Wilk
Krzysztof
Hałdys – Człowiek Piszący
Biegłem. Choć określenie
to wydawało mi się zbyt trywialne. Pędziłem było słowem, lepiej oddającym mą
sytuację. W końcu bieg nie kojarzył się zbytnio z zagrożeniem. Przynajmniej nie
w miejscu z którego pochodziłem.
Zaraz. Pochodziłem?
Myśli przebiły się na moment do mej świadomości, tylko po to by zostać odgonione przez odgłos strzału. Nie wiem jakim sposobem mój mózg zdołał wykrzesać z mięśni dodatkowe pokłady energii i zmusić je do jeszcze większej pracy. Nigdy nie poruszałem się z tak dużą prędkością. Tak przynajmniej mówiły mi moje nadpobudliwe zmysły, które jak na ironię dopiero pod przymusem zaczęły mnie informować o tym, co się wkoło mnie dzieje. Panowała nieprzenikniona ciemność, która mieszając się z wilgocią i zimnem, tworzyła nad wyraz nieprzyjazne środowisko.
Co tu robię? Przed czym uciekam?
Kolejne pytania rodziły się, by zginąć, nie otrzymawszy odpowiedzi. Powodem tego były odległe, acz mocno niepokojące szelesty, odgłosy łamania gałęzi i krzyki ludzkich głosów. Mimo, iż starałem się od nich oddalić, te zdawały się stawać coraz bliższymi. Przez to co jakiś czas, pojawiało się pragnienie zatrzymania się i poddania. Instynkty jednak na to nie pozwalały. Pędziłem więc przed siebie w dalszym ciągu, czując, iż ledwo utrzymuję równowagę na podłożu, które prócz swej śliskości, usłane było przeszkodami w postaci gałęzi, kamieni, korzeni drzew i kto wie czego jeszcze. Nagle, wśród gęstego drzewostanu począłem dostrzegać srebrne światło, które nie wiedzieć czemu, wzbudziło we mnie nadzieję. Świadoma chęć przyśpieszenia, która wtem się pojawiła, spróbowała zmusić organizm do jeszcze większego wysiłku niż do tej pory, aczkolwiek zdawało się to być niemożliwe. Ostatecznie nie grało to jednak większej roli, gdyż w mig przekroczyłem linię drzew i z impetem wpadłem do snującej się z wolna rzeki. Dysząc i czując jak jej zimno przebija się do wnętrza mego organizmu, wpatrywałem się w niebo, które niczym nie przesłonięte, ukazywało ogromny księżyc, w towarzystwie palety gwiazd. Ten zapierający dech w piersiach obraz uzupełniany był jeszcze przez otaczające planetę, idealnie białe pierścienie. Oniemiały niemal zapomniałem o zagrożeniu, przed którym dopiero co umykałem. Niemal, gdyż przypominało ono o sobie z całkiem dużą skutecznością. Musiałem uciekać. Wiedziałem to zbyt dobrze. Wpierw jednak zapragnąłem spojrzeć w kierunku, z którego przybyłem, mając nadzieję, iż być może jestem już bezpieczny. Zacząłem więc opuszczać głowę, gdy nagle dostrzegłem kątem oka odbicie świecących ślepi w tafli wody. Odskoczyłem błyskawicznie i rozglądając się wkoło, zawarczałem. Nikogo jednak ze mną nie było. Musiało być to coś w rzece. Spuściłem więc wzrok, aby się w niej rozejrzeć i wtem osłupiałem.
To niemożliwe! Wrzasnąłem w myślach.
Wprost nie mogłem pojąć faktu, iż to czego się tak przestraszyłem było moim odbiciem. Takie przynajmniej miałem przeświadczenie, póki mój mózg nie przetworzył wszystkich informacji. Wtedy dopiero przekonałem się, iż źródłem mego szoku, był fakt, iż przed mymi oczami rysował się obraz brudnego, wycieńczonego wilka.
To niemożliwe! Powtórzyłem raz jeszcze.
Bezwzględna rzeczywistość jednak się ze mną nie zgadzała i ukazywała, iż było to jak najbardziej możliwe. Spetryfikowany nie wiedziałem jak na to zareagować. Nawet mój umysł opustoszał na moment ze wszystkich myśli. Istniało jedynie przeczucie, iż posiadanie przeze mnie ciała wilka, było wypaczeniem natury.
Niespodziewany dźwięk wystrzału wyrwał mnie z marazmu i zmusił do ucieczki. Nie mając większego pojęcia co się właśnie wydarzyło, znów pędziłem przez ciemny las, zostawiając za sobą srebrny blask księżyca. Tym razem jednak przestrzeń była co chwila rozdzierana przez echo strzałów. Po kilku chwilach ucichły one jednak, a ja odczuwałem ogromną ulgę z faktu, iż jeszcze żyję. Niestety zmarnowałem zbyt dużo czasu i nie pozostawało mi wiele energii. Wiedziałem, iż jeśli zaraz nie zdarzy się jakiś cud, to będę skazany na pewną śmierć. Wtem, jakby na moją własną prośbę, dostrzegłem ciepłe światło, majaczące między drzewami. Rozpoznając co mogło być jego źródłem, zacząłem spowalniać, aż w końcu się zatrzymałem. Nie było już dla mnie nadziei. Spojrzałem jeszcze na boki, myśląc, iż mógłbym spróbować uciekać w inną stronę, aczkolwiek ten pomysł spalił na panewce, gdyż podświadomie już się poddałem. Nie czekając, aż śmierć przyjdzie do mnie, zacząłem powoli iść ku światłu, aż wreszcie wkroczyłem na małą, bezdrzewną polankę, na środku której płonęło znaczne ognisko. Przy nim zaś siedziała dość ekstrawagancka postać, ubrana w zamaszystą szatę z kapturem. Zdawała się ona być niebywale spokojna, mimo nie posiadania przy sobie żadnej broni. Do tego wszystkiego jej zapach całkowicie nie pasował do człowieka. Sytuacja była tak niepokojąca, iż mój organizm odruchowo nastawił się do walki, a z pyska wyrwało się warczenie.
– Czy to wypada? – rozległo się pytanie, które całkowicie mnie ogłupiło – Wpadać w nocy do czyjegoś obozowiska i warczeć na niego, nawet się nie przedstawiwszy?
Przedstawiwszy? Jak wilk mógłby się przedstawić? Zapytałem samego siebie w myślach.
– Wybacz. – nieznajomy odezwał się ponownie – Zadaje mi się, iż hałasy nieco mnie rozdrażniły.
Wsłuchując się w jego słowa, próbowałem dociec, co jest z nim nie tak.
– Może dołączysz do mnie przy ognisku? – zaproponował – Wyglądasz na strudzonego.
Intuicja mówiła mi, iż powinienem jak najszybciej opuścić to miejsce, aczkolwiek świadomość, iż tak naprawdę nie mam dokąd uciekać, skutecznie się jej przeciwstawiała. Zacząłem więc zbliżać się powoli do źródła światła, które z każdym krokiem, coraz bardziej zalewało mą mokrą i zziębniętą sierść błogim ciepłem. Wtem usłyszałem cichy szelest i odgłos łamiących się gałęzi, które sprawiły, iż odskoczyłem od źródła dźwięku, a następnie odwróciłem się w jego stronę, warcząc groźnie. Po chwili moim oczom ukazała się grupka myśliwych, wyłaniających się spośród drzew.
– Teraz już nie uciekniesz! – stwierdził jeden z nich, a kolejno pociągnął za spust trzymanego karabinu.
Wystrzał, przed którym się skuliłem, o dziwo nie nastąpił. Pojawiła się tylko konsternacja mężczyzny. Spróbował on powtórzyć czynność, aczkolwiek nadal nie przynosiła ona żadnego skutku.
– Kurwa! – zakrzyknął.
– Zaciął się? – spytał inny z myśliwych.
– Ja to zrobię. – odezwał się kolejny i spróbował wystrzelić.
Niestety jego broń również nie wypaliła.
– Widzę, iż nie jest panom znane pojęcie kurtuazji. – odezwał się nieznajomy przy ognisku.
Na jego głos mężczyźni podskoczyli przerażeni. Zupełnie jakby do tej pory go nie dostrzegali.
– Ktoś ty?! – zapytał jeden z nich, wyciągając przed siebie nóż.
– Nikim istotnym. – odrzekł mu – Aczkolwiek kimś poirytowanym z powodu hałasu i zdegustowanym, ze względu na przerwaną mi integrację.
– Integrację? – padło pełne niezrozumienia pytanie.
– Bądźmy ze sobą szczerzy. – zignorował je – Pora jest późna, a panowie na pewno zmęczeni. Co panowie powiedzą na pokojowe rozstanie? Ja zajmę się wilkiem, a panowie wrócą spokojnie do swego obozowiska.
Myśliwi spoglądali na niego ogłupieni, aż nagle jeden z nich odezwał się szeptem do drugiego.
– Chodźmy stąd. – jego głos był drżący i pełen przerażenia.
Chyba jako jedyny zdążył sobie uświadomić w jakiej sytuacji się znajduje.
– O czym ty mówisz? – pojawił się kolejny szept.
– Chodźmy stąd. – rzekł głośniej, robiąc krok w tył.
– Na panów miejscu, posłuchałbym kolegi. – przyznał nieznajomy.
– Nigdzie nie idziemy bez tego wilka! – stwierdził stanowczo ten, który wydawał się przewodzić grupie.
– Czy to ostateczna decyzja?
– Tak! I jeśli masz z tym jakiś problem, to skończysz jak ten…! – słowa przywódcy zostały przerwane przez najbardziej przestraszonego osobnika.
– Chodźmy stąd! – tym razem z jego ust wyrwał się krzyk.
– Zamknij się, bo…!
– On ma rację. – inny z mężczyzn, wyraził swą opinię – Powinniśmy iść.
– Pojebało was do reszty?! Nie po to ganialiśmy za tym wilkiem, żeby teraz wrócić z pustymi rękami! – wrzasnął, po czym wyrwał jednemu ze swoich towarzyszy broń i wycelowawszy w postać w szacie, wystrzelił.
Głośny huk rozniósł się po lesie, by ucichnąć i ustąpić miejsca głuchemu uderzeniu martwego ciała o podłoże. Przerażenie, które zawisło przy tym w powietrzu, odbierało dech w piersi. Czas zdawał się na moment zatrzymać, tylko po to by ruszyć razem z osobnikiem, który jako pierwszy wpadł między drzewa, szukając ucieczki. Niedługo po tym reszta podążyła jego śladem, pozostawiając za sobą swego przywódcę, którego oblicze zostało zmasakrowane przez części zniszczonego karabinu, powstałe w wyniku wybuchu prochu.
– Zaproszenie wciąż jest aktualne. – usłyszałem oświadczenie zupełnie jak gdyby nic się nie stało.
Bojąc się nie skorzystać, zbliżyłem się do źródła ciepła, gdzie następnie ległem. Momentalnie mój umysł zaczął popadać błogie objęcia snu, którym zamykając oczy, oddałem się bez żadnego sprzeciwu.
Zaraz. Pochodziłem?
Myśli przebiły się na moment do mej świadomości, tylko po to by zostać odgonione przez odgłos strzału. Nie wiem jakim sposobem mój mózg zdołał wykrzesać z mięśni dodatkowe pokłady energii i zmusić je do jeszcze większej pracy. Nigdy nie poruszałem się z tak dużą prędkością. Tak przynajmniej mówiły mi moje nadpobudliwe zmysły, które jak na ironię dopiero pod przymusem zaczęły mnie informować o tym, co się wkoło mnie dzieje. Panowała nieprzenikniona ciemność, która mieszając się z wilgocią i zimnem, tworzyła nad wyraz nieprzyjazne środowisko.
Co tu robię? Przed czym uciekam?
Kolejne pytania rodziły się, by zginąć, nie otrzymawszy odpowiedzi. Powodem tego były odległe, acz mocno niepokojące szelesty, odgłosy łamania gałęzi i krzyki ludzkich głosów. Mimo, iż starałem się od nich oddalić, te zdawały się stawać coraz bliższymi. Przez to co jakiś czas, pojawiało się pragnienie zatrzymania się i poddania. Instynkty jednak na to nie pozwalały. Pędziłem więc przed siebie w dalszym ciągu, czując, iż ledwo utrzymuję równowagę na podłożu, które prócz swej śliskości, usłane było przeszkodami w postaci gałęzi, kamieni, korzeni drzew i kto wie czego jeszcze. Nagle, wśród gęstego drzewostanu począłem dostrzegać srebrne światło, które nie wiedzieć czemu, wzbudziło we mnie nadzieję. Świadoma chęć przyśpieszenia, która wtem się pojawiła, spróbowała zmusić organizm do jeszcze większego wysiłku niż do tej pory, aczkolwiek zdawało się to być niemożliwe. Ostatecznie nie grało to jednak większej roli, gdyż w mig przekroczyłem linię drzew i z impetem wpadłem do snującej się z wolna rzeki. Dysząc i czując jak jej zimno przebija się do wnętrza mego organizmu, wpatrywałem się w niebo, które niczym nie przesłonięte, ukazywało ogromny księżyc, w towarzystwie palety gwiazd. Ten zapierający dech w piersiach obraz uzupełniany był jeszcze przez otaczające planetę, idealnie białe pierścienie. Oniemiały niemal zapomniałem o zagrożeniu, przed którym dopiero co umykałem. Niemal, gdyż przypominało ono o sobie z całkiem dużą skutecznością. Musiałem uciekać. Wiedziałem to zbyt dobrze. Wpierw jednak zapragnąłem spojrzeć w kierunku, z którego przybyłem, mając nadzieję, iż być może jestem już bezpieczny. Zacząłem więc opuszczać głowę, gdy nagle dostrzegłem kątem oka odbicie świecących ślepi w tafli wody. Odskoczyłem błyskawicznie i rozglądając się wkoło, zawarczałem. Nikogo jednak ze mną nie było. Musiało być to coś w rzece. Spuściłem więc wzrok, aby się w niej rozejrzeć i wtem osłupiałem.
To niemożliwe! Wrzasnąłem w myślach.
Wprost nie mogłem pojąć faktu, iż to czego się tak przestraszyłem było moim odbiciem. Takie przynajmniej miałem przeświadczenie, póki mój mózg nie przetworzył wszystkich informacji. Wtedy dopiero przekonałem się, iż źródłem mego szoku, był fakt, iż przed mymi oczami rysował się obraz brudnego, wycieńczonego wilka.
To niemożliwe! Powtórzyłem raz jeszcze.
Bezwzględna rzeczywistość jednak się ze mną nie zgadzała i ukazywała, iż było to jak najbardziej możliwe. Spetryfikowany nie wiedziałem jak na to zareagować. Nawet mój umysł opustoszał na moment ze wszystkich myśli. Istniało jedynie przeczucie, iż posiadanie przeze mnie ciała wilka, było wypaczeniem natury.
Niespodziewany dźwięk wystrzału wyrwał mnie z marazmu i zmusił do ucieczki. Nie mając większego pojęcia co się właśnie wydarzyło, znów pędziłem przez ciemny las, zostawiając za sobą srebrny blask księżyca. Tym razem jednak przestrzeń była co chwila rozdzierana przez echo strzałów. Po kilku chwilach ucichły one jednak, a ja odczuwałem ogromną ulgę z faktu, iż jeszcze żyję. Niestety zmarnowałem zbyt dużo czasu i nie pozostawało mi wiele energii. Wiedziałem, iż jeśli zaraz nie zdarzy się jakiś cud, to będę skazany na pewną śmierć. Wtem, jakby na moją własną prośbę, dostrzegłem ciepłe światło, majaczące między drzewami. Rozpoznając co mogło być jego źródłem, zacząłem spowalniać, aż w końcu się zatrzymałem. Nie było już dla mnie nadziei. Spojrzałem jeszcze na boki, myśląc, iż mógłbym spróbować uciekać w inną stronę, aczkolwiek ten pomysł spalił na panewce, gdyż podświadomie już się poddałem. Nie czekając, aż śmierć przyjdzie do mnie, zacząłem powoli iść ku światłu, aż wreszcie wkroczyłem na małą, bezdrzewną polankę, na środku której płonęło znaczne ognisko. Przy nim zaś siedziała dość ekstrawagancka postać, ubrana w zamaszystą szatę z kapturem. Zdawała się ona być niebywale spokojna, mimo nie posiadania przy sobie żadnej broni. Do tego wszystkiego jej zapach całkowicie nie pasował do człowieka. Sytuacja była tak niepokojąca, iż mój organizm odruchowo nastawił się do walki, a z pyska wyrwało się warczenie.
– Czy to wypada? – rozległo się pytanie, które całkowicie mnie ogłupiło – Wpadać w nocy do czyjegoś obozowiska i warczeć na niego, nawet się nie przedstawiwszy?
Przedstawiwszy? Jak wilk mógłby się przedstawić? Zapytałem samego siebie w myślach.
– Wybacz. – nieznajomy odezwał się ponownie – Zadaje mi się, iż hałasy nieco mnie rozdrażniły.
Wsłuchując się w jego słowa, próbowałem dociec, co jest z nim nie tak.
– Może dołączysz do mnie przy ognisku? – zaproponował – Wyglądasz na strudzonego.
Intuicja mówiła mi, iż powinienem jak najszybciej opuścić to miejsce, aczkolwiek świadomość, iż tak naprawdę nie mam dokąd uciekać, skutecznie się jej przeciwstawiała. Zacząłem więc zbliżać się powoli do źródła światła, które z każdym krokiem, coraz bardziej zalewało mą mokrą i zziębniętą sierść błogim ciepłem. Wtem usłyszałem cichy szelest i odgłos łamiących się gałęzi, które sprawiły, iż odskoczyłem od źródła dźwięku, a następnie odwróciłem się w jego stronę, warcząc groźnie. Po chwili moim oczom ukazała się grupka myśliwych, wyłaniających się spośród drzew.
– Teraz już nie uciekniesz! – stwierdził jeden z nich, a kolejno pociągnął za spust trzymanego karabinu.
Wystrzał, przed którym się skuliłem, o dziwo nie nastąpił. Pojawiła się tylko konsternacja mężczyzny. Spróbował on powtórzyć czynność, aczkolwiek nadal nie przynosiła ona żadnego skutku.
– Kurwa! – zakrzyknął.
– Zaciął się? – spytał inny z myśliwych.
– Ja to zrobię. – odezwał się kolejny i spróbował wystrzelić.
Niestety jego broń również nie wypaliła.
– Widzę, iż nie jest panom znane pojęcie kurtuazji. – odezwał się nieznajomy przy ognisku.
Na jego głos mężczyźni podskoczyli przerażeni. Zupełnie jakby do tej pory go nie dostrzegali.
– Ktoś ty?! – zapytał jeden z nich, wyciągając przed siebie nóż.
– Nikim istotnym. – odrzekł mu – Aczkolwiek kimś poirytowanym z powodu hałasu i zdegustowanym, ze względu na przerwaną mi integrację.
– Integrację? – padło pełne niezrozumienia pytanie.
– Bądźmy ze sobą szczerzy. – zignorował je – Pora jest późna, a panowie na pewno zmęczeni. Co panowie powiedzą na pokojowe rozstanie? Ja zajmę się wilkiem, a panowie wrócą spokojnie do swego obozowiska.
Myśliwi spoglądali na niego ogłupieni, aż nagle jeden z nich odezwał się szeptem do drugiego.
– Chodźmy stąd. – jego głos był drżący i pełen przerażenia.
Chyba jako jedyny zdążył sobie uświadomić w jakiej sytuacji się znajduje.
– O czym ty mówisz? – pojawił się kolejny szept.
– Chodźmy stąd. – rzekł głośniej, robiąc krok w tył.
– Na panów miejscu, posłuchałbym kolegi. – przyznał nieznajomy.
– Nigdzie nie idziemy bez tego wilka! – stwierdził stanowczo ten, który wydawał się przewodzić grupie.
– Czy to ostateczna decyzja?
– Tak! I jeśli masz z tym jakiś problem, to skończysz jak ten…! – słowa przywódcy zostały przerwane przez najbardziej przestraszonego osobnika.
– Chodźmy stąd! – tym razem z jego ust wyrwał się krzyk.
– Zamknij się, bo…!
– On ma rację. – inny z mężczyzn, wyraził swą opinię – Powinniśmy iść.
– Pojebało was do reszty?! Nie po to ganialiśmy za tym wilkiem, żeby teraz wrócić z pustymi rękami! – wrzasnął, po czym wyrwał jednemu ze swoich towarzyszy broń i wycelowawszy w postać w szacie, wystrzelił.
Głośny huk rozniósł się po lesie, by ucichnąć i ustąpić miejsca głuchemu uderzeniu martwego ciała o podłoże. Przerażenie, które zawisło przy tym w powietrzu, odbierało dech w piersi. Czas zdawał się na moment zatrzymać, tylko po to by ruszyć razem z osobnikiem, który jako pierwszy wpadł między drzewa, szukając ucieczki. Niedługo po tym reszta podążyła jego śladem, pozostawiając za sobą swego przywódcę, którego oblicze zostało zmasakrowane przez części zniszczonego karabinu, powstałe w wyniku wybuchu prochu.
– Zaproszenie wciąż jest aktualne. – usłyszałem oświadczenie zupełnie jak gdyby nic się nie stało.
Bojąc się nie skorzystać, zbliżyłem się do źródła ciepła, gdzie następnie ległem. Momentalnie mój umysł zaczął popadać błogie objęcia snu, którym zamykając oczy, oddałem się bez żadnego sprzeciwu.
Hej :)
OdpowiedzUsuńWitamy na Grupie i gratulujemy debiutu :)
Bardzo ciekawy pomysł na tekst. Lubię, kiedy dzieło ma swoje tempo i dynamizm, bo wówczas sama czuję się, jakbym biegła. Wyszło Ci to, za co dziękuję.
Dobrze operujesz emocjami bohatera, które mogą udzielić się czytelnikowi.
Nieznajomy na polanie i mniej więcej spodziewałam się, co nastąpi dalej, mimo to czytałam z przyjemnością, bo nie było tu żadnej przesady. Zarówno opisy, jak i dialogi były bardzo plastyczne i po prostu naturalne. Użyłeś słów kluczy, więc temat zrealizowany.
Teraz kilka uwag: 1. Widzę, że przecinki nie są najsilniejszą stroną, ale spokojnie - nad tym da się popracować, czytając książki i starając się, podczas korekty swojego tekstu, czytać go na głos i w miejsca, gdzie wyczuwasz nabranie oddechu, wstawić odpowiedni znak
2. Nie wydaje mi się, by zapis myśli narratora i opisy przy nich były poprawne. Zamiast kropki powinieneś raczej postawić przecinek. No i z dialogami jest podobny problem - stawiasz kropki, po czym po półpauzie ciągniesz treść z wielkiej litery. To nieprawidłowy zabieg. Jeśli osoba mówiąca po półpauzie mówi, rzecze, krzyczy czy wykonuje inną czynność za pomocą głosu, przez półpauzą nie stawiamy kropki, a kontynuujemy to jako tę samą treść
3. ostatnie zdanie jest błędne pod względem stylistycznym. Powinno raczej brzmieć: "Momentalnie mój umysł zaczął popadać [w] objęcia snu, którym - zamykając oczy oddałem- się bez żadnego sprzeciwu." lub też: "Momentalnie mój umysł zaczął popadać błogie objęcia snu, którym oddałem się bez żadnego sprzeciwu, zamykając oczy". W Twojej wersji brzmi to trochę nie po polsku, "którym" traci swój logiczny ciąg dalszy.
To tyle ode mnie. Widać, że nie jesteś świeżakiem, jeśli chodzi o pisanie, poza tym mam sporą wyobraźnię. Z przyjemnością przeczytam kolejny Twój tekst. Mam nadzieję, że bytność wśród członków WaRu pozwoli Ci rozbudować swój warsztat.
Pozdrawiam.
Cześć
OdpowiedzUsuńDzięki za opinię. Cieszę się, iż Ci się mój tekst tak spodobał.
W kwestii przecinków przyznam, iż zawsze miałem z nimi problem i staram się nad tym pracować.
Dziękuję za zwrócenie uwagi na dialogi, gdyż tak naprawdę nie miałem pojęcia jak je zapisywać (jakoś tak nikt, na żadnym etapie mej edukacji, nie wpadł na pomysł, iż warto mnie tej sztuki nauczyć, zamiast tłuc bez przerwy rozprawki). Na pewno wezmę się za ich poprawienie.
Przyznaję się bez bicia, iż ostatnie zdanie mi nie grało, kiedy je zapisywałem, aczkolwiek byłem wtedy zbyt zmęczony, by ogarnąć dlaczego. Było to jednak przez brak "w". Inwersja jak najbardziej mi tu gra (aczkolwiek to może być tylko mój gust).
Tak, czy siak również pozdrawiam i życzę miłego dnia/nocy zależy kiedy będzie ten komentarz odczytany ;)
Tak na początek to się przedstawię: SadisticWriter, po prostu przebywam aktualnie na innym koncie, jak mam to w zwyczaju. A teraz przejdźmy do rzeczy.
OdpowiedzUsuńDużo się w tym tekście dzieje. W gruncie rzeczy na początku mi się nie spodobał, bo polegał na tym, że wilk sobie biegł, potem patrzył w taflę wody, potem znowu biegł, w sumie nie wiadomo, dlaczego, aż... natrafił na tego tajemniczego jegomościa, który kompletnie skradł mi serce. Styl jego wypowiedzi był na tyle kurtuazyjny, że wzbudzał w człowieku podejrzenia. Cudownie przedstawiona postać. Za to wilk... nijaki. Nie przypadł mi do gustu, bo nic nie można o nim powiedzieć.
Tak jak już Miachar wspomniała, przecinki nie są twoją mocną stroną. Bardzo zaburzają czytanie, bo nie akcentują zdań w odpowiednim momencie. Ale ty już wiesz, że musisz nad tym popracować. Dodatkowo niektóre określenia wydawały mi się tutaj nieco zbyt patetyczne, jakbyś próbował pisać wiersz. Mą, mej, mego, począłem, i to notoryczne: iż. To byłoby fajne, gdyby tekst rzeczywicie miał w sobie dużo poetyckości. Ten kontrast tym bardziej rzuca się w oczy, kiedy patrzymy na dialogi o treści: "kurwa!", bo tu już nic z tej poetyckiej patetyczności nie ma.
Bardzo często próbujesz uczynić zdania... większymi niż mogłyby być, to znaczy, że miałam malutki problem z odczytem niektórych zdań, które były "za bardzo". Często powtarzasz również stwierdzenie "był fakt", kiedy da się na pewne rzeczy uwagę zwrócić nie tylko poprzez istnienie jakiegoś faktu.
Dla mnie tekst w pewnych jego aspektach jest ciekawy. Intrygujący, dzięki tej tajemniczej postaci i scenie, która wydarzyła się, kiedy wilk już dotarł do ogniska. No i zapowiada coś ciekawego. Fajnie, że do nas dołączyłeś i mam nadzieję, że będziemy mogli przyglądać się spokojnie twojemu progresowi!
~SadisticWriter
Jedyne co mogę powiedzieć na temat wilka, to iż może okazać się ciekawszy z rozwojem historii. Aczkolwiek nie mogę tego niczym poprzeć, gdyż jeszcze nie wpadłem na to jak ten tekst kontynuować.
UsuńJeśli chodzi o te określenia i "iż", to jest to coś, do czego po prostu nawykłem, czy jak kto woli, co wypracowałem. No i na swoim blogu param się też poezją, także tak...
Język, którym posługuje się narrator, a bohaterowie, to nie jest coś, co bym do siebie odnosił. W końcu są to różne persony, od których nie można oczekiwać, iż będą miały tę samą kulturę wypowiedzi.
W kwestii czynienia zdań większymi, to może być to wynikiem tego, iż kiedyś pisałem o wiele za długie zdania i musiałem popracować nad tym, aby się tego oduczyć.
Częste powtarzanie przeze mnie stwierdzenia "był fakt" jest konsekwencją mego lenistwa i braku zredagowania tekstu.
Dziękuję Ci za Twoją opinię. Z pewnością wyciągnę z niej (jak i z każdej innej) wnioski na przyszłość. Pochlebia mi również, iż coś Ci się spodobało w moim tekście.
Jako, iż piszę ten komentarz koło dwudziestej pierwszej, życzę Ci spokojnego wieczoru :D
Mi się podoba twój styl. Te archaixmy nawet to 'iż', choć zwykle nie jestem fanem tego spojnika, tutaj jakoś wszystko mi do siebie pasuje. No i wilk, wiedziałeś w jakie tony uderzyć, żeby podbić moje serce :D czekam na więcej napięć, takich jak w tekście z Tw bloga, na który rzuciłam okiem.
OdpowiedzUsuńCo do dialogów, trzeba zapamiętać parę prostych zasad, jeśli chcesz mogę podrzucić Ci fajny link. Przede wszystkim, jeśli w zapisie mamy " - powuedzial/krzyknął /mruknął /poinformował" i wszelkie inne tego typu odpowiedniki określenia, w jaki sposób postać się wyraziła, to nigdy nie stawiamy kropki. Przykład : "- Wynos się - syknęła że łzami w oczach." natomiast kropkę stawiamy wtedy, gdy czynność po myślniku nie odnosi się do sposobu wypowiedzi. Przykład : " - Wynos się. - Jej głos drżał z nadmiaru emocji."
Czekam fest na kolejny tekst! To był udany debiut u nas ;)
Szczerze powiedziawszy mam wrażenie, iż Twój pseudonim zagrał jakąś rolę w tym, iż akurat wpadłem na postać wilka ;)
UsuńJeśli to nie będzie problem, prosiłbym o ten link, gdyż naprawdę mi się przyda.
Dziękuję Ci za wyrażenie swej opinii i naprawdę raduję się głęboko, iż mój tekst tak do Ciebie trafił.
A propos udanego debiutu, to jakby dobre to nie było, tak ma swoje wady... W końcu, gdy taki się zdarzy, to z kolejną publikacją trzeba już sprostać jakimś oczekiwaniom xD