Muszę zacząć pisać coś innego. Ale co zrobić, jak Hogwart znów jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi, przyjmujących wszystkie zagubione dzieci...?
Sala wejściowa powoli zapełniała się uczniami. Siódmoklasiści, którzy
dopiero co ukończyli naukę, żegnali się z młodszymi kolegami, a wszyscy z
utęsknieniem wyczekiwali wakacji, które miały nadejść wraz z odjeżdżającym ze
stacji Hogsmade pociągiem do Londynu. W głównym holu zamku było niezwykle
duszno. Renee siedziała na swoim kufrze, wachlując się notatkami z transmutacji,
a Cassie chodziła tam i z powrotem, wyłamując sobie palce.
Time, time, time
– Ciekawe, kiedy przyślą wyniki sumów. Wiem, że zawaliłam eliksiry,
zielarstwo chyba też nie poszło mi najlepiej...
– Cassie, przestań – jęknął Mike, opierając się o rączkę wózka, na
którym stały kufry. –Nie ma możliwości, być ty nie zdała.
– Mogłam oblać!
– To JA mogłem oblać. Moja tabakierka miała wąsy! Już widzę
zniesmaczony wzrok McGonagall we wrześniu, kiedy poda mi plan zajęć... –
chłopak przejechał dłonią po twarzy. – Czasem ci zazdroszczę, Renee, że
przepuścili cię bez zdawania...
Christensen spojrzała na niego z ukosa.
– Bardzo chętnie się zamienię. Naprawdę wolałabym pisać sto egzaminów z
historii magii, niż... – urwała, gdyż ukuło ją w plecach.
– Wiem, wiem, wybacz. – Mike ścisnął przyjaciółkę za ramię i razem z
Cassie spojrzeli na nią ze zmartwieniem.
– Przestańcie się tak na mnie gapić. – upomniała ich natychmiast Renee.
– Wszystko jest w porządku.
– Jesteś pewna, że chcesz wrócić na wakacje do bidula? – zapytała
Cassie, wciąż ze zmartwioną miną. – Przecież możesz mieszkać u mnie.
– Albo u mnie. – Mike wzruszył ramionami. – Moi rodzice i tak przestali
się przejmować ilością osób śpiących pod naszym dachem.
Renee wybuchnęła śmiechem i przytuliła przyjaciół.
– Dzięki, ale nie będę nikomu dwa miesiące na głowie siedzieć... Och,
nie, chyba zapomniałam czegoś z dormitorium... – zeskoczyła z kufra i przecisnęła
się szybko przez tłum ku marmurowym schodom.
Nie spostrzegła, że stojąca pod ścianą grupka chłopaków bacznie się jej
przygląda.
See what's become of me
– Patrz, uśmiecha się, nic jej nie jest. – Ridley Haight szturchnął
łokciem Wayne’a Sandersa i wskazał brodą biegnącą po schodach Renee.
– Uśmiecha się, bo jest szalona – stwierdził Sanders, a w jego oczach
błysnęło coś niebezpiecznego. – Hej, Christensen! Nie zamknęli cię w na Thickeya*
w Mungu?
Mimo hałasu, jaki panował w Sali wejściowej, Renee doskonale Wayne’a
słyszała. Zatrzymała się u szczytu marmurowych schodów i choć w środku niej
wrzało ze złości, z kamienną twarzą odwróciła się i spośród morza głów wyłowiła
szydercze spojrzenie Sandersa. Nie przejęła się, że patrzyła na nią cała
szkoła.
– Wiesz co, Sanders... – wyciągnęła przed siebie dłoń, jakby chciała
Wayne’owi wygarnąć,ale szybko sie rozmyśliła i pokazała mu środkowy palec. –
Chuj ci w dupę.
– Cholera! – krzyknął James,
kiedy przeskakując przez dziurę za portretem, ujrzał swojego brata, czekającego
na korytarzu. – Co ty tu robisz, Al? Black już poszła...
– Nie czekam na nią, tylko na
ciebie. – Albus przerwał Jamesowi, sprawiając wrażenie, jakby nie miał czasu na
niepotrzebne gadki. – Mam do ciebie interes.
Przez moment na korytarzu pod
portretem grubej damy panowała głucha cisza. James spojrzał zaskoczony na
młodszego brata, po czym parsknął śmiechem. Nie spodziewał się, że doczeka
dnia, w którym Albus o coś go poprosi.
– Nie wierzę, potrzebujesz pomocy
starszego braciszka...
– Przestań, Jamie. – ostry ton
Ala sprawił, że uśmiech Jamesa znikł. – Nie potrzebuję nic dla siebie.
While I looked around for my possibilities
– Oczywiście. Ślizgońskie dziecko
Potterów zawsze gotowe pomóc...
– Chodzi o Scarlet.
James poderwał głowę, pierwszy
raz patrząc bratu prosto w oczy.
– No, to teraz na pewno ci nie pomogę.
– Czyżby? Dobrze wiem, co do niej
czujesz.
– CO?! Chyba cie pojeb...
– Scarlet jest moją przyjaciółką,
a ty moim bratem. Przestań się okłamywać.
Jeszcze przez chwilę sztyletowali
się spojrzeniami, po czym James przejechał dłonią po swoich przydługich
kasztanowych włosach i przewrócił oczami.
– Czego chcesz?
– No, wreszcie rozmawiamy o
konkretach. Potrzebuję
eliksiru wielosokowego.
– Co, mam ci go uwarzyć? Miesiąc
jest potrzebny na ugotowanie to gówna...
Albus przekrzywił głowę,
zastanawiając się, dlaczego brat nie zapytał go o powód, dla którego
potrzebował tego eliksiru, jakby używanie nielegalnego w Hogwarcie wywaru nie
było dla niego czymś dziwnym. Uśmiechnął się półgębkiem, bo tak naprawdę nie
miał pojęcia, jakby miał wytłumaczyć Jamesowi zleconą im przez profesor
Christensen misję, a nie chciał, by James zadawał niepotrzebne pytania, więc od
razu przeszedł do konkretów.
I was so hard to please
– Wiem, że na ostatnich
eliksirach profesor Slughorn omawiał z wami ten eliksir. Wielki kocioł stoi w
lochu numer pięć. Zwędzisz nam parę fiolek i dam ci spokój.
Oczy Jamesa zwęziły się, jakby
już podejrzewał, co kombinował jego młodszy brat, ale nie skomentował tego.
– Uratujesz tym samym życie
Scarlet – ciągnął dalej Al, nie będąc pewnym, czy ten argument trafi do Jamesa,
ale ten tylko warknął, po czym sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego srebrny
płaszcz, zawinięty w sporą kulkę.
– Właź – mruknął, narzucając
jeden koniec peleryny-niewidki na siebie, a drugi podając Alowi.
– Czy to jest...?
– Tak, tata mi ją dał przed
przyjazdem do Hogwartu. Włazisz? Jak się pospieszysz, zdążymy zarąbać ten
eliksir jeszcze przed końcem śniadania.
Przez ułamek sekundy Albus
jeszcze się wahał, po czym narzucił na siebie pelerynę i razem z bratem, równym
krokiem, zaczęli kierować się w dół zamku.
– Dlaczego ojciec dał ci tę
pelerynę? – zapytał Al, kiedy szli jednym z tajnych przejść za zardzewiałą
zbroją na trzecim piętrze.
– Nie mam pojęcia, powiedział, że
w tym roku może mi się przydać. – James wzruszył ramionami, ale chwilę później
zatrzymał się, jakby coś nagle wpadło mu do głowy. – Ty, a może ojciec
wiedział, co się będzie działo w tym roku...
– Na pewno wiedział, że będzie
odbywał się Turniej...
But look around
– Nie, nie. Chodzi mi o to, że
może wiedział, że ktoś będzie chciał wrobić Black, czy coś... W końcu ona ma
takie same nazwisko, co wujek Syriusz...
– Są ledwo spokrewnieni,
sprawdzaliśmy to, gdy byliśmy w drugiej klasie.
– To dlaczego umiejscowił w
Hogwarcie jednego z aurorów? Nie musiał przysyłać tu Riri incognito.
– Riri?
– Nazywamy tak z chłopakami
profesor Christensen, żeby ją lekko zdenerwować...
– Idioci.
– Nie lubisz jej, Al?
– A ty? To przez nią ojciec
wracał tak późno z pracy
– Bo jest jej szefem?
– Bo ojciec przejmuje się nią
bardziej niż nami. Zachowuje się, jakby była jego pierworodną!
James westchnął. Nie miał siły po
raz kolejny tłumaczyć bratu tego samego.
– Słuchaj, Al. Tata uratował jej
życie. Powinieneś być dumny, z tego, że masz ojca bohatera.
– Dla nas powinien być przede
wszystkim ojcem, nie bohaterem.
*na Thickeya - skrót od nazwy znajdującego się w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Św. Munga, na czwartym piętrze, zamkniętego oddziału Janusa Thikeya, gdzie zajmowano się urazami pozaklęciowymi (uroki nieusuwalne, klątwy, niewłaściwe zastosowanie zaklęć, itd.)
Paczam tak, Rila mi komentuje już drugi raz, to czas do niej skoczyć, żeby zobaczyć, co ona natworzyła ciekawego! Potem zerkam na jej tekst i mam taki wyrzut laptopa pod sam sufit. UNIWERSUM HP!!!!! BIEREM! Znaczy... CZYTAM!
OdpowiedzUsuń"CHUJ CI W DUPĘ" i jestem totalnie kupiona przez Renee! Niby tu taka dobra uczennica i w ogóle, a tu proszę! Chujami rzuca! Dziwne mam hobby, ale propsuję za to postacie! Znaczy nie za rzucanie chujami i dupami (brzmi to źle, ale ciii), ale za to dosadne i zarazem piękne oznajmianie niemiłym panom, żeby sobie swoje teksty daleko w tylny aspekt osobowości wsadzili (wersja bardziej kulturalna).
"Jamie" AWWWWWWWWWWWWW. To takie słodkie. W ogóle jaram się, że to taki przyszlościowy ff. Zawsze chciałam coś poczytać o nowej generacji młodych Potterów (poza tym shitem, który nazywa się "Harry Potter i przeklęte dziecko").
Podsumowanie po prostu idealne, serio. Klaskam dłońmi, stopami i uszami też!
Tekst przyjemny, choć przydałoby mu się trochę więcej opisów, bo prawie same dialogi! No i zastanawia mnie tak... Co ma pierwsza część pisana kursywą do drugiej :o. Widocznie musiałabym przeczytać inne teksty z tej serii. Czy one są generalnie kontynuacją poprzednich? W sensie, że wszystko się ładnie składa? Czy każdy jest o czymś innym? TEACH ME. W razie czego nadrobię!
Tak sie ciesze, ze moge przyjsc z pomoca po tej chujowiznie przekletej, tak, przeklete dziecko to shit wiec musialam zrobic cos po swojemu xD kursywa to flashabck i teksty sie w jakis sposob łączą więc zapraszam, mam nadzieję że poprzednie częsci rzucą więcej światła na wydarzenia a i mam zamiar kontynuować, bo miał być tylko shot ale jak zwykle sie rozrosło xDDD
UsuńHa! Super sprawda, nie ma to jak Harry Potter :D Fajnie poczytać co tam dzieje się u dzieci Harry'ego. I dużo bardziej podoba mi sie Twoja wersja Hogwartu - nie jest ugrzeczniona :D Tekst wciągający, super pomysl żeby kursywą zaznaczyć, że działo się to wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńJak w sobotę rano wita mnie Hogward, to musi być dobry dzień:)
OdpowiedzUsuńRenee i mistrzowska riposta:) Niby nie dała się dziewczyna ponieść emocjom, ale...
Tam, gdzie jest masterplan, tam jest akcja.
Zazdrości takiej w rodzinie Potterów się nie spodziewałam. Mimo że krótko i urwałaś w momencie, gdzie dopiero miała się zacząć akcja pod pelerynką niewidką, to bardzo przyjemnie się czytało, czekam na ciąg dalszy.
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie muszę Ci pisać, że bardzo mi się tekst podobał, bo w ogóle cała seria do mnie trafia, a do Hogwartu zawsze dobrze się wraca ;)
Ten moment, kiedy Al daje bratu do zrozumienia, że wie, iż ten się durzy w Scarlet, przywiodło mi na myśl moją siostrę i szwagra, którzy też się ukrywali ze swoim związkiem, o którym i tak wiedzieliśmy. Rodzeństwo ma po prostu taki radar.
Ta retrospekcja była świetna :D w ogóle trafia do mnie to łączenie wątku młodych Potterów ze szkolnym życiem Renee, pokazujesz, że ona też była uczniem i też miewała nastoletnie problemy. Jestem całkowicie na tak.
Pozdrawiam.