Z góry przepraszam za długość… Tekst rozrósł się trochę
bardziej niż planowałem :D Pewnie możnaby go skrócić o jakieś ¾ ale zależało
mi, aby był jak najbardziej dokładny wizji w mojej głowie. A co do samej fabuły
- znowu Kroniki ze Smoczego Wzgórza. Historia nie jest jakoś porywająca czy
dynamiczna, ale jest niezwykle ważna dla całej serii (umiejscowiona w ważnym
okresie i przedstawia niuanse z państwa krasnoludów). Występują w niej zupełnie
nowi bohaterowie. (Wiem, wiem. Do Alana i Rubina jeszcze kiedyś wrócę,
obiecuję!) Pomysł na tę całą historię zrodził mi się już jakiś czas temu. A pół
roku temu próbowałem nawet napisać pierwsze rozdziały (na konkurs). Wyszło jak
zwykle… Ale pomysł na fabułę był i został zachowany, więc teraz mogę Wam go
przedstawić (i wrzucić Was w środek historii) ^^
17 Przymrozek 1442 roku po
Uwolnieniu
Ruskin szedł komnatami
zamku na Smoczym Wzgórzu, które były przeznaczone dla księgozbiorów. Mimo
wczesnego popołudnia, w bibliotece panował półmrok. Chłopiec przechadzał się
między półkami pełnymi opasłych tomów i trzymając w ręku kaganek, przyglądał
się tytułom tabliczek zawieszonych na regałach.
Minął dział z traktatami filozoficznymi, przeszedł
obok poezji i ksiąg o ziołach. Zostawił za sobą bestiariusze oraz dzieła
religijne. Ruskin szukał regałów przeznaczonych na kroniki. Musiał znaleźć dla
swojego rycerza Krwawe rządy Borrina
Pierwszego w trzech częściach pisane - księgę o czasach sprzed siedmiuset
lat. Gorne z Kruczodrzewa, zwany Wroną, u którego chłopiec był giermkiem,
założył się z Martinem Kowalem o to, który z nich poda bliższą liczbę ilości
ofiar króla Borrina Pierwszego. Ruskin miał przynieść kronikę, aby oficjalnie
można było stwierdzić który z rycerzy ma rację.
Giermek przeszedł już
niemal całe dwa pomieszczenia, gdy udało mu się w końcu trafić na odpowiedni
dział. No dobra, łatwiejsza część za mną.
Teraz znaleźć konkretną księgę w tym rozgardiaszu… - pomyślał, gdy wszedł
między regały. Spoglądał na tytuły, szukając Krwawych rządów. Rzucały mu się w oczy inne, równie ciekawe
lektury. Król Nilan Trzeci i jego
doradczyni, Lena Półorkijka. Wojna Błękitnej Zimy. Zaraza Upadłych. Powstanie
Królestwa i narodziny dynastii Sagarion. Znalazł tam nawet Ciekawe przypadki Alana i Rubina, mimo
iż wielu uczonych wątpiło w rzetelność relacji spisanych w tejże księdze.
Cholera jasna, ktoś mógłby to jakoś poukładać. A nie, pomieszane z
poplątanym! - chłopiec zaczął się denerwować, gdy w
kolejnych rzędach widział tomy z różnych epok, ustawione niechronologicznie ani
tym bardziej alfabetycznie.
Niespodziewanie,
zauważył na jednej z półek grube tomiszcze, oprawione w czerwoną skórę. Tytuł
na wierzchu brzmiał: Opowieść o Mikenie,
czyli historia powstania niewolników i Uwolnienia. Ruskin od zawsze był
zafascynowany dziejami najsłynniejszego z ludzkich buntowników, uwielbiał
słuchać ballad na ten temat, ale nigdy wcześniej nie miał okazji o tym
przeczytać. Sięgnął ostrożnie po wolumin. Materiałowa zakładka przyszyta do
grzbietu, włożona była w mniej więcej połowie księgi. Chłopiec z ciekawości otworzył
w tym miejscu tomiszcze i zatopił się w lekturze.
***
26-27 Żniw 5 roku
przed Uwolnieniem
Puszcza
zaczęła się przerzedzać. Mimo to, wokół nadal panował półmrok, spowodowany
liściastymi koronami drzew. Trójka podróżnych kierowała się na południe, z
przodu szedł krasnolud, prowadząc i wytyczając szlak dla dwójki ludzi. Wkrótce,
po pokonaniu kilkudziesięciu kolejnych stóp, Glin, Kera i Miken mogli już
dostrzec spomiędzy drzew znajdujące się na horyzoncie ośnieżone szczyty.
- A oto przed wami
Podniebne Pasmo! Witajcie w naszych skromnych progach. - Krasnolud powiedział
to uradowanym głosem, wskazując jednocześnie w stronę gór.
Dwóch byłych
niewolników odzyskało siły na ten widok i z większym zapałem ruszyli przed
siebie. Mieli świadomość, że gdy tylko pokonają dystans dzielący ich od
Podniebnego Pasma, będą bezpieczni.
- Naprawdę nas
przyjmiecie? - Kera zapytała krasnoluda, zrównując się z nim.
- Ależ oczywiście!
Spokojna twoja rozczochrana. Spodoba się wam w Sercu Góry, zobaczycie.
- Jak tam jest?
- No cóż… Wiesz,
niemal każde nasze miasto znajduje się głęboko w jaskiniach górskich. Jest tam
ciasno, gorąco i przytulanie. Wszędzie panuje taki romantyczny półmrok, a
dźwięk nie rozchodzi się w tak dziwny sposób jak na powierzchni.
Glin spojrzał na byłą
niewolnice. Kera posmutniała, gdy usłyszała o półmroku i zamkniętych
przestrzeniach. Krasnolud szybko zaczął
pocieszać dziewczynę.
- Ale nie Serce Góry.
O, co to, to nie! Miasto jest ogromne! Sklepienia nie widać, jest tak bardzo
wysoko. Wszystkie uliczki są pięknie rozświetlone magicznymi kryształami, aż
cała jaskinia mieni się tysiącem barw. A domki są stawiane jak te wasze, każdy
osobno, z różnych kamieni. Chociaż nie. Chwila. Chyba pamiętam, że widziałem
kilka wykutych z litej skały… No ale nieważne.
Puszcza wokół
uciekinierów i krasnoluda zaczęła się zmieniać. Zamiast ogromnych, grubych pni,
coraz częściej spotykali karcze, młode sadzonki i krzewy. Spomiędzy drzew mogli
już wyraźnie dostrzec zielone wzgórza leżące tuż za lasem, a z każdym kolejnym
krokiem widzieli coraz więcej szczegółów krajobrazu znajdującego się przed
nimi. Na pagórkach rosły winogrona oraz chmiel, które pięły się ku słońcu na
wysokich, drewnianych tyczkach. Gdzieniegdzie wybudowane były małe, kamienne
domki, których dachy porósł mech. I miało się wrażenie, że Podniebne Pasmo było
już znacznie bliżej nich, z każdym krokiem rosnąc niebotycznie.
W końcu udało im się
wydostać z puszczy. Stanęli na niewielkiej równinie, porośniętej krzewami jeżyn
i wysoką trawą. Przed nimi rozciągał się w pełnej okazałości piękny widok
najwyższych gór świata. Większość szczytów pokryta była śniegiem, a niektóre z nich
niknęły w kłębach chmur. Teren przed nimi, oświetlony porannymi promieniami
słonecznymi, wyglądał niezwykle malowniczo. Kerze aż zaparło dech w piersiach.
- Jak tu pięknie… -
szepnęła.
- I śmiertelnie
niebezpiecznie! - wtrącił od razu krasnolud.
- Co? Dlaczego?
-
Spójrzcie na lewo i prawo. Widzicie te wieże?
Dawni niewolnicy
wykonali polecenie Glina i rozejrzeli się. Zgodnie z tym co powiedział
krasnolud, po obu stronach stały wysokie na sześćdziesiąt stóp, zaokrąglone,
kamienne wieże. Wyglądały na zadbane i umocnione. Wąskie strzelnice oddalone
były od siebie o kilka stóp i rozmieszczone na każdej kondygnacji, z wyjątkiem
parteru.
- To są strażnice, a w
każdej z nich stacjonuje kilku tarczowników. I każdy ma tam kuszę, którą mógłby
nas bez problemu ustrzelić. Najprawdopodobniej właśnie teraz do nas mierzą. Ale
spokojna wasza rozczochrana! Zaraz porozmawiam z nimi i nas przepuszczą.
Chłopak i dziewczyna
nie oponowali i ruszyli za krasnoludem do lewej wieży. Jednak zanim udało się
im przejść połowę dystansu dzielącego ich od budynku, przed Glinem w ziemię
wbił się bełt. Cała trójka gwałtownie się zatrzymała.
- O cholera… Nie jest
dobrze - powiedział szeptem krasnolud. - Mogliśmy iść jednak do prawej wieży…
Niespodziewanie, kilka
stóp przed nimi, ziemia zaczęła się poruszać. Nagle, do góry uniósł się
drewniany właz, a spod niego wyskoczyło sześciu krasnoludów. Każdy z nich
uzbrojony był w większe od nich samych, prostokątne tarcze i krótkie miecze.
Trójka podróżnych zbliżyła się do siebie, zbijając w ciasną grupkę, gdy
wartownicy z wieży zaczęli ich otaczać. Po chwili zostali zamknięci za barierą
z tarcz.
Jeden ze strażników
wrzasnął w swoim języku komendę, nieznoszącym sprzeciwu głosem:
- Hasło!
Glin próbował sobie
przypomnieć to oznaczające wszystko w
porządku. W końcu jednak zrezygnował i odpowiedział po krasnoludzku:
- Przepraszam, nie
pamiętam… Ale jest wszystko w porządku!
Dwóch tarczowników
wybuchnęło śmiechem, jeszcze inny powiedział lekko zirytowany:
- Matko Ziemio, co za
idiota!
Dowódca oddziału, ten
z władczym głosem, zauważył, że towarzysze Glina nie są elfami. Zapytał się
więc krasnoluda, co tutaj robi z nim ta dwójka ludzi.
Przewodnik byłych
niewolników opowiedział pokrótce ich historię, o narażeniu się Mikena na gniew
swojego byłego pana, o wspólnej ucieczce, a także o ich konfrontacji z Szarymi
Tropicielami. Przyznał się również, że pomógł ludziom w walce. A po wszystkim
nie potrafił zostawić ich tak samych sobie w lesie, więc postanowił że pokaże
im drogę do Podniebnego Pasma, aby mogli uciec przed pościgiem.
Kera i Miken patrzyli
na siebie przerażeni. Nie rozumieli ani jednego słowa, a w ich głowach zaś
rodziły się najczarniejsze scenariusze.
Dowódca tarczowników
milczał dłuższą chwilę, myśląc o relacji opowiedzianej przez Glina.
- Cóż… Wróg wroga
mego, no nie? - powiedział po krasnoludzku do swoich podwładnych, po czym
zwrócił się do dwójki uciekinierów w ich języku - Wiiiii… itamy.
Po tych słowach uniósł
swoją tarczę i stanął bokiem, umożliwiając im wyjście z bariery.
- Dziękujemy - Kera,
przerażona całą sytuacją, niemal szepnęła, przechodząc obok dowódcy strażników.
Miken skinął tylko głową, w geście wdzięczności, równie przejęty co dziewczyna.
Glin zaś wymamrotał pod nosem tylko "cholerni slużbiści" i dołączył do dwójki ludzi. Wyprzedził
ich o dwa kroki i ponownie zaczął prowadzić w stronę Królewskiego Leża,
najwyższej góry świata, wewnątrz której znajdowała się stolica krasnoludów.
Idąc dalej wśród
wzgórz, była niewolnica zrównała się z przewodnikiem i spytała go:
- Dlaczego nas
zatrzymali? Coś przeskrobaliśmy?
- No cóż… Wiesz, Kera.
Na Przedwzgórzach wiecznie panuje stan wojenny. Jesteśmy cały czas przygotowani
na atak szpiczastouchych. I hmmm … prawdopodobnie, gdy zobaczyli krasnoluda i
dwie wyższe istoty, to pomyśleli że elfy wzięły mnie do niewoli, czy coś.
Musieli to sprawdzić i stąd to zatrzymanie. Standardowa procedura, nie ma co o
tym więcej myśleć i się martwić
- Hmm… No dobrze -
zgodziła się Kera. Po chwili jednak zaciekawiła ją jeszcze inna sprawa. - Nie
wszyscy mówią tak dobrze w naszym języku jak ty, prawda?
- Nie. - Krasnolud
przeczesał ciemną brodę palcami u ręki. - Szczerze powiedziawszy, to rzadko
który z nas rozumie waszą mowę. Ale nie ma co się dziwić, w końcu mało kto ma z
wami styczność.
- Czyli jesteśmy na
ciebie skazani? - Kera dopiero po przedłużającej się ciszy, zrozumiała, jak
zabrzmiały jej słowa. - Ojej… Przepraszam, nie to miałam na myśli! Jesteś
najmilszym krasnoludem jakiego poznałam, troszczysz się o nas i nam pomagasz.
Po prostu, ty jako jedyny nas rozumiesz, więc ze wszystkim będziemy musieli do
ciebie chodzić, będziemy się ciebie czepiać jak taki rzep, a nie chcemy
sprawiać ci kłopotów i cię męczyć, bo i tak nam już dużo pomogłeś i
zawdzięczamy ci wiele, więc bez sensu, żebyśmy dokładali ci jeszcze dodatkowych
zmartwień. Prawda, Miken? - słowotok byłej niewolnicy się skończył. Chłopak
spojrzał nieobecnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę i potwierdził jej krótkim tak, po czym wrócił do swoich myśli.
- Hahaha! - roześmiał
się krasnolud - Jesteś naprawdę rozkoszna, Kera. Spokojna twoja rozczochrana,
przygotowałem się na to, że będę waszym tłumaczem. No, przynajmniej do czasu,
aż się nie nauczycie naszego języka. Dlatego też zabieram was do Serca Góry,
tam będzie mi łatwiej mieć na was oko.
- Czyli… - była
niewolnica rozejrzała się po wzgórzach, a następnie spojrzała na Podniebne
Pasmo przed nimi - nie możemy zamieszkać tutaj? - I wskazała palcem na ziemię
pod jej nogami.
- Przykro mi, ale w
najbliższym czasie nie...To nawet nie chodzi o wasze braki w języku
krasnoludów, a o wasze bezpieczeństwo! Uwierz mi, na Przedwzógrzach jesteście
bardzo łatwym celem dla Szarych Tropicieli. Te wieże - wskazał kciukiem za
siebie, na strażnice - są tak naprawdę bezużyteczne w tym przypadku. Mają za zadanie
powstrzymać grupki elfów przed najazdami i dać nam chociaż trochę czasu w
przypadku zmasowanego ataku. A taki cholerny szpiczastouchy, który lata trenuje
sztukę zasadzki i maskowania, ominie je bez większego problemu. I z palcem w
du… W nosie, znajdzie dwójkę ludzi na tych ziemiach. Także nie, nie możecie
tutaj zamieszkać. Przynajmniej na razie.
- Och… - Westchnęła
smutna Kera. Wcześniej, gdy tylko zobaczyła małe winnice na wzgórzach, w jej
głowie pojawiła się myśl, że wspaniale byłoby zamieszkać w jednej z nich.
Przerażał ją natomiast fakt, że będą zamknięci w górskiej jaskini, gdzie będzie
jak w grobie. Zapewnienia krasnoluda, iż ich stolica jest wyjątkowe, nie
uspokoiły wcale obaw dziewczyny.
Trójka podróżnych szła
przez wzgórza w ciszy, przerywanej jedynie pogwizdywaniem wesołej melodii przez
najniższego z nich. Wkrótce jednak Glinowi się to znudziło. Pokonali wtedy trzy
kolejne wzgórza milcząc, każde z nich pogrążone w swoich myślach. Na szczycie
kolejnego pagórka, niespodziewanie Miken zdecydował się powiedzieć:
- Musimy spotkać się z
waszym królem.
- Co? - zapytali
jednocześnie Glin i Kera. Ze zdziwienia aż przerwali marsz, przystanęli i
spojrzeli najpierw na siebie a potem na chłopaka. Były niewolnik wyprzedził ich
o parę kroków z rozpędu, ale po chwili również się zatrzymał, odwrócił w ich
stronę i spokojnie powtórzył:
- Musimy spotkać się z
królem krasnoludów. Czy tam z tym, kto wami rządzi.
- Ekhm… - Glin
kaszlnął - Miken, uderzyłeś się w głowę, jak biłeś się z Szarymi Tropicielami?
Toć przecież tak nie działa. Zwykły krasnolud ma problem, żeby stanąć przed
obliczem Rady Starszych, więc was tym bardziej nie dopuszczą…
- Dopuszczą, jeśli
powiemy im, że jestem ambasadorem ludzi.
Krasnolud parsknął
śmiechem na te słowa.
- Pffffhehehehe! Ambasador?
Hahaha! Nie byłem wcześniej świadom z jak ważną osobą mam do czynienia! Do nóg
padam i rączki całuję! - Glin przyklęknął przed niewolnikiem i chwycił go za
dłoń, podnosząc ją do swoich ust. Miken gwałtownie wyrwał z objęć swoją rękę i
powiedział zirytowany:
- Przestań się
wygłupiać, ja mówię poważnie.
- Po co chcesz się
spotykać z tą radą? - zapytała zaniepokojona Kera.
- Chcę, żeby wywołali
wojnę elfom.
- Co?! - krzyknęli
oboje, krasnolud i dziewczyna, niemal jednocześnie.
- Oszalał, naprawdę oszalał… - dodał po chwili
najniższy z trójki podróżnych. - Kera, weź mu przemów do rozsądku.
- Posłuchajcie -
zaczął tłumaczyć się Miken - długo nad tym myślałem. Glinie, jesteśmy ci bardzo
wdzięczni za ratunek, naprawdę. Ale są jeszcze setki tysięcy zniewolonych
ludzi. I… I to się po prostu nie godzi, żeby oni cierpieli, gdy my jesteśmy
wolni...
- Miken…
- Kera, wysłuchaj mnie
do końca. Zobaczcie, niemal wszyscy ludzie nienawidzą elfów. - Chłopak zaczął
chodzić w tę i z powrotem przed dwójką towarzyszy podróży, co trzy kroki robiąc
zwrot. Ręce złapał za plecami, lekko się pochylając. - Gdybyśmy… Gdybyśmy dali
im tylko możliwość, na pewno chwyciliby za broń. Ale najpierw musimy im dać
nadzieję i szansę. Nadzieją jesteśmy my - przystanął na chwilę, pokazał palcem
na siebie i dziewczynę, po czym wrócił do krążenia - a szansą byłaby wojna
krasnoludów z elfami. Wyobraźcie sobie, cała armia krasnoludów stoi przed
miastem elfów, a my w pierwszym rzędzie. I wołamy do niewolników, żeby chwycili
za broń, bo ich wyzwolenie przybyło. Naprawdę, wierzę że to by się udało!
Miken, skończywszy
przemowę, przystanął i spojrzał na miny swoich słuchaczy. Kera była zachwycona
ideą wolności dla wszystkich ludzi, oczami pełnymi nadziei wpatrywała się w
chłopaka. Chociaż czuła podświadomie niepokój. Nie podobało jej się, że aby
spełniła się wizja zrzucenia elfickich kajdan, musi dojść wpierw do wojny,
rozlewu krwi i śmierci. Glin zaś na twarzy miał wymalowane niedowierzanie
pomieszane z paniką. Po chwili milczenia odezwał się:
- Chwila, chwila,
chwila. - Podniósł głos przy ostatnim słowie, niemal krzycząc. - Czyli
rozumiem, że chcesz wysłać MOICH współbratymców na śmierć, bo wy macie źle?!
Cholera jasna! Bardziej wyrachowanego planu jeszcze nie słyszałem! - Miken już
chciał się odezwać, ale Glin mu przeszkodził, podnosząc palec do góry.
Kontynuował już nieco spokojniejszy, chociaż można było wyczuć nuty zaciętości
w jego głosie. - Ale dobra, załóżmy nawet przez chwilę, że Rada Starszych na to
się zgodzi. To co potem, hm? Mamy zabić wszystkich elfów, żebyście byli wolni?
Krasnolud patrzył
przymrużonymi oczami na człowieka. Był poirytowany pomysłem Mikena. Zaciskał
zęby na myśl, że wielu z jego rasy zostałoby wysłanych przez tego człowiek
tylko po to, aby umarli za czyjąś wolność. Chłopak jednak nic sobie z tego nie
robił i zapytał lekko ironicznie:
- A czy chwilę temu,
nie mówiłeś, że macie tutaj cały czas stan wojenny?
- To nie to samo, co
wojna! - Krasnolud wskazał na oddalone wieże. - To tylko pilnowanie granic, a
nie otwarty konflikt! A ty chcesz wysłać moich współbratymców na pewną śmierć!
Miken odchrząknął i
powiedział niezwykle spokojny:
- Glinie. Nie wysyłam
twoich współbratymców na śmierć, nie mógłbym, ani nie chciał. Chciałbym tylko,
żeby byli straszakiem. Rozumiesz… Ta cała akcja, otoczenie nas tarczami… Robi
to piorunujące wrażenie, razem z Kerą byliśmy przerażeni. I pomyślałem sobie,
że ludzie, gdy zobaczą armię krasnoludów i to jak bardzo jest sprawna, dojdą do
wniosku, że w końcu mają jakąś szansę! Będą mieli świadomość, że ktoś się nimi
zainteresował, że ktoś jest gotów o nich walczyć. I wtedy, rzucą się na swoich
panów, a wy tylko będziecie musieli ich osłaniać. Sami sobie wywalczymy
wolność, potrzebujemy tylko iskry, która rozpali w nas chęć tej walki. I wy
będziecie tą iskrą.
Miken uśmiechnął się
pod nosem, gdy zauważył, że jego spokojny ton oraz logiczna argumentacja
trafiły do ich przewodnika. Krasnolud zaczął czesać brodę palcami, a jego mina
przybrała mniej zacięty wyraz.
- No dobra, muszę
przyznać, że trochę to sensu ma. - Glin niechętnie zgodził się z byłym
niewolnikiem. W głębi poczuł się bardzo dumny ze swojej rasy, że ich
wyszkolenie i sprawność zrobiły takie wrażenie na dwójce ludzi, jednak nie
okazał tego wprost. Po chwili dodał - Ale nadal nie wyjawiłeś co dalej? Mamy
iść z wami do każdego elfiego miasta? Stać jak te słupy i czekać aż podnieście
broń?
- Dalej? Hmmm… No
wyobrażałem to sobie tak. W pierwszych fazach uwalniania faktycznie będziecie
stać i jedynie ingerować, jeśli ludzie sobie nie będą radzili z elfami. Ale gdy
zbierze się już armia wyzwoleńców, wy zaczniecie odgrywać mniejszą rolę i
powoli część waszych sił będzie mogła się wycofać. Natomiast my będziemy dalej
wyzwalać miasta, aż w końcu żaden człowiek nie będzie cierpiał pod elfim
jarzmem.
- Nie wiem czy zdajesz
sobie sprawę, że aby tego dokonać, będziecie musieli zabić wielu cholernych
szpiczastouchych...
- Jestem tego świadom.
Zapanowała niezręczna
cisza. Krasnolud, już całkowicie spokojny, skubał brodę, zastanawiając się nad
kolejnymi argumentami. Były niewolnik zaś patrzył uśmiechnięty, z lekko
przymrużonymi oczami na Glina, oczekując jego reakcji. Kera natomiast nie
wiedziała jak zachować się w tej sytuacji. Wyczuwała napięcie między nimi,
rozumiała racje obu stron i nie potrafiła zdecydować za kim powinna się
opowiedzieć.
- No dobra.
Faktycznie, nieźle to sobie przemyślałeś. I może, MOŻE to się uda... ALE! Jest
jeszcze jedna sprawa - krasnolud wyszczerzył zęby, wchodzili bowiem na grunt
dyskusji, w której to ona ma przewagę - jak chcesz przekonać do wojny Radę, hm?
Argument, że ludzie mają źle pod jarzmem elfów podziała może na dwóch
Starszych. Już lepiej jakbyś uderzył w struny nienawiści do szpiczastouchych.
Ćwierć radnych rzuci się z miejsca na wojnę, może nawet i połowa, w porywach
szaleństwa. A musisz przekonać do tego większość…
- O tym też już
myślałem. I chyba będę z tym potrzebował twojej pomocy, bo nie wiem na ile
zgodzi się Rada Starszych... Myślałem, hmmmm… Żeby może… No na przykład, podzielić
się po połowie zdobytymi kosztownościami podczas uwalniania. No i może jeszcze
oddać część ziem należących do elfów w wasze posiadanie. A na pozostałych
terenach powstałoby Królestwo Ludzi. Nie wiem jeszcze tylko dokąd sięgałaby
granica.
Glin się zamyślił, znów czesząc brodę palcami.
Po przeanalizowaniu wszystkiego, uśmiechnął się szeroko, podszedł do Mikena,
poklepał go radośnie po ramieniu i powiedział:
- Chłopie, ty to masz
jednak łeb! Powiem ci to, bo cię lubię. Podział kosztowności zaproponuj jak
najniżej, aby wytargować lepszą cenę. A co do ziem… Myślę, że Rada Starszych
ucieszyłaby się z terenów aż do Smoczego Wzgórza. Ale tutaj też sugeruję
negocjować. Zresztą, chodźmy, jeszcze o tym pomyślimy.
Krasnolud zadowolony z
siebie, ruszył w stronę Podniebnego Pasma, myśląc intensywnie. Uwielbiał
handlować, targować się oraz negocjować ceny i czuł, że jego pasja będzie
bardziej przydatna niż zazwyczaj. W końcu, całkiem możliwe, że będzie
współdecydować o przyszłości całych ras. Ponadto, miał również nadzieję, że
Miken będzie często korzystał z jego pomocy i rad.
Byli niewolnicy
powlekli się za Glinem,, stawiając powoli bolące stopy, zmęczeni wcześniejszą
podróżą. Nim jednak udało się im przejść kilka kroków, krasnolud odwrócił się
do nich i idąc wstecz, powiedział:
- Wiesz Miken, jeszcze
też kwestia waszego państwa. Bo będziecie młodym krajem i pewnie będziecie
potrzebować pomocy. Rządzenie - zaczął wyliczać na palcach - uchwalanie prawa,
ochrona granic, handel, surowce i takie tam pierdoły organizacyjne. Myślę, że
jak zasugerujesz tym starym prykom z Rady, że ich wiedza w tym byłaby
nieodzowna, to wtedy…
Chłopak kiwał głową z
uznaniem, idąc za krasnoludem i słuchając uważnie jego rad, jednak nim Glin
zdążył skończyć zdanie, ze sprzeciwem odezwała się Kera.
- Nie! Nigdy więcej
zniewolenia! - Gdy zorientowała się, że oboje patrzą na nią nieco zdziwieni,
dodała - Może nie znam się za dobrze na tym, ale nie pozwolę żebyśmy znowu
mieli zakładane kajdany, tym razem przez krasnoludów!
- Ale Kera, nie o to
mi…
- Glinie, wiem że nie
o to ci chodzi. Ale ty zrozum nas. Nie chcę, żeby ktoś obcy znowu dyktował nam
jak mamy żyć. Ani żeby pod pretekstem ochrony kontrolował nas. Możecie nam
pomagać, ale na zasadach przyjaźni, a nie rządzenia…
- Ech… Kera, posłuchaj…
- Ona ma rację. -
Miken włączył się w dyskusję. Przystanął i założył ręce na piersi - Chętnie
przyjmiemy waszą pomoc, ale tylko na równych zasadach, bez narzucania rozwiązań
i uzależniania nas od waszej pomocy.
Krasnolud też się
zatrzymał. Spojrzał wpierw na dziewczynę. Była poddenerwowana, czerwona na
twarzy a jej mina wyrażała butę. Następnie przeniósł wzrok na chłopaka. Stojąc
z założonymi rękoma, zaciśniętą szczęką i lekko zmrużonymi oczami, wyglądał na
osobę z którą nie można negocjować. Glin wzruszył tylko ramionami i powiedział:
- Ha! W porządku, to
przecież wasza sprawa, nic mi do tego. Zresztą, nie ma co o tym dyskutować
teraz, będziecie mieli jeszcze do tego okazję przed Radą Starszych. - Krasnolud
uśmiechnął się serdecznie, a dwójka ludzi nieco się uspokoiła i odprężyła. -
Chodźcie, zanim dojdziemy do Serca Góry, musimy was przyodziać jak na
ambasadorów przystało!
Ruszyli ponownie w
południową stronę, schodząc ze wzgórza. Glin jednak zaczął skręcać na zachód.
Gdy byli niewolnicy zauważyli, że oddalają się od Królewskiego Leża, Kera
zapytała krasnoluda:
- Dokąd nas teraz
prowadzisz?
- Widzicie tamten
domek? - Przewodnik wskazał oddalony, płaski budynek, wokół którego pasło się
wiele owiec. - Tam mieszka moja dobra przyjaciółka z czasów nauki w Akademii.
Na imię ma Platyna. Jest świetną krawcową i zrobi wam coś bardziej dostojnego,
niż te łachmany. - Na te słowa, spojrzał karcącym wzrokiem na ubiór byłych
niewolników, szczególnie na strój Mikena. - No nic… Mamy kawałek drogi przed
sobą, więc… Ekhm… Słyszeliście może dowcip o dwóch elfach i ośle?
Godzinę później,
wczesnym popołudniem, trójka podróżnych dotarła do dom Platyny. Niski z trzema
pokoikami, główną sienią i kuchnią budynek wypełniony był gwarem powodowanym
przez trójkę dzieci. Na zewnątrz zbudowana była mała zagroda, pusta w tamtej
chwili, gdyż owce pasły się na niemal całym wzgórzu.
Krasnoludka okazała
się niezwykle miłą przedstawicielką swojej rasy. Mimo iż widziała ludzi dopiero
pierwszy raz w życiu, przyjęła ich z otwartymi rękoma. Jej dzieci były zachwycone dwójką podróżnych. Siadały im na
kolana, chciały być podnoszone przez nich i za wszelką cenę starały się zwrócić
uwagę na siebie.
Glin opowiedział swojej przyjaciółce pokrótce
historię byłych niewolników oraz poprosił ją o przygotowanie choć trochę
lepszych ubrań od tego, co Kera i Miken mieli aktualnie na sobie. Platyna
zgodziła się, lecz najpierw stwierdziła, że przygotuje obiad dla całej trójki.
Krasnoludka
przyrządziła jagnięcinę w ziołach, którą szybko upiekła na ogniu. Do tego
ugotowała pikantną, krasnoludzką zupę z soczewicy. Nim jednak podała dania na
stół, poczęstowała dwójkę ludzi chlebem, każąc im jeść po jednym gryzie z
odstępami na dwadzieścia oddechów. Miało to zapobiec, w jej mniemaniu, zbyt
gwałtownemu rozszerzeniu się żołądka i jego pęknięciu.
Miken i Kera
posłuchali rady Platyny, przetłumaczonej przez Glina na język ludzi, mimo iż
byli bardzo głodni i chcieli zjeść całość od razu. Później, kufle piwa które od
niej dostali, również wypili w podobny sposób, jaki zaleciła im wcześniej
krasnoludka przy chlebie. Niedługo potem, już ze znacznie lepszymi humorami,
zasiedli do obiadu. Dwójka uciekinierów niemal rzuciła się na jedzenie. Dawno
nie jedli tak dobrze, posiłek nie dość że był niezwykle pożywny, to jeszcze
bardzo smaczny. Krasnoludka była dumna widząc z jaką ochotą dawni niewolnicy
jedzą jej potrawy.
Platyna, po posiłku,
zebrała miary z dwójki ludzi i pozwoliła im się zdrzemnąć. Z lekkim ociąganiem
i niechęcią, Miken i Kera udali się na spoczynek, odprowadzeni przez dzieci.
Kwadrans później, spali tak niezwykle głęboko, że nic nie było w stanie ich
zbudzić, nawet hałasujące pociechy Platyny.
Krasnoludka zabrała
się zaś do pracy. Szyjąc nowe ubrania dla dwójki ludzi, wypytywała się Glina o
szczegóły ich historii. Krasnolud z wielkim entuzjazmem opowiedział wszystko
dokładnie. Zdradził również przyjaciółce, że chcą udać się do Rady Starszych i
prosić ją o pomoc w wyzwalaniu ludzi. Następnie przedstawił jej plan Mikena.
Platyna gdy to usłyszała, powiedziała:
- Matko Ziemio, miej
nas w opiece! Znowu wojna z elfami? To niezwykle wysoka cena za wolność… I to
jeszcze nie naszą.
- To prawda, ale pomyśl
w ten sposób. Czy chciałabyś, żeby szpiczastousi tobą rządzili? Ja sobie tego
nie wyobrażam, a oni żyją tak od pokoleń. Jeśli nie my im pomożemy, to kto?
- No tak, tak, masz
rację… - Platyna pokiwała z uznaniem głową, szyjąc nowe spodnie dla Mikena.
- A właśnie, skoro już
o cenach mowa… Ile będziemy ci winni, hm?
- Daj spokój -
odłożyła na chwilę igłę i spojrzała się na Glina - nie wezmę pieniędzy od tych
biedaków. Swoje już wycierpieli. A poza tym, jeśli będą mówić wszystkim w Sercu
Góry skąd mają swoje ubrania, to i tak już będzie dla mnie sporym
wynagrodzeniem - uśmiechnęła się i zabłysnęły jej oczy na myśl o tłumach
krasnoludów, którzy będą przychodzili do niej, żeby ubrać się jak dwójka
egzotycznych ambasadorów ludzi. - Wiesz co? Bardziej mnie zastanawia, co ty w
zamian za pomoc będziesz chciał od nich.
- Przestań, przecież
nie pomagam im, żeby coś od nich dostać.
- Taaaa… Glin Chodzący
Altruizm Canum. Niezła bajeczka.
- Mówię serio!
Platyna spojrzała na
przyjaciela przeszywającym wzrokiem. Krasnolud wytrzymał tylko chwilę.
- No dobra, dobra!
Miło łechce to moje ego, że jestem im niezbędny. I liczę, że po wszystkim coś
tam jednak skapnie dla mnie. Wdzięczność w złotej formie zawsze chętnie przyjmę
- wyszczerzył zęby - Ale poza tym… No cóż… Trochę ich polubiłem przez ten czas.
Miken może jest mrukiem, ale ma dobre serce. I jest ogniście inteligentny! No,
jak na człowieka. A Kera. Hmmm… Kera też ma dobre serce. I jest tak bardzo
rozkoszna i urocza, jak taka młodsza siostra. Serio, taka do rany przyłóż.
- Ty też masz dobre
serce. Chociaż jesteś czasami okropnie wyrachowany!
- Haha! Za coś w końcu
trzeba żyć.
Resztę czasu, jaki Platyna poświęciła na
uszycie ubrań dla ludzi, wspominała z Glinem czasy ich nauki w Akademii.
Kera i Miken obudzili
się dopiero rano, kolejnego dnia. Wcześniej odczuwali zmęczenie, ale nie
zdawali sobie sprawy, jak bardzo potrzebowali regeneracji sił. Teraz, po ponad
połowie dnia snu, byli wypoczęci i gotowi do dalszej drogi.
Wpierw jednak Platyna
zaserwowała im śniadanie składające się głównie z owczego sera i chleba.
Powiedziała, że nie była gotowa na gości, więc tylko tak skromnie ich
poczęstowała. Gdy Glin przetłumaczył jej słowa na język ludzi, Kera od razu
zaczęła zapewniać gospodynię, że to i tak bardzo dużo, że jest pyszne i że
jeszcze tak dobrego sera nie jadła. Krasnoludce zrobiło się miło, że jej
kuchnia tak zasmakowała ludziom i zaprosiła ich, aby odwiedzili ją, gdy
załatwią już swoje sprawy w stolicy. Dawni niewolnicy z chęcią zgodzili się na
ponowną wizytę.
Następnie Platyna
wyszła z sieni i po chwili wróciła z gotowymi ubraniami. Wręczyła je dwójce
ludzi i zachęciła ich gestem dłoni do przebrania się. Z lekkim ociąganiem
wstali od stołu i udali się do pokoju w którym spali.
Miken od razu ściągnął
swoją zniszczoną tunikę i rzucił na podłogę. W samej bieliźnie zaczął się
przebierać, zakładając najpierw spodnie. Lekko pochylony, z dopiero jedną
nogawką przełożoną, patrzył na Kerę. Dziewczyna stała z założonymi na piersi
rękoma, lekko zawstydzona. W końcu jednak się odezwała:
- Mógłbyś się
odwrócić?
- Co? Dlaczego?
- Proszę, obróć
się…
Miken wyprostował się
i zaciągnął spodnie pod brzuch. Następnie uśmiechnął się do przyjaciółki i
zgodnie z jej życzeniem stanął tyłem do niej. Ubrał koszulę i czekał, aż
dziewczyna się przebierze.
Już spokojniejsza i
bardziej pewna siebie Kera, również ściągnęła swoją tunikę, jednak nie
odrzuciła jej a trzymała przyciśniętą brodą do szyi, kryjąc na wszelki wypadek
w ten sposób swoje ciało. Rozciągnęła suknię od Platyny i szybkim, sprawnym
ruchem puściła swoje poprzednie ubranie, wślizgując się w nowe.
- Już! - powiedziała
zadowolona - I jak?
Były niewolnik
odwrócił się w jej stronę i oniemiał. Bawełniana suknia bez rękawów bordowego
koloru miała jedno ramiączko, przekładane na skos, z prawej strony przez lewy
bark. Do pasa była bardzo dobrze dopasowana, mocno podkreślając wcięcie w talii
Kery. Poniżej zaś sięgała ponad kostki, luźno opadając. Od spodu ozdobiona była
tasiemką złotego koloru, a na dekolcie miała wyszyty haft w geometryczne wzory.
- Wyglądasz
przepięknie! Prawie jak bogini! - zapewnił.
- Dzięki! - Dziewczyna
rozpromieniła się i po chwili dodała: - Ty też świetnie wyglądasz.
Ubiór chłopaka był
znacznie skromniejszy, stonowany ale i elegancki w swojej prostocie. Grafitowa,
bawełniana koszula z kołnierzem sięgała do bioder i była opięta na mięśniach
Mikena. Do tego miał na sobie ciemne, proste spodnie, przyozdobione w szwach
szarą nicią mającą imitować srebro.
Były niewolnik zrobił
trzy kroki w stronę swojej przyjaciółki i nadstawił dla niej ramię.
- To co? Idziemy?
- Oczywiście! - Kera
złapała go pod rękę i ruszyli w stronę sieni.
Glin gwizdnął na widok
pary. Wiedział, że Platyna jest niezwykle zdolna, ale nie spodziewał się
takiego efektu. Dwójka ludzi wyglądała na arystokratów, a nie niewolników.
Krasnoludka natomiast nie była do końca zadowolona ze swojej pracy. Powiedziała
z lekkim wyrzutem:
- Niestety, tylko tyle
mogłam zrobić. Nie miałam lepszych materiałów. Żebym wiedziała wcześniej…
- Platyno, spokojnie,
wyglądają wspaniale! - zapewnił ją krasnolud.
- No nie wiem… Coś
jest jeszcze nie tak. Coś tu nie współgra...
- Wiesz co ci w nich
nie pasuje? Te śmieszne chodaki… Prawdziwe buty by się im przydały!
- No wybacz, nie
jestem szewcem!
- Przecież wiem, tak
tylko powiedziałem - Glin uniósł dłonie do góry, w uspakajającym geście.
Kera i Miken patrzyli
na siebie nie rozumiejąc ani słowa z rozmowy krasnoludów. Ich przewodnik
zorientował się, że nie wiedzą o czym jest mowa, wyjaśnił więc pośpiesznie:
- Platyna nie jest
zadowolona ze swojej pracy. I nie ma dla was butów, niestety.
- Możesz jej
powiedzieć, że te stroje są najpiękniejsze jakie w życiu widziałam! -
powiedziała dziewczyna.
- I nigdy nie mieliśmy
lepszych ubrań. - Dodał chłopak. - Może być bardzo z siebie dumna. A butami
niech się nie przejmuje, poradzimy sobie w naszych starych przecież. A jak my w
ogóle jej za wszystko się odwdzięczymy?
Krasnolud
przetłumaczył od razu słowa ludzi swojej przyjaciółce.
- Mówią, że ubranią są
wspaniałe oraz że jakoś przeżyją bez butów. No i zastanawiają się jak ci to
wszystko wynagrodzić.
- Powtórz im co Ci
wczoraj powiedziałam, że to prezent, i niech mnie zachwalają w Sercu Góry, to
wystarczy.
Platyna uśmiechnęła
się do byłych niewolników. Glin przełożył jej słowa na mowę ludzi. Byli jej
niezwykle wdzięczna za okazaną im dobroć, podziękowali jeszcze raz za wszystko
i zapewnili, że będą ją wychwalać. Krasnolud przekazał wszystko swojej
przyjaciółce po czym powiedział w języku ludzi:
- No nic chyba pora
się pożegnać. Przed nami jeszcze kawał drogi.
- Chyba masz rację...
- zgodził się Miken.
- A jak jest po
waszemu "do widzenia"? - zaciekawiła się Kera.
- Adio - odpowiedział krasnolud.
- Adio… - powtórzyła po cichu, po czym podeszła do Platyny, pochyliła
się przed nią, a następnie przytuliła i uścisnęła mocno, żegnając ją w języku
ojczystym.
Miken również pożegnał
się z krawcową w jej mowie, podobnie jak i Glin. Krasnoludka wręczyła im małe
tobołki, do których byli niewolnicy włożyli swoje wcześniejsze ubrania oraz
otrzymany prowiant na dalszą drogę. Platyna
jeszcz długo potem patrzyła za oddalającą się w stronę Królewskiego Leża
trójką podróżnych.
Z każdą pokonaną milą,
krajobraz coraz bardziej się zmieniał. Niewysokie, zielone i żyzne wzgórza
zaczęły piętrzyć się coraz wyżej, i stawać bardziej skaliste oraz jałowe. Glin
poprowadził dwójkę ludzi w stronę doliny rzeki Sercówki. Dzięki temu mogli
dotrzeć znacznie bliżej podnóża najwyższej góry świata, bez zbędnego wspinania
się na szczyty. Nim upłynęła połowa dnia, byli niewolnicy oraz ich przewodnik
pokonali dystans dzielący ich od Królewskiego Leża bez kolejnych przeszkód i
jedynie z paroma dodatkowymi postojami.
Krasnolud postanowił nauczyć Mikena i Kerę w
czasie podróży, chociaż podstawowych zwrotów w swoim ojczystym języku. Uznał,
że będzie to w dobrym stylu, jeśli do Rady Starszych będą przynajmniej
pojedyncze słowa mówić bez tłumacza. Okazało się, że dziewczyna miała naturalny
talent do nauki, bez problemu wychwytywała akcent i wymowę. Miken natomiast
miał drobne trudności w opanowaniu nowego języka. Nim jednak dotarli do
Królewskiego Leża potrafił powiedzieć kilka niezbędnych wyrazów.
Wejście do stolicy
krasnoludów znajdowało się tuż przy początku doliny Sercówki, kilkadziesiąt stóp wyżej niż podnóże góry, na
niemal poziomej i dużych rozmiarów półce skalnej. Przed wielką, metalową bramą
prowadzącą do wnętrza miasta, postawiony był mur o półokrągłym kształcie,
dziesięć razy wyższy od Mikena. Przez całą długość fortyfikacji wybudowanych
było sześć baszt. Do wejścia prowadziła ścieżka niemal pionowa, bardzo kręta i
tak wąska, że trójka podróżnych musiała iść nią pojedynczo.
Przed wejściem do
umocnień stała dwójka tarczowników. Rozmawiali ze sobą, spoglądając w stronę
dróżki. Krata do wnętrza, której pilnowali, była uniesiona do góry. Glin, Kera
i Miken przeszli obok nich nie zatrzymywani. Strażnicy jedynie zmierzyli ich
wzrokiem i przepuścili, nie przerywając nawet swojej rozmowy Chłopak zdziwił się i zapytał, lekko
ironicznie:
- O! A tutaj nie macie
stanu wojennego?
- Haha! Aleś dowcipny!
- Odparł krasnolud, równie ironicznie co Miken. - Oczywiście, że mamy. Hmmm…
Pewnie dostali wczoraj kretoszczura, żeby nas przepuścić.
- Kreto-co?
- Och... No
kretoszczura. To takie małe, łyse stworzonko, ni kret, ni szczur. Przyczepiamy
im kartki do brzucha i wpuszczamy do kamiennych tuneli, żeby szybko dostarczyć
wiadomość.
- To okropne! -
oburzyła się Kera.
- E tam, raczej
pomysłowe! - Pochwalił Miken. - Jak będziemy mieli chwilę czasu, to pokażesz mi
jakiegoś?
- Oczywiście! Spokojna
twoja rozczochrana.
Przeszli przez
dziedziniec wewnątrz muru. Po prawej stronie stały trzy wolnostojące, kamienne
budynki koszar. Po lewej natomiast magazyn, kuchnia i siedziba dowódcy warty.
Stanęli naprzeciwko bramy prowadzącej do Serca Góry. Umieszczona była w
pionowej ścianie, wykutej w zboczu Królewskiego Leża. Wrota były pięciokrotnie
wyższe od przeciętnego krasnoluda, całe metalowe i pięknie zdobione scenami sakralnymi.
Zrobiło to piorunujące wrażenie na dwójce ludzi. Glin zauważył ich miny i
powiedział z dumą:
- Ach, tak, tak. Też
byłem zachwycony, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Ale chodźmy już, będziecie
jeszcze mieli czas, żeby się przyjrzeć.
Krasnolud ruszył w
stronę bramy. Podszedł do prawego skrzydła i zapukał w nie. Po chwili otworzyła
się cienka szpara na wysokości oczu Glina. Za niej para oczu spojrzała nieufnie
na trójkę podróżnych.
- Hasło! - zawołał
głos zza drzwi po krasnoludzku.
- Ojcze Skało! Znów to
cholerne hasło? Yyyy… Nie wiem. Ognista ważka?
- Zgadza się,
wchodźcie.
Rozległy się
metaliczne dźwięki. Po chwili ciężkie wrota ledwie się uchyliły. Chłopak i
krasnolud musieli przecisnąć się przez powstałą szparę, dziewczyna natomiast
przeszła bez większego problemu.
Za bramą stało kilku
uzbrojonych krasnoludów, którzy bacznie obserwowali dwójkę ludzi. Glin jednak
nie zwracając na nich w ogóle uwagi, ruszył przodem w głąb korytarza. Miken i
Kera szybko go dogonili.
Tunel prowadzący do
środka Królewskiego Leża ciągnął się przez niespełna dwie mile. Mienił się
ciepłym, jasnym światłem magicznych kryształów. Po obu stronach znajdowały się
wnęki oraz strzelnice, zasłonięte metalowymi blachami. Glin wytłumaczył dwójce
byłych niewolników, iż jest to system obronny i gdyby ktoś przedarł się do
korytarza prowadzącego do Serca Góry, obrońcy mogliby odeprzeć stąd atak. Na
pytanie Kery czy ktokolwiek, kiedykolwiek przebił się przez bramę, krasnolud
roześmiał się i stwierdził, że jeszcze nie. Po czym dodał, że lepiej zawsze być
przygotowanym na taką możliwość.
Na końcu tunelu
znajdowały się kolejne wrota. Te jednak nie zostały ozdobione żadnymi scenami,
za to były otwarte na oścież. Dwójka niewolników oniemiała na widok, jaki
rozpościerał się za bramą.
Przed nimi znajdowało
się przeogromne miasto, którego nie byli w stanie objąć wzrokiem. Miało się
wrażenie, że sięga daleko za horyzont, świecąc miliardami malutkich słońc i
jasnych kul. Mimo iż, tylko magiczne kryształy były źródłem światła, to i tak w
mieście było niezwykle jasno, niczym w południe na otwartym terenie. Dwójka
ludzi przekonała się na własne oczy, iż kopuła znajdowała się tak wysoko, że
nie dało się jej dostrzec. Na niej również znajdowały się świetliste punkty,
jednak nie tak jasne, jak te na ulicy. Od razu nasunęły skojarzenie z gwiazdami
w bezchmurną noc.
Domy, zbudowane wzdłuż
ulic, były niesamowicie zróżnicowane, zarówno pod względem wysokości jak i
kształtu oraz materiałów z których je wybudowano. W oczy rzucały się
szczególnie trzy budowle. Pierwszą z nich był akwedukt. Przez niemal całe
miasto ciągnęłą się system połączonych ze sobą pomostów, koryt i rur,
dostarczając wszędzie wodę. Po lewej stronie, za niewysokim murem, znajdował
się ogromny plac z kilkunastoma budynkami. Jego stylistyka oraz duże, wolne
przestrzenie mocno kontrastowały z zagęszczoną zabudową pozostałej części
miasta. Po prawej zaś, nieco bliżej środka, piętrzyła się w górę monumentalna
budowla. Spadzisty dach zakończony był kopułą, a wejście ozdobione kolumnami.
- Tam - krasnolud
wskazał na budynek po prawej - obraduje Rada Starszych. I tam musimy iść.
- A tamto? Co tam
jest? - Kera wskazała na plac za murem.
- To Akademia. Hmmm…
To taka szkoła dla dorosłych krasnoludów, gdzie uczą się swojego zawodu.
- To nie wystarczy
terminować u kogoś, żeby nauczyć się zawodu? - zapytał Miken zaciekawiony.
- Wystarczy. Jeśli
chcesz być przeciętnym rzemieślnikiem. Ale jeżeli chcesz być najlepszym z
najlepszych i poznać tajniki również innych mistrzów, to wtedy idzie się do
Akademii. - Glin powiedział to z wielką dumą w swoim głosie.
- Sprytne! Dziwne, że
elfy wcześniej na to nie wpadły…
- Błahahaha! Nie
rozśmieszaj mnie! Elfy? Zanim oni na coś wpadną, muszą wpierw dostać srogi
wpierd… konkretnego łupnia - krasnolud poprawił się, gdy przypomniał sobie, że
jest z nimi również Kerą. - Dobra, czas na trochę historii i wycieczkę
miastoznawczą jeszcze się znajdzie. Chodźmy już do Rady Starszych.
Ruszyli wzdłuż głównej
alei. Mijali po drodze wiele warsztatów, sklepów i knajp, każde z nich kusiło
swoimi towarami. Glin jednak był bezwzględny i ciągle popędzał byłych
niewolników, którzy zatrzymywali się, aby zobaczyć dzieła pracy krasnoludów.
Lawirując między
tłumem na ulicach, przewodnik ludzi zaczął tłumaczyć jak działa Rada Starszych.
Powiedział, iż mimo że członków jest stu trzydziestu dwóch, to tak naprawdę
liczy się głos tylko dwunastu z nich i że wystarczy ich przekonać, a wszyscy
pozostali nie będą się sprzeciwiać. Następnie opowiedział im, jak jest
podzielona Rada i jak mogą przekonać poszczególne grupy.
Glin wyjaśnił dwójce
ludzi, iż najbardziej na lewo siedzą bellatorzy,
czyli wojownicy oraz, że ich nie trzeba będzie przekonywać do wojny. Obok nich
natomiast miejsca zajmują artificemi -
rzemieślnicy, których wystarczy przekupić wizją wzbogacenia się. Następnie
powiedział, że kolejni są prudesi, przedstawiciele uczonych i artystów.
Zaproponował, aby przekonać tę grupę, odwołując się do wrażliwości i dumy jej
członków. Krasnolud zdradził również, że skrajnie na prawo siedzą mageceni, czyli magowie. Przyznał się,
że nie ma pojęcia jak ich przekonać, zasugerował jedynie, iż uwielbiają potęgę
więc może należy tam szukać na nich sposobu. Dwójka ludzi dokładnie wysłuchała
słów Glina i zapamiętała najważniejsze informacje im przekazane.
Wkrótce, po pokonaniu
kilku ulic, oraz po paru krótkich przerwach i przystankach, dotarli do siedziby
w której znajdowała się Rada Starszych. Z poziomu ulicy budynek wydawał się
jeszcze większy.
Przed wejściem, między
kolumnami, stali tarczownicy, przepuszczając jedynie pojedyncze osoby do
środka. Kolejka krasnoludów chcących spotkać się z Radą, ustawiona była wzdłuż
ulicy i sięgała dwie przecznice dalej. Glin całkowicie nie przejął się
kolejnością przyjmowania. Wysłuchując przekleństw rzucanych w jego stronę,
przewodnik dwójki ludzi przepchnął się przez tłum i stanął twarzą w twarz z
jednym z tarczowników.
- Gdzie się pchasz! -
warknął strażnik w swojej mowie.
- Mam tutaj dwójkę
ambasadorów, musisz nas przepuści.
- Dwójkę ambasadorów?
Jaaaasne... A ja jestem jednym ze Starszych. Spieprzaj stąd! - i popchnął Glina
swoją tarczą.
Krasnolud, wypchnięty
z kolejki, przewrócił się. Od razu podbiegł do niego Miken z Kerą.
- Wszystko w porządku?
- chłopak zapytał Glina.
- Tak, tak. -
Odpowiedział, podnosząc się i otrzepując spodnie z fikcyjnego kurzu. Następnie
znów przepchnął się na początek tłumu i oznajmił głośno w języku krasnoludów,
tak aby wszyscy wokół usłyszeli: - Przedstawiciele ludzi ŻĄDAJĄ spotkania się z
Radą Starszych!
W kolejce rozmowy od
razu ucichły. Tarczownik który wypchnął Glina pobladł, gdy zobaczył, że przy
krasnoludzie staje dwójka wysokich istot. Niepewnie się rozejrzał, szukając
pomocy u swoich towarzyszy broni. Ci jednak również nie wiedzieli co zrobić w
takiej sytuacji.
- Dobra, możecie
przejść! - warknął spanikowany strażnik. Następnie stanął bokiem ze swoją
tarczą, przepuszczając trójkę podróżnych.
Przechodząc obok
wartownika, Glin zadowolony z siebie powiedział do dwójki ludzi w ich języku:
- Zaczyna mi się
podobać to całe ambasadorowanie. Przyjemnie mieć trochę posłuchu wśród innych.
- Byleby ci ta władza
nie uderzyła do głowy! - Miken przestrzegł krasnoluda żartobliwym tonem.
- Chyba już na to za
późno… Hahaha!
Cała trójka wybuchnęła
śmiechem, aż tarczownik obejrzał się zdziwiony i jednocześnie przerażony.
Od wejścia, w głąb
budynku, krótki i szeroki korytarz prowadził na okrągły dziedziniec, nad którym
bezpośrednio wybudowana była niedomknięta kopuła. Ściany pomieszczenia
przyozdobione były freskami, przedstawiającymi legendę stworzenia świata i
narodzin krasnoludów. Pośrodku zaś znajdowała się pięknie zdobiona mozaika.
Uwieczniona na niej była grupka krasnoludów, zbitych w koło i odpierających
atak. Ich przeciwnikami były orki oraz elfy, umieszczone na przeciwległych
stronach. Mozaikę uzupełniały różnego rodzaju bestie, takie jak gryfy, wiwerny
czy trolle. Przeważały jednak wśród nich cienie o bliżej nieokreślonym
kształcie. Światło, wpadające przez otwór w kopule, padało bezpośrednio na obrońców,
co nadawało całej mozaice niesamowitego, mistycznego charakteru i przyciągało
wzrok.
Z dziedzińca, na
którym znaleźli się Miken, Kera i Glin można było udać się w trzy strony, nie
licząc korytarza z którego przyszli. Na wprost znajdowały się tak zwane sale
tajemnic, czyli pomieszczenia w których Starsi mogli porozmawiać między sobą
bez nieproszonych uszu, uzgodniać plan działania i toczyć kuluarowe potyczki.
Po lewej stronie można było znaleźć skryptorium. Wszelkie dekrety, uchwały oraz
decyzje Rady były tam spisywane i przygotowane do dostarczenia całemu państwu
krasnoludów. Świeżo upieczeni ambasadorowie oraz ich przewodnik poszli
natomiast na prawo, do sali obrad, zwanej Wielką Salą.
Przed zamkniętym
wejściem stało dwóch tarczowników. Spoglądali groźnie na trójkę podróżnych,
trzymając ręce na mieczach schowanych do pochew, gotowi w każdej chwili
wyciągnąć broń. Glin stanął przed strażnikami i oznajmił:
- Przybyli
ambasadorowie rasy ludzkiej. Domagają się spotkania z Radą Starszych.
Tarczownicy spojrzeli
po sobie. Nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z przedstawicielami ludzi,
więc nie wiedzieli jak postąpić. Zaczęli się zastanawiać czy mają ich traktować
lekceważąco, tak jak ambasadorów elfów, czy może jednak powinni okazać im
szacunek i wpuścić do Wielkiej Sali.
Jeden z nich
zdecydował się w końcu i powiedział niepewnie:
- Poczekajcie chwilę.
Pójdę się zapytać, czy Rada Starszych ich przyjmie. - Po czym uchylił lekko
wrota i wślizgnął się do sali obrad.
Glin natomiast, lekko
poddenerwowany i pobladły, zwrócił się do dwójki ludzi w ich języku:
- No dobra, jak na
razie idzie nam nieźle, zaszliśmy dalej, niż obstawiałem. Możecie zostawić
tobołki tutaj, nikt wam ich nie ukradnie, obiecuję. Aha! Pamiętajcie, żeby
zwracać się do nich z szacunkiem, podobno to uwielbiają.
- Będziemy pamiętać. -
Obiecał Miken.
- Jak to? To nie
idziesz z nami? - zdziwiła się Kera.
- Idę, idę, w końcu
ktoś musi być waszym tłumaczem. Ale nie mogę obiecać, czy którychś z nich nie
zna waszej mowy. A poza tym, to przecież widać jak komuś nie okazujesz
szacunku, nawet w innym języku.
Strażnik wrócił z
sali, otworzył wrota na oścież i oznajmił po krasnoludzku:
- Przedstawiciele rasy
ludzkiej są proszeni na Wielką Salę.
- Oho… Wzywają was. -
Glin powiedział do ludzi. - Nie pozwólmy im czekać!
Krasnolud dziarsko
ruszył do przodu, zostawiając Mikena i Kerę za sobą. Pomyślał, że w ten sposób
dobrze ukryje całe swoje przejęcie tą sytuacją. Dwójka ludzi szybko się
opamiętała, wyrwała z lekkiego zdziwienia zachowaniem ich przewodnika i ruszyła
za nim.
Aby dostać się do
Wielkiej Sali, należało pokonać krótki, ciemny korytarz. Następnie wchodziło
się od razu do wielkiego pomieszczenia o półokrągłym kształcie. Przy wejściu
stało kolejnych dwóch tarczowników, bacznie obserwujących korytarz. Na środku
pomieszczenia znajdowało się niewysokie podwyższenie, wykute z litej skały. Tuż
za podestem ustawionych było dwanaście kamiennych tronów, pięknie zdobionych
złotem i drogocennymi kamieniami. Siedziska trzech krasnoludów należących do bellatorów-”wojowników”, znajdujące się najbardziej po lewo,
mieniły się czerwienią rubinów. Kolejnych trzech, będących artificemami-”rzemieślnikami” swoje krzesła miało przyozdobionych
szmaragdami. Następne, należące do prudesów-”uczonych”,
wyróżniały się fioletową barwą ametystów. A ostatnie trzy trony, najbardziej po
prawej stronie i przeznaczone dla magecenów-”magów”, mieniły się na niebiesko od szafirów.
Na półkolistej ścianie, znajdującej się za krzesłami dla dwunastu
najważniejszych Starszych, wyrzeźbione były rzędy siedzisk, które zajmowali
pozostali radni.
Miken i Kera,
zachęceni gestem jednego z magecenów
w niebieskim tronie, weszli na podwyższenie. Chłopak przyjrzał się wtedy
dokładnie wszystkim krasnoludom w sali. Nazwa radnych była adekwatna - niemal
wszyscy byli już znacznie starsi. Brody i włosy częściej były siwe i
szpakowate, niż pełne barw. Na twarzach gościły już zmarszczki, a postury były
przygarbione a czasami nawet wątłe. Ubrani byli w szaty krojem przypominające
proste suknie, każda śnieżnobiała i
zdobiona tasiemkami koloru odpowiadającego przynależności do ugrupowania.
- Signorits et signorats - były niewolnik zaczął swoją przemowę
niepewnie. - Nazywam się Miken. Miken Eluteros - dodał po chwili zastanowienia,
co oznaczało w języku elfickim “wolny”. - Jako były niewolnik, razem z panną
Kerą hmmm…
- Uo-Halysa - czyli w
tłumaczeniu "bez łańcucha". Dziewczyna widząc jak chłopak zastanawia
się jakie nazwisko jej nadać, powiedziała to co pierwsze przyszło jej do głowy.
Miken spojrzał na nią, uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Razem z Kerą
Uo-Halysa, przebyliśmy bardzo długą drogę aby się z wami spotkać. Nam udało się
wyrwać spod elfiego jarzma, jednakże jest jeszcze wielu ludzi, którzy cierpią
co dzień! Tak jak my wcześniej, są bici, zmuszani do pracy ponad siły, poniżani
i traktowani jak przedmioty. Ich panowie mają więcej szacunku do zwierząt niż
do nas…
Stojący poza
podwyższeniem Glin tłumaczył każde zdanie wypowiedziane przez Mikena. Starsi w
większości wydawali się zaciekawieni, jednak dużo bardziej samymi osobami
ambasadorów niż tym co mówili. Co jakiś czas nachylali się do siebie i szeptali
między sobą na jakiś temat. Chłopak nie zwracał w ogóle na to uwagi i
kontynuował swoją przemowę:
- Nasze rasy nie mają
między sobą waśni. Mało tego, krasnoludowie bardzo często z chęcią nam
pomagają. Chociażby nasz tłumacz, Glin. Gdy zobaczył, że jesteśmy atakowani
przez Szarych Tropicieli bez zastanowienia rzucił się nam na ratunek. Gdyby nie
on, nie byłoby nas tu. Myślę… Myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego i my
możemy wam sporo zaoferować. Wpierw jednak, musielibyśmy zrzucić elfie kajdany.
A najlepiej zrobić to poprzez wojnę.
Po tym jak Glin
przetłumaczył ostatnie zdanie Mikena, na sali zapadła śmiertelna cisza. Trwała
jedynie krótką chwilę. Krasnoludowie zaczęli się przekrzykiwać, niektórzy
powstawali ze swoich siedzeń, inni rzucali groźby Starszym którzy nie popierali
ich zdania. Jedna krasnoludka w szatach “wojowników” posunęła się nawet dalej,
złapała za szaty radnego w stroju “rzemieślników” i zaczęła okładać go pięścią
po twarzy.
Niespodziewanie, na
podwyższeniu stanął Starszy z “magów”, ten sam który zachęcił Mikena i Kerę do
wejścia na środka. Krasnolud wrzasnął donośnym głosem:
- Silentia!
Permittan’lis finitio!
Na sali znów zapadła
cisza. Wszyscy wrócili na swoje miejsca. Starszy spojrzał zadowolony na dwójkę
ludzi i znów zachęcił ich gestem ręki do kontynuowania przemowy, po czym usiadł
na swoim tronie.
- Gratie - powiedział cicho Miken do krasnoluda, wdzięczny za jego
pomoc. Następnie podjął dalej temat wojny. - Wiem, że brzmi to bardzo
radykalnie. Proszę jednak o zrozumienie. My, ludzie, potrzebujemy tej wojny.
Potrzebujemy widoku tysięcy krasnoludów, którzy są gotowi przyjść nam z pomocą.
Dzięki temu będziemy mogli wreszcie chwycić za broń, bez obaw że zostaniemy od
razu spacyfikowani, gdyż będziemy mieli za sobą wasze poparcie! - Chłopak na
chwilę zamilkł, aby Glin mógł na spokojnie przetłumaczyć jego słowa. - Zdaję
sobie sprawę, że proszę o wiele. Jednak ofiarowuję równie wiele! Obiecuję, że
gdy ludzi zobaczą waszą armię, sami chwycą za broń, nie będziecie musieli
walczyć za nas. A po wszystkim, gdy uda nam się w końcu zrzucić elfickie
łańcuchy, będziemy pamiętać kto nam pomógł.
Jeden z trzech
najważniejszych Starszych w szatach “rzemieślników” zwrócił się do Mikena w
swoim rodzimym języku, zaraz po przełożeniu słów człowieka na krasnoludzki.
Glin od razu przetłumaczył jego słowa.
- Starszy Piryt pyta
ile będzie wynosić wasza wdzięczność.
Mając w pamięci
wcześniejsze słowa krasnoluda o tym, aby podać jak najniższą cenę, chłopak
powiedział:
- Myślę, że jedna
część do pięciu naszych zdobytych kosztowności. I hmmm… ziemie sięgające
drugiego końca Puszczy Centaurińskiej.
Radny, jak i większość
pozostałych przedstawicieli artificemów, skrzywił
się na propozycję przetłumaczoną na ich język. Opowiedział nieco zirytowany po
krasnoludzku, co od razu przełożył Glin.
- Starszy Piryt liczył bardziej na podział
trzy części dla krasnoludów i jedna dla ludzi. Twierdzi, że koszta wojenne są
niezwykle wysokie. Oraz ziemie aż do Silvaltum,
to po waszemu jest chyba Wysoki Las. Uważa, że skoro już mają iść na podbój, to
przynajmniej dla lepszych terenów… Wiesz Miken - dodał po chwili krasnolud -
myślę, że już możesz zaproponować pół na pół i Smocze Wzgórze. Z Pirytem nie ma
co negocjować.
- Dobrze - niemal
szepnął zgadzając się na sugestię tłumacza, po czym powiedział już na cały głos
- Twardy z pana negocjator, Signorat Piryt. A może podzielimy się po połowie? W
końcu, po uwolnieniu się od elfów będziemy potrzebowali czegoś, czym będziemy
mogli kupować rzeczy od was. A nasze potrzeby będą ogromne.
Nim Glin zdążył przełożyć słowa Mikena, paru artficemów zaczęło nachylać się do
radnych siedzących obok i żywo dyskutować między sobą. Nawet u Starszego Piryta
można było dostrzec błysk oka oraz lekkie uniesienie kącików ust na sugestie
chłopaka o intensywnym handlu między obiema rasami. Szybko jednak się opanował
i ponownie zaczął udawać iż nie rozumie słów człowieka.
Miken zaś kontynuował
dalej swoją wypowiedź:
- A co do ziemi… Signorat Piryt ma całkowitą rację.
Faktycznie lepiej podbić nowe, lepsze tereny. Ale pomyślcie, co zrobicie z tą
całą nowo zdobytą ziemią? Będziecie potrzebować setek tysięcy chętnych
krasnoludów, aby jakoś ją zagospodarować. Do tego dochodzą problemy komunikacyjne
i ochronne. Także zgadzam się, nowe tereny należą wam się zgodnie z prawami
wojny. Jednak nie ma co szarżować aż do Wysokiego Lasu. Myślę, że ziemie aż do
Smoczego Wzgórza będą w sam raz.
Zadowolony z siebie
chłopak patrzył jak miny Starszych reprezentujących "rzemieślników"
zmieniają się z każdym słowem przekładanym przez Glina. Gdy krasnolud skończył,
artficemi wyglądali na niezwykle
uradowanych propozycją Mikena. Długo nie czekając, Piryt spojrzał po swoim
ugrupowaniu i pewny siebie wstał, mówiąc:
- Bon! Midi con midi et tera Dracollis, pact ece! Nos consensti.
Glin zaczął tłumaczyć,
że zgadzają się na warunki, szybko jednak przerwał mu jeden ze Starszych w
szatach "uczonych", krzycząc:
- Non! Nos ne consensti!
Na te słowa ponownie
wybuchła wrzawa w całej sali. Radni zaczęli znów się kłócić, grozić sobie i
wyzywać wzajemnie. Niespodziewanie, Kera przekrzykując wszystkich, poprosiła o
ciszę. Krasnoludowie całkowicie się tego nie spodziewali, więc zamilkli i uspokoili
na chwilę. Wtedy dziewczyna powiedziała, nieco skrępowana poświęconą jej
uwadze:
- Signorits
et signorats, porsero… Tu chodzi o naszą przyszłość. My cierpimy pod
jarzmem elfów od wielu pokoleń. Chcemy jedynie żyć w spokoju i wolności. Porsero, pomóżcie nam. Wiem, że to
wiele, ale jest to niezbędne dla nas. Potrzebujemy iskry, która w nas rozbudzi
nadzieję, że tę walkę da się wygrać. A widok maszerujących krasnoludów,
gotowych bronić nas dla sprawy, będzie właśnie taką iskrą!
Glin był pod wrażeniem
pasji z jaką Kera wypowiadała ostatnie zdania. Przetłumaczył jej słowa, po czym
zapadła wielka cisza na sali. Wszyscy wyczekiwali co jeszcze powie dziewczyna,
ta jednak, zawstydzona, zeszła z podwyższenia. Sytuację wykorzystał
przedstawiciel magecenów. Wystąpił na
środek i zaproponował, aby zrobić krótką przerwę. Cała Rada Starszych wyraziła
poparcie i całkiem sprawnie opuściła Wielką Salę.
Miken, Kera i Glin
wyszli jako ostatni. Widzieli jak Starsi udają się do sal tajemnic.
- No to teraz się
zacznie...
- Co się zacznie? -
zapytała dziewczyna
- Poszli naradzić się,
a później zacznie się przekonywanie, przekupywanie, knucie, grożenie i
szantażowanie. Tak to już jest z naszymi Starszymi. Świetna przemowa, swoją
drogą - pochwalił Kerę krasnolud. - Twoja też, Miken.
- Oby to cokolwiek
dało...
- Da, da, spokojna
twoja rozczochrana.
Czekając na powrót
Starszych, dwójka ludzi wraz z krasnoludem przeszli się po dziedzińcu,
oglądając dokładnie freski na ścianach. Glin wyjawiał im co każdy obraz oznacza
i jaki ma to związek z legendą o stworzeniu świata. Gdy obeszli cały już okrąg,
wrócili przed Wielką Salę. Usiedli na podłodze i zaczęli jeść prowiant wręczony
im wcześniej przez Platynę. Krasnolud opowiedział dwójce ludzi kilka szczegółów
na temat niektórych radnych, a później zaczął uczyć nowych słów i wyrażeń.
Po dłuższym czasie,
Starsi zaczęli wracać. Najpierw pojedyncze osoby, później całe grupy.
Ambasadorowie oraz ich tłumacz wstali i uśmiechając się, patrzyli na twarze
radnych. Miny krasnoludów jednak nic nie zdradzały.
Gdy wszyscy Starsi
weszli już do Wielkiej Sali, Kera zapytała:
- I co teraz?
- Teraz? Teraz będą
udawać, że się naradzają, mimo że wszystko ustalili wcześniej. A później wyjdą
i ogłoszą jaką decyzję podjęli.
- Głupie to
wszystko...
- Może i głupie, ale
działa, a skoro działa to nie jest to głupie - krasnolud wyszczerzył zęby do
dziewczyny, która próbowała pojąć jego dziwną logikę.
Z korytarza wyszedł
Starszy w szatach magecena, ten sam,
który wcześniej uciszał salę. Dzięki Glinowi, Kera i Miken wiedzieli już, że ma
on na imię Akwamaryn i jest Kowalem Run, czyli takim krasnoludzkim
odpowiednikiem maga oraz, że ma niezwykły posłuch i to nie tylko wśród radnych.
Starszy uśmiechnął się
do dwójki ludzi, po czym spojrzał na strażników stojących przed wejściem do
Wielkiej Sali i wypowiedział jedno słowo do nich:
- Bellat.
Tarczownicy spojrzeli
zszokowani, najpierw na Akwamaryna, następnie na siebie, po czym biegiem
ruszyli, jeden prosto do skryptorium, drugi w lewo do wyjścia. Starszy
natomiast wrócił do sali obrad.
- Co się stało? Co im
powiedział?
- Wojna. - Rzekł
dziewczynie krasnolud.
Gdzieś niedaleko
budynku, w którym się znajdowali, zabrzmiał dzwon. Po chwili podchwyciły to
wszystkie pozostałe w całym Sercu Góry, oznajmiając początek wojny.
***
17 Przymrozek 1442 roku po
Uwolnieniu
Ruskin był pod
wrażeniem rozdziału który przeczytał. Ballady o Mikenie zawsze inaczej to
przedstawiały. Postanowił wtedy, że przeczyta całą książkę. Schował ją do
swojej torby przewieszonej przez ramię i ruszył dalej w poszukiwaniu Krwawych rządów Borrina Pierwszego w trzech
częściach pisanych.
Wieczorem, giermek
razem ze swoim rycerzem siedzieli w karczmie o nazwie Pod Trupią Czachą. Jedli
i pili za pieniądze z wygranego zakładu z Martinem Kowalem.
Jak zwykle o tej porze
dnia, oberża pękała w szwach. Tłumy przybyły aby odpocząć po ciężkim dniu i
żeby dobrze się zabawić. Stoliki wykonane z ciemnego drewna były wszystkie
zajęte. Karczmę wypełniał hałas rozmów, jasny dym z paleniska oraz słodki
zapach przypiekanego mięsa połączony z goryczką rozlewanego piwa.
Niedaleko stolika,
przy którym siedział Gorne z Kruczodrzewa wraz z Ruskinem, stał bard. Grając na
lutni oraz śpiewając, zabawiał gości gospody. Chłopak dopiero po chwili, gdy
przez harmider tłumu przebiła się melodia, skupił się na słowach piosenki.
I w tem Miken Uwolniony, bohater nasz wspaniały.
Wyciągnął miecz świetlisty, ze złota zrobiony cały.
Sztychem ostrza pogroził, każdemu z osobna.
Mówiąc krasnoludom, że sprawa to nie jest drobna.
Powiedział do brodaczy, w słowach się nie szczędząc.
“Ruszcie ze mną na elfy, nie czas ze strachu blednąć”
“Pora skopać im rzyci, szpiczastouchych do nogi wybić.
Za katowanie mego ludu, do drzew gwoździami przybić”
“Kto nie jest ze mną, ten przeciw mnie występuje.
Więc kto z was na wojnę, się jeszcze nie decyduje?”
Krasnoludy chórem, zgodziły pomóc się Mikenowi.
Szykując jednocześnie zdradę, naszemu bohaterowi.
Ruskin poderwał się z
ławy na której siedział, odwrócił się do barda i krzyknął:
- To wcale tak nie
było!
Wokół chłopaka zapadła
cisza. Muzyka również gwałtownie się urwała.
- W Opowieści o Mikenie, czyli historii
powstania niewolników i Uwolnienia napisane jest, że on się umawiał z
krasnoludami, a nie im groził. I była tam z nim Kera! Ten tutaj - Ruskin
wskazał palcem na barda - nie ma pojęcia jak to wyglądało!
Ludzie zaczęli patrzeć
na giermka nieprzychylnie, dlatego Gorne z Kruczodrzewa postanowił
interweniować. Odłożył udo kurczaka które przed chwilą gryzł i warknął na
chłopca:
- Zamilcz, głupcze,
siadaj i żryj, póki gorące!
Ruskin od razu się
odwrócił, spojrzał z wyrzutem na swojego rycerza, ale wykonał jego polecenie.
Muzyka znów zaczęła grać, a ludzie dalej głośno rozmawiać. Gorne wrócił do
jedzenia udka z kurczaka. Giermek chwilę się mu przyglądał, po czym powiedział
buńczucznie:
- To nie tak było…
- Ech… Ruskin,
chłopcze, widzę, że przeczytałeś jakąś mądrą książkę, ale nic mądrzejszy się
nie stałeś. Posłuchaj mnie uważnie. To nie opasłe tomy piszą historię, tylko
oni - rycerz wskazał nadgryzionym udkiem kurczaka w stronę barda.
- Ale…
- Nie przerywaj mi! -
Huknął na chłopca. - Księgi są dla ludzi, którzy umieją czytać. Większość
jednak tego nie potrafi, więc historię poznają dzięki bardom. A to, że zaśpiewa
on, że Miken miał zielone oczy, a nie niebieskie, czy że groził krasnoludom
zamiast z nimi się umawiać, to nie zmieni całej opowieści. Bo liczy się to, co
ma ona przekazać, czyli w tym przypadku dzięki komu jesteśmy wolni. Jasne?
- Jasne - zgodził się
Ruskin.
- A poza tym, pomyśl,
kto by chciał słuchać, że się umawiali jak jakieś dwie przekupki? Ludzie wolą
emocje, akcję, krew i romans. A jakby ułożyli o tobie balladę, w której zamiast
o twoich rycerskich wyczynach opowiadaliby o tym, co przeczytałeś? Nudy,
prawda?
- Prawda. - Giermek
przyznał rację swojemu rycerzowi. Mimo to, nasunęła mu się sama myśl, że
całkiem zabawnie byłoby przeczytać książkę o sobie, w której czytałby książkę.
Byłaby to bardzo nietypowa opowieść w opowieści.
Przeczytałam ten tekst tydzień temu, wiec zdążył mi przejść przez głowę kilka razy tam i z powrotem. Muszę przyznać, że bardzo lubię "Kroniki..." i wsiąknęłam w historię totalnie. Jestem pod wrażeniem tego jak od zera stworzyłeś świat fantastyczny z całym mnóstwem nie tylko nazw własnych, ale też postaci a nawet języka (choć tutaj chyba posiłkowałeś się łaciną?). Początkowy fragment o chłopcu szukającym ksiąg jest mega wiarygodny, aż czuję ten chłód bibliotecznych komnat :) Dalej jest tylko ciekawiej. Wciąż zastanawiam się w którym momencie Miken i jego towarzyszka zapuszczą się jednak za daleko w swoim zaufaniu do krasnoludów. Wprawdzie ich przewodnik sprawia wrażenie przyjacielskiego, niemniej jednak daje się odczuć, że to lud niemniej serdeczny co chciwy i gorączkowy, więc jeśli ludzie postawią fałszywy krok, mogą się spodziewać gwałtownej reakcji krasnoludów. Brnę więc przez historię uważnie śledząc zachowania krasnoludów a przede wszystkim Rady Starszych. Do końca trzymasz w napięciu, co też uda się wynegocjować ludziom. Kiedy w końcu wracamy do biblioteki, czuję lekki niedosyt, bo w głowie już kułam topory do powstania przeciw elfom :D Ale mam nadzieję, że historia Uwolnienia jeszcze się pojawi w WAR.
OdpowiedzUsuńAjj, no i jeszcze ten smaczek na końcu w postaci stwierdzenia giermka, że chciałby przeczytać historię o sobie :D Fajnie to zapętliłeś.
Po przeczytaniu mam w głowie kilka pytań, przede wszystkim, czy powstanie się uda (na pewno, bo w końcu jest już po Uwolnieniu), ale zastanawiam się jakie to perypetie jeszcze czekają naszych bohaterów i czy krasnoludy na pewno będą grać fair play :D No i myślę że Kera i Miken najpewniej będą parą. Tak strzelam :D
Z błędów to gdzieś mi się pojawiło "mówić słowa" oraz "zapytać się" zamiast zapytać kogoś + jakieś powtórzenie "krasnoludy" ale z drugiej strony jak tu znaleźć synonim :D
Czekam na kolejne fragmenty! Pozdrawiam :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńOj, długo mi zeszło z przeczytaniem tego opowiadania, to fakt, ale nie żałuję ani jednej minuty, jaką na to poświęciłam, bo - cholera - było warto. Jeśli miałabym zaczytywać się w jakimś fantastycznym świecie, to w podobnym do Śródziemia, które panuje nad moją duszą, dlatego tak bardzo się cieszę i z serca dziękuję, iż sięgnąłeś przy tej misji właśnie po to uniwersum.
Owszem, tęsknię za Alanem i Rubinem, ale bez nich ta historia zdołałą mnie w sobie rozkochać. Jest tu jak najbardziej opowieść w opowieści, w dodatku jakie to ładnie rozplanowane, przemyślane, dopracowane! Człowieku, Ty nawet używasz tu języka, który mnie kojarzy się z włoskim, ale jest połączeniem z innym, i nie ma wątpliwości, iż świetnie czujesz się w tym, co stworzyłeś.
Polubiłam wszystkich. I Ruskina, którego rola nie należała do jakże wielkich, ale jednak ile ze sobą wniosła, jak i trójce z opowieści. Glin to taki pocieszny krasnolud, do tego raczej nie jest zły (w końcu widać, że tłumaczył wszystko, jak należy, w obie strony, kiedy obawiałam się, że może przekazywać coś innego, by wyszło na jego dobro), a Miken i Kera zdają się być silnymi - i fizycznie, i psychicznie - ludźmi, którzy zniosą wszystkie (lub większość) przygód, jakie dla nich szykujesz.
Akcja ma swoje własne, łagodne, ale nie nudne, tempo. Trochę jak stęp konia. Dałam się temu porwać, to była wspaniała podróż do świata, który mnie do siebie bardzo przekonuje. Dziękuję!
Pozdrawiam.
Ojejciu, tak mi się podoba wstęp do fabuły! W sensie z tymi opowieściami w bibliotece! A tak ogólnie to najpierw przeraziła mnie długość tekstu :o. Na początku jest takie: ej, ciekawe, o co chodzi? Ale od razu mi się spodobało. Czuć klimat.
OdpowiedzUsuńKurde, ja nie wiem. Mi się ten plan Mikana wydawał trochę naciągany i bajkowy XD. No, zróbmy wojnę, halo, bo ludzie mają źle, a potem sobie założymy królestwo ludzi, jeeej! Jakoś tak... naiwnie i za prosto to brzmi! Ale musiałabym widocznie zobaczyć dopełnianie tego planu w rzeczywistym czasie (może gdzieś dalej będzie?).
Ten sposób jedzenia wtf XDDD. Dobre. A co do strojów za darmo... Coś mi się nie wydaje, żeby krasnoludy to były tak bogate, żeby sobie robić ciuszki dla obcych za darmo. Rozumiem, że nie mieli czym zapłacić, ale chociaż mogli coś w polu pomóc czy coś, a nie o tak, macie za darmo, bo dużo wycierpieliście!
Kurczę, serio jakoś do mnie ten plan Mikena nie przemawia. Szczególnie jak zaczął go przedstawiać Radzie. I jakim cudem on, jako taki zwykły człowieczek z niewoli, zarządza, ile ziemi będzie dla ludzi? Dziwne to dla mnie trochę.
"- Co się stało? Co im powiedział?
- Wojna. - Rzekł dziewczynie krasnolud." - o, ale to zakończenie wątku bardzo mi się podobało. Takie znaczące!
Przyjemny tekst, ale muszę przyznać, że rzeczywiście mógł być trochę krótszy, bo rozwlekał wiele rzeczy, które nie musiały być tak rozwlekane. No i fajny wątek z tym Ruskinem, że zaczął się drzeć, że to nie ta historia huehue. Tylko zakończenie takie... niedokończone jakby. Mimo wszystko na całkiem przyzwoitym poziomie, więc propsuję c: trochę ponarzekałam, ale oficjalnie mi się podobało!
~SadisticWriter