Najemnik
Krzysztof Hałdys – Człowiek Piszący
Jadący
na koniu jegomość przeciągnął się i ziewną głęboko, tym samym pobudzając nieco
swój umysł. Następnie skierował wzrok na osobnika, jadącego obok i zaczął się w
niego wpatrywać.
– Ja pierdole Artem, nawet się nie odzywaj! – wkurzył się ten.
– Ale przecież nic nie mówię – rzucił, rozkładając ręce.
– Ale chciałeś zapytać.
– O co? – spytał głupkowato.
– O to, czy daleko jeszcze – wyjaśnił mu rozmówca.
– Aaa… – mruknął. – To daleko jeszcze?
W tym momencie oblicze jego towarzysza zaczęło wyraźnie czerwienieć. Widząc to, wiedział co się szykuje zupełnie jak uczeni, znajdujący się w powozie przed nim.
– Już niedaleko – oświadczył jeden z nich, chcąc rozładować atmosferę. – Będziemy na miejscu długo przed zachodem słońca.
– Przynajmniej jedna osoba w tym towarzystwie jest normalna…
– Zaraz ci…! – zaczął wkurzony osobnik, lecz nim zdążył dokończyć, z przodu konwoju odezwał się głos.
– Cisza tam! Nie płacę wam za gadanie!
Te słowa zamknęły mu usta i zmusiły go do przełknięcia swego gniewu.
– Ignacy, tak? – odezwał się Artem. – Czego grupka uczonych szuka w zamku, do którego przez ponad dwa stulecia nikt nie odważył się zbliżyć?
– Odpowiedzi – odparł adresat jego zapytania. – Chcemy wiedzieć co dokładnie się wydarzyło.
– Ludzie mówią, iż pani tych ziem rzuciła jakąś klątwę – przywołał z pamięci, spoglądając przez moment ku górze.
– Ludzie bujdy gadają – wtrącił się jegomość jadący obok, zdążywszy się uspokoić.
– Wiesz Damian, iż nikt cię o zdanie nie pyta?
– Wiesz, iż mam to gdzieś?
Po tej krótkiej wymianie zdań, mężczyzna zagaił ponownie uczonego.
– Damianowi zdarzyło się mieć rację, czy coś w tym jest?
– Bardziej niż klątwa było to jakieś potężne zaklęcie. Z naszych badań wynika, iż Lacentia zorganizowała bal, na który zaprosiła jedne z najbardziej wpływowych osób w królestwie.
– Kim ona była? Córką króla? – Damian wtrącił się po raz kolejny.
– W zasadzie nie wiadomo. Pierwsze zapiski o niej znajdują się w kronikach cesarstwa północy, gdzie figuruje jako doradza cesarski – wyjaśnił Ignacy.
– Kobieta, która pojawia się znikąd i zostaje doradcą samego cesarza? – skonsternował się Artem. – Musiała być bardzo mądra…
– Albo wiedzieć przed kim rozłożyć nogi – Damian wyraził swoją opinię.
Nim pojawił się jakikolwiek wredny docinek, skierowany w stronę przedmówcy, uczony odezwał się.
– Zakładam, iż obaj panowie macie rację, gdyż w niedługim czasie owinęła sobie wkoło palca dwóch najpotężniejszych mężczyzn.
– Mówiłem? Była zwykłą ladacznicą – padła pełna radości wypowiedź.
– Aż tak bym jej nie spłycał – wytknął Ignacy. – Słyszeliście panowie o wojnie irdyckiej?
– Z pieśni bardów i opowieści kupców – odrzekli mu oboje.
– Ona ją wywołała.
W tym momencie najemnicy spojrzeli po sobie z wyrazem zdumienia.
– Niebezpieczna kobieta – mruknął Damian.
– A która nie jest? – rzucił jego towarzysz, spoglądając w niebo. – Miejmy tylko nadzieję, iż w zamku nie straszy jej duch.
– Ja pierdole Artem, nawet się nie odzywaj! – wkurzył się ten.
– Ale przecież nic nie mówię – rzucił, rozkładając ręce.
– Ale chciałeś zapytać.
– O co? – spytał głupkowato.
– O to, czy daleko jeszcze – wyjaśnił mu rozmówca.
– Aaa… – mruknął. – To daleko jeszcze?
W tym momencie oblicze jego towarzysza zaczęło wyraźnie czerwienieć. Widząc to, wiedział co się szykuje zupełnie jak uczeni, znajdujący się w powozie przed nim.
– Już niedaleko – oświadczył jeden z nich, chcąc rozładować atmosferę. – Będziemy na miejscu długo przed zachodem słońca.
– Przynajmniej jedna osoba w tym towarzystwie jest normalna…
– Zaraz ci…! – zaczął wkurzony osobnik, lecz nim zdążył dokończyć, z przodu konwoju odezwał się głos.
– Cisza tam! Nie płacę wam za gadanie!
Te słowa zamknęły mu usta i zmusiły go do przełknięcia swego gniewu.
– Ignacy, tak? – odezwał się Artem. – Czego grupka uczonych szuka w zamku, do którego przez ponad dwa stulecia nikt nie odważył się zbliżyć?
– Odpowiedzi – odparł adresat jego zapytania. – Chcemy wiedzieć co dokładnie się wydarzyło.
– Ludzie mówią, iż pani tych ziem rzuciła jakąś klątwę – przywołał z pamięci, spoglądając przez moment ku górze.
– Ludzie bujdy gadają – wtrącił się jegomość jadący obok, zdążywszy się uspokoić.
– Wiesz Damian, iż nikt cię o zdanie nie pyta?
– Wiesz, iż mam to gdzieś?
Po tej krótkiej wymianie zdań, mężczyzna zagaił ponownie uczonego.
– Damianowi zdarzyło się mieć rację, czy coś w tym jest?
– Bardziej niż klątwa było to jakieś potężne zaklęcie. Z naszych badań wynika, iż Lacentia zorganizowała bal, na który zaprosiła jedne z najbardziej wpływowych osób w królestwie.
– Kim ona była? Córką króla? – Damian wtrącił się po raz kolejny.
– W zasadzie nie wiadomo. Pierwsze zapiski o niej znajdują się w kronikach cesarstwa północy, gdzie figuruje jako doradza cesarski – wyjaśnił Ignacy.
– Kobieta, która pojawia się znikąd i zostaje doradcą samego cesarza? – skonsternował się Artem. – Musiała być bardzo mądra…
– Albo wiedzieć przed kim rozłożyć nogi – Damian wyraził swoją opinię.
Nim pojawił się jakikolwiek wredny docinek, skierowany w stronę przedmówcy, uczony odezwał się.
– Zakładam, iż obaj panowie macie rację, gdyż w niedługim czasie owinęła sobie wkoło palca dwóch najpotężniejszych mężczyzn.
– Mówiłem? Była zwykłą ladacznicą – padła pełna radości wypowiedź.
– Aż tak bym jej nie spłycał – wytknął Ignacy. – Słyszeliście panowie o wojnie irdyckiej?
– Z pieśni bardów i opowieści kupców – odrzekli mu oboje.
– Ona ją wywołała.
W tym momencie najemnicy spojrzeli po sobie z wyrazem zdumienia.
– Niebezpieczna kobieta – mruknął Damian.
– A która nie jest? – rzucił jego towarzysz, spoglądając w niebo. – Miejmy tylko nadzieję, iż w zamku nie straszy jej duch.
Okrutne skrzypienie zardzewiałej bramy,
rozniosło się po dziedzińcu, kierując się ku otwartym drzwiom zamku, aby wpaść
do niego i rozbić się tam donośnym echem. Gdy już zaś ucichło, na jego miejsce
pojawił się dźwięk końskich kopyt i kół powozu, uderzających w starą kostkę
brukową.
– Mam złe przeczucia… – oznajmił jeden z najemników.
– Co ty nie powiesz? – rzucił mu Damian.
– Zamknijcie się! – rozkazał dowódca konwoju. – Artem i Damian zostają, reszta ze mną.
Po tych słowach, przyśpieszył, by szybciej znaleźć się pod wejściem do zamku.
– Myślałem, iż to miejsce będzie ruiną – wyznał Artem, spoglądając na ogrom budynku przed nim.
Następnie opuścił wzrok i zaczął rozglądać się wkoło. Nie wiedzieć czemu, to miejsce wydawało mu się znajome.
– Szczerze? Też wydaje mi się, iż coś jest nie tak – mruknął Damian.
– Jak długo planujecie tu zostać? – padło pytanie do uczonych.
– Koło tygodnia – odparł najstarszy z nich – chyba, iż wcześniej coś znajdziemy.
Po tej wypowiedzi nastało milczenie, które trwało, aż konwój nie dotarł pod sam zamek, gdzie musiał czekać na powrót najemników, dokonujących rekonesansu. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, gdyż dowódca nie zamierzał przetrząsać całego budynku, a tylko niewielki jego obszar. Gdy więc powrócił, wydał rozkaz rozbicia obozu we wnętrzu zamczyska, niedaleko wyjścia. Najemnicy zabrali się więc do roboty i w momencie, gdy słońce zaczęło się chować za horyzontem, prawie wszystko było już gotowe. Pozostało jedynie rozpalić ognisko i przygotować jakąś kolację.
– Artem, mógł byś? – zapytał jeden z mężczyzn, wskazując na palenisko.
– Oczywiście – odparł ten, zbliżając się do niego i ściągając rękawicę.
Po tym złożył dłoń w pięść i otworzył ją gwałtownie przesuwając paznokciami po skórze. Gdy to uczynił w jego dłoni, pojawił się niewielki ogień, a powietrze zawibrowało.
– Dziwne… – mruknął do siebie w tym samym momencie, gdy najstarszy z uczonych zakrzyknął.
– Nie rób tego!
– Czego? – zapytał skonsternowany.
– Nie używaj magii. – złość i delikatny niepokój w głosie jegomościa sprawiły, iż wiadomość skutecznie do niego dotarła.
– Dobrze – odrzekł, a następnie położył płomień pod drewnem, pozwalając się temu zapalić.
Następnie udał się powolnym krokiem na zewnątrz, aby w oczekiwaniu na posiłek, poobserwować zachód słońca.
– Co myślisz? – dostał pytanie od Damiana, który do niego dołączył.
– Im szybciej się stąd zabierzemy tym lepiej.
– Obyś nie miał racji… – rozległo się westchnięcie.
– Mam złe przeczucia… – oznajmił jeden z najemników.
– Co ty nie powiesz? – rzucił mu Damian.
– Zamknijcie się! – rozkazał dowódca konwoju. – Artem i Damian zostają, reszta ze mną.
Po tych słowach, przyśpieszył, by szybciej znaleźć się pod wejściem do zamku.
– Myślałem, iż to miejsce będzie ruiną – wyznał Artem, spoglądając na ogrom budynku przed nim.
Następnie opuścił wzrok i zaczął rozglądać się wkoło. Nie wiedzieć czemu, to miejsce wydawało mu się znajome.
– Szczerze? Też wydaje mi się, iż coś jest nie tak – mruknął Damian.
– Jak długo planujecie tu zostać? – padło pytanie do uczonych.
– Koło tygodnia – odparł najstarszy z nich – chyba, iż wcześniej coś znajdziemy.
Po tej wypowiedzi nastało milczenie, które trwało, aż konwój nie dotarł pod sam zamek, gdzie musiał czekać na powrót najemników, dokonujących rekonesansu. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, gdyż dowódca nie zamierzał przetrząsać całego budynku, a tylko niewielki jego obszar. Gdy więc powrócił, wydał rozkaz rozbicia obozu we wnętrzu zamczyska, niedaleko wyjścia. Najemnicy zabrali się więc do roboty i w momencie, gdy słońce zaczęło się chować za horyzontem, prawie wszystko było już gotowe. Pozostało jedynie rozpalić ognisko i przygotować jakąś kolację.
– Artem, mógł byś? – zapytał jeden z mężczyzn, wskazując na palenisko.
– Oczywiście – odparł ten, zbliżając się do niego i ściągając rękawicę.
Po tym złożył dłoń w pięść i otworzył ją gwałtownie przesuwając paznokciami po skórze. Gdy to uczynił w jego dłoni, pojawił się niewielki ogień, a powietrze zawibrowało.
– Dziwne… – mruknął do siebie w tym samym momencie, gdy najstarszy z uczonych zakrzyknął.
– Nie rób tego!
– Czego? – zapytał skonsternowany.
– Nie używaj magii. – złość i delikatny niepokój w głosie jegomościa sprawiły, iż wiadomość skutecznie do niego dotarła.
– Dobrze – odrzekł, a następnie położył płomień pod drewnem, pozwalając się temu zapalić.
Następnie udał się powolnym krokiem na zewnątrz, aby w oczekiwaniu na posiłek, poobserwować zachód słońca.
– Co myślisz? – dostał pytanie od Damiana, który do niego dołączył.
– Im szybciej się stąd zabierzemy tym lepiej.
– Obyś nie miał racji… – rozległo się westchnięcie.
Wraz z pierwszym brzaskiem najemnicy
przebudzili się i zaczęli przygotowywania. Jedni zajęli się końmi, a inni
sprzętem. Ktoś oczywiście wziął się również za przygotowywanie śniadania. W
końcu obudzili się też uczeni, którzy również przygotowali potrzebne im
przedmioty. Gdy zaś wszyscy się posilili, a słońce podniosło się na tyle
wysoko, iż niepotrzebne były żadne inne źródła światła, nadszedł czas na pracę.
– Artem. Chodź tu! – zawołał dowódca, a gdy najemnik się do niego zbliżył, dodał ciszej – Twoim zdaniem jest znaleźć skarbiec. Jeśli naprawdę nikt tu nie zaglądał od dwustu lat, to powinno coś w nim być.
– Tak jest – odrzekł ten.
– Dobrze – przytaknął, po czym odezwał się głośniej do reszty – Damian zostaje w obozie. Karol i Artem sprawdzają, czy w zamku coś się na nas nie czai. Pozostali idą z uczonymi. Zrozumiano?
– Tak! – odparli wszyscy jak jeden mąż, po czym zabrali się do wykonywania rozkazów.
Artem zaś podszedł jeszcze do Damiana, aby rzucić mu jakąś kąśliwą uwagę.
– Tylko się nie zjedz wszystkich naszych zapasów – rzucił.
– Bardzo zabawne – odparł mu ten. – Ty postaraj się potknąć na jakichś schodach.
– Nie musisz się o to martwić – zapewnił go.
– Mam nadzieję, bo nie chce mi się jak zawsze za tobą latać.
– Kto tu za kim lata? – żachnął się.
– Ja za tobą. Idź już, bo mam cię dość – odgonił go, zasiadając przy ognisku.
– Do zobaczenia – rzucił niczym zmysłowa kochanka.
– Ta… Spadaj.
– Artem. Chodź tu! – zawołał dowódca, a gdy najemnik się do niego zbliżył, dodał ciszej – Twoim zdaniem jest znaleźć skarbiec. Jeśli naprawdę nikt tu nie zaglądał od dwustu lat, to powinno coś w nim być.
– Tak jest – odrzekł ten.
– Dobrze – przytaknął, po czym odezwał się głośniej do reszty – Damian zostaje w obozie. Karol i Artem sprawdzają, czy w zamku coś się na nas nie czai. Pozostali idą z uczonymi. Zrozumiano?
– Tak! – odparli wszyscy jak jeden mąż, po czym zabrali się do wykonywania rozkazów.
Artem zaś podszedł jeszcze do Damiana, aby rzucić mu jakąś kąśliwą uwagę.
– Tylko się nie zjedz wszystkich naszych zapasów – rzucił.
– Bardzo zabawne – odparł mu ten. – Ty postaraj się potknąć na jakichś schodach.
– Nie musisz się o to martwić – zapewnił go.
– Mam nadzieję, bo nie chce mi się jak zawsze za tobą latać.
– Kto tu za kim lata? – żachnął się.
– Ja za tobą. Idź już, bo mam cię dość – odgonił go, zasiadając przy ognisku.
– Do zobaczenia – rzucił niczym zmysłowa kochanka.
– Ta… Spadaj.
Krocząc starymi, podziemnymi korytarzami
Artem cieszył się, iż w ostatniej chwili przypomniał sobie o lampie. Bez niej
oczywiście mógłby wyczarować sobie źródło światła, ale fakt iż ostatnim razem,
gdy użył magii, poczuł coś dziwnego, przestrzegał go przed uczynieniem tego.
Nie mniej przeczesywał stare mury w poszukiwaniu bogactwa. Nie należało to do
najprostszych rzeczy, gdyż wędrował już od dłuższego czasu, a nic podobnego do
skarbca nie udało mu się znaleźć. Co gorsza schodził bez przerwy coraz niżej i
niżej, czując narastający w głowie lęk. Po ponad dwustu latach mogło się z tą
budowlą stać w końcu wszystko i w każdym momencie mogła zacząć się sypać. Poza
tym wszystkim czuł jak głód, który niedawno zaspokoił suszonym mięsem, zaczyna
narastać.
– Ech… – westchnął przeciągle.
Z jednej strony chciał już wracać, ale z drugiej wiedział, iż nie warto było wracać z pustymi rękami. Musiał znaleźć cokolwiek. Kontynuował więc swe poszukiwania, aż w końcu dotarł do pomieszczenia, z którego nie dało się iść już dalej.
– Świetnie – mruknął, bojąc się iż szedł tyle drogi na nic.
Następnie zaczął rozglądać się wkoło i sprawdzać ściany, czy podłogę. Nie znalazł nic. Usiadł więc zrezygnowany na posadzce i zamknął oczy. Miał dość. Był zmęczony i głodny, a musiał jeszcze wrócić. W zasadzie mógł się oddać się na moment znużeniu, aczkolwiek…
– Nie! – krzyknął podnosząc się gwałtownie – Nie, nie, nie!
Znajdował się w jakimś starym zamku, z dala od swoich towarzyszy, a umysł podpowiadał mu sen. Tak nie mogło być. Podbudowawszy się więc, miał już iść, gdy nagle coś zwróciło jego uwagę. Gdzieś na granicy świadomości wyczuwał coś, co mógłby określić jako mechanizm. Zagłębił się więc w to uczucie i wnet uświadomił sobie, czym ono jest.
– Ha! – wyrzucił z siebie radośnie – Znalazłem!
Przez kilka chwil czuł się cudownie, aczkolwiek wnet uświadomił sobie, iż uczynienie czegokolwiek w tym pomieszczeniu wymagałoby użycia magii. To zaś była wizja, której nieco się bał. Zaczął się więc zastanawiać i po chwili zdecydował, iż wróci do obozowiska i skonsultuje tę kwestię z dowódcą.
– Ech… – westchnął przeciągle.
Z jednej strony chciał już wracać, ale z drugiej wiedział, iż nie warto było wracać z pustymi rękami. Musiał znaleźć cokolwiek. Kontynuował więc swe poszukiwania, aż w końcu dotarł do pomieszczenia, z którego nie dało się iść już dalej.
– Świetnie – mruknął, bojąc się iż szedł tyle drogi na nic.
Następnie zaczął rozglądać się wkoło i sprawdzać ściany, czy podłogę. Nie znalazł nic. Usiadł więc zrezygnowany na posadzce i zamknął oczy. Miał dość. Był zmęczony i głodny, a musiał jeszcze wrócić. W zasadzie mógł się oddać się na moment znużeniu, aczkolwiek…
– Nie! – krzyknął podnosząc się gwałtownie – Nie, nie, nie!
Znajdował się w jakimś starym zamku, z dala od swoich towarzyszy, a umysł podpowiadał mu sen. Tak nie mogło być. Podbudowawszy się więc, miał już iść, gdy nagle coś zwróciło jego uwagę. Gdzieś na granicy świadomości wyczuwał coś, co mógłby określić jako mechanizm. Zagłębił się więc w to uczucie i wnet uświadomił sobie, czym ono jest.
– Ha! – wyrzucił z siebie radośnie – Znalazłem!
Przez kilka chwil czuł się cudownie, aczkolwiek wnet uświadomił sobie, iż uczynienie czegokolwiek w tym pomieszczeniu wymagałoby użycia magii. To zaś była wizja, której nieco się bał. Zaczął się więc zastanawiać i po chwili zdecydował, iż wróci do obozowiska i skonsultuje tę kwestię z dowódcą.
Wydostając się z podziemi zamku, Artem nie
mógł spodziewał się późnego popołudnia, czy wieczora. Jakież było jego
zaskoczenie, gdy okazało się, iż słońce już zaszło. Przez to zaczął rozmyślać
nad tym jak bardzo stracił rachubę czasu. Dziwiło go to tym bardziej, iż miał
ze sobą lampę, dzięki której mógł określić godzinę. Zastanawiając się nad tym,
spojrzał na ilość łatwopalnego płynu w jej zbiorniku i dostrzegł, iż nie
zostało go wiele.
– Muszę się pośpieszyć – mruknął do siebie, przyśpieszając kroku.
Na szczęście zdołał dotrzeć do obozowiska nim jego lapa zgasła.
– Gdzie tyle byłeś? – wypalił Damian, gdy tylko go zobaczył.
– Zgubiłem się trochę – odparł Artem, a następnie zbliżył się do swego dowódcy, aby zdać mu raport.
– Mam gdzieś twoje przeczucia i co mówi ten staruch – stwierdził ten, wysłuchawszy go. – Jeśli tam jest złoto, to chcę się do niego dostać. Jutro pójdziesz tam i zrobisz co do ciebie należy.
– Oczywiście. Tylko to może trochę zająć.
– Postaraj się to zrobić jak najszybciej – padł rozkaz – Pamiętaj, iż jak coś znajdziesz od razu masz mi zameldować.
– Tak jest – odparł Artem.
– Idź coś zjeść – rzucił mu dowódca, kończąc rozmowę.
Mężczyzna z wielką chęcią udał się to uczynić. Problem w tym, iż gdy już nałożył sobie porcję i usiadł, by ją spożyć, zaczepił go Damian.
– Znalazłeś coś?
– Tak – rzekł z pełnymi ustami.
– Co?
– Ech… – westchnął. – Mogę zjeść?
– No tak – odparł rozmówca, aczkolwiek nie mogąc się powstrzymać, zadał kolejne pytanie – Złoto?
– Zaklęcie. Być może otwiera drzwi do skarbca – odparł przełknąwszy, co miał u ustach.
– Będziesz je zdejmował?
Pytanie to było tak idiotyczne, iż Artem spojrzał się na swego towarzysza jak na kogoś niedorozwiniętego.
– Dobra. Nie chcesz mówić, to nie. Idę spać. – po tych słowach najemnik wstał i udał się do swego posłania, gdzie położył się i szybko zapadł w sen.
– Muszę się pośpieszyć – mruknął do siebie, przyśpieszając kroku.
Na szczęście zdołał dotrzeć do obozowiska nim jego lapa zgasła.
– Gdzie tyle byłeś? – wypalił Damian, gdy tylko go zobaczył.
– Zgubiłem się trochę – odparł Artem, a następnie zbliżył się do swego dowódcy, aby zdać mu raport.
– Mam gdzieś twoje przeczucia i co mówi ten staruch – stwierdził ten, wysłuchawszy go. – Jeśli tam jest złoto, to chcę się do niego dostać. Jutro pójdziesz tam i zrobisz co do ciebie należy.
– Oczywiście. Tylko to może trochę zająć.
– Postaraj się to zrobić jak najszybciej – padł rozkaz – Pamiętaj, iż jak coś znajdziesz od razu masz mi zameldować.
– Tak jest – odparł Artem.
– Idź coś zjeść – rzucił mu dowódca, kończąc rozmowę.
Mężczyzna z wielką chęcią udał się to uczynić. Problem w tym, iż gdy już nałożył sobie porcję i usiadł, by ją spożyć, zaczepił go Damian.
– Znalazłeś coś?
– Tak – rzekł z pełnymi ustami.
– Co?
– Ech… – westchnął. – Mogę zjeść?
– No tak – odparł rozmówca, aczkolwiek nie mogąc się powstrzymać, zadał kolejne pytanie – Złoto?
– Zaklęcie. Być może otwiera drzwi do skarbca – odparł przełknąwszy, co miał u ustach.
– Będziesz je zdejmował?
Pytanie to było tak idiotyczne, iż Artem spojrzał się na swego towarzysza jak na kogoś niedorozwiniętego.
– Dobra. Nie chcesz mówić, to nie. Idę spać. – po tych słowach najemnik wstał i udał się do swego posłania, gdzie położył się i szybko zapadł w sen.
Kolejny dzień rozpoczął się niemal
identycznie. Damian znów został w obozie,, Karol udał się w głąb zamku, a
reszta towarzyszyła uczonym. Artem zaś kroczył podziemnymi korytarzami, aby
dotrzeć do najgłębiej położonego pokoju. Ponieważ tym razem nie musiał się
dokładniej rozglądać, ta podróż nie zajęła mu zbyt wiele czasu. Znalazłszy się
więc na miejscu, położył swoją lampę i rękawice, które zaraz ściągnął, przy
wejściu. Po tym zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Wytężając swe zmysły starał
się znaleźć miejsce, które dałoby mu najlepszy dostęp do struktury zaklęcia. W
swoich poszukiwaniach udało mu się odkryć pięć miejsc, z których cztery znajdowały
się na ścianach. Otworzył więc oczy i powoli zbliżył się do jednego z nich.
Uczyniwszy to ponownie zamknął oczy i wytężył zmysły. Kolejno począł powoli
zagłębiać się w zaklęcie, które z każdym momentem ujawniało się jako coraz
bardziej skomplikowany mechanizm. Wtem odkrył coś, co miało niebywale
skomplikować jego zadanie. Otóż to, z czym miał do czynienia, nie było tak jak
wcześniej mu się wydawało jednym czarem, a zbiorem kilku, które trzeba było
złamać w tym samym czasie.
– Cholera… – mruknął rozpraszając swoją uwagę.
Sytuacja wydawała mu się patowa, póki nie wpadł na pewien pomysł. Pomyślał, iż mógłby łamiąc każde z zaklęć, podtrzymywać je do tego momentu, aż nie pokona ostatniego. W teorii wydawało się to bardzo proste, aczkolwiek w praktyce było nie lada wyzwaniem. Nie miał jednak innego wyboru, dlatego oczyścił umysł ze zbędnych myśli i zabrał się do roboty.
– Cholera… – mruknął rozpraszając swoją uwagę.
Sytuacja wydawała mu się patowa, póki nie wpadł na pewien pomysł. Pomyślał, iż mógłby łamiąc każde z zaklęć, podtrzymywać je do tego momentu, aż nie pokona ostatniego. W teorii wydawało się to bardzo proste, aczkolwiek w praktyce było nie lada wyzwaniem. Nie miał jednak innego wyboru, dlatego oczyścił umysł ze zbędnych myśli i zabrał się do roboty.
Sieć magicznych nici, rozrzuconych w
przestrzeni, skupiała uwagę Artema w tak wysokim stopniu, iż nie czuł on już
swojego ciała. Miast tego czuł się jak duch, który zaraz miałby się rozpłynąć w
powietrzu. Gdyby mógł poświęcić swe siły umysłowe na coś innego niż skupianie
się na podtrzymywaniu zaklęć i ich łamaniu, a także na utrzymaniu świadomości,
zapewne zwątpiłby w swe umiejętności. Przy tym pewnie przeklną by się za
podjęcie się tego zadania. Teraz nie było jednak odwrotu i musiał przeć przed
siebie. W końcu cała zaklęcie zostało złamane i w przestrzeni rozniosło się coś
na podobieństwo szczęku zamka. Nie był to dźwięk, a raczej pewnego rodzaju
przeczucie. W tym samym momencie stary mechanizm ukryty w ścianach zaczął
funkcjonować i podłoga zaczęła się
osuwać, tworząc klatkę schodową. Podczas, gdy to się działo, Artem leżał
na posadzce i starał się odzyskać kontakt ze swoim ciałem. Gdy w końcu mu się
udało, był potwornie wycieńczony i nieco zamroczony. Do tego czuł jakby miał
zwrócić całą zawartość żołądka. Na szczęście chwila odpoczynku pozwoliła mu się
nieco ogarnąć. Najchętniej udałby się teraz z powrotem do obozowiska,
aczkolwiek wydawało mu się marnotrawstwem, nie sprawdzenie gdzie prowadziły
otaczające go schody. Podniósł się więc ciężko i rozejrzał się za swoją lampą.
Tej jednak nie było na swoim miejscu, a światło docierające z klatki schodowej,
sugerowało iż po prostu w wyniku działania mechanizmu znalazła się właśnie tam.
Opierając się więc rękami o ścianę, zaczął powoli schodzić. Dotarcie na sam dół
zajęło mu kilka chwil, tym bardziej iż co jakiś czas przystawał, aby odpędzić
pojawiające się mroczki. Gdy tam się jednak znalazł, dojrzał coś, co odebrało
mu mowę. Rozległa, podziemna jama, w której się znalazł mieściła w sobie
tysiące skrzyń, jeszcze większą ilość książek i ponad setkę gablot, w których
znajdowały się rożnego rodzaju artefakty. Nie marnując czasu, sprawdził co znajduje
się w jednym z kufrów i tak jak się spodziewał, odnalazł w nim pełno złota. Nie
myśląc wiele zabrał trochę jako dowód i począł się wracać. Miał tylko nadzieję,
iż nie straci przytomności i uda mu się dotrzeć do obozowiska.
– Ty idioto! Użyłeś magii! – to były
pierwsze słowa jakie Artem usłyszał, gdy w końcu doczłapał do swoich
towarzyszy.
Po nich nie było lepiej, albowiem nastąpiło je bardzo mocne uderzenie otwartą dłonią w oblicze. Niestety nie mając sił, aby mu się oprzeć, upadł na posadzkę. W tym momencie podbiegł do niego Damian i inni najemnicy, którzy odciągając zdenerwowanego uczonego, starali się zaradzić konfliktowi.
– Ja się tym zajmę! – oświadczył stanowczo dowódca, po czym kucnął przy Artemie. – Jak?
W odpowiedzi mężczyzna wyjął z kieszeni kilka złotych monet i podał je rozmówcy.
– Jest tego ogrom… – wymamrotał.
– Odpocznij – padł rozkaz – Jutro czeka was trochę roboty.
Wypowiedziawszy te słowa oddalił się w stronę uczonych, aby ich uspokoić. Artem zaś został podniesiony przez Damiana i zaniesiony pod ognisko.
– Zaraz coś zjesz i pójdziesz spać. – został poinformowany.
Nie miał siły nic na to odpowiedzieć, więc tylko mruknął niewyraźnie i pozwolił się sobą zająć.
Po nich nie było lepiej, albowiem nastąpiło je bardzo mocne uderzenie otwartą dłonią w oblicze. Niestety nie mając sił, aby mu się oprzeć, upadł na posadzkę. W tym momencie podbiegł do niego Damian i inni najemnicy, którzy odciągając zdenerwowanego uczonego, starali się zaradzić konfliktowi.
– Ja się tym zajmę! – oświadczył stanowczo dowódca, po czym kucnął przy Artemie. – Jak?
W odpowiedzi mężczyzna wyjął z kieszeni kilka złotych monet i podał je rozmówcy.
– Jest tego ogrom… – wymamrotał.
– Odpocznij – padł rozkaz – Jutro czeka was trochę roboty.
Wypowiedziawszy te słowa oddalił się w stronę uczonych, aby ich uspokoić. Artem zaś został podniesiony przez Damiana i zaniesiony pod ognisko.
– Zaraz coś zjesz i pójdziesz spać. – został poinformowany.
Nie miał siły nic na to odpowiedzieć, więc tylko mruknął niewyraźnie i pozwolił się sobą zająć.
Pozostawszy w obozowisku, Artem
odpoczywał. Nie spodziewał się jak bardzo wyczerpał swoje siły podczas łamania
zaklęć poprzedniego dnia. Tym bardziej uważał to za niebywałe osiągnięcie, gdyż
mimo dwustu lat te stare czary trzymały się niemal jak nowo utkane. Siedząc
przy ognisku i obserwując swych towarzyszy, którzy co jakiś czas pojawiali się
z koniami obładowanymi złotem, zastanawiał się nad jedną rzeczą. Powietrze
wydawało mu się jakieś inne. Nie umiał tego określić, ale miał wrażenie jakby w
przestrzeni coś się działo. Było to jednak tak odległe, iż jego wycieńczone
zmysły nie potrafiły tego wyraźnie dostrzec. Martwiło go to, aczkolwiek
wiedząc, iż za niedługo będą się stąd zbierać, uspokajał się nieco.
– Już niedługo – powtarzał samemu sobie, układając się do snu.
Po tym zamknął oczy i oddał swój umysł krainie snów.
– Już niedługo – powtarzał samemu sobie, układając się do snu.
Po tym zamknął oczy i oddał swój umysł krainie snów.
Przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po
zamkowych korytarzach, wyrywając najemnika z otchłani sennego marazmu. Mimo, iż
nie odzyskał on pełni sił, czuł się pobudzony jak nigdy. Poderwał się więc i
złapał za swój miecz. Gdy do jego uszu dotarł kolejny wrzask i okrutny huk,
zorientował się, iż biegnie w jego stronę. Wiedział, iż cokolwiek się nie
stało, nie było to niczym dobrym. Przyśpieszył więc kroku i wnet wpadł do
pomieszczenia, które służyło niegdyś za bibliotekę. To co zobaczył, stanęło mu
wielką gulą w gardle. Oto przed sobą miał rozszarpane ciało uczonego i swego
towarzysza ledwo broniącego się przed wysokim, wychudłym, humanoidalnym
stworzeniem o obliczu kruka, które dzierżyło potężny miecz w jednej z rąk. Bez
zastanowienia ruszył w odsieczy, aczkolwiek w chwili, w której zamachnął się
swym orężem na istotę, ta nabiła drugiego najemnika na swe długie szpony i
rozpłatała go na pół. Zbyt rozproszony tym wydarzeniem, nie zauważył, czy
osięgnął swego przeciwnika. Wykonał więc kolejny atak i tym razem przekonał
się, iż jego broń przeszła przez niego jak przez powietrze, nie czyniąc mu
szkody. Przerażony zechciał się wycofać. Niestety w tym momencie padło
uderzenie, które nie dość, iż ledwo zablokował, to jeszcze rzuciło nim jak
szmacianą lalką. Uderzywszy z impetem w regały z książkami, stracił dech. To
uniemożliwiło mu ostrzeżenie swych współbraci, którzy w tym momencie wpadli do
pomieszczenia. Bezmyślnie rzucili się na istotę, tracąc swoje życia. Jedynymi
którzy uchronili się przed podłym losem, byli Karol i Damian, z których jeden
trzymał się nieco z tyłu, a drugi podbiegł do Artema.
– Nic ci nie jest? – dostał pytanie.
– Nie… – wydusił z siebie – Wycofaj…
– Taki jest plan – rozległa się odpowiedź, po której otrzymał pomoc w podniesieniu się.
Następnie obaj mężczyźni opuścili pomieszczenie zostawiając za sobą Karola, który niestety wydał z siebie ostatni dech, gdy to robili. Sytuacja nie była najlepsza, gdyż przerażająca postać natychmiastowo podążyła ich śladem. Uciekali więc ile sił w nogach, mając nadzieję iż uda im się przynajmniej dotrzeć do koni. Nadzieja, jak powiadają, jest jednak matką głupich i zdała ona im się na nic. Szerokie cięcie rozpłatało powietrze sięgając pleców Damiana, który bezwiednie upadł na swego przyjaciela. Obaj mężczyźni szykowali się już na nieuchronną śmierć, gdy nagle głosy uczonych i koni odciągnęły od nich istotę. W niedługiej chwili dało się słyszeć kolejne wrzaski i rżenie zarzynanych koni. To już był koniec. Nie było żadnej nadzieli. Tak przynajmniej myślał Artem. Damian zaś mimo bycia rannym, podniósł się i poderwał go z ziemi.
– Nie umrzemy tutaj – oświadczył.
Po tym oboje zaczęli biec przed siebie szukając jakiegoś schronienia. Nie mogąc dostrzec żadnego pomieszczenia, które by się nadawało, dotarli schodów, prowadzących do jednej z wież. Czując za plecami obecność bezlitosnego stworzenia, wspięli się nimi na sam szczyt, gdzie znaleźli pomieszczenie z nienaruszonymi drzwiami. Wpadli więc do wnętrza i dostrzegłszy jakąś szafę, zabarykadowali przejście. Po tym oparli się o ścianę i osunęli bezsilnie. W tym momencie Artem spostrzegł, iż nadal trzyma w dłoniach złamany w walce miecz. Odrzucił go więc na bok i westchnął głęboko. Nie wiedzieć czemu począł się po chwili śmiać, wywołując tym tę samą reakcję u Damiana.
Jego towarzysz musiał jednak przestać, gdyż zaczął dusić go okropny kaszel.
– Pamiętasz jak cię znaleźliśmy? – zagaił, przecierając usta z tego co odksztusił.
– Jak przez mgłę – odrzekł Artem.
– Nie lubiłem cię wtedy – wyznał.
– Ja ciebie też.
Po tych słowach oboje znów wybuchli krótkim śmiechem, który skończył się kaszlem tak jak poprzedni.
– Wiesz? Mogłem mieć lepszego przyjaciela – mówił Damian ledwo oddychając – ale cieszę się, iż miałem ciebie.
– Chyba ci odbiło ze strachu, bo gadasz głupoty – odpowiedział rozmówca, do którego jeszcze nie docierało co się dzieje.
– Idę… – westchnął – i mam nadzieję, iż prędko się nie spotkamy.
– Co ty bredzisz? – zapytał Artem, czując jak po policzkach spływają mu łzy.
W tym momencie spojrzał na swego przyjaciela skąpanego w blasku księżyca i dostrzegł to, czego nie chciał zaakceptować jego umysł. Był on niebywale blady i siedział w kałuży krwi, która dość szybko sączyła się z jego grzbietu.
– Nie… – próbował zaprzeczyć temu widokowi – Nie możesz mi tego zrobić. Mieliśmy tu nie umierać.
– Mieliśmy tam nie umierać – poprawił go Damian. – Teraz ty nie możesz umrzeć tutaj. Obiecaj mi, iż przeżyjesz.
– Jak…? – chciał zapytać, aczkolwiek zostało mu to przerwane.
– Obiecujesz?
– Obiecuję – odparł, spoglądając jak z jego towarzysza uchodzi dusza.
Nie wiedział jak zareagować. Jego umysł nie był w stanie pojąć tego co się właśnie działo. Czuł się jakby został wyciągnięty ze swego ciała i postawiony za szklaną ścianą, aby zza niej oglądać rzeczywistość. Nie mógł już spoglądać na truchło przyjaciela. Obrócił więc głowę w stronę księżyca, który po chwili został przesłonięty chmurami. W ciemności, która zapanowała zaczął słyszeć melodię, wygrywaną przez pozytywkę.
Oszalałem. Przebiegło mu przez myśl.
Jakieś jednak przeczucie mówiło mu, iż nie utracił zmysłów i dźwięk, który słyszał był rzeczywisty. Podniósł się więc ciężko i rozejrzał po pomieszczeniu. Nie dość, iż nic nie widział, to nie mógł określić, gdzie znajduje się źródło niecodziennego dźwięku. Zdjął więc powoli rękawiczkę i zacisnął pięść, aby otwierając ją, wytworzyć niewielki płomień. Ta sztuka niestety mu się nie udała i jedyne co wywołał to małe iskry. Nie wiedząc czemu muzyka stała się też głośniejsza. Spróbował więc raz jeszcze i osiągnął ten sam skutek. Sfrustrowany tym, iż mu nie wychodzi, zacisnął pięść po raz ostatni i skupił na niej całą swą wolę. W tym momencie dźwięk pozytywki osiągnął niebywałe natężenie, powodując wibracje całej przestrzeni. Dodatkowo coś zaczęło z ogromną siłą walić w drzwi. W końcu Artem otworzył dłoń i uwolnił moc, którą udało mu się zgromadzić. Efektem tego nie był płomień, jak pragnął, a rozbłysk i wybuch nici źle utkanego zaklęcia, które znajdowało się w pokoju. Wydarzenie to oślepiło najemnika i posłało go z impetem na ścianę, odbierając mu świadomość.
– Nic ci nie jest? – dostał pytanie.
– Nie… – wydusił z siebie – Wycofaj…
– Taki jest plan – rozległa się odpowiedź, po której otrzymał pomoc w podniesieniu się.
Następnie obaj mężczyźni opuścili pomieszczenie zostawiając za sobą Karola, który niestety wydał z siebie ostatni dech, gdy to robili. Sytuacja nie była najlepsza, gdyż przerażająca postać natychmiastowo podążyła ich śladem. Uciekali więc ile sił w nogach, mając nadzieję iż uda im się przynajmniej dotrzeć do koni. Nadzieja, jak powiadają, jest jednak matką głupich i zdała ona im się na nic. Szerokie cięcie rozpłatało powietrze sięgając pleców Damiana, który bezwiednie upadł na swego przyjaciela. Obaj mężczyźni szykowali się już na nieuchronną śmierć, gdy nagle głosy uczonych i koni odciągnęły od nich istotę. W niedługiej chwili dało się słyszeć kolejne wrzaski i rżenie zarzynanych koni. To już był koniec. Nie było żadnej nadzieli. Tak przynajmniej myślał Artem. Damian zaś mimo bycia rannym, podniósł się i poderwał go z ziemi.
– Nie umrzemy tutaj – oświadczył.
Po tym oboje zaczęli biec przed siebie szukając jakiegoś schronienia. Nie mogąc dostrzec żadnego pomieszczenia, które by się nadawało, dotarli schodów, prowadzących do jednej z wież. Czując za plecami obecność bezlitosnego stworzenia, wspięli się nimi na sam szczyt, gdzie znaleźli pomieszczenie z nienaruszonymi drzwiami. Wpadli więc do wnętrza i dostrzegłszy jakąś szafę, zabarykadowali przejście. Po tym oparli się o ścianę i osunęli bezsilnie. W tym momencie Artem spostrzegł, iż nadal trzyma w dłoniach złamany w walce miecz. Odrzucił go więc na bok i westchnął głęboko. Nie wiedzieć czemu począł się po chwili śmiać, wywołując tym tę samą reakcję u Damiana.
Jego towarzysz musiał jednak przestać, gdyż zaczął dusić go okropny kaszel.
– Pamiętasz jak cię znaleźliśmy? – zagaił, przecierając usta z tego co odksztusił.
– Jak przez mgłę – odrzekł Artem.
– Nie lubiłem cię wtedy – wyznał.
– Ja ciebie też.
Po tych słowach oboje znów wybuchli krótkim śmiechem, który skończył się kaszlem tak jak poprzedni.
– Wiesz? Mogłem mieć lepszego przyjaciela – mówił Damian ledwo oddychając – ale cieszę się, iż miałem ciebie.
– Chyba ci odbiło ze strachu, bo gadasz głupoty – odpowiedział rozmówca, do którego jeszcze nie docierało co się dzieje.
– Idę… – westchnął – i mam nadzieję, iż prędko się nie spotkamy.
– Co ty bredzisz? – zapytał Artem, czując jak po policzkach spływają mu łzy.
W tym momencie spojrzał na swego przyjaciela skąpanego w blasku księżyca i dostrzegł to, czego nie chciał zaakceptować jego umysł. Był on niebywale blady i siedział w kałuży krwi, która dość szybko sączyła się z jego grzbietu.
– Nie… – próbował zaprzeczyć temu widokowi – Nie możesz mi tego zrobić. Mieliśmy tu nie umierać.
– Mieliśmy tam nie umierać – poprawił go Damian. – Teraz ty nie możesz umrzeć tutaj. Obiecaj mi, iż przeżyjesz.
– Jak…? – chciał zapytać, aczkolwiek zostało mu to przerwane.
– Obiecujesz?
– Obiecuję – odparł, spoglądając jak z jego towarzysza uchodzi dusza.
Nie wiedział jak zareagować. Jego umysł nie był w stanie pojąć tego co się właśnie działo. Czuł się jakby został wyciągnięty ze swego ciała i postawiony za szklaną ścianą, aby zza niej oglądać rzeczywistość. Nie mógł już spoglądać na truchło przyjaciela. Obrócił więc głowę w stronę księżyca, który po chwili został przesłonięty chmurami. W ciemności, która zapanowała zaczął słyszeć melodię, wygrywaną przez pozytywkę.
Oszalałem. Przebiegło mu przez myśl.
Jakieś jednak przeczucie mówiło mu, iż nie utracił zmysłów i dźwięk, który słyszał był rzeczywisty. Podniósł się więc ciężko i rozejrzał po pomieszczeniu. Nie dość, iż nic nie widział, to nie mógł określić, gdzie znajduje się źródło niecodziennego dźwięku. Zdjął więc powoli rękawiczkę i zacisnął pięść, aby otwierając ją, wytworzyć niewielki płomień. Ta sztuka niestety mu się nie udała i jedyne co wywołał to małe iskry. Nie wiedząc czemu muzyka stała się też głośniejsza. Spróbował więc raz jeszcze i osiągnął ten sam skutek. Sfrustrowany tym, iż mu nie wychodzi, zacisnął pięść po raz ostatni i skupił na niej całą swą wolę. W tym momencie dźwięk pozytywki osiągnął niebywałe natężenie, powodując wibracje całej przestrzeni. Dodatkowo coś zaczęło z ogromną siłą walić w drzwi. W końcu Artem otworzył dłoń i uwolnił moc, którą udało mu się zgromadzić. Efektem tego nie był płomień, jak pragnął, a rozbłysk i wybuch nici źle utkanego zaklęcia, które znajdowało się w pokoju. Wydarzenie to oślepiło najemnika i posłało go z impetem na ścianę, odbierając mu świadomość.
Delikatne podmuchy wiatru przywiodły
delikatnie umysł nieprzytomnego najemnika do świadomości. Wraz z nimi uczyniły to ciepłe promienie
porannego słońca i śpiewy ptaków. Mężczyzna uniósł więc powieki i pozwolił swoim
neuronom przetworzyć obraz, który opisać można by jedynie jako idylliczny.
Wpierw nie mógł uwierzyć w to co ma przed sobą, aczkolwiek wszystko wydawało
się tak rzeczywiste. Do tego jego zdruzgotany umysł nie był na siłach, aby się
poskładać i analizować wszystko jak powinien. Trwał więc w uldze, spokoju,
podziwie i bezruchu, nie wiedząc jak zareagować. Nagle jednak jego zmysły
zostały pobudzone przez szelest pościeli i głębokie ziewnięcie. Działając
podświadomie, poderwał się z miejsca i rzucił w jedyne miejsce, jakie zdawało
się nadawać na kryjówkę, czyli pod łóżko. W chwili, w której się pod nim znalazł usłyszał przytłumione kroki,
które poprzedziły otwarcie się drzwi.
– Dzień dobry. Jak się dziś pani czuje? – zapytał kobiecy głos.
– Cudownie… – pojawił się również damski jęk w odpowiedzi.
– Kąpiel jest już gotowa. Szef kuchni kazał zapytać, czy nie ma pani jakichś specjalnych życzeń.
– Nie wydaje mi się… – pojawiła się odpowiedź, po której ktoś zszedł z łóżka. – Chociaż może ciasto cytrynowe?
Wtem nastała chwila ciszy, brzmiąca dość nienaturalnie, gdyż w czasie jej trwania nikt się nie poruszał.
– Coś się stało? – padło pytanie.
– Czujesz?
Na te słowa rozmówczyni wyraźnie wciągnęła powietrze do płuc.
– O mój… – zaczęła, po czym skierowała się do drzwi balkonowych, aby je zamknąć – Wiatr musiał przynieść tu jakiś smród.
Druga kobieta , która nie wydawała się zadowolona tą odpowiedzią, zaczęła chodzić po pokoju w poszukiwaniu źródła zapachu.
– Proszę tego nie wąchać moja pani. – rozległa się prośba – Chodźmy panią wykąpać, a służba zajmie się tym smrodem.
– Ech… – przestrzeń przeszyło głębokie westchnięcie – Masz rację. Nie mogę się dziś rozpraszać.
Po tych słowach obie kobiety opuściły pokój, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę było jeszcze słychać odgłosy ich kroków. Kiedy jednak ucichły, najemnik wypuścił trzymane dotąd powietrze z płuc i wyturlał się spod łóżka. Całkowicie nie rozumiał co tu się dzieje, aczkolwiek cieszył się, iż jego obecność nie została odkryta. Kolejno podniósł się i rozejrzał wkoło. Serce zabiło mu mocniej, gdy dostrzegł swoją rękawicę, leżącą niedaleko wejścia. Cudem było, iż nie została ona zauważona. Aby uniknąć prawdopodobieństwa wydarzenia się tego później, zbliżył się do niej i ją podniósł. Następnie otworzył powoli drzwi i wyszedł na klatkę schodową z zamiarem wymknięcia się na zewnątrz. Niestety strażnik, którego zarys ujrzał po pokonaniu kilku schodków, skutecznie zrujnował jego pomysł. Powrócił więc do pomieszczenia i pomyślał o ewentualnym opuszczeniu się jakoś z balkonu. Wyszedł więc na niego i ku swemu przerażeniu uświadomił sobie, jak wysoko się znajduje. Zrezygnowany wrócił do pomieszczenia i usiadł na podłodze, opierając się o łóżko. Siedział tak przez chwilę wpatrując się w przestrzeń, gdy nie poczuł jak coś spływa po jego policzkach. Niewiele myśląc dotknął ich i wtem dotarło do niego, iż płacze. Psychicznie wcale nie czuł się jakby to robił, aczkolwiek jego ciało wydawało się próbować odreagować wszystkie emocje, które nim szargały.
– Cholera! – przeklną, gdyż była to jedyna rzecz, jaką mógł teraz uskutecznić.
Nie miał żadnego pojęcia, cóż teraz uczynić i na czym się skupić. Mógł najwyżej rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wydawało się to być dobrym pomysłem tym bardziej, iż jego żołądek zaczął domagać się jedzenia. Westchnął więc i obrzucił pokój wzrokiem. Jakby na życzenie, dojrzał leżący na stole nieopodal kosz z owocami. Zadowolony poderwał się i zbliżył do niego. Następnie złapał leżące na wierzchu jabłko, które wyglądało niezwykle soczyście i natychmiastowo się w nie wgryzł. Jakież było jego zdziwienie, gdy w ustach poczuł smak wosku. Momentalnie wypluł kęs i odłożył sztuczne pożywienie na swoje miejsce. Po tym zignorował narastające ściskanie w brzuchu i z nadzieją, iż gorzej być nie może, ruszył na dalszy rekonesans.
– Dzień dobry. Jak się dziś pani czuje? – zapytał kobiecy głos.
– Cudownie… – pojawił się również damski jęk w odpowiedzi.
– Kąpiel jest już gotowa. Szef kuchni kazał zapytać, czy nie ma pani jakichś specjalnych życzeń.
– Nie wydaje mi się… – pojawiła się odpowiedź, po której ktoś zszedł z łóżka. – Chociaż może ciasto cytrynowe?
Wtem nastała chwila ciszy, brzmiąca dość nienaturalnie, gdyż w czasie jej trwania nikt się nie poruszał.
– Coś się stało? – padło pytanie.
– Czujesz?
Na te słowa rozmówczyni wyraźnie wciągnęła powietrze do płuc.
– O mój… – zaczęła, po czym skierowała się do drzwi balkonowych, aby je zamknąć – Wiatr musiał przynieść tu jakiś smród.
Druga kobieta , która nie wydawała się zadowolona tą odpowiedzią, zaczęła chodzić po pokoju w poszukiwaniu źródła zapachu.
– Proszę tego nie wąchać moja pani. – rozległa się prośba – Chodźmy panią wykąpać, a służba zajmie się tym smrodem.
– Ech… – przestrzeń przeszyło głębokie westchnięcie – Masz rację. Nie mogę się dziś rozpraszać.
Po tych słowach obie kobiety opuściły pokój, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę było jeszcze słychać odgłosy ich kroków. Kiedy jednak ucichły, najemnik wypuścił trzymane dotąd powietrze z płuc i wyturlał się spod łóżka. Całkowicie nie rozumiał co tu się dzieje, aczkolwiek cieszył się, iż jego obecność nie została odkryta. Kolejno podniósł się i rozejrzał wkoło. Serce zabiło mu mocniej, gdy dostrzegł swoją rękawicę, leżącą niedaleko wejścia. Cudem było, iż nie została ona zauważona. Aby uniknąć prawdopodobieństwa wydarzenia się tego później, zbliżył się do niej i ją podniósł. Następnie otworzył powoli drzwi i wyszedł na klatkę schodową z zamiarem wymknięcia się na zewnątrz. Niestety strażnik, którego zarys ujrzał po pokonaniu kilku schodków, skutecznie zrujnował jego pomysł. Powrócił więc do pomieszczenia i pomyślał o ewentualnym opuszczeniu się jakoś z balkonu. Wyszedł więc na niego i ku swemu przerażeniu uświadomił sobie, jak wysoko się znajduje. Zrezygnowany wrócił do pomieszczenia i usiadł na podłodze, opierając się o łóżko. Siedział tak przez chwilę wpatrując się w przestrzeń, gdy nie poczuł jak coś spływa po jego policzkach. Niewiele myśląc dotknął ich i wtem dotarło do niego, iż płacze. Psychicznie wcale nie czuł się jakby to robił, aczkolwiek jego ciało wydawało się próbować odreagować wszystkie emocje, które nim szargały.
– Cholera! – przeklną, gdyż była to jedyna rzecz, jaką mógł teraz uskutecznić.
Nie miał żadnego pojęcia, cóż teraz uczynić i na czym się skupić. Mógł najwyżej rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wydawało się to być dobrym pomysłem tym bardziej, iż jego żołądek zaczął domagać się jedzenia. Westchnął więc i obrzucił pokój wzrokiem. Jakby na życzenie, dojrzał leżący na stole nieopodal kosz z owocami. Zadowolony poderwał się i zbliżył do niego. Następnie złapał leżące na wierzchu jabłko, które wyglądało niezwykle soczyście i natychmiastowo się w nie wgryzł. Jakież było jego zdziwienie, gdy w ustach poczuł smak wosku. Momentalnie wypluł kęs i odłożył sztuczne pożywienie na swoje miejsce. Po tym zignorował narastające ściskanie w brzuchu i z nadzieją, iż gorzej być nie może, ruszył na dalszy rekonesans.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNadal widzę, iż przecinki stanowią zmorę, aczkolwiek zacząłeś nad nimi pracować. Dostrzegam także literówki, które nieco zbijają z tropu podczas czytania, ale zrzucam to na karb braku korekty.
Miałam mały problem z tym tekstem, bowiem nie umiałam wgryźć się w świat, który stworzyłeś. Wrzucasz czytelnika od razu w drogę całej tej brygady, operujesz imionami, a nim czytelnik zda sobie sprawę, kto jest z kim, akcja toczy się dalej, padają rozkazy i znowu można się pogubić. Dodatkowe opisy, które wyjaśniałyby funkcję każdego z mężczyzn, może i wydłużyłyby tekst, ale osobiście czułabym się mniej zagubiona.
"przeklną by" - "przeklnąłby"
Komentarze są od tego, by wydać opinię, więc to mam zamiar uczynić, jednak ostrzegam, że nie będzie to miłe z mojej strony. Fantastyka i sci-fi to po kryminałach gatunki, w których może pisarsko nie czuję się rewelacyjnie dobrze, ale jako czytelnik jak najbardziej. Uwielbiam Tolkiena, przez niego uwielbiam światy kreowane na średniowieczne, ale z towarzystwem magii i naprawdę jest mi przykro, kiedy natykam się na tekst, który jest fantastyką, ale przy tym - niestety - nie ma w sobie polotu ani żywotności, dynamizm prawie nie istnieje, a każdy kolejny fragment czy akapit wywołuje u mnie znużenie. Piszę to z ciężkim sercem, ale właśnie Twój tekst jest przykładem dzieł, po których czuję się jakby bez życia. Miałam olbrzymi problem, by wytrwać do końca, bo brakowało tu plastyczności naturalności w kolejnych scenach, które ciągnęłyby mnie za sobą tak, jak robi to tocząca się po zboczu kula śniegu. Fragment, który miał być makabryczny i smutny, bo pozbawił towarzyszy, dla mnie był napisany szybko, bez wczucia się, szorstko wręcz. Ostatni zaś fragment nijak mi się ma do wcześniejszych zdarzeń. Skoro mężczyźni (najemnicy i uczeni) nie mieli wcześniej kontaktu z żadnymi mieszkańcami zamku, skąd te kobiety? Albo to mnie coś umknęło, albo naprawdę zabrakło czegoś w rodzaju "kleju", co nadałoby całości odpowiednie ramy.
Miałeś pomysł, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, ale widzę szereg niedociągnięć. Co mogę poradzić? Pisz dalej. Pisz dużo, czytaj dużo, a jestem pewna - im częściej będę Cię czytać, tym więcej komplementów ode mnie otrzymasz. Życzę powodzenia, trzymam kciuki za postępy. Jeśli miałbyś jakieś pytania, to śmiało możesz do mnie pisać: 1licht.blau9@gmail.com
Pozdrawiam.
No hej :)
UsuńNie dziwi mnie, iż nic z tego wszystkiego do Ciebie nie dotarło, gdyż ten tekst to bardziej szkic, niż opowiadanie. Jest to efektem tego, iż był on pisany stricte pod temat i tak aby się wyrobić. Mam świadomość, iż brakuje wielu rzeczy i w zasadzie jest kiepski. Mimo to łapie pewien zamysł, z którym w teorii mam pomysł co zrobić.
Oczywiście, wpierw potrzeba mi się cofnąć z całą fabułą tak, aby przedstawić wszystkich bohaterów i świat, w którym egzystują. Następnie doprowadzić ich do momentu przedstawionego we fragmencie i porządnie go opisać. Dopiero wtedy kontynuować całą historię.
Aczkolwiek w najbliższym czasie raczej tego nie uczynię, gdyż zajmuję się pisaniem Sprawy Żaka (tytuł w zasadzie roboczy). Dopiero, gdy skończę z tamtym, będę mógł się zająć tą historią, tak jak powinienem.
Dziękuję za krytykę i za kontakt. Nie jestem z ludzi, którzy zwykli zadawać pytania, aczkolwiek może się zdarzy, iż kiedyś skorzystam ;)
O, widzę nie tylko mi się rozpisało na ten tydzień! Postaram się skupić na tekście 100%, słowo po słowie ;) Zwykle bardzo szczegółowo komentuję debiuty, niestety ostatnio życie mi trochę utrudniało zadanie, ale w tę niedzielę nic nie stoi mi na przeszkodzie ;D Wybacz, jeśli wydam się zbyt drobiazgowa ;)
OdpowiedzUsuńJak tylko widzę w tekście kogoś, kto klnie, to jakoś humor mi się poprawia. Może dlatego, że sama nie gardzę na codzien takim slownictwem xd
"Widząc to, wiedział co się szykuje zupełnie jak uczeni, znajdujący się w powozie przed nim" <--- zabraklo przecinka po 'wiedział' oraz po 'szykuje'. Pewno wiesz, że przecinki stawiamy odzielając os sb zdania składowe, to raz (łatwo do tego dojść wyszukując w całym zdaniu czaswoniki) tutaj jest też wtrącenie - co się szykuje - a je zawsze wytrącamy między przecinki.
"Widząc to, wiedział, co się szykuje, zupełnie jak uczeni, znajdujący się w powozie przed nim." Tu nie jestem jeszcze pewna, czy przecinek powinien być po 'uczeni', przed imiesłowami przymiotnikowymi często jest to kwestia dyskusyjna, tutaj wgl mnie nie jest konieczny, nagromadzenie przecinkow jest dosc duze i istatnio trochę zakłóca strukturę zdania, nie jest wg mmnie konieczne, by tę część zdania odzielić od uczoych, jako że ich się tyczy.
Trochę przedstawienie postaci na początku kuleje. Trochę się zaczęła gubić, kto do kogo mówi i ilu wgl jest rozmówców. 'adresat zapytania, wkurzony osobnik, nagle ktos przywołał z pamięci... Ładnie lawirujesz wśród określeń, ale przestawiłabym osobiście panów szybciej, żeby uniknąć harmidru, który wkradł się w te dialogi. Co nie odebrało im nic z ciekawości. Zaczyna się nakreślać fabuła i o, widzę, że zwrot 'rozkładać przed kimś nogi" łączy nasze teksty ;D Jednak:
– Albo wiedzieć przed kim rozłożyć nogi – Damian wyraził swoją opinię. <--- jesli tak zapisujesz zdanie po kwestii dialogowej, to kropke nalezy postawic po 'nogi'. Chyba że zmienisz szyk: - wyraził swoją opinię Damian.
Ojej, wojna irdycka brzmi tak ładnie <3
Okrutne skrzypienie zardzewiałej bramy, rozniosło się po dziedzińcu <--- tu przecinek jest zbedny, nie ma co tu rozdzielac, dalsza czesc zdania prawidlowo zapisana :)
Po tych słowach, przyśpieszył,<-- tu ta sama sytuacja. Musisz rozpoznawać zdania składowe, przede wszystkim je wydzielamy przecinkami, jeśli w jakiejs wydzielonej przecinkiem cześci zdania nie ma czasownika, trzeba sie zastanowic, czy przecinek jest tam potrzebny.
mógł byś <--- razem, wszystkie czastki 'bym, bys, by' jesli wystepuja bezposredio po czasowniku, powinny byc do niego przylaczone, czyli moglbym, zrobiłby, poczytałabym, ale osobno jesli bym mógł albo bym poczytała, chociaz pierwszy wariant zdecydowanie wybieramy czesciej, nie?
O, tutaj jest fajny przykład jesli chodzi o przecinki:
Po tym złożył dłoń w pięść i otworzył ją gwałtownie przesuwając paznokciami po skórze. <-- tutaj przecinek powinien byc albo po 'ją' albo po 'gwałtownie' - zalezy, czy w Tw zamysle gwaltowne było przesunięcie, czy otwarcie, w każdym razie 'przesuwając' i 'złożył' to dwa orzeczenia i między nimi gdzieś musi stanać przecinek
Mam nadzieję, że nie odbierasz tego jako czepialstwo, bo nie o to mi chodzi. Ale zeby pracowac nad warsztatem, sama po sb wiem, ze najlepiej, gdy ktos na konkretnych przykladach pokaze mi co i jak, i sama tez tak sie staram robic. Zreszta tu glownie interpunkcja, ja osobiscie jestem jej fanką, dlatego tak sie przykladam xd sama ciagle wiele sie ucze na jej temat i mysle, ze warto
Usuń– Dziwne… – mruknął do siebie w tym samym momencie, gdy najstarszy z uczonych zakrzyknął.
– Nie rób tego! <--- tutaj jest taka sytuacja, ze po 'zakrzyknał' powinien byc dwukropek, jako ze zapowiadasz, ze ktos zakrzyknal, czyli wiadomo, ze zaraz padnie CO zakrzyknal, musial pasc jakis komunikat. Gdyby bylo 'krzyknal' to dwukropek tylko wtedy, jesli wlasnie krzyk byl artykuowany, a nie byl po prostu zbitkiem glosek typu: Aaaa!
– Nie używaj magii. – złość i <-- yym, jak kropka, to nie mała litera, never! A kropka prawidlowo stoi ;)
Następnie udał się powolnym krokiem na zewnątrz, aby w oczekiwaniu na posiłek, poobserwować zachód słońca. <--- duzo tych przykladow xd kolejne bede pomijac, bo mysle, ze juz łapiesz, o co chodzi. Tu drugi przecinek jest niepotrzebny. 'aby w oczekiwaniu na posilek poobserowac zachod - to jedno zdanie, nie ma tu dla niego miejsca
Dostać pytanie... Hm. W kontekscie, dostalem pytanie na np. maturze spoko, ale w zapisie dialogu... Nie przekonuje mnie to. Mysle, że nad tymu okresleniami typu oznajmil, skonsternowal, rzekł, tez mozna popracowac. 90% uzywasz ich bez zastrzezen, ale czasami sie przylapalam , ze sie zatrzymuje i mysle, czy na pewno to okreslenie pasuje najbardziej do charakteru/stylu w jakim zostala wypowiedziana kwestia
Bardzo podoba mi sie imię Artem. Zestawienie z pl imionami jest ciekawe. Zreszta te pl imiona tez lubie, Ignacy chcialam dac synowi, gdyby sie pojawil, niestety moj maz wniosl veto xd
bojąc się iż szedł tyle drogi na nic. <--- no, nie pisałabym, ale to kolejne 'iż' przed ktorym brak przecinka, a tak jak przed każdym 'że' tak i przed 'iż' musi on byc, zwlaszcza ze najczesciej oddziela zdania skladowe wlasnie ten spojnik. BTW, szanuje twoje 'iz', jest to Twoj znak rozpoznawczy i nie zachecam, by z niego rezygnowac, ale gdyby ono dominowalo, a czasem jednak pojawialo sie 'że' tez bylo by OK. Zwykle jest na odwrot, autorzy uzywaja 'ze' zapominajac o 'iz', a warto jednego i drugiejgo spojnika uzywac naprzemiennie albo przynajmniej calkiem nie rezygnowac z alternatywy, to tylko urozmaica tekst ;) mozna przesadzic i z 'ze; i z 'iz', jesli czytelnik co rusz bedzie je widzial - a 'iż' jest bardziej charakterystyczne - bedzie je postrzegal w formie powtorzenia
Popatrz tutaj, jakie zagęszczenie sie robi: Jakież było jego zaskoczenie, gdy okazało się, iż słońce już zaszło. Przez to zaczął rozmyślać nad tym przecinek, btw jak bardzo stracił rachubę czasu. Dziwiło go to tym bardziej, iż miał ze sobą lampę, dzięki której mógł określić godzinę. Zastanawiając się nad tym, spojrzał na ilość łatwopalnego płynu w jej zbiorniku i dostrzegł, iż nie zostało go wiele.
~~~ I nie jest to jedyny akapit. Warto urozmaić albo budowę zdań, albo spójniki. Wiem, łatwo się mówi ;D Sama nad tym pracuję.
Aha, co mi przychodzi do głowy na ten temat. Warto może rozważyć, czy "iz" nie zostawic jako domenę narratora, w dialogach starać się uzywać 'że' lub odwrotnie, narrator może częściej posługiwać się 'że', a 'iż' zostawic jakies konkretnej postaci, jako jedna z cech jej wyslawiania sie. Oczywiscie nie chcę sie zanadto jak to sie mowi wpierdalac, ale szkoda, zeby ze znaku rozpoznawczego mialo sie zrobic cos, co zacznie byc odbierane negaywnie. Zmierzam do wniosku, ze co za duzo, to niezdrowo ;) Sama zlapalam sie na tym, ze zamiast wczuc sie w akcje, zatrzymuje sie na kazdym kolejnym 'iz'
No ale fabula! Rzkrecala sie powoli i mialam poczucie, ze ogladam film. Napiecie narastalo stopniowo i wkrotce otrzymalisly horror! No ja tak odebralam te humanoidalna postac, te z glowa kruka... Troche kojarzy mi sie to z egipska mitologia i jestembardzo ciekawa, czym byla. Czy to efekt zlamanych zaklec, czy demon, czy coz za niematerialny byt? Malo wyjasnien nam prezentujesz, sam koniec zostawia nas w totalnym zawieszeniu! Nie mam pojecia , co sie stalo, jakim cudem Artem wyladowal na pokojach, hm, zakladam tej cwanej Lacenti? Czy to jakis przesko w czasie, miejscu, po tym rozblysku? Jestem niepocieszona, nie znajac odpowiedzi na te pytania, wiec mam nadzieje, ze pojawi sie kontynuacja, bo ja chce wiedziec, co sie u diabla stalo! Bardzo chce wiedziec!
UsuńMam nadzieje, ze ten szczegolowy komenatarz mi wybaczysz. Wszystkie spostrzezenia czynione sa w trosce o warsztat autora, bo chyba temu ma sluzyc nasz grupa, w taki sposob kazdy z nas moze sie rozwijac ;) A Ty masz bardzo duzy potencjał moim zdaniem, masz tez cos charakterystycznego, co zawsze jest plusem, a interpunkcje czy zapis dialogow to kwestia czasu, by sb wypracowac. Zreszta, ja jestem zdania, ze mozna sie nauczyc wszystkiego. Wiec co tam jakies przecinki ;D
Pozdrawiam i mam nadzieje, ze powstanie ciag dalszy!
Z góry przepraszam, jeśli ten komentarz wyda Ci się jakiś nie taki, ale raz go już napisałem, tylko przeglądarka mi się odświeżyła, nim zdążyłem go opublikować...
UsuńCo za lektura! Nie wiem, czy nie napisałaś tu więcej słów, niż ja w swoim tekście xD
Przecinki to ma zmora i myślę, iż stawiam je wtedy, gdy robię pauzę w myślach.
Jeśli chodzi o bohaterów, to niestety sam zauważyłem ten problem, aczkolwiek nie było to coś, co byłem w stanie rozwiązać w tym tekście.
"By" to kwestia autokorekty, która bardzo nie lubi jak się z czymś łączy.
Z dialogami będą problemy, albowiem nad nimi pracuję, ale z czasem powinno być lepiej.
Jeśli chodzi o "iż", to myślę, iż (hehe) gdybym nie pisał na czas i siadł do korekty, to jednak trochę urozmaiciłbym zdania.
Cieszę się, iż zdołałaś wyłapać coś z tego tekstu. Raduje mnie też, iż oczekujesz jego kontynuacji, aczkolwiek jak wspomniałem wyżej, na razie zajmuję się Sprawą Żaka. Póki jej nie skończę, nie będę zajmował się innymi historiami. Tak więc niestety będziesz musiała zaczekać. Poza tym i tak musiałbym zbudować wszystko od podstaw.
Dziękuję wielce za uwagi. Również pozdrawiam i życzę miłego wieczoru/dnia ;)
PS
Taka w sumie informacja dla wszystkich, którzy przeczytają ten komentarz.
Proszę nie odebrać mnie źle, aczkolwiek jestem z tych ludzi, dla których pochwały wydają się sztuczne (chyba nie nawykłem do ich otrzymywania), a krytyka niesie najwyższą wartość. Dlatego też nie ma potrzeby, by ostrzegać mnie, prosić o wybaczenie, przepraszać, czy używać jakichś innych słów, aby użyć na mnie konstruktywnej krytyki.
Jasne, zapamiętam ;) jest racja w tym, że to na krytyce się uczymy najwięcej. Tej konstruktywnej. Mam nadzieję, że te uwagi pomogą w walce z przecinkami i dialogami!
UsuńDobra, Wilczy i Miachar już tak się rozpisały, że ja tu nie będę odwalać pouczeń XD. Czego miałeś się dowiedzieć, to się dowiedziałeś. A teraz wyrażę swoją skromną opinię.
OdpowiedzUsuńEj, pierwszy fragment z dialogami naprawdę mi się podobał. Szkoda tylko, że znajdowało się tam tak mało opisów, po prostu rozmowa. Troszkę można było to ubrać w dodatkowe słowa, ale... ej, dialogi naprawdę spoko. Uśmiechałam się. No i nieźle rozpracowany temat główny. Rozłożyłeś go na części pierwsze, wplatając jego fragmenty w dialogi. Bardzo mi się to podoba. Opisy też były całkiem przystępne. Jedyna wada tego tekstu (poza błędami), tak mi się wydaje, to niezbyt wciągająca fabuła. Trochę jakby zabrakło pomysłu na zwięzłe ubranie tego. No i tak jak już Miachar wspominała - opisanie pokrótce, kim są bohaterowie, też by się przydało, bo to ciężki świat do przyjęcia na pierwszy rzut oka. Ale tak jak sam pisałeś, to szkic i się spieszyłeś. Wiesz, na przyszłość może po prostu spróbuj napisać coś krótszego. Nie ma sensu biec :D.
Pozdrawiam.
~SadisticWriter
Nie jestem zbyt dobry w gramatycznym aspekcie, dziewczyny też już się chyba dosyć na ten temat rozpisały, także tę kwestię pominę. Ogólnie, wsiąknąłem w klimat opowiadania! Jest świetne, widać że masz na to pomysł i że jesteś tym zajarany :D Fabuła trzyma w napięciu! Czytelnik cały czas zastanawia się, "co tu jest nie tak". Akcja bardzo wartka, czytając chce się więcej i więcej, aż trudno oderwać wzrok. Super opisy, bardzo plastyczne, można sobie wszystko bez problemu wyobrazić. Naprawdę, świetny tekst, który czytało mi się z niesamowitą przyjemnością! Oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuń