Ciemność spowiła otaczającą go
przestrzeń. Jedynie gwiazdy i pełny w swych kształtach księżyc rzucał lekką
poświatę. Naturalny satelita Ziemi nie wyglądał jak zwykle. Tej nocy zwiastował
problemy, gdyż jego srebrne światło otuliła krwawa zasłona. “Krwawy Księżyc” –
tak nazywano go od dziesięcioleci i według dawnych przekazów miał zwiastować
udręki, a nawet śmierć. Rosko wpatrywał się w niego, nie ze względu na piękno
zjawiska, ale po to, aby dać czas Lili. Ta noc była trudna dla nich obojga,
lecz dziewczyna jak zwykle przeciwstawiała się losowi i stojącym na jej drodze
okazjom.
*
Zmęczenie wygrało walkę ze złością.
Lili nie była w stanie zamartwiać się dłużej wydarzeniami dzisiejszej nocy.
Była głodna i spragniona. O ile jedzenia nie było w pobliżu, o tyle w recepcji
znajdowały się zasoby wody pitnej. Wyjęła z kieszeni jedną z flar, przełamała,
a ta zabłysła żółtym światłem.
Recepcja była cała zakurzona. Tynk
odlatujący od ścian i gruz leżący na środku pomieszczenia nie dawał poczucia
bezpieczeństwa, choć dawał więcej komfortu niż spanie pod gołym niebem, biorąc
pod uwagę panoszące się na zewnątrz potwory. Dziewczyna podeszła do półek na
listy, w których poukładane były małe plastikowe butelki. Chwyciła za jedna i
po odkręceniu nakrętki, zaczęła łapczywie opróżnić butelkę z cieczy. Nagle
usłyszała szum. Gdy spojrzała przed siebie, ujrzała, jak kawałki rumowiska
staczają się powoli na ziemię. Odłożyła na blat prawie pustą butelkę i
podchodząc powoli, aktywowała nową bransoletkę. Jeśli niebezpieczeństwo
znajdowało się tak blisko, aktywowanie łuku nie byłoby dobrym wyborem.
Nałożenie strzałek i wycelowanie w przeciwnika zajęłoby zbyt dużo czasu. Nowa
bransoleta miała czerwony kolor i była bardzo wąska. Jej wygląd świadczył o
tym, że nie była to broń najlepszej jakości. Te rzadkie i technologicznie
zaawansowane miały złoty lub srebrny kolor i pokryte były przeróżnymi
zdobieniami.
Lili nacisnęła przyciski z obu stron i aktywowała ją. W jej
ręce pojawiła się włócznia. Nie miała doświadczenia z bronią tego rodzaju, ale
według niej, nie mogło być to trudniejsze niż posługiwanie się mieczem. “Ostrze
na drewnianym kiju, żadna filozofia” – pomyślała, po czym pewna siebie podeszła
do sterty kamieni. Nachyliła się, ale nic nie dojrzała. Obeszła kamienie dookoła,
ale nic nie wydawało się podejrzane. Zapewne był to jedynie przypadek, podmuch
wiatru lub lekkie wstrząsy wtórne. Zrezygnowana stuknęła w podłogę drewnianym
trzonkiem i otarła senne oczy. Nagle poczuła uderzenie w plecy. Opadła na
podłogę, wypuszczając z ręki włócznię.
– Co do… – zaczęła, lecz oniemiała, gdy odwróciwszy się,
ujrzała stojące za sobą dzieci.
– Przestań kraść nasze zasoby! – Dziewczynka stojąca z pałką
w ręce, zaczęła krzyczeć swoim dziecinnym głosem na Lili. Obok niej stał
niewiele starszy chłopak.
– To nasza woda, znajdź swoją – powiedział, rozglądając się
dookoła, zapewne szukając wsparcia.
– Nie chciałam nikogo okradać – odpowiedziała Lili – ale
strasznie chciało mi się pić. Jesteście tutaj sami? – Nie brała pod uwagę, że
dzieciaki mogą się same wychowywać w tak niepewnych czasach.
Chłopak w otartym, zielonych kombinezonie spoglądał raz na
schody, a innym razem na dziurę w ścianie, przez którą najprawdopodobniej
weszli z dziewczynką.
– A sami. – Dziewczynka złapała się pod boki i pewna siebie
kontynuowała. – A ty jesteś tutaj sama?
– Nie jestem sama, mój przyjaciel jest nieopodal.
Oboje zaśmiali się i obchodząc Lili dookoła, skierowali się
w kierunku wyjścia.
– Czekajcie, tam jest niebezpiecznie! – krzyknęła, lecz
dzieci rozbawiło to bardziej, niż mogłaby się spodziewać.
– To ty powinnaś zacząć się bać – powiedziała dziewczynka, a
potem wyskoczyła na zewnątrz.
Lili poczuła się skołowana. Już chciała iść za dziećmi, gdy
ktoś o wiele silniejszy od nich, złapał ją od tyłu, zakrywając ręką usta.
Zaczęła się szarpać, ale osobnik był od niej sprawniejszy i dysponował większą
siłą. Wiedziała, że łuk w tej sytuacji się nie przyda, więc postanowiła,
aktywować ponownie włócznie. Miała nadzieję, że w ten sposób leżąca na podłodze
broń, ponownie zmaterializuje się w jej dłoni. Nic się takiego nie stało.
Drewniany trzonek jedynie zabłysnął, po czym zgasł. Lili zaklęła w myślach.
– Kim jesteś i dlaczego zapuszczasz się na mój teren –
usłyszała za sobą dziewczyna.
Lili pochyliła głowę i z całym impetem wyrzuciła ją do tyłu,
uderzając tym samym przeciwnika w twarz. Ten uwolnił ją z uścisku i złapał się
za nos, z którego ciekła strużka czerwonej krwi. Dziewczyna nie pomyślała, żeby
zawołać Rosko na pomoc, który znajdował się na dachu budynku, ponieważ była na
to zbyt dumna. Za to stwierdziła, że sama, sobie poradzi z zagrożeniem.
Odwróciła się i szybkim ruchem aktywowała łuk. Na jej ramieniu pojawiła się
saszetka ze strzałkami paraliżującym. Chwyciła jeden zestaw i załadowała do
łuku. Ta broń nie mogła jej zawieść. Jednak zanim wycelowała w postawnego
mężczyznę, ktoś przeciął ostrzem jej obie łydki. Nie było to głębokie cięcie,
lecz na tyle bolesne, aby upuściła łuk i upadła na kolana. Usłyszała śmiech.
Gdy się odwróciła, zobaczyła dziewczynkę trzymającą jej włócznie. Dziecko
celowało w nią, poruszając narzędziem do przodu i do tyłu, jakby zaganiało
niebezpieczne zwierzę. Lili się zirytowała i w swym gniewie wysłała strumień
ognia, który przepędził dziewczynkę na dobre.
– Jesteś l’Cie*. – Mężczyzna z twarzą pokrytą posoką wyjął z
rękawa nóż.
– A ty magikiem. Co wyjmiesz
następne? Królika z kapelusza? – zakpiła.
Chwyciła ponownie za łuk i
wymierzyła w przeciwnika. Czuła jak skóra na nogach ją piecze, ale stanęła na
nie, nie pokazując po sobie bólu. Gdy mężczyzna zrobił pierwsze kroki w jej
kierunku, Lili nacisnęła spust, lecz aktywowało to strzałek. Ponowiła ruch parę
razy, ale nic się nie stało. Nie zauważyła, że przy upadku na kolana z łuku
wyleciał zestaw strzałek. Mężczyzna zaśmiał się i powiedział:
– Nie powinnaś bawić się bronią,
jeśli nie potrafisz jej obsługiwać.
Lili poczuła, jak ciepło rozgrzewa
jej policzki. Nie było to wynikiem wstydu, a niepohamowanej złości. Mężczyzna
skoczył do niej, wymachując nożem. Na szczęście udało jej się sparować atak,
jeden za drugim, aż w wyniku zmęczenia straciła rozeznanie w sytuacji.
Mężczyzna podciął ją prawą stopą, wytrącając dziewczynę z równowagi. Lili
upadła na gruz, uderzając głową o duży kamień. Poczuła, jak coś spływa jej
między włosami. Zakręciło jej się w głowie, wtedy nieznajomy pochylił się nad
nią i przyłożył ostrze do szyi.
– Nie zabiłem jeszcze żadnego l’Cie,
ale mogę zrobić przysługę ludzkości. – Mężczyzna uśmiechnął się wybrakowanym
uzębieniem i przycisnął nóż do jej gardła.
Kropelka krwi, a może
potu spłynęła po jej gardle. Nawet gdyby chciała, nie dałaby rady wezwać
pomocy. Szumy w głowie były coraz silniejsze, a energia powoli odpływała z jej
ciała. Poczuła się senna. Widziała poruszające się przed jej twarzą usta.
Mężczyzna śmiał się i cały czas do niej mówił, ona jednak nie była w stanie
rozpoznać słów. Chciała zamknąć oczy, odpocząć, lecz nie odchodzić na zawsze.
Nie po to przeżyła tak wiele, aby teraz poddać się marnemu łowcy. Znak na jej
ramieniu zabłysnął, poczuła, jak parzy ją skóra, wręcz wypala znamię wryte w
ciało. Krzyknęła. Gorąc zmienił się w przeszywający chłód. Nie wiedziała, co
się dzieje z jej ciałem, ale lodowate uczucie pod skórą, nieco ją oprzytomniło.
Odzyskała ostrość wzroku i wtedy usłyszała huk. Mężczyzna zatrzymany w chwili
patrzył niemrawo przed siebie. Nie mówił już nic. Jego ręka zwiotczała i opadła
razem z nożem na udo Lili.
*
Minęła już prawie godzina, odkąd Rosko zaczął wpatrywać się
w księżyc. Sen również nie opuszczał jego powiek. Oczy zamykały się na parę
sekund, po to, aby za chwile znowu zobaczyć czerwień księżyca. Miał wrażenie,
że satelita go obserwuje, nie pozwoli mu zasnąć, póki nie zniknie z
nieboskłonu.
Gdy jego oczy zamknęły się po raz kolejny, tym razem
wybudził go dźwięk dochodzący z ulicy, choć równie dobrze mogło to być z
parteru budynku, na którego dachu teraz siedział. Zerwał się na równe nogi.
Jeśli to nie Lili w złości demoluje, już ledwo stojący budynek, to odgłosy
mogły oznaczać niespodziewanych gości. Aktywował miecz i zbiegł po chwiejnych
schodach na najniższy poziom kamienicy.
Wszedł do recepcji, wykopując zacięte drzwi oddzielające
pomieszczenia. Tak jak podejrzewał, hałas dochodził właśnie stąd. Już w progu
zobaczył Lili i pochylonego nad nią mężczyznę. Z jego pleców wystawały dwa
postrzępione, lodowe stożki. Niczym miecze przeszyły nieznajomego na wylot.
Rosko podszedł bliżej i zdał sobie sprawę, że lód wydobywa się z dłoni Lili.
Nie jest stałą, zastygłą bryłą, ale wibrującym żywiołem, który był cały czas w
ruchu. Zamarznięta ciecz zaczęła się cofać, aż w końcu całkowicie zniknęła w
rękach dziewczyny. Ciało mężczyzny upadło na ziemię, wylewając z siebie
przynajmniej litr krwi. Rosko rzucił okiem na zwłoki leżące u stóp dziewczyny.
Ta popatrzyła na niego zmrużonymi oczami i powiedziała:
– Spóźniłeś się.
Wszystko zalane było posoką: podłoga, twarz dziewczyny, jej
ciało i ubrania. Krwawy księżyc po raz kolejny wypalił piętno w życiu niczego
się niespodziewających ludzi.
*l'Cie – zwykle ludzie, który
zostali powołani przez fal'Cie do wypełnienia zadania.
*fal'Cie – istoty o boskich zdolnościach,
wysłannicy — wypełniają wolę bogów.
Hej :)
OdpowiedzUsuńA tak miałam ochotę, by przeczytać coś o Lili, Ty mi to serwujesz, dziękuję!
Krwawy Księżyc. Jak się już pojawia, to ja o nim zapominam, ale masz rację - jego pojawienie się od lat budzi niepokój tym, co może zwiastować. Świetne sięgnięcie po to przekonanie.
Ach, jak plastycznie opisane to spotkanie Lili z dziećmi i tym magiem. Jest tu zaczepność, jest walka, jak i magia. Całość dynamiczna, krwawa, z takim zakończeniem, jakie by się chciało. Wow.
Bardzo mi się podoba to, jak ten tekst pasuje jako ciąg dalszy poprzedniego. Jest tu pewna zaduma, ale też działanie. Lubię to.
Pozdrawiam.
Hej, Mężczyzna, który zaatakował Lili, był zwykłym człowiekiem, a tekst był zwykłą złośliwością z jej strony, ironią:
Usuń– A ty magikiem. Co wyjmiesz następne? Królika z kapelusza? – zakpiła.
Chyba pomieszałam trochę. Cała magia, która wystąpiła w tekście, pochodziła od Lili. Jest do część jej zdolności, które otrzymała w darze od Bogini Etro.
O kurde, już myślałam, że to coś poważniejszego zaatakowało Lili, ale to tylko dzieciaki. Czekaj. To te dzieciaki nie były jakby prawdziwe, tylko magik je wyczarował? A to dziad!
OdpowiedzUsuńŁooo, to nam Lilka wybuchła. Dobra akcja! Czekam na więcej c:
Teraz widzę, że mi połowę komentarz zeżarło ;____; pisałam coś o tym, że rozumiem dumę Lili, chociaż żeby nie przypłaciła tego kiedyś życiem! No i chyba Rosko by się z niej nie śmiał, jakby potrzebowała pomocy. Co to ja jeszcze tworzyłam... ciekawe, skąd ten ziomek się wziął. Magik w sensie. Trochę tam niebezpiecznie!
UsuńMężczyzna, jak i dzieci były częścią większej grupy zamieszkującej te tereny, niestety wrogo nastawionych do innych, szczególnie l'Cie.
UsuńTekst o magiku był sarkazmem, a cała magia pochodziła od Lili. Dzieci, jak i koleś wzięli ją z zaskoczenia, dlatego pojawili się znikąd.