Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 26 stycznia 2020

[46] Szlachetna magia - Kostka Rubika (cz. 1) ~ Kaja Wika

Akcja dzieje się w 1918 roku. Seria zawiera elementy historyczne, ale zawiera również dużo fikcji. W ostatnich częściach Dalia dowiedziała się o tym, że jej babka w młodości udawała mężczyznę, aby wydać książkę. Okazało się, że książek było więcej niż jedna. Dziewczyna wraz z lordem Williamem Harbornem stara się dowiedzieć czegoś więcej o babce, Dominique, która ukrywa wiele przed własną rodziną. 



           Postanowiła nie wspominać babce Dominique, o tym, że lord Harborn posiada jedną z jej książek. Wspomnienie tamtego okresu życia, wywoływało negatywne emocje w kobiecie. Sam fakt, że babcia nie przyznała się przed wnuczkami do tego, że książek było więcej niż jedna, świadczył o tym, iż Dominique Herbert-Brown posiadała wiele tajemnic. 
Wiedziała, że może liczyć na Williama, jeśli chodzi o odnalezienie pozostałych pozycji napisanych przez staruszkę, choć póki co jej myśli zaprzątała ta pierwsza książka pod tytułem "Pogoń za jaskółką". W pewnym sensie dziewczyna czuła jakby sama ją goniła, ową jaskółkę, a zawartość książki miałaby dać jej pewne wskazówki odnośnie przeszłości Dominique. O jej życiu wiedziała niewiele.
Siedziała na wygodnym fotelu w salonie Harborna. Wpatrywała się w pierwsze strony powieści.
– Możesz zabrać ją do domu i przeczytać na spokojnie – zaproponował lord. Stanął nad nią z cygarem w dłoni, ale chyba nie zamierzał go odpalać w jej towarzystwie. Było to, swego rodzaju zajęcie czymś rak.
– To nie jest dobry pomysł. Gdyby matka lub któraś z moich sióstr dowiedziały się, że mam tę książkę, rozpoczęłaby się lawina pytań. Tego nie chce. To musi pozostać naszą tajemnicą – postanowiła. – Przynajmniej póki nie dowiemy się czegoś więcej.
– W porządku – odparł William, po czym przez chwile się zamyślił. – Ja czytałem “Pogoń za jaskółką", ale nie sądziłem, że stoi za jej wydaniem tak nietypowa historia. Spójrz na dedykacje, to może cię zainteresować.
Dalia przerzucała strony, aż dotarła do kartki z dedykacją. Przeczytała ją na głos.
–  Dedykuję tę książkę krwi Doktora Frankensteina. – Dalia nic nie rozumiała. – Ale jak to? Chodzi o książkę Mary Shelley "Frankenstein"? Ta powieść została wydana sto lat temu, więc z autorem raczej nie porozmawiamy. – Żałowała, ze nie ma magicznej kuli, która potrafi odpowiedzieć na każde zadane pytanie.
– Dominique nie mogła znać Mary Shelley. Krew Doktora Frankensteina? Myślisz, że chodziło o potwora z powieści? Krew z mojej krwi, czyli jego twór? – dopytywała William. Odłożył zaabsorbowany rozmowa zawiniątko z kubańskim tytoniem i zaczął krążyć po pokoju.
– Jeśli się nad tym zastanowić, to może samo powołanie kogoś do życia, lub rozpoczęcie nowego życia… –  Czuła się rozdarta, tak jakby stała na rozdrożu, a drogowskaz wstawiał coraz to nowe zagadki, niewiadome. – Może chodzi o potomka autorki. – Dziewczyna próbowała nakreślić w głowie prawdopodobieństwo tego, że jej babcia znała jedno z dzieci Mary Shelley. – Z tego co wiem dwójka jej dzieci umarła młodo.
– Ale nie syn Percy Florence – dodał William, odwracając się nagle w stronę dziewczyny. – Może to właśnie o niego chodzi. Myślisz, że Dominique i Percy mogli się znać?
– Może, gdy ta była młodą dziewczyną. – Dalia wędrowała wzrokiem po suficie, jakby widziała tam obrazy tego, o czym właśnie myślała. – Nie mogę po prostu zacząć wypytywać babcie o jej młodość. Zacznie coś podejrzewać.
– Pamiętasz moją wzmiankę o osobie, która może nam pomóc odnaleźć pozostałe książki? Ta osoba może wiedzieć co nieco o młodości Dominique. – Lord miał kontakty na każdą ewentualność. Zawsze znalazł się ktoś, kto mógł pomoc mu w potrzebie.
– Nie wiem, czy roztropnie jest szpiegować własną krewną… Wypytywać o nią obcych ludzi? – Dalia miała wątpliwości czy aby nie zaszkodzi to bardziej, niż będzie w stanie pomóc. – Czy masz może egzemplarz "Frankensteina"? – Zmieniła temat.
– Myślisz, że w samej książce znajdziemy jakieś wskazówki? – William podszedł do regału stojącego nieopodal i przesuwając palcem po grzbietach książek, szukając tej właściwej.
– Zawsze warto to sprawdzić.
Mężczyzna znalazł to, czego szukał. Wyciągnął delikatnie książkę, która okazała się jednym z pierwszych egzemplarzy. Jej stan pozostawiał wiele do życzenia, mimo że rodzina Harbornów zawsze dbała o swoją kolekcję książek, to lata, które minęły, odcisnęły piętno na wyglądzie okładki i samego papieru. Podał dziewczynie ostrożnie książę.
– Chyba nie powinniśmy z niej korzystać – zmartwiła się Dalia, widząc jej stan.
– Bądź dla niej dobra, a odwdzięczy się tym samym – odparł z uśmiechem.
Panna Simons otworzyła powieść na stronie z dedykacją. Była napisana ręcznie przez samą autorkę. Atrament nieco wyblakł, ale nadal dało się odczytać notatkę. Napis głosił: „Krwi z mojej krwi, w której będę żyła po wieki”.
– Chyba faktycznie chodzi o dziecko Mary Shelley, ale czy ona nie napisała tej książki jako dziewiętnastolatka? – dopytywała się dziewczyna. 
– Tak, rok później urodził się jej syn Percy Florence. Może ta dedykacja była dla jej nienarodzonego dziecka. Jako młoda matka, która straciła dwójkę dzieci, musiała odczuwać ogromna presje, będąc znowu w ciąży.
           – Skąd wiesz tak wiele o rodzinie Shelley – była pod wrażeniem.
           – Powiedzmy, że pisarze i ich dzieła są moją pasją. – Zaśmiał się, unosząc ramiona. – Od dziecka byłem związany z książkami i jak wiesz, były zawsze ważną częścią moje życia, choćby poprzez te wszystkie anomalie. Zawsze chciałem wiedzieć o nich jak najwięcej.
           Dziewczyna uśmiechnęła się pełna zrozumienia, po czy ponownie skupiła się na inskrypcji.
– Krwi z mojej krwi, w której będę żyła po wieki – powtórzyła dedykacje. – To ma sens. Ale… 
– Nad czym się jeszcze zastanawiasz?
– Co mogło łączyć babcie z synem Mary? Był od niej starszy i wysoko urodzony. – Dalia wpatrywała się w tekst. W głębi serca uważała, ze ich znajomość nie miałaby szans, prosta dziewczyna i szlachcic. Zapominała, chyba że sama przyjaźni się z lordem. Przyjaźń, która była na językach wszystkich mieszkańców. – Może chodzi jednak o książkę? Może w niej znajdziemy wskazówki.
–  Hmm… Coś wpadło mi do głowy. Niech sprawdzę, w którym roku została wydana "Pogoń za jaskółką". – William usiadł przy biurku i otworzy dzieło Dominique na drugiej stronie. – 1869 rok.
– Moja mama urodziła się w 1868 roku. Może o to chodzi w dedykacji. O nawiązanie do stanu błogosławionego, w którym była moja babka, gdy pisała tę książkę? Tak samo jak Mary Shelley. Próbowała przekonać wszystkich, że jest mężczyzną, wiec w oczywisty sposób nie mogla dedykować dzieła swojemu dziecku, które znajdowało się jeszcze w łonie.
– Czyli książka byłaby dedykowana twojej mamie, Lidii.
– Dziwne tylko, że mama nigdy nie opowiadała nam o tym, że Dominique wydała coś dedykowanego jej samej. Jestem pewna, że mama też o niej wiedziała. Ciekawe, dlaczego utrzymywały to w tajemnicy.
– Przecież mówiłaś, że Dominique nie lubi o tym rozmawiać. Może miały niepisaną umowę, aby o tym nie wspominać?
– Może… – Dalia pełna konsternacji, otrząsnęła się. – Chcę jeszcze raz dokładnie przyjrzeć się doktorowi i jego potworowi.
– Nie widzę żadnego problemu. – William chciał zachęcić Dalie to przeczytania powieści w jego bibliotece i może spędzenia większej ilości czasu z nim. – Może w pierwszym wydaniu zawarte jest więcej treści niż w późniejszych drukach.
– Wiesz, że nie myślę o czytaniu. – Dziewczyna spojrzała znacząco na lorda, który z przez moment nie zrozumiał jej aluzji. – Chce wejść do środka powieści, tak jak to zrobiłam w przypadku "Drakuli".
– Wtedy to był przypadek i do tego, który skończyć mógł się tragicznie – sprzeciwiał się lord.
– Przypadek czy nie, wydarzyło się to za sprawa moich zdolności. Może pora nauczyć się czegoś nowego jak celowe wniknięcie do historii. Poza tym w powieści „Frankenstein” raczej nic mi nie grozi. Najwyżej jeśli zginę, to doktor mnie ożywi. – Dalia starała się zażartować, co nie zostało pozytywnie odebrane.
– To nie jest zabawne. Zresztą, czego chciałabyś tam szukać. Wskazówek, ale jakich?
– Chcę się przekonać czy potwór faktycznie nie ma nic wspólnego z moją babcią.
– Wejść do książki to jedno, a wyjść z niej to zupełnie co innego. – Oponował William. – Nie pstrykniesz po prostu palcami i nie pojawisz się z powrotem.
Dalia odłożyła egzemplarz "Frankensteina" na stolik, po czym wstała i podeszła podekscytowana do przyjaciela. Nie była pewna, jak to zrobi, ale miała plan, którym postanowiła się podzielić.
– Dostanie się do środka powieści, może być trudniejsze, niż wyjście z niej. Kiedy byłam w środku „Drakuli” i zostałam zaatakowana przez tego bezdusznego krwiopijcę, skupiłam całą swoją uwagę na tym, aby wrócić do ciebie. – Przez chwile się zaczerwieniła, kiedy sama usłyszała, jak to zabrzmiało. – Może to jest klucz, siła woli i myśl, że chce się wrócić do rzeczywistości.
– Nie uważasz, że taki skok na głęboką wodę to szaleństwo? Powinnaś poćwiczyć na… książkach dla dzieci, albo czymś nudnym jak poradnik. Gdzieś, gdzie będziesz wiedziała, że jest bezpiecznie.
Dalia uznała, że William po części ma rację, ale z drugiej strony nie chciała dłużej czekać. Ciekawość wrzała w jej wnętrzu, ale ona czuła, że zaraz wybuchnie. Tylko jak wytłumaczyć to przyjacielowi? Wiedziała, że nie pozwoli jej wybrać się w tę podróż samej – nie dzisiaj, gdy tak mało jeszcze wiem o tej zdolności. 
– Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa – przyznała szczerze. – To chyba ciśnienie. Co ja bym dała za kubek kawy. – Dziewczyna podeszła do okna, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Miała nadzieje, że William sam postanowi zaparzyć jej kawę, dzięki czemu zyska cennych parę minut sam na sam z książką. 
– Dawidzie!? – zawołał lord, co wyraźnie popsuło szyki Dalii. Przez chwile zapomniała o całej służbie, która na co dzień pracowała w rezydencji. 
Harborn nasłuchiwał przez chwile kroków, ale nie doczekał się przyjścia lokaja.
– Nigdy go nie ma, gdy jest potrzebny.
„Wręcz przeciwnie” – pomyślała Dalia. Raz jeszcze spojrzała swoimi sarnimi oczami na mężczyznę. Miała nadzieje, że tym razem jej nie odmówi, mimo że o nic bezpośrednio go nie poprosiła. 
– Musisz wybaczyć te niesubordynacje. Pozwól, że sam zaparzę ci kawy. Ostatnio dostarczono ma oryginalna arabską odmianę.
Dalia starała się nie pokazać po sobie, jak bardzo jest uradowana decyzją Williama. Skinęła jedynie uprzejmie głową i usiadła ponownie na fotelu.
– Jak miło z twojej strony. Pozwól, że na ciebie poczekam – zaproponowała.
– Ależ oczywiście – odparł. – Zaraz wracam z dwiema kawami. Z chęcią sam się napije w tak doborowym towarzystwie.
Dalia chwyciła „Pogoń za jaskółka” i udała konsternacje widokiem nazwiska jej babki na odwrocie okładki, po czym uśmiechnęła się do przyjaciela, który odwrócił się w przejściu miedzy biblioteka a holem, aby raz jeszcze spojrzeć na dziewczynę. Gdy zniknął jej z oczu, odłożyła książkę babki i ponownie otworzyła „Frankensteina”. Upewniła się, że odgłosy kroków Williama są coraz słabiej słyszalne, po czym zaczęła czytać na głos, myśląc intensywnie, że chce się znaleźć wewnątrz opowieści.
– Mam w sobie wielką miłość, której nie potrafisz sobie wyobrazić. Oraz wielki gniew, który zadziwiłby Cię ogromnie. Jeśli nie zaspokoję jednego... pogrążę się w drugim.
Dziewczynie zaczęło bić intensywniej serce. Poczuła gorąc na całym ciele, kilka sekund później po skroni spłynęła jej kropla potu, a przed oczami zrobiło się ciemno.
Zanim doszła do siebie, w powietrzu poczuła zapach wilgoci, tak intensywnie jakby została zamknięta w piwnicy lub starych lochach. Gdy ciemność, zastąpiła mleczna mgła, usłyszała glosy.
– Uda mi się, uda! Ziszczę swe wielkie pragnienia – rozbrzmiewał głos żądny sukcesu. – Mam wszystkie części, aby stworzyć rosłego mężczyznę. Aby powołać go do życia!
– Wiktorze… – drugi głos wyrażał zwątpienie. – Czy to bezpieczne? Co jeśli ludzie się dowiedzą.
– Tym będę martwił się ja. Twoim zmartwieniem jest znalezienie dla niego partnerki.
– Co takiego? Chcesz stworzyć dwa potwory? Toż to szaleństwo.
Dalia odzyskała orientacje w sytuacji. Zdała sobie sprawę, że znajduje się w pracowni bądź też laboratorium Wiktora Frankensteina. Siedziała w zacienionym rogu. Wydawało się, że ani jeden, ani drugi mężczyzna jej nie zauważył. Na stole leżały szczątki człowieka, jeszcze nie połączone, niepozszywane. To nadal był umarlak. Sądziła, że znajdzie się w powieści tuż po powołaniu potwora do życia, a może nawet później, taki miała przynajmniej zamysł. Udało jej się wejść do środka historii, ale nie decydowała, w którym fragmencie. Miała nadzieję, że sama obserwacja potwora, może rozmowa z nim da jej jakieś wskazówki.
– Wiktorze… Znam kogoś. Kobietę – powiedział pomocnik, nachylając się nad stołem.
– Kto to taki? Nada się? Czy iskra życia nadal płynie w jej mięśniach i żyłach?
– Beatrix Jansen. Ciało złożone do grobu dwa dni temu.
– Następnym razem weź ją ze sobą – odparł bez namyślenia się doktor. 
– Przecież ona nie żyje.
– Aha. – Na twarzy rozmówcy tylko przez moment gości wyraz konsternacji. – No to najpierw ją wykop. Czyż wszytko muszę ci wyjaśniać krok po kroku? To jak tłumaczenie rozpraw o sensie życia osiomaltkowi.
– Wiktorze, to bezczeszczenie zwłok. – Przestraszył się pomocnik.
– A to? – Wiktor wskazał na stół. – Co to niby jest. Nauka wymaga poświęceń. Życie lub śmierć jednego człowieka – jakże niska to cena za zdobycie wiedzy, której szukałem, za zdobycie nieograniczonej władzy, która pozwoliłaby mi zapanować nad pierwotnymi siłami, zagrażającymi rasie ludzkiej. 
Dalia poczuła, jak silne emocje wywołuje w niej mdłości.
– Cóż za makiaweliczne podejście – wyszeptała, lecz jej cichy głos został usłyszany.
– Kto to? Wyjdź z ciemności, ty, który się skrywasz – powiedział doktor, jednocześnie próbując zakryć leżące na stole szczątki. Nie udało się. 



2 komentarze:

  1. No, kurczę. Jak ja lubię nawiązywanie do literatury w tej opowieści (napisałam: w tej książce XD, ale cóż, może to też być swojego rodzaju książka). Poza tym ogólnie lubię tę serię i zawsze się cieszę, jak już coś do niej napiszesz.
    "Bądź dla niej dobra, a odwdzięczy się tym samym". Ojej, to tak cudownie brzmi. No, jakoś tak lubię tego lorda. Dobre rzeczy prawi. No i ja tam widzę jakąś cieniutką nitkę romansu. Nie jestem fanką romansów, ale Dalię i Williama to bym sobie w takiej wersji oglądnęła, hyhy.
    Kurczę, fajny tekst, naprawdę, szczególnie to ponowne, choć jednocześnie ryzykowne wejście do książki, ale historia urywa się w dziwnym momencie, jakby czegoś tutaj zabrakło. Teraz to ja mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając ten tekst, miałam wrażenie, że także wchodzę wewnątrz opowieści. Brnąc przez tajemnicze dialogi, dowiadywałam się coraz więcej nie tylko o babce Dalii, ale także o niej samej i o panu lordzie. Wyczuwam romans, milordzie i to w żadnym cukierkowym stanie, a w dobrym dawkowaniu w odpowiedniej proporcji do fabuły :D I ta magia, niby tekst o książkach, ale przesiąknięty magią, utkaną taką złotą nicią magii między literami. Mam nadzieję,że to seria i więcej tekstów się pojawi, bo niemożna tak zostawiać czytelnika w takim momencie! :DCzekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń