Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 11 lutego 2019

[1] Gastro Killers: #Trupofinstagram #instakillers #welcometothejungle ~Sushi Rolki


Yoł, tu Sushi Rolki. Już po raz drugi mamy zaszczyt przedstawić wam szalone Gastro trio. Za trwałe uszkodzenia mózgu nie odpowiadamy, czytacie na własną odpowiedzialność. W razie czego służymy pomocnym numerem telefonu do znajomego psychiatry*

***
Nie minęła nawet sekunda, może pół, a wszystko się zmieniło.
Zaczęło się od tamtej akcji. Zadanie było proste. Mieliśmy ująć grupę zabójców, którzy sami zwali siebie Gastro Killers. Obserwowaliśmy ich od kilku tygodni, by poza domysłami mieć również dowody na to, że są kimś więcej niż tylko zwykłymi kucharzami. W końcu udało się uzyskać nakaz sądowy, by dostać się do magazynu, który obecnie robił za ich siedzibę.
To była moja pierwsza misja w terenie. Byłem podekscytowany. Nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać, ale wizja akcji z użyciem broni mocno podziałała na moją wyobraźnię. Nie wiedziałem tylko, że będziemy mieć do czynienia z prawdziwymi psychopatami, mistrzami w swoim zabójczym fachu.
Dostaliśmy się do magazynu. Różowowłosy dowódca siedział na skrzyni po bananach. Skąd to wiedziałem? Po rysunku małych żółciutkich owoców, które na nim widniały. Trzymał czarkę zawierającą niezidentyfikowany płyn. Sądząc po jego zachowaniu, było tam coś bardzo nielegalnego, wręcz wyskokowego. Szczerzył się jak najprawdziwszy diabeł z piekła rodem. Drugą ręką podrzucał nóż. Na sobie miał strój sushi mastera. Byłem kiedyś w japońskiej restauracji, widziałem takiego, chociaż był mniej… niepokojący. Obok niego, oparty o kolumnę, stał mężczyzna o długich białych włosach, w czarnym płaszczu sięgającym ziemi. Jego twarz zdobiła nietęga mina, zupełnie jakby miał zły dzień. Chociaż zważając na nasze obserwacje, zdawało się, że całe jego życie było złym dniem. O ile pamiętałem, pracował w KFC. W dokumentach został oznaczony jako agresywny, ponieważ z dziką pasją tłukł kotlety kastetami.
W magazynie dało się wyczuć napięcie, jakby na kogoś czekano. Wciąż obserwowaliśmy rozwój akcji. Brakowało bowiem jednego członka tej bandy szaleńców. Na szczęście nie kazał na siebie długo czekać. Chyba nas nie zauważył, gdy wszedł do środka. Ubrany na czarno, z obojętną miną ozdabiającą jego bladą twarz, zaciskał wargi. Było po nim widać, że nie miał zbyt dobrych wiadomości.
– Hej, Arató, co u ciebie słychać? – spytał przesadnie wesołym głosem szef zgromadzenia. Akta głosiły, że zwał się Saren. – Przyniosłeś mi tego wege burgera?
– I co, może jeszcze frytki do tego? – Brunet uniósł brew do góry.
– Jak frytki, to tylko z kejefsa, stary. Przebite siedem razy – mruknął stojący pod kolumną mężczyzna.
– Przebijać to ja mogę swoje ofiary – zachichotał Saren, który podniósł broń do góry – nożem – zakończył z radosnym uśmiechem.
– Nie o to chodziło, szefie – odpowiedział białowłosy Nico, ciężko wzdychając. – Dobra, kontynuuj, Arató. Nie przejmuj się nim.
Saren zrobił obrażony dzióbek z ust. Wyglądał jak dziecko, któremu nie kupiono upragnionej zabawki. Jednak ta mina nie podziałała na jego kolegów. Najwyraźniej byli już przyzwyczajeni do humorków dowódcy.
– Mam dla was raport z ostatniej nocki. Trzech naszych zginęło, więc musimy ich zastąpić.
Nastąpiła długa cisza.
– A moja porucznik szuka nowych ludzi do kejefsa – powiedział Nico.
– A ja sobie ściągnąłem nową aplikację. – Uśmiechnięty szef wystawił przed siebie telefon. U góry widniała mała różowa ikonka z napisem Instagram. Arató i Nico wymienili znaczące spojrzenia.
– Ale chyba nie wstawiasz tam zdjęć trupów? – zapytał z rezerwą czarnowłosy.
– Nie, jak to! – wykrzyknął obronnie Saren, stosując strategiczny przerywnik w postaci ciszy. – Nie powinienem?
– No, nie – odpowiedzieli zgodnie Nico i Arató.
– Ej, ale to jest fajne. Patrzcie, dałem tu na zdjęciu trupa taki śmieszny płotek z napisem „Instakillers”, a tutaj mam zdjęcie z jego oderwaną ręką i takim: „Trupofinstagram”. Fajne, nie?  – zachichotał, machając im przed oczami telefonem.
– Szefie, ale masz świadomość tego, że w ten sposób mogą nas namierzyć?
– Tak? – Saren udał zdziwienie. – Hmm. To może napijmy się herbaty? – Uśmiechnął się szeroko jak małe dziecko.
Spojrzałem na sierżanta, który dowodził akcją. Wystawił dłoń do góry, tym samym dając nam znać, żebyśmy przygotowali się do ataku. Najwyraźniej zabójcy wiedzieli już, że siedzimy im na ogonie. Próbowałem się dopatrzeć w ich twarzach choćby nutki niepokoju. Jednak nie wydawali się wzruszeni sytuacją. Zupełnie jakby właśnie odbywali posiedzenie w fast foodzie w towarzystwie hamburgerów, frytek i dolewek coca-coli.
Odczekaliśmy minutę i sierżant dał znać, że pora ruszać do działania. Wszyscy zerwali się do góry, oprócz mnie. Nogi miałem jak z waty. Dotarło do mnie, że mimo podekscytowania, nie mogłem stawić im czoła. Tylko wariat by z nimi wygrał.
– Nie ruszać się, policja!
Szef Gastro Killersów uśmiechnął się szeroko, przekręcił głowę w bok i oznajmił:
– O, zdążyliście na wieczorną herbatkę. Wasze zdrowie. – Uniósł czarkę w górę i zaśmiał się dźwięcznie. – Tylko że nikt was nie zapraszał. – Zeskoczył zgrabnie ze skrzyni, odłożył na nią z nabożną czcią czarkę, po czym postawił kilka kroków naprzód. Jego towarzysze ruszyli za nim jak cienie, by ustawić się po bokach szefa.
Po ich postawie widziałem, że są gotowi na wszystko. Byli pewnie tego, że wygrają. A ja wcale nie miałem wątpliwości, że im się to uda.
Przyboczni Sarena spojrzeli na niego wyczekująco. Odwzajemnił spojrzenia, nie bardzo wiedząc, o co im chodzi. Dopiero białowłosy zabójca rzucił do niego krótkie:
– Szefie.
– No, co?
– Pilot.
– Aaaaaa! – uradował się i sięgnął do kieszeni po niewielkich rozmiarów urządzenie. Wystawił je do góry i nacisnął przycisk. Wszyscy skuliliśmy się, ponieważ myśleliśmy, że to może być bomba. Zamiast wybuchu, usłyszeliśmy jednak dźwięk gitary dochodzący z ukrytych gdzieś w kątach głośników. Znałem tę piosenkę. I wiedziałem, że nie skończy się to dobrze.
– No, to do dzieła chłopcy!
Cała trójka naraz wyjęła bronie, po czym dziarskim krokiem ruszyli w kierunku moich zdezorientowanych kolegów. Welcome to the jungle idealnie wpisywało się w to, co za chwilę miało się wydarzyć.
Wysoki brunet nie miał zamiaru się z kimkolwiek cackać. Srebrny pistolet, który trzymał w dłoni, posyłał kolejne kule w kierunkach, jakie nakazywał morderca. Ani razu przy tym nie chybił. Policjanci z drugiej linii, którzy mieli przepuścić następną turę ataku, po kolei, niczym ustawione klocki domino, padali na betonową posadzkę, pozbawieni na zawsze życia, z krwią uciekającą przez okrągłe rany. Mężczyzna szedł przed siebie, celował i zabijał kolejnych, a na jego ustach pojawiał się łagodny uśmiech, jakby wreszcie coś zaczęło się układać w jego egzystencji. Nigdy nie widziałem, by ktoś czuł taką satysfakcję, w tamtej chwili bardzo mnie przerażał. Aż poczułem strużkę moczu spływającą mi po nogawce.
Potężny kucharz z KFC nie ustępował mu kroku, zadając śmiercionośne ciosy uzbrojonymi w kastety pięściami. Wystarczyło jedno celne uderzenie, żeby przeciwnik już się nie podniósł. Mimo swej postury był szybki, uchylał się z łatwością przed wszelkimi kontrami, jakby przewidywał nasze ruchy. Nikt nie miał z nim szans w bezpośrednim starciu.
Na szefa organizacji zwróciłem uwagę w momencie, kiedy zaczął się zbyt głośno wydzierać do piosenki Guns N’ Roses, a jego ostry nóż uderzył w karton, za którym się kryłem. Przez moment widziałem w oczach śmierć. Zakręciło mi się w głowie i upadłem na tyłek jak dziecko, które ledwo nauczyło się chodzić. Z fascynacją i równoczesnym przestrachem oglądałem, jak obraca się wokół własnej osi (zupełnie jakby tańczył), podrzuca nożami, a potem celnymi rzutami trafia nimi prosto w krtanie moich sprzymierzeńców. Krew tryskała wkoło jak z basenowych natrysków. Szef Gastro Killersów zdawał się cieszyć szkarłatnym deszczem. Piosenka Welcome to the jungle umknęła mi gdzieś w myślach, a zamiast niej pojawiła się Singing in the rain. Uśmiechnięty jak dziecko zabójca machał nożem niczym parasolem, wystawiając twarz ku sufitowi jak Gene Kelly. Krew spływała po jego twarzy, a on śmiał się wesoło, nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy. Piosenka skończyła się w momencie, kiedy Saren potężnie czknął. Nóż wyślizgnął się mu z dłoni i przeleciał obok głowy jednego z jego kolegów, odcinając mu kosmyk białych włosów.
– Szefie! – wydarł się Nico.
– No, co? Wymsknął mi się!
Nie byłem pewien, ile czasu minęło, zanim ta masakra dobiegła końca. Gastro Killersi pozbyli się wszystkich moich kolegów. Zostałem sam, modląc się, aby nie znaleźli mnie za tym cholernym kartonem. Wiedziałem, że jeżeli mnie odkryją, skończę tak samo, a byłem zbyt młody, by umierać. Miałem przed sobą świetlaną przyszłość.
Szef Gastro Killersów otrzepał zakrwawione dłonie.
– Było zabawnie! Prawda, chłopaki? – spytał radośnie.
– To wszystko przez twojego Instagrama, szefie – rzucił Nico, zabierając się za czyszczenie swoich kastetów. Nawet nie uraczył Sarena spojrzeniem. Ten przybrał zaś minę małego, zbitego pieska.
– Poczuwasz się do odpowiedzialności? – Arató skrzyżował ramiona i ciężko westchnął.
Różowowłosy zabójca przyłożył palec do ust i skierował oczy ku sufitowi, jakby się nad tym faktem głęboko zastanawiał.
– Nie? – padła w końcu odpowiedź, okraszona niewinnym uśmieszkiem.
– Przez ciebie znowu muszę posprzątać.
Niezadowolony Arató podszedł do skrzyni, na której wcześniej siedział jego szef, sięgnął za nią i chwycił za łom, a potem ją otworzył. Z wnętrza wyjął czarne worki. Prawdopodobnie na zwłoki.
Cholera, zostałem sam. Teraz mogłem zrobić tylko jedno – uciec i zawiadomić posterunek o tym, co się stało.
Poczołgałem się o drżących nogach w stronę wyjścia. Na skórze czułem zimny powiew wiatru, który kojarzył mi się z upragnioną wolnością. I gdy byłem już naprawdę bliski od tego, żeby zniknąć z tego przeklętego magazynu, zahaczyłem butem o karton.
Zamarłem.
– Ej, co to było? – spytał Nico.
Saren wzruszył ramionami.
– Może to jakiś szczur?
– Szczur, powiadasz?
Białowłosy w kilku krokach pokonał dzielącą nas odległość i złapał mnie za kołnierz.
– No, rzeczywiście jakiś szczur się uchował.
Zaciągnął mnie przed oblicze szefa, który z powrotem zasiadł na swojej królewskiej skrzyni i chwycił za porzuconą wcześniej czarkę. Nie wyglądał na zdziwionego, wręcz przeciwnie, chyba cieszył się na mój widok, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Nie sądziłem, że człowiek może odczuwać aż taki strach. Miałem wrażenie, że za chwilę poszczam się w gacie.
– Hm, co by tu z tobą zrobić? – zastanowił się Saren. – Zabijemy go?
– Serio? – spytał smętnie Arató, podnosząc wzrok znad chowanego do worka trupa. Dopiero teraz zauważyłem, że miał na dłoniach różowe rękawice, które nijak wpisywały się w jego mroczny imidż. – Nie za dużo trupów jak na jeden wieczór?
– Trupów nigdy za wiele! Ale… okej. Inny pomysł. – Saren dotknął w zamyśleniu swoich ust, po czym napił się herbaty, jakby oczekiwał, że po tym niebiańskim łyku przyjdzie mu do głowy pomysł.
W mojej głowie kołatała się jedna myśl: chcę żyć. Nie mogłem umierać. Byłem przed pierwszą policyjną wypłatą. I miałem wiele planów na to, jak się jej pozbyć.
– Wiem! – wykrzyknął odkrywczo szef. – Zrekrutujemy cię!
Wystawił palec w moją stronę, jakby wyzywał mnie na pojedynek. Nie zgadzała się tylko jego uradowana mina. Chyba świetnie się bawił. W przeciwieństwie do mnie.
– Co wolisz, bezimienny chłopcze, sushi, KFC czy wege?
– Yyyy… McDonald’s? – odpowiedziałem drżącym głosem, po czym oberwałem w potylicę od zabójcy, który nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku.
– Szef zadawał ci pytanie, to odpowiadaj poważnie. Od tego zależy twoje życie.
– KFC? – spytałem niepewnie, wybierając pierwszą lepszą opcję. Sushi nigdy nie jadłem, mięso kochałem nad życie, a jednym miejscem, w którym kiedykolwiek byłem, to KFC.
Białowłosy zabójca przeklął pod nosem.
– Kurwa, znowu będę musiał szkolić. Dlaczego wszyscy muszą jeść w kejefsie?
– No, to ustalone! – wykrzyknął Saren. – Witamy w rodzinie! – Wystawił ręce do góry, jakby chciał mnie przytulić. – A tak w ogóle, to jak masz na imię?
– G-Gerard.
I tak się właśnie zaczęła moja katorga z Gastro Killersami. O wypłacie mogłem zapomnieć, tak samo jak o swoim dotychczasowym życiu.

________________________________________
*żartowałyśmy huehue

4 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że nasi chłopcy, tacy inteligentni przecież, świetnie to wszystko rozegrali. Podejrzewam, że gdybyśmy wypiły jeszcze więcej herbaty, skończyłoby się jeszcze lepiej :D
    Kocham! 💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, to w ogóle jest zabawne, ale oni naprawdę są inteligentni. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę XDD (Saren hamował te myśli!). Niebezpieczne trio!
      Następnym razem zamkniemy się w jakimś cichym i ciemnym zakątku z dziesięcioma litrami herbaty. Wtedy to natworzymy!

      Usuń
  2. O matko, ostrzyłam sb ząbki z nadzieją na następny kęs (coś sie mne uczepiły gastrologiczne porównania w tym tygodniu, ale w sumie tutaj powinny one pasowac xd), zobaczmy, co tym razem za smaczki przyszykowałyście...

    zdawało się, że całe jego życie było złym dniem." xdxd
    oznaczony jako agresywny, ponieważ z dziką pasją tłukł kotlety kastetami." xdxdxd (coś czuję, że taką strukturę będzie miał cały mój komentarz)

    Próbowałem się dopatrzeć w ich twarzach choćby nutki niepokoju. Jednak nie wydawali się wzruszeni sytuacją. <-- tu mam małą uwagę, że skoro glina próbował wypatrzeć choćby nutkę niepokoju, to że JEDNAK nie wydawali sie wzruszeni... mi tu za łącznik jednak nie pasuje, bo sugeruje, że zaraz otrzymamy przeciwną informację. Gdyby po prostu starał się wypatrzeć ten niepokój, wtedy że jednak nie, jak najbardziej. Nie wiem czy wytłumaczyłam, o co mi chodzi. Pierdoła, w każdym razie, ale mi się wydaję, że coś tu zaskrzypiało.

    Wszyscy zerwali się do góry <-- poderwali?

    Nie xd Czuje sie jakbym oglądała komedie sensacyjną xd taką bardzo popierniczoną komedię sensacyjną xd Oni są siebie warci. Szefie, pilot, ey, ja też myślałam, że bomba xd ale w sumie coś wybuchło, ta piosenka w mojej głowie. kurde, to będzie mi teraz chodzić za mna jak ten motyw muzyczny ze stranger things - should I stay or should I go now. Welcome to the jungle. We've got fun and games. O Boże, to naprawde pasuje.
    Nie no, Singing in the rain do tego?? Litosci!! :D

    Nie mogłem umierać. Byłem przed (...) wypłatą. <--- no to jest konkretny powod!! ;D

    Ey ale czy te gliny wszystkich wmurowało jak i Gerarda? Bardzo jednostrona walka, wycieli ich w pien! Jak na żniwach! Czy oni wgl strzelali? A jesli tak, to czy oni w tej policji samych zezowatych zatrudniaja, ze nikt nie trafia? ;D Co sie wydarzylo! Nie no policyjna akcja wzorowa xd to zrobili zasadzke. I... Czy Saren serio z tym instagramem? Ey, a jak wejde i wpisze se Saren, to znajde jego profil? ;D To by było mocne xd

    Jednak uciekły mi kulinarne porównania. Jednak... Nie ukrywam, chłopcy mi odebrali apetyt. Jednak ścielący sie gęsto trup nie pobudza moch kubkow smakowych (to chyba dobrze!), wiec przydadza mi sie na diecie... ;D Takze mam nadzieję znów o nich poczytac!

    OdpowiedzUsuń