Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 26 stycznia 2020

[46] Droga Bez Końca: Mess is Mine [cz.1] ~Rilnen

Droga nie byłaby Drogą, gdyby nie pisało się jej po nocach, na spaniu oraz gdyby się nie zjebało formatowanie. Ja nie wiem, co tu się odpierdala, ale nie potrafię tego zakończyć. Bo ta Droga naprawdę nie ma końca. 
W poprzednim odcinku: Amerykańska drużyna streetballowa Jabberwock szuka rewanżu na Pokoleniu Cudów. Niestety, połowa składu cudownych dzieci nie żyje, a nie kto inny, jak Kisuke Urahara odnajduje w tym szansę na odzyskanie swoich należności. W swoje knowania wciąga najbardziej naiwną Shinigami, czyli Minako Kurosaki, która podpisuje pakt z Kapelusznikiem. A wszystko po to, by wreszcie dopaść zaginionego po wojnie zwanej Drogą Zniszczenia, Sousuke Aizena.  



Strach. Jedno z podstawowych uczuć człowieka. Towarzyszy nam od początku naszego życia. Wszyscy się boją, ale nie każdy potrafi się do tego przyznać.
– Nie ma mowy. – Ichigo pokręcił głową, gdy zobaczył, kto stoi na progu domu Kurosakich.
Już miał zamknąć drzwi, ale Minako przytrzymała je ręką.
– Rodziny do domu nie wpuścisz?!
– Znowu zwalacie mi się na chatę całą bandą! – narzekał dalej Truskawa, kiedy piątka Shinigami rozgościła się w salonie.
Renji i Shuuhei czuli się u Kurosakich jak u siebie, więc od razu rozwalili się na kanapie, natomiast Ryouta i Daiki zajęli pozostałe fotele i przyłączyli się do wspólnego okupywania konsoli. Tylko Minako podjęła próbę uspokojenia swojego brata, który na tak skomasowany atak złodziei w kimonach nie mógł zareagować inaczej niż głębokim szokiem.
– Co wy tu, do cholery, robicie?! – zapytał Ichigo podniesionym tonem, patrząc jak Renji wsadza Hisagiemu palec do oka, bo ten zabrał mu pada, by nie mógł strzelić gola.
– Wszystko ci wyjaśnię. Gdzie ojciec?
– Nie zmieniaj tematu! Pojechał do sanatorium na trzy tygodnie.
– Wspaniale, bo potrzebuję lokum na jakiś czas. A dziewczynki?
– Chcesz mi powiedzieć, że ty i ta banda idiotów będziecie tu dłużej, niż dwie godziny?! – Uchylił się przed lecącą w jego stronę miską w chipsami. – Dziewczyny są w szkole.
– To dobrze. Chodź, powiem ci o co chodzi. – Pociągnęła Ichigo w stronę kuchni, gdzie usadziła go przy stole, po czym szybko znalazła się przy lodówce, sięgając po piwo.
Talking like we used to do
– Ty wiesz, że to już alkoholizm? – zapytał Ichigo, patrząc z powątpiewaniem, jak jego siostra opróżnia połowę puszki.
– Lepiej być znanym pijakiem, niż anonimowym alkoholikiem. – Minako wzruszyła ramionami.
– Zakładam, że jest jakiś powód dla którego znowu nie trzeźwiejesz.
Zdecydowanie byli rodzeństwem. Mimo iż nie wychowywali się razem, to jednak istniała między nimi silna relacja bliźniacza. Ichigo czytał z Minako jak z książki. Bez problemu potrafił rozpoznać, kiedy jego siostra zmagała się z jakimś problemem, bo wtedy jedynymi płynami, jakie przyjmowała do organizmu były napoje aspirujące na miano alkoholowych, a zazwyczaj odbywało się to bez przerwy. Nie pamiętał już, kiedy widział swoją bliźniaczkę trzeźwą.
– Chyba popełniłam najgorszy błąd w swoim życiu.
– Który to już? Szósty z rzędu?
– Wliczając objęcie kapitanatu i kolejne pięć piw, to ósmy. – Minako westchnęła, zdając sobie sprawę z liczby, jaka właśnie padła.
To nigdy nie przestanie jej prześladować.
– Jakaś drużyna koszykarska z Ameryki przyleciała po rewanż na Pokoleniu Cudów, a Urahara myśli, że mecz to najlepszy sposób na znalezienie Aizena.
Ichigo zagwizdał i uniósł brwi.
– Przecież to szaleństwo – stwierdził. – Samobójstwo. Najgorszy plan na jaki mógł wpaść Urahara.
– Śmiem twierdzić, że on sam tego planu nie wymyślił.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Przez dłuższą chwilę Minako wodziła palcem po rancie puszki, a ciszę zaległą w kuchni przerywały coraz to głośniejsze przekleństwa dochodzące z salonu. Ichigo patrzył uważnie na siostrę, jakby próbował odczytać jej myśli, choć akurat w tym momencie już nie miał zielonego pojęcia, o co mogło jej chodzić.
It was always me and you
– Podejrzewam, że Urahara współpracuje z Aizenem, – przyznała w końcu Minako, – dlatego podpisałam ten pierdolony kontrakt.
– Żeby Kapelusznika szpiegować.
– W rzeczy samej. Bo kretyn przyznał, że podczas tej całej sportowej farsy, on sobie weźmie urlop. A my mamy pilnować jego interesu.
– Dlaczego mam wrażenie, że przetrzęsiesz Przybytek Urahary od piwnicy aż po sam sufit?
– Nawet w śmietniczkach sobie grzebnę, byle tylko znaleźć coś, co wreszcie pogrąży tego starego pedofila raz na zawsze.
Znowu w kuchni zapadła cisza, a w salonie coś głośno huknęło, a potem poleciała wiązanka przekleństw z chujami niemytymi na czele, gdyż Renji zrzucił Hisagiego z kanapy za to, że ten założył mu fatality w Mortal Kombat.
– Historia się powtarza, co? – mruknął Ichigo, także sięgając po piwo do lodówki.
– Nie zamierzam na to pozwolić. – Ton głosu Minako był tak stanowczy, że jej brat przez moment nawet chciał w to uwierzyć.
Ale oboje dobrze wiedzieli, że to przedsięwzięcie nie mogło się dobrze skończyć. Ba, nawet zaczęło się od kłopotów, bo każdy układ z Kisuke Uraharą kończył się katastrofą.
– Więc… od czego chcesz zacząć?
– Najpierw muszę znaleźć pozostałych członków pokolenia cudów.
– Czyli wybierasz się na wycieczkę do Tokyo?
– Jeśli nadal tam są. Mój oddział wciąż szuka Murasakibary po Rukongai. To jedyny zawodnik, którego jeszcze nie udało nam się znaleźć.
– To on też wtedy zginął?
Minako pokiwała smutno głową. Jedynym zaginionym w Drodze Zniszczenia był najsympatyczniejszy z Pokolenia Cudów, wielki Atsushi. Nawet po tylu latach w Rukongai nie spotkali nawet wzmianki o fioletowowłosej duszy, a niemożliwym było, by Murasakibara trafił do piekła. Niemniej, nie zrezygnowała z poszukiwań, którymi na szczęście nie musiała się kłopotać na ziemi. Zanim wyruszyła do Świata Ludzi, Kisuke przekazał jej kontakt do kapitana Pokolenia Cudów, Seijuuro Akashiego. Dziwiło ją wielce, jak ten chłopak mógł się zgodzić na pomoc oferowaną przez Kapelusznika, szczególnie po tym, jak skończyła się ich ostatnia sportowa przygoda. To był kolejny aspekt, który wydawał się Kurosaki podejrzany, bo przecież żaden zwykły śmiertelnik nie prosiłby Bogów Śmierci o pomoc w rozegraniu meczu koszykówki.
– To z daleka śmierdzi jakimś szwindlem – stwierdził Ichigo, jakby rzeczywiście czytał w myślach swojej siostry.
– Nie mam pojęcia, dlaczego Urahara znowu wplątuje zwykłych ludzi w sprawy Shinigami.
– I podejrzana jest ta cała bajeczka o perfekcyjnym planie pokonania Aizena. Dlaczego Urahara ciągle spiskuje…?
– A co jeśli czuje się winny za to, że wywołał wojnę zwaną Drogą Zniszczenia.
Choć każdy, kto przeżył ostatnią wojnę miał poczucie winy za wszystko, co nastąpiło, to jednak głównym winowajcą i tak pozostawał Urahara. Nawet Sousuke Aizen, którego czyny niejednokrotnie podochodziły pod iście makiaweliczne, nie uczynił tyle złego, co Szalony Kapelusznik. To on sprowadził Kiraiego, przetransformował Ikari i choć przywrócił ją do życia, to go nie rozgrzeszało. I wszystko wskazywało na to, że teraz próbował odkupić swoje winy, zrzucając znowu obowiązek walki na innych, wielce pomagając zaaranżować kolejne starcie.
Tylko jedno utrzymywało Minako w przekonaniu, że postępuje właściwie, wchodząc w ten chory układ. Gdy tylko pokonają Aizena, będzie mogła w spokoju rozprawić się z Uraharą. Jeśli przeżyją, tym razem mu nie odpuści, choćby miała własnoręcznie zmieść jego przybytek z powierzchni ziemi. Koniecznie razem z nim.
– Więc naprawdę polujecie na Aizena? To dlatego Ikari chce wrócić do Gotei?
Puszka piwa uderzyła z trzaskiem o podłogę. Minako spojrzała na brata z niedowierzaniem.
– Coś ty powiedział…?
– Co się dziwisz? – Ichigo zmarszczył brwi. – Nie wierzę, że nic nie wiesz.
– O czym?! – Minako trzasnęła ze złością pięścią w stół.
– Była kłótnia w Las Noches, po której Ikari złożyła wniosek o ponowne przyjęcie jej do Gotei.
Głośny śmiech Miny potoczył się po kuchni, ale szybko ucichł, kiedy dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że jej brat wcale nie żartuje. Potrząsnęła głową. Nie mogła uwierzyć w to, że nikt jej nic nie powiedział. Może Gotei13 dobrze wiedziało, że ta kłótnia była spowodowana krótką, aczkolwiek treściwą w przekleństwa i teorie spiskowe wizytą Minako w Hueco Mundo.





Dwór Czystych Dusz. Kwatery Oddziału Piątego, tydzień wcześniej.      

Wyprostowała się w fotelu, odkładając kolejny raport na stos po lewej stronie biurka. Kręgosłup jej pękał, czuła piasek pod powiekami, ale nie chciała przerywać pracy, dopóki nie upora się z całą papierkową robotą, jaka jej została. Skoro podpisała pakt z Uraharą, nie mogła znowu zostawić oddziału z niedomkniętymi sprawami.
O swoim nowym zadaniu poinformowała jak na razie tylko Wszechkapitana. Spodziewała się, że równo ją opieprzy za to, że działała bez jego zgody, ale stało się zgoła inaczej. Kapitan Kyouraku nawet ją pochwalił ze to, że postanowiła sama zadecydować o tym, co chciała zrobić i wydał pełną zgodę na jej działania w świecie ludzi. Zakazał jej tylko ginąć, jednak tego nie mogła mu obiecać.
Czas na załatwienie spraw przed opuszczeniem Seireitei minął bardzo szybko. Odkąd została kapitanem, stała się mistrzem prokrastynacji, którą ciągle popełniała, bo jakimś dziwnym trafem wszystko udało jej się załatwiać przed ostatecznym deadlinem. Kiedy stacjonowała jeszcze w oddziale dziesiątym, nauczyła się pracować za dwóch, gdyż przez swoją słabą asertywność dawała się wrabiać w papierkową robotę, którą później Matsumoto wynagradzała jej w alkoholu.
Miło wspominała służbę w dywizji spod kwiatu narcyza. Teraz jednak miała swój oddział i starała się być dobrym kapitanem. Dlatego też dręczyło ją poczucie winy za to, że znowu miała opuścić swoich żołnierzy. Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę, jak lekkomyślnym czynem było podpisanie paktu z Uraharą. Chciała ratować przyjaciół, nie biorąc pod uwagę swoich obowiązków. Zachowała się jak mała dziewczynka, która chciała dostać to, czego pragnęła, ale było zakazane. Ucieczkę do świata ludzi usprawiedliwiała pościgiem za Aizenem, ale dobrze wiedziała, że to nie było do końca szczere.
Jeśli chciała zdobyć zaufanie podwładnych, nie mogła ich okłamywać. Nie chciała też ich zostawiać, ale słowo się rzekło, a pakt został zawarty. Nie było już odwrotu. Może też dlatego tak długo zwlekała z powiedzeniem komukolwiek o planach, w jakie wplątał ją pederasta w klapkach. Równo w południe dnia następnego ona i jej drużyna mieli wyruszyć do świata ludzi, by najpierw odnaleźć pozostałych, żyjących jeszcze członków Pokolenia Cudów, by móc zacząć przygotowania do meczu.
Shaken up and shipping out
Na samą myśl o rozgrywkach przeszedł ją niepokojący dreszcz. Cała ta maskarada śmierdziała trupem, a ona sama miała dość poświęcania niewinnych ludzi po to, by dopaść wreszcie tego sukinsyna z tłustym lokiem. Pomimo tego, zgodziła się na to wszystko, by zakończyć to wszystko raz na zawsze.
– Możesz mi powiedzieć, co ty tu jeszcze robisz?
Podniosła zmęczony wzrok na Kise, który właśnie zamykał za sobą drzwi gabinetu.
– Mamy dużo pracy… – wiedziała, że liche tłumaczenia nic nie dają.
I nagle poczuła niepokój. Zerknęła na porucznika, a błysk w jego oczach przyprawił ją o dreszcze. Kiedyś już go takim widziała, ale nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy.
– Możemy to ogarnąć jutro. – Kise podszedł do biurka, przy którym siedziała i delikatnie zabrał długopis z jej ręki.
Oparł się o blat, nachylając się tak, że jego blond włosy opadły mu na twarz. Wciąż jednak spojrzenie miał tajemnicze, które sprawiało, że Minako poczuła duszności.
– Nie ma czasu, Kise… – Sięgnęła po długopis, ale Ryouta odsunął rękę za siebie.
– Jest za późno, żebyś mydliła mi oczy.
Zaskoczył ją jego ton. Nie oskarżał jej, wręcz przeciwnie, biła od niego łagodność i ciepło. Jednak wciąż czuła, że ona sama się zaraz rozpadnie.
– Kise, ja cię okłamałam. – Wstała zza biurka i zaczęła się przechadzać po gabinecie.
– Coś ty znowu wymyśliła?
– Nic nie wymyśliłam. – W końcu hardo podniosła głowę. – Podpisałam pakt z Uraharą.
– Co zrobiłaś?! – Ryouta wydał się szczerze zaskoczony.
Mimo, iż jego kariera w Gotei była krótka, dobrze wiedział, że lepiej robić interesy z samym diabłem, niż z Kapelusznikiem.
– To nic takiego, ale to wplątuje was w to, znowu opuszczę oddział…
Nie mogła już dłużej wytrzymać. Choć nie chciała zrzucać na porucznika swoich problemów, to jednak powiedziała mu wszystko. O tym, jak Urahara ją szantażował. O tym, że będzie musiała zostawić dywizję samą sobie. O tym, jak bardzo chciała wreszcie dopaść Aizena i przestać się bać. Kiedy skończyła, spojrzała na Kise z nadzieją, że porucznik powie coś pokrzepiającego, przytuli ją i wszystko będzie dobrze. Jednak on tylko przejechał dłonią po twarzy, której ekspresja zaczynała wyrażać nic innego, jak czystą złość.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał z niespotykaną u niego agresją. – Dlaczego wszystko chcesz załatwiać sama?!
– Dlaczego po mnie krzyczysz? – Minako objęła się ramionami, bo szczerze się przestraszyła.
– Bo może ktoś wreszcie powinien tobą potrząsnąć! Może i nie wyglądam, ale mam dość twojego ciągłego usprawiedliwiania się.
– Ja się nie usprawiedliwiam!
– Ale szamoczesz się i kwestionujesz każde swoje zachowanie, jakby wszystko, co robisz było złe! Nie masz za grosz szacunku do siebie, kobieto!
Minako wiedziała, że Kise ma rację, ale resztki kobiecej dumy nie pozwoliły jej tego tak zostawić. Wystawiła przed siebie palec w ostrzegawczym geście i już miała zacząć swoją tyradę, kiedy Ryouta złapał ją za nadgarstek.
– Nie mam zamiaru patrzeć, jak się staczasz. Jeśli chcesz uciekać, droga wolna! Ale na pewno nie pozwolę uciec ci samej.
Przyciągnął ją do siebie za trzymaną rękę, a drugą objął ją w talii. Przez ułamek sekundy patrzył jej prosto w przestraszone oczy, po czym delikatnie pocałował jej usta. Trzymał ją mocno i całował, dopóki jej dłoń nie zatopiła się w jego włosach.
– Nie możemy… – szepnęła, ale przylgnęła do niego jeszcze bardziej.
Check me in and check me out
– Jeśli uciekamy, to nic nas nie powstrzyma.
Chciała w to wierzyć. Chociaż raz chciała znów poczuć, że jest w pełni mocy. Jeszcze raz mieć pewność, że nie jest światu nic winna. Gdzieś z tyłu głowy błąkała jej się myśl, że słono zapłaci za tą kradzioną chwilę bezpieczeństwa, ale nie dbała o to. Nie mogła ciągle myśleć, że nie należy jej się odrobina szczęścia. Odwzajemniała pocałunki Kise coraz śmielej, popychając chłopaka w stronę biurka, na którym w końcu usiadł, przyciągając ją do siebie. Jego dłonie powoli wodziły po jej ciele, a kiedy przeniósł usta na jej szyję, westchnęła głośno, prawie dławiąc się powietrzem.
Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej tego brakowało. Bliskości i adrenaliny. Nienawidziła stagnacji i rutyny, więc trochę na własne życzenie wodziła Kise na pokuszenie. Aż wreszcie chłopak zdecydował się wziąć to, czego chciał. Nie spieszył się z tym jednak, powoli poznając ciało pani kapitan dotykając ją delikatnie przez kimono.
To Minako była tą niecierpliwą, trzęsącymi rękami dobierając się do obi swojego porucznika. Warknęła, kiedy nie mogła rozwiązać supła. Zbyt skupiona na swoim zadaniu oraz pieszczotach, jakie płynęły z ust Kise na jej szyję i barki, nie usłyszała pukania do drzwi.
– Ej, Ryża, jeste… O MÓJ BOŻE!
Kurosaki odskoczyła od Ryouty jak oparzona, słysząc znajomy głos. Przez ułamek sekundy miała ochotę rozszarpać Abarai’a gołymi rękoma, ale gdy ujrzała, jak jej przyjaciel przyciska dłonie do oczu, parsknęła śmiechem.
– Czego chcesz, szmato? – zapytała od niechcenia, jakby nigdy nic.
– Na pewno nie oślepnąć… – Renji skrzywił się, ale odsłonił oczy.
– Jakbyś nigdy nie widział mnie nago.
– Och, więc wreszcie przyznajesz oficjalnie, że się ze mną przespałaś?
– Nadal nie pamiętam, ale do porażek trzeba się przyznawać. – Ruda posłała Renji’emu oczko gratulując sobie w duchu wygranej potyczki.
– Nieważne, mamy problem, Mina. – Kapitan Ósemki szybko spoważniał. – Ikari dzwoniła.
– Co się stało?
Telefon z piętra niżej nigdy nie wróżył nic dobrego. Ikari kontaktowała się z przyjaciółmi niezwykle rzadko, a kiedy to robiła sytuacja zwykle była bardzo poważna. I skoro od razu rozmawiała z Renjim, musieli wyruszać natychmiast.
– Prosiła, bym ci nie mówił,… ale chodzi o Netami.
– Co z nią?!
– Ponoć znalazła zanpakutou.
Podróż z Seiretei do Hueco Mundo była czymś niebezpiecznym dla Shinigami. Zbyt duże stężenie wrogich reiatsu niezwykle obciążała dusze i wbrew pozorom, bogowie o stopniu kapitana przeżywali to najbardziej. Niemniej, nic nie było ważniejsze od Netami. Informacja o jej rzekomym uwolnieniu miecza tak bardzo poruszyła jej rodziców chrzestnych, że bez poinformowania kogokolwiek wyruszyli do Las Noches. Są sprawy ważne i ważniejsze.
Do you like walking in the rain
– Ona ma dopiero sześć lat… – westchnęła Minako, gdy przemierzali szybkim krokiem ciemny korytarz przywodzący na myśl wnętrze ogromnego żołądka.
– Dlatego też mnie to nie dziwi. – Renji spojrzał na przyjaciółkę z ukosa. – Te pieprzone szóstki są wszędzie.
– To nie mogła poczekać do swoich szesnastych urodzin?
– Przecież to nie jej wina.
– Wiem, dlatego zamierzam najpierw opierdolić jej szanownego ojczulka, bo to pewnie przez niego cały ten ambaras.
Kurosaki była święcie przekonana, że Grimmjow sam podsuwał swojej córce kolejne miecze, by jak najszybciej uwolniła swoją moc. Przecież jego następczyni tronu musiała być potężna.
– Ale czekaj. – Minako zatrzymała się w półkroku, nagle zdając sobie sprawę z ważnego faktu. – Zanpakutou?
– Co, zanpakuto? – Abarai zmarszczył brwi.
– Powiedziałeś, że Netami znalazła zanpakutou.
– No tak.
– Myśl, Renji. – Kurosaki pstryknęła palcami, jakby to miało poruszyć procesy myślowe pod kopułą Abaraia. – Netami jest trzy czwarte arrancarem. Jak to możliwe, że nie ma w sobie ani krzty… ciemności? Nie ma żadnej zwierzęcej cechy i żadnej dziury.
Dopiero po chwili wytatuowane brwi Renjiego podniosły się w górę czoła, gdy zrozumiał, co Minako miała na myśli.
– Nie, to nie możliwe – Abarai potrząsnął głową.
– Tak, to możliwe. Netami nie jest córką Grimmjowa. – Słowa Minako zawisły na moment w powietrzu, po czym kobieta znowu ruszyła przed siebie, tym razem szybszym krokiem, chcąc jak najszybciej dotrzeć nie tylko do Las Noches, ale także do prawdy. – To wszystko się zgadza, Renji. Bo jak inaczej wytłumaczysz fakt, że tylko ćwierć Shinigami w tak młodym wieku uwolniło swój miecz?
When you think of love, do you think of pain
Renji Abarai nie wiedział, czy chciał wierzyć w teorię swojej przyjaciółki. Choć w jakimś stopniu była logiczna, to przecież jedyną osobą, z którą spała Ikari Jaeggerjack oprócz Grimmjowa, był on, były porucznik Dywizji Szóstej. Do tego, Netami nie miała czerwonych włosów, ani żadnej cechy, którą przypominałaby Renjiego. Wręcz przeciwnie, nosiła długie, niebieskie warkocze, a jej uśmiech był wręcz kopią rozciągniętych szyderczo ust Króla Hueco Mundo.
– Nie ma chuja, to nie moje dziecko – żachnął się Abarai, wznawiając szybki marsz przez Reishihenkanki.
– A czy ja powiedziałam, że to twoje? – Minako dorównała kroku przyjacielowi.
– Nie rób z Ikari dziwki.
– Nie robię z niej dziwki, jest wolną kobietą, może sypiać z kim jej się żywnie podoba!
– Więc komu, twoim zdaniem, mogła jeszcze dać dupy?
– Mnie się pytasz? – Kurosaki wzruszyła ramionami – Ja jej do łóżka nie zaglądam, nie nazywam się Urahara. Po za tym, pragnę ci przypomnieć, że na krótko przed wojną Ikari zniknęła nam z pola widzenia i do dzisiaj nie wiemy, gdzie i z kim się szlajała.
– Ciekaw jestem, jak Ikari zareaguje na twoją teorię.
– Chyba nie myślisz, że jej to powiem.
– Może ty nie, ale ja na pewno.
– Nie zrobisz tego.
– Oczywiście, że zrobię.
– Chuj z ciebie.
Dla Shinigami przywiązanie jest jak choroba. Osłabia go. Jeśli to coś poważnego, skończy się śmiercią. Nie inaczej było z Ikari Jaeggerjaquez, która przywiązanie do śmiertelnego wroga, jakim dla Bogów Śmierci byli Arrancarzy, przypłaciła życiem. Choć wcale nie uważała, by jej śmierć była ceną za to, co od życia dostała. Bo przecież sama wybrała życie z hollowem wewnątrz siebie. Postawiła na walkę o byt i to była zapłata za istnienie. Jednak, czy wszystko musiało opierać się na równowartej wymianie? Przecież sami nie decydowaliśmy o życiu na tym padole łez i gnoju, a to, że staraliśmy się przeżyć, nie powinno mieć żadnej ceny.
Czasami Ikari jednak żałowała, że w kulminacyjnym momencie wojny zwanej Drogą Zniszczenia Kisuke Urahara zdołał przywrócić ją do życia. Gdyby wtedy zginęła Hollow o imieniu Kirai, któremu pozwoliła zamieszkać w sobie, umarłby razem z nią. A tak, w tym momencie miała wrażenie, że nawiedziło ją bardzo chujowe deja vu, tylko że… od drugiej strony.
– Grimmjow, do kurwy… – Była w takim szoku, że ciężko przychodziło jej wypowiedzenie jakichkolwiek słów. – Co to, do kurwy jasnej, jest?
– Jak to co. – Jaeggerjaquez wzruszył ramionami. – Zanpakutou.
Tak, Miecz Ikari widziała. Co bardziej ją zdziwiło, to fakt, że trzymała go jej własna, rodzona córka. Jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, iż kolory uwolnienia miecza przypominały tęczę. A to nie zwiastowało nic dobrego.
– Czy ty widzisz, jak to wygląda?!
You can tell me what you see
Dla zwykłego obserwatora sześcioletnia Netami z pierwszym uwolnieniem miecza na pewno wyglądała pięknie. Malutkie, kręcone rogi wystawały z obu jej skroni. Białe arrancarskie szaty przyjęły kolory tęczy i o takich samych kolorach były wstążki, które zwisały z jej nadgarstków. Jednak największą uwagę przyciągał pierzasty, cienki ogon, zakończony ostro jak brzytwa, przywodzącym na myśl liść.
W normalnym przypadku, Ikari cieszyłaby się, gdyby jej córka tak wczesnie uwolniła miecz, jednak w to, co widziała przerażało ją. Chciała wierzyć w to, że Kirai został pokonany, że już nigdy nie zobaczy go na oczy. Nie mogła uwierzyć, że jej własna córka zdołała zrobić z Hollowa swoje zankaputou, bo na to wyglądało.
– Zobacz, mama! – Netami pomachała z radością oplecionymi w różnokolorowe wstążki rękami. – Są cudowne!
Sama Ikari nie potrafiła podzielić radości córki. Na widok tych wszystkich kolorów robiło się jej niedobrze i musiała sięgnąć do swoich skroni by sprawdzić, czy rogi nie wyrosły ponownie. Nie potrafiła uwierzyć własnym oczom. A poczucie winy zaczęło palić ją jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Miała wrażenie, że znowu znajduje się na łące porośniętej bazylią, a przed nią siedzi nikt inny, jak Kirai.
– Netami, coś ty narobiła…
Powinna jakoś zareagować. Kazać córce zamknąć miecz, a samej go zapieczętować. Zakopać w piaskach Hueco Mundo, by nikt nigdy go nie znalazł. Najlepiej pod tym jedynym na pustyni krzakiem Belladony, by jej trucizna z owoców zatruła mieszkającego w mieczu Hollowa.
Ale zamiast tego, wybrała najgorszą opcję. Po prostu uciekła. Wybiegła z Sali tronowej i zaczęła gnać przez zimne korytarze Las Noches, mając przed oczami pieprzone Deja Vu.
– Ikarrri! Stój!
Znów słyszała ryk Grimmjowa za sobą. Lecz tym razem nie tylko on ją gonił.
– Mamusiu! – słodki głos Netami mroził krew w żyła Ikari. – Gdzie poszłaś?
Choć wciąż starała się ze wszystkich sił znaleźć się jak najdalej, nawoływania jej córki słyszała na tyle wyraźnie, jakby dziewczynka stała tuż za nią. Coś jednak jej podpowiadało, że to wcale nie była Netami.
– Mamo… dlaczego uciekasz?
Czuła, jak każdy oddech rozrywa jej płuca, ale wiedziała, że nie może przestać biec. Nie może pozwolić na to, by znów ją dopadł. Miała wrażenie, że znów ucieka, ratując się jak te niemalże dziesięć lat temu. Jeszcze tylko brakowało tu tej rudej…
TRACH.
Siła uderzenia odrzuciła Ikari na parę metrów w tył. Huknęła z impetem na posadzkę, a krew buchnęła z rozbitego nosa. Czując metaliczny posmak, wypluła posokę i skrzywiła się, próbując dźwignąć się na nogi. Spojrzała zmrużonymi oczami przed siebie, by sprawdzić, na co wpadła.
– Mina?! Co ty tu robisz?
– To chyba ja powinnam ciebie o to spytać. – Kurosaki rozcierała bolące biodro, na które upadła. – Dlaczego uciekasz? (WHY ARE YOU RUNNING?! XDDD)
– No bo… – urwała, zasłaniając twarz ramieniem.
To samo uczyniła Minako, gdyż jedna ze ścian korytarza wybuchła na skutek eksplozji, która wstrząsnęła zamkiem Las Noches. Choć siła odrzutu była silna, to kobiety ustały na nogach, a gdy tylko kurz i lecące we wszystkie strony białe cegły opadły, spojrzały w stronę epicentrum wybuchu.
– Mamusiu, znalazłam cię!
– Co to, do kurwy, jest…? – wymamrotała Minako widząc skąpaną w kolorach tęczy Netami. – Renji wspomniał, że mała znalazła miecz, ale o uwolnieniu nic nie mówił…
Kurosaki zdawała się być w jeszcze większym szoku, niż Ikari. Niebieskowłosa prychnęła, czując nagłą wściekłość na czerwonego ananasa.
– Mówiłam kretynowi, żeby trzymał gębę na kłódkę.
I will choose what I believe
– Wiedziałaś o tym?! – Minako wskazała na Netami, która właśnie odrzucała ogonem leżące pod jej stopami cegły.
– Oczywiście, że nie! Poinformowałam Abaraia, że młoda znalazła miecz! Nie wiedziałam, że jej uwolnieniem jest… TO!
– Jest co, mamo? – zapytała Netami, przekrzywiając głowę.
Głos dziewczynki był tak samo radosny, jak każdego innego dnia. I to właśnie przerażało obie kobiety, które w osłupieniu patrzyły na zbliżające się coraz bardziej demoniczne dziecko.
– Netami, kochanie… – Pierwsza głos odzyskała Minako. – Mogłabyś schować miecz?
– Ale dlaczego? – Dziewczynka wykrzywiła usteczka w podkówkę. – Mój przyjaciel chciał się przywitać z mamą!
– Przy… przyjaciel?
– Kirai, oczywiście!

2 komentarze:

  1. kojarze bohaterow z innego tekstu, ale nie wiedze poprzedniego tekstow w twoich seriach. Musze sie przyzwyczaic do tych imion (Japonskie prawda?). Haha z rodzina najlepiej na zdejciu :D "Lepiej być znanym pijakiem, niż anonimowym alkoholikiem." - jest w tym sens. im dalej czytam, tym bardziej zdaje sobie sprawe, jak rozbudowane jest to uniwersum i jak wiele o nim jeszcze nie wiem. Jest sport i sa bogowie i o wiele wiecej niz podejrzewalam. Wciaga mnie ta historia. Ikari znam ja, znam, a przynajmniej kojarze z innych tekstow:) niektore okreslenia ktoreych uzywasz powalaja mnie na ziemnie ( w dobrym znaczeniu) np: pederasta w klapkach, banan od ucha do ucha :) W pewnym momencie chyba sie pogubilam, a moze nie: tak wiec, polowa zawodnikow nie zyje ale musza ich odnalezc, czy chodzi o ich dusze, czy moga ich wyciagnac z miejsca do kotrego trafili po to aby powrocili do zycia i zagrali mecz? Podpisałam pakt z Uraharą - czy chodzi o zdrade? robi sie gesta atmosfera... Teksty rudej i Renji'ego znowu mnie powalily, to juz poraz drugi ;) przemina Netami, jesli tak to mozna nazwac, lub przedwczesne pojawienie sie zdolnosci, moze duzo namieszac lub tez wiele wyjasnic, ciekawe jak to sie rozwinie. o ja pierdole ale oni jada po sobie po mistrzowsku. Ta scena z Iraki i jej coreczka, az groza zawialo, czytalam z oczami jak piec lotych. przyjaciel? hmm, niezly tekst i mam nadzieje na kontynuacje w najblizszym czasie dobre ci zrobily te bezsenne noce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde. Zatęskniłam za droga. Za grimmjowem. Kurde.
    Jak to nie jego dziecko?! Tch. Ja im kurwa zrobię komu dała dupy. Co za pomówienia. No i w końcu dlaczego ikari złożyła wniosek o ponowne przyjęcie, kiedy ma niezły burdel u siebie.
    Tak mało grimmjowa. Yezu tęsknię za tym sukinsynem. Za rozdziałem, w którym on i Ikari postanawiają ze sobą zamieszkac. Jak do tego doszło. Czy wziął ja za rękę i wepchnął do najniżej położonej komnaty po tym jak już uprzątnęli z zamku aizena? Czy ona sama rozsiadła się na jego włościach?
    Netami wyszła super. Połączenie kirasia z zanpakuto popieram.
    Trochę patetycznie. Dużo analizy wnętrz bohaterów, ich emocji, myśli. Może, czasem spróbowałabym więcej jeszcze pokazać przez ich zachowanie, niż podawać to jako opis, ya know. Czyny, nie słowa. Riota patosem poleciał po całości! Jego gadka o nie szanowaniu się - skąd ten wniosek? Trochę wyrwana z kontekstu wydaje mi się jego gadka. On niech lepiej od razu przechodzi do rozbierania, niech gadanie zostawi innym.
    Dużo tych kapitanów się zrobiło. Renji objął ósemkę? Jak?
    I co z Toshiro?
    Kurwa. Naprawdę tęsknię teraz za Droga
    I to twoja wina, szmato.
    Nazwanie wojny Droga Zniszczenia super. Tylko czemu za każdym razem doklejasz "tak zwana"? Psujesz sb efekt xd i czy ja kiedyś przeczytam tekst w którym nie padnie hasło "napoje aspirujące do miana alkoholowych"? Wiesz ze nadużywasz tego zdania? Xd
    Płynnie i gladkom. Poruszyłaś wilcze serce. Teraz będę słyszeć zew. Drogi. A droga wiedzie w przód i w przód. Choć się zaczela tuż za progiem. I w dal przede mną mnie na wschód.
    A ja wciąż za nią.
    Tak jak mogę.

    OdpowiedzUsuń