Nowy Rok, nowa seria, a co.
Pierwszy tekst pojawił się już dwa tygodnie temu – Merry
Crisis. Wtedy to uniwersum nie miało
jeszcze nazwy i było swojego rodzaju zabawą z wizją, którą miałam w głowie.
Koncept wciąż jest wątpliwy – nie wiem, na czym będzie polegała ta opowieść,
ale coś tu się już kreuje. Devil’s whisper, bo słuchałam sobie piosenek na
Spotify i nagle mi podpasił dziwny klimat Kanon Wakeshimy. Nadałam serii taki
tytuł, jaki ma piosenka. Dodatkowo zmieniłam narrację. Trzecioosobowa jakoś
bardziej mi pasuje do Vena. Enjoy it!
***
–
Mamo, mamo! Wujek Ven przyszedł!
Mężczyzna
wrzucił peta do stojaka na parasole, przeczesał białe włosy i włożył dłonie do
kieszeni. Standardowo nie udało mu się przemknąć do kuchni niezauważonym.
Podejrzewał, że jego siostrzenica w niewielkiej mierze odziedziczyła po nim czujność.
Może to i lepiej – szybciej będzie mogła zareagować na niebezpieczeństwo. To
dobra cecha dla człowieka, który chciał przetrwać w tym bezlitośnie brutalnym
świecie.
–
Tak w ogóle to wujek Ven znowu wrzucił papierosa do stojaka na parasole! –
wykrzyknęła ośmiolatka, stając z szerokim, łobuzerskim uśmiechem w drzwiach
prowadzących do salonu. Niedawno wypadł jej z przodu ząb, wyglądała więc jakby
dopiero co stoczyła poważną, dziecięcą bójkę z osiedlowymi kolegami. Do miana
młodocianego wojownika nie pasowały jednak dwa krzywe kucyki po bokach głowy,
które wesoło podskakiwały przy każdym jej najmniejszym ruchu. Dziewczynka była
strasznie podobna do swojej matki. Z wyglądu niemal tak samo szara i bezwyrazowa
jak ona, choć z czymś, co najwyraźniej musiała wraz z Venem odziedziczyć po
innych, nieznanych przodkach – niesamowita bladość skóry, a także lekko skośny
kształt oczu.
–
Skarżypyta – syknął chłodno mężczyzna, wykrzywiając usta w grymasie.
Rozchichotana
dziewczynka ubrana w czerwoną sukienkę z długimi rękawami podbiegła do swojego
wujka i mocno go przytuliła. Co prawda sięgała mu ledwie do brzucha, ale w
żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Ven oczywiście nawet nie drgnął. Nie
lubił okazywać czułości. Sam wątpił, że jakiekolwiek jej pokłady w nim tkwiły.
–
Stęskniłam się, wiesz? – spytała ożywczo jego siostrzenica, zadzierając wysoko
głowę, aby móc mu spojrzeć prosto w twarz. Szare oczy dziewczynki świeciły
radością.
–
Wiem. – Mężczyzna spojrzał w kierunku kuchni. O framugę oparła się właśnie wściekła
siostra, która zmierzyła go wzrokiem z góry do dołu. Mysie włosy miała spięte w
kucyk luźno opadający na jej prawe ramię. Ciemne brwi ściągnęła groźnie do
środka. Małe, szare oczy sypały w jego kierunku iskrami. Skrzyżowała chude
ramiona, oczekując na przeprosiny brata. Ten jednak nie zamierzał nic mówić.
–
Oducz się śmiecić w nie swoim domu, Vane – powiedziała chłodno.
–
Kiedyś też tutaj mieszkałem – odmruknął mężczyzna, wyciągając posłusznie peta ze
stojaka na parasole. Schował go do kieszeni czerwonego płaszcza.
–
Aż postanowiłeś, że wolisz samotnie bytować w piwnicy. – W słowach siostry
kryła się zgryźliwość. Była już raz w mieszkaniu brata i wcale nie podobały jej
się warunki, jakie tam panowały. To dlatego zabraniała tam chodzić swojej
córce, do czego i tak się nie stosowała, bo często wpadała do wujka po szkole.
–
Brakuje ci mojego towarzystwa? Jesteś już dorosła.
–
I na dodatek starsza od ciebie, więc powinnam się o ciebie troszczyć. Szkoda
tylko, że ty upierasz się przy tym, że nie potrzebujesz mojej troski. – Siostra
głośno prychnęła, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni. Ven
podążył za nią, podobnie jak mała dziewczynka, która chwyciła go pod ramię.
Potraktował to ze zwyczajową obojętnością.
–
Wiedziałam, że dzisiaj przyjdziesz, wujku! Dlatego ubrałam sukienkę w twoim
ulubionym kolorze – powiedziała z dumą w głosie ośmiolatka. – Ładnie mi w niej?
–
Ładnie – odpowiedział krótko, nawet na nią nie patrząc.
Kiedy
weszli już do kuchni, siostra Vena stała przy garnku, mieszając drewnianą łyżką
jakiś gęsty, ciemny sos. Brudną ścierkę zarzuciła na ramię.
–
Mógłbyś chociaż raz ściągnąć ten ohydny, potargany płaszcz, kiedy do nas
przychodzisz. No i buty. Potem muszę sprzątać całe to błoto, które po sobie
zostawiasz. – Kobieta głośno prychnęła.
Ven
był już przyzwyczajony do tego, że za każdym razem, kiedy się spotykali,
dostawał od niej reprymendę. Już w dzieciństwie próbowała uczynić z niego
idealnego chłopca. Ostatecznie wyrósł jednak na niezależnego i chłodnego
mężczyznę, który palił jak smok, pracował w jakiejś szemranej firmie, o której
zupełnie nie chciał mówić, i pił whisky, przesiadując w swoim ulubionym,
skórzanym fotelu, a także gapiąc się w zasłonięte antywłamaniową roletą okno. W
domu Vena zawsze panował mrok, zupełnie jak w jego sercu.
Mężczyzna
nie odpowiedział. Usiadł przy stole, położył łokieć na nim łokcie, a potem
oparł podbródek na dłoni, jakby się zamyślił. Jego siostrzenica usiadła na
krześle naprzeciw, udając zamyślenie Vena. Lubiła naśladować swojego wujka,
choć zawsze dostawało jej się za to od mamy.
–
Elena, przestań go małpować – skarciła ją matka. – Pora znaleźć sobie lepszy wzór
do naśladowania niż twój wujek.
–
Ale wujek Ven jest taki fajny – zajęczała dziewczynka, spoglądając z wyrzutem
na własną rodzicielkę. Wsparła oba łokcie na stole i przyłożyła dłonie do
policzków, które uciekły do góry, tworząc na jej ustach sztuczny, parodyjny
uśmiech.
–
Może czas, abyś pozwoliła jej korzystać z Internetu – mruknął od niechcenia
Ven. – Tam znajdzie lepszych ludzi do naśladowania.
–
Albo jeszcze gorszych niż ty. – Diane zamachała w górze łyżką jak babcia, która
grozi swoim wnukom. Potem sięgnęła do szuflady i wyjęła z niej chochlę. Gęsty
sos przelała zgrabnie do trzech talerzy ze świeżo ugotowanym makaronem. Rozmowa
dobiegła końca, dlatego bez słowa przeniosła je za jednym zamachem na stół. –
Smacznego – rzuciła, kiedy usiadła już na honorowym miejscu, na przedzie stołu.
Vane
mruknął pod nosem coś, co mogło brzmieć jak „nawzajem”, ale nikt do końca nie
wiedział, czy właśnie o to mu chodziło. Czasami bywał aż nadto mrukliwy. Poza
tym nie lubił słów takich jak „dziękuję”, „dzień dobry”, „do widzenia” czy
„przepraszam”. To nie znaczyło oczywiście, że brakowało mu kultury. Po prostu
był dosyć specyficzną osobą.
Przez
kilka minut cała rodzina jadła w ciszy, Diane nie należała jednak do osób,
które potrafiły długo milczeć – tę niefortunną cechę odziedziczyła pewnie po
niej Elena. To zabawne, ale dziewczynka była połączeniem wielu cech Vena i
Diane, zupełnie jakby to oni oboje byli jej rodzicami. Tak naprawdę jej biologicznym
ojcem był mężczyzna, który nie żył już prawie od dziewięciu lat. Vane odpowiednio
się nim zajął, kiedy się okazało, że zdradzał jego siostrę, podczas gdy ona
pracowała za nich dwoje, i to jeszcze będąc w ciąży.
–
Dlaczego przyszedłeś do nas akurat Sylwestra? – Diane spojrzała z uniesioną
brwią na brata.
–
Zawsze przychodzę do was przed końcem roku – odpowiedział obojętnie Ven.
–
Chciałeś nam złożyć życzenia? – Kobieta prychnęła.
–
Chciałem zobaczyć, czy z czystym sumieniem mogę wstąpić w nowy rok.
–
Czy pobrzmiewa w twoim głosie nuta troski, czy mi się wydaje? – Diane
uśmiechnęła się wrednie do brata, na co ten nie zareagował żadną odpowiedzią.
Wciąż patrzył się w swój talerz, spokojnie spożywając makaron z gęstym sosem. –
Jesteś okropnie nieczuły. Czasem się zastanawiam, czy przypadkiem ktoś cię nie
podrzucił do naszego domu. O ile pamiętam, ani matka, ani ojciec nie mieli
takich jasnych blond włosów jak ty.
Vane
musiał przyznać jej rację. Poza tym nigdy nie widział na żadnych zdjęciach, aby
ktoś z rodziny Everly miał je w takim samym kolorze jak on. Nie miało to
oczywiście dla niego najmniejszego znaczenia. Jego włosy i tak były obecnie
białe jak śnieg.
–
Elena odziedziczyła po mnie kilka cech, to chyba wystarczający dowód na to, że
jesteśmy spokrewnieni – wymruczał Ven.
–
To równie dobrze mógł być przypadek. Poza tym… broń Boże, żeby Elena była taka,
jak ty!
–
Mamo, ale czemu ty tak nie lubisz wujka Vena? – spytała dziewczynka z donośnym
jęknięciem. Przez jej nieuwagę wstęga makaronu z sosem spadła na nową sukienkę.
Szybko zrzuciła go na podłogę i niewinnie się uśmiechnęła, licząc na to, że matka
tego nie zauważy. Na szczęście była zbyt zamyślona. Zanotował to tylko Vane,
który podał siostrzenicy pod stołem chusteczkę. Ta pokiwała mu dziękująco
głową.
–
Ja nie lubię wujka Vena? – spytała zdziwiona Diane. – Nie bądź głupia, Elle. To
mój brat. Razem tyle przeżyliśmy, że nawet jeżeli wiem, że jest beznadziejny,
wciąż go kocham.
Mężczyzna
przestał spożywać posiłek. Spojrzał na siostrę z uniesioną brwią.
–
Czego się tak gapisz, ty bezduszna istoto? – prychnęła Diane. – Ja przynajmniej
umiem okazywać uczucia rodzinie.
Vane
nie chciał poruszać tego tematu. Może rzeczywiście nie potrafił okazywać
słownie uczuć, ale gdyby nie był w jakiś sposób przywiązany do swojej siostry i
siostrzenicy, zapewne nigdy by tutaj nie zaglądał. To powinien być
wystarczający dowód na to, że mu zależało.
–
Wujku Ven – zamruczała niezadowolona dziewczynka, machając nogami pod stołem. –
Ja to w sumie nigdy nie słyszałam, jak mówisz nam, że nas kochasz. A kochasz,
prawda?
Mężczyzna
pochylił głowę w taki sposób, aby nie było widać, że marszczy czoło. Teraz
grzebał w swoim talerzu jak grymaszące dziecko, któremu nie smakował obiad.
Oczywiście nie odpowiedział na to pytanie, ale Elena była osobą niedającą tak
łatwo za wygraną.
–
Wujku, powiedz, że nas kochasz! – wykrzyknęła walecznie, kierując w jego stronę
widelec. W sposobie, jaki trzymała ten niepozorny przedmiot, Vane widział
samego siebie. Jego myśli przeszyło wspomnienie, w którym on sam dzierżył
widelec, próbując się bronić przed napastnikiem. O ile pamiętał, bronił wtedy
siostrę. – Powiesz? No, powiedz! Bo się obrażę!
Ven
spojrzał na nią z krzywą miną. Miał wrażenie, że jeżeli wypowie te słowa,
przestanie być osobą, którą zawsze był. Poza tym nie czuł się jak ktoś zdolny do
miłości. Akceptacja i przywiązanie były mu znane, ale miłość?
W
oczach Eleny pojawiły się łzy. Małe usta zaczęły wyraźnie drżeć. Zachwiał się
nawet widelec, który wcześniej tak dzielnie trzymała w dłoni.
–
Nie kochasz? – spytała głosem małego dziecka.
–
Szanuję.
Smutna
ośmiolatka opadła na krzesło. Jej matka spojrzała zaś karcąco na brata. Dwa,
tak skrajne wyrazy twarzy, zastygły, jakby ktoś wstrzymał czas. Vane myślał, że
kiedy uniesie wzrok, obie będą znów spoglądać w talerze i kończyć obiad, ale
kiedy rzeczywiście to zrobił, uznał, że coś się nie zgadza. Wciąż patrzyły na
niego jak woskowe lalki. Zmarszczył czoło, odkładając ostrożnie widelec. Od
razu podniósł się z krzesła i podszedł do okna. Auta jeżdżące po ulicy nagle
się zatrzymały, zupełnie jakby ktoś manipulował czasem. To nie był dobry znak.
–
Vane Everly – usłyszał chwilę później głęboki, kobiecy i obcy dla niego głos.
Na jego dźwięk obrócił się gwałtownie w tył i zamachnął nożem. Przed oczami
mignęły mu fioletowe kosmyki włosów, szybko jednak zniknęły, zupełnie jakby
były wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. Vane jednak wiedział, że to nie
tylko zwidy. Został znaleziony.
–
Trochę ostatnio mieszasz, nie uważasz?
Głos
zaśmiał się w hipnotycznie dźwięczny sposób. To sprawiło, że Ven stracił na
chwilę kontrolę nad własnym umysłem. Szybko się jednak otrząsnął, kiedy tuż
przed nim pojawiła się lewitująca swobodnie kobieta, szczerząca do niego zaostrzone
na końcówkach zęby. Chciał ją chwycić za gardło, ale zanim to zrobił, ta
pstryknęła palcami, zatrzymując jego ruchy, tak jak to zrobiła z resztą
otoczenia. Mężczyzna przeklął w duchu swoją nieuwagę. Jednak czy mógł uciec z
tej sytuacji? W przeciwieństwie do kobiety nie posiadał żadnej przydatnej mocy.
W
kuchni znów rozległ się dziwnie otępiający śmiech. Vane starał się nie iść za
jego zwodniczym dźwiękiem. Miał na tyle silną wolę, aby przeciwstawić się
syrenim śpiewom. Kobieta była najwyraźniej pod wrażeniem, bo stanęła ostrożnie
na podłodze i podeszła do niego, unosząc długim paznokciem jego podbródek.
Ven
nigdy nie widział tak pięknej, ale nienaturalnie wyglądającej kobiety. Jej
długie, falowane włosy w kolorze żywego, intensywnego fioletu, który od góry
przechodził swobodnie w magentę, opadły swobodnie na ramiona i plecy. Długa
grzywka była zgarnięta w tył i spięta dokładnie taką samą spinką, jaką
podarowała Vane’owi siostrzenica. W tym momencie przeklął samego siebie.
Właśnie w taki sposób ta szuja go odnalazła. Pytanie tylko, kim była?
Żółte
oczy błysnęły złowieszczo, kiedy rozszerzyła swoje krwistoczerwone usta w
uśmiechu.
–
A więc zastanawiasz się, kim jestem? – spytała powolnie. – Echem twojej
przyszłości. – Zaśmiała się dźwięcznie i podeszła do stołu, gdzie wciąż
siedziała nieruchoma Elena i Diane. Vane zaledwie drgnął z niepokojem, nie mógł
się jednak uwolnić spod uroku obcej istoty, która właśnie objęła ramiona jego starszej
siostry. – Chyba ci na nich bardzo zależy, prawda? Szkoda tylko, że w ostatniej
chwili ich życia nie powiedziałeś, że je kochasz. W takim razie niech ich
utrata będzie dla ciebie ostrzeżeniem. – Kobieta uniosła w górę palec
wskazujący, który zakończony był ostrym paznokciem.
–
Zostaw… je – syknął przez zaciśnięte zęby Ven.
–
O – zdziwiła się kobieta, unosząc fioletowe brwi. – Masz bardzo silną wolę,
skoro potrafisz się przeciwstawić mojej mocy. Uważaj, bo mnie w sobie
rozkochasz. – Posłała mu wredny uśmieszek, który przywodził na myśl kobiecego
diabła. – Moja pani zabroniła mi się tobą bawić, ale nie zabroniła bawić się
innymi ludźmi, wręcz na to nalegała. Chyba rozumiesz, że muszę to zrobić? –
Uniosła brew, a potem przystawiła paznokieć do szyi Diane. – Powiedz im
dobranoc, skarbie.
Ven
postawił ciężki krok do przodu. Drżącą dłonią zaczął sięgać do kieszeni.
–
Kim… jesteś? – spytał przez zaciśnięte zęby.
–
Szeptem diabła.
Krew
trysnęła prosto w twarz mężczyzny. Głowa jego siostry potoczyła się po podłodze
aż po same jego nogi. Ciało jego siostrzenicy opadło zaś bezwładnie na krzesło,
jakby była tylko lalką. Kiedy on krzyczał, do jego uszu docierał tylko
ogłuszający śmiech nieludzkiej istoty.
Nowy
rok nie nadszedł.
Nie
dla jego rodziny.
Świetnie wykreowane postacie. Do tego ta dynamika. Normalne spotkanie rodzinne, które w mig przeradza się w czyjąś śmierć. Miodzio.
OdpowiedzUsuńCzytając ten tekst przyszło mi na myśl Darker than Black w klimacie lat trzydziestych dwudziestego wieku. Jakoś tak postać Vena i fioletowowłosej wywołały u mnie takie skojarzenie.
Poza tym znalazłem błąd: "Usiadł przy stole, położył łokieć na nim łokcie, a potem oparł podbródek na dłoni, jakby się zamyślił.".
Ciekawi mnie jak to się będzie dalej rozwijało.
O, człowieku drogi! Uwielbiam Darker than Black <3 a nawet nie pomyślałam, że może to mieć jakiś związek, tym bardziej, że jeden z bohaterów ma czarny płaszcz i białą maskę. Wow. Może gdzieś podświadomość poszła właśnie w tę stronę :D. Chociaż Darker oglądałam ile lat wstecz!
UsuńAch, z tymi błędami. Wiem, na czym on polegał. Często zmieniam ułożenie jakiegoś zdania, po czym się mu nie przyjrzę i nagle jest jakaś dziwna hybryda dwóch wersji XD. Nie wiem, czemu. Jeszcze nikomu, komu przeglądałam tekst, nie widziałam, żeby miał taki problem. Dziękuję za zwrócenie uwagi! I cieszę się, że tekst przypadł do gustu c:
~SadisticWriter
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz od czasu Merry Crisis, że jestem już fanką Vena i będę śledzić całe to uniwersum. Spodziewałam się, że będzie typem, który nie okazuje uczuć i uważa, że miłość mu się nie należy w żaden sposób - ani nie pokocha, ani nie będzie chciał być kochany - mimo to ja w jego postawie widzę to uczucie. W końcu jest z siostrą i małą Eleną, rozmawia z nimi, je obiad. Może to wszystko ma chłodną otoczkę, ale dla mnie jest obrazem rodziny, której wielu ludzi i tak nie ma.
Mogę o coś zapytać? Gdzie znajdę tę fioletową zołzę, tę sukę, hę? Łopat nadal nie schowałam, więc poza jednym księciem ubiję i tę postać, która dała mi minizawał. Nie spodziewałam się, że Diane i El mogą zginąć! I go w taki sposób! I że Ven nie mógł im powiedzieć, że kocha! Teraz ta świadomość będzie go zżerać, agr!
Świetny tekst. Pokłady chłodu, który lubię, bohater, który nie jest krystaliczny, i świat, w którym nie tylko ludzie są żywi. Ach, teraz to jestem porządnie zaintrygowana. Chcę więcej.
Pozdrawiam.