Tworzenie prac zaliczeniowych na
studia kompletnie mnie pochłonęło, dlatego pisałam ten tekst w pośpiechu, na
ostatnią chwilę. To dlatego może być nieco chaotycznie. Chyba nie muszę mówić,
że wsiąknęłam w Devil’s Whisper? Tym razem wprowadzam jednak dwójkę innych
bohaterów, którzy będą ważni dla fabuły, a jeżeli ktoś chce się zapoznać z
Venem, to zapraszam do dwóch poprzednich tekstów: Merry Crisis, Nowy rok nie
nadszedł (w nawiązaniu do dzisiejszego tekstu, bo dla jednych nadszedł, dla
innych nie, huehue).
***
Oby nowy rok nie nadszedł, oby
nowy rok nie nadszedł…
Trzy,
dwa, jeden…
Wybuch
fajerwerków. Głośne wiwaty. Lejący się alkohol.
Cholera, jednak nadszedł…
Burza
roztrzepanych, jasnobrązowych włosów wynurzyła się spod kołdry zdobionej
uroczymi postaciami Pokemonów. Ich właścicielka nie chciała stamtąd wychodzić,
ale uznała, że to będzie najlepsze rozwiązanie, ponieważ musiała się upewnić,
czy świat mimo wszystko nie stanął w miejscu, zapętlając się w tym jednym
noworocznym dniu. Takie historie miały przecież miejsce. Co prawda w filmach pokroju
Dnia świstaka czy Loppera, ale kto jak nie ona wierzył w
magię i nieznane siły natury wprowadzające nieład w działanie rzeczywistości?!
Wszystko było możliwe! WSZYSTKO!
Łóżko
jękliwie zaskrzypiało, kiedy przetoczyła się w kierunku podłogi. Oczywiście nie
wymierzyła zbyt dokładnie odległości, dlatego uderzyła plecami w twarde deski.
Szybko się jednak podniosła, niczym dzielna bohaterka, i tuptając bosymi
stopami po posadzce, podeszła do biurka. Kiedy oparła o nie dłonie, figurka
Spider-Mana zachwiała się, a potem spadła z rzędu książek, spektakularnie
uderzając głową w nagromadzenie kolorowych kredek. Oczywiście w żaden sposób
się tym nie przejęła – Spider-Manowi zdarzały się w końcu upadki. Spoglądając
na ekran komputera, gdzie wyświetlała się playlista piosenek z Frozen II, wcisnęła spację, aby
powstrzymać głośne zawodzenie Elsy. Spotify wstrzymał swoje działanie, czego
nie można było powiedzieć o uciekającym czasie. Godzina na pulpicie wskazywała,
że kolejny rok jednak nadszedł.
Wydając
z siebie głośny dźwięk wyrażający zawiedzenie, dziewczyna usiadła na obrotowym
krześle. Kot, który od dłuższego czasu przechadzał się po pokoju, złapał okazję
i wskoczył na jej kolana. Automatycznie zaczęła go głaskać, wgapiając się z
bolesną miną w okno, za którym pobłyskiwały kolorowe światła.
–
Dlaczego ja wciąż jestem w tym świecie, a nie w tamtym… – prędzej stwierdziła,
niż spytała. – Chciałabym się gdzieś przenieść. Tak… Hen, daleko! – Zamachała
dłońmi w powietrzu, jakby była jedyną bohaterką dramatu rozgrywającego się w
jej pokoju. – Chciałabym pofrunąć w przestworza! Chciałabym…
–
Zamknij mordę! – usłyszała zza ściany groźny głos sąsiada.
–
Hej, nieładnie jest podsłuchiwać! Poza tym obecnie trwa Sylwester, mogę się
drzeć, ile chcę! – odkrzyknęła dziewczyna, układając przy ustach dłonie, jakby
chciała sobie wyobrazić, że trzyma megafon. W odpowiedzi jej sąsiad pogłośnił
muzykę. – Jak ja nie lubię być ignorowana – mruknęła do siebie, marszcząc
groźnie czoło.
Kiedy
podniosła się gwałtownie z krzesła z zamiarem zrobienia sobie herbaty, kot
głośno zamiauczał, oznajmiając, że nie podoba mu się takie traktowanie.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, a potem przeskoczyła przez puchate ciało,
ruszając w kierunku kuchni. Podłoga przywitała jej bose stopy niemiłym zimnem. Była już jednak do tego
przyzwyczajona. Miała na to sporo czasu.
Trzy
miesiące temu obudziła się w szpitalu, gdzie oznajmiono jej, że miała wypadek.
Nikt nic o niej wówczas nie wiedział. Ona sama nie pamiętała nawet, jak się
nazywa. Dopiero spojrzenie na tabliczkę z jej imieniem rozjaśniło nieco sprawę:
Meave Bailey. Lekarze pomogli ze zdobyciem innych ważnych informacji pokroju
tego, ile miała lat (osiemnaście) i gdzie mieszkała (na jakimś zadupiu z
wygłodniałym kotem), na tym pomoc się jednak skończyła, ponieważ były to
wyłącznie suche fakty z bazy danych. Przez cały pobyt w szpitalu nikt jej nie
odwiedził, dlatego zorientowała się, że nie posiada rodziny – albo inaczej: to
rodzina nie chciała jej znać. Po kilku dniach wypuszczono ją do domu, wyłącznie
zapisując na kartce adres, gdzie mieszkała. Nikogo nie obchodziło, jak odtąd
będzie sobie radziła, nie pamiętając nawet, skąd pochodzi i kim jest, a ona nie
zamierzała o nic nikogo prosić. Szybkie zapoznanie się z przedmiotami, które
znajdowały się w jej domu, pozwoliły zrozumieć dziewczynie, jaką osobą przypuszczalnie
mogła być. Kolejne trzy miesiące spędziła na czytaniu komiksów o
superbohaterach, przygodowych książek i oglądaniu wszystkich filmów oraz bajek,
jakie tylko znalazła na swoim komputerze. Odtąd żyła wyłącznie w świecie
fikcyjnym. Z domu wychodziła wtedy, kiedy musiała, na przykład po jedzenie. W
szafce pod biurkiem miała słoik pełen banknotów, na którym napisano: „Na czarną
godzinę”. Wiedziała, że środki niedługo się skończą, dlatego musiała
przygotować się na wyjście do ludzi w celu znalezienia pracy, ale póki co
siedziała w swojej ciemnicy, ciesząc się samotnością. Czy przeszkadzało jej, że
prawie nic o sobie nie wie? Niekoniecznie. Przeczuwała, że poprzednie życie
Meave Bailey musiało być bardzo smutne, skoro żyła w tym domu sama. Wyglądało to,
jakby wszyscy, których kiedykolwiek mogła kochać, po prostu ją zostawili.
Utrata wspomnień niekiedy pozwala na utratę bólu. Teraz przynajmniej mogła
zacząć żyć jako zupełnie nowa osoba.
Nucąc
pod nosem musicalowe piosenki, zalała ekspresową herbatę wrzącą wodą, a potem
ułożyła na talerzu dwie kanapki z serem pokryte obficie rukolą. Dzisiaj
zdecydowanie nie miała ochoty na kolejne próby bezskutecznej nauki gotowania.
Poprzednia Meave musiała nieźle sobie radzić w kuchni, ponieważ była
posiadaczką grubego zeszytu z przepisami naznaczonego licznymi plamami, jednak
obecna Meave całkowicie straciła tę umiejętność, dlatego żywiła się głównie
kanapkami z serem. Wciąż trzymała się jej nadzieja,
że jeszcze kiedyś przyrządzi coś dobrego, choćby nostalgicznie brzmiącą
„potrawkę, która łączy ludzi” – oczywiście jeżeli znajdzie jakimś cudem
przyjaciół.
Meave
wzięła w jedną rękę talerz, a w drugą kubek, potem obróciła się w kierunku
pokoju. Udało jej się postawić tylko jeden krok, bo za chwilę ktoś zapukał
subtelnie do drzwi. Trochę ją to zdziwiło, ponieważ w Sylwestra ludzie raczej
zajmowali się sobą, poza tym dźwięk był zbyt cichy jak na jej wybuchowego
sąsiada. Postanowiła, że sprawdzi, kto zawitał w progi samotnego, cichego domu
– może był to ktoś ważny dla dawnej Meave?
Odkładając
wszystko z powrotem na blat, wytarła dłonie w wygniecioną koszulkę z nadrukiem
nieco już startego Dzwoneczka będącą uroczą, małą bohaterką Piotrusia Pana. Dzielnym, zamaszystym
krokiem ruszyła w kierunku drzwi. W takich momentach żałowała, że nie posiadała
czegoś takiego jak wizjer. Miałaby wtedy szansę zdecydować, czy chce uciekać,
czy może mierzyć się z nowymi gośćmi.
Kiedy
otworzyła już drzwi, do pomieszczenia kuchennego bez zaproszenia weszły trzy
kobiety o różnokolorowych włosach. Meave przez chwilę myślała, że po prostu
pomyliły mieszkania, ponieważ wyglądały z tymi swoimi amazońskimi strojami jak
kobiety, które wyrwały się z balu przebierańców, ale zaczęła mieć co do tego
wątpliwości, kiedy jedna z nich stanęła tuż przed nią i spojrzała jej głęboko w
oczy.
–
O co chodzi? – spytała niepewnie Meave, stawiając strategiczny krok w tył.
–
Moja moc na nią nie działa – oznajmiła chłodno nieznajoma. Tak samo, jak szybko
to wypowiedziała, tak samo szybko chwyciła ją gwałtownie za łokieć i pociągnęła
w swoją stronę. – Pójdziesz z nami.
Co to, to nie. Nie zamierzam być
bohaterką opowieści, która biernie czeka na rozwój sytuacji – pomyślała Meave, szybko
wyrywając rękę z uścisku obcej kobiety. Nie zamierzała czekać na reakcję jej
towarzyszek. Od razu wbiegła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oczywiście
wszystko zrobiła tak, jak to zazwyczaj robiły postacie z książek – przeciągnęła
ciężki fotel, stawiając jego oparcie w taki sposób, aby nie pozwoliło ono na
otwarcie drzwi. Była dumna, że zrobiła to właściwie, ponieważ nieznajome próbowały
się dostać do środka bezskutecznie. Meave przez tą dumę prawie zapomniała, że
musiała uciekać. To dlatego szybko zwróciła się w kierunku kota, który ukrył
się pod łóżkiem, jakby się czegoś bał, i powiedziała do niego radośnie:
–
Czekałam na taką akcję jak z powieści przygodowej przez całe trzy miesiące,
kocie. Mam nawet spakowaną na taką okazję torbę, ha!
Meave
podeszła do szafy, wyjmując z niej wspomniany już pakunek. Rzucając go na
łóżko, chwyciła również za kurtkę wiszącą na krześle. Ubrała się, zawinęła
szczelnie w bladoróżowy szalik, założyła buty i podeszła do okna. Kiedy je
otwierała, nieznajome kobiety zabrały się już za wyważanie drzwi. To dlatego
szybko chwyciła kota pod pachę, założyła torbę na ramię i wyszła ze swojej
ciemnicy, stawiając ostrożnie krok na mokrej, błotnistej trawie. Długo się nie
zastanawiając, zaczęła biec w kierunku lasu, gdzie miała największe szanse na
zgubienie potencjalnych wrogów.
Nad
jej głową rozlegały się wybuchy fajerwerków, których kolorowe światła
oświetlały jej frunące na wietrze włosy, czyniąc je miedzianymi. Postanowiła,
że przymknie na chwilę powieki, aby skupić się na swoim życzeniu, to dlatego
już po chwili zaczęła cicho do siebie mruczeć:
–
Chcę je zgubić, chcę je zgubić, chcę je zgubić…
Kot,
któremu po powrocie ze szpitala nadała nowe imię – Nave, spoglądał na nią,
głośno miaucząc, jakby chciał jej coś przekazać. Dzięki temu Meave udało się
otworzyć oczy w momencie, w którym postawiła krok na skraju lasu. Niefortunnie
okazało się, że właśnie w tym miejscu znajdowało się strome zejście. Nie udało
jej się wyhamować, dlatego puszczając kota i torbę, stoczyła się z górki aż na
sam dół, uderzając w coś naprawdę ciężkiego, co powaliła na ziemię. Kiedy w
zamroczeniu spojrzała na to, co chwilę temu potrąciła, wstrzymała dech. To nie
był żaden przedmiot, tylko człowiek, na którego piersi teraz leżała. Zdając
sobie z tego sprawę, wydała z siebie cichy pisk, a potem przeniosła się szybko
do pionu.
–
Niech mnie Hulk walnie! Zawsze muszę coś sknocić! – krzyknęła ze złością,
tupiąc groźnie nogą. – Przepraszam cię, naprawdę nie chciałam na ciebie wpaść.
Przyjrzała
się uważniej w bladym świetle buchających na niebie fajerwerków twarzy
człowieka, którego potrąciła. Był to chłopak, może nawet jej rówieśnik. Uroczy
blondyn o skrzywionych ustach i zmrużonych boleśnie oczach. Trzymał się za
brzuch, najwyraźniej próbując się przenieść do siadu. Dopiero po chwili Meave
zauważyła, że spod jego kurtki wyciekała krew.
–
O nie, czy to moja wina? – spytała przerażona, klękając przy chłopaku. Chciała
mu pomóc się podnieść, ale kiedy tylko dotknęła jego ramienia, ten uderzył w
jej dłoń, stanowczo ją od siebie odpychając.
Meave
spojrzała na niego w zdziwieniu, lekko się odsuwając.
–
Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię potrącić. To był przypadek, bo widzisz…
uciekałam.
–
Nie obchodzi mnie to – syknął przez zaciśnięte zęby chłopak, wspierając się
dłońmi o ziemię. Spróbował się podnieść. – Lepiej stąd spływaj.
–
Ale… jesteś ranny. – Meave również przeniosła się do pionu, zastanawiając się,
czy nieznajomy za chwilę nie wywinie orła. Postawił zaledwie dwa kroki do
przodu, a już się chwiał, jakby miał upaść.
–
Spływaj stąd! – tym razem do niej krzyknął, zwracając się w tył i obdarzając ją
groźnym spojrzeniem. Gniewna twarz młodzieńca nabrała pewnej demoniczności, co
nieco przeraziło Meave. Szybko skarciła siebie jednak za swoją wybujałą
wyobraźnię.
Gdzieś
niedaleko nich rozległo się głośne szeleszczenie. To dlatego oboje stanęli jak
wryci. Dziewczyna wiedziała, że nie ma wyboru. Być może byli to jacyś zwyczajni
ludzie podróżujący nocą po lesie, być może były to kobiety, które ją ścigały,
nie mogła jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Niewiele myśląc chwyciła
obcego chłopaka za łokieć i pociągnęła go gwałtownie w dół. Zdziwiony upadł
prosto w listowie. Chciał się poruszyć, ale ta głupia, szalona dziewczyna
objęła go w pasie, tym samym wbijając dłonie w jego ranę. Poczuł, że robi mu
się ciemno przed oczami, jednak nie potrafił nic z tym zrobić. Czyżby ta
idiotka chciała go dobić?
–
Niech nas nie słyszą i nie widzą, proszę – szepnęła do siebie Meave,
przymykając mocno powieki. Powtórzyła to jeszcze dziesięć razy, aż w końcu
osoby, które przedzierały się przez krzaki, stanęły obok nich. Chłopak wstrzymał
dech, wpatrując się z przerażeniem w kobiety o różnych kolorach włosów. Miał
ochotę powiedzieć do swojej nowej oprawczyni, że przez niego wpadnie w niezłe
kłopoty, ale było już na to zdecydowanie za późno. Znaleźli go.
Meave
wciąż powtarzała cicho te same słowa, zupełnie jakby nie widziała osób, które
przed nią stały. Chłopak stwierdził, że musiała być obłąkana, ale może to nawet
lepiej, że zginie tu razem z nim.
–
Nie ma go tu – odezwała się nagle jedna z kobiet.
–
Szukajmy gdzie indziej – zawtórowała jej druga.
Obie
się wycofały, ruszając w dalszą drogę. Meave uciszyła się dopiero wtedy, kiedy
szeleszczący dźwięk odszedł w niepamięć. Wtedy to puściła chłopaka i głośno
jęknęła.
Zszokowany
chłopak odepchnął ją od siebie.
–
Co ty do cholery robisz?! – syknął przez zaciśnięte zęby, wgapiając się prosto
w jej twarz z taką nienawiścią, jakiej Meave po wyjściu ze szpitala jeszcze nie
zaznała. To dlatego skuliła się nieco w sobie. – Nawet cię nie znam! – Blondyn
przestał krzyczeć, kiedy poczuł ból. Zacisnął zęby i przyłożył dłoń do rany, z
której wciąż sączyła się krew. – Jakim cudem one…?
Nie
dane było mu skończyć, ponieważ Meave przeniosła się na kolana i chwyciła go
gwałtownie za ramiona.
–
Ciebie też szukają?! Musisz na to odpowiedzieć! – W jej przerażonych,
błękitnych oczach kryła się desperacja.
Chłopak
wykrzywił usta w grymasie, ale kiwnął delikatnie głową.
–
O mój zły losie – szepnęła do siebie Meave, puszczając nowego kolegę i opadając
na swoje łydki. Wyglądała jednocześnie na zszokowaną, ale i podnieconą nowymi
okolicznościami. – Czuję, jak przepełnia mnie moc przeznaczenia. Czy to
początek pięknej, romantycznej przygody owianej nutką strachu? – spytała,
spoglądając w niebo ukryte ponad koronami chwiejących się na wietrze drzew. –
Może nasze losy zostały właśnie splecione nicią przeznaczenia?! – wykrzyknęła
nagle, na co nieznajomy zareagował zdziwioną miną i niepokojącym drgnięciem.
Spojrzał na dziewczynę jak na wariatkę. Teraz już przynajmniej zyskał pewność,
że ma do czynienia z kimś nie do końca zdrowym na umyśle. – Och, nieznajomy!
Może nasze losy splotły się jak losy Geralta, Yennefer i Ciri?! Chociaż nas
jest dwoje. – Zamyśliła się na chwilę, marszcząc czoło. – Nieważne.
–
Jesteś walnięta – mruknął chłopak, podnosząc się ociężale z ziemi. – Lepiej idź
w swoją stronę, zanim znowu nas znajdą – dodał szybko, a potem zaczął kierować
się w przeciwnym kierunku do kobiet, które ich śledziły. Meave przez chwilę
patrzyła w ślad za nim, zastanawiając się, co powiedzieć, jednak niczego
ostatecznie nie udało jej się wymówić. Po kilku krokach nieznajomy padł twarzą
prosto w brudne, zimowe listowie, zastygając w bezruchu.
–
No, pięknie – mruknęła Meave, marszcząc czoło. – Chyba los chce mnie wykończyć już na początku mojej niesamowitej
przygody…
Nave,
który przysiadł obok niej, zaczął ostentacyjnie lizać łapy. Jak się można było
spodziewać, nie doczekała się od niego żadnych rad, w końcu był tylko kotem.
Hej :)
OdpowiedzUsuńSprawę imienia Nave mamy za sobą - cieszę się, że w tylu kwestiach myślimy podobnie :D - więc przejdę do rzeczy: JA. KOCHAM. TO. UNIWERSUM! I nawet nie jest mi Ven tak właściwie do szczęścia potrzebny, bo Meave ze swoją zdolnością (bo co to innego? Czary-mary, hokus pokus?) jest świetna! Do tego ta otoczka, że po wypadku straciła pamięć, żyje z kotem, ma Spider-Mana i z jakiegoś powodu zostaje - jakby nie patrzeć - napadnięta we własnym mieszkaniu tworzy niesamowitą scenerię! Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, jak piękne wykreowałaś tu tempo. Początkowo jest wiele informacji, widać, że dziewczyna czuje się zorientowana w swojej obecnej sytuacji, ale jakoś daje radę. Jest spokojnie, bez fajerwerków w pokoju (za oknem to co innego), a tu to pukanie do drzwi i wraz z pojawieniem kobiet historia ma nowe tempo. Podczas ucieczki dziewczyny i ja czułam się, jakbym uciekała, i nawet to zderzenie! - chyba sama wpadłam na wyimaginowanego kogoś podczas lektury.
Dios, mam ochotę peany tworzyć na cześć tego tekstu. Wow. Jestem zachwycona. Świetne opisy, ładne wprowadzenie postaci i to ŁUP! Nie mogę powiedzieć, by któryś plot twist mnie zaskoczył, ale muszę pochylić czoła, bo wprowadzenie każdego wyszło tak naturalnie, że poczułam się, jakbym oglądała film w 4K. Masz mnie, rozłożoną na łopatki i wołającą o więcej!
A nawiązanie do Wiedźmina wymiata! <3
Pozdrawiam.