Przyznam, że napisanie tekstu w pierwszej osobie
przedstawiającego alternatywną mnie, było nie lada wyzwaniem, ale także niezłą
zabawą. Myślę, że w przyszłości może powstać kontynuacja tego opowiadania. A
teraz zapraszam na niezbyt alternatywną grypę Gai, czyli Kai i jej zmagania z
syropem na kaszel.
Ileż razy można przechodzić grypę. Cieknący nos, kaszel i
gorączka spędzają mi sen z powiek. Myślisz sobie, że jak uwarzysz syrop na
kaszel i płukankę ziołową na bolące gardło, to lekarstwa wystarczą ci przynajmniej
na parę kolejnych miesięcy, ale nie. Dokładnie miesiąc po tym, jak się
wyleczyłam, kolejny wirus zalazł mi za skórę.
Stoję z kuchni owinięta szczelnie w
puchowy szlafrok i resztką sił miażdżę tłuczkiem igły sosny. Porcelanowy
moździerz zgrzyta pod naciskiem narzędzia. Przez nieuwagę, szybkim posunięciem
wysypuje połowę igieł z naczynia.
– Niech to szlag jasny trafi! – krzyczę, a w kuchni zapalają
się wszystkie lampki, nawet te zawieszone pod szafkami dla lepszej widoczności.
– “Wiem, że jesteś chora, ale to nie powód, żeby ciskać
mięsem.” – Cichy, zirytowany głos pojawia się w mojej głowie.
– Nie mam na to ochoty – odpowiadam na głos – a ty, raz na
jakiś czas, mógłbyś nie podsłuchiwać Radomirze.
– "Dobrze wiesz, że nie mogę wyłączyć tej zdolności. To
u nas dziedziczne. Do tego zawsze słyszę, gdy przeklinasz. To jak alarm
budzika, który krzyczy, że coś się dzieje.” – Ton głosu odbija się od bębenków
w uszach mojego ciała astralnego. – “Poza tym wiedziałaś, w jaką rodzinę się
wżeniasz.”
W głowie słyszę cichy śmiech i jakby odgłosy dzwoneczków.
Nie, chwila, to dźwięki gitary.
Prawdę mówiąc, wiedziałam, że ceremonia zaślubin dwóch
przedstawicieli rodów czarowników, połączy ich na zawsze fizycznie, psychicznie
i duchowo, ale są przecież jakieś granice.
– Nie zapomnę tego dnia, gdy przyjęłam nazwisko Wicca*. Gaja
Wicca – powiedziałam z charczącą chrypką, po czym odkaszlnęłam. – Już sama
zmiana nazwiska przekwalifikowała mój rodzaj magii. Nie sądziłam, że małżeństwo
z Wiccą zmieni tak bardzo moje życie.
– “Ależ nie ma za co” – usłyszałam – “wszystko jeszcze przed
tobą. Ród Wicców to bardzo stara i potężna rodzina.”
Powiedział to tak, jakby moje słowiańskie korzenie nie miały
znaczenia. Czarownice od strony mojej matki były bardzo potężne, wywodziły się
także z rodu szlacheckiego. W przeciwieństwie do Wicców my używaliśmy tylko
białej magii. Teraz biała magia spotyka się z czarną. Kiedy tak o tym pomyślę,
to nasze dzieci będą uosobieniem magicznego balansu, zaczarowane Jin i Jang.
Dzięki zależności wynikającej z linii genetycznej mojego ojca, z pewnością będą
to bliźnięta.
– “Nie męcz mnie więcej. Nie mogę już mówić” – poprosiłam w
myślach, gdyż gardło bolało mnie od pogawędki.
– “Napij się syropu z czarnego bzu” – zaproponował.
– “Wszystko wypiłam miesiąc temu, ale bez obaw, właśnie
sporządzam syrop z sosny. Tylko pozbieram igły z blatu.” – Zaśmiałam się, lecz
kilka sekund później dostałam za swoje. Złapałam się za klatkę piersiową,
kaszląc jak oszalała.
– “W porządku?” – zapytał Radomir.
– “Tak” – pomyślałam, pociągając nosem ze łzami w oczach.
– “Czy igły sosny nie muszą leżakować parę tygodni w
słoiku?” – zapytał, mając przy okazji wiele racji.
– “Muszą, ale ja jestem zdesperowana i rzucę zaklęcie
przyśpieszenia. To samo, które ostatnio pomogło mi z eliksirem na brodawki
babci Leopoldii. Eliksir uwarzył się w trzy minuty, teraz będzie podobnie”.
– “Skończ przygotowywania syropu i wracaj do łóżka. Szkoda,
że nie mogę być teraz w domu, zrobiłbym
to za ciebie.” – W tle usłyszałam dzwonek i komunikat z głośnika (wchodzisz za
trzydzieści sekund) – “Muszę kończyć. Zaraz wchodzę na scenę.”
Mimo że nie mogłam być na koncercie Radomira, to słyszałam
muzykę oraz czułam podekscytowanie zespołu.
– “Daj czadu.”
Pozbierałam resztki igieł ze stołu. Jeszcze raz je zmiażdżyłam,
po czym wsypałam razem z cukrem do słoika. Zakręcając słoik, wypowiedziałam
zaklęcie przyśpieszenia. Nie musiałam długo czekać na efekty. Gotowy syrop
wypiłam duszkiem i wróciłam do łóżka. Do snu słuchałam ballady rockowej i
klimatycznej solówki, granej przez Radomira.
Wicca*
- oryginalnie oznacza czarostwo lub czarownictwo, jak sama nazwa wskazuje,
nawiązuje do historycznych czarownic. "Wicca" jest podzbiorem
"czarostwa". Wicca, najstarsza forma współczesnego czarostwa.
Bardzo klimatyczny tekst :D Bez problemu można sobie całą tą sytuację wyobrazić ;) Fajnie wytłumaczona telepatia miedzy Tobą a Twoim mężem :D Jak zwykle, bardzo dobrze i z przyjemnością czyta się Twój tekst ^^
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie to, jak tak prosty i krótki tekst, może być tak przyjemny. Na dodatek nie ułożyłaś nie wiadomo jakiej fabuły, nie było nie wiadomo jak zabawnie albo dramatycznie czy poważnie. Ta lekkość i prostota mnie urzekły. I to epickie nawiązanie do twojego własnego nicku :D, w tym także wytłumaczenie, czym jest "wicca". Mnie się rozmowa Gai i Radomira podoba! Ach, no i wplecenie choroby. Dobrze wiem, co to znaczy co chwila chorować, także łączę się w bólu i rozpaczy XD...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wiesz co, powinnaś chyba częściej próbować tej formy! Ogólnie jestem fanką 1os (zwłaszcza w zestawie w czasie terazniejsxym xd), a Ty dobrze nią tu operowalas, mimo że scena dość statyczna, ba, w tle grypa, kaszel, chorób, to powinno być flegmatyczne! A nie jest Dzięki tej 1 osobie tekst zachowal dynamikę.
OdpowiedzUsuńPamiętaj o przecinkach przed czyimś imiennie w sensie zwrotem do kogoś (mógłbyś nie podsłuchiwać, Radomirze/kochanie itp).
Szczerze mówiąc, to taki conecting non stop... Ja bym psychicznie nie wytrzymała D cenie sb swoją prywatność i nawet męża nie chciałabym w głowie 24h xd
Przestawilas tak btw te scenke w taki sposób... Jakby to powiedzieć. Ładnie przeplata się fikcja z elementami autobiografii bym powiedziała. To się zazebia że sb na tyle zgrabnie, że, serio, ja tam od dzisiaj zamierzam Cię podejrzewać, że NAPRRAWDE jesteś czarownica! :D
Pusz częściej w 1 os! Masz mój "aprove" <zatwierdza zostawiając odcisk lapy" xd
Hej :)
OdpowiedzUsuńCoś Ci napiszę - narracja w pierwszej osobie wyszła Ci świetnie, ja chcę jej więcej!
Scena krótka, ale temat zrealizowany w pełni, do tego poznajemy kawałek historii małżeństwa Gai. Ja go kupuję w pełni. Do tego jest tu jakaś swojskość - te igły sosny wprowadziły jakiś znajomy klimat. Dzięki wielkie za ten tekst. :)
Pozdrawiam.
Za dzieciaka oglądałam Spirited Away, co nauczyło mnie zwracać uwagę na imiona i nazwy, przez co stało się to dla mnie mega ważne. Tutaj widzę, że na żywym przykładzie można się przekonać, jak prawdziwe nazwiska mają wiele wspólnego z tym, kim się jest :D Czarownice to nic złego, żyją wśród nas i dobrze jest mieć jedną w znajomych :D
OdpowiedzUsuńPierwsza osoba wyszła ci bardzo dobrze, jakbyś była z nią na codzień zaznajomiona, czytało się lekko i z humorem. I tak najbardziej podoba mi się ten Easter Egg z nazwiskiem, to wcale nie jest przypadek moim zdaniem :D Przłożyłaś własne doświadczenia w tekst, co jest niesamowitym motywatorem i inspiracją do pisania. Więcej takich tekstów - na pewno będa lepsze niż "Poczekajka" Michalakowej. Chcę Twoją powieść o Czarownicach. Teraz. :D