ZŁODZIEJ SNÓW
Krzysztof Hałdys – Człowiek Piszący
„Ukradłem sny bogacza
Zbyt zestresowanego, by cokolwiek śnić
Zrobiłem więc uprzejmość
Nic go już nie zmorzy
Większe bogactwo będzie mógł zbić
Zbyt zestresowanego, by cokolwiek śnić
Zrobiłem więc uprzejmość
Nic go już nie zmorzy
Większe bogactwo będzie mógł zbić
Podprowadziłem sny niewiaście młodej
W nich królewną chciała być
Przywiodłem ją więc do rzeczywistości
Stąpa teraz twardo po ziemi
Rodzice będą z radości wyć
W nich królewną chciała być
Przywiodłem ją więc do rzeczywistości
Stąpa teraz twardo po ziemi
Rodzice będą z radości wyć
Skradłem sny rycerza
Wieczne koszmary wojennych przeżyć
Ukoiłem więc jego nerwy
Niczego się już nie boi
Do walki będzie mógł dalej iść
Wieczne koszmary wojennych przeżyć
Ukoiłem więc jego nerwy
Niczego się już nie boi
Do walki będzie mógł dalej iść
Zagarnąłem sny królewskie
Władza rzadko daje sobie śnić
Odebrałem więc pokusę
Nic jej nie rozprasza
Będzie mogła na państwie się skupić
Władza rzadko daje sobie śnić
Odebrałem więc pokusę
Nic jej nie rozprasza
Będzie mogła na państwie się skupić
Przywłaszczyłem sny dziecięce
Przepastne krainy gdzie łatwo zgubić się
Odsunąłem więc ryzyko
Nie zabłądzą w nich
W rzeczywistości odnajdą się
Przepastne krainy gdzie łatwo zgubić się
Odsunąłem więc ryzyko
Nie zabłądzą w nich
W rzeczywistości odnajdą się
Ograbiłem też Śniącego
Kogoś kto ma tylko cudze sny
Pozbawiłem więc go zmartwień
Nikt go już nie interesuje
Każdy problem będzie jego własny
Kogoś kto ma tylko cudze sny
Pozbawiłem więc go zmartwień
Nikt go już nie interesuje
Każdy problem będzie jego własny
Przyjdę też po Twoje
Kiedy tylko zaczniesz śnić
Więc…”
Kiedy tylko zaczniesz śnić
Więc…”
Gwałtowne i donośne pukanie do drzwi przerwało bezmyślne recytowanie słów, podsuniętych przez podświadomość. Nie milknąc zaś doprowadziło do głębokiego westchnięcia.
– Już… – mruknęła niedbale kobieta, podnosząca się ociężale z fotela.
Nie odkładając lampki różowego wina trzymanego w dłoni, podążyła do wyjścia, aby bezmyślnie otworzyć je na oścież.
– Zamknięte – oświadczyła i już miała trzasnąć drzwiami, gdy nieznajomy wparował do jej domu, niemal ja przewracając.
– Nie rozumie pan?! Zamknięte! – powtórzyła ostrzej – Proszę natychmiast opuścić mój dom!
– Pani jest Śniącą? Może mi pani pomóc! – odezwał się w końcu otyły mężczyzna, który zachowywał się trochę jakby przed czymś uciekał i jakby czegoś szukał.
– Owszem jestem. W tym momencie jednak jest zamknięte. Może pan przyjść w godzinach otwarcia zakładu. To jest od siódmej do dwudziestej pierwszej – wytłumaczyła mu i szerokim gestem wskazała wyjście.
– Dobrze. Dobrze. Bardzo dobrze – powtarzał nieproszony gość ściągając płaszcz i kierując się w głąb domu. – Może mi pani pomóc.
– Kurwa… – westchnęła zirytowana kobieta, spoglądają na moment w sufit.
Po tym zamknęła drzwi wejściowe, przez które od kilku chwil wpadało zimne, nocne powietrze i udała się za swoim klientem.
– Czego pan chce? – zapytała, z powrotem siadając w swoim fotelu naprzeciw kanapy, którą zajął mężczyzna.
Doszła do wniosku, iż prościej będzie pomóc nieznajomemu, niż próbować go siłą zmusić do wyjścia.
– Ja… – jego głos wydawał się lekko nerwowy.
– Ja pana znam! – uświadomiła sobie kobieta. – Pan jest jednym z tych bogaczy, co partycypują w rozwoju powszechnego transportu powietrznego! No, no. Nie sądziłam, iż kiedykolwiek zawita do mnie ktoś bardziej znany od miejscowego proboszcza.
– To ja. Ale musi…
– Wiedziałam! – ucieszyła się, zapominając o tym, iż był środek nocy i mężczyzna, z którym rozmawiała wtargnął bez pozwolenia do jej domu. – Poznałam pana po tym wąsie!
– Tak. Ale musi mi pani pomóc!
– Oczywiście. Co w mojej mocy. To w czym problem?
W tym momencie rozmówca przerwał bezcelowe rozglądanie się i powstrzymał delikatne drżenie kończyn.
– Nie mogę spać.
Po tych słowach zapadła całkowita cisza, podczas której z oblicza kobiety zniknął uśmiech.
– Pan sobie ze mnie żartuje? – zapytała z niedowierzeniem.
– Nie. – W swoich słowach był tak poważny, iż aż było to nie do zniesienia.
– Wie pan… – zaczęła – Od takich rzeczy są lekarze. Dają jakieś leki. Ja zwykle zajmuje się innymi rzeczami. Mówię ludziom co znaczą ich sny, albo odganiam koszmary. Czasami jak dzieci są niegrzeczne, to ich trochę straszę. Tak jakby samo spanie, to nie moja broszka.
Mimo tych słów jegomość siedział w bezruchu i wpatrywał się w nią jakby zaraz miała coś poradzić na jego problem.
– Dobra… – westchnęła, po czym odstawiła wino na ławę i wstała. – Mogę panu zrobić herbatę na sen.
Oświadczywszy to przeszła do kuchni. Tam otworzyła szafkę i kładąc grzbietowe powierzchnie nadgarstków na biodrach, poczęła szukać jakichś ziół.
– No tak… – westchnęła po raz kolejny. – Skończyły mi się.
Z bezradnością na twarzy powróciła do swojego klienta i z powrotem zajęła swoje miejsce na fotelu.
– Nie mam jednak herbaty, ale zgaduję, iż pan sobie nie pójdzie.
Nie dostała odpowiedzi. Ścisnęła więc palcami podstawę nosa i zamknęła oczy.
– To czemu pan nie może spać? – zapytała podnosząc powieki i sięgając po wino.
– Nie wiem – wyznał poczynając znów szukać czegoś wzrokiem.
– Yhym… A od kiedy tak jest?
– Przyszedł do mnie mężczyzna…
– Ciekawie się zaczyna – rzuciła sarkastycznie, biorąc łyk różowego płynu.
– Było późno i padało, więc żona zaprosiła go do domu, aby się ogrzał i wysechł. Ubrany był jak na szlachcica przystało, choć bardziej według wschodniej mody. Miał strasznie bladą skórę. Dziwny akcent. I te jego zielone oczy. Były takie kojące. Takie hipnotyzujące.
Jegomość zanurzył się we wspomnieniach tak bardzo, iż kobieta nie wiedziała, czy jeszcze znajduje się myślami w jej zakładzie. Opisywana postać na tyle jednak ją zaintrygowała, iż nie chciała przerywać.
– Pamiętam, iż jako laski używał nadziaka z pięknym szmaragdem w głowicy. Wspomniał, iż to pamiątka, gdy o niego spytałem. Z jego opowieści i wieku, wywnioskowałem, iż wysłany został przez ojca w podróż, aby zasięgnąć nieco wiedzy. Zaproponowałem więc, aby został na noc. Po namowach zgodził się i niedługo po tym udaliśmy się do snu. Nigdy tak nie śniłem jak wtedy. Nie wiem co dokładnie było w moich snach, ale czułem się taki wolny i lekki. Jakby ktoś pozbawił mnie niebywałego ciężaru.
Wypowiedziawszy to zamilknął. Na jego twarzy zarysował się grymas świadczący o czymś nieprzyjemnym.
– Co się dalej stało? – wtrąciła się w końcu kobieta, która nawet nie spostrzegła, iż w jej lampce brakowało już wina.
– Co? – Ocknął się jej rozmówca. Potrzebował chwili, aby ogarnąć się i zebrać myśli. – Wstałem i poszedłem do pracy jak zawsze.
– A ten mężczyzna? – zapytała umierając z ciekawości.
Jej rozmówca zawiesił się na moment, a kiedy się otrząsnął, wyglądał jakby sobie coś przypomniał.
– Proszę wybaczyć. Muszę już iść – stwierdził podnosząc się i zmierzając do wyjścia.
– Proszę zaczekać! – kobieta rzuciła się za nim momentalnie.
Gdy zaś go dogoniła, ten niezgrabnymi ruchami ubierał swój płaszcz.
– Ma pani rację. Powinienem iść do lekarza. Nie wiem co mnie naszło, aby do pani przychodzić – wyznał, łapiąc za klamkę. – Życzę dobrej nocy.
– Dobranoc – zdążyła odpowiedzieć, nim jegomość otworzył drzwi i opuścił jej dom.
Zamykając za nim drzwi, mała mętlik w głowie. Jakoś nie potrafiła sobie ułożyć tego co się właśnie wydarzyło. Obcy mężczyzna przyszedł do niej twierdząc, iż nie może spać. Opowiedział jej o zielonookim szlachcicu i nagle wyszedł. Naprawdę nie wiedziała cóż o tym myśleć. Dodatkowo wino, które wypiła uderzyło jej nieco do głowy, czyniąc wszelakie rozmyślania trudniejszymi. Postanowiła więc sobie odpuścić i przespać się trochę, aby rankiem powrócić do tematu.
– Już… – mruknęła niedbale kobieta, podnosząca się ociężale z fotela.
Nie odkładając lampki różowego wina trzymanego w dłoni, podążyła do wyjścia, aby bezmyślnie otworzyć je na oścież.
– Zamknięte – oświadczyła i już miała trzasnąć drzwiami, gdy nieznajomy wparował do jej domu, niemal ja przewracając.
– Nie rozumie pan?! Zamknięte! – powtórzyła ostrzej – Proszę natychmiast opuścić mój dom!
– Pani jest Śniącą? Może mi pani pomóc! – odezwał się w końcu otyły mężczyzna, który zachowywał się trochę jakby przed czymś uciekał i jakby czegoś szukał.
– Owszem jestem. W tym momencie jednak jest zamknięte. Może pan przyjść w godzinach otwarcia zakładu. To jest od siódmej do dwudziestej pierwszej – wytłumaczyła mu i szerokim gestem wskazała wyjście.
– Dobrze. Dobrze. Bardzo dobrze – powtarzał nieproszony gość ściągając płaszcz i kierując się w głąb domu. – Może mi pani pomóc.
– Kurwa… – westchnęła zirytowana kobieta, spoglądają na moment w sufit.
Po tym zamknęła drzwi wejściowe, przez które od kilku chwil wpadało zimne, nocne powietrze i udała się za swoim klientem.
– Czego pan chce? – zapytała, z powrotem siadając w swoim fotelu naprzeciw kanapy, którą zajął mężczyzna.
Doszła do wniosku, iż prościej będzie pomóc nieznajomemu, niż próbować go siłą zmusić do wyjścia.
– Ja… – jego głos wydawał się lekko nerwowy.
– Ja pana znam! – uświadomiła sobie kobieta. – Pan jest jednym z tych bogaczy, co partycypują w rozwoju powszechnego transportu powietrznego! No, no. Nie sądziłam, iż kiedykolwiek zawita do mnie ktoś bardziej znany od miejscowego proboszcza.
– To ja. Ale musi…
– Wiedziałam! – ucieszyła się, zapominając o tym, iż był środek nocy i mężczyzna, z którym rozmawiała wtargnął bez pozwolenia do jej domu. – Poznałam pana po tym wąsie!
– Tak. Ale musi mi pani pomóc!
– Oczywiście. Co w mojej mocy. To w czym problem?
W tym momencie rozmówca przerwał bezcelowe rozglądanie się i powstrzymał delikatne drżenie kończyn.
– Nie mogę spać.
Po tych słowach zapadła całkowita cisza, podczas której z oblicza kobiety zniknął uśmiech.
– Pan sobie ze mnie żartuje? – zapytała z niedowierzeniem.
– Nie. – W swoich słowach był tak poważny, iż aż było to nie do zniesienia.
– Wie pan… – zaczęła – Od takich rzeczy są lekarze. Dają jakieś leki. Ja zwykle zajmuje się innymi rzeczami. Mówię ludziom co znaczą ich sny, albo odganiam koszmary. Czasami jak dzieci są niegrzeczne, to ich trochę straszę. Tak jakby samo spanie, to nie moja broszka.
Mimo tych słów jegomość siedział w bezruchu i wpatrywał się w nią jakby zaraz miała coś poradzić na jego problem.
– Dobra… – westchnęła, po czym odstawiła wino na ławę i wstała. – Mogę panu zrobić herbatę na sen.
Oświadczywszy to przeszła do kuchni. Tam otworzyła szafkę i kładąc grzbietowe powierzchnie nadgarstków na biodrach, poczęła szukać jakichś ziół.
– No tak… – westchnęła po raz kolejny. – Skończyły mi się.
Z bezradnością na twarzy powróciła do swojego klienta i z powrotem zajęła swoje miejsce na fotelu.
– Nie mam jednak herbaty, ale zgaduję, iż pan sobie nie pójdzie.
Nie dostała odpowiedzi. Ścisnęła więc palcami podstawę nosa i zamknęła oczy.
– To czemu pan nie może spać? – zapytała podnosząc powieki i sięgając po wino.
– Nie wiem – wyznał poczynając znów szukać czegoś wzrokiem.
– Yhym… A od kiedy tak jest?
– Przyszedł do mnie mężczyzna…
– Ciekawie się zaczyna – rzuciła sarkastycznie, biorąc łyk różowego płynu.
– Było późno i padało, więc żona zaprosiła go do domu, aby się ogrzał i wysechł. Ubrany był jak na szlachcica przystało, choć bardziej według wschodniej mody. Miał strasznie bladą skórę. Dziwny akcent. I te jego zielone oczy. Były takie kojące. Takie hipnotyzujące.
Jegomość zanurzył się we wspomnieniach tak bardzo, iż kobieta nie wiedziała, czy jeszcze znajduje się myślami w jej zakładzie. Opisywana postać na tyle jednak ją zaintrygowała, iż nie chciała przerywać.
– Pamiętam, iż jako laski używał nadziaka z pięknym szmaragdem w głowicy. Wspomniał, iż to pamiątka, gdy o niego spytałem. Z jego opowieści i wieku, wywnioskowałem, iż wysłany został przez ojca w podróż, aby zasięgnąć nieco wiedzy. Zaproponowałem więc, aby został na noc. Po namowach zgodził się i niedługo po tym udaliśmy się do snu. Nigdy tak nie śniłem jak wtedy. Nie wiem co dokładnie było w moich snach, ale czułem się taki wolny i lekki. Jakby ktoś pozbawił mnie niebywałego ciężaru.
Wypowiedziawszy to zamilknął. Na jego twarzy zarysował się grymas świadczący o czymś nieprzyjemnym.
– Co się dalej stało? – wtrąciła się w końcu kobieta, która nawet nie spostrzegła, iż w jej lampce brakowało już wina.
– Co? – Ocknął się jej rozmówca. Potrzebował chwili, aby ogarnąć się i zebrać myśli. – Wstałem i poszedłem do pracy jak zawsze.
– A ten mężczyzna? – zapytała umierając z ciekawości.
Jej rozmówca zawiesił się na moment, a kiedy się otrząsnął, wyglądał jakby sobie coś przypomniał.
– Proszę wybaczyć. Muszę już iść – stwierdził podnosząc się i zmierzając do wyjścia.
– Proszę zaczekać! – kobieta rzuciła się za nim momentalnie.
Gdy zaś go dogoniła, ten niezgrabnymi ruchami ubierał swój płaszcz.
– Ma pani rację. Powinienem iść do lekarza. Nie wiem co mnie naszło, aby do pani przychodzić – wyznał, łapiąc za klamkę. – Życzę dobrej nocy.
– Dobranoc – zdążyła odpowiedzieć, nim jegomość otworzył drzwi i opuścił jej dom.
Zamykając za nim drzwi, mała mętlik w głowie. Jakoś nie potrafiła sobie ułożyć tego co się właśnie wydarzyło. Obcy mężczyzna przyszedł do niej twierdząc, iż nie może spać. Opowiedział jej o zielonookim szlachcicu i nagle wyszedł. Naprawdę nie wiedziała cóż o tym myśleć. Dodatkowo wino, które wypiła uderzyło jej nieco do głowy, czyniąc wszelakie rozmyślania trudniejszymi. Postanowiła więc sobie odpuścić i przespać się trochę, aby rankiem powrócić do tematu.
Poezja I proza w jedny utwore. Jak intersujaco I oryginalnie od razu przywiodla mne ta for a do twojeg tekstu. Zaczne od wiersza: niesamowicie mi sie podoba, idealne zinterpretowanie tematu, kazdy wers dodawal wyrazistosci utworowi. Bardzo mi sie podobal i to co narrator postanowilz robic ze snami wszystkich tych osob. Ja zachwycona jestem. A teraz proza, ktora zdaje sobie sprawe jest nieodlaczna czescia calego utworu. tak wiec: ciekawy pomysl na nietypowa prosbe, wszak osoba ktora zajmuje sie snami nie koniecznie musi zajmowac sie sama kwestia zasypiania, sprytne. faktycznie ten pan byl tajemniczy i sama rowniez nie wiem co o nim myslec, coz mzoe sam znalazl odpowiedz na swoje zmartwienie zwiazne z brakiem snu. A moze poprostu swierdzil ze nawet ekspert od snow nie jest w stanie mu pomoc. Choc jak teraz pomysle o tym zlodzieju snow z wiersza to pewnie byl on. czy ukradl mu rowniez mozliwosc zasniecia? zaintrygowales mnie.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńTen wiersz na początku - gratuluję! Jest niesamowity. Wprowadził do głównego tematu, dał wyraz temu, jakim zajęciem para się bohaterka, i otoczył mnie jakąś magią. Wow.
Sama historia może nie jest długa czy też rozbudowana, ale z pewnością intrygująca. Widać, że kobieta nie jest przyzwyczajona do takich nocnych odwiedzin ani nie podszywa się pod lekarza, tylko zna swoje miejsce, wie, jakie są jej obowiązki, nie wchodzi innym w ich robotę, a mimo to jest tym... lepszym wyborem? Tak bym to określiła. Zaś ta opowieść o nieznajomym o zielonych oczach - ciekawa jestem, kim był. Mam nadzieję, że będziesz jeszcze miał okazję nam to wyjaśnić.
Pozdrawiam.
Dobry wstęp do dalszej opowieści :D Wiersz jest super, dodaje całemu tekstu takiego... Hmmm... Mistycyzmu? Nie wiem jak to nazwać, ale pasuje idealnie :D Ładne opisy, dobrze zarysowana historia, także szkoda że nie ma ciągu dalszego (na razie) :D
OdpowiedzUsuń