Alienore
miała wyrzuty sumienia, że nie zjawiła się poprzedniej nocy u swojej
podopiecznej. Sprawunki kompletnie ją pochłonęły. Tego dnia nie udało jej się
nawet trafić do własnego domu – usnęła w zamkowej kuchni nad kubkiem ziołowej
herbaty, którą zaparzyła Grace. Obudziła się dopiero nad ranem, kiedy jedna z
gospodyń weszła z rozmachem do pomieszczenia, dziwiąc się jej obecnością.
Alienore była na siebie piekielnie zła. To prawda, że miała już swoje lata i z
każdym dniem coraz ciężej znosiła natłok pracy, ale nie powinna pozwalać sobie
na tak długi, niekontrolowany odpoczynek.
Może i wypełniła wszystkie obowiązki,
ale nie zdążyła nawet zajrzeć do swojej chorowitej dziewczynki, nad którą
książę Villane kazał sprawować pieczę. Czasami ubolewała z tego powodu, że to
jej dołożono nowe obowiązki, ale zaraz karciła siebie w duchu za to wewnętrzne
narzekanie, w końcu lubiła towarzystwo młodej kwiaciarki. Może bywała uparta i
nieusłuchana, ale nigdy nie okazała jej braku szacunku. Kochała ją jak własną
córkę, to dlatego była zła, że nie poświęciła odrobiny czasu swojego długiego
odpoczynku na odwiedzenie jej i choćby spytanie, czy czuje się już lepiej.
Zamierzała to oczywiście nadrobić.
Po
wypełnieniu porannych obowiązków i upewnieniu się, że w zamku wszystko jest w
należytym porządku, zaparzyła herbaty, a potem skierowała się do pokoju
kwiaciarki. Kiedy zapukała do jej pokoju, zdziwiła się, że nie usłyszała
cichego „proszę”. Od razu zaczęła się niepokoić. A co, jeśli dziewczyna gorzej
się poczuła, a nie miała kogo prosić o pomoc? A co, jeśli wyszła z komnaty,
nikomu niczego nie mówiąc, i poszła do ogrodu, lub co najgorzej: na łąkę, gdzie
mogła zemdleć? A może to tylko jej fanaberie? Może Soleil była zbyt słaba, aby
cokolwiek powiedzieć? Albo po prostu spała?
–
Wchodzę, skarbie – powiedziała donośnie, a potem otworzyła drzwi. Kiedy weszła
do środka, pierwszym, co zobaczyła, było zwrócone ku oknu kruche, skulone
ciało, które się nie ruszało. Serce podeszło jej niemal do gardła. O tej
godzinie Soleil była już zazwyczaj na nogach, a tymczasem wyglądała, jakby
przez całą noc się stąd nie ruszyła. Od razu odłożyła na szafkę porcelanę i
naglącym krokiem podeszła do swojej podopiecznej. – Kochanie, wszystko w
porządku? – spytała przestraszona. Dopiero kiedy przy niej stanęła, zauważyła,
że dziewczyna jest przytomna i trzęsie się jak drzewo na wietrze. Pochyliła się
nad nią, chwytając za chude ramię.
Przestraszona
kwiaciarka wydała z siebie zduszony dźwięk, który – gdyby był głośniejszy –
mógłby uchodzić za okrzyk przerażenia. Od razu strąciła z siebie dłoń
opiekunki.
–
Co to za zachowanie, Soleil? – Alienore wyprostowała się i założyła ręce na
biodra. Dopiero z tej pozycji zauważyła, że coś się nie zgadza. Koszula nocna
dziewczyny była podarta, jakby odbyła jakąś nocną eskapadę i zahaczyła nagle o
coś ostrego. To bardzo wątpliwa wersja zdarzeń, bowiem jeszcze niedawno miała
wysoką gorączkę. Więc co się w takim razie wydarzyło?
Alienore
zastygła w bezruchu, przesuwając powoli spojrzenie na pościel, która leżała
zwinięta w rogu łóżka. Ostrożnie za nią chwyciła i uniosła za rogi. Widniały na
niej krwiste ślady. I domyślała się,
że nie były wywołane kobiecymi dolegliwościami...
Opiekunka
poczuła, że kręci się jej w głowie.
Otworzyła usta, by za chwilę je zamknąć, następnie usiadła na łóżku, próbując
powstrzymać nachodzące do oczu łzy. Nie potrzebowała żadnych tłumaczeń, aby
domyślić się, co miało tutaj miejsce poprzedniej nocy. Nie musiała się również
domyślać, kto złożył wizytę chorej kwiaciarce. Tylko jedna osoba na tym zamku
była na tyle bezlitosna w swojej nieprzechylności,
aby dopuścić się tak okrutnego czynu. Przecież doskonale wiedziała, że książę
Villane jest zainteresowany Soleil. Mogła przewidzieć, że zechce wykorzystać
moment, kiedy będzie na tyle słaba, a więc bezradna, że nie zdoła choćby podjąć
się próby ucieczki. Och, dlaczego poprzedniego wieczora do niej nie zajrzała?
Może gdyby tutaj była, do niczego by nie doszło…
–
Tak mi przykro, Soleil… – zaczęła łamiącym się głosem. Wiedziała, że słowa
niewiele pomogą na to, co czuje dziewczyna. – Gdybym tylko tutaj przyszła… –
Przyłożyła dłoń do ust, nie kończąc zdania. Po jej policzkach ściekły łzy, których
nie potrafiła zatrzymać, nawet jeżeli się starała.
Czy
los musiał być aż tak okrutny?
Alienore
wzięła cichy wdech, próbując się uspokoić. Szybko otarła łzy, które już zdążyły
potoczyć się po skórze i wylądować na wyprasowanym fartuchu. Ostrożnie
przysunęła się do podopiecznej, a potem wyciągnęła raz jeszcze dłoń w jej
kierunku. Kiedy dotknęła ramienia dziewczyny, ta tym razem wyłącznie
niespokojnie drgnęła. Uznała, że to dobry znak, dlatego ostrożnie przewróciła
wychłodzone ciało na swoją stronę. W momencie kiedy ogromne, błękitne, zapłakane
oczy spojrzały prosto na nią, a sine usta mocno się zacisnęły, Alienore nie
myślała o niczym innym jak o tym, żeby przygarnąć do siebie dziewczynę. W
chwili kiedy Soleil położyła głowę na kolanach opiekunki, wybuchła płaczem,
który dusiła w sobie przez całą noc, bojąc się tego, że jeżeli choćby wyda z
siebie jakikolwiek dźwięk, książę Villane tutaj wróci. Alienore tylko głaskała
ją po głowie, szepcząc do ucha uspokajające słowa. Żadne z nich nie było jednak
w stanie sprawić, aby przestała wylewać łzy. Dopiero po godzinie usnęła zmęczona
w ramionach opiekunki, która kołysała nią na wszystkie strony. Alienore bała
się zostawić Soleil samą sobie, ale musiała to zrobić przynajmniej na kilka
minut. To dlatego ostrożnie zsunęła ją na poduszkę i powoli się podniosła.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było wyniesienie brudnej pościeli i
przyniesienie nowej. W międzyczasie zaparzyła zioła, które miały uspokoić
dziewczynę, ale również zapobiec niechcianym następstwom. Może Alienore nie
była kwiaciarką czy zielarką, która tworzyła znakomicie skuteczne leki, ale
jednego matka ją w dzieciństwie nauczyła. Dzięki temu mogła pomóc już wielu
dziewczętom.
Soleil
obudziła się dopiero, kiedy Alienore starała się ją przebrać w nową piżamę.
Przestraszona wstrzymała dech, chwytając za nadgarstek opiekunki. Dopiero kiedy
kobieta ją uspokoiła, pozwoliła się przebrać w świeże ciuchy. Po wszystkim
zmusiła również dziewczynę, aby na chwilę usiadła. Wtedy właśnie podała jej
zioła. Soleil posłusznie je wypiła, nie zadając żadnych pytań.
–
Czujesz się już lepiej, kochanie? – spytała niepewnie Alienore.
Kwiaciarka
nie odpowiedziała na to pytanie. Spojrzała pusto przed siebie.
–
Alienore – zaczęła cichym, ochrypłym głosem, który świadczył o tym, że znajduje
się teraz w zupełnie innym świecie. – Mogłabyś przynieść mi czarne kwiaty zza
muru?
Opiekunka
zrobiła zdziwioną minę.
–
Czy są ci potrzebne właśnie w tej chwili? Powinnaś odpoczywać, Soleil.
Sporządzaniem eliksirów zajmiesz się ju…
–
Proszę. – Kwiaciarka spojrzała na nią załzawionymi oczami.
Alienore
nie mogła jej odmówić. W innym przypadku skarciłaby ją za to ponaglanie, ale
tym razem nie miała serca tego zrobić, to dlatego już po chwili wyszła z
komnaty, nazbierała naręcze czarnych kwiatów, które rosły przy zamkowym murze,
i wróciła do swojej podopiecznej. Soleil podziękowała jej zdawkowym skinięciem
głowy.
–
Poradzę sobie sama. Wiem, że masz swoje sprawy do załatwienia. – Kwiaciarka
nawet nie próbowała się uśmiechać. Znów spoglądała tępym wzrokiem przed siebie.
Chociaż
Alienore nie chciała wypełniać jej prośby, uznała, że musi dać dziewczynie
chwilę na odpoczynek od czyjejkolwiek obecności. Przed wyjściem pogłaskała ją
po głowie, a potem powiedziała, że za godzinę znowu tutaj przyjdzie, aby
zobaczyć, jak się czuje. Soleil tylko kiwnęła głową.
Kiedy
kwiaciarka została już sama, odsunęła kołdrę i postawiła stopy na podłodze.
Przez chwilę wahała się, czy da radę przenieść się choćby do pionu, ponieważ
czuła się naprawdę źle, jednak wystarczyło, że zrobiła to ostrożnie i powoli. Z
szafy wyjęła stary moździerz, który przywiozła ze sobą z Laverne. Zmiażdżyła w
nim czarne kwiaty, a potem dolała do niego wody ze szklanki, którą przyniosła
jej Alienore. Całą mieszankę przelała do garnuszka schowanego pod łóżkiem. Może
nie zagotowała mieszanki tak, jak powinna to zrobić, ale czarne navalie były
kwiatami, które i bez tego uchodziły za trujące. Tym razem książę Villane
powinien być zadowolony. Zamiast dolegliwości żołądkowych, dostawianie truciznę
z prawdziwego zdarzenia.
Soleil
przelała zawartość do flakonika, a potem spakowała go do koperty, którą
zaniosła pod same drzwi komnaty księcia. Nie pukała. Za bardzo bała się
ponownego zetknięcia z następcą tronu. Zawartość była na tyle mała, że mogła z
powodzeniem wepchnąć ją przez szparę w drzwiach. Po zakończonej misji weszła do
pokoju, chwyciła za klucz, który zostawiła na komodzie Alienore, zamknęła swoją
komnatę i położyła się do łóżka, z którego nie ruszała się przez najbliższe
dni. Do środka wpuszczała wyłącznie opiekunkę.
***
–
Czy z Soleil już wszystko w porządku? Trochę się o nią martwimy, tym bardziej,
że nie pozwalasz nam jej odwiedzać…
Zmęczona
Alienore spojrzała znad tacy na zaniepokojoną Livię, która nie dawała jej
spokoju, odkąd tylko weszła za nią do kuchni.
–
Soleil czuje się już lepiej. Nic jej nie grozi. Po prostu potrzebuje jeszcze
trochę czasu, aby do siebie dojść. – Opiekunka wymusiła uśmiech, który nie
uspokoił jednak dziewczyny. – Musicie być tacy niecierpliwi?
–
To po prostu bardzo dziwna sytuacja. – Devyn oparł się o blat kuchenny, założył
ręce na piersi i głośno westchnął. – Na pewno wszystko z nią w porządku? Chyba
do tej pory nie chorowała tak długo. Minął już tydzień. Poza tym od Grace
słyszałem, że niewiele je. Prawie całe jedzenie, jakie jej przyrządza, wraca do
kuchni.
–
Soleil przechodzi teraz ciężki czas. Porozmawiacie z nią, kiedy będzie się
czuła lepiej. Na razie czuwam nad nią ja. Chyba ufacie mi na tyle, że nie
zrobicie niczego głupiego? – Alienore uniosła powolnie brew, przyglądając się
dwójce przyjaciół.
–
My na pewno nie – powiedział z uśmieszkiem Devyn, spoglądając za plecy
opiekunki. – Ale nie ręczę za inne osoby.
–
Soleil przechodzi teraz ciężki czas? – spytał znajomy głos.
Opiekunka
wyprostowała się jak struna od mandoliny, a potem zwróciła gwałtownie w
kierunku nowoprzybyłego chłopaka.
–
Książę Blaise – powiedziała zduszonym, zdziwionym głosem. Słyszała, że miał
wrócić na dniach do Chavelln, ale nie sądziła, że będzie to akurat dzisiaj. Nie
zdążyła nawet przemyśleć tego, co mu powie, kiedy zacznie wypytywać ją o
kwiaciarkę. Za bardzo była pochłonięta opieką nad dziewczyną, która okazała się
teraz bardziej wzmożona.
–
Czy coś się dzieje z Soleil? – Potomek Cardarielle’ów, który wyglądał, jakby
dopiero wrócił z podróży, spojrzał zaniepokojony na Alienore. Dopiero po chwili
zaczął ściągać z siebie pakunki i płaszcz. Położył je na taborecie, nie
spuszczając wzroku z kobiety. W normalnym przypadku okazałby więcej szacunku
ludziom, których nie widział przez kilka tygodni, ale był zbyt zaaferowany tym,
co przypadkiem usłyszał.
–
Wszystko z nią dobrze – odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła.
–
Alienore kłamie – powiedziała oburzona Livia, zakładając ręce na piersi. – Coś
przed nami ukrywa. Soleil nie wychodzi z pokoju od ponad tygodnia. Od lekarza
dowiedzieliśmy się, że była poważnie chora, ale teraz nie możemy niczego
wyciągnąć ani od niego, ani od Alienore.
Blaise
zastygł w bezruchu. Spojrzał z niepokojem malującym się w oczach na opiekunkę.
Nie oczekiwał tym razem odpowiedzi. Po prostu zerwał się do biegu.
–
K-książę! – krzyknęła za nim załamana Alienore. Tak gwałtownie zareagowała na
ucieczkę Blaise’a, że opuściła całą tacę z porcelaną, która stłukła się
doszczętnie na kamiennej posadzce. Od razu spojrzała karcąco na dwójkę
młodzieńców, którzy opierali się o blat z niewinnymi uśmiechami. – Niech was
los pokara! To nie jest najlepszy moment, aby Blaise się tam...
–
Bądźmy szczerzy – zaczął z uśmiechem Devyn. – Z nas wszystkich Soleil
najbardziej tęskniła za Blaise’em. Jego obecność pomoże jej stanąć na nogi,
cokolwiek się wydarzyło.
Albo przypomni jej
niespodziewanie o czymś, o czym nie chce pamiętać – pomyślała z przestrachem
Alienore. W końcu nie można było ukryć faktu, że Blaise był bratem Villane’a.
Opiekunka
złożyła ręce w modlitwie, wznosząc wzrok ku sufitowi.
Oby
dla żadnego z nich nie było to zbyt ciężkie do zniesienia spotkanie…
***
Ktoś
pukał do drzwi. Nie robił tego jednak w tak delikatny sposób, jak Alienore, to
dlatego rozespana Soleil skuliła się pod kołdrą. Całe szczęście jej komnata
była zamknięta na klucz. Mimo wszystko dziewczyna nie mogła pozbyć się tego
dławiącego serce strachu, który towarzyszył jej przez ostatnie dni. Starała się
normalnie oddychać, szybko mrugając oczami, aby tylko odgonić od siebie sceny, które
umysł nagminnie często wyświetlał w zmęczonym chorobą umyśle. Uspokojenie się
przychodziło z trudem, ponieważ osoba, która chciała się tutaj dostać, nie
przestawała głośno pukać do drzwi. Soleil w końcu była zmuszona wynurzyć głowę
spod kołdry. Niepewnie spojrzała w kierunku, skąd dochodził czyjś dziwnie
znajomy głos. Ktoś ją wołał. I nie używał jej pełnego imienia.
–
Sol? Wszystko w porządku? Mogłabyś otworzyć?
–
Blaise? – spytała ochrypłym głosem, podnosząc się na łokciach. Zanim jednak
cokolwiek zrobiła, drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, uderzając o ścianę.
Soleil wstrzymała dech, wpatrując się z przerażeniem w zdyszanego i
przestraszonego chłopaka. Tego się nie spodziewała.
–
Sol – powiedział cicho Blaise. Na widok dziewczyny z ulgą odetchnął. Dopiero po
chwili zorientował się, że zrobił coś naprawdę głupiego. Jęknął załamany i
zasłonił dłońmi twarz. – Przepraszam za to, że wyważyłem drzwi. Bałem się, że
coś ci grozi. Zawołam zaraz kogoś, kto to naprawi.
–
Blaise. – Soleil przeniosła się do pozycji siedzącej. Starała się spokojnie
oddychać, ale widok przyjaciela, którego brakowało jej przez te wszystkie dni,
sprawił, że zabrakło jej w płucach powietrza. Zacisnęła dłonie na kołdrze.
–
Wszystko w porządku? – spytał niepewnie chłopak, przyglądając się uważniej
pobladłej i jakby wychudłej przyjaciółce.
Soleil
chciała pokiwać głową, jak zawsze, kiedy ją o to pytał, ale tym razem nie była
w stanie. Nie wytrzymała presji. Nie była bowiem gotowa na tak szybkie
spotkanie ze swoim przyjacielem. Zbyt dużo się ostatnio wydarzyło. To dlatego
wybuchła głośnym płaczem, który przestraszył księcia. Oprócz tego była w stanie
potrząsnąć tylko głową. W końcu nic nie było w porządku. I nie miało być przez
kolejne dni, a może nawet miesiące.
–
Sol? – Zaniepokojony Blaise podszedł do łóżka kwiaciarki, ostrożnie na nim
siadając. Zdołał tylko wystawić w jej kierunku dłonie, kiedy rzuciła się prosto
w jego objęcia, ściskając go mocno za szyję. Książę nie do końca wiedział, jak
na to zareagować. Dopiero po chwili objął delikatnie jej kruche ciało. Kilka
razy zadał pytanie, co się stało, ale za każdym razem dostawał taką samą
odpowiedź: potrząsanie głową. Był bezradny wobec tej reakcji. To dlatego
wyłącznie siedział, tuląc do siebie przyjaciółkę. Bał się choćby poruszyć,
jakby dziewczyna miała się lada chwila rozsypać na kawałki. Tak też zresztą
wyglądała. Przeczuwał, że musiało się stać coś naprawdę złego. Jak jednak miał
to z niej wyciągnąć? Nie czytał w myślach.
Zaledwie
kilka minut później do komnaty weszła Alienore. Przestraszona spojrzała na
wyważone drzwi, ale niczego na ten temat nie powiedziała. Kiedy zobaczyła
zapłakaną Soleil tkwiącą w objęciach księcia, po prostu pokiwała głową w
kierunku Blaise’a i wskazała palcem na drzwi, pragnąc przekazać, że zaraz
wezwie kogoś, kto to naprawi. Całe szczęście, osoba zajmująca się naprawami usterek
na zamku, zajęła się swoją pracą dyskretnie, a szepczącej z nim opiekunce
obiecała, że nikomu nie powie o tym, co zobaczyła. Blaise był w stanie
podziękować mu tylko skinieniem głowy, podobnie zrobił z Alienore, która
postanowiła dać im chwilę dla siebie. Najwyraźniej właśnie tego potrzebowała
teraz Soleil.
Blaise
miał wrażenie, że dłużej nie zniesie siedzenia w ciszy. Bardzo chciał się
dowiedzieć, co takiego stało się jego przyjaciółce, że tak przeraźliwie
płakała, ale nie miał serca jej już o to pytać. Czuł, że byłoby to
nieodpowiednie, poza tym Soleil nie wyglądała, jakby miała odpowiedzieć na
jakiekolwiek pytanie. Teraz najwyraźniej potrzebowała wyłącznie jego bliskości.
Czasem wystarczało tylko tyle, czy może aż tyle, aby przyjaciel poczuł się
lepiej. I choć Blaise pragnął dać jej o wiele więcej, na tym póki co musiał
zaprzestać.
Kwiaciarka
oderwała się na chwilę od księcia, czym się zdziwił. Dopiero kiedy kaszlnęła
potężnie w dłoń, zrozumiał, dlaczego to zrobiła. Spomiędzy palców dziewczyny
ściekała krew. Zdziwiony Blaise wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał ją
przyjaciółce. Ta przyjęła ją z wdzięcznością, choć starała się nie patrzeć w
twarz księcia. Bała się, że może z jej twarzy wyczytać wszystko, czego nie
chciała mu powiedzieć. Poza tym wyglądała naprawdę źle z zaczerwienionym nosem
i napuchniętymi od płaczu oczami.
–
Sol – zaczął ostrożnie. Oczekiwał, że na niego spojrzy, ale ona uparcie
odwracała wzrok. W końcu sam uniósł delikatnie dziewczęcy podbródek, zwracając
jej twarz ku sobie. – Czy doktor o tym wie? – Dziewczyna napięła wszystkie mięśnie,
jakby myślała o czymś zupełnie innym. – O tym krwawieniu?
Kwiaciarka
pokiwała niepewnie głową.
–
Trochę… trochę mi się ostatnio pogorszyło – zachrypiała.
Blaise
wewnętrznie odetchnął. Przynajmniej jego przyjaciółka starała się z nim
rozmawiać.
–
Ale… polepszy ci się, prawda? – Książę spojrzał na nią niepewnie.
–
Nie wiem, Blaise – odszeptała, odwracając wzrok.
Tym
razem on również odwrócił wzrok. Starał się nie wyglądać na zmartwionego, ale
nie mógł tego ukryć. Nerwowo zaczął stukać palcami o kołdrę. Może to, o czym
chciał powiedzieć swojej przyjaciółce, było głupie, ale wciąż chciał się z nią
tym podzielić. Poza tym wciąż liczył, że zacznie z nim normalnie rozmawiać, a
może nawet poprawi jej tą historią humor.
–
Podczas mojej podróży – zaczął ostrożnie – poznałem pewnego mężczyznę. Opowiedział
mi o istnieniu ludzi mających silny związek z roślinami, a dokładniej z
kwiatami. – Soleil na dźwięk tych słów uniosła niepewnie wzrok. – Wiem, to
mogła być tylko baśń, ale… cała jego opowieść tak bardzo przypominała mi o
tobie, że nie mogłem przestać go słuchać. – Blaise wziął cichy wdech. – Sam nie
wiem, od czego mam zacząć. Może od tego, że ten tajemniczy ród zamieszkuje
południowe lasy. Nazywają się Flosianami. To nazwa, którą używamy tutaj, w
naszych kręgach, oni nazywają siebie inaczej. Nikt nie potrafi z nas jednak
wymówić tego słowa.
Soleil
wstrzymała dech i wyprostowała plecy.
–
Flor’tijane – szepnęła, sama dziwiąc
się tą równocześnie obcą, ale bardzo jej znaną nazwą. – Ja… chyba słyszałam o
tym od kwiatów. Sama nie jestem pewna. – Zmarszczyła czoło.
Blaise
wyglądał na podekscytowanego. Przybliżył się do kwiaciarki i chwycił ją za
dłonie. Zielone oczy błyszczały w świetle świec tak jasno i wyraziście, jakby w
jej przyjaciela wstąpiła nowa nadzieja. Ona sama poczuła, że budzi się w jej
sercu coś, za czym bardzo tęskniła.
–
Sol, a co, jeśli to prawda? Może to nie kwiaty używały tej nazwy, ale ty sama
ją pamiętasz? Może to właśnie stamtąd pochodzisz? Ten mężczyzna opowiadał, że
ludzie, którzy tam mieszkają, nie mogą się oddalać od swojej krainy na długi
czas. Są jak kwiaty, które wyrwane z ziemi, pozbawione słońca i wody, zaczynają
powoli więdnąć. Mówiłaś, że od dziecka chorujesz, prawda? Na dodatek rozwijałaś
się słabiej niż inne dzieci w twoim wieku, rozmawiasz z kwiatami i zawsze
wiesz, jakich użyć płatków, aby stworzyć daną miksturę. A co, jeśli…
–
Blaise – zaczęła ostrożnie Soleil – to może być tylko baśń. Nie możemy ślepo w
nią wierzyć. Poza tym to tylko opowieść jednego mężczyzny.
–
Wcale nie. – Książę się wyprostował, na nowo się ożywiając. – Odwiedziłem
bibliotekę królewską króla Barny, u którego przebywałem przez ostatni tydzień.
Znalazłem kilka książek, w których wspominano o Flosianach. Doczytałem, że
rozmawiają z kwiatami i używają magii.
–
Ja nie używam magii, Blaise.
–
A może będąc poza tą krainą, nie miałaś wystarczająco dużo siły, aby jej użyć?
– Soleil wyglądała na zaniepokojoną, słysząc te słowa, zanim jednak otworzyła
usta, książę kontynuował wypowiedź: – Postaram się jeszcze poszukać informacji
na ten temat. Będę miał ku temu okazję, ponieważ tam, gdzie wyruszam za
tydzień, znajduje się ogromny księgozbiór.
Kwiaciarka
napięła wszystkie mięśnie, potrząsając z niedowierzaniem głową. Całe jej ciało
zaczęło drżeć ze strachu, to dlatego, aby Blaise tego nie zauważył, wyrwała
delikatnie dłonie z jego uścisku.
–
Sol – zaczął załamany chłopak – wrócę do ciebie szybciej, niż sądzisz.
–
Ostatnio mówiłeś to samo – powiedziała zdławionym głosem kwiaciarka. – A nawet
nie wiesz, jak bardzo ten czas się dłużył…
Blaise
zacisnął usta. Nie miał żadnego argumentu. Zabrakło mu ich w obliczu łez, które
zaczęły spływać po bladych, dziewczęcych policzkach. Chciał jej powiedzieć, że
nie może tutaj zostać, ponieważ to jego ojciec wysyła go za granice Chavelln z dyplomatyczną
misją, jednak wiedział, że żadne słowa nie zmienią nastroju, jaki zapanował w
komnacie. Tak bardzo chciał przy niej zostać, że nawet nie zdawała sobie z tego
sprawy…
–
Przepraszam – szepnęła dziewczyna, ocierając wciąż ściekające po policzkach łzy.
– Nie chciałam zabrzmieć, jakbym miała ci to za złe. To nie twoja wina. Nie
możesz przecież zostać tutaj tylko dlatego, że ja tego chcę. Rozumiem to.
Jesteś w końcu księciem.
Potomek
Cardarielle’ów uśmiechnął się niemrawo, wyciągając w stronę policzka kwiaciarki
dłoń. Kciukiem starł jej łzy. Soleil przytrzymała jego rękę, jakby nie chciała
jej już nigdy więcej puszczać. To dlatego Blaise już po chwili przyciągnął ją
delikatnie do swojej piersi i przytulił tak, jak zrobił to na samym początku,
tym razem jednak zdecydowanie pewniej.
–
Blaise – zaczęła cicho i niepewnie kwiaciarka, wtulając się w jego klatkę
piersiową – boję się zostawać dzisiaj sama.
–
Nie zostaniesz. – Książę cicho westchnął, wtulając głowę w burzę blond włosów.
Na chwilę zamknął oczy, napawając się bliskością, której tak mu brakowało. –
Jeżeli tylko tego zechcesz, zostanę tutaj z tobą. Będę musiał tylko powiadomić o
naszych planach Alienore, aby rano nie była zdziwiona. – Chłopak zaśmiał się
cicho. – W końcu nie na co dzień spotyka się książęta w komnatach kwiaciarek,
prawda?
Soleil
starała się nie napiąć wszystkich mięśni w taki sposób, aby Blaise zanotował,
że coś się z nią dzieje. Po prostu kiwnęła delikatnie głową, niczego więcej nie
mówiąc. Obrazy w jej głowie wciąż były zbyt wyraźne, aby mogła o nich
zapomnieć. Całe szczęście, jedynym księciem, który mógł zostać dzisiaj w jej
komnacie, był Blaise. Przy nim czuła się bezpieczna. Żałowała tylko, że nie
mogła tkwić w jego ramionach już do końca świata.
Cicho
westchnęła, przymykając powieki. Kiedy książę bujał ją w swoich ramionach jak
dziecko, przypomniała sobie o swojej przybranej matce, która właśnie w taki
sposób ją kołysała, gdy miała koszmary. To samo robiła Alienore, kiedy w nocy
zrywała się z łóżka i zaczynała krzyczeć. Miała wokół siebie tyle osób, które
mogły ją chronić… Villane doskonale wiedział, jaki wybrać dzień, aby była
zupełnie sama i na dodatek bezbronna.
–
Wiesz – zaczął niepewnie Blaise, przerywając jej rozmyślania – dopóki nie
opuściłem Chavelln, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tyle będę o tobie
myślał. To dlatego, kiedy dowiedziałem się, że coś się stało, przestałem
racjonalnie myśleć i… wyważyłem drzwi. – Zaśmiał się nerwowo. – Panicznie bałem
się tego, że mógłbym cię więcej nie zobaczyć. – Książę mocniej ją uścisnął.
Soleil
delikatnie się uśmiechnęła. To był pierwszy jej uśmiech od tygodnia.
–
Cieszę się, że przyjechałeś, Blaise – powiedziała cicho.
–
Ja też się cieszę.
Tkwili
tak jeszcze przez kilka minut, a potem książę oderwał się na moment od
kwiaciarki i zgodnie z obietnicą, poszedł powiedzieć zdziwionej Alienore o tym,
że zamierza z nią dzisiaj zostać na noc. Opiekunka przez chwilę wyglądała na
przestraszoną. Powiedziała mu, żeby był ostrożny. Nie wiedział do końca, jak to
zinterpretować, ale ostatecznie kiwnął głową – w końcu nie zamierzał wyrządzić
krzywdy własnej przyjaciółce.
Kiedy
wrócił do komnaty, okazało się, że Soleil zasnęła. Zdziwiony usiadł obok niej,
starając się jej nie obudzić, a kiedy niespokojnie drgnęła, pogłaskał ją
delikatnie po włosach.
Odkąd
się znali, odnosił wrażenie, że dziewczyna coś przed nim ukrywa, ale miał
nadzieję, że w końcu o wszystkim mu powie, inaczej nigdy nie będzie mógł jej w
pełni pomóc. Na razie jedyne, co mógł zrobić, to po prostu przy niej być, ale
czy to wystarczało?
Blaise
spojrzał niepewnie w pobladłą twarz kwiaciarki. Ta przylgnęła nieświadomie do
jego nóg, kuląc przy piersi dłonie.
Na
razie to wystarczało.
Na
razie.
Mógłbym się rozpisać o tym jak cudowna jest kreacja bohaterów, czy świata, albo jak bardzo mnie ta cała historia wciąga, aczkolwiek nie umiem tego zrobić. Powiem więc tylko tyle, iż jestem wielkim fanem!
OdpowiedzUsuńZawsze widziałam Soleil Jako kruchą i delikatną dziewczynkę, a tutaj jest to wyjątkowo mocno naświetlone, gdy ta czułą się źle.
OdpowiedzUsuń"trzęsie się jak drzewo na wietrze" - bardzo podoba mi się ten zwrot
Krwawe ślady na kołdrze? Ja już mam w głowie najczarniejszy scenariusz.
Bardzo lubię tę postać i co co jej uczyniono wywołuje u mnie obrzydzenie i ogrom współczucia, ale i wściekłość do tego kto jej to uczynił.
O ludzie nawet sobie nie wyobrażam co by się stało gdyby Soleil zaszła w ciąże z niechcianym dzieckiem księcia, co on wtedy by jej zrobił :(
Przez chwile myślał, że dziewczyna przygotowuje tę mieszankę z czarnych kwiatów dla siebie, a nie dla księcia...ufff
Książę Blaise wrócił ! W końcu! Ale czy nie za późno...
Czyżby Blaise odkrył skąd pochodzi kwiaciarka? Fascynujące, ale na przestrzeni ostatnich wydarzeń odrobinę zepchnięte na dalszy plan. Może faktycznie dla tego choruje, że oddaliła się za bardzo od swojej krainy. Jestem ciekawa czy ksiaże dowie się coś wiecęc , no i oczywiście czy dowie się o tym co jego brat zrobił jego przyjaciółce gdy ten był nieobecny.
Ehh tekst pełen negatywnych emocji, ale nie zawsze może być pięknie i słodko.
Przeczytałam jednym tchem ( no prawie ).
Czekam co będzie dalej.
Hej :)
OdpowiedzUsuń"Alienore miała wyrzuty sumienia, że nie zjawiła się poprzedniej nocy u swojej podopiecznej." - powinna je mieć, oj, powinna.
Sama wzmianka o Villane'ie i we mnie się zagotowało. Ja wciąż mam łopaty na tego gnoja, dawaj mi go tu!!!
Wiesz, że się zaczęłam zastanawiać, czy opiszesz krew na pościeli, która się powinna pojawić przy tak brutalnych gwałcie (oddychaj, Cleo, póki go zabijesz!), a tu się okazuje, że jest. I dziękuję Ci za to naturalne ujęcie!
Bałam się, że podczas aktu mogło dojść do zapłodnienia, jestem więc niezmiernie wdzięczna za wiedzę Alienore i jej ziółka! Nie wyobrażam sobie, by Sol miała zostać matką dziecka stworzonego takiej paskudnej nocy.
Blaise! Właśnie ty jesteś tutaj teraz najbardziej potrzebny!
Rozumiem, dlaczego Sol nie chce nic powiedzieć i dlaczego Alienore nikomu nic nie mówi, ale chyba oczekiwałam, że drugi książę coś zauważy, coś dostrzeże. No nic, i tak się niezmiernie cieszę, że jest, bo sama, jako czytelnik, poczułam się spokojniejsza i bezpieczna. Taki to Blaise ma na mnie wpływ.
Super, że w końcu coś o pochodzeniu Soleil się pojawiło. Wypada, by dziewczyna wiedziała, skąd się wzięła i dlaczego ma taką więź z kwiatami. Jestem ciekawa, co będzie dalej.
Pozdrawiam.
Ogólnie, to ostro poleciałaś z Szeptami Kwiatów... Kiedy ze spokojnej, miłej, sielskoej opowiastki przerodziło się to w jakąś Grę o Tron? (nie no, wiem, wiem, to było rozpisywane pomału, w każdym fragmencie). Tak idealnie prowadzisz opowieść, że czytelnik wsiąka nie mogąc oderwać wzroku od tekstu. I wzbudzasz emocje, oj tak, i to bardzo sporo. Ciekawe, czy jak Blaise by się dowiedział, czy potrafiłby zabić brata? 🤔 Mam nadzieję, że jakoś niedługo doczekam się odpowiedzi, bo chyba każdy chce żeby ten skurwiel umarł XD Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuń