Nie
minęła nawet sekunda, może pół, ale wszystko się zmieniło. Nie był potrzebny
żaden klucz – choć wcześniej mówiono mi, że jest inaczej – by to nastąpiło.
Żadnej wymiany jeńców czy zebrania akcesoriów wojskowych, wszystko potoczyło
się w tempie, które mogło i zaskoczyło każdego człowieka, który z jakichkolwiek
pobudek znalazł się na tej arenie, gdzie niedobre siły chciały zmierzyć się z
tymi symbolizującymi prawdziwy pokój i harmonię. Żaden książę nie mógł się
ostać po tym zdarzeniu, sam świat niewiele już z siebie miał. Wspomnienie – tym
stało się wszystko, co do tej pory istniało. Kamień na kamieniu nie pozostał,
wody wylały, bieguny się zmieniły, a lawa pochłonęła te ziemie, które jakiś
śmieszek przed wieków wiekami rozlokował u stóp wulkanów. Nic już nie było
niczym, istniał niebyt, a istnienie pozostało jedynie cieniem.
Jednak wśród tego cieniu znalazł dla siebie miejsce on – tak bardzo niepozorny, a jednak na tyle silny, by wszystko przetrwać. Bynajmniej nie był karaluchem; także i te stworzonka nie przetrwały wielkiej katastrofy, jaka wielką falą zniszczyła, co mogła. Czym był on? Trudno to było zdefiniować. Na pewno oddychał, choć nie można rzecz, jaka substancja mu to umożliwiła, skoro powietrza i całej atmosfery już nie było. Po prostu był, a samo to było w sobie niezwykłym cudem i świadczyło o jego wyjątkowości.
Jednak samo to było czymś niewielkim, jak się można było spodziewać. Chociażby próbował wyostrzyć swoje zmysły, był tylko małym żyjątkiem, jedynym, jakie się ostało po ponownym Zniszczeniu. Był jednocześnie ostatni, jak i pierwszy, skazany na samotność, jak i wybrany, by rozpocząć ewolucję na nowo. W myśl zasady, iż w przyrodzie nic nie ginie, otoczony był innymi, choć zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Energia innych bytów krążyła wokół niego, gotowa do wykorzystania, kiedy on pojmie, jak wielką przydzielono mu rolę.
Na razie był jednak tylko sobą, małym czymś, co potrzebowało wpierw czasu, by pomyśleć o tym, że żyję i zrozumieć to. Mogło mu to zająć tysiące lat, czymże jednak mogła być wieczność, gdy tyle mógł dać nowemu światu? Czymże była wieczność w obliczu czegoś nowego i wspaniałego? Niczym ważnym. Ale w obliczu chwili, która trwała teraz, był czymś wyjątkowym.
Ale co mogło czynić samo? Wszelkie życie zniknęło w ułamku sekundy, kiedy zadziałało na nią wszystko, co tylko mogło, bez towarzystwa i kogoś lub czegoś, co możnaby obserwować, stworzonko nie miało za wiele do robienia. Więc trwało tak, na tym małym kawałku czarnej ziemi, w której może ostały się iskierki istnienia, znajdowało sobie pokarm tylko w sobie znany sposób i czekało, aż nadejdzie odpowiednia chwila, by stawać się czymś większym, inteligentniejszym, takim, jakie powinno być, by świat na nowo ruszył, życie znowu zakwitło, a historia toczyła się kołem, jak to została stworzona.
Takiego kataklizmu, że nawet karaluchy nie przetrwają, to chyba sobie nie wyobrażam. Czym było stworzonko, czy pochodzilo ono z tego świata, czy też znalazło się tam w tym samym momencie co wszytko to co zniszczyło ziemię. Nie oddychal i byl sam jeden, aby ewakuować .Czy był nieśmiertelny czy tez zdolny do stworzenia więcej takich osobników jak on. Interesujące. Czy jest to tylko fragment z niczym nie powiązany, napisany pod wpływem natchnienia, czy tez cos większego z tego wyniknie. Np jakies odlotowe si-fi?
OdpowiedzUsuńTo: "które jakiś śmieszek rozlokował u stóp wulkanów". Od razu miałam w głowie Fate'a XDDDDDDDD, wybacz.
OdpowiedzUsuńEj, cholernie podoba mi się ten postapokaliptyczny wydźwięk i stworzenie kogoś, kto przeżył nawet karaluchy! Podoba mi się to stworzonko, które w przyszłości może doprowadzić do powstania nowego świata. To w sumie taki niepodobny do ciebie tekst, ej. Ale mnie się to krótkie wydanie podoba :D.
Hej. Wiesz nie miałem okazji czytać wielu wcześniejszych tekstów, ale czytając ten bardzo mnie zaintrygował. Postapokaliptyczny klimat mnie urzekł, a bardzo ciekawe bądź krótkie opisy dały do myślenia, uwielbiam detale w opisie. Wtedy jestem w stanie sobie wyobrazić wszystko i stanąć w tym miejscu, a tutaj taka... pustka.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, mam nadzieję, że to część czegoś większego :)
O, ciekawe. Znalazlam jakies powtorzenie, ale nie wplywa to absolutnie na odbior. Co fajne, mimo takiej tematyki, tekst nie jest ciezki! Czuc w nim raczej ta swiezosc czegos nowonarodzonego. Interesujaca wizja i wyroznia ja wlasnie ta lekkosc, bo zwykle teksty spod znaku apokalipsy sa przytlaczajace, a tu nawet ten wstep o koncu mnie nie przytloczyl, raczej wzbudzil refleksje, silna. Wgl taki plynny ten tekst, taki troche poetycki dla mnie. Podobal mi sie. Lubie takie shorty, ktore zostawiaja w zamysleniu.
OdpowiedzUsuńHej, czytam twój tekst pierwszy raz. Kataklizm który przeżyją karaluchy intrygujące. A jeśli chodzi o teść to jak na tekst przypominający apokalipsę to całkiem lekki.
OdpowiedzUsuńO, u ciebie też postapo :D Bardzo podobały mi się te opisy, refleksje, może nawet lekka przepowiednia? Bo w końcu on czeka, kiedyś musi się doczekać. Stworzyłaś straszny świat, bo kompletnie pusty, a jednocześnie chce się o nim czytać. Chciałabym się dowiedzieć, jak to się stało, jak to dokładnie wygląda i kim, czym jest to coś. Intrygujące. Nawet jeśli to tylko samodzielna wizja bez kontynuacji, to warto było to przeczytać ;)
OdpowiedzUsuń