ERGASTULUM – miasto złoczyńców i płatnych morderstw, tanich prochów i jeszcze tańszych prostytutek. Przemoc, seks i narkotyki, wszystko, czego potrzeba do pełni szczęścia, jest na wyciągnięcie ręki.
ZMROK/NIEŚMIERTELNIK/ZAĆMIONY – tak nazywa się ludzi o podejrzanej moralności i ponadprzeciętnej sile, za którą każdego dnia muszą płacić wysoką cenę; półprodukt, pozostałość po generacji super-armii, „nadludzi”, jakich próbował wyprodukować rząd, faszerując osobniki eksperymentalne silnie uzależniającymi stymulantami, nazwanymi później Celebrerem; następne pokolenie wykazuje się niezdolnością do życia bez narkotyku, krótką żywotnością, a także zwiększoną siłą fizyczną i znacznie wyostrzonymi zmysłami.
CELEBRER – narkotyk, niezbędny do życia wszystkim Zaćmionym, zwanych również Zmrokami.
Nie mija nawet sekunda, może pół, ale wszystko się
zmienia. Jeszcze to do mnie nie dociera, jeszcze stoję z rozdziawioną gębą i
próbuję odpierać fakty, ale jak mówią, pewnych rzeczy nie da się odzobaczyć. A
ja zdecydowanie nie powinnam tego widzieć. Bo to wszystko, wszystko niszczy.
Człowiek, któremu ufałam, któremu ufa Nick, zdradził! Nie jest tym, za kogo się
podaje. Nie jest. W walizce, którą dźwiga, w tej walizce… Trzyma to w
tej jebanej walizce.
Głowę. Pierdoloną, ludzką głowę! Odciętą od ciała!
On to musiał zrobić…Worick, żigolak, fachowiec, spec
od brudnej roboty, który brzydzi się pistoletu, gdy już musi kogoś kropnąć,
teraz… Stoi tam, jeszcze pewniejszy siebie niż zwykle i pokazuje głowę Milesa
tej kurwie, co prowadzi "Pussy". I mówi, że chce się widzieć z
Corsicą, że to prezent dla niego. Dla Corsici, który nienawidzi Zmroków, który
zaprosił do miasta Destroyersów, żeby sprzątnęli ich z ulic miasta.
— Twój najlepszy przyjaciel jest Zmrokiem — syczę
przez zaciśnięte zęby, choć Worick nie może mnie usłyszeć. — Ja jestem
Zmrokiem, do cholery! — Na szybie, przez którą zaglądam do środka, osiada para
z ust. — Co ty odpierdalasz?!
I don't know what you had in mind
But here we stand on opposing sides
Być może mówię za głośno jak na osobę, która podgląda
i której powinno zależeć, by pozostać niezauważoną, bo nagle przeszywa mnie
bystry, lazurowy wzrok Woricka.
Cofam się, trochę zbyt gwałtownie, stoję przecież na
gzymsie zdobiącym pierwsze piętro budynku, przyciskając nos do okna, a teraz
stopy tracą niepewny grunt. Już nie przylegam do ściany, tuląc się do niej,
jakby była mi szczególnie bliska, moje ciało nieubłaganie się odchyla,
zwiększając kąt między sobą, a zimną, brudną cegłą. Nie ma czego się złapać.
Próbuję odzyskać równowagę, ale mogę tylko machać bez sensu rękami i
przygotować się na lądowanie w krzakach.
Gałązki drapią moją twarz, ramiona i odsłonięte łydki,
tłukę sobie boleśnie kość ogonową i jeden z łokci, ale upadek i tak zostaje
sporo zamortyzowany.
— Ała — jęczę, próbując wygrzebać się z krzaków. —
Bolało — chlipię, ale zamykam się natychmiast, gdy słyszę otwieranie drzwi.
Ostrożnie rozchylam gałęzie, żeby zobaczyć, kto wyszedł i wciągam głęboko
powietrze. Zamieram, obserwując, jak srebrna zapalniczka wędruje na nie
pierwsze i nie ostatnie spotkanie z przeznaczeniem.
— Wiem, że się tam czaisz, Ivrel — mówi Worick, słowa
nieco zniekształca trzymany w ustach papieros. — Wyjdź, nie zachowuj się jak
dzieciak. — Szczupły, niebiesko-pomarańczowy płomyk strzela w górę, a
metaliczny dźwięk draski szybko zastępuje szum podpalanego tytoniu. Worick
zaciąga się głęboko, a wydmuchując dym, wyjmuje z ust papierosa i gwiżdże na
mnie jak na psa. Zaraz potem uśmiecha się triumfalnie, gdy trzaskają gałązki,
które gniotę ze złości. Worick opiera się o ścianę budynku, zerka w moją stronę
i wydaje się w pełni zrelaksowany. Zupełnie jakby w zaroślach nie czaiło się
nic groźnego.
Kontynuuję wyżywanie się na zieleninie i rozgarniam
zamaszystymi ruchami liście, nie próbując dłużej ukrywać swojej obecności.
Pokracznie wyłażę z krzaków i nie mam już żadnych wątpliwości – Worick ma z
tego ubaw.
— Ty świnio — syczę, podchodząc do niego i dźgając
palcem powietrze. Jeśli marzy mi się odzyskanie choćby odrobiny godności, to
marzenie właśnie idzie się jebać – krzaki zatrzymują jedną z moich nóg i mija
chwila, zanim ją oswobadzam, podrygując jak kukiełka na patyku. — Ty
zdradziecka świnio! — kontynuuję, kiedy krzaczory kapitulują. Mierzę palcem
coraz bliżej twarzy mężczyzny i być może zaczyna mi się wydawać, że teraz to
już może być tylko lepiej, ale wtedy moje spojrzenie spoczywa na lufie, która
wystaje zza jego paska. Nerwowo przełykam ślinę. Nigdy wcześniej nie zwracałam
uwagi na kaliber, który przy sobie nosi. Może dlatego, że do tej pory Worick
był po naszej stronie.
— Spokojnie — mówi, podążając za moim spojrzeniem —
nic ci nie zrobię, Nieśmiertelniku.
Patrzy na mnie kpiąco; jestem niemal pewna, że blask,
który odbija się w jego oku, to ten sam blask, jaki pada na moje zawieszone u
szyi blaszki. „Ivrella Wolf”, światło pełnego księżyca drąży wyryte na nich
napisy. „Blood type: AB, rank: ?/?”.
Ręka Woricka gładzi stal broni. Wiem, że w każdej
chwili może jej dobyć i wtedy na niewiele zdadzą się moje mroczne sztuczki,
ale w ten dziwny sposób wiem też, że on tego nie zrobi.
— Jeszcze Nicolas by ci uwierzył i byłby kłopot. —
Usta blondyna rozciągają się w uśmiechu. Włosy sięgają mu do ramiona; zwykle
choć częściowo je wiązał, teraz spływają jedwabiście, kontrastując z czarną,
zahaczoną o uszy osłoną na oko.
Zaciskam dłonie w pięści. Mam ochotę rzucić się na
niego i spróbować rozszarpać na strzępy, ale nie robię tego… z tego samego
powodu, co on. Nie dam mu szansy zrobić z siebie ofiary i odwrócić kota ogonem.
— Jeszcze się policzymy — zapewniam tylko, prawie
wydłubując mu paluchem zdrowe oko, ale on się nie odsuwa.
Let's go to war
Let's go to war
Let's go to war
— Jasne — prycha i wypstrykuje papierosa tuż nad moją
głową. — Pozdrów mojego partnera. — Uśmiecha się perfidnie i wraca do środka, a
ja jeszcze przez moment stoję i trzęsę się ze złości, po czym odwracam się i
oddalam w mrok.
No, nie do końca mrok. Miasto zawsze w nim tonie, czy
dzień, czy noc, ale dzisiaj jest wyjątkowo jasno dzięki ładnej, soczystej
pełni. Inaczej pewno srałabym ze strachu, bo nie znoszę ciemności. Ale nie w
takie noce, jak ta. W takie noce nie boję się niczego i wciąż je słyszę. Gdziekolwiek
nie pójdę, ściga mnie to upiorne echo. W którą nie zwrócę się stronę, otacza
mnie wycie wilków. Zawsze. Ale najszczelniej wtedy, gdy noc jest jasna.
Nieśmiertelniki
u mojej szyi grzechoczą, gdy puszczam się biegiem, czując pod skórą niespożyte
pokłady energii. I to nie celebrer ich dostarcza. To światło księżyca. Noc,
taka sama, jak wtedy, gdy próbowali określić moją rangę i nie byli w stanie.
Nie wiem, co wtedy się dzieje, co dzieje się teraz, wiem tylko, że echo się
wzmaga, przybiera na sile, a krew w moich żyłach pulsuje szybciej, dużo
szybciej, wspominając czasy areny, czasy skowytów i więzień, w ciemności. „Co
nas nie zabije to nas wzmocni”, mówili i nie jest to nieprawda. Jestem, żyję, a
krew pędzi korytarzami mojego ciała jak szalona.
Staję
na progu mieszkania fachowców zasapana. Dobijam się do drzwi, waląc w nie
pięścią, aż uprzytamniam sobie, że oni nigdy ich nie zamykają.
— Nicolas! — drę się, wbiegając po schodach, ale nie
mam szans przekrzyczeć włączonego na cały regulator telewizora, który specjaliści
niedawno sobie sprawili. Zresztą telewizja nie jest przecież moją jedyną
konkurencją. — Nicolas! Nick!!! — krzyczę jeszcze głośniej, zatrzymując się na
piętrze. Opieram dłonie o kolana i pochylam się w przód, dysząc, zmęczona
długim biegiem. Podnoszę podbródek, na ekranie program muzyczny, jakiś zespół
zajeżdża gitary, wokalista zdziera gardło, a Nicolas przygląda się temu z
zaangażowaniem, nie przestając wykonywać dłońmi gestu za gestem, tak szybko, że
nawet gdyby stał przodem do mnie, nie byłabym w stanie nic zrozumieć.
— Co, do cholery… — Prostuję się i podchodzę do
mężczyzny. — O co chodzi, Nico... — dotykam jego ramienia, a on podskakuje,
zaskoczony, odwraca się gwałtownie, a ja obrywam w nos grzbietem jego dłoni.
Przekleństwo grzęźnie mi w gardle, do oczu napływają
łzy, ból eksploduje, wypełniając zatoki, w uszach piszczy. Kucam, chowając
twarz w dłoniach, delikatnie macając palcami nasadę nosa. Jeśli mi go złamał,
to ja połamię mu wszystkie dwieście sześć kości, jedna po drugiej.
We arm ourselves with the wrongs we've done
Name them off one by one
Name them off one by one
Nicolas ściska moje ramię, nieśmiertelnik wysuwa się
zza jego koszulki, ranga „A/0” dumnie pręży się na metalu, gdy nachyla się do
mnie, coś pokazuje, ale nie wiem, co to znaczy, na dodatek ledwo widzę przez
łzy, a ten jebany telewizor wciąż ryczy jak popierdolony.
— Przecież
jesteś głuchy! — nie wytrzymuję, przenosząc dłonie na uszy i ściskając
je. — Ścisz to, do kurwy nędzy!
— Łzy spływają po moich policzkach, a odsłonięte w gniewnym grymasie zęby
zgrzytają. Nie wiem, czy Nicolas się boi, że zwyczajnie jest mu mnie żal, ale
rozgląda się za pilotem, potem przez chwilę nim żongluje, aż w końcu telewizor
gaśnie.
Mężczyzna przestępuje z nogi na nogę, zerkając na mnie
niepewnie i drapie się pilotem po karku. Minę ma cokolwiek skruszoną, ale kiedy
pytam, co odwalał, wzrusza ramionami. Że niby nie wie, o co mi chodzi.
— Co to, kurwa, miało być?! — wykonuję w powietrzu
serię bez sensownych, szybkich gestów. — Próbowałeś się skomunikować z
ludzikami z kolorowego pudła?!
Nicolas wciąż się drapie, ale teraz odwraca wzrok.
Miga coś, ale tak niedbale, że znów nie mam szans tego zrozumieć.
Everything you say, everything you do
— Że co?! —
Wciąż na mnie nie patrzy, więc nie może odczytać ruchu moich warg, ale Nick
dobrze mnie zna. Wie, że nie odpuszczę. Powtarza znak wolniej.
„Śpiewałem”.
Przestaję uciskać dwoma palcami nasadę nosa, szukając
złamania. Opuszczam ręce, a on wciąż na mnie nie patrzy. Cholernik. Przyglądam
się jego ciemnym włosom, zaczesanym z jednej strony do tyłu, i równie ciemnym
oczom. Stąd tego nie widać, ale wiem, że otacza je gąszcz krótkich, grubych,
czarnych rzęs. Spojrzenie ma zawsze bystre i czujne, zawsze patrzy spod
ściągniętych brwi. Wydaje się groźny i taki jest. Groźny jak
szczekający za płotem pies, zajadle strzegący swoich panów i terytorium. Ale wystarczy
wiedzieć, jak przemknąć obok niego, jaki smakołyk podetknąć mu pod nos.
— Wcale nie jesteś taki straszny, Zmroku — mówię na
głos, korzystając z tego, że na mnie nie patrzy. Ale musiał kątem oka odnotować
jakiś ruch w polu widzenia, bo zwraca na mnie wzrok i unosi brwi.
„OK” – migam. Szalenie dużo pojęłam z nauki migowego.
— Chętnie posłucham kiedyś, jak śpiewasz. —
Wyszczerzam zęby; w ogóle nie pamiętam, że byłam wściekła, nos mnie napieprza i
przecież jest grubsza sprawa do omówienia.
Nick patrzy na mnie spode łba, minę ma jednoznaczną.
— Nie ży-aatuj — prosi bełkotliwie, mrużąc czarne oczyska, w których
jednak pojawia się cień nadziei, że wcale się z niego nie nabijam, czym do
reszty mnie rozbraja. Śmieję się w głos, a Nicolas, widząc to, peszy się i
obraża na mnie, źle odczytując moje intencje. To, że łapie za swoją katanę,
która do tej pory leżała na biurku, i opiera ją o fotel, ma być chyba wysłanym
w moją stronę ostrzeżeniem. Nic chciałabym, żeby mnie tym pociachał.
You push it in and you cut me down
— Halo — odzywam się, wciąż chichocząc, odbierając
telefon, który wibrował w mojej kieszeni.
— Ktoś tu jest w nieadekwatnie do sytuacji
dobrym nastroju —mówi głos po drugiej stronie.
— Jezu, czego chcesz, Tommy? — marszczę brwi,
niezadowolona, że ktoś mi psuje humor.
— Pogadać? — pyta z przekąsem Tommy.
— To mów o co chodzi, nie truj dupy — mruczę
niechętnie
— Mam sprawę do Nicolasa.
— Dać ci go do telefonu?
— Bardzo śmieszne, Ivrel.
— Nie wiem, mnie bawi. —
Znów uśmiecham się szeroko.
— Możesz go o coś zapytać?
— Hej, Nicolas. — Odsuwam od siebie telefon i
podchodzę do mężczyzny, ale on wciąż jest naburmuszony. Kiedy kładę rękę na
jego ramieniu, strąca ją niecierpliwie, prychając. — Przykro mi, ale Nick się
do mnie nie odzywa — mówię do słuchawki.
Tommy ciężko wzdycha.
— A to nowość — Uszczypliwy
skurczybyk. — Może naucz się w końcu migowego, bo sformułowanie, że
komunikacja w związku szwankuje zaczyna nabierać nowego znaczenia.
— Jaki niby związek? —
oburzam się i nie dając Tommy’emu dojść do głosu, kończę — Chyba
Równouprawnienia Zmroków w Ergastulum — Słyszę westchnięcie przyjaciela.
— Wiesz co? Jeśli jesteś u specjalistów, to
zostań tam i spodziewaj się mnie za niedługo. Aha. Nie będę sam. Lojalnie
uprzedzam, że towarzystwo ci się nie spodoba, ale wszystko pod kontrolą.
— Jak to? Co znaczy… Z
kim jesteś? Halo? Tommy? Jak się rozłączysz, to przysięgam…! — Ale połączenie
zostaje przerwane. — Szlag! — komentuję, wydymając usta, a widząc, że Nicolas
patrzy na mnie, unosząc brwi, krzyczę na niego. — No i co się gapisz?! To
wszystko twoja wina.
Screaming at the ones we love
Like we forgot who we can trust
Like we forgot who we can trust
Brwi Nicolasa unoszą się jeszcze wyżej, ale
najwidoczniej nie zamierza się wdawać w pyskówki ze mną, chociaż nie raz mu się
zdarzało. Wskazuje na mnie, a potem kilka punktów na swojej twarzy.
„Co ci się stało?”
Machinalnie unoszę dłoń do twarzy. Wyczuwam wciąż
lepkie zadrapania i spada na mnie świadomość tego, czego byłam świadkiem i po
co w ogóle tu przyszłam. Na moment zamykam oczy, wzdycham ciężko. Kiedy unoszę
powieki, Nicolas stoi bliżej. Znów ściąga brwi i przygląda mi się, zaglądając
raz po raz w każde z moich oczu.
„Co jest?”
No to mu mówię, jak jest. Mówię o Woricku, o Milesie,
którego oboje znaliśmy, bo pracowaliśmy dla Daniela Monroe, którego zastępował
Miles. On kiedyś, ja całkiem niedawno. Kiedy kończę, Nicolas siedzi w fotelu,
opiera szczękę na pięści i patrzy na mnie, mrużąc oczy.
— Nie wierzysz mi? — pytam. Nick milczy. Przygląda mi
się sceptycznie. — Kurwa, przecież bym sobie czegoś takiego nie wymyśliła!
„Nie wiem, nigdy go nie lubiłaś” – miga jedną ręką.
Zapowietrzam się. Z jednej strony się tego
spodziewałam, z drugiej – zderzenie z tą ścianą nie jest niczym przyjemnym.
— Nigdy bym… — zacinam się, brakuje mi słów. — Nigdy
cię nie okłamałam, Nick.
Kącik ust Zmroka unosi się w pełnym powątpiewania
uśmiechu.
„A Striker?” — pyta, a ja się czerwienię.
Rzeczywiście, na początku próbowałam ukryć przed nim powód swojego pojawienia
się w mieście, ale dobry bajer to cos, o czym mogę tylko pomarzyć.
— Dobrze wiesz, że nie jestem dobra w… — szukam
odpowiednich słów.
„Wiem. Zawsze wiem, kiedy mi ściemniasz.”
— No to…! — Nicolas się podnosi, zanim kończę. Łapie w
dłoń opartą o fotel katanę i, szczerze mówiąc, ten gest napełnia mnie
niepokojem. Przełykam nerwowo ślinę, a moje myśli gnają na złamanie karku.
Wiem, że Nicolas jest bardzo lojalny względem Woricka. A jeśli, a jeśli
działają razem? Ale jak to możliwe? Nie mogą wspierać Corsici, nawet jako
specjaliści od brudnej roboty, no bo… Corisca jest zła. Corsica morduje takich
jak my. Corsica urządza na nas obławy, stworzyła takich ludzi jak Striker, jak wszyscy
z Destroyers, którzy polują na nas jak na zwierzęta. Nicolas nie ma żadnego
powodu, by…
Ale Nicolas zawsze był oddany Worickowi. Relacja, jaka
ich łączy… Nie są tylko przyjaciółmi. O ile w ogóle nimi są –
podpowiada natarczywy głos w głowie, a ja próbuję szybko zebrać wszystko, co
wiem o ich przeszłości.
Worick pochodzi z dobrej, bogatej rodziny Arcangelo,
które często wynajmują Zmroki do ochrony. Artykuły w gazetach, które znalazłam
i udało mi się z nim połączyć, mówiły o tragedii, jaka dotknęła ten ród.
Kilkunastoletni Nieśmiertelnik morduje głowę rodziny, jego żonę i
jednego z synów, drugiego uprowadzając jako zakładnika. Zbiegiem okoliczności
jakiś czas potem w Ergastulum pojawia się dwóch chłopaków, w tym jeden Zmrok,
którzy trzymają się razem.
I niech mnie chuj, jeśli to nie byli oni, zwłaszcza,
że dzieciak na zdjęciu w gazecie miał identyczne, słomianego odcieniu włosy jak
Worick. I w tym momencie, widząc cień w oczach Nicolasa, postawiłabym nerkę, a
nawet dwie, że to sam Worick zlecił te morderstwa. Słyszałam, że jego stary był
pojebany. A jeśli Nicolas wciąż jest mu posłuszny…
Cofam się o krok. Nicolas się zatrzymuje, nie mogę
rozgryźć wyrazu jego twarzy. Fakt, że milczy, nie pomaga.
„Czegoś się obawiasz?”
— Odłóż ten miecz.
Cofam się o kolejnych kilka kroków.
„Gdzieś się wybierasz?”
— Nicolas, przestań.
Instynktownie sięgam po tekagi, które noszę przy
pasie. Nick śmieje się bezgłośnie. Jego nieśmiertelnik błyszczy. Kiedy ostatnim
razem udało się komuś określi moją rangę, miałam jakieś C/0. Trochę na niego za
mało.
Podejmuję szybką decyzję. Nie wiem, co się odpierdala,
ale nie zamierzam walczyć. Odwracam się szybko, zamierzając zwiać. Zbiegam po
schodach, ale Nicolas przeskakuje ponad moją głową i już jest przy drzwiach,
tarasując wyjście.
„Nigdzie nie pójdziesz”.
— Nick, do cholery! — szarpię się z nim, korzystając z
tego, że jeszcze nie dobył miecza. — Możesz sobie być naiwny i wierzyć w co
chcesz, ale ja widziałam głowę jebanego Milesa! Rozmawiałam z nim! Znaczy,
z Worickiem, nie Milesem, bo Miles nie żyje! A on nawet nie starł się
niczego wytłumaczyć!
„Miles?”
— WORICK!
„Miles?”
— WORICK!
„Worick na pewno ma jakiś plan”.
— Jasne, tylko zapomniał wtajemniczyć swojego kumpla w
coś tak pojebanego!
„Musiał się czegoś dowiedzieć”.
— Boże, oprzytomnij! Worick nas zdradził! Zdradził
ciebie!
„Nie mów tak!”
— Nick miga coraz szybciej, jeszcze chwila i zwichnie sobie nadgarstek. — „Nie
masz pojęcia, ile mu zawdzięczam! A ty chcesz się w pojedynkę rzucić na
Corsicę?! Siedź na dupie i nie przeszkadzaj!”
Screaming at the top of our lungs
On the grounds where we feel safe
On the grounds where we feel safe
Przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Nie mogę pojąć,
dlaczego boję się człowieka, Zmroka, przy którym do tej pory czułam się tak
bezpieczna.
— Jeszcze mnie nie popierdoliło, żeby się biernie
przyglądać, jak ten świr bez oka kombinuje, żeby nas…
Nicolas nie daje mi dokończyć. Czuję na szyi zimno
ampułki i Nick wtłacza we mnie depresant z autoskrzykawki. Wiotczeję, a on mnie
podtrzymuje, ale zahaczam ręką o klamkę. Drzwi się uchylają.
Świeże powietrze i blask księżyca wpadają do środka. Zaczyna padać. Nagle
znajduję siły, żeby odepchnąć od siebie mężczyznę. Rejestruję jego zaskoczenie.
Obraz się rozmazuje, kolana miękną, ale udaje mi się przejść kilka kroków.
Potem dostaję drugą dawkę depresantu. Nicolas powtarza ten sam gest, którego znaczenia
nie znam i bezwładną zanosi do domu.
Przytomnieję, słysząc, że ktoś dobija się do drzwi.
Poruszam się z pomrukiem niezadowolenia. Łeb mnie napierdala i wypełnia go
głuche wycie. Otwieram oczy. Leżę na kanapie w gabinecie specjalistów. Nick
siedzi na drugim jej końcu i wpieprza popcorn, gapiąc się w wyciszony
telewizor. Spora, migająca na środku ekranu ikonka „mute” najwyraźniej mu nie
przeszkadza. Ręce mam ciężkie i jakby gumowe, bardzo powoli unoszę jedną z
nich. Nicolas zerka na mnie i podsuwa mi popcorn. Mam ochotę mu przypierdolić.
— Drz… Drzwi — udaje mi się wydukać i Nicolas wstaje,
żeby otworzyć, ale zanim odchodzi, przykłada palec do ust i uśmiecha się
konspiracyjnie.
Hush, my baby, make no sound
Maybe we can wait each other out
Mam być cicho? Takiego wała.
Kiedy tylko słyszę głos Tommy’ego, próbuję się zerwać
z kanapy, ale ledwo co udaje mi się odrobinę unieść. No to zaczynam krzyczeć,
tylko że to, co wydobywa się z moich ust, nie jest głośniejsze niż szept.
— Tom… Tommy… — rzężę, a kiedy chłopak pojawia się w
polu widzenia, oddycham szybko, próbując wyciągnąć rękę po pomoc.
— O matko — krzywi się Tommy, widząc, w jakim jestem
stanie. — „Depresant?” — pyta Nicka, a ten przytakuje.
„Dwa” — uściśla, a na karcące spojrzenie Tommy’ego
poczuwa się do usprawiedliwień: — „Fikała. Jeden nie dał rady”.
— Hm. — Tommy zerka na mnie z zaciekawieniem. Długi
płaszcz sięga mu do kolan i jest mokry od deszczu, tak jak kręcone, brązowe
włosy. Inteligentne oczy taksują mnie uważnym spojrzeniem, jakby
przyglądał się ciekawemu zjawisku. — „To nie był dobry pomysł” — miga do Nicka,
a on wzrusza ramionami.
— No ja nie mogę — odzywa się jeszcze jeden głos i
staram się zogniskować wzrok na tym, do kogo należy. — Wilczy Nieśmiertelnik
rozłożony na łopatki! Co za widok! — Kiedy dostrzegam rudy łeb, oczy niemal
wychodzą mi z orbit. Próbuję się odezwać, ale moje usta nie nadążają za
myślami, które chcę wypowiedzieć. W kącikach ust pieni się ślina, jeden z
bąbelków pęka na moich wargach, wszystko, co udaje mi się wyartykułować, to
jakieś niezrozumiałe stęki. Zerkam ze złością na Tommy’ego, a on odczytuje z
mojego spojrzenia, że obwiniam go za tę sytuację i unosi ręce w obronnym
geście.
— Mówiłem, że to ci się nie spodoba — powstrzymuje
ręką Feniksa, która próbuje podejść, by przyjrzeć mi się z bliska — ale w tej
sytuacji musicie zawiesić broń i stawić czoło wspólnemu wrogowi.
Teraz trzy Zmroki w pomieszczeniu wpatrują się uważnie
w chłopaka z kręconymi włosami, swojego informatora, a on wyciąga z kieszeni
telefon.
— Pamiętacie czystki, które miały miejsce w Ergastulum
dziesięć lat temu? — Nick kiwa głową, Feniks wzrusza ramionami, mi ciężko
zareagować. Nie byłam ich świadkiem, ale wiem, że ulice spływały krwią Zmroków.
— Ten filmik wrzucono rano do sieci.
Włącza play. Nagranie jest krótkie, może trzydzieści
sekund. Trzydzieści brutalnych sekund, podczas których na ekranie tryska krew z
odcinanych kończyn i dziurawionych kulami ciał. Trzydzieści sekund, po
sekundzie na każde życie. Pół minuty wycia, nieludzkich wrzasków, skowytu.
Mężczyźni, kobiety, dzieci. Każdy z nieśmiertelnikiem u szyi.
Moja głowa pęka. Kiedy nagranie się kończy, zapada cisza. Napięcie gęstnieje.
Moja głowa pęka. Kiedy nagranie się kończy, zapada cisza. Napięcie gęstnieje.
— Musicie spieprzać z miasta — mówi po chwili Tommy,
jakby podawał oczywiste rozwiązanie, a jednocześnie wiedział, że z niego nie
skorzystamy. Zgodnie z jego przypuszczeniami, Nicolas kręci przecząco głową.
„Worick”.
„Worick wdepnął w niezłe gówno. Nie wyciągniesz go z
tego” — miga Tommy.
„Spróbuję”.
Przenoszę wzrok od jednych do drugich gestów. Jebać
Woricka, tego idiotę, myślę. Ale wiem, że nie przekonam do tego Nicolasa.
„Gdzie on jest?” — pyta Zmrok.
„Zdaję się, że rodzina Corsica mu nie zaufała”.
— Kur-wa — odzywa się Nick. — „Idiota”.
No przecież mówię! Znaczy, myślę.
— Z Corsiką nie dacie sobie rady — informuje nas
Tommy. — Nie, kiedy Destroyers znów szaleją po mieście.
— Czy ja wiem? — powątpiewa zeński głos. Natychmiast
zwracam spojrzenie na Feniksa. Nawet nie zauważyłam, kiedy usiadła obok mnie. —
Macie tu Wilczego Nieśmiertelnika, wykorzystajcie to. — Obaj mężczyźni patrząc
na nią pytająco. Ja zresztą też. Feniks wzdycha niecierpliwie i łapie za mój
nieśmiertelnik. — Widzicie te pytajniki? Wiecie dlaczego ona nie ma normalnej
rangi?
Nick i Tommy wymieniają spojrzenia, oboje kręcą
głowami.
— Kiedy przeprowadzano test siły, była pełnia. A
twojej panience — zerka na Nicolasa — odbija podczas pełni. Wiem, bo byłam w
kolejce za nią na teście. Wszystko widziałam. — Marszczę brwi. Niezbyt wyraźnie
pamiętam testy. — Nigdy ci o sobie nie opowiadała? — patrzy na Nicka, a ten
znów zaprzecza i wzrusza ramionami. „Niezbyt”. — Cóż, próbowałam się czegoś o
niej dowiedzieć, bo wiesz, szukałam jej, chciałam udowodnić, że jest oszustką —
mówi z wyższością Feniks, dumnie się wypinając i prezentując nieśmiertelnik z
rangą C/4. — Na pewno wcale nie jest dużo silniejsza ode mnie, więc… A, tak —
przerywa dygresję, czując na sobie niezadowolony wzrok wszystkich dookoła. — To
ma jakiś związek z Areną, gdzie ją przetrzymywali. Nielegalne walki Zmroków. Z
innymi Zmrokami i zwierzętami. Normalnie koloseum! — podnieca się niezdrowo. —
Podobno wypuszczali na nich nawet wilki, a po walkach trzymali ich w totalnej
ciemności.
„To dlatego Ivrel się jej teraz boi?” — pyta ze
zdziwieniem Nick.
Feniks marszczy brwi.
— Co on tam właśnie powiedział? — pyta Tommy’ego, ale
ten zbywa pytanie niecierpliwym gestem.
— Kontynuuj.
— No to ten, nie wiem dokładnie, ale… Nie byli w
stanie zmierzyć jej siły. Co prawda osobiście nie uważam, żeby dosięgła wtedy
chociażby rangi A/3, ale… No, ale… Wyglądało to przerażająco. Zaatakowała
jednego z Testerów. Chyba go zabiła. — Mogę tylko szeroko otworzyć oczy w
odpowiedzi na zaniepokojone spojrzenia. Dla mnie to też nowość. — A Testerem
zostaje nie byle kto. W każdym razie… — Feniks wstaje, wesoło podskakując
zmierza do okna, odsłaniając zasłonę. — Widzicie?
Pełny księżyc uśmiecha się do mnie przyjaźnie zza
chmur.
— Wszystko, co musicie zrobić, to spuścić Wilczego ze
smyczy.
Nicolas nie namyśla się długo. Porcja stymulantu
zostaje wpuszczona do mojego krwiobiegu i zaraz odczuwam fantastyczną ulgę i
lekkość. Oddycham głęboko, rozmasowując kark i czuję drugie ukłucie. Nicolas
uśmiecha się do mnie i sam również aplikuje sobie porcję skondensowanego
celebrera. Strzykawki upadają na podłogę. Wykończył chyba wszystkie zapasy. Ale
jak się bawić…
Resztę przemyśleń trafia szlag. Energia rozsadza mi
żyły. Muszę ją spożytkować, natychmiast. Pobudzenie atakuje każdą komórkę
mojego ciała. Wszystko mnie łaskocze. Muszę być w ruchu, muszę biec, walczyć,
muszę uciszyć drgające wewnątrz mnie echo. Skowyt wilków, zdychających.
Otwarte okno, dach. Noc, świst, pęd powietrza. Dym.
Bieg. Skok, bieg. Noc. Światło, granat. Wiatr. Zapach. Krew. Zaułek pełen
martwych, poćwiartowanych ciał. Policja. Światła. Taśmy. Dach. Bieg. Zapach.
Corsica.
Let's go to war
Let's go to war
Let's go to war
— Zaczekaj. — Łapię Nicolasa za nadgarstek,
zatrzymujemy się, dyszymy, patrząc na budynek, w którym mógł przebywać Uranos –
głowa znienawidzonej przez Zmroków familii. — Co znaczył ten znak? — pokazuję gest,
którego nie rozumiem, a który widziałam tego dnia już dwa razy.
„Nieważne”
Patrzę
na Nicka z byka.
—
A co znaczył ten znak? — Zwykle w tym momencie rzucał we mnie książką do nauki
migowego, ale nie tym razem.
—Brze-brażam
— mamrocze, a zaraz potem łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą, zeskakując z
budynku.
Cóż za dynamiczny tekst. Udzieliło mi się zdenerwowanie dziewczyny na gzymsie. Gdy sie odchylila, to sama miałam ochotę wyciągnąć ręce i popłynąć ja spowrotem do ściany.
OdpowiedzUsuńWorick to niebespieczny typ. Ma się ochotę krzyczeć uciekaj, Ivrella, uciekaj!
Twoje opisy dodaja pikanterii całemu tekstwi. Mozna sie w niego zagłębić, a nawet wskoczyć jak do studni bez dna. Pochlanieci przez historie, któreś dopiero ma się wydarzyć.
Ciekawa ta reakcja na księżyc, od razu kojarzy mi się z przeproszeniem w wilkołaka i pewnie to wilcze ziarenko gdzieś tam w niej jest. Strasznie fascynujące masz te postacie. Oryginalność i ich cechy osobowe wywierają na mnie mega wrażenie. Az chce sie bliższej poznać każdego po kolei.
Fajnie opisalas komunikację z odoba niesłysząca. Ich rozmowa jest bardzo rzeczywista. Nie ma się do czego przyczepić. Żadnych niedomówień czy niedociągnięć.
Takie zrobiłaś emocje w kawałku z Nickiem gdy ona chciała zwiac , ze oczy to jak pięć złotych miałam. Niby nic się nie dzieje a tutaj takie boom! I nie wiesz co myśleć.
Oj Nicolas taka zdrada rozlania krwi wymaga.👿
Biedna Ivrell przez takie piekło musiała przejść, a teraz nawet nie ma komu zaufać.
Widzę tutaj jakaś skomplikowaną relację z Nicolasem. Ciekawe co wydarzy się później.
Hej :)
OdpowiedzUsuńPodzielam zdanie Kai - jest tu dynamizm, zgrabne i szybkie przechodzenie ze sceny do sceny. Czuć napięcie i niezbyt pozytywne emocje. Są tu odpowiedzi, są pytania, jest akcja. Poczułam się wrzucona w sam środek zdarzeń, nie miałam problemów, by wyobrazić sobie wszystko, co tutaj opisałaś. Świetna robota.
Pozdrawiam.
Padłem ze śmiechu jak wyobraziłem sobie Nicka jak śpiewa xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam po prostu, doceniam każdy Twój szczegółowy opis bo mogę tam być w przenośni i dosłownie :P. Ciekawie poprowadzona historia, ciekawe ile nawiązania ma do tomu który muszę przeczytać jeszcze, ale widzę inspiracja jest. Czekam więcej, chce sceny jak Ivrel rozrywa Destoryersów, albo Corsice :P
No i liczyłem szczerze, że w końcu nauczysz się migowego. Komunikacja w związku to podstawa xD no i napięcie które udało Ci się stworzyć między postaciami. Znając całą historię i tak nie wiesz co myśleć, czy faktycznie zdradził czy nie. Czy Nick też w tym siedzi czy nie, normalnie mózg rozwalony. W każdym razie czekam na więcej. Jak Nick na Cerber
Tak, pamiętam. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego to zrobił. A bardzo chciałabym wiedzieć. Bo Worrick to ostatnia osoba, po której spodziewłabym się, że utnie komuś głowę.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają szczegółowe opisy tutaj. Jakby klatki obrazu ukazywały się przed oczami<3 Doskonale widzę kreskę,jakbym czytała,albo lepiej,już oglądała ekranizację, bo te opisynawet uwydatniają dźwięki! :D Widzę,jak ta kurwa, bo inaczej na niego nie idzie powiedzieć, odpala tego fajka.
Jak Iv chciała, żeby Nick ją usłyszał? Ja wiem, żetopod wpływem emocji, ale no XD
"Zresztą telewizja nie jest przecież moją jedyną konkurencją. " dokładnie, wlazło mocno.
Co on robił?! Jego kumpel poszedł mordować, a głuchy śpiewa. Zatrzymajcie tę karuzelę absurdu, bo nie wytrzymam. XDD I jeszcze jej zajebał,pociągnął z łokcia. Typowy Nick, moja ocena 10/10.
Ja tam się uśmiałam z żartów Iv z głuchego. XDDD wgl Nick jest doskonalym obiektemczarnego humoru :D :D
"— Jaki niby związek? — oburzam się i nie dając Tommy’emu dojść do głosu, kończę — Chyba Równouprawnienia Zmroków w Ergastulum " wlazło, cięte riposty Iv powinny być chronione prawami,wydane w tomiku poezji Ergastulum. :D
Znaczy no... nie zdziwiłabym się, gdyby Nick już o wszystkim wiedział wcześniej, a cała ta farsa to tylko przykrywka.W tym mieście wszystkiego się można spodziewać i za prostym by było, gdyby to miałogłębszy sens, bo nie wierzę, że Worrick ot tak poszedł sobie sam komuś uciąć łeb.
Corrsica jest zła, kurde... tam każdy ma coś za uszami. Gangsta to kolejna seria która mocno oddziałuje na moralność człowieka. WYbory. Większe dobro.No i w tym wszystkim jest ten skurwiel striker, ale to inna historia.
Och tak, widzę doskonale jak Nickskacze do drzwi. Pięknie to wygląda. Chory pojeb <3
Proste, ale logiczne i układające się w jedną całość wytłumaczenie "mocy"Iv. Chciałabym poczytać o tym Koloseum więcej. O, o i te Pojedyncze słowa pod koniec, bardzo pięknie się układają, jak do biegu. Jest dobre tempo i bardzo fajne, zaskakujące zakończenie. Choć to na pewno nie koniec, nie nie nie.
Dobrze jest wrócić do tego świata. Jest zły, przesiąknięty krwią i często o nim ostatnio myślę. Wychodzi ci świetnie,to połączenie brutalności z humorem, bo jak już mówiłam, jest to nie tylko ogrom zła, w którym się nawet dobrze pisze, ale też kopalnia dobrych tekstów, a to robisz najlepiej. Wincyj.