rozerwać, to będą trzymać język za zębami. Nie obchodzi
mnie, czy to zrozumiesz czy nie, ale ja już podjąłem decyzję i ogłosiłem ją
swoim ludziom. Nie mogę jej teraz odwołać, bo po pierwsze, straciłbym w ich
oczach jako kapitan, a po drugie, byliby bardzo niezadowoleni. Także dokonamy
abordażu na tym statku, czy ci się to podoba, czy nie. A teraz, wracaj do
kajuty, albo chwytaj za broń i nam pomóż.
Książę stał chwilę
i zastanawiał się co zrobić. Nie bał się walki, wręcz przeciwnie - był całkiem
dobrym szermierzem i lubił się potyczkować. Lękał się jedynie, że uzurpator
dowie się o nim zbyt wcześnie i cały plan obalenia Haralda legnie w gruzach.
Postawił pierwsze
kroki w stronę kajuty. Mijając korsarzy, słyszał jak wyśmiewają go, nazywając
tchórzem, cykorem, szczurem lądowym i miękkim chujkiem. W głowie kołatała mu
myśl, że jest dokładnie taki sam jak ojciec. On również unikał walki, ludzie go
wyśmiewali, nie mieli do niego szacunku. I skończył zasztyletowany we własnym
łożu.
Gdy stanął przed
drzwiami do kajuty, przygryzł dolną wargę. Nie!
- pomyślał - Nie będę jak ojciec.
Będą mnie szanowali! Już nigdy nie pozwolę, aby ktoś się śmiał z mojego
nazwiska! Zacznę tu i teraz, od tych
ludzi. Odwrócił się, a jego dłoń powędrowała do zdobionej rękojeści miecza.
Wyciągnął gwałtownie broń, uniósł do góry i krzyknął: "Śmierć!", co
wywołało zadowolenie wśród załogi. Ruszył przed siebie, ustawiając się przed
jednym z "kruczych szponów", a korsarze obok których przechodził
poklepywali go po plecach i dodawali animuszu. Gdyby Darion spojrzał teraz na
Ibisa, zobaczyłby jak "orczy elf" dyskretnie pokazuje pierwszemu
oficerowi, palcem wskazującym, swoje oko a potem księcia.
Marynarze na statku
kupieckim zdążyli już zorientować się w sytuacji. Rozwinęli bardziej żagle i
starali się odpłynąć jak najdalej od galery. Korsarze byli na to gotowi.
Bębniarz na rozkaz kapitana zaczął wybijać szybki rytm, do którego wioślarze
się dostosowali. Galera rozpędziła się do niezwykłej prędkości, z każdym
zanurzeniem wiosła zbliżając się do żaglowca. Wkrótce udało jej się dogonić
kupców. Dziób z metalowym taranem wbił się w kadłub mniejszej łodzi, co
niemalże zatrzymało oba statki. Bębniarz zmienił rytm, dając znać wioślarzom do
wycofania Czarnej Czapli, a następnie nadał sygnał do obrotu. Gdy obie łodzie
stanęły burta w burtę, korsarze rzucili haki przyczepione do lin, a następnie
przyciągnęli żaglowiec bliżej siebie. W momencie, w którym znaleźli się już
wystarczająco blisko, opuścili "krucze szpony", szerokie, drewniane
kładki, zakończone metalowymi hakami, które wbiły się w pokład kupców.
Ruszyli do ataku z
wrzaskiem. Darion wkroczył na statek jako trzeci, wyprzedził go tylko
krasnolud-pierwszy oficer oraz elf z opaską na oku. Książę ciął pierwszego
napotkanego kupca przez pierś. Następnie ruszył do walki z przeciwnikami
stłoczonymi przy maszcie.
Walka skończyła się
tak szybko, jak się zaczęła. Gdy padło dziesięciu rannych i zabitych kupców,
pozostali rzucili broń i krzyczeli, że się poddają oraz że błagają o litość i
łaskę. Wszyscy korsarze uszanowali odwieczne prawo przegranych. Jedynie Darion,
na nic nie zważając, zaatakował kolejnych trzech. W krwawym szale zignorował
rozkaz Ibisa, który zabraniał mu walczyć. Nie usłyszał również, jak nakazuje
pierwszemu oficerowi go powstrzymać.
Gdy książę
zamierzał się z mieczem na czwartego kupca, potknął się o podstawioną mu przez
krasnoluda nogę i przewrócił na pokład. Następnie oberwał w głowę trzonkiem
topora i stracił przytomność. Pierwszy oficer kopnął go w żebra po prawej
stronie i zawołał jednocześnie “O kurwa! Potkłem się o jakieś gówno!” co
wywołało powszechny śmiech wśród korsarzy.
Darion oprzytomniał
przywiązany do masztu Czarnej Czapli. Jego przyboczni byli skrępowani i
klęczeli przed nim, z nożami przy gardłach. Załoga galery stała wokół i czekała
na rozkaz swojego kapitana.
- Będziesz dzikował
dalej?! - Ibis warknął do księcia, gdy ten tylko otworzył oczy.
- Co? Co się tu
kurwa dzieje?
- Nie ty zadajesz
tu pytania!
Następca tronu
spróbował poluzować więzy, był jednak zbyt mocno i ciasno przywiązany.
- Chcecie mnie
zabić, prawda? - Zapytał swoim beznamiętnym, zimnym głosem, kierując wzrok w
oczy kapitana Czarnej Czapli. Był niezwykle spokojny i opanowany.
Pierwszy oficer
podszedł do niego i wymierzył mu siarczysty policzek, zostawiając czerwony
ślad.
- Odpowiadaj na
pytania kapitana, ścierwo! - i splunął na pokład.
Darion spróbował
się skupić i przeanalizować swoją sytuację. Wziął głęboki wdech i powiedział:
- Tak, będę już
spokojny.
- Świetnie! -
Kapitan podszedł do niego i się pochylił, po czym powiedział, niemalże
wyszeptał, cichym i spokojnym głosem: - Dzisiaj parę razy okazałeś mi brak
szacunku. Wcześniejsze incydenty mogłem puścić w niepamięć, niewykonania
bezpośredniego rozkazu nie mogę jednak zlekceważyć. Moi chłopcy muszą mieć
przede mną respekt i słuchać moich poleceń, a ty swoją niesubordynacją psujesz
mój wizerunek. Dlatego, muszę cię ukarać. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Książę rozumiał to
aż zbyt dobrze.
- Powinienem cię
powiesić na maszcie, jednakże nie jesteś moim marynarzem. - "Orczy elf"
kontynuował, już głośniej aby załoga go usłyszała. - Dlatego tylko
przeciągniemy cię pod kilem. Związać go, chłopcy!
Korsarze rzucili się spełnić rozkaz. Lotar,
przyboczny następcy tronu z chorobą morską, zaczął się wyrywać i wykrzykiwać
sprzeciw.
- Spokojnie,
chłopie! Ciebie mogę powiesić bez mrugnięcia okiem - zagroził mu kapitan.
- Lotar, to nic
takiego - zwrócił się do niego Darion, pogodzony ze swoim losem. - Oszczędzaj
siły na późniejszą walkę.
- Nie
powiedziałbym, że to nic takiego - wtrącił elor z ironicznym uśmieszkiem na
twarzy.
- Mieliśmy umowę,
Ibisie. - Związany książę spojrzał w czarne oczy kapitana. - Miał mi włos nie
spaść z głowy w trakcie rejsu.
- Tak, mieliśmy
umowę i ty złamałeś ją pierwszy. - Trzymając go za ramię poprowadził następcę
tronu w stronę burty. - Zgodziłeś się wykonywać wszystkie moje rozkazy na
morzu. Sugeruję wziąć głęboki oddech! - I na te słowa wypchnął go ze statku.
Darion wpadł do
wody. Nabrał szybko powietrza w płuca. Poczuł pociągnięcie sznura przywiązanego
do nóg i naprężenie się liny przywiązanej do rąk. Zanurzył się i przylgnął
plecami do kadłuba Czarnej Czapli. Sznur szarpnął mocniej i ocierając się oraz
raniąc o deski, a także ostre małże przytwierdzone do nich, książę znalazł się pod kilem. Z nacięć wypłynęła
krew, słona woda spotęgowała ból. Darion wypuścił całe powietrze i zachłysnął
się wodą. Kolejne pociągnięcie i znalazł się na powierzchni, po drugiej stronie
statku. Złapał zachłannie powietrze w płuca, kaszląc i wypluwając wodę, gdy
wciągano go na pokład.
Gdy położyli go na
deski, oddychał ciężko, ciesząc się że żyje. Z paskudnych, choć płytkich nacięć
na plecach, rękach i nogach, ciekła krew.
- Rozwiążcie go,
opatrzcie i dajcie jakiś koc - zarządził Ibis.
Darion zemdlał z
bólu, nim któryś z korsarzy ruszył mu na pomoc.
Odzyskał
przytomność wczesnym popołudniem. Leżał w kajucie na swojej koi. Wokół niego
stali zaniepokojeni przyboczni.
Lotar, gdy
zobaczył, że książę otwiera oczy, od razu zapytał:
- Wszystko w
porządku, panie?
- Nie, kurwa, nic
nie jest w porządku! - Darion wrzasnął gdy dotarł do niego ból z ran. Ze sykiem
podniósł się z koi.
- Powinieneś leżeć,
mój panie.
- Zamknij mordę i
się przesuń.
Przyboczny spełnił
żądanie. Następca tronu ruszył, powolnymi krokami, w stronę wyjścia z kajuty, a
jego podwładni podążyli za nim.
Gdy wszedł na
pokład, kilka par oczu spojrzało na niego z podziwem. Darion nie zwracał na to
uwagi i skierował swoje kroki w stronę dziobu.
Na horyzoncie, w
odległości paru mil, można było już dostrzec Golemie Pole. Książę ostrożnie
oparł się i przyglądał, jak z każdym ruchem wioseł przybliżają się do miasta.
Jego głowę zaprzątało wiele myśli. Niespodziewanie, obok niego przysiadł mały
kos. Spojrzał się na Dariona, przekręcił łepek z zaciekawieniem i błyskawicznie
odleciał gdy zbliżył się do nich Ibis.
- Twardy z ciebie
skurwiel. Mam nadzieję, że nasza podróż czegoś cię nauczyła. - I uśmiechnął się
do następcy tronu szyderczo odsłaniając kły.
- Jesteś fatalnym
kapitanem. - Darion odwrócił się do niego. - Tyranem, który rządzi dzięki
okrucieństwu.
Elor wzruszył tylko
ramionami i odparł:
- Przynajmniej mam
statek. Ty jesteś księciem, a nie masz nawet skrawka ziemi.
- To się jeszcze
okaże.
- Oby. A jak już
zdobędziesz swój skrawek ziemi - palcem wskazującym ukuł Dariona w klatkę
piersiową - to sam się przekonasz, że dużo więcej da się załatwić dobrym słowem
i żelazem, niż tylko samym dobrym słowem.
Następca tronu
zapamięta te słowa do końca życia. W ciągu kolejnych trzech lat odbije, z rąk
uzurpatora Haralda, tron swojego ojca. Następnie koronuje się i przyjmie imię
Borrin Pierwszy. Jednakże, historia zapamięta go inaczej - jako Borrina
Krwawego.
Wow, ale świetny tekst trzymający w napieciu od początku do końca. Tak opisales podróż morska, że aż odezwała sie u mnie choroba morska. Brawo. SpodZiewałam się pierwszej reakcji Dariona ale to co wydarzyło sie potem totalnie mnie zaskoczyło. Co za zwrot akcji! 💜 ujrzałam Nowa twarz księcia i stal sie dla mnie całkiem innym człowiekiem, szczególnie po tym co przeczytalam na samym końcu. Rozwój tego charakteru jest naprawę zdumiewający w najlepszym znaczeniu tego slowa.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytałam twój tekst
łal, co za końcówka. to podsumowanie, pierwszy, krwawy, łał. za tym tesknilam! cały teskt bardzo w moim klimacie, bo piraci ya hey ya ho i butelka rumu! ;D mam gdzies kilka plyt z szantami, ktore wypalilam jeszcze w liceum i gdzies wciaz lezy moj zeszyt ze swlowniczkiem pojec zeglarskich i rozrysowana budowa statku, przepisywany recznie w czytelni jednej z bibliotek, czyli tego co bylo przed googlami xd dlatego szacun za fajne, wiarygodne i rzetelne oddanie klimatu panujacego na łajbie, rzucialabym jeszcze wiecej typowych dla zargonu morskiego pojec, ale i to co zastalam udowonilo, ze wiesz , o czym mowisz. szacun. poczulam sie jak na morzu.
OdpowiedzUsuńjedyne do czego mam zastrzerzenie, to 'orczy elf'. tak jak uwielbiam Twoje twory rasowe, zestawienia tych ras i samo pochodzenie Ibisa mi w niczym nie przeszkadza, przeciwnie, jest to cos ciekawego (ork z elfem! chce zobaczyc ten zwiazek! ;D) , tak wlasnie chyba wystapilo to, o czym gadalismy niedawno na czacie, czyli probowales uniknac powtorzen, jesli chodzi o imie kapitana, czy nazwy rasy, aczkolwiek gdyby te 3 razy wiecej , bo chyba 3 razy padlo 'orczy elf' padlo na zmiane elor, Ibis i kapitan, to nic zlego by sie nie stalo i wygladaloby to naturalniej. Bo kiedy uzywamy cudzyslowia, by opisac wlasna postac i to wiecej niz raz, nie zeby raz cos podkreslic, to srednio mi sie podoba, plus zestawienie tego przymiotnika z rzeczownkiem, orczy i elf... Nie jestem fanką. Jest to pół-ork, pół-elf, a to zestawienie to jakby kogos kto ma korzene w europie i azjii nazwyac azjatyckim europejczykiem. no klamstwem to nie bedzie, ale wyobraz sobie tekst, gdzie kilka razy wyczytujesz jak to azjatycki europejczyk cos powiedzial badz zrobil xd nie bojmy sie uzywac imion czesciej. nie ma w tym nic gorszącego ;)
Mam nadzieje ze na kolejna czesc Kronik nie bedziemy czekali za dlugo!! <3
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak miło widzieć Twój tekst! Stęskniłam się za Twoją prozą, w dodatku doskonale pamiętam, że masz u siebie takich bohateró, do których temat główny pasuje, dlatego z większą przyjemnością zasiadłam do lektury :)
Uwielbiam to, jak profesjonalnie podchodzisz do tego, o czym piszesz. Za każdym razem widać, że wykonałeś research lub też hobbystycznie jesteś zaznajomiony z tematyką, o jakiej chcesz tworzyć opowieść. Jestem pod wrażeniem i, choć się osobiście nie znamy, czuję, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić :D
Mieszanka rasy elfów i orków – qué?! Jakoś mam problem, by sobie takiego osobnika wyobrazić. Chyba nie umiem połączyć w głowie widoku Legolasa z jakimś złym orkiem, heh.
"Wyciągnął gwałtownie broń, uniósł do góry i krzyknął: "Śmierć!", co wywołało zadowolenie wśród załogi." – na taki zwrot akcji liczyłam :D książę nie może być ciepłą kluchą, to ma być gość, który nie boi się walki, bardzo plastycznie to tutaj przedstawiłeś.
W ogóle to zestawienie wymiany zdania, ta decyzja Dariona i abordaż – super!
I na taki zwrot akcji, jak związanie księcia, też liczyłam. Gdybym była na jego miejscu, nie dałabym się sprowokować do pewnych ruchów i pozostała czujna, ale podoba mi się, że on postąpił, jak postąpił, i dlatego fabuła zadziała się tak, a nie inaczej.
Ach, jakie to było wciągające. Opisy barwne i naturalnie, swoiste tempo akcji, normalnie jakbym oglądała film. Brawo!
A ostatni akapit aż się prosi, by opisać, jak doszło do nadania takiego przydomka.
Pozdrawiam.
Coś mi wewnętrznie podpowiadało, że się odezwiesz w tym tygodniu, wiesz? Chociaż bardziej celowałam w twoje kosmiczne uniwersum! Ale tym nie pogardzę, bo też je lubię!
OdpowiedzUsuńPodobała mi się rozmowa kapitana z księciem, szczególnie to, że po transakcji nieraz próbowali kogoś sprzedać huehue.
Uuu, abordaż to w ogóle gruba sprawa. Kapitan to twarda sztuka! A Darion za to nieźle spanikowany książulek >D, ale też ma w sobie coś z twardziela, to trzeba przyznać!
Ciekawe postacie i naprawdę plastyczna historia. Musiałeś już czytać wiele o piratach, tak myślę, bo czułam się autentycznie, jakbym czytała jakąś dobrą książkę o nich. No i to zakończenie, że stał się Borrinem Krwawym... dobre! Co więcej mówić? Lubię twoją fantastykę! Obyś częściej pisał!
~SadisticWriter