Tekst z Kronik ze Smoczego Wzgórza, ale nie łączy się z żadnymi poprzednimi, więc można czytać bez znajomości całej serii :D Miłego czytania :D
12 Ziół 478 Przed Uwolnieniem.
Qui-Shauck dorzucił szczap do ognia. Płomień buchnął jasno w górę, odganiając mróz nocy z namiotu. Szaman spoglądał chwilę w zawirowania wzbitego popiołu, próbując odgadnąć co bogowie usiłują mu w ten sposób przekazać.
Nie mógł zasnąć. Czuł, że to będzie inna noc niż wszystkie. Słyszał to w podszeptach wiatru wiejącego z zachodu. Widział to w wirach ciepłego powietrza nad ogniskiem. Krzyczała mu to moc magiczna, kotłująca się w nim i szukająca drogi ujścia. Jego uczeń, Kor'Taylion, spał, wiercąc się niespokojne na skórach jelników.
***
Bycie członkiem Thi'lopco wiązało się z wieloma trudnościami. Plemię koczowało na mroźnej północy, gdzie choroby, głód, zimno i śmierć były utrapieniem dla nich już od czasów najstarszych pieśni.
Mimo tak trudnych warunków oraz licznych prób niejednego wodza, Thi'lopcowie nigdy nie zawędrowali dalej niż do brzegów rzeki Huntarii. Nie chcieli opuszczać północy, czuli się do niej przywiązani. Tutaj umierali ich przodkowie, tutaj znali każde jezioro i górę, tutaj kształtowały się ich twarde charaktery.
W przeciwieństwie do większości przedstawicieli ich rasy, nie byli ludem agresywnym. Prowadząc koczowniczy tryb życia, zabierali naturze jedynie to, czego potrzebowali, nigdy nie atakując w tym celu innych plemion. Nie oznacza to, że byli słabi. Często musieli odpierać ataki bardziej ekspansywnych orków czy walczyć z groźnymi bestiami, a warunki mroźnej północy wyrabiały ich mocne ciała, hart ducha i wolę walki.
Wśród członków każdego orkijskiego plemienia, szaman pełnił niezwykle istotną rolę. Najczęściej był duchowym przywódcą, alchemikiem, magiem oraz doradcą wodza. Bardzo często darzono go nawet większym szacunkiem od przywódcy.
Qui-Shauck był szamanem plemienia Thi'lopco od dwunastu lat i zdążył w tym czasie posiąść spory posłuch wśród orków. Zapoznał się także z wieloma mistycznymi tajemnicami, a także przyjął Kor'Tayliona na swojego ucznia. Prawdopodobnie przeżyłby spokojnie swój żywot, czując, że dobrze spełnił wszelkie powinność wobec Thi'lopców, gdyby nie ta jedna noc. Noc, która zaczęła Wojnę Toporów.
***
Wyczuł jego obecność na długo zanim poły namiotu się rozsunęły. Szturchnął więc swojego ucznia, aby go przebudzić. Młody ork poderwał się z futer, chwytając topór leżący obok niego. Szaman uspokoił go gestem ręki i przyłożył wskazujący palec do swoich ust, nakazując mu milczenie. Po krótkiej chwili usłyszeli ciężkie kroki, a następnie w wejściu do namiotu pojawiła się głowa Moro-Ekra.
- Qui-Shaucku, czy mogę zająć tobie chwilę? - zapytał niespodziewany gość swoim niskim, charczącym głosem.
- Oczywiście. Podejdź, usiądź przy ognisku i opowiedz, co cię dręczy - mówiąc to, szaman wskazał leżące na ziemi skóry naprzeciw niego.
Moro-Ekr, plemienny kowal, stał chwilę niepewnie, po czym wszedł do środka i usiadł, grzejąc dłonie nad ogniem. Cała trójka milczała dłuższą chwilę. Kor'Taylion spoglądał niespokojnie to na swojego mistrza, to na gościa. Zirytowany przebudzeniem z głębokiego snu oraz przedłużającą się ciszą, młody ork zaczął się wiercić. I gdy już chciał coś powiedzieć, zauważył to Qui-Shauck i skarcił go wzrokiem.
W końcu Moro-Ekr przemówił:
- Qui-Shaucku, czy sny przepowiadają przyszłość?
- Tak - szaman powiedział bez chwili zastanowienia. - Pokazują nam przyszłość, ale też przeszłość i teraźniejszość. Nie każdy, oczywiście, nie każdy…
- A czy potrafisz ingerować w sny? Zmieniać je, sprawiać, że są spokojniejsze lub przepełnione strachem i złem?
Qui-Shauck chwilę milczał, zastanawiając się nad tokiem rozumowania kowala. W końcu odpowiedział, powoli i niepewnie:
- Tak, potrafię. Ale do czego zmierzasz, Moro-Ekrze?
- A więc potrafisz ingerować w przyszłość, skoro zmieniasz sny? - bardziej stwierdził, niż zapytał gość.
- Nieeee, nie, nie nie. To tak nie działa, przyjacielu. Sny które poddają się moim mocą pochodzą od duszy, od naszych pragnień i leków. Te prorocze natomiast zsyłają nam bogowie i sama magia, w nie nie można ingerować, nikt nie ma takiej mocy.
Mina zrzedła Moro-Ekrowi. Podniósł swoje ogromne cielsko z ziemi, skinął głową w podziękowaniu i już miał wyjść z namiotu, gdy szaman zawołał do niego:
- Poczekaj! Nadal nie powiedziałeś mi co cię dręczy!
- Wojna - rzekł smutno. Chciał wyjść na zewnątrz, jednak po chwili zastanowienia, wrócił przed ognisko i podjął swą wypowiedź. - Od przeszło fazy księżyca, co noc śnią mi się okrutne sceny. Krew, pożoga, żelazo i śmierć. Za każdym razem jest to ten sam sen ale inny. Zawsze atakują nas te same istoty, a walka toczy się tu, na naszej ziemi. Zmienia się jednak pora dnia walk oraz to, kto… umiera.
- Hmmm… Rozumiem - powiedział strapiony Qui-Shauck. Uznał, że skoro tak silny i odważny ork przychodzi po pomoc w kwestii snu, to nie może to być byle błahostka. - Bardzo chciałbym zobaczyć ten sen, Moro-Ekrze. Czy zgodzisz się, abym Ci w nim towarzyszył?
- Ale… jak?
- To już mój problem. - Szaman uśmiechnął się nieznacznie. - Wiedz, że jeśli się zgodzisz, nic złego się tobie nie przydarzy.
- W takim razie, zgadzam się.
- Kor'Taylionie!
Uczeń poderwał się na nogi.
- Przygotuj wszystko do rytuału snu oraz rytuału związania.
Młody ork podszedł do szkatułki, otworzył ją i zaczął wyjmować zawinięte w szmatki ususzone rośliny, zwierzęce ingrediencje oraz kilka narzędzi. Następnie wrzucił garść wybranych ziół, grzybów oraz proszku z rogu jelnika do moździerza, zmielił i wymieszał wszystko razem. Zalał całość wodą, przelał do dwóch czarek i przekazał szamanowi. Qui-Shauck przyjął miksturę z rąk Kor'Tayliona, kwiając głową na znak pochwały za dobrze wykonaną pracę.
Gdy uczeń zaczął przygotowywać maść do rytuału związania, szaman zaczął tłumaczyć Moro-Ekrowi:
- Oboje musimy wypić tę miksturę. Spowoduje ona, że będziemy bardzo senni. Wpierw jednak, musimy naciąć niewielki kawałek skóry i wetrzeć w to miejsce maść. Dzięki temu połączymy się duchowo na pewien czas. Będę mógł wtedy wejrzeć w twoje sny.
Qui-Shauck wyciągnął zakrzywiony nóż ze skórzanej pochwy przy pasie. Następnie naciął wewnętrzną stronę dłoni, przyjął od Kor’Tayliona maść i wtarł ją w zranione miejsce, szepcząc magiczne zaklęcie. Przekazał ostrze oraz miseczkę Moro-Ekrowi, który powtórzył rytuał. Gdy tylko kowal skończył, przeszył go oraz szamana magiczny wstrząs, po którym wytworzyła się między nimi więź, swoista trzecia świadomość składająca się z ich myśli i odczuć.
Qui-Shauck oraz Moro-Ekr wypili zawartość swoich czarek. Mikstura zaczęła działać błyskawicznie i już po kilkunastu uderzeniach serca ogarnęła ich niezwykła senność. Powoli zaczęli osuwać się do tyłu i gdy tylko dotknęli plecami oraz głową ziemi, zasnęli bardzo głęboko.
***
Szaman obudził się w swoim namiocie, jednakże wewnątrz nie było ani Kor’Tayliona ani Moro-Ekra. Płomień w ognisku zgasł, żarzyło się jedynie czerwonym blaskiem parę szczap drewna. Podświadomie Qui-Shauck wiedział, że to sen, mimo iż wszystko wydawało się tak bardzo realne.
Wyszedł z namiotu. Świat, który go otaczał, był czarno-biało-szaro-czerwony. Niebo nad nim było mroczne niczym węgiel. Pochłaniało wszelką światłość, jaką dawały białe gwiazdy i księżyc, przepuszczając jedynie niewielki ułamek ich blasku. Trawa, namioty a nawet on sam były w różnych odcieniach szarości. Jedynie ognisko na środku obozowiska, rana na jego dłoni oraz czerwona łuna na zachodzie miały czerwoną barwę.
Zaczął przeszukiwać najbliższe otoczenie, nikogo jednak nie znalazł. Skierował się więc na zachód. Z każdym krokiem docierały do niego coraz głośniejsze brzęki stali, krzyki i tupot opancerzonych stóp. Gdy dotarł na szczyt niewielkiego wzgórze, jego oczom ukazała się istna rzeź.
Współplemieńcy szamana umierali z rąk niskich, brodatych i opancerzonych istot. Krasnoludowie - w jego głowie, nie wiadomo skąd pojawiło się to słowo. Brzmiało krwią, stalą i żądzą bogactwa. Widział tryskającą posokę z ciał jego ludzi, makabrycznie czerwoną na szaro-czarnym tle. Pancerze wroga zgrzytały nieprzyjemnie, aż Qui-Shauck musiał zasłonić sobie uszy.
Nagle, wśród tłumu dostrzegł jedyną barwną postać - był to Moro-Ekr. Wyglądał nierealistycznie, otoczony szarością i czerwienią. Walczył z kilkoma krasnoludami, skutecznie odpierając ataki swoim potężnym toporem. Szaman ruszył w jego stronę, zbiegając ze wzgórza. Wkrótce zatopił się w chaosie starcia. Nim udało mu się dotrzeć do kowala, musiał kilkukrotnie uniknąć ciosów wroga, samemu je kontrując. Zdążył dobiec do przyjaciela w ostatniej chwili. Moro-Ekr upadł poślizgnowszy się na krwi, a nad nim stanęło już dwóch krasnoludów zamierzających go zabić. Qui-Shauck z rozbiegu wpadł na jednego z nich, wbijając zakrzywiony nóż w plecy. Pancerz ustąpił z okropnym chrzęstem pod naporem. Szaman przetoczył się po ziemi i wyrzucił intuicyjnie rękę uzbrojoną w topór do góry. Ocaliło to życie kowala, bowiem odbiło cios zadany przez drugiego z krasnoludów.
Na krótką chwilę wróg stracił koncentrację, zaskoczony obecnością szamana. Moro-Ekr wykorzystał okazję i wstając ze ślizgiej od krwi ziemi, wbił swój oręż we wrażą głowę. Zaczął coś krzyczeć do szamana, ten jednak nie był w stanie go usłyszeć. Jego całą uwagę przykuł szum pochodzący zza jego pleców. Qui-Shauck odwrócił się i poczuł, jakby cały świat odpłynął i skupił się na dwójce oczu i krwistoczerwonym znaku.
Za nim bowiem stał krasnolud dosiadający ogromnej bestii przypominającej kreta z kłami. Potwór był niemal tak wysoki jak sam ork, a potężny korpus, łapy i łeb osłonięte miał pancerzem płytowym z kolcami. Jeździec wyglądał równie groźnie. W dłoni dzierżył ząbkowany, dwustronny topór, a jego zbroja wykonana była z tego samego materiału co wierzchowca, z taką różnicą iż na napierśniku wyryty miał symbol, który błyskał złowrogą czerwienią. Runa - słowo, niemal heretyckie, w jego głowie zapaliło się równie krwistą barwą. Z przyłbicy hełmu spoglądały na Qui-Shaucka mroczne, brązowe oczy. Wydawały się zaskoczone jego obecnością.
Ork usłyszał w swojej głowie niski głos, wyrażający zdziwienie ale i pewnego rodzaju zadowolenie:
- Szaman? Jeszcze żadnego nigdy nie zabiłem. Będziesz moim pierwszym! I nie ostatnim!
Nim jakkolwiek Qui-Shauck zdążył zareagować, krasnolud zdążył schować topór za plecy i sięgnął po kuszę. Nie przykładając się do mierzenia, wystrzelił w stronę orka. Bełt trafił prosto w jego klatkę piersiową po lewej stronie, a po ciele rozszedł się ból.
***
Obudził się w swoim namiocie, zrywając się z ziemi i chwytając za lewą pierś. Ciężko dysząc, zorientował się, że barwy wróciły do normy a on nie jest ranny. Spojrzał na zbudzonego i zlanego potem Moro-Ekra oraz zatroskanego Kor’Tayliona. Ciężko przełykając ślinę po suchym gardle, zwrócił się do swojego ucznia:
- Budź wodza! Powiedz mu, że zmierza do nas wojna i śmierć. Że zmierza do nas zagłada.
Lubie Kroniki ze Smoczego Wgorza I bardzo mnie uradowalo, gdy zobaczylam twoj tekst z tej serii. Widze, ze przedstawiasz nam nowych bohaterow. Ciekawa jestem czy ich losy polacza sie w pozniejszym czasie z losami innych bohaterow. Lubie te twoje oryginalne okresy czasu - " 12 Ziół 478 Przed Uwolnieniem" czy "od czasów najstarszych pieśni". daje to duzo oryginalnosci i pomaga wtopic sie w ten magiczny swiat, tak odrebny od naszej rzeczywistosci. Koczowniczy tryb zyia w tak nieprzyjaznych warunkach, to naprawde wielkie wyzwanie. Ooo, fajnie podszedles do tematu ze snami i wykorzystanie szamana i jego mocy. Poboba mi sie. Towarzyszenie komus podczas snu, aby zobaczyc jego przebieg, na to nie wpadlam, sprytne. Dobrze i szczegolowo opisana ceremonia, az przed oczami mi sie to wszytko pojawilo. Juz nie mowiac o przebiegu snu. Dobre opisy i budowanie napiecia. Okurcz to faktycznie byl proroczy sen. Juz widac wojne miedzy orkami i krasnoludami na horyzoncie.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, nowi bohaterowie, a gdzie starzy? :( No jakoś tak tematy się nie kleją do Warrena i Leny, o Alanie i Rubinie nie wspominając... W pewnym sensie, wszystkie wydarzenia się łączą i wpływają na historię całej serii (chociażby Uwolnienie od Mikena, czy Krwawe Rządy Borrina I), ale bezpośrednio nie będzie między nimi kontaktu, za duży przedział czasowy :( Co najwyżej, może dojść do pojawienia się Rubina i Alana u Warrena i Leny (albo na odwrót, co zresztą mam w planach). A co do samego tekstu, bardzo mi miło, że się podobał ^^
UsuńO to mnie teraz zainteresowałeś. Już sobie wyobrażam jak Lena sprzecza się z Rubinem o jakąś głupotę. Bo przecież oboje wiedzą lepiej 😃 czekam na kolejne teksty i na ten który zapowiedziała wyżej z serii KZSW.
UsuńBardzo podoba mi się motyw, iż szaman nie jest w snach obserwatorem, a jest ich integralną częścią.
OdpowiedzUsuńŚwietnie też przedstawiony respekt do szamana przez Moro-Ekra. Widać, iż gdy przychodzi w końcu do niego, to z czymś, co wydaje mu się dosyć istotne.
Zastanawia mnie, czy fakt, iż Thi'lopco wiedzą o wojnie wpłynie jakoś znacząco na wydarzenia.
Dzięki! Fajnie, że tekst się podobał :D I tak, każde zajrzenie w przyszłość zmienia ją, chociaż do wojny tak czy siak dojdzie :D
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, uwielbiam Twoje teksty, bo tworzysz niemożliwie wciągające światy, a Twój warsztat dowodzi, że wiesz, o czym piszesz i jak piszesz, więc z przyjemnością się tu zjawiłam i już pierwszy fragment wywołał u mnie takie: "woow!". Te imiona! Nie wiem, jak na nie wpadłeś, ale strasznie mi się one podobają. Mają jakieś znaczenie czy są jedynie wymysłem?
Do tego to budowanie napięcia... Myślałam, że poczęstujesz nas tylko wiedzą o historii plemienia Thi'lopco, a tu ta Wojna Toporów. Ach, aż miałam ciarki!
O rany, ale to opowieść! Dios, wsiąknęłam w rytuał i to dzielenie snu i ani się obejrzałam, a wstrzymałam oddech. To było piękne! Brutalne w swej naturalności, jakbym widziała znowu pola Bitwy Pięciu Armii, sama miała na sobie zbroję i próbowała walczyć. Wow. Nie wiem, co więcej mogłabym dodać poza to, że jestem zachwycona i pragnę więcej!
Pozdrawiam.
Z imionami to i tak, i nie XD Na początku mieli się nazywać jak przedstawia się Indian (Qui-Shauck miał być Nie-Wzruszonym, Moro-Ekr - Pewną-Reką a Kor'Taylion - Prostym-Ogonem), ale brzmiało mi to jakoś dziwnie. A że nie dopracowałem jeszcze języka orków, to wymyśliłem te imiona :D I cieszę się, że się podobało ^^
UsuńMówi mi to woda. Mówi mi to ziemia. Wyczuwam to w powietrzu! No początek dla mnie iście Tolkienowski! Od razu mam ochotę pożreć telefon, na którym wyświetlam Tw tekst.
OdpowiedzUsuńKamil. Z ręką na sercu, odczucia moje są takie, że z tekstu na tekst się rozwijasz i przedstawiasz historie lepiej i lepiej. Jestem pełna podziwu dla zestawu słów, które kompletujesz, jak je łączysz, jak dobierasz, w mojej wyobraźni jesteś teraz Krawcem, który kroi słowa na miarę powieści, na miarę porwania w nią czytelnika. Widzieć pożogę i żelazo, brzmieć krwią, mróz nocy, tak! Wszystko to jest takie smaczne, tak pięknie podane. Sama historia również. Dopiero w połowie snu naszła mnie myśl, że kurde, a może to sen i poczułam się jak mały geniusz-odkrywca, a Ty nagrodził es czytelnika swego przyznając mu rację.
Jedyne to "po suchym gardle" to mi się nie klei, ale sam koniec...
Że zmierza do nas wojna i śmierć, że zmierza do nas zaglada.
Stary, mam dreszcze!
A i jeszcze sposób postrzegania szanana, orka, że on nie umie nazwać nowych mu rzeczy, że krasnoludowie, że dopiero dopasowuje nazwę do obrazka. Szacun. Detale, które to ożywiają.
Kurde, pisz więcej, pisz częściej!