N I E P O C Z Y T A L N I
Goro Majima - psychol, szaleniec, ekscentryk; paraduje w półnegliżu, nie uznając za stosowne wkładać pod marynarkę koszuli; nie rozstaje się ze swoim tantoo (japoński sztylet), lecz nie gardzi też bejsbolami, zwłaszcza jeśli w pobliżu znajduje się kilka łbów do rozwalenia; lubi się śmiać tak samo często, jak wpadać w szał; nigdy nie wiadomo, czyją stronę prócz własnej trzyma. Yakuza z krwi i kości, nazywany Wściekłym Psem z rodziny Shimano, której służył do śmierci swojego szefa. Obecnie patriarcha własnej rodziny, wpływowa osobowość w Tojo Clanie (który zrzesza w Kamurocho [dzielnica Tokio] wszystkie rodziny); w wolnym czasie prześladuje cywili; nie straszne mu niezapłacone mandaty za stalking; jak każdy yakuza, zawsze dostaje, czego chce.
Hashire Kyoushi - naraziła się tym, że istnieje i prowadzi bar w popularnej części miasta, gdzie wyżej wymieniony yakuza zapragnął mieć punkt sprzedaży detalicznej broni niekoniecznie legalnej; wbrew swojej woli została naznaczona na godną prowadzenia owego handlu i przymuszona do związania swoich losów z Goro Majimą (pod groźbą utraty zmysłów wynikającej z napastliwego stalkingu, który obejmował znajdywanie Majimy w automacie z pluszakami czy pod własnym łóżkiem); targana coraz bardziej sprzecznymi emocjami (lub syndromem sztokholmskim), próbuje się od niego uwolnić. Zdecydowała się zeznawać przeciwko Wściekłemu Psu, lecz skorumpowany nadkomisarz policji Kamurocho zniweczył plan oskarżenia jednej z najpotężniejszych rodzin w Tokio, a Hashire - po nieudanej próbie wycofania się z zeznań - ponosi tego konsekwencje, między innymi zostaje wbrew swojej woli wytatuowana na modłę obyczajów yakuzy i oficjalnie wcielona w ich szeregi. Myśl o ucieczce przyćmiewa nie tylko strach, ale również postępujące zaburzenia tożsamości.
Wierciła się cały wieczór. Majima uparł się oblać jej
„awans”, ale ona pozostawała skonsternowana i podejrzliwa; nie wypiła dużo, ale
chętnie polewała szefowi (teraz stał się nim oficjalnie, a przed nazywaniem go
swoim facetem jej mózg wciąż się wzbraniał, choć była to tylko formalność,
której ktoś w końcu będzie musiał dopełnić) by jak najszybciej mieć go z głowy.
Nawet nie udawała, że dobrze się bawi. Kiedy Goro był przekonany o geniuszu
swoich pomysłów, nic nie było w stanie uświadomić mu, że jest inaczej. Dlatego
pozwalała się klepać po plecach, udawała, że nie widzi nieprzychylnych spojrzeń, które za plecami Majimy rzucali jego
ludzie – zwłaszcza Shiro, wysoki, szczupły mężczyzna, całkiem siwy, mimo
młodego wieku, dziś wyjątkowo często próbował zabijać wzrokiem – czasem nawet
się uśmiechała i przebąkiwała pod nosem jakieś podziękowania w odpowiedzi na
składane jej nieszczere gratulacje, ale tak naprawdę była przerażona. Nie
chciała tego wszystkiego, nie chciała być nawet wciągnięta w szeregi yakuzy,
jako że kobietom rzadko przysługiwał ten wątpliwy zaszczyt, a co dopiero być
wyniesioną nad innych członków. Wolała już status „kolejnej dupy” ich szefa niż
to. Bycie dupą było dużo bardziej bezpieczne. A przynajmniej mniej par oczu
patrzyło na nią z zazdrością.
Zaczekała, aż zrobi się później. W końcu Minami
zaczął śpiewać, a Goro – zamiast jak zawsze, gdy tego próbował, trzepnąć go w
łeb – zatoczył dość bezwładnie głową, raz, potem drugi, aż w końcu ją odchylił,
a z pomiędzy jego rozchylonych ust dobyło się
soczyste chrapnięcie. Przyglądała mu się przez chwilę, marszcząc brwi.
Nie była pewna, czy widziała go wcześniej pijanego. Wściekły Pies miał mocny
łeb, ale wyglądało na to, że dzisiaj wziął sobie od tego wolne.
Klepnęła dłońmi o uda, rzucając Majimie jeszcze
jedno, podejrzliwe spojrzenie i zabrała się stąd. Miała jeszcze parę rzeczy,
którymi musiała się zająć i wolała to zrobić bez świadków.
Wyszła z siedziby klanu, odprowadzana spojrzeniami
yakuzów, pełniących role ochroniarzy. Zimny wiatr uderzył ją w twarz. Potarła
ramiona dłońmi i wsunęła je do kieszeni bluzy. Między jej palcami zaszeleścił
papier. Wyciągnęła wąską, pogniecioną karteczkę i znów jej się przyjrzała.
Spotkajmy się w
tym samym miejscu o tej samej porze. Dzisiaj.
Poczuła niepokój
i ze złością zmięła kartkę, wyrzucając ją do śmietnika, stojącego przy bramie
rozległej posiadłości, którą Tojo Clan wybrał na swoją bazę. Skąd mogła
wiedzieć, że ktoś będzie naprawdę zdesperowany, by dowiedzieć się, co było na
niej napisane?
***
Dworzec był hucznym i wietrznym miejscem. Hashire dwa
razy zawracała, czując, że pakuje się w kłopoty, ale ostatecznie nie mogła tego
zignorować. Zignorować jego.
Poznała go od razu, choć nie widzieli się od dawna, a
kiedy wpadli na siebie ostatnio, nie mieli okazji wymienić ze sobą nawet kilku
słów. Do tej pory Hashire łudziła się, że coś jej się przewidziało, ale gdy
teraz przyglądała mu się zza szklanej witryny kawiarni, nie mogło być mowy o
pomyłce.
Młody chłopak musiał poczuć na sobie jej wzrok, bo
nagle uniósł głowę i spojrzał wprost na nią. Przez chwilę jego oczy zdawały się
być puste i bezlitosne, ale kiedy szeroki, serdeczny uśmiech zajął jego twarz,
to wrażenie minęło. Chłopak zamachał do niej entuzjastycznie
YOUNGBLOOD
i gestem nawoływał ją, by weszła do środka. Hashire
rozejrzała się niepewnie w obie strony, wcisnęła dłonie jeszcze głębiej w
kieszenie bluzy, po czym ostatecznie uznając, że nie ma innego wyboru, weszła
do niewielkiej, nowoczesnej kawiarni, w której czekający na pociąg podróżni
mogli napić się dobrej, drogiej kawy. Zaciskając wargi, odrzuciła z głowy
kaptur, a długi, nisko związany kucyk, do tej pory przewieszony przez ramię,
wrócił na plecy.
— Mój Boże… — Usiadła, a właściwie osunęła się na
krzesło naprzeciw niego, ściągając brwi i wytrzeszczając oczy. — Co ty tu
robisz, Yo?
Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, jego oczy
błyszczały wesoło. Przez chwilę się miotał, podnosił z krzesła, znów na nim siadał, nerwowo bębnił
palcami w blat stolika, w końcu jednak zerwał się z miejsca i zbliżył się do
Hashire. Wciąż niezdecydowany, nerwowo wygładzał dłońmi przydługi t-shirt z kolorowym
nadrukiem, aż odważył się pochylić i wziąć kobietę w ramiona.
— Dobrze cię widzieć! — wymówił w jej włosy. —
Tęskniłem. — Zakołysał nią w ramionach, ale Hashire wciąż nie odwzajemniała
uścisku. Zesztywniała, pozwalając na to, ale wyglądało na to, że nie podziela
radości chłopaka. Gdy zbyt długo nie wypuszczał jej z objęć, złapała go za
ramiona i delikatnie, ale stanowczo od siebie odsunęła.
— Usiądź — zaproponowała, a on z uśmiechem skinął
głową. — Musimy pogadać. Musisz mi powiedzieć, skąd się tu wziąłeś… Jak mnie znalazłeś
i… — zamilkła, zaciskając usta. Chłopakowi wreszcie udzieliło się jej napięcie
i przestał się uśmiechać.
— O co chodzi? — Jego jasne oczy zwięzły się
podejrzliwie. — Myślałem, że się ucieszysz…
Say you want me, say you want me
Back in your life
— Tak, cieszę się, tylko… — Hashire chciała prędko
zbyć jego grymasy, ale nagle coś dostrzegła. — Co to jest? — Wychyliła się
przez stół, identycznie mrużąc oczy i złapała w dwa palce wpinkę, która zdobiła
koszulkę chłopaka. — Chyba cię pojebało! — Od razu poznała logo Tojo Clanu. —
Skąd to masz?! — Wyrwała przypinkę dynamicznym ruchem i trzymając ją w palcach,
wymachiwała nią przed jego oczami. — Skąd to, do diabła, masz, Yosuke?!
— M-Musiałem cię jakoś znaleźć, nie drzyj się!
— Z kim się zadałeś? — Hashire ściszyła ton głosu, ale
to, że cedziła przez zęby, nie świadczyło o tym, że się uspokoiła.
— No z takimi jednymi… Usłyszałem, jak o tobie
rozmawiają i…
— Z kim. Nazwisko.
— Shimano.
— Kurwa.
— Yosuke! — zakrzyknął w tym samym momencie chłopak
za lady. — Kawa dla ciebie! — Yosuke nie zareagował od razu, dopiero gdy
pracujący za kontuarem obcokrajowiec zaczął kaleczyć japoński, zerwał się od
stolika i do niego podszedł. — Yosuke, proszę bardzo. — Barista z uśmiechem
podawał mu kubek.
— Yoske — poprawił
go Yosuke, odbierając kawę. Głos drżał mu ze złości.
— Słucham pana?
— Moje imię. „U” jest nieme. Wymawia się Yoske! — pouczył baristę, zaciskając
kurczowo palce na kubku z gorącym napojem, którym następnie chlusnął mu w
twarz. Nie zważając na jego okrzyki, odstawił kubek na bar, zabrał z krzesła
oliwkową kurtkę z kapturem obtoczonym beżowym futrem i nie patrząc na Hashire,
zarzucił ją na siebie, po czym wyszedł z kawiarni szybkim krokiem.
***
Pociągniecie nosem.
— Szefie. — Szturchnięcie. — Szefie…
Ramię w żółtej, ekstrawaganckiej marynarce poruszyło
się niecierpliwie w górę i w dół, próbując strząsnąć spoczywającą na nim dłoń.
— Szefie. To ważne.
— Spierdalaj.
— Ale…
— Dotknij mnie jeszcze raz, to cię zajebię.
— Okay, ale… Lepiej, żeby to szef zobaczył.
Majima poczuł jakiś ciężar spoczywający obok, a potem
kroki tego, który go niepokoił, oddaliły
się, a on warknął wściekle. Z trudem uchylił powiekę, pocierając oko. Szczypało.
Głowę miał ciężką, w ustach rozgościł się nieprzyjemny smak nieprzetrawionego
alkoholu. Mlasnął i skrzywił się ze wstrętem. Miał ochotę na sok. Pomarańczowy.
Ale gdzie nie spojrzał, tam jego wzrok napotykał pozostałości po wczorajszej
libacji. Sake, butelki po sake, spodeczki, kieliszki, żadnych soków. Yakuza nie
rozcieńczała alkoholu.
— Jebane ochlajtusy… — podzielił się swoim pełnym
hipokryzji spostrzeżeniem, kierując je w stronę Minamiego, który leżał na
środku pomieszczenia z szeroko rozrzuconymi kończynami, a z otwartych ust co
jakiś czas dobywało się głośniejsze chrapnięcie. Był nagi od pasa w górę. Na
jego szczęście Majima nie miał siły, żeby go stąd wykopać. Ani jego, ani
pozostałych zwłok, które zaległy, gdzie poległy. Marszczył brwi, pocierając
palcami zmarszczkę, która pojawiła się między nimi i próbował sobie przypomnieć,
z jakiej to okazji tak się schlał i pozwolił na to swoim ludziom. Pociągnął
nosem, patrząc tępo w przestrzeń i usilnie starając się skupić.
Hashire.
Uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc po brodzie.
Wreszcie oficjalnie przyjął ją do swojej rodziny.
Słusznie. Dziewczyna się przyda. Miała coś w sobie, dryg do tego biznesu. Mógł
jej zaufać. Przecież nikt inny z tej bandy gangsterów go nie kochał. Co z tego,
że ona też nigdy nie wyznała mu miłości. Majima wiedział swoje. W końcu kogoś
dla niego zabiła, a to o czymś świadczy. Być może zrobiła to w stanie skrajnej
niepoczytalności… i właśnie dlatego Goro powinien mieć ją na oku.
Stąd cała ta szopka z „awansem”.
Przestał się uśmiechać. A mina zrzedła mu całkiem,
gdy wziął w ręce aparat fotograficzny, który ktoś zostawił obok. Ekran wciąż
się podświetlał i wreszcie zdołał zwrócić jego uwagę. Mężczyzna sięgnął po
lustrzankę i przyjrzał się fotografii. Długo się przyglądał. Przerzucał
zdjęcia, rozdymając nozdrza i wysuwając dolną szczękę. Na każdym znajdowała się
ta sama kobieta i ten sam mężczyzna.
Jego kobieta i jakiś gówniarz. W jakieś kawiarni.
Obejmowali się.
— Minami! — Majima poderwał się z miejsca, zachwiał,
stanął mocno na nogach. — Minami, ty bezużyteczny gnojku! — wykrzyknął w stronę
podwładnego, który mruknął przez sen w proteście. — Kurwa mać. — Zatoczył się,
ale dotarł do najbliższego stolika. Oparł na nim ręce, wciągając głęboko powietrze,
ale mdłości nie ustępowały. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, zaraz puści pawia.
Wyciągnął rękę po jedną z butelek. Złapał za szyjkę,
przewracając stojącą obok flaszkę. Zapach sake odrzucił go, ale mimo
gromadzącej się w ustach śliny, przystawił butelkę do ust i zaciskając mocno
powiekę, opróżnił ją całą, a potem rozbił o podłogę. Potrząsnął z obrzydzeniem
głową, przełykając ostatni łyk.
— Minami! — wrzasnął,
ocierając grzbietem dłoni spływającą po brodzie stróżkę alkoholu. Tym razem Minami
się ocknął, zanim Goro podjął decyzję, żeby zasadzić mu między żebra kopa
czubkiem buta. Chłopak potoczył dookoła nieprzytomnym wzrokiem.
— Szsz… Szewie? — zapytał i czknął, niezdarnie
dźwigając się na nogi. On też wciąż był nagrzany. — Pszy… Przsz… Skoszyć po
więzej zake?
Majima chuchnął, czując jak piecze go w gardle. Był
pewien, że zwymiotuje, ale jego żołądek się uspokajał. Klin się przyjął.
Podszedł do Minamiego, który podciągał zjeżdżające z tyłka dresy i z trudem
ogniskował na nim wzrok.
— Żadnego pożytku z ciebie — warknął Goro. Otwartą
dłonią trzepnął chłopaka w łeb. — Ogarnij się! — polecił, ale Minami zachował
tępy wyraz twarzy, więc oberwał jeszcze parę razy. — Jest robota, za pięć minut
macie być wszyscy na dole, trzeźwi! — zarządził,
okładając go po głowie tak długo, aż Minami nieco oprzytomniał Kiedy wściekły
Majima odszedł, Minami długo drapał się po obolałej łepetynie, myśląc, co by tu
zrobić, żeby szef nie wkurzał się jeszcze bardziej. Zauważył, że na kanapie coś
się świeci. Podszedł do niej i podniósł aparat.
— Heh — wydał z siebie coś między parsknięciem a chrząknięciem,
unosząc w zdziwieniu brwi. W tym samym momencie otworzyły się dwuskrzydłowe, ciężkie
drzwi. Przestraszony, że to może Majima wrócił go dobić, schował aparat za
plecy. Chyba nie byłoby dobrze, żeby Goro wiedział, że Minami wie, że Hashire i
jakiś typek…
— A, to ty — mruknął, widząc, że do pomieszczenia
wchodzi Shiro.
— Widziałeś szefa? — zapytał, konstatując, że ten już
nie zalega na kanapie.
— Widziałeś — odpowiedział Minami, unosząc wyżej
aparat. — A ty widziałeś te zdjęcia?
— Ja je zrobiłem.
— Co?!
— Gdzie Majima?
— Nie wiem, wyszedł stąd wkurwiony i… powiedział, że
mamy za pięć minut wszyscy być trzeźwi. — Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Siedemdziesiąt metrów kwadratowych, bordowa, luksusowa wykładzina, ciemne
drewno na ścianach i suficie, bogato zdobione złotem kanapy i fotele obite czerwonym
pluszem. Na każdym z nich ktoś zalegał. — On nas pozabija. — Minami sięgnął po
zapomnianą paczkę papierosów, która częściowa zamokła od rozlanych po stole
trunków. — Mówię ci. Lepiej go znajdźmy i zobaczmy, czy właśnie nie próbuje nas
wysadzić albo… Ej, zaczekaj!
Minami ruszył za siwowłosym kolegą, który prędko
opuszczał Salon i zdawał się wiedzieć, dokąd zmierza.
— Po co mu pokazywałeś te zdjęcia. Teraz nam się
oberwie — biadolił Minami, zrównując krok z Shiro. — M-Myślisz, że w skali od
jeden do dziesięć jak bardzo mu odbiło?
Shiro wyciągnął nagle rękę, zatrzymując Minamiego.
Obaj stali teraz na szczycie schodów, a u ich stóp, po rozległym, wysokim holu,
przechadzał się Majima. O ramię opierał metalowego bejsbola.
— Patrz. — Shiro kiwnął w jego stronę głową. — Uśmiecha
się. Nic mu nie jest.
Minami prychnął z powątpiewaniem.
— Uśmiecha się, bo jest szalony.
Majima zerknął na zegarek, który nosił na nadgarstku.
— Macie jeszcze minutę — oznajmił, nawet nie patrząc
w stronę dwójki yakuzów.
— Widzisz?! — Minami był coraz bliższy paniki, za to
Shiro zachowywał się tak beznamiętnie jak zwykle. — On nas tym kijem…
— Daj mi to. — Shiro wyciągnął rękę. — Nie to. —
Skrzywił się, gdy Minami próbował podać mu aparat, który ze sobą przytaszczył i
wyjął mu z ust papierosa. Rozejrzał się na prawo i lewo i zniknął za ścianą.
Przesunął na środek korytarza stojący pod nią masywny stół, a potem wlazł na
niego. Zaciągnął się, po czym podstawił rozżarzony papieros pod czujnik
wykrywania dymu. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Majima z dołu zaczął
na głos odliczać. Kiedy doszedł do czterech, z umieszczonych na suficie
zraszaczy trysnęła woda, a z Salonu Konferencyjnego dobiegły ich zdziwione
okrzyki odzyskującej świadomość elity rodziny Majima.
O, podoba mi się to, że napisałaś te wstępy o bohaterach! No i to znajdowanie Majimy w automacie z paluszkami... XD Boże, to on się tam zmieścił?! Może jest człowiekiem gumą?! A MOŻE ON NIE JEST CZŁOWIEKIEM?! Propsuję cię, ziom!
OdpowiedzUsuńJak mniemam, to określenie "yakuzów" jest jakimś neologizmem XD? Bo w języku polskim trochę mnie to określenie w ucho gryzie (jak taki mały rekin mwahahah). Było też kilka dziwnych przecinków, ale to jest akurat szczegół.
Kucyk przewieszony przez ramię :oooooo. Wyobraziłam sobie takiego konia na ramieniu XDDDDDD. Wybacz, to moja wyobraźnia.
"Przecież nikt inny z tej bandy gangsterów go nie kochał. Co z tego, że ona też nigdy nie wyznała mu miłości. Majima wiedział swoje." - Rozumowanie Majimy trafia do mojego serduszka XDDDDDD. Szczególnie to o zabijaniu. Huehue.
Minami i to jego: "Pszy… Przsz… Skoszyć po więzej zake?" XD. Jeżeli nie wiesz o co chodzi, to chodzi o alkohol!
"Jest robota, za pięć minut macie być wszyscy na dole, trzeźwi!" - no, pewnie. A jak nie wytrzeźwieją w kilka minut, to Majima o to zadba. Taka tam porcja napierdalania po gębie! Ej, chciałabym mieć taki budzik, co mnie bije po gębie, żebym wstała.
Kurde. Czemu to się tak zakończyło. Dawaj tu kontynuację. Lubię ten mafijny klimat. Niby nic wielkiego się nie działo, ale potrafisz ubierać opisy i dialogi, więc propsuję. No i jesteś jedyną osobą, która jak użyje słowa "kurwa", od razu mam banana na ryju XDDD. Patrz, co ze mną zrobiłaś. Cieszę się kurwami. Ech.
bo kurwy to lek na całe zło xd
Usuńpaczałam kiedyś na taki dokument o yakuzie i lektor tam odmieniał że yakuzi, yakuzów i stamtąd to wyniosłam, no bo w polskim słowniku tego nie znajdziesz, ale poszłam takim tropem, że jak 'mafiozów' to i 'yakuzów' (lektor pewno tez) xd niestety nic na temat odmian 'yakuzy' sensowniejszego znaleźć mi sie nie udało, wiec jest to prototyp, nie ma co tego bronić xd ja chyba przywykłam do tej odmiany, ale rozumiem, że może to zgrzytać. chętnie przyjmę lepszy pomysł na odmianę!
Jak tak myślę, to tak, mi tez by się przydał taki budzik xd zycie byłoby prostsze, choć bardziej sine.
I już mam w głowie takiego Majimę na karaoke, który wywija tyłkiem i śpiewa do mikrofonu: "Jesteś kurwą na całeeee złoooooooo!" (przepraszam, pani Pronko ;____;). NIE. TO TAK BARDZO ZŁE. Za dużo tych filmików... XD
OdpowiedzUsuńW sumie odmiana "yakuzy" jeszcze jest dla mnie spoko, ale "yakuzów" brzmi już podejrzanie ahahha XD. No, ale można uznać to jednak za prototypowy neologizm! Odmienić inaczej to się nie odmieni, żeby sensownie brzmiało, można to co jedynie synonimami rozkraczyć, prawda? Albo czymś lichym w stylu: "członkowie yakuzy" XDD.
ZRÓBMY SOBIE TAKI BUDZIK. Zbudujmy go z ziemniaka i papieru toaletowego! A, i z marmolady XD.
Tak myślałem, ze będzue o Majimie, chyba bym sie obraził gdyby o nim nie było przy tym temacie :P Ten młody Yosuke już w sumie nie żyje, ciekawe jak na to zareaguje Hashire :D Jak zwykle, tekst świetny, czekam na coag dalszy :D
OdpowiedzUsuńJuż to chyba kiedyś mówiłam, ale znowu zaraz po przeczytaniu opisu Goro stwierdzam ponownie, masz fetysz z mężczyznami bez koszul pod odzieniem wierzchnim. Jestem ciekawa kiedy mężowi każesz chodzić w bluzie bez koszulki.
OdpowiedzUsuńHashire powinna mieć wiecej wiary w siebie. "Kolejna dupa Majimy" nie brzmi ani dumnie, ani bezpiecznie. Taką to zawsze może każdy sprzątnąć, a bycie kimś ważniejszym dla Goro, nikt nie odważyłby się jej tknąć. Powinna czuć się bezpiecznie na tyle, na ile mozna czuć się bezpiecnzie w toarzystwie Majimy. Co z tego, że nieprzychylnie się na niąpatrzyli? CHuj im w dupę. Pewnie sami chcieliby być na jej miejscu. Pfff. Niewdziecznicy.
WHO THE FUCK IS YOSUKE? Co on tu robi, kim jest dla Hashire, czemu jej szuka i co, do cholery zrobił, dlaczego jest aż ak pojebany, żeby dołączyć do Tojo?! Do tego, okej, ściga ją Shimano, ale kurwa to było pewne, ze w końcu kiedyś jej się dobiorę do skóry, ale na cholerę się pojawia w takim miejscu? No ikurwa, ta akcja z kawą, coon sobie myśli jakiś yakuzczyk pierdolony, bo mu imię źle wypowiedział, ale zaszpanował, no kurwa, brawo, debil. Hashire powinna mu tyłek skopać. Nie lubię go.
Dawaj Majima! Idź go zabić! Dobre z tym aparatem! Kto zrobił te zdjęcia jest geniueszem! Polać mu. Minami też jest dobry, ale podziwiam Majimę,że na kacu potrafiłwypić flachę i się nie porzygać.
To Shiro (hehe)! Polać mu. Ale... po chuj mu te zdjęcia? Tak, Minami, masz rację, on was pozabija.
Majima jest dupny. I te zraszacze, czy co to tam było te no, jak to sie mówi, przeciwożarowe, o. I naprawdę, Amerykę odkryli stwierdzajac, że Majima jest szalony. Jaki szalony, on jest przejebany. Ale przynajmniej mają kolorowo z nim.
Pomimo niepewności, fajnie, że pojawiła się postać Yosuke'go, bo daje zagadkę i powiew świeżości i takie stare dobre "co tu sie odpierdala" wiec kupuję. Nawet to jego irytujace zachowanie z kawiarni pasuje w tamtej scenie. Ciekawa też jestem, co zrobi Majima. Oprócz spuszczenia odpowiednim i nieodpowiednim osobom wpierdolu. XDDD Ale i tak, Hashire powinna być nieco bardziej dumna. I pewniejsza siebie.
O kurczę, już ja wstępie poczułam jak musiała ta sytuacja być krepujaca ( to chyba złe słowo ) bardziej - niebezpiecznie dyskomfortowa. Hashire znalazła sie w miejscu, w którym chciałoby być wielu z Yakuzow(tak przylgnelo to określenie) , choć moze nie licząc dzielenia łoża z Majima. Stesknilam sie już za tym psycholem.
OdpowiedzUsuńKim do h!@&& jest Yosuke ( z niemym U) . To teraz Hashire będzie mieć przesrane, a wiadomo jak Yakuzy wszedzie maja oczy.
Pomyslowy sposob na obudzenie bandy za o zapitych na śmierć gangsterów. Majima na niezlym wkurwie podzie szukac Hasire, az jej współczuję jaka zaś karę jej wymysli, mimo że nie zrobila noc złego - jeszcze.
Ty jak zawsze kończysz w miejscu w którym jak się rozkrecam, gdyby to bylo nawet z 10 razy dłuższe to bym nie byla w stanie przerwać czytać. I nocka zarwana😅
Miło było wrócić do tego uniwersum i czekam na wiecej, zresztą jaz zawsze. Wielka fanka Majimy i Hashire.
Hej :)
OdpowiedzUsuńPo tym tytule spodziewałam się wersów innej piosenki w tekście, ale 5SOS też pasuje - w końcu to yakuza w teledysku jest ;)
Kurde, uwielbiam tę serię od samego początku, a teraz lubię ją jeszcze bardziej za tego młodego chłopaka (oblanie baristy kawą za źle wymówione imię było epickie, choć przy tym bardzo niegrzeczne), wkurzonego Majimę i te pięć minut czekania na wytrzeźwienie członków klanów. Jest tu akcja, dzieje się, postaci wywołują emocje... Najlepsza mieszanka, na jaką jako czytelnik liczę. Arigatou.
Pozdrawiam.