MYŚL W GŁĘBI MNIE
Jeśli
było coś, co mogło pasować do najpiękniejszego wschodu słońca, jakie człowiek
jest w stanie sobie wyobrazić, to właśnie ona. Moja najlepsza przyjaciółka,
która odrobinę ryzykowała swoją zawodową karierą, by być ze mną w tym kraju z
dala od ojczyzny i pracować właściwie przez moje widzimisię. Do tego na nic nie
narzekała, choć pierwsza połowa pobytu w Hiszpanii nie była dla niej najlepsza.
Poza byciem dla mnie tłumaczem Rosabeth stawała się wieczorami niańkę dla mojej
pani edytor, która nie potrafiła o siebie zadbać jak należy i potrzebowała
wsparcia. Więc moja przyjaciółka była tym wsparciem, a ja czułem wyrzuty
sumienia, że musi robić coś takiego.
Ale byłem jej również niesamowicie wdzięczny za to, że tu jest. Gdyby nie jej towarzystwo, już dawno bym się poddał i zakończył ten wyjazd, niszcząc tym samym plany moim hiszpańskim wydawcom i łamiąc serca licznym fanom, jakich tu miałem. Poza tym, im dłużej przebywałem z Rosabeth, tym bardziej nie umiałem walczyć z tym, co do niej czułem. Coraz bardziej się w niej zakochiwałem, a teraz, kiedy była w moim pokoju, nie potrafiłem zapanować nad swoim sercem.
Nie umiałem powiedzieć, dlaczego tak za każdym razem na nią reaguję. Przecież moja miłość nie pojawiła się niedawno, a trwała już jakiś czas, tylko ja nie chciałem się do tego przyznać. Po prostu tak było, a ja nauczyłem się, że nie na każde pytanie koniecznie muszę znaleźć odpowiedź.
Stała przy stole, nie patrzyła na ekran, tylko na mnie, a jej kasztanowe włosy zdawały się świecić w promieniach słońca.
Aż zaparło mi dech w piersi na ten widok.
– Jesteś piękna – powiedziałem z głębi serca, na co tłumacz uśmiechnęła się delikatnie.
– Dziękuję. To co teraz tworzysz?
– Piszę.
Przewróciła oczami i zasiadła naprzeciwko miejsca, gdzie poprzednio siedziałem.
– To widzę. A o czym piszesz tym razem?
– O tobie. – Nie zdołałem ugryźć się w porę w język. – O mnie. O nas.
W oczach kobiety pojawił się dziwny błysk.
– Opowiedz mi o tym. – Brzmiała na naprawdę zainteresowaną. – Do śniadania mamy jeszcze dość czasu, zobaczmy, co tam napisałeś.
Lekko speszony, iż chce wniknąć w coś, co dla mnie dopiero zaczynało mieć jako tako ręce i nogi, zbliżyłem się do stołu i usiadłem przed laptopem. Potrzebowałem kilku sekund, by znaleźć ten fragment, który mogłem jej zaprezentować, bo byłem z niego dość zadowolony, by przedstawić opinii najlepszej przyjaciółki.
– Dobrze, mam coś. – Potrzebowałem odchrząknąć, nim zacznę czytać. Miałem nadzieję, że kobieta nie wyśmieje mnie, kiedy będę to robił, naprawdę nie była to moja ulubiona czynność, wolałem, kiedy ona to robiła. – To wstępny czwarty rozdział, byś poznała trochę bohaterów, ale nie wiedziała jeszcze, skąd się wzięli.
– Czwarty? Dlaczego akurat czwarty? – zapytała, a ja spojrzałem na nią i zapatrzyłem się w lekko kpiący uśmiech.
– Bo cztery to twoja ulubiona cyfra – odpowiedziałem, czując się głupio.
Albo mi się wydawało, albo lekko się zarumieniła. Wyglądała jeszcze piękniej, nic dziwnego, że moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe.
– Okej, niech będzie rozdział czwarty. Zaczynaj, mi amigo.
Kiwnąłem głową, powiększyłem sobie nieco obraz, by dokładnie widzieć, co żem tam wymyślił, i wypowiedziałem pierwsze słowo, a świt stawał się porankiem.
Dotarła na miejsce spóźniona, z tego
względu nie bawiła się w jakieś dzwonienie do drzwi czy pukanie. Po prostu
otworzyła sobie zapasowym kluczem i weszła do mieszkania jak do siebie. Jedyne,
co zrobiła innego niż w swoich czterech ścianach, to wydała z siebie okrzyk, by
druga osoba, która powinna już być, nie miała wątpliwości, iż kobieta dotarła.
– Cześć, już jestem!
Czekał na nią. Do tego, przez tych kilkanaście minut zwłoki, zaczął się o nią poważnie martwić. Obiecała mu, że będzie na czas, że go nie zawiedzie. Tak bardzo nie chciał, by wydarzenia z przeszłości się powtórzyły. Niedawno ryzykowała, a zaledwie przedwczoraj znowu wpakowała się w jakąś kabałę. Nie znał jeszcze jej szczegółów, ale już czuł, iż nie było to nic dobrego. Jednak nie zamierzał pytać o to od razu, w końcu ich spotkanie miało trwać kilka godzin.
Wyszedł z kuchni, w której właśnie szykował dla nich obiad, do przedpokoju, gdzie patrzył, jak przyjaciółka ściąga buty i odwiesza kurtkę na komodę. Wystarczyło, że dojrzał kołnierzyk koszuli, a skrzywił się pod nosem.
Nie lubił, kiedy tak się ubierała. Ta długa koszula, która wisiała na jej odchudzonym ciele, jego zdaniem nie mogła zapewnić jej bezpieczeństwa, choć kobieta uważała inaczej. Mówiła, że kiedy ją zakłada, czuje, jakby miała na sobie zbroję, pancerz, przez który nic nie przeniknie. Jemu przypominała te koszule, które widywał w pracy, które musiał rozcinać nożyczkami, by dostać się do pokieroszowanego ciała denata. Kojarzyła mu się z pracą i krwią, a jak wiadomo, praca powinna pozostać poza domem, by człowiek mógl sobie odpocząć. Boże, dlaczego jemu nie było to dane?
Nie wszystko można mieć w życiu, należy zaś dbać o to, co się posiada. Zgodnie z tymi słowami, które usłyszał lata temu od swojego nauczyciela etyki, dbał, by wszystkim w jego otoczeniu było dobrze. A przynajmniej się starał. To dlatego zaprosił przyjaciółkę na obiad – chciał mieć pewność, że kobieta nie zapomina o posiłkach i w ogóle pożywia się dobrze, a nie jakimiś śmieciowymi rzeczami. Choć bardziej to on był skłonny sięgnąć w chwili pośpiechu po hamburgera, ona umiała wyodrębnić tyle czasu, by przygotować sobie jakiś posiłek. Nieważne.
– Witaj – przywitał się i od razu zganił w myślach. Przecież to nie było odpowiednie słowo w tej sytuacji. W pracy i owszem, ale tutaj miał do czynienia ze swoją bratnią duszą, mógł powitać ją inaczej. Trudno, przepadło. – Mam nadzieję, że jesteś głodna.
– I to jak. – Uśmiechnęła się do niego i zbliżyła do kuchni. – A co dobrego przygotowałeś? Pachnie, jakbyś robił makaron z sosem. Czuję bazylię i pomidory...
Od zawsze miała dobry węch, to dlatego postanowiła związać swoją przyszłość z zapachami. A że od perfum wolała kwiaty, została florystką i tworzyła bukiety pachnące tak pięknie, że klienci od samego początku pchali się do jej kwiaciarni drzwiami i oknami. Cieszył się, że tak jej się powodzi, choć jednocześnie się o nią martwił.
Zawsze będzie się o nią martwił, na to sam się zdecydował. Ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
– Zgadza się – przytaknął. – Właśnie kończę doprawiać sos. Jeśli chcesz pomóc, możesz wyciągnąć talerze.
– Już się robi.
Nie musieli mówić cokolwiek, by działać zgodnie i nie wchodzić sobie w paradę. Nauczyli się działać jak jeden organizm w tak wielu sytuacjach, że wspólne dokończenie obiadu nie mogło przynieść żadnych problemów.
Po kilkunastu minutach zasiedli przy tym małym stole, jaki zdołał się zmieścić w równie niewielkiej kuchni. Kiedy ona od razu wzięła się do jedzenia – jak mówiła, naprawdę była głodna – on wolał wpierw się jej poprzyglądać, sprawdzić, czy od ostatniego spotkania zbytnio się nie zmieniła. Nie pojawiła się żadna blizna, jaka mogła się ostać po upadku z roweru, pod jej ładnymi oczami nie było żadnych cieni, nie było również żadnej opuchlizny... Wyglądała tak samo zdrowo jak ostatnio.
Dopiero po upewnieniu się mógł zabrać się do konsumpcji. A przyjaciółka mogła zadać mu pytanie:
– Co się wczoraj wydarzyło? Dlaczego było ich dwoje?
Początkowo nie wiedział, o co pyta, dopiero kiedy udało mu się poradzić sobie z pierwszą nałożoną na łyżkę porcją makaronu, zdołał zrozumieć, iż kobieta jest ciekawa wczorajszego wypadku, który wstrząsnął miastem, z którego ofiary musiały trafić w jego ręce, bo był tu jedynym patomorfologiem będącym biegłym sądowym.
Przełknął, co miał przełknąć, i odłożył sztućce na bok. Nie stracił apetytu, bo przywykł, że podczas jedzenia mówi się przy nim o naprawdę paskudnych rzeczach – taka praca, a kanapka zjedzona przy trupie to mała norma – po prostu chciał zachować się profesjonalnie, bo to też była część jego. A przynajmniej starał się, by inni zawsze mieli go za kompetentnego.
– Masz na myśli ten wypadek samochodowy, do którego doszło wczoraj po piątej popołudniu w ścisłym centrum, gdzie dwie osoby zginęły, a jedna została ranna? – chciał się upewnić.
Kobieta była już w połowie swojego obiadu, spojrzała na niego znad talerza i przytaknęła ruchem głową.
– A to był wczoraj jeszcze jakiś inny wypadek?
Mógł się spodziewać, że o to zapyta, w końcu lubiła łapać za słówka, poprawiać czy też drążyć, jeśli coś ją zainteresowało w czyjeś wypowiedzi, a okazywało się być dla niej za mało satysfakcjonujące.
Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w kierunku okna, przez które wpadały promienie słońca i czyniły to pomieszczenie nieco przyjemniejszym w wizualnym odbiorze.
– Nie, nie było, tylko ten jeden. Jak podały media, na miejscu zginęła jedna osoba. Druga zmarła podczas transportu w szpitalu, podczas jazdy na stół operacyjny. Niestety, zapadło jej się płuco, które zostało przebite metalową pałeczką podczas zderzenia. Nie było zbyt dużych szans na ratunek. Niestety.
Pokiwała głową i westchnęła ciężko. Starała się nie dać tego po sobie poznać, ale zawsze, kiedy słyszała, iż gdzieś w okolicy ktoś zginął, robiło jej się potwornie przykro, a modlitwa za duszę tragicznie zmarłych sama pojawiała w głowie i była w niej odmawiana.
– To bardzo smutne – odpowiedziała. – I straszne. W jednej chwili człowiek sobie jedzie, podróżuje z członkiem rodziny czy przyjacielem, a sekundy później już go nie ma i to niekoniecznie z jego winy! – Mógłby przysiąc, że do jej oczu napłynęły łzy, którym nie dała popłynąć, mrugając trochę szybciej niż zazwyczaj. – Dlaczego jest taka niesprawiedliwość? – zapytała, patrząc na niego. – To mi się nie podoba w tym świecie. Że mimo całej tej gadki, to człowiek nie ma kontroli nad niczym, tylko mu się wmawia, że może ją mieć.
Uwielbiał z nią rozmawiać właśnie dlatego, że była jedyną osobą, z którą tak po prostu mógł dzielić się myślami i opiniami na przeróżne tematy, rozmawiać o ideach, dyskutować o rozwiązaniach wielu problemów społecznych i ekonomicznych, a także o pierdołach, jak na przykład o popularnych w sieci memach, i w tym wszystkim mógł być sobą. Sprawiała, że mógł istnieć tak, jak tego chciał.
– Nie my tak go skonstruowaliśmy – zauważył. – Możemy starać się coś zmienić, ale też nie zawsze się nam uda.
– No właśnie. – Westchnęła , a po policzku popłynęła jedna łza, która zdołała przedrzeć się przez mur. Starła ją szybko grzbietem dłoni. – No nic, porzućmy ten temat, bo się rozkleję i wpadnę w melancholię, a to miało być radosne popołudnie. – Spróbowała się uśmiechnąć. – A tak w ogóle... Przemyślałeś moją propozycję?
Prawie zakrztusił się pomidorem, gdy to usłyszał. Zaczął kaszleć i musiał wypić łyk wody, by dojść do siebie. Naprawdę nie spodziewał się, że właśnie dzisiaj, właśnie teraz ona wróci do tego, o czym rozmawiali przez telefon w ubiegłym tygodniu, kiedy oboje byli na tyle zajęci, że nie mogli się spotkać. Spojrzał na nią i zarumienił się, bo ona naprawdę oczekiwała odpowiedzi. A on nie była pewien, jak ta powinna brzmieć, by była najbardziej akceptowaną.
Zaprosiła go na wspólny wyjazd nad morze na dwa tygodnie. Tylko ich dwójka. A przecież nie byli parą, to nie powinno więc mieć miejsca. Gdyby jechał ktoś jeszcze, nie wahałby się, ale taki wypad? Jak kochał morze, jak czuł coś pięknego do tej kobiety, tak nie umiał się przemóc, by się zgodzić i jechać. Bo to mogło się skończyć naprawdę różnie.
Poza tym miał inne obawy. Nie był kimś świętym, czasami myślał nawet, że nie jest dość dobrym człowiekiem, by inni go lubili. Dlaczego ona nie chciała tego dostrzegać? Dla niej świat miał chyba więcej kolorowych odcieni niż dla niego.
– Nie potrafię być tym, kim chciałabyś, abym był. Nie potrafię spojrzeć ci w twarz i wytrzymać twoje spojrzenie, gdy czekasz na odpowiedź – wyszeptał, przymykając oczy. – Bo ja nie potrafię być odpowiedzią na twoją modlitwę. – Jakoś znalazł w sobie odwagę, by powiedzieć jej właśnie teraz to, co o sobie myśli. – Dlaczego więc nadal jesteś tuż obok? Co trzyma cię stale przy mnie? Dlaczego?
Zaśmiała się i odłożyła widelec na stół obok talerza po tak pięknie pachnącym obiadzie.
– Dlaczego myślisz, że zawsze musi być odpowiedź na wszystko? Po prostu zawsze jestem obok, bo tu jest mi najlepiej. – W przeciwieństwie do przyjaciela umiała patrzeć mu w oczy zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji. – Tu mogę być sobą, a tego tak często potrzebuję. Nie musisz doszukiwać się w tym czegoś więcej. I pod żadnym pozorem nie możesz myśleć o tym, że nie jesteś kimś, kim powinieneś moim zdaniem być. Jesteś sobą, takiego właśnie cię lubię – wyznała i wróciła do konsumpcji pozostałości jakże wspaniałego, choć prostego, posiłku.
On nie potrafił zrobić nawet tego. Patrzył na nią, a coś w okolicach jego serca zamieniło się w ciepło. Nie spodziewał się usłyszeć z jej ust podobnych słów, nie wiedział więc, jak teraz zareagować. Ale czuł, że od tego dnia zwykłe i jakże banalne spaghetti będzie mu się kojarzyło zupełnie inaczej. I nie Włochy będą przychodziły mu na myśl, a właśnie ta, siedząca naprzeciwko niego, kobieta.
– Mam nadzieję, że po obiedzie dasz się wyciągnąć na spacer – odezwała się po tym, jak nie zostawiła na talerzu nic, co można by jeszcze zjeść. – Wiesz, że dzisiaj to ty miałeś zaplanować popołudnie, ale potrzebuję pójść w jedno miejsce. Czy to bardzo zburzy twoje plany?
Wyglądała na zmartwioną tym, że coś się może nie udać. Jakby go nie znała i nie wiedziała, że zawsze robi wszystko, by jej było dobrze.
Uśmiechnął się do niej delikatnie.
– Nie, nie zburzy. Poza tym chętnie się przejdę, ostatnio brakuje mi świeżego powietrza.
Odpowiedziała równie ślicznym uśmiechem, wyglądała na odprężoną.
– To wspaniale! A jeśli już zjadłeś, to daj talerz. Pozmywam. I żadnych protestów.
Wiedział, że nie powinien z nią walczyć, bo jeśli chodzi o obowiązki domowe, zawsze z nią przegra. Podał jej więc naczynie i patrzył, jak ta bierze się za doprowadzenie go do porządku, a świat za oknem czekał, aż ta dwójka wyjdzie na spacer, by uczynić go jeszcze piękniejszym.
Mężczyzna patrzył na przyjaciółkę i uczył się jej widoku na pamięć. Tylko jedną myśl chował w głębi siebie. Myśl, że naprawdę musi ją kochać, skoro zgadza się na to wszystko. Na to zmywanie, zmianę planów, nawet na ten wyjazd, bo pewnie się na to zdecyduje. I tę myśl chciał jeszcze skrywać, by wyznać wszystko – niczym na spowiedzi – w chwili, która będzie dla nich najlepsza.
– Cześć, już jestem!
Czekał na nią. Do tego, przez tych kilkanaście minut zwłoki, zaczął się o nią poważnie martwić. Obiecała mu, że będzie na czas, że go nie zawiedzie. Tak bardzo nie chciał, by wydarzenia z przeszłości się powtórzyły. Niedawno ryzykowała, a zaledwie przedwczoraj znowu wpakowała się w jakąś kabałę. Nie znał jeszcze jej szczegółów, ale już czuł, iż nie było to nic dobrego. Jednak nie zamierzał pytać o to od razu, w końcu ich spotkanie miało trwać kilka godzin.
Wyszedł z kuchni, w której właśnie szykował dla nich obiad, do przedpokoju, gdzie patrzył, jak przyjaciółka ściąga buty i odwiesza kurtkę na komodę. Wystarczyło, że dojrzał kołnierzyk koszuli, a skrzywił się pod nosem.
Nie lubił, kiedy tak się ubierała. Ta długa koszula, która wisiała na jej odchudzonym ciele, jego zdaniem nie mogła zapewnić jej bezpieczeństwa, choć kobieta uważała inaczej. Mówiła, że kiedy ją zakłada, czuje, jakby miała na sobie zbroję, pancerz, przez który nic nie przeniknie. Jemu przypominała te koszule, które widywał w pracy, które musiał rozcinać nożyczkami, by dostać się do pokieroszowanego ciała denata. Kojarzyła mu się z pracą i krwią, a jak wiadomo, praca powinna pozostać poza domem, by człowiek mógl sobie odpocząć. Boże, dlaczego jemu nie było to dane?
Nie wszystko można mieć w życiu, należy zaś dbać o to, co się posiada. Zgodnie z tymi słowami, które usłyszał lata temu od swojego nauczyciela etyki, dbał, by wszystkim w jego otoczeniu było dobrze. A przynajmniej się starał. To dlatego zaprosił przyjaciółkę na obiad – chciał mieć pewność, że kobieta nie zapomina o posiłkach i w ogóle pożywia się dobrze, a nie jakimiś śmieciowymi rzeczami. Choć bardziej to on był skłonny sięgnąć w chwili pośpiechu po hamburgera, ona umiała wyodrębnić tyle czasu, by przygotować sobie jakiś posiłek. Nieważne.
– Witaj – przywitał się i od razu zganił w myślach. Przecież to nie było odpowiednie słowo w tej sytuacji. W pracy i owszem, ale tutaj miał do czynienia ze swoją bratnią duszą, mógł powitać ją inaczej. Trudno, przepadło. – Mam nadzieję, że jesteś głodna.
– I to jak. – Uśmiechnęła się do niego i zbliżyła do kuchni. – A co dobrego przygotowałeś? Pachnie, jakbyś robił makaron z sosem. Czuję bazylię i pomidory...
Od zawsze miała dobry węch, to dlatego postanowiła związać swoją przyszłość z zapachami. A że od perfum wolała kwiaty, została florystką i tworzyła bukiety pachnące tak pięknie, że klienci od samego początku pchali się do jej kwiaciarni drzwiami i oknami. Cieszył się, że tak jej się powodzi, choć jednocześnie się o nią martwił.
Zawsze będzie się o nią martwił, na to sam się zdecydował. Ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
– Zgadza się – przytaknął. – Właśnie kończę doprawiać sos. Jeśli chcesz pomóc, możesz wyciągnąć talerze.
– Już się robi.
Nie musieli mówić cokolwiek, by działać zgodnie i nie wchodzić sobie w paradę. Nauczyli się działać jak jeden organizm w tak wielu sytuacjach, że wspólne dokończenie obiadu nie mogło przynieść żadnych problemów.
Po kilkunastu minutach zasiedli przy tym małym stole, jaki zdołał się zmieścić w równie niewielkiej kuchni. Kiedy ona od razu wzięła się do jedzenia – jak mówiła, naprawdę była głodna – on wolał wpierw się jej poprzyglądać, sprawdzić, czy od ostatniego spotkania zbytnio się nie zmieniła. Nie pojawiła się żadna blizna, jaka mogła się ostać po upadku z roweru, pod jej ładnymi oczami nie było żadnych cieni, nie było również żadnej opuchlizny... Wyglądała tak samo zdrowo jak ostatnio.
Dopiero po upewnieniu się mógł zabrać się do konsumpcji. A przyjaciółka mogła zadać mu pytanie:
– Co się wczoraj wydarzyło? Dlaczego było ich dwoje?
Początkowo nie wiedział, o co pyta, dopiero kiedy udało mu się poradzić sobie z pierwszą nałożoną na łyżkę porcją makaronu, zdołał zrozumieć, iż kobieta jest ciekawa wczorajszego wypadku, który wstrząsnął miastem, z którego ofiary musiały trafić w jego ręce, bo był tu jedynym patomorfologiem będącym biegłym sądowym.
Przełknął, co miał przełknąć, i odłożył sztućce na bok. Nie stracił apetytu, bo przywykł, że podczas jedzenia mówi się przy nim o naprawdę paskudnych rzeczach – taka praca, a kanapka zjedzona przy trupie to mała norma – po prostu chciał zachować się profesjonalnie, bo to też była część jego. A przynajmniej starał się, by inni zawsze mieli go za kompetentnego.
– Masz na myśli ten wypadek samochodowy, do którego doszło wczoraj po piątej popołudniu w ścisłym centrum, gdzie dwie osoby zginęły, a jedna została ranna? – chciał się upewnić.
Kobieta była już w połowie swojego obiadu, spojrzała na niego znad talerza i przytaknęła ruchem głową.
– A to był wczoraj jeszcze jakiś inny wypadek?
Mógł się spodziewać, że o to zapyta, w końcu lubiła łapać za słówka, poprawiać czy też drążyć, jeśli coś ją zainteresowało w czyjeś wypowiedzi, a okazywało się być dla niej za mało satysfakcjonujące.
Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w kierunku okna, przez które wpadały promienie słońca i czyniły to pomieszczenie nieco przyjemniejszym w wizualnym odbiorze.
– Nie, nie było, tylko ten jeden. Jak podały media, na miejscu zginęła jedna osoba. Druga zmarła podczas transportu w szpitalu, podczas jazdy na stół operacyjny. Niestety, zapadło jej się płuco, które zostało przebite metalową pałeczką podczas zderzenia. Nie było zbyt dużych szans na ratunek. Niestety.
Pokiwała głową i westchnęła ciężko. Starała się nie dać tego po sobie poznać, ale zawsze, kiedy słyszała, iż gdzieś w okolicy ktoś zginął, robiło jej się potwornie przykro, a modlitwa za duszę tragicznie zmarłych sama pojawiała w głowie i była w niej odmawiana.
– To bardzo smutne – odpowiedziała. – I straszne. W jednej chwili człowiek sobie jedzie, podróżuje z członkiem rodziny czy przyjacielem, a sekundy później już go nie ma i to niekoniecznie z jego winy! – Mógłby przysiąc, że do jej oczu napłynęły łzy, którym nie dała popłynąć, mrugając trochę szybciej niż zazwyczaj. – Dlaczego jest taka niesprawiedliwość? – zapytała, patrząc na niego. – To mi się nie podoba w tym świecie. Że mimo całej tej gadki, to człowiek nie ma kontroli nad niczym, tylko mu się wmawia, że może ją mieć.
Uwielbiał z nią rozmawiać właśnie dlatego, że była jedyną osobą, z którą tak po prostu mógł dzielić się myślami i opiniami na przeróżne tematy, rozmawiać o ideach, dyskutować o rozwiązaniach wielu problemów społecznych i ekonomicznych, a także o pierdołach, jak na przykład o popularnych w sieci memach, i w tym wszystkim mógł być sobą. Sprawiała, że mógł istnieć tak, jak tego chciał.
– Nie my tak go skonstruowaliśmy – zauważył. – Możemy starać się coś zmienić, ale też nie zawsze się nam uda.
– No właśnie. – Westchnęła , a po policzku popłynęła jedna łza, która zdołała przedrzeć się przez mur. Starła ją szybko grzbietem dłoni. – No nic, porzućmy ten temat, bo się rozkleję i wpadnę w melancholię, a to miało być radosne popołudnie. – Spróbowała się uśmiechnąć. – A tak w ogóle... Przemyślałeś moją propozycję?
Prawie zakrztusił się pomidorem, gdy to usłyszał. Zaczął kaszleć i musiał wypić łyk wody, by dojść do siebie. Naprawdę nie spodziewał się, że właśnie dzisiaj, właśnie teraz ona wróci do tego, o czym rozmawiali przez telefon w ubiegłym tygodniu, kiedy oboje byli na tyle zajęci, że nie mogli się spotkać. Spojrzał na nią i zarumienił się, bo ona naprawdę oczekiwała odpowiedzi. A on nie była pewien, jak ta powinna brzmieć, by była najbardziej akceptowaną.
Zaprosiła go na wspólny wyjazd nad morze na dwa tygodnie. Tylko ich dwójka. A przecież nie byli parą, to nie powinno więc mieć miejsca. Gdyby jechał ktoś jeszcze, nie wahałby się, ale taki wypad? Jak kochał morze, jak czuł coś pięknego do tej kobiety, tak nie umiał się przemóc, by się zgodzić i jechać. Bo to mogło się skończyć naprawdę różnie.
Poza tym miał inne obawy. Nie był kimś świętym, czasami myślał nawet, że nie jest dość dobrym człowiekiem, by inni go lubili. Dlaczego ona nie chciała tego dostrzegać? Dla niej świat miał chyba więcej kolorowych odcieni niż dla niego.
– Nie potrafię być tym, kim chciałabyś, abym był. Nie potrafię spojrzeć ci w twarz i wytrzymać twoje spojrzenie, gdy czekasz na odpowiedź – wyszeptał, przymykając oczy. – Bo ja nie potrafię być odpowiedzią na twoją modlitwę. – Jakoś znalazł w sobie odwagę, by powiedzieć jej właśnie teraz to, co o sobie myśli. – Dlaczego więc nadal jesteś tuż obok? Co trzyma cię stale przy mnie? Dlaczego?
Zaśmiała się i odłożyła widelec na stół obok talerza po tak pięknie pachnącym obiadzie.
– Dlaczego myślisz, że zawsze musi być odpowiedź na wszystko? Po prostu zawsze jestem obok, bo tu jest mi najlepiej. – W przeciwieństwie do przyjaciela umiała patrzeć mu w oczy zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji. – Tu mogę być sobą, a tego tak często potrzebuję. Nie musisz doszukiwać się w tym czegoś więcej. I pod żadnym pozorem nie możesz myśleć o tym, że nie jesteś kimś, kim powinieneś moim zdaniem być. Jesteś sobą, takiego właśnie cię lubię – wyznała i wróciła do konsumpcji pozostałości jakże wspaniałego, choć prostego, posiłku.
On nie potrafił zrobić nawet tego. Patrzył na nią, a coś w okolicach jego serca zamieniło się w ciepło. Nie spodziewał się usłyszeć z jej ust podobnych słów, nie wiedział więc, jak teraz zareagować. Ale czuł, że od tego dnia zwykłe i jakże banalne spaghetti będzie mu się kojarzyło zupełnie inaczej. I nie Włochy będą przychodziły mu na myśl, a właśnie ta, siedząca naprzeciwko niego, kobieta.
– Mam nadzieję, że po obiedzie dasz się wyciągnąć na spacer – odezwała się po tym, jak nie zostawiła na talerzu nic, co można by jeszcze zjeść. – Wiesz, że dzisiaj to ty miałeś zaplanować popołudnie, ale potrzebuję pójść w jedno miejsce. Czy to bardzo zburzy twoje plany?
Wyglądała na zmartwioną tym, że coś się może nie udać. Jakby go nie znała i nie wiedziała, że zawsze robi wszystko, by jej było dobrze.
Uśmiechnął się do niej delikatnie.
– Nie, nie zburzy. Poza tym chętnie się przejdę, ostatnio brakuje mi świeżego powietrza.
Odpowiedziała równie ślicznym uśmiechem, wyglądała na odprężoną.
– To wspaniale! A jeśli już zjadłeś, to daj talerz. Pozmywam. I żadnych protestów.
Wiedział, że nie powinien z nią walczyć, bo jeśli chodzi o obowiązki domowe, zawsze z nią przegra. Podał jej więc naczynie i patrzył, jak ta bierze się za doprowadzenie go do porządku, a świat za oknem czekał, aż ta dwójka wyjdzie na spacer, by uczynić go jeszcze piękniejszym.
Mężczyzna patrzył na przyjaciółkę i uczył się jej widoku na pamięć. Tylko jedną myśl chował w głębi siebie. Myśl, że naprawdę musi ją kochać, skoro zgadza się na to wszystko. Na to zmywanie, zmianę planów, nawet na ten wyjazd, bo pewnie się na to zdecyduje. I tę myśl chciał jeszcze skrywać, by wyznać wszystko – niczym na spowiedzi – w chwili, która będzie dla nich najlepsza.
Na razie niewiele było romansu w
tym, co zaprezentowałem przyjaciółce, ale nie chciałem zdradzać się z nim zbyt
szybko. W tym przecież cała kwintensencja, by smakować historię powoli, po
kawałku i delektować się tą miłosną opowieścią, jaką stworzyłem.
Czekałem na jakąkolwiek reakcję, a otrzymałem jedynie ciszę. Nauczyłem się już jednak bycia cierpliwym, czekałem więc dalej.
Niebo traciło już swoje barwy, gdy Rosabeth zwróciła twarz w moją stronę i odezwała się, a ja ujrzałem łzy w jej dużych oczach.
– Jako dziecko myślałam czasami, że każdy z nas jest bohateem opowieści jakieś siły wyższej. Ty pokazałeś mi, że tak może być. Dziękuję.
Zaśmiała się i przetarła policzki, które stały się wilgotne.
– Przepraszam, ale zawsze płaczę, kiedy czytam twoje książki.
– Dlaczego?
Porzuciłem krzesło i zbliżyłem się do przyjaciółki, kucnąłem przy jej boku.
– Ponieważ są piękne. I dlatego, że pokazują mi, iż tak naprawdę, mimo naszej przyjaźni, niewiele o tobie wiem. Nie otwierasz duszy przede mną, ale rozczytujesz ją na łamach powieści. To między stronami kryjesz się prawdziwy ty. Miło jest cię tak poznawać. Dziękuję.
Uśmiechnęła się łagodnie, jeszcze raz przetarła policzki.
– Rosabeth... – Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Tłumaczyć, że ze wszystkich ludzi na świecie zna mnie najlepiej? Była tego świadoma.
Na Boga, dlaczego właśnie teraz straciłem słowa, które powinienem wydać?
– Myślę, że to będzie twój kolejny bestseller – zauważyła. – Pewnie Agnes będzie miała kilka uwag, ale jestem zdania, że podbijesz serca swoich fanek. Jak coś, piszę się na tłumaczenie.
To nie miało teraz znaczenia. O wiele ważniejsza od pisanej powieści była ta kobieta, która siedziała przy mnie, była moją opoką i moim własnym słońcem. Największą inspiracją w moim życiu.
– To dla ciebie – wyrwało mi się. – Myśl w głębi mnie to prezent dla ciebie. Nie jestem pewien, czy ją wydam, po prostu muszę ją pisać, by sobie poradzić...
Zawiesiłem głos, bo nie wiedziałem, czy powinienem to powiedzieć.
Tłumacz była zaciekawiona. Obróciła się w moją stronę, patrzyła na mnie i nadal się uśmiechała, z pozostałością łez na rzęsach.
– Z czym musisz sobie poradzić?
Serce tłukło mi się jak opętane, gdy dźwignąłem się lekko i zawiesiłem tuż przed twarzą Rosabeth.
– Z miłością do ciebie – wyszeptałem i pocałowałem ją.
No, prawie.
Byłem bardzo blisko jej ust, w chwili, kiedy szykowałem się, by je musnąć, ktoś zapukał do drzwi, a przyjaciółka odwróciła w ich stronę głowę, przez co moje wargi dotknęły jej policzka, dość blisko miejsca, gdzie miały wylądować.
Rosabeth wróciła spojrzeniem znowu na mnie, patrzyła zaskoczona, a róż zażenowania wykwitł na jej twarzy, czyniąc w tamtej chwili najbardziej uroczą istotą, jaką spotkałem.
– Hej, Keith! – zabrzmiało zza drzwi. – Nie śpisz już? Ej no, chodź na śniadanie! Widziałeś gdzieś Rosabeth? – Pukanie zabrzmiało jeszcze raz. – Wstałeś?!
Oczywiście, że wstałem. Ba, nawet już się przebrałem i trochę ogarnąłem, a w tej chwili byłem w najbardziej intymnej sytuacji z najlepszą przyjaciółką od czasu tamtej nocy, kiedy mnie pocałowała. Nie chciałem, by skończyła się za szybko, ale Agnes miała inne plany.
– Cześć, jestem! – zawołałem. – Daj mi pięć minut, to zejdę na śniadanie, możesz zająć nam już stolik!
– A co z Rosabeth? – Dobrze, że nie próbowała wejść do mojego apartamentu, bo by się pewnie zdziwiła, widząc w nim panią tłumacz.
– Pewnie poszła na spacer, niedługo zgłodnieje i też się zjawi na śniadaniu, nie martw się!
– Okej, to ja idę!
Patrzyłem na przyjaciółkę, ona patrzyła na mnie i tak oboje, w całkowitym milczeniu, czekaliśmy, aż edytor odejdzie spod drzwi. Musieliśmy się upewnić, że nam nie przerwie. Choć właściwie ta chwila już minęła.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Keith. – Kobieta chwyciła mnie za nadgarstek, kiedy dźwigałem się, by odejść i dać jej trochę przestrzeni.
– Tak?
Uśmiechnęła się łagodnie i wyciągnęła w moją stronę, jej usta wcale nie były aż tak daleko.
– Jeszcze będziesz miał szansę, a wtedy wykorzystaj ją w całości, dobrze?
Patrzyła wyczekująco, musiałem więc dać jej odpowiedź.
– Oczywiście, że ją wykorzystam. Inaczej się znienawidzę.
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, po czym wstała.
– No to chodźmy na to śniadanie. Mam nadzieję, że będzie coś naprawdę dobrego do zjedzenia.
Jeden moment przeminął, ale nikt nie mógł powiedzieć, że to ostatni taki między nami. Wolałem jak przyjaciółka wierzyć w to, że jeszcze będę miał okazję i wtedy nie tylko ją pocałuję, ale powiem, że kocham i że chcę wspólnego życia.
Bo jeśli tego nie zrobię, to ogolę się na łyso. To sobie obiecałem. I zamierzałem tego dotrzymać.
Czekałem na jakąkolwiek reakcję, a otrzymałem jedynie ciszę. Nauczyłem się już jednak bycia cierpliwym, czekałem więc dalej.
Niebo traciło już swoje barwy, gdy Rosabeth zwróciła twarz w moją stronę i odezwała się, a ja ujrzałem łzy w jej dużych oczach.
– Jako dziecko myślałam czasami, że każdy z nas jest bohateem opowieści jakieś siły wyższej. Ty pokazałeś mi, że tak może być. Dziękuję.
Zaśmiała się i przetarła policzki, które stały się wilgotne.
– Przepraszam, ale zawsze płaczę, kiedy czytam twoje książki.
– Dlaczego?
Porzuciłem krzesło i zbliżyłem się do przyjaciółki, kucnąłem przy jej boku.
– Ponieważ są piękne. I dlatego, że pokazują mi, iż tak naprawdę, mimo naszej przyjaźni, niewiele o tobie wiem. Nie otwierasz duszy przede mną, ale rozczytujesz ją na łamach powieści. To między stronami kryjesz się prawdziwy ty. Miło jest cię tak poznawać. Dziękuję.
Uśmiechnęła się łagodnie, jeszcze raz przetarła policzki.
– Rosabeth... – Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Tłumaczyć, że ze wszystkich ludzi na świecie zna mnie najlepiej? Była tego świadoma.
Na Boga, dlaczego właśnie teraz straciłem słowa, które powinienem wydać?
– Myślę, że to będzie twój kolejny bestseller – zauważyła. – Pewnie Agnes będzie miała kilka uwag, ale jestem zdania, że podbijesz serca swoich fanek. Jak coś, piszę się na tłumaczenie.
To nie miało teraz znaczenia. O wiele ważniejsza od pisanej powieści była ta kobieta, która siedziała przy mnie, była moją opoką i moim własnym słońcem. Największą inspiracją w moim życiu.
– To dla ciebie – wyrwało mi się. – Myśl w głębi mnie to prezent dla ciebie. Nie jestem pewien, czy ją wydam, po prostu muszę ją pisać, by sobie poradzić...
Zawiesiłem głos, bo nie wiedziałem, czy powinienem to powiedzieć.
Tłumacz była zaciekawiona. Obróciła się w moją stronę, patrzyła na mnie i nadal się uśmiechała, z pozostałością łez na rzęsach.
– Z czym musisz sobie poradzić?
Serce tłukło mi się jak opętane, gdy dźwignąłem się lekko i zawiesiłem tuż przed twarzą Rosabeth.
– Z miłością do ciebie – wyszeptałem i pocałowałem ją.
No, prawie.
Byłem bardzo blisko jej ust, w chwili, kiedy szykowałem się, by je musnąć, ktoś zapukał do drzwi, a przyjaciółka odwróciła w ich stronę głowę, przez co moje wargi dotknęły jej policzka, dość blisko miejsca, gdzie miały wylądować.
Rosabeth wróciła spojrzeniem znowu na mnie, patrzyła zaskoczona, a róż zażenowania wykwitł na jej twarzy, czyniąc w tamtej chwili najbardziej uroczą istotą, jaką spotkałem.
– Hej, Keith! – zabrzmiało zza drzwi. – Nie śpisz już? Ej no, chodź na śniadanie! Widziałeś gdzieś Rosabeth? – Pukanie zabrzmiało jeszcze raz. – Wstałeś?!
Oczywiście, że wstałem. Ba, nawet już się przebrałem i trochę ogarnąłem, a w tej chwili byłem w najbardziej intymnej sytuacji z najlepszą przyjaciółką od czasu tamtej nocy, kiedy mnie pocałowała. Nie chciałem, by skończyła się za szybko, ale Agnes miała inne plany.
– Cześć, jestem! – zawołałem. – Daj mi pięć minut, to zejdę na śniadanie, możesz zająć nam już stolik!
– A co z Rosabeth? – Dobrze, że nie próbowała wejść do mojego apartamentu, bo by się pewnie zdziwiła, widząc w nim panią tłumacz.
– Pewnie poszła na spacer, niedługo zgłodnieje i też się zjawi na śniadaniu, nie martw się!
– Okej, to ja idę!
Patrzyłem na przyjaciółkę, ona patrzyła na mnie i tak oboje, w całkowitym milczeniu, czekaliśmy, aż edytor odejdzie spod drzwi. Musieliśmy się upewnić, że nam nie przerwie. Choć właściwie ta chwila już minęła.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Keith. – Kobieta chwyciła mnie za nadgarstek, kiedy dźwigałem się, by odejść i dać jej trochę przestrzeni.
– Tak?
Uśmiechnęła się łagodnie i wyciągnęła w moją stronę, jej usta wcale nie były aż tak daleko.
– Jeszcze będziesz miał szansę, a wtedy wykorzystaj ją w całości, dobrze?
Patrzyła wyczekująco, musiałem więc dać jej odpowiedź.
– Oczywiście, że ją wykorzystam. Inaczej się znienawidzę.
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, po czym wstała.
– No to chodźmy na to śniadanie. Mam nadzieję, że będzie coś naprawdę dobrego do zjedzenia.
Jeden moment przeminął, ale nikt nie mógł powiedzieć, że to ostatni taki między nami. Wolałem jak przyjaciółka wierzyć w to, że jeszcze będę miał okazję i wtedy nie tylko ją pocałuję, ale powiem, że kocham i że chcę wspólnego życia.
Bo jeśli tego nie zrobię, to ogolę się na łyso. To sobie obiecałem. I zamierzałem tego dotrzymać.
Lubię powracać do tej pary i oczywiście trzeciego koła u wozu, czyli pani edytor ☺️
OdpowiedzUsuńJednostronna miłość to nic ciekawego, być zakochanym w kimś bez wzajemności i jednocześnie przebywać z tą osobą praktycznie cały czas to ciężki orzech do zgryzienia.
Opowieść o opowieści jako tekst o książce pisanej przez bohatera twojej historii. 🤗
Fakt nie powinno się przynosić pracy do domu, szczególnie kiedy pracuje się w takim zawodzie...
Przyznam że po kwiaciarce nie spodziewałam się takiego zaciekawienia zbrodnia i całym światem kryminalnym, ale chyba jej nie doceniłam.
Ta ich kolacja podnosząca na duchu, atmosfera niepewna, ale jakoś przez to przebrnął bo mają siebie w końcu. Jako przyjaciele przynajmniej, a jako ktoś więcej to się okaże.
Widziałam że ten fragment spodoba się Rosabeth. Romantyczny tekst i jak najbardziej mi się podobał.
ZAKRZTUSIŁ SIĘ POMIDOREM!!!!! MALI MORDERCY!!!! (taaaak, jakoś musiałam zacząć komentarz XD).
OdpowiedzUsuńCzytało się bardzo miło, chociaż jakoś nie przepadam szczególnie za parą z Zapisanych, jednak na początku i na końcu się uśmiechałam! No, poza momentem, jak Rosabeth spytała, z czym Keith musi sobie poradzić XD. Normalnie miałam ochotę wyciągnąć ręce i ją udusić za tą niedomyślność.
Bohaterowie byli w tym tekście tacy uroczy, że awwwww. Za to dosyć obojętnie czytało mi się fragment powieści. Nie wiem, czegoś mi tam zabrakło, ale w sumie to rozdział 4 wyrwany z kontekstu, także ufam Keithowi XD. No i fajnie, że w końcu pokazał jej uczucia. No i ten. Najlepszy tekst: "Jeszcze będziesz miał szansę, a wtedy wykorzystaj ją w całości, dobrze?" huhuhuhuhuhu.
Hej :) Ooo wydaje mi się że już czytałam coś o tej parze. Prosił ją, aby wyjechała z nim do Hiszpanii. Już wtedy ta przyjaciółka wydawała mi się lekko naciągana.
OdpowiedzUsuńHahaha, nie mógł zapanować nad swoim sercem, gdy była z nim w pokoju... Romantyk xD Myślę, że nie mógł zapanować nad czymś innym :D
Oho, chce jej dać przeczytać tekst.. odsłonić swoją duszę i to jeszcze tekst o nich. Odważnie. Nie posądziłabym go o taką odwagę. Do tej pory uważałam go za ciapę, bo się strasznie cacka z uczuciami.
Trochę mi nieswojo ze stylistycznym rollercoasterem pomiędzy "co żem tam wymyślił" a "świt stawał się porankiem".
Ojej, jak wydała okrzyk to myślałam, że znalazła trupa i jeszcze potem pojawia się słowo "zwłoki" :D ale nie uff.. O rany ciało denata, czyli jednak coś w tym jest. :D
To "Nieważne." mi nie pasuje. W sensie tak jakbyś napisała coś, a potem dawała czytelnikowi znak, że w sumie to nie wiesz czemu. A przecież napisałaś to po coś. Więc po prostu pisałabym dalej bez tego "nieważne". Chyba chodziło tu o myśli bohatera, ale z drugiej strony on też nie powinien twierdzić że jego rozważania są nieważne, bo czytelnik myśli WTF I just read?!
Czemu on ją tak ogląda czy sobie coś nie zrobiła? Jest mistrzynią kłopotów? Czy o co chodzi?
Panią tłumacz chyba zmieniłabym na tłumaczkę, chociaż brzmi to trochę bardziej przyziemnie.
Tekst średnio w moim stylu, tzn. bardzo mało akcji, zaś dużo uczuć. Przeraża mnie również nieco ten wszechobecny platoniczny romantyzm. Sama mam tendencje do wciskania za dużo romantyzmu, ale walczę z tym bo potem sama nie znoszę swoich tekstów :D Natomiast chętnie dowiem się czy ten gamoń w końcu wyjawi swoje uczucia, czy może będzie je kisił dalej w sobie :D
Pozdrawiam serdecznie!
Łooooo! Ale ekstra fragment ^^ Super pomysł na wplątanie fragmentu książki Keith'a. W ogóle, cały fragment stoi na najwyższym poziomie! Naprawdę, świetny kawał pracy!
OdpowiedzUsuńW ogóle, ta para jest taka urocza. Niezwykle miło czyta mi się ich perypetie. Masz na nich super pomysł i fajnie to rozwijasz, także oby więcej tekstów z tą dwójką :D