Nie minęła nawet
sekunda, może pół, ale wszystko się zmieniło. Na dźwięk dzwonka
oznajmiającego koniec zajęć, dotychczas skupieni na wykładzie Profesor
Christensen czwartoklasiści zerwali się ze swoich miejsc i zaczęli opuszczać
salę.
– Dokończymy za tydzień –
stwierdziła Renee, próbując przekrzyczeć ogólny harmider towarzyszący
wychodzącym z klasy uczniom.
Westchnęła i sięgnęła za siebie,
by zetrzeć tablicę. Mimo iż dawno ukończyła Hogwart i potrafiła posługiwać się
magią, to nadal nie pozbyła się mugolskich nawyków, jakie nabyła przez pierwsze
jedenaście lat życia w niemagicznym świecie. Ciągle zapominała, że mogła za
jednym machnięciem różdżki pozbyć się kredy i całego tego białego pyłu...
– Chciała nas pani widzieć.
Podskoczyła, gdy usłyszała za
sobą pretensjonalny głos. Odwróciła się szybko, by ujrzeć trójkę uczniów,
stojących przed jej katedrą. Czerwono-złoty krawat Scarlet Black kontrastował z
zielono-srebrnymi krawatami Pottera i Malfoya.
All day permanent red
– Tak, tak, moi drodzy... – Renee
podrapała się z tyłu głowy, po czym szybko przeanalizowała sytuację.
To, o czym chciała porozmawiać z
dzieciakami było na tyle ważne, że wskazała im schody znajdujące się za
katedrą, prowadzące do jej gabinetu, by nikt niepożądany nie mógł podsłuchac
ich rozmowy. Gdy weszli na górę, Renee szybko zamkneła drzwi i próbowała
jeszcze ogarnać nieporządek, jaki panował między papierami na jej biurku,
udając, że czegoś szuka.
– Wszystko w porządku, pani
profesor? – zapytał Scorpius, patrząc na swoją nauczycielkę ze szczerym
zmartwieniem.
– Tak, mam nadzieję... –
odpowiedziała zdawkowo, po czym usiadła za biurkiem i spojrzała na uczniów. –
Chodzi o turniej.
The glaze on my eyes
Na moment w gabinecie zapadła
cisza, po czym pierwsza zabrała głos Scarlet.
– Nie chce pani, bym
uczestniczyła? – W głosie dziewczynki nie było ani krzty zawodu.
Wręcz przeciwnie, w jej oczach
płonęły iskierki buntu, przez co Renee była rozdarta. Z jednej strony czuła się
dumna, że jej podopieczna ma w sobie ducha męstwa i odwagi, jak na prawdziwego
Gryfona przystało, ale z drugiej zaś obawiała się o jej życie, gdyż była
jeszcze dzieckiem i Chrisnensen nie chciała, by Scarlet była pierwszą od wielu
lat osobą, która oddała życie za tę przeklętą szkołę.
– Wiem, Scarlet, że jesteś gotowa
wziąć udział w turnieju, – zaczęła Renee, patrząc znacząco na Black – ale to
chyba oczywiste, że nie możesz.
– Ale... jak to?!
– Odpowiedz mi szczerze.
Wrzuciłaś swoje nazwisko do czary?
– Oczywiście, że nie, przecież
mówiłam już...!
– To dlaczego tak się upierasz,
żeby uczestniczyć? Nie winię cię – dodała szybko widząc, że dziewczyna już
miała przygotowane argumenty na dalszą dyskusję. – Na twoim miejscu też
chciałabym się dowiedzieć, kto usiłuje mnie wkopać i na pewno chciałabym też
utrzeć temu komuś nosa, wygrywając cały turniej, ale Scarlet... Jesteś dopiero
w czwartej klasie.
– Jestem dobrą czarownicą! Szybko
się uczę!
– A czy pani profesor nie mogłaby
czegoś Scarlet nauczyć? – zapytał z nadzieją Scorpius, ale zanim Renee zdążyła
odpowiedzieć, Albus Potter prychnął i założył ręce na piersi.
– Z całym szacunkiem, pani
profesor, ale nauczyciele nie mogą pomagać reprezentantom.
When I heard your voice
– Masz rację, Albusie,
profesorowie nie mogą oferować pomocy reprezentantom, a oni nie mogą takiej
pomocy przyjąć. Jednakże... Nie jestem tylko nauczycielem – umilkła na moment,
wzbudzając tym samym w uczniach niemałą ciekawość.
Scarlet uniosła brwi, Scorpius
otworzył usta, by natychmiast zapytać, kim tak naprawdę była ich nauczycielka
obrony przed czarną magią, ale to Albus uprzedził ją w odpowiedzi.
– Jest pani Aurorem. – Potter
zmrużył oczy, stając się tym samym bardzo podobnym do swojego ojca. – Została
pani przydzielona na stanowisko nauczyciela obrony z powodu turnieju.
– Cóż, dowiedziałam się o tym
zaledwie wczoraj, więc też czuję się, jakby mnie wrobiono. – Mrugnęła do
Scarlet, ale nie pozwoliła sobie tym razem przerwać. – Co nie zmienia faktu, iż
twój ojciec – przeniosła wzrok na Albusa, który na wpomnienie taty natychmiast
się nachmurzył – miał nosa, by mnie tu przysłać. To moim zadaniem jest
dowiedzieć się, kto wrzucił nazwisko Scarlet do czary i kto chce się jej
pozbyć. Niemniej, nie ma też opcji, by uczestniczyła osobiście w zadaniach.
– Przecież muszę uczestniczyć!
Sama pani profesor słyszała, obowiązuje mnie magiczny kontrakt!
– Ale ty też słyszałaś, że
zamierzamy oszukać system.
– Jak? – zapytał od razu Albus,
rzucając nauczycielce ostre spojrzenie, jakby wątpił w jej pomysł, zanim go
usłyszał.
– Cóż, na pewno nie będziecie siedzieć
z założonymi rękami i też musicie się trochę wysilić, byśmy mogli pomóc sobie
nawzajem.
– To znaczy?
The distance caught me by surprise again
Renee uśmiechnęła się, gdy przez
głowę przemkła jej myśl o tym, że Albus odziedziczył niecierpliwość po swoim
ojcu.
– Słyszałam, że dziś rano profesor
Slughorn skończył ważyć eliksir wielosokowy na zajęcia z szóstoklasistami. A
tak się składa, iż znacie jednego szóstoklasistę, który byłby zdolny do
podwędzenia znacznej ilości tego eliksiru...
– Nie ma mowy. – Scarlet
pokręciła stanowczo głową. – Nie będę się o nic Jamesa prosić!
– Mogę poprosić Jamiego, –
powiedział stanowczo Al, nie zważając na protesty przyjaciółki – ale po co pani
profesor eliksir wielosokowy?
– Scarlet przecież musi
uczestniczyć w turnieju, prawda? A pierwsze zadanie już niedługo, więc do
roboty. – Nie mogła im więcej powiedzieć, więc wstała i wskazała na drzwi.
– Chcecie kogoś podstawić za
Scarlet, prawda? – Albus nie chciał dać za wygraną.
– Jedyne czego teraz chcę, to
byście się nie spóźnili na transmutację. – Renee znów przybrała minę stanowczej
i groźnej profesor McGonagall, więc całej trójce nie pozostało nic innego, jak
opuścić jej gabinet.
And I know you claim that you’re alright
Choć zamknęli za sobą drzwi,
usłyszała jeszcze jak rozmawiają na dole o tym, kto mógłby się podszyć pod
Scarlet podczas pierwszego zadania. Renee potarła twarz dłonią i spojrzała
tęsknie na mały stolik przy oknie, gdzie stała niedokończona jeszcze butelka
Ognistej Whisky. Bardzo chciałaby się teraz napić, ale czekał ją jeszcze cały
dzień zajęć i nie chciała wylecieć z Hogwartu za alkoholizm. Choć zawsze mogła
się wymówić tym, iż dała się namówić na wróżenie z fusów, bo wszyscy
powszechnie wiedzieli, że profesor Trelawney nie stroni od alkoholu, a kuchenne
sherry skrzaty z kuchni zostawiają u niej na górze.
Nie sięgnęła jednak po butelkę,
tylko wzięła do ręki stos prad domowych, które czekały na sprawdzenie. Do
następnych zajęć miała jeszcze chwilkę czasu i musiała zająć czymś myśli, które
stawały się coraz bardziej czarne.
– W ogóle tu nie pasujesz.
But fix your eyes on me
Uniosła z przerażeniem głowę, słysząc
znajomy, bardzo nielubiany przez siebie głos. W progu jej gabinetu stała osoba,
którą najmniej się spodziewała widzieć i której wcale nie chciała oglądać.
– Baxter, co ty tu... – nie
zdążyła dokończyć, bo jej kolega z biura Aurorów szybkim krokiem przemieszył
gabinet i rzucił na jej biurko teczkę, po czym oparł się o blat biurka,
nachylając się z uśmiechem ku twarzy Renee.
– Wyglądasz przekomicznie.
– Odwal się.
– A co, odejmiesz mi punkty za
złe zachowanie, pani profesor? – ostatnie słowa zaakcentował z lekką nutą
komizmu.
Renee sięgnęła po różdzkę i
machnęła nią krótko, sprzedając Harviemu pstryczka w nos. Jednak mężczyzna
tylko się zaśmiał, po czym podskoczył do kanapy przy scianie i rozłożył się na
niej wygodnie.
– Możesz mi, do cholery powiedzieć,
co ty robisz?
– Przyniosłem ci papiery, o które
prosiłaś.
– Nie mogłeś ich przysłać sową?
– Szef kazał je dostarczyć
natychmiast.
– Mogłeś przekazac je któremuś ze
starszych uczniów.
– Nie stęskniłaś się za mną? –
Usta Harviego wykrzywiły się w podkówkę, ale Renee pozostała niewzruszona.
I guess I’m all you have
– W życiu. – Porwała przyniesioną
przez mężczyznę teczkę, którą otwarła z taką siłą, że gumka pękła z trzaskiem,
uderzając kobietę prosto w czoło.
Baxter zaniósł się śmiechem, ale
szybko umilkł, kiedy Christensen posłała mu mordercze spojrzenie. Potarła
szybko miejsce, wktóre trafiła ją gumka, po czym zajęła się przeglądaniem akt
dostarczonych jej przez Baxtera. Dziwnie się czuła, inwigilując dawna znajomą,
ale niestety, wymagała tego sytuacja. Miała tylko nadzieję, że nikt z
ministerstwa nie dowiedział się, że biuro aurorów śledzi członków innych
wydziałów, bo na pewno nastąpiłby kwas wśród współpracowników... Renee czuła
się podle. Gdy została aurorem, nawet przez myśl jej nie przeszło, że przyjdzie
jej grzebać w przeszłości innych czarodziejów, których znała i uważała za
dobrych ludzi.
To był zawsze jej największy
problem. Była zbyt ufna i miała miękkie serce. Na początku swojej kariery
płakała nad każdą ofiarą, a raz czy dwa zdarzyło się, że przez nią cała akcja mogła
spalić na panewce, gdyż dała się omamić przeciwnikom nawet bez zaklęć
zwodzących, Confundusów, czy Imperów. Tak samo myślała, że znała Liviannę
Black, choć dziewczyna była młodsza o cztery lata. Grały razem w drużynie
Gryffindoru przez dwa lata i wtedy Liv wydawała się grzeczną, porządną
dziewczyną z mocną ręką, jakby stworzoną do bycia pałkarką. Renee podejrzewała,
że z takim talentem Black zostanie zawodowym graczem którejś z narodowych
drużyn Quidditcha, choć jej praca w Departamencie Magicznych Gier i Sportów też
nie jest zaskoczeniem.
Zaskakujące było zachowanie
Livianny w stosunku do młodszej siostry. Christensen nie miała pojęcia, jakie
relacje panują w rodzinie Black, ale chłodna, wręcz lekko brutalna postawa Liv
wzbudzała podejrzenia tak samo, jak ich nazwisko odznaczające się krwawą
historią. Choć zbierzność z wyznawcami Toujuros Pur mogło być przypadkowe,
Biuro Aurorów musiało sprawdzić wszystkie poszlaki, by dotrzeć do prawdy.
Nie tylko ostatnie zachowanie
Livianny było podejrzane, ale także ich rodzina, a dokładniej jej brak. Akta
mówiły jasno, że ojciec rodziny zmarł dziesięć lat temu na smoczą ospę, ale
brak było jakiejkolwiek medycznej kartoteki ze szpitala świętego Munga. Akt
zgonu wyglądał na prawdziwy, ale Renee miała powazne wątpliwości, co do całej
rodziny swojej uczennicy. Strzępy informacji na temat matki wcale sytuacji nie
poprawiały, dlatego został im tylko jeden sposób na wniknięcie w tajemnice
rodziny Blacków.
And I swear you’ll see dawn again
Renee przyglądała się
uśmiechającemu się ze zdjęcia trzeciemu z rodzeństwa Blacków, Gerardowi. Jego
też pamiętała z czasów szkolnych, osobiście przyjmowała jego i Liv do drużyny
Quidditcha, kiedy została kapitanem. Wszyscy troje grali też w drużynie
Hogwartu podczas Międzynarodowych Szkolnych Mistrzostw w Quidditchu razem z
Baxterem, dwoma Ślizgońskimi ścigającymi
i pałkarzem Puchonem.
– Ładna dziewczyna – stwierdził
Harvie, wskazując na zdjęcie Livianny.
– Nie kojarzysz jej?
– Skąd mam ją kojarzyć...?
– Pamiętasz międzynarodówkę z
Mohoukotorou?
– A co, jeśli pomylę nazwisko
któregoś z zawodników? Albo zabraknie mi słów i się zawieszę? Najgorzej jak sie
zapomnę i zacznę być stronniczy, McGonagall mnie zabije...
– Mike, przestań! – Renee przewróciła oczami. – Będzie dobrze, po
prostu, bądź sobą.
Cassie zachichotała i poprawiła zawinięty pasek torby, w której niosła
przekąski. Wszyscy troje kierowali się w stronę stadionu, gdzie miał się rozegrać
pierwszy mecz międzynarodowych szkolnych rozgrywek w Quidditchu. Renee, jako
kapitan drużyny Gryfonów, miała zapewnione miejsce w pierwszym składzie, a
Michael był szkolnym komentatorem i nie było wiadome, który z tej dwójki
stresuje się bardziej. Tylko Cassie wydawała się podekscytowana całym
wydarzeniem, gdyż mogła spokojnie z trybun kibicować drużynie Hogwartu i
podjadać ciastka wyniesione cichaczem z kuchni. Ich potajemna wyprawa po zapasy
żywieniowe była powodem, dla którego omal nie spoźnili się na mecz.
– Skop im tyłki, Ren. – Cassie przytuliła przyjaciółkę, gdy dotarli pod
drzwi szatni. – Tylko nie spadnij z miotły.
– I nie próbuj chwytu Wrońskiego, – ostrzegł Mike – to nie dobre dla
twoich pleców...
– Moje plecy mają się dobrze. – Renee posłała mu znaczące spojrzenie,
po czym klepnęła go w ramię. – Idź, zapluj ten mikrofon.
Well I know I had it all on the line
Jeszcze przez chwilę patrzyła za oddalajacymi się przyjaciółmi, po czym
weszła do szatni Hogwartczyków, gdzie przywitały ją bardzo ironiczne oklaski
kapitana Krukonów, Harviego Baxtera.
– No, nareszcie się księżniczka zjawiła – zadrwił. – Już myślałem, że
będziemy musieli wystawić tentakulę zamiast ciebie.
Christensen tylko przewróciła oczami i wciągnęła przez głowę sportową
czarną szatę z godłem Hogwartu na piersi. Reszta drużyny już była przebrana i
czekała na wyjście na boisko. Oprócz niej z Gryffindoru było jeszcze rodzeństwo
Black, którzy byli najmłodszymi członkami ekipy. Livianna była jedyną pałkarką,
która zgłosiła się do szkolnej drużyny, a partnerował jej Carlos Guttirez,
rosły Puchon z piątej klasy. Razem z Gerardem na pozycji ścigających grał
Baxter i jego kolega z klasy, Chuck Martin. Obrońcą Hogwartu została Mads Green,
siódmoklasistka ze Slytherinu, która w swojej karierze miała najwięcej meczów z
zachowanym czystym kontem.
– Już czas – rzekł z całkowitą już powagą Harvie, który ku
niezadowoleniu Renee został kapitanem drużyny.
Widownia ryknęła, gdy pojawili się na boisku. Z naprzeciwka na murawę
wychodzili ich przeciwnicy, drużyna szkoły Mahoutokorou, ubrana w jasnoróżowe
szaty.
– Panie i panowie, witam wszystkich zgromadzonych na tym historycznym
wydarzeniu! – Magicznie podgłośniony głos Mike’a Terry’ego rozbrzmiał wesoło. –
Mamy zaszczyt gościć państwa na pierwszych Międzynarodowych Szkolnych
Mistrzostwach w Quidditchu! Na boisku pojawili się właśnie zawodnicy, drużyna
Mahoutokorou w składzie: Chiba, Kojima, Tanimura, Terada, Ishida, Kashiwagi i
Shimano!
Rozległ się donośny aplauz z tej strony trybun, którą zajmowali goście
z Japonii. Każdy dopingujący uczeń trzymał w rękach coś w rodzaju papierowego
wachlarza, który z każdym uderzeniem o dłoń oprócz trzasku wydobywał z siebie
płatki wiśni. Jednak ich okrzyki zostały zagłuszone przez ryki, jaki wydawali z
siebie uczniowie Hogwartu po każdym nazwisku swojej drużyny.
– A oto ekipa
Hogwartu! Green! Black! Martin! Baxter! Guttirez! Black! Christensen!
Drużyny stanęły naprzeciw siebie na środku boiska. Harvie uścisnął dłoń
kapitanowi Mohoutokorou.
– Dosiąść mioteł – rozkazał sędzia, który wyznaczony został specjalnie
spoza szkoły. – Na mój gwizdek... trzy... dwa... jeden...
Czternastu zawodników wzbiło się w powietrze. Obrońcy natychmiast
poszybowali do pętli po przeciwległych stronach boiska, a kiedy sędzia wyrzucił
w powietrze kafla, ścigający natychmiast się na niego rzucili. Najszybszy
okazał się Baxter, który już pędził w stronę bramek przeciwników.
– Wystartowali! – darł się do mikrofonu Mike. – Hogwart przy piłce,
Baxter leci, by zająć pozycje do strzału, ale chyba kątem oka dostrzegł Martina,
w którego ręce trafia kafel, Martin wymija Kojimę, staje sam na sam z Chibą
i...! Dziesięć do zera dla Hogwartu!
But don’t just sit with folded hands
And become blind
Widownia wrzasnęła z radości, by chwilę później rozległo się donośne „ooooch!”
gdy pałkarz Mahoutokorou, Terada, dość precyzyjnie odbił tłuczka w stronę
Gerarda Blacka, przez co ten zmuszony był przetoczyć się w powietrzu na plecy,
wypuszczając trzymanego kafla. Ścigający przeciwników natychmiast złapali
piłkę, ale na ich drodze stanęła Mads, perfekcyjnie odbijając kafla prawą nogą.
– Niesamowita obrona Mads Green, która była w zagrażającej Hogwartowi
sytuacji! Teraz piłkę znów przejął Baxter, który nawet nie widział, z której
strony nadleci kafel, w końcu znają się z Green od wielu lat... dobrze Harvie,
leć! Oj, nieee... Tanimura przejmuje kafla i pędzi na drugą stronę boiska,
Black odbija w jego stronę tłuczka, ale chybi zaledwie o cal... Teraz Tanimura
jest już naprzeciw Green... BROŃ TO, MADS!
Zawodnik Mohoutokorou chciał zwodem ograć Green, ale ta znów wybiła
kafla wysoko w górę, a Tanimura zaskoczony, wpadł do jednej z pętli i zawisł na
niej, jak na trzepaku. Po raz trzeci kafel trafił w ręce Baxtera, ale Shimano
trafił go tłuczkiem tak mocno, że Harvie zaklął szpetnie, a sędzia podyktował
za to rzut wolny dla Mahoutokorou za niesportowe zachowanie. Tym razem Mads nie
obroniła i na chwilę na tablicy wyników widniał remis.
Cos even when there is no star in sight
To bardzo podburzyło Hogwartczyków, którzy w ciągu nastepnych
dziesięciu minut zdążyli wbić osiem bramek. Renee krążyła nad ich głowami,
wciąż wypatrując znicza, ale mała złota piłeczka jeszcze się nie pojawiła.
Musiała dostrzec ją pierwsza, bo szukajacy Mohoutokorou dosiadał Błyskawicy, a
ona tylko Nimbusa 2010. Na trybunach ponownie rozległ się jęk zawodu, kiedy oba
tłuczki, jeden po drugim, trafiły Martina prosto w brzuch.
Hogwart zdobył jeszcze dwie bramki, kiedy coś złotego mignęło tuż przy
samej murawie – pojawił się znicz. Christensen dostrzegła to szybciej niż
Kashiwagi i pomknęła w dół, a pęd powietrza zatkał jej uszy. Wyciągnęła rękę
przed siebie, a złoty znicz zatrzepotał w jej dłoni. Zeskoczyła z miotły,
unosząc ręce w geście zwycięstwa. Nie dobiegł ją jednak wrzask radości, gdyż
trybuny zamarły, jakby rzucono na nie zaklęcie uciszające.
W momencie, gdy Renee łapała znicza, Livianna trafiła pałką prosto w
oko Shimano, który natychmiast spadł z miotły. W ostatnim momencie sędzia użył
zaklęcia swobodnego zwisu, by zawodnik nie roztrzaskał się o ziemię. Jednak gdy
Shimano podniósł głowę, zobaczyli, że jego lewy oczodół jest pusty, a świeża
krew zalewa mu twarz...
– Już wtedy Liv wykazywała
agresywne zapędy... – Renee potarła twarz dłonią. – Nie były one znaczne, bo
jak widać, została prefektem, ale coś z nią było nie tak.
– Rękę miała ciężką, bo nieraz
dostałem od niej tłuczkiem.
– Jak się w ogóle dostała do
Magicznych Gier i Sportów? – To pytanie nagle zaczęło być dla Christensen
niezwykle ważne, choć sama nie wiedziała dlaczego.
Przeszukała teczkę, aż w końcu
znalazła raport dotyczący pracowników sportowego Departamentu. Ale gdy tylko
poznała, kim byli współpracownicy Livianny, odrzuciła kartkę, jakby była czymś
trującym. Na jej żołądek opadła lotowata gula.
– Baxter... Idź już. Wypad.
– Co? Co cię nagle…
– Idź sobie! – wyrzuciła kolegę
za drzwi, które zatrzasnęła z hukiem.
Przez moment oddychała głeboko,
po czym powoli podeszła do biurka i odważyła się ponownie spojrzeć na raport. Ale
imię Wayne Sanders nadal widniało na kartce i przywoływało już dawno zakopane głęboko
w pamięci bolesne wpsomnienia.
You’ll always be my only guiding light
Zacznę od końca. Jak to ¥$¥%]%] możliwe, że Mohoutokorou dostał rzut wolny? Ja rozumie, ze przeklinac się nie godzi ,ale za wcześniejszą akcje Shimano to Hogwart powinnien dostać rzut wolny{oburzona}. Końcówka wywołała kwaśną minę na mojej twarzy, pusty oczodol, 😱 brytalny ten Quidditch bardziej niz sie spodziewalam. Za to na pewno bedzie kara. To za to Hogward na pewno będzie miał przesrane. Juz sie nie dziwię , ze sie Renee martwila o życie młodej Blackowny. Faktycznie te stosunki w jej rodzinie dziwne sae, pewnie wyjdzie z tego cos większego.
OdpowiedzUsuńA teraz to od czego powinnam zacząć czyli:hurra powrót do świata czarodziejów😀😀😀 ja zawsze za Potterem i spółka stoję, czekam na kolejny tekst.
Co mogę powiedzieć. Działasz zgodnie z planem, który mi zdradziłaś i w który chyba cześciowo się wpierdoliłam. Nie mam nic do zarzucenia wstępowi, przeciwnie, podoba się, gra gitara. Wszyscy na swoich pozycjach, nikt nie wybiega przed szereg. Jeszcze. Jestem ciekawa czy James będzie skłonny im pomóc i czy zdradzą mu do czego wgl jest im ta pomoc potrzebna. Zaczęłam myśleć, dlaczego Renee sama nie mogła skołować ten eliksir, tylko miesza w to uczniów, ale jednak wydaje się to całkiem logiczne, patrząc z perspektywy czasu oraz tego, co moze sie wyadzryc, lepiej, zeby zaja sie tym ktos mniej zaangazowany w sprawe, zeby odsunac od sb - no nie za daleko, ale zawsze troche - ewentualne podejrzenia w sprawie kradziezy czy tez uzywania eliksiru.
OdpowiedzUsuńCo dziwne, coraz bardziej ciezko jest nie lubic Baxtera. Zdaje sie, ze mial byc dupkiem i, no coz, jest, ale zaczyna byc sympatycznym dupkiem. Moze 'sympatycznym' to nie najtrafniejsze slowo, ale jego poczucie humoru do mnie trafia. Naskarzysz na mnie, tentakulę... No budzi to niewymuszony usmiech na moej twarzy i wspaniale rozladowuje atmosfere tej zagaki, podstepu, jaka niesie ze sb turniej.
Niech mnie chuj, ale nie umiem wypowiedziec nazwy tej szkoły nawet w myslach. A mecz opisany świtenie. Bardzo plastycznie, dokładnie, mamy highlightsy, mamy atak, obrone i wszystkie emocje, za które kochamy quidditch. Tylko tej LiviANNY nie moge przezyc xd nie spodziewalam sie tez takiego finalu (ale wygrli? cy dostali dyskwalifikacje czy co? w sumie takie rzeczy sie zdarzajo), ani samego shimano w meczu, heh, walka na bejsbole, z tego bym osobnego shota poczytala. No wszystk do sb pasuje. Ale kim kurwa jest ten Sanders? Myslalam, ze pojawi sie jakies nazwisko, ze wylece z butow, niestety to niewiele mi mowi. Nic, po prawdzie, oprocz tego aktora sandersa... xd takze jestem ciekawa, co to za jeden.
Kurde, naprawde dobre było to retro. Dobre dobre, smakowało. Swietnie opisujesz postacie, które sa czasem 5,6-sto planowe i dalej, a jednak nie sa szara bezimienna masa, maja detale, bywaja charakterystyczni. Detali wlasnie pojawia sie sporo i one czesto ecyduja o tym, że tekst podany jest z realizmem i wszystkimi składnikami, które się na jego dobry smak przykładają. No niczego mu nie brakuje, w ten sposob, bo pobiegłam w strone jakis gastronomicznych porównan.
Ogólnie jest dobrze, jeli chodzi o stronę techniczną, z małych przyczepek to tyle:
która w swojej karierze miała najwięcej meczów z zachowanym czystym kontem. <-- która w swojej karierze zachowała najczyste konto sposód reszty obrońców?
choć jej praca w Departamencie Magicznych Gier i Sportów też nie jest zaskoczeniem. <--- zamiast 'jest' powinno byc 'była', bo piszesz w czasie przeszłym
nie było wiadome (<-- wiadomo) który (<-- które, bo mamy obie płcie) z tej dwójki stresuje się bardziej
Wrońskiego, – ostrzegł <--- niepotrzebny ,
wydobywał (<-- wyrzucał, wydobywać to można węgiel ;D)z siebie płatki wiśni.
Na jej żołądek opadła lotowata gula. <-- d , a tak btw lodowa gula? hm.
Nic tylko czekać na więcej!
Hej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, że za sprawą Twoich tekstów znowu mogę wracać do Hogwartu, który znam, i dostać tu Twoją własną historię. Nadal nie podoba mi się, że Scarlet będzie brała udział w Turnieju, jednak dzisiaj większy niepokój wywołała u mnie Renee i wieści, jakie ona dostała. Harvie dodaje trochę komizmu swoją postacią, ale gdyby nie on, w życiu Renee chyba byłoby zbyt poważnie.
Ładna retrospekcją, teraz sama podchodzę z dystansem do starszej Black.
Pozdrawiam.