Z braku czasu wymyśliłam coś
krótszego, niż początkowo zakładałam. Tekst to takie pomieszanie z poplątaniem.
Mam wrażenie, że jest zrozumiały tylko dla mnie, ale może wcale tak nie jest?
***
Życie
było szare pod warunkiem, że akceptowałeś taki stan rzeczy. Nikt nie zamierzał
polewać go bezinteresownie farbami we wszystkich kolorach tęczy. Ty sam
musiałeś to zrobić, jeżeli chciałeś przetrwać pod bezbarwnym parasolem
codzienności.
Byłam
wprawionym użytkownikiem wyobraźni. Dla mnie każdy spacer z psem wyglądał
inaczej, nawet jeżeli chodziłam zawsze tą samą drogą. Dzisiaj udawałam, że
jestem urodziwą księżniczką z odległej, baśniowej krainy. Wpadłam na to, gdy
zobaczyłam za blokiem falbaniasty cień, który rzucała moja bladoróżowa
spódnica. Zaczęłam machać rękami i okręcać się wokół własnej osi, jakbym była
na balu, obserwując ten cienisty kształt zarysowany na budynku. Ach, cóż za
finezja ruchów! W moich oczach falbany spłynęły do samej ziemi, a proste, nieco
roztrzepane nocnym wiatrem włosy, ułożyły się w obfite loki. Na zewnątrz nie
grała muzyka, to w mojej głowie rozbrzmiewały smyczki i swawolne uderzenia w
klawisze fortepianu. Po pewnym czasie dźwięki zaczęły wynurzać się z mojego
gardła, dotykając opuszkami wyimaginowanych dłoni szarej rzeczywistości. Zrzuciłam
pantofle i zaczęłam tańczyć na zielonej trawie, wlepiając spojrzenie w
rozgwieżdżone niebo. Lampy uliczne były wielkimi pochodniami w sali balowej,
drzewa były ludźmi, którzy z podziwem mnie obserwowali, a ja… ja byłam
najpiękniejszą wśród nich wszystkich! Przedstawienie przerywał głos
towarzyszącej mi osoby, która po raz setny pytała: „Słuchasz, czy znowu jesteś
w swoim świecie?”. Kolory odchodziły w codzienną szarość, a ja znów byłam po
prostu sobą. Tą sobą, która nienawidziła patrzeć w lustro, która nienawidziła,
gdy robiło się jej zdjęcia od frontalnej strony, bo nigdy nie była zadowolona z
wyrazu swojej pokracznej twarzy. Tą sobą, która maniakalnie wypatrywała
chudszych od siebie dziewcząt i z uporem wgapiała się we wszystkie szklane
powierzchnie odbijające jej ohydną sylwetkę. Tą sobą, która nienawidziła siebie
za to, kim była i kim nie mogła się stać. Och, jak marzyłam, żeby po śmierci
trafić do wykreowanego przez siebie świata! Do miejsca, gdzie żyły wszystkie
wymyślone przeze mnie postacie! Gdzie mogłam robić to, co mi się rzewnie
podobało! Ile tam było kolorów! Ile tam było uroku! A ja? Idealna, taka jak
zawsze chciałam być!
Wyobraźnia
była dobra, ale tylko pod warunkiem, że nie przysłaniała ci widoku na
rzeczywistość. Nie, ludzie nie zmieniali się w magiczny sposób, więc jeżeli
chcieli ci wyrządzić krzywdę, po prostu to robili – czy opłacało się być dla
nich miłym? Nie w świecie rzeczywistym. Nie, nikt nie rozmawiał o tobie w
kontekście twoich zalet, które tak starałaś się ukazywać poza światłem
padającym na twoje najgorsze cechy – ludzie zawsze znajdowali powód, żeby mówić
o tobie źle. Nie, nie byłaś w oczach innych tą osobą, którą zawsze chciałaś być
– oni mieli w swoich głowach własny obraz ciebie. Kiedy wyobraźnia zderzała się
z rzeczywistością, upadek zawsze był bolesny. Nikt nie walczył tu z
niesprawiedliwością, jak czyniono to w bajkach. Realia dobrze czuły się jako
bezkarne.
Szarość,
kolory, szarość, kolory. I tak każdego dnia. Kiedy było za dużo szarości,
wybierałam słuchawki, puste miejsca pozbawione ludzi albo własny dom, w którym
czułam się bezpieczna i nie musiałam czuwać nad nieprzewidzianymi sytuacjami. Kiedy
za dużo kolorów… Cóż, tym boleśniejszy bywał powrót do rzeczywistości. Na nic zdawały
się próby odnalezienia równowagi pomiędzy jednym a drugim. Tylko w perfekcyjnym
świecie istniało coś takiego jak równoważenie się, a on był poza zasięgiem
twoich dłoni. Och, jakie to słodkie i bolesne zarazem, że coś, czego nie
mogliśmy osiągnąć, istniało na co dzień w naszej głowie! Nikt nie stworzył
jednak wędki, która łowiłaby prawdę wśród wymysłów własnej wyobraźni…
„Powinna
pani spróbować pisać o swoich uczuciach” – usłyszałam pewnego dnia od osoby, u
której leczyłam się z chorych myśli. Próbowałam. Ale cóż mi z tego, skoro moje
uczucia przechodziły w uczucia tej osoby, którą wymyślił danego dnia mój umysł?
Ja byłam tylko pustą skorupą, którą wypełniało mdłe istnienie – prawdziwą barwę
nadawała jej obcość wrażeń. Bo czy to ciekawe pisać o sobie, kiedy siebie nie chciało
się znać? Wolałam zamknąć się w świecie fałszu, niż spoglądać każdego dnia w
lustro rzeczywistości! A mimo tego… mimo tego próbowałam. Każdego dnia. Raz
byłam mężczyzną o dwóch twarzach, sarkastycznie myślącym o śmierci, później
arogancką, młodą kobietą, która za nic miała sobie ludzi – ona też nie umiała
mówić o swoich uczuciach, innym razem byłam niewinną, utalentowaną nastolatką
pod naporem ludzkich spojrzeń i głosów. Miałam być nimi wszystkimi, ale nie
byłam. Kim więc jestem? Wokół widzę tylko chaos.
Dziś
znów siedziałam nad kartką z różowym długopisem w dłoni. Myślałam, że mi się
uda, bo dobrze zaczęłam, ale prawda szybko przerodziła się w fałsz. Wciąż
uciekałam. Nie od świata, a od same siebie. Od samej siebie, której nie znałam.
Zgniotłam
kartkę. Ze łzami w oczach rzuciłam ją za siebie.
Nie
napiszę opowieści w opowieści. Wciąż nie było mnie na to stać. Ale może kiedyś…
może kiedyś podzielę się prawdą, a kolor roztoczy się wokół szarości, spajając
się z nim w jedność. Wtedy świat się dowie, że pod warstwą kłamstw kryję się ja
– brudna i prawdziwa jak rzeczywistość, w której przyszło mi żyć.
Och z tym szarym światem i faktem że jak sama sobie nie pomalujesz go to w szarościach całe życie przeżyjesz jest dużo prawdy. Dlatego piszemy między innymi. Czyż nie?
OdpowiedzUsuńRzeczywistość często wydaje się pokraczną, ale spojrzenie na pewne sprawy to często tylko krestia perspektywy. Wszak nie łatwo zmienić sposób widzenia świata, ale na szczęście ci obdarzeni bujną wyobraźnia potrafią wskoczyć w inny świat , mimo że na zewnątrz nadal szaruga w ich wyobraźni świat rozpływa się wszystkimi kolorami tęczy.
Kazdy bohater jest częścią nas. Uważam, że nie da się ich odseparować od nas prawdziwych . Są cząstka naszego jestestwa. Czasem ta mroczną, innym razem ta pozytywną. Zawsze jesteśmy częścią naszego bohatera. Gdyby nie my, tak ciekawe postacie by nie powstały. Ich osobowości i historie są częścią naszej.
Ehh fajny tekst. Lubię takie.bo wielkim znaczeniu, a jednocześnie tak skaplikowane że można je interpretować na Wiele sposobów. A oto moja interpretacja 😊
Pozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńO kurczę, ale tu widać Ciebie.
No tak, duża wyobraźnia może przenieść do świata, gdzie wszystko jest idealne, a zwłaszcza my. Nie mamy wad, podobamy się sami sobie, jesteśmy zadowoleni... Ale to tylko wyobrażenie, którego chwytamy się, bo rzeczywistość jest zbyt dobijająca.
Mimo mowy o kolorach tekst jest - dla mnie - bardzo smutny. Ale wierzę, że każdy z nas jest w stanie kolory z wyobraźni przenieść do swojego życia.
Ciekawe rozważania.
Pozdrawiam.
Hej :)
OdpowiedzUsuńTen tekst zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był taki do bólu szczery i niósł w sobie tyle treści, że warstwa językowa stawała się tylko nośnikiem, a czytelnik skupiał się na treści. Najbardziej podobał mi się fragment:
"Dziś znów siedziałam nad kartką z różowym długopisem w dłoni. Myślałam, że mi się uda, bo dobrze zaczęłam, ale prawda szybko przerodziła się w fałsz. Wciąż uciekałam. Nie od świata, a od same siebie. Od samej siebie, której nie znałam."
Wiele razy myślałam o tym w kontekście pisania, ile bohaterowie mają w sobie z nas i sytuacji które przeżyliśmy. Myślę że całkiem sporo, zresztą tak też mówi teoria analizy tekstu, że nie da się rozpatrywać tekstu bez rozpatrzenia backgroundu autora. W moich tekstach w każdym razie jest tego backgroundu całkiem sporo.
Dziękuję za ten tekst, czekam na kolejne :)
Kurczę, bardzo mocny i osobisty tekst, trudno go jakoś skomentować. Niezwykła moc z niego płynie, przekaz jest aż uderzający.
OdpowiedzUsuńWyobraźnia jest naszą ucieczką od codzienności, tylko trzeba uważać żeby za bardzo się w niej nie zagubić, bo potem powrót, tak jak pisałaś, jest bardzo bolesny.
Super tekst, można różnie do niego podchodzić, a jednocześnie dajesz też czytelnikowi trochę się poznać :)