Pracuję jak postać z tego tekstu
już ponad pięć miesięcy, a jakoś nie napisałam żadnego tekstu, który by mówił o
moim zajęciu. Jako że temat podpasował, Mastemy dawno nie było (poprzednie
spotkania z nim do odnalezienia w [Seriach]), to powstało, co poniżej.
Miłej lektury.
Miłej lektury.
Kolejny poranek, kiedy wstaję niewyspana, powinien
udowodnić mi, że naprawdę przesadziłam, wpadając w pracoholizm, ale chyba
chciałam czuć niewyspanie – to pozwalało mi wierzyć, że jeszcze
potrafię czuć cokolwiek. Opuszczam łóżko, by jak na człowieka zacząć nowy dzień
swojej egzystencji. Przechodząc obok niego, zerkam w stronę lustra, gdzie
zastaję kolejną wiadomość od Mastemy. Jak demon zdołał się nauczyć, że wszelkie
nowiny ma zostawiać napisane markerem na tafli, tak jakoś nie zdołał przyswoić,
iż taki sposób komunikacji stał się infantylny. I raczej tego nie pojmie –
Mastema zdołał mi już udowodnić, że próby nauczenia go obecnie czegoś więcej,
by bardziej pasował do świata ludzi, który dość często odwiedzał, spełzną na
niczym. Muszę się z tym pogodzić i kolejny raz zetrzeć z tafli markerowy napis.
Po zrobieniu tego i po porannej toalecie idę do kuchni, gdzie wstawiam wodę na kawę i załączam radio. Z kofeiną i muzyką w tle powinnam zdołać się dobudzić, by jakoś zmierzyć z dzisiaj i wyjść tylko odrobinę poobijana z tej bitwy. Mając kubek ze świeżym i pięknie pachnącym napojem zasiadam przy stole, by skorzystać z okazji i przejrzeć zaległą prasę. Nim skupię się na treści artykułów mówiących o zbawiennym wpływie zielonej herbaty na cerę, wsłuchuję się w dźwięki, wyłapuję słowa lecącej właśnie piosenki i głos spikera zapraszający na kolejną porcję sobotnich wiadomości.
No właśnie. Jest sobota. Czyli dzisiaj nie muszę się nigdzue spieszyć, a to wiele zmienia. Na przykład mogę ugotować sobie owsiankę na śniadanie. O, akurat mm pochowane w szafce bakalie. Dzień naprawdę jawi się pięknie.
I nawet to, że Mastema wpada do mojego mieszkania przed dziesiątą, jakby wchodził do siebie, nie jest w stanie popsuć mi humoru. Obserwuję go, jak zasiada przy stole i bez pytania sięga po mój kubek z kawą i wypija jego zawartość do dna. Unoszę brew na ten widok.
– Dzień dobry – witam go. – Czy stulecia istnienia nie nauczyły cię żadnej kultury?
Demon uśmiecha się szeroko, pokazując przy tym białe zęby.
– Cześć. Nie, to było tylko kilka wieków, mentalnie wciąż jestem dzieckiem.
– Zauważyłam – przyznaję i wyłączam gaz pod garnkiem z owsianką. – Kawę chcesz?
Moją już wypił, więc odpowiedź może być właściwie tylko jedna.
– Jasne, ale sam sobie naleję. Dzięki, Elizabeth.
Wciąż mam wrażenie, że w jego ustach moje imię brzmi jak formuła zaklęcia. Nie wiem tylko, czy takiego magicznie dobrego, czy raczej czarnoksięskiego.
Przekładam śniadanie do żaroodpornej miski, posypuję cynamonem, układam na powierzchni plastry banana na jednej połowie, na drugiej zaś jabłka i polewam to odrobiną miodu. Z tak przyrządzonym jedzeniem wracam do stolu i zasiadam naprzeciwko Mastemy.
Przez kilka pierwszych minut pozwala mi na konsumpcję w milczeniu, jednak nie może trwać to za długo – demon jak zwykle ma mi coś do powiedzenia, a wiadome jest, że nie potrafi za długo milczeć, o ile nie dostał takiego rozkazu.
– Hej, Lizzie. – Naprawdę ma mnie za postać z Dumy i uprzedzenia. – Mam dla ciebie wiadomość od szefa.
– Jaką tym razem? – pytam pomiędzy kolejnymi łyżeczkami owsianki. – Jest zły, że nie znalazłam sobie w tym miasteczku żadnego przyjaciea, którego mógłby zabić?
Demon doskonale wie, do czego piję – jako narzeczona Diabła nie mogę mieć ludzkich przyjaciół, bo skazuję ich tym samym na szybką i bolesną śmierć. Przechodziłam przez to już kilka razy, kolejnych po prostu nie chcę.
– Nie, choć może i trochę. – Mastema zastanawia się nad czymś. – Ale nie, nie o to chodzi. Chciał ci powiedzieć, że odwiedzi cię trochę wcześniej niż przed pełnią, bo później będzie bardzo zajęty.
No tak, bo jego grafik jest strasznie napięty.
– No dobrze. – Przełykam jedną z ostatnich łyżeczek. – Coś jeszcze? Śniadanie chcesz?
Widzę, że chce coś odpowiedzieć, ale nie jest mu to dane, bo właśnie rozlega się dźwięk dzwonka, który nie rozlega się u mnie zbyt często.
– A co to za domokrążca znowu? – mamrocze demon pod nosem i wstaje od stołu, by przejść do głównych drzwi.
Poruszając się za nim cicho, niczym cień, również zbliżam się do wejście do mieszkania. Nikogo się nie spodziewam, jestem więc ciekawa, kto to się zjawił.
Mastema otwiera i oto stajemy twarzą w twarz z chłopakiem, na oko przed dwudziestką, uśmiechniętym od ucha do ucha, pełnym entuzjazmu, który zdaje się nie mieć problemów z patrzeniem w piekielne oczy demona.
– Dzień dobry! – odzywa się młody mężczyzna.– Nic stasznego, kasy nie zbieram!
Wychylam się zza pleców Mastemy i przyglądam nowo przybyłemu.
– Dzień dobry – odpowiadam i przesuwam się tak, by chłopak mnie zobaczył. Przesuwam po nim wzrokiem, rozpoznaję cyjanową kamizelkę, napis na niej również nie mówi o czymś, o czym bym nie wiedziała. Uśmiecham się. – Czyżby UNICEF prowadził dzisiaj kampanię tutaj?
Twarz gościa rozjaśnia się.
– Zgadza się! Czyli pani słyszała, czym jest UNICEF? – Kiwam głową na potwierdzenie. – To świetnie! – Jego uwaga skupia się całkowicie na mnie. – Prowadzimy dzisiaj masową kampanię do wszystkich sąsiadów, bo jak pani pewnie wie, problem jest poważny. Otóż każdego dnia aż...
Wiedziałam, że Mastemie może nie spodobać się to, że został pominięty, nie dziwię się, kiedy odchrząkuje i zakłada przed sobą ramiona, przybiera swoją demoniczną, groźną postawę i patrzy z góry na fundraisera.
– Przepraszam no bardzo. O co tu chodzi? – Demon pewnie po raz pierwszy spotyka się z czymś takim, ja już kiedyś miałam przyjemność, więc biorę na siebie wyjaśnienia.
– Pan puka od drzwi do drzwi i szuka darczyńców, którzy pomogliby organizacji.
– Po co?
Chłopak czuje się być zobowiązany odpowiedzieć na każde pytanie, jak go tego uczono podczas licznych szkoleń.
– Fajnie, że pan pyta! Prowadzimy kampanię, gdyż...
Chce to zobrazować na swojej karcie pomocnicznej, z której korzysta podczas pracy, jednak przez swoje zbyt duże podekscytowanie teczka, na której trzyma ową kartę, wypada mu z dłoni. I – co wygląda nie tyle komicznie, co niedorzecznie – leci tak, że uderza Mastemę w czoło, na co demon cofa się o krok w tył i upada. Jakby nagle zemdlał.
Przez chwilę panuje cisza, potrzeba dobrej minuty, nim kucnę przed demonem, a chłopak zjawi się tuż obok mnie. Widać, że jest przerażony, wpatruje się uważnie w twarz Mastemy.
– Patrz, uśmiecha się. – W swoim szoku chłopak nie zauważa, że zaczyna mówić mi przez ty. – Nic mu nie jest.
Chciałabym, żeby tak było, ale w przeciwieństwie do przedstawiciela znam tego demona już wystarczająo długo, bym wiedziała, że teraz to dopiero może być źle.
– Uśmiecha się, bo jest szalony. – I raczej nic nie zdoła tego zmienić, charakteru demona nie da się wyplenić i zastąpić dobrocią anioła. – A tak dokładnie to z czym pan do nas przyszedł? O co chodzi z tą kampanią?
Chłopak wydaje się zaskoczony, iż chcę poznać szczegóły zamiast zajać się swoim strażnikiem, ale Mastema sam dojdzie ze sobą do ładu, nie muszę się nim zajmować, o czym mówię. Dopiero po tym fundraiser zaczyna mówić.
– Angażujemy do akcji, która rusza od przyszłego miesiąca, gdzie każdy pomaga symbolicznie złotówką dziennie, przez konta bankowe, by to było łatwe i bezpieczne, każdy też pomaga tak długo, jak chce imoże. Tylko czy na pani pomoc dzieci również mogą liczyć jak na innych sąsiadów?
Nie muszę zastanawiać się nad odpowiedzią.
– Z przyjemnością, ale zrobię to we własnym zakresie. Mój narzeczony nie będzie zachwycony, gdy dowie się, że wpuściłam kogoś do domu i wypełniłam jakieś dokumenty. Można to zrobić przez stronę internetową?
– Można. – Chłopak zerka na Mastemę. – Naprawdę pan będzie miał coś przeciwko?
– To nie on jest moim narzeczonym – wyjaśniam. – Mój jest naprawdę przeciwny wszelkiej pomocy, wolałabym nie ryzykować, iż pana znajdzie i wyrządzi krzywdę.
Chłopak kiwa głową na znak, że dotarło do niego, co powiedziałam.
– Rozumiem. To zapraszam na unicef kropka kom, tam można dołączyć, będzie nam bardzo miło. Wszystkiego dobrego życzę i przepraszam za tego guza. – Wciąż wygląda na wystraszonego. – Do widzenia pani.
– Do widzenia.
Patrzę, jak oddala się ścieżką i skręca na podwórko mojego najbliższego sąsiada. Kiedy znika mi z oczu, klepię Mastemę po ramieniu.
– Hej, już sobie poszedł. Możesz już przestać udawać.
Demon bierze dramatyczny wdech i otwiera oczy.
– Co to było? – pyta. – Co to za gość, hę?
– Ktoś, kto stara się dowieść, że dobro jeszcze istnieje na tym świecie – odpowiadam i wzdycham. – Życzę mu powodzenia. Może jego życie nie będzie tak skomplikowane jak moje.
Demon nie komentuje tego, wstaje z podłogi i wraca do środka, by dopić kawę, a ja jeszcze raz spoglądam w kierunku, gdzie zniknął fundraiser. Naprawdę życzę mu wszystkiego dobrego i by jego akcja przyniosła jakiś efekt. Chcę wierzyć, że świat ma jeszcze jakąś szansę, by przeżyć dłużej, niż chce tego Diabeł. I za to będę się modlić, póki jeszcze mogę.
Po zrobieniu tego i po porannej toalecie idę do kuchni, gdzie wstawiam wodę na kawę i załączam radio. Z kofeiną i muzyką w tle powinnam zdołać się dobudzić, by jakoś zmierzyć z dzisiaj i wyjść tylko odrobinę poobijana z tej bitwy. Mając kubek ze świeżym i pięknie pachnącym napojem zasiadam przy stole, by skorzystać z okazji i przejrzeć zaległą prasę. Nim skupię się na treści artykułów mówiących o zbawiennym wpływie zielonej herbaty na cerę, wsłuchuję się w dźwięki, wyłapuję słowa lecącej właśnie piosenki i głos spikera zapraszający na kolejną porcję sobotnich wiadomości.
No właśnie. Jest sobota. Czyli dzisiaj nie muszę się nigdzue spieszyć, a to wiele zmienia. Na przykład mogę ugotować sobie owsiankę na śniadanie. O, akurat mm pochowane w szafce bakalie. Dzień naprawdę jawi się pięknie.
I nawet to, że Mastema wpada do mojego mieszkania przed dziesiątą, jakby wchodził do siebie, nie jest w stanie popsuć mi humoru. Obserwuję go, jak zasiada przy stole i bez pytania sięga po mój kubek z kawą i wypija jego zawartość do dna. Unoszę brew na ten widok.
– Dzień dobry – witam go. – Czy stulecia istnienia nie nauczyły cię żadnej kultury?
Demon uśmiecha się szeroko, pokazując przy tym białe zęby.
– Cześć. Nie, to było tylko kilka wieków, mentalnie wciąż jestem dzieckiem.
– Zauważyłam – przyznaję i wyłączam gaz pod garnkiem z owsianką. – Kawę chcesz?
Moją już wypił, więc odpowiedź może być właściwie tylko jedna.
– Jasne, ale sam sobie naleję. Dzięki, Elizabeth.
Wciąż mam wrażenie, że w jego ustach moje imię brzmi jak formuła zaklęcia. Nie wiem tylko, czy takiego magicznie dobrego, czy raczej czarnoksięskiego.
Przekładam śniadanie do żaroodpornej miski, posypuję cynamonem, układam na powierzchni plastry banana na jednej połowie, na drugiej zaś jabłka i polewam to odrobiną miodu. Z tak przyrządzonym jedzeniem wracam do stolu i zasiadam naprzeciwko Mastemy.
Przez kilka pierwszych minut pozwala mi na konsumpcję w milczeniu, jednak nie może trwać to za długo – demon jak zwykle ma mi coś do powiedzenia, a wiadome jest, że nie potrafi za długo milczeć, o ile nie dostał takiego rozkazu.
– Hej, Lizzie. – Naprawdę ma mnie za postać z Dumy i uprzedzenia. – Mam dla ciebie wiadomość od szefa.
– Jaką tym razem? – pytam pomiędzy kolejnymi łyżeczkami owsianki. – Jest zły, że nie znalazłam sobie w tym miasteczku żadnego przyjaciea, którego mógłby zabić?
Demon doskonale wie, do czego piję – jako narzeczona Diabła nie mogę mieć ludzkich przyjaciół, bo skazuję ich tym samym na szybką i bolesną śmierć. Przechodziłam przez to już kilka razy, kolejnych po prostu nie chcę.
– Nie, choć może i trochę. – Mastema zastanawia się nad czymś. – Ale nie, nie o to chodzi. Chciał ci powiedzieć, że odwiedzi cię trochę wcześniej niż przed pełnią, bo później będzie bardzo zajęty.
No tak, bo jego grafik jest strasznie napięty.
– No dobrze. – Przełykam jedną z ostatnich łyżeczek. – Coś jeszcze? Śniadanie chcesz?
Widzę, że chce coś odpowiedzieć, ale nie jest mu to dane, bo właśnie rozlega się dźwięk dzwonka, który nie rozlega się u mnie zbyt często.
– A co to za domokrążca znowu? – mamrocze demon pod nosem i wstaje od stołu, by przejść do głównych drzwi.
Poruszając się za nim cicho, niczym cień, również zbliżam się do wejście do mieszkania. Nikogo się nie spodziewam, jestem więc ciekawa, kto to się zjawił.
Mastema otwiera i oto stajemy twarzą w twarz z chłopakiem, na oko przed dwudziestką, uśmiechniętym od ucha do ucha, pełnym entuzjazmu, który zdaje się nie mieć problemów z patrzeniem w piekielne oczy demona.
– Dzień dobry! – odzywa się młody mężczyzna.– Nic stasznego, kasy nie zbieram!
Wychylam się zza pleców Mastemy i przyglądam nowo przybyłemu.
– Dzień dobry – odpowiadam i przesuwam się tak, by chłopak mnie zobaczył. Przesuwam po nim wzrokiem, rozpoznaję cyjanową kamizelkę, napis na niej również nie mówi o czymś, o czym bym nie wiedziała. Uśmiecham się. – Czyżby UNICEF prowadził dzisiaj kampanię tutaj?
Twarz gościa rozjaśnia się.
– Zgadza się! Czyli pani słyszała, czym jest UNICEF? – Kiwam głową na potwierdzenie. – To świetnie! – Jego uwaga skupia się całkowicie na mnie. – Prowadzimy dzisiaj masową kampanię do wszystkich sąsiadów, bo jak pani pewnie wie, problem jest poważny. Otóż każdego dnia aż...
Wiedziałam, że Mastemie może nie spodobać się to, że został pominięty, nie dziwię się, kiedy odchrząkuje i zakłada przed sobą ramiona, przybiera swoją demoniczną, groźną postawę i patrzy z góry na fundraisera.
– Przepraszam no bardzo. O co tu chodzi? – Demon pewnie po raz pierwszy spotyka się z czymś takim, ja już kiedyś miałam przyjemność, więc biorę na siebie wyjaśnienia.
– Pan puka od drzwi do drzwi i szuka darczyńców, którzy pomogliby organizacji.
– Po co?
Chłopak czuje się być zobowiązany odpowiedzieć na każde pytanie, jak go tego uczono podczas licznych szkoleń.
– Fajnie, że pan pyta! Prowadzimy kampanię, gdyż...
Chce to zobrazować na swojej karcie pomocnicznej, z której korzysta podczas pracy, jednak przez swoje zbyt duże podekscytowanie teczka, na której trzyma ową kartę, wypada mu z dłoni. I – co wygląda nie tyle komicznie, co niedorzecznie – leci tak, że uderza Mastemę w czoło, na co demon cofa się o krok w tył i upada. Jakby nagle zemdlał.
Przez chwilę panuje cisza, potrzeba dobrej minuty, nim kucnę przed demonem, a chłopak zjawi się tuż obok mnie. Widać, że jest przerażony, wpatruje się uważnie w twarz Mastemy.
– Patrz, uśmiecha się. – W swoim szoku chłopak nie zauważa, że zaczyna mówić mi przez ty. – Nic mu nie jest.
Chciałabym, żeby tak było, ale w przeciwieństwie do przedstawiciela znam tego demona już wystarczająo długo, bym wiedziała, że teraz to dopiero może być źle.
– Uśmiecha się, bo jest szalony. – I raczej nic nie zdoła tego zmienić, charakteru demona nie da się wyplenić i zastąpić dobrocią anioła. – A tak dokładnie to z czym pan do nas przyszedł? O co chodzi z tą kampanią?
Chłopak wydaje się zaskoczony, iż chcę poznać szczegóły zamiast zajać się swoim strażnikiem, ale Mastema sam dojdzie ze sobą do ładu, nie muszę się nim zajmować, o czym mówię. Dopiero po tym fundraiser zaczyna mówić.
– Angażujemy do akcji, która rusza od przyszłego miesiąca, gdzie każdy pomaga symbolicznie złotówką dziennie, przez konta bankowe, by to było łatwe i bezpieczne, każdy też pomaga tak długo, jak chce imoże. Tylko czy na pani pomoc dzieci również mogą liczyć jak na innych sąsiadów?
Nie muszę zastanawiać się nad odpowiedzią.
– Z przyjemnością, ale zrobię to we własnym zakresie. Mój narzeczony nie będzie zachwycony, gdy dowie się, że wpuściłam kogoś do domu i wypełniłam jakieś dokumenty. Można to zrobić przez stronę internetową?
– Można. – Chłopak zerka na Mastemę. – Naprawdę pan będzie miał coś przeciwko?
– To nie on jest moim narzeczonym – wyjaśniam. – Mój jest naprawdę przeciwny wszelkiej pomocy, wolałabym nie ryzykować, iż pana znajdzie i wyrządzi krzywdę.
Chłopak kiwa głową na znak, że dotarło do niego, co powiedziałam.
– Rozumiem. To zapraszam na unicef kropka kom, tam można dołączyć, będzie nam bardzo miło. Wszystkiego dobrego życzę i przepraszam za tego guza. – Wciąż wygląda na wystraszonego. – Do widzenia pani.
– Do widzenia.
Patrzę, jak oddala się ścieżką i skręca na podwórko mojego najbliższego sąsiada. Kiedy znika mi z oczu, klepię Mastemę po ramieniu.
– Hej, już sobie poszedł. Możesz już przestać udawać.
Demon bierze dramatyczny wdech i otwiera oczy.
– Co to było? – pyta. – Co to za gość, hę?
– Ktoś, kto stara się dowieść, że dobro jeszcze istnieje na tym świecie – odpowiadam i wzdycham. – Życzę mu powodzenia. Może jego życie nie będzie tak skomplikowane jak moje.
Demon nie komentuje tego, wstaje z podłogi i wraca do środka, by dopić kawę, a ja jeszcze raz spoglądam w kierunku, gdzie zniknął fundraiser. Naprawdę życzę mu wszystkiego dobrego i by jego akcja przyniosła jakiś efekt. Chcę wierzyć, że świat ma jeszcze jakąś szansę, by przeżyć dłużej, niż chce tego Diabeł. I za to będę się modlić, póki jeszcze mogę.
Już sam tytuł mi się spodobał XD. No i fajnie, że w końcu napisałaś coś o swojej pracy! Pamiętam, że o tym zresztą rozmawiałyśmy. O Mastemie też już czytałam, tak więc co nieco pamiętam. Czy to się nie zaczęło od tematu dotyczącego właśnie demona bazgrolącego na lustrze XD? Chyba tak.
OdpowiedzUsuńWciąż mnie zastanawia, jak ta teczka wypadła z rąk tego ziomeczka, że dostał nią Mastema i że niby jakim cudem od upadł na podłogę od ciosu teczki XD?! To dla mnie dzika magia!
Od tego ziomka młodego czuć energią i tym, że... musi być nowy XD.
Podoba mi się to dialogowe podsumowanie tekstu, że to ktoś, kto stara się dowieść, że dobro na tym świecie istnieje. Tak pięknie to opisuje twoją pracę c: awwww. Bardzo miły tekst. No, i lubię Mastemę i Elizabeth!
Hmmm... Po tym tekście życie z demonem nie wydaje się aż tak uciążliwe jak moznaby się spodziewać :D Bardzo przyjemny tekst, wciąga od pierwszych zdan. Klucze tak sprytnie wykorzystane, ze nawet sie ich nie zauwaza :D Chyba ze dwie literówki się wdarły, ale to juz mówię tylko tak dla samego czepialstwa ;)
OdpowiedzUsuńJest sobota, a ja z kubkiem kawusi w dłoni, rozpoczynam dzień jak twoja bohaterka. Tylko zamiast radia w tle, telewizor, a w nim program przedstawiający, jak słodkie są szczeniaki (jakby ktoś tego nie wiedział).
OdpowiedzUsuńDzień z życia Miachar to mi się podoba. O ile łatwo jest wpleść cząstkę swojego charakteru w jednego z bohaterów opowiadań, to ciężko jest przedstawić siebie, oryginalnego, i opisać choćby swój dzień.
Biorąc pod uwagę jak długo taki demon może żyć, to parę wieków faktycznie może wydawać się zaledwie wiekiem dziecięcym:)
Chłopakowi wypada teczka i uderza demona w czoło, wiec nie jest ten demon za wyskoki prawda? Pewnie z tego powodu nie wywołał należytego przerażenia u przedstawiciela UNICEF'u.
Takie przynajmniej wywołało u mnie wrażenie, gdy czytałam tekst.
Po takim teksie - krzywda za pomoc - to chłopak będzie miał uraz do końca życia, drugi raz tam nie zapuka haha
Końcówka bardzo mi się spodobała.
Yo! Spóźniona, ale jestem. Jak mogłabym zignorować masteme?! jego się nie ignoruję, bo można źle skończyć, A mi jeszcze życie miłe. stęskniłam się za nim! Cieszę się, że nas odwiedził. Jak zwykle jego obecność równa się nieoczekiwane zachowanie. Świetnie wyobraziłam sobie to jak obrywa teczką xd Ale że z niego taki aktor to nie wiedziałam xd No i Narobiłaś mi smaka na owsiankę taką z bananami i z cynamonem, w kontekście udostępnionego ostatnio na grupie przedsięwzięcia Myślę że powinnaś naprawdę się nad tym poważnie zastanowić, bo sam opis owsianki sprawia że ślinka cieknie :D zauważyłam jedno powtórzenie że przesunela obok a potem przesunela wzrokiem ale to tyle jeżeli chodzi o jakieś przyczepki. Jestem ciekawa co takiego wypadło narzeczonemu że zmienił termin spotkania. Czekam na jakieś fragment z jego punktu widzenia ;)
OdpowiedzUsuńMastema jak zwykle nie zawodzi! Chcemy go więcej, więcej, więcej!