W
poprzedni weekend miałam przyjemność spędzić czas ze wspaniałą ekipą w świetnym
miejscu, gdzie na nowo poznałam radość z gier planszowych. Dziękuję! <3
"Alkohol, papierosy, gry komputerowe" / "Podłoga, ściana, mleko"
"Alkohol, papierosy, gry komputerowe" / "Podłoga, ściana, mleko"
Przez
cały ubiegły tydzień, kogo bym nie pytała, każdy, ale to każdy – nawet mój terapeuta – mówił mi, że powinnam tego spróbować,
bo to ma szansę mi pomóc, a nawet się spodobać. Nauczona doświadczeniem, kiedy
jedna osoba coś sądziła, pytałam o zdanie drugą i trzecią, nim zdecydowałam się
na coś nowego w swoim istnieniu. Jeśli aż dziewięć osób odpowiedziało mi
dokładnie tak samo, powinnam zaufać ich słowom i spróbować, może będą mieli
rację?
Ale ledwie przekroczyłam próg, a poczułam ten sam niepokój, który pojawiał się w chwilach niebezpiecznych dla mojego zdrowia i nakazywał mieć się na baczności bardziej niż zwykle.
– No nie wierzę! Czy ty właśnie pomyliłaś Star Wars ze Star Trekiem?!
– Przecież to to samo, też się dzieje w kosmosie!
– Naprawdę? To tak, jakbyś powiedziała, że Top Chef i Masterchef to ten sam program!
– Ej, ale tam są różni uczestnicy i jury!
– No właśnie!
Miałam niemały problem z dostaniem się do baru, bo ten ulokowano w pewnej odległości od drzwi, po drodze musiałam minąć wiele zajętych stolików, na których leżały plansze lub karty, toczyły się kostki i rozmowy, którym niewiele brakowało, by zamienić się w kłótnię. Do tego zdarzali się tacy, co to próbowali – z sukcesem lub też nie – bujać się do muzyki wyłaniającej z ukrytych w lokalu głośników. Niekoniecznie był to przyjemny widok.
– Ty, widziałeś te moje zmysłowe, kocie ruchy?
– Jakie kocie, do cholery?! Drewniane klocki mojego bratanka mają w sobie więcej życia niż ty podczas tańca!
Przedostałam się do lady i sięgnęłam po kartę z menu. Lokal oferował nie tylko napoje alkoholowe, drinki i soki, ale też pewne przekąski jak nachosy, paluszki i orzeszki. Nie byłam głodna, za to chętnie bym się czegoś napiła. Zdecydowałam się na sok jabłkowy, jednak musiałam poczekać, by móc się odezwać – kolejka przede mną to było siedmioro różnych ludzi. I ci także ani myśleli rozmawiać ze sobą na odpowiednim poziomie decybeli.
– Ej, mam nowy pomysł! Może zagramy dzisiaj w pokera na pieniądze?
– A chcesz mieć gliny na głowie czy nadal włosy?
Gdyby liczba barmanów nie była tak ładna, bo w formie czterech wytatuowanych i wyluzowanych, uśmiechniętych osób, bałabym się, że nie zdołam przebrnąć przez interakcję z kimś, kto właśnie mnie potrącił i nieomal wylał na mnie swojego drinka w fiolce, z której wydobywał się dziwny dym.
– Sorry, laska, nie zauważyłem cię. Ty, stary, widzisz, jak działa ten suchy lód? Epickie to! Skąd to wytrzasnęli?
– Nie wiem, może z lekcji chemii lub fizyki? Gdybyś nie unikał szkoły, to byś wiedział?
– A na chuj mi szkoła? Ulica, stary! Tylko ulica nauczy cię życia! Szkoła to tylko jakaś pomyłka. Bierzemy ze sobą Splendor czy Cluedo?
Udało mi się zwrócić na siebie uwagę barmana w okularach, szybko przekazałam mu, czego sobie życzę, i wyciągnęłam z kieszeni czarnego płaszcza portmonetkę w kształcie żółwia, by z jej środka wydobyć drobne do zapłaty.
– Ludzie, ale tak się nie robi!
– Jak to nie? Czy ty nigdy nie grałeś w kuku, że tego nie wiesz?
– Grałem, ale lata temu, już nie pamiętam zasad i…
– Makao!
Ze szklanką w dłoni próbowałam ponownie przejść między obcymi tak, by nikogo nie oblać i by do nikogo się nie przyłączyć. Chciałam usiąść na chwilę w samotności, wypić sok i wyjść stąd, zakończyć to doświadczenie, które miało mi pomóc.
– Uwaga… Podaj nazwę trzech ptaków!
– Wróbel, sikorka i… Eee… Kos!
Jeden stolik, tuż pod antresolą, okazał być się tym idealnym dla mnie. Przysiadłam na krześle i wpatrzyłam w szklankę z sokiem, byle tylko nie rozglądać się wokół.
– Twój potwór jest na poziomie dwudziestym, ty masz łącznie… siódmy… Ktoś chce pomóc?
– A można dobić?
– W pewny miejscu żył sobie chrabąszcz, który planował przenieść swój dom na drzewo...
Zazwyczaj piłam powoli, by powietrze nie dostało się do przełyku i nie wywołało czkawki, ale im dłużej tu siedziałam, im więcej słyszałam, tym bardziej się bałam, że ktoś zwróci na mnie uwagę i zaprosi do wspólnej gry. A tego bym nie zniosła.
Dlatego piłam szybko, wzięłam też na siebie odniesienie szklanki. Rzuciłam barmanom szybkie miłego wieczoru i opuściłam to miejsce pełne graczy i alkoholu, które od samego początku było dla mnie zupełnie innym światem.
Miasto ze swoimi głosami było cichsze, do tego mrok i latarnie tworzyły klimat, który znacznie mi odpowiadał.
Dałam radę przejść przez to doświadczenie, do którego tyle osób mnie namawiało. Przeżyłam to, ale czy czułam się inaczej, lepiej? Hmm.
Po tym wieczorze wiedziałam jedno – głosy w mojej głowie są lepsze. I dlatego je lubię.
Ale ledwie przekroczyłam próg, a poczułam ten sam niepokój, który pojawiał się w chwilach niebezpiecznych dla mojego zdrowia i nakazywał mieć się na baczności bardziej niż zwykle.
– No nie wierzę! Czy ty właśnie pomyliłaś Star Wars ze Star Trekiem?!
– Przecież to to samo, też się dzieje w kosmosie!
– Naprawdę? To tak, jakbyś powiedziała, że Top Chef i Masterchef to ten sam program!
– Ej, ale tam są różni uczestnicy i jury!
– No właśnie!
Miałam niemały problem z dostaniem się do baru, bo ten ulokowano w pewnej odległości od drzwi, po drodze musiałam minąć wiele zajętych stolików, na których leżały plansze lub karty, toczyły się kostki i rozmowy, którym niewiele brakowało, by zamienić się w kłótnię. Do tego zdarzali się tacy, co to próbowali – z sukcesem lub też nie – bujać się do muzyki wyłaniającej z ukrytych w lokalu głośników. Niekoniecznie był to przyjemny widok.
– Ty, widziałeś te moje zmysłowe, kocie ruchy?
– Jakie kocie, do cholery?! Drewniane klocki mojego bratanka mają w sobie więcej życia niż ty podczas tańca!
Przedostałam się do lady i sięgnęłam po kartę z menu. Lokal oferował nie tylko napoje alkoholowe, drinki i soki, ale też pewne przekąski jak nachosy, paluszki i orzeszki. Nie byłam głodna, za to chętnie bym się czegoś napiła. Zdecydowałam się na sok jabłkowy, jednak musiałam poczekać, by móc się odezwać – kolejka przede mną to było siedmioro różnych ludzi. I ci także ani myśleli rozmawiać ze sobą na odpowiednim poziomie decybeli.
– Ej, mam nowy pomysł! Może zagramy dzisiaj w pokera na pieniądze?
– A chcesz mieć gliny na głowie czy nadal włosy?
Gdyby liczba barmanów nie była tak ładna, bo w formie czterech wytatuowanych i wyluzowanych, uśmiechniętych osób, bałabym się, że nie zdołam przebrnąć przez interakcję z kimś, kto właśnie mnie potrącił i nieomal wylał na mnie swojego drinka w fiolce, z której wydobywał się dziwny dym.
– Sorry, laska, nie zauważyłem cię. Ty, stary, widzisz, jak działa ten suchy lód? Epickie to! Skąd to wytrzasnęli?
– Nie wiem, może z lekcji chemii lub fizyki? Gdybyś nie unikał szkoły, to byś wiedział?
– A na chuj mi szkoła? Ulica, stary! Tylko ulica nauczy cię życia! Szkoła to tylko jakaś pomyłka. Bierzemy ze sobą Splendor czy Cluedo?
Udało mi się zwrócić na siebie uwagę barmana w okularach, szybko przekazałam mu, czego sobie życzę, i wyciągnęłam z kieszeni czarnego płaszcza portmonetkę w kształcie żółwia, by z jej środka wydobyć drobne do zapłaty.
– Ludzie, ale tak się nie robi!
– Jak to nie? Czy ty nigdy nie grałeś w kuku, że tego nie wiesz?
– Grałem, ale lata temu, już nie pamiętam zasad i…
– Makao!
Ze szklanką w dłoni próbowałam ponownie przejść między obcymi tak, by nikogo nie oblać i by do nikogo się nie przyłączyć. Chciałam usiąść na chwilę w samotności, wypić sok i wyjść stąd, zakończyć to doświadczenie, które miało mi pomóc.
– Uwaga… Podaj nazwę trzech ptaków!
– Wróbel, sikorka i… Eee… Kos!
Jeden stolik, tuż pod antresolą, okazał być się tym idealnym dla mnie. Przysiadłam na krześle i wpatrzyłam w szklankę z sokiem, byle tylko nie rozglądać się wokół.
– Twój potwór jest na poziomie dwudziestym, ty masz łącznie… siódmy… Ktoś chce pomóc?
– A można dobić?
– W pewny miejscu żył sobie chrabąszcz, który planował przenieść swój dom na drzewo...
Zazwyczaj piłam powoli, by powietrze nie dostało się do przełyku i nie wywołało czkawki, ale im dłużej tu siedziałam, im więcej słyszałam, tym bardziej się bałam, że ktoś zwróci na mnie uwagę i zaprosi do wspólnej gry. A tego bym nie zniosła.
Dlatego piłam szybko, wzięłam też na siebie odniesienie szklanki. Rzuciłam barmanom szybkie miłego wieczoru i opuściłam to miejsce pełne graczy i alkoholu, które od samego początku było dla mnie zupełnie innym światem.
Miasto ze swoimi głosami było cichsze, do tego mrok i latarnie tworzyły klimat, który znacznie mi odpowiadał.
Dałam radę przejść przez to doświadczenie, do którego tyle osób mnie namawiało. Przeżyłam to, ale czy czułam się inaczej, lepiej? Hmm.
Po tym wieczorze wiedziałam jedno – głosy w mojej głowie są lepsze. I dlatego je lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz