Ktoś mądry kiedyś powiedział, że
rozmawianie z własnym aniołem stróżem jest najszybszą drogą do osiągnięcia
spokoju i szczęścia. Nie dodał jednak, że nie tyczy się to pół-demonów. Gdy
Tamiel została zdegradowana z pozycji Anioła Nawrócenia do zwykłego Stróża,
była zdruzgotana. Nie uważała, by wykonywała swoje obowiązki na tyle źle, by ją
karać, a to, że nie udało jej się sprowadzić Demona Zemsty na dobrą drogę,
wcale nie było jej winą. Kto pierwszy dokonał kiedyś resocjalizacji
szatańskiego pomiotu niech pierwszy rzuci kamieniem.
Nowe obowiązki z początku nie
wydawały się zbytnio wymagające. Ot, zwykłe pilnowanie, by śmiertelnik zbyt
wcześnie nie wybrał się na tamten świat. Nie spodziewała się jednak, że jej
podopiecznym nie będzie zwykły człowiek, a pół-demon, który nie tylko był w
jakimś stopniu nieśmiertelny, ale także parał się niezwykle niebezpieczną
pracą, jaką było polowanie na demony. Dopiero wtedy Tamiel zrozumiała, że
rzeczywiście ktoś w robocie robił jej pod górkę.
Anielica postanowiła się jednak
nie poddawać. Nie miała zamiaru dawać szefostwu satysfakcji ze swoich kolejnych
porażek. W początkowym etapie Tamiel z ukrycia pomagała swojemu protegowanemu.
Dyskretne wskazywanie bezpieczniejszej drogi czy zasłonięcie skrzydłem przed
atakującym znienacka chochlikiem nie było jednak wystarczające dla Nieba.
Ciągle czepiali się, że Tamiel pozwala na ciągłe pakowanie się w kłopoty i
niedostateczne pilnowanie. Nie obchodziło ich, że anielica przyjmuje na siebie
więcej obrażeń, niż była w stanie znieść, a jej ciało za niedługo się zbuntuje
i przestanie samoistnie leczyć.
Ale Tamiel była uparta. Ani razu
nie poskarżyła się na przerastające ją obowiązki, jak to miała w zwyczaju, gdy
piastowała jeszcze posadę anioła nawrócenia. Starała się jak tylko mogła, ale
gdy twoim podopiecznym jest facet, który miłuje się w zarzynaniu demonów, coś
wreszcie musiało pójść nie tak.
Load up on guns
Tamta misja nie różniła się
niczym innym od poprzednich. Ot, zwykłe oczyszczenie małej, odludnej mieściny z
rozbrykanych diabełków. Na miejscu okazało się, że to wcale nie były podrzędne
czarty, tylko Rycerze Geryonu, którzy zdążyli już spalić pół wioski i wymordować
mieszkańców. Oczywiście, nie byli zbyt wymagającymi przeciwnikami i pozbycie
się ich poszło sprawnie i gładko. Za wyjątkiem momentu, w którym tym z góry
chyba przepalił się system.
Walka chyliła się już ku końcowi.
Tamiel ucieszyła się, gdyż obojgu udało się uniknąć poważniejszych obrażeń i
przy dobrych wiatrach zdążą wrócić do domu jeszcze przed wieczornymi
wiadomościami. Jednak jej radość była chyba zbyt wczesna, bo gdy wydawało się,
że wrogowie zamieniali się powoli w popiół, jeden z nich ostatkiem sił rzucił
płonącym na niebiesko mieczem prosto w plecy swojego oprawcy. W ostatnim
momencie Tamiel zerwała się w powietrze i skrzydłem udało jej się odtrącić
miecz. Niestety, siła odrzutu była tak duża, że z hukiem upadła na ziemię.
– Hej! Co ty tu robisz?! –
usłyszała znajomy głos, należący do jej protegowanego.
Gdyby nie bolał ją każdy
centymetr ciała, może i by spanikowała. Nie dostrzegła, w którą stronę poleciał
odbity przez nią miecz i jeśli trafiła jakiegoś cywila, nigdy sobie tego nie
wybaczy. Starała się jednak opanować rozrywający jej czaszkę ból, spowodowany
gwałtownym spotkaniem z podłożem.
– Zgubiłaś się, księżniczko?
Bring your friends
Poczuła, jak ktoś obraca ją na
plecy i delikatnie potrząsa za ramię.
– Nie, jestem całkiem pewna, że
najlepsza droga ucieczki jest w tamtą stronę, ale dzięki za troskę – wymamrotała
szybko, sepleniąc przy tym przez opuchniętą wargę.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę
z tego, co się stało. Mimo wszechogarniającego ją bólu, zdołała otworzyć
ciężkie powieki, a jej wzrok padł na stalowo błękitne tęczówki, które chyba
skądś znała. Ba, od pewnego czasu widywała je bez przerwy w nadziei, że na jej
warcie nie zasnują się martwą mgłą. Zdała sobie sprawę, że on też ją widzi. W panice odwróciła wciąż pękającą
z bólu głowę i spostrzegła, że jej skrzydła zniknęły.
– Jesteś ranna? – zapytał
mężczyzna, lustrując ją wzrokiem od stóp do głów.
– Możesz mnie zobaczyć – wypaliła
zaskoczona, wciąż nie mogąc zrozumieć, co się właśnie stało.
– Oczywiście i stwierdzam, że
chyba nie wszystko jest w porządku. – Zmarszczył brwi, po czym bez
jakiegokolwiek pozwolenia, wziął Tamiel na ręce.
– I możesz mnie dotknąć. – Choć
brzmiała jak potłuczona, nie mogła się nadziwić obrotowi spraw.
– Och, piękna, jak tylko
dojdziesz do siebie, to tymi rękoma mogę sprawić, że dojdziesz wiele razy… –
zaśmiał się krótko, ale szybko spoważniał, gdy głowa Tamiel opadła bezwładnie.
– Hej, żartowałem!
Ale tego anielica już nie
dosłyszała. Musiała stracić przytomność, bo gdy się ocknęła, leżała na miękkiej
sofie, a mokry ręcznik przyjemnie ochładzał jej czoło.
– Wreszcie się obudziłaś! –
usłyszała ciepły ton głosu. – Dzięki Bogu.
Spojrzała w kierunku
dobiegającego ją głosu, po czym natychmiast lekko się podniosła, podciągają
kolana pod brodę, jakby chciała wtopić się we wnętrze kanapy.
– Nie masz się czego bać! – Rosły
mężczyzna uniósł ręce w geście niewinności. – Nic ci nie zrobiłem! Chciałem się
tylko upewnić, że wszystko z tobą w porządku, nieźle oberwałaś…
Dobrze wiedziała, że nie miała
się czego obawiać. W końcu pilnowała tego gościa od dłuższego czasu i zdążyła
bardzo dobrze go poznać. Chociaż z pozoru wyglądał jak chodząca maszyna do
zabijania, z tym swoim wielkim, półtoraręcznym mieczem i nigdy niechybiącymi,
bliźniaczymi spluwami, na co dzień był raczej leniwym, łagodnym facetem, z
tendencją do niepłacenia zaległych rachunków.
– Jestem Dante.
To też wiedziała. Wiele razy
marudziła pod nosem jego imię, kiedy to mężczyzna zrobił jakąś głupotę, czy
chcąc ostrzec go przed niebezpieczeństwem wołała go, choć on nigdy jej nie
usłyszał. Jednak nie mogła przyznać się teraz, kim naprawdę była i co wiedziała
na temat rosłego łowcy.
– Tamiel – przedstawiła się,
ściągając z głowy ręcznik.
– Więc, Tamiel… Tamta wioska to
był twój dom?
– Jaka wioska? – Przez moment
anielica łączyła fakty, marszcząc brwi. – A, tak! Mój dom… – miała nadzieję, że
Dante da się nabrać na jej słabe aktorstwo. – Czy wszyscy zginęli…? – Otarła
niewidzialną łzę, ale katem oka obserwowała bacznie reakcję łowcy. – Cóż ja
biedna teraz pocznę... – Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak zażenowana,
ale musiała postawić wszystko na jedną kartę, dopóki nie dowie się, dlaczego
zepsuła się jej niewidzialność.
It's fun to lose and to
pretend
– Możesz zostać tutaj.
Oczywiście. Przecież jedna
kobieta więcej w Devil May Cry nie zrobiłaby różnicy. Tamiel dobrze wiedziała,
że Dante zaproponuje jej schronienie. Łowca uwielbiał towarzystwo płci pięknej,
ale złym facetem nie był. Po prostu zwyciężył w nim jego instynkt protektorski,
który nie pozwalał mu zostawić bezbronnej istoty bez opieki. I Tamiel nie miała
innego wyjścia, musiała zostać, ukrywając swoją tożsamość. Nie mogła już
pilnować go podczas jego zleceń, ale już pierwszą nieobecność wykorzystała na
wycieczkę do Nieba.
– Och, Tamiel, co cię do nas
sprowadza? – powitał ją radośnie Piotr, gdy dotarła do niebiańskich bram.
– Nie udawaj, że nie wiesz. –
Anielica nie podzielała radości strażnika.
Miała aż za dużo czasu, by
przemyśleć całą tę niedorzeczną sytuację. Biorąc pod uwagę nawet jej samobójczą
misję nawrócenia Demona Zemsty, degradację do Anioła Stróża i pilnowanie
nieśmiertelnego pół-demona, łowcy diabłów, doszła do jednego, niezwykle
interesującego wniosku – ktoś definitywnie chciał się jej pozbyć, bez przerwy
wrabiając ją w coraz to większe bagno.
Piotr posłał jej pełen
zrozumienia uśmiech i bez słowa otworzył bramę. Przemierzała coraz to więcej długich,
śnieżnobiałych korytarzy, ściągając na siebie spojrzenia każdego z napotkanych
aniołów. Nie miała jednak czasu na żadne tłumaczenia. Kierowała swoje kroki
prosto do miejsca, w którym nie raz musiała tłumaczyć się ze swoich porażek.
Tym razem miało być zupełnie inaczej. To ona żądała wyjaśnień.
– Tamiel – Zadkiel, najwyższy z
Rady, poruszył się na zajmowanym przez siebie krześle, gdy tylko zamknęła za
sobą drzwi. – Cóż za miła niespodzianka.
– Nie spodziewałeś się mnie?
Żadnego „niech będzie pochwalony”,
czy tam zwykłego „no, siema”, jak to miała w zwyczaju. Nie mogła się
powstrzymać, by od wejścia nie pokazać, jak bardzo była wkurzona.
– Więc… co cię do nas sprowadza?
Przez moment Tamiel nie potrafiła
uwierzyć własnym uszom. Spojrzała z powątpiewaniem na Zadkiela, po czym
przeniosła wzrok na siedzącego obok niego skrybę bożego, Marcina, który bez
ustanku zapisywał kolejne zwoje pergaminu i z powrotem popatrzyła na Zadkiela.
– Chcę się dowiedzieć… – zaczęła,
bardzo uważając, by nie wybuchnąć za wcześnie – … o co wam wszystkim chodzi?!
She's overboard, self
assured
– Wybacz, ale nie rozumiem. – Ton
głosu Zadkiela wskazywał na to, że naprawdę nie miał pojęcia, co było powodem
pojawienia się Tamiel w Niebie, ale Anielica zdawała się nie zwracać na to
uwagi.
Zbyt pochłonięta swoją złością,
rozwinęła skrzydła i podleciała do stołu, za którym siedzieli aniołowie.
– Nie rozumiem, nie rozumiem… –
mruczała pod nosem, przerzucając walające się po blacie zwoje papieru. – Przestań
rżnąć głupa, Zadkiel, przecież Marcin wszystko, ale to dosłownie wszystko
zapisuje! – Przeglądała każdą zapiskę, a te, w których nic nie znalazła,
zrzucała na podłogę.
– Ale… – zaczął Zadkiel, ale
szybko urwał, widząc kto pojawił się za plecami Tamiel.
– Wystarczy.
Zimna dłoń dotknęła ramienia
anielicy, powodując u niej dreszcz przerażenia na plecach. Nie musiała nawet
spoglądać za siebie. Dobrze wiedziała, kto za nią stoi.
– Witaj, Michale.
Mimo, iż już nie był jej
bezpośrednim przełożonych, Tamiel wciąż czuła duży respekt przed Archaniołem
Michałem, żeby nie powiedzieć, że ją przerażał. Jego obecność sprawiła, że cała
złość, jaką dusiła w sobie, nagle wyparowała, ustępując miejsca dezorientacji.
– Coś cię trapi, droga Tamiel? –
spokojny ton głosu Michała wcale jej nie uspokajał.
Wręcz przeciwnie, powodował
drżenie dłoni i zimne poty.
– Wszystko w porządku! – zaśmiała
się nerwowo, spoglądając na Michała, po czym schyliła się i zaczęła zbierać
porozrzucane po podłodze skrawki pergaminu. – Chyba nigdy nie czułam się
lepiej!
– Nieładnie jest kłamać,
szczególnie w Niebie.
Westchnęła, odkładając pozbierane
z podłogi papiery. Nerwowy uśmiech znikł z jej ust.
– Powiedz mi, Michale, ale tak
szczerze. Kto chce się mnie tak usilnie pozbyć? – Odważyła się spojrzeć prosto
w oczy Michała, który tylko uniósł brwi, wielce zdziwiony.
– Znowu sobie coś ubzdurałaś?
– Najpierw wysłaliście mnie na
samobójczą misję na Zemstę, – zaczęła wyliczać na palcach – później z degradacją
przypisaliście mnie do nieśmiertelnego, a teraz znienacka wyłączyliście mi
niewidzialność, żeby mój podopieczny mógł mnie zobaczyć! I to jeszcze w trakcie
walki! – na koniec wypuściła ze złością powietrze przez nos i podparła się pod
boki, czekając na kontrę.
Przedłużająca się cisza,
przerywana tylko skrzypieniem pióra Marcina, dodawała Tamiel pewności. Nawet
zaczęła wierzyć, że wreszcie wymienione argumenty trafiły do Aniołów i wreszcie
przyznają jej rację. Szybko jednak została sprowadzona na ziemię z obłoków
zwycięstwa.
– Pozwoliłaś, by ten, któremu
stróżujesz, cię zobaczył? – zapytał Michał, a jego groźne spojrzenie
spowodowało, że Tamiel skurczyła się w sobie.
– Ale… ale to nie moja wina!
– I bez pozwolenia opuściłaś
pilnowaną duszę.
– Co?! Czy ty nie słyszałeś, co
właśnie powiedziałam?
– Nigdy wcześniej nie widziałem
Anioła tak bardzo olewającego swoje obowiązki.
– Ty chyba sobie żartujesz… –
mruknęła Tamiel, drapiąc się po czole.
– Jak planujesz naprawić swoją
sytuację?
– To znaczy?
– Twój podopieczny cię widział.
Nie możesz go okłamywać, to grzech.
– Ale powiedz mi, z jakiej racji
mam się tłumaczyć z czegoś, co wyście zepsuli?
– Tamiel, tłumaczę ci po raz
ostatni – ton głosu Michała przypominał rodzica karcącego niesforne dziecko – u
nas wszystko działa sprawnie.
– Okej, dobra, sami tego
chcieliście. Wracam na ziemię i oświadczam mojemu podopiecznemu, że jestem
Aniołem Stróżem, który przez ostatnie kilka lat nie spuszczał z niego oka. –
Zaśmiała się ponura, gdyż wypowiedzenie tego pomysłu na głos było równie
niedorzeczne, co samo wykonanie.
– Owszem, wyjawisz swoją
tożsamość.
– Słucham?!
– Ależ, Michale… – tym razem
nawet Zadkiel odważył się zabrać głos. – To jest niezgodne…!
– Tamiel musi ponieść
konsekwencje swoich czynów. I wątpię, by osoba walcząca na co dzień z demonami
będzie zdziwiona istnieniem anioła.
Zanim Tamiel zdążyła
zaprotestować, poczuła znajome już, ale bardzo nieprzyjemne uczucie szarpnięcia
w okolicach pępka i już leciała piętro niżej. Nim się zorientowała, uderzyła
bezwładnym ciałem w zakurzoną podłogę. Rozkaszlała się przeraźliwie, gdy pyłki
kurzu wdarły się w jej nozdrza i gardło.
– Tamiel! – Dante wyskoczył zza
biurka, poruszony przez jej głuche łupnięcie. – Czy ty właśnie spadłaś z
sufitu? – podszedł do anielicy i wyciągnął ku niej ręce.
– Za niedługo całkiem upadnę i na
tym się skończy – mruknęła pod nosem, wciąż wkurzona na reakcję Góry.
Złapała jednak za pomocną dłoń
Dantego i podniosła się na nogi. Otrzepała ubranie z kurzu i dopiero po chwili
spostrzegła, że Dante przypatruje jej się wyczekująco.
Oh no I know, a dirty
word
– Cóż, teraz mógłbyś walnąć tym
słynnym tekstem na podryw, czy bolało jak
spadłaś z nieba? – końcówkę zdania zaintonowała specyficznie. – Bo mogę ci
szczerze powiedzieć, że boli, jak cholera.
Nie miała innego wyjścia, jak
tamtej nocy wyznać swoją prawdziwą tożsamość. Choć długo się zbierała i
potrzebowała do tego pół butelki whiskey. Ale wbrew jej obawom, Dante przyjął
to do wiadomości dość dobrze. Nie był zaskoczony tym, że istnieją aniołowie,
zgodnie z przewidywaniami Michała. Bardziej jednak wydał się zmartwiony tym, że
jego Anioł Stróż to delikatna kobieta, o którą on niespodziewanie zaczął się
troszczyć.
Z początku Tamiel nadal chodziła
wszędzie za Dante, bardziej przeszkadzając w łowach niż pomagając. Misje
wydłużały się w czasie, odkąd łowca wziął sobie za punkt honoru sprawdzanie czy
aby na pewno Anielica wychodziła z potyczek bez szwanku, aż w końcu zabronił
jej podążania za nim na zlecone zadania.
Nie mogła jednak przecież dać za
wygraną. Z jednej strony bała się, że Góra doczepi się do źle wykonywanych
obowiązków, z drugiej korzystała z doświadczenia, jakie nabyła podczas
pełnienia funkcji Anioła Nawrócenia. Gdy tylko znajdywała się w pobliżu
Dantego, pilnowała jego złych nawyków, takich jak nadmierne spożywanie
alkoholu, czy olewanie spłat należności za czynsz czy gaz. W ciągu dwóch
tygodni także siedziba Devil May Cry przeszła gruntowne porządki w takim
stopniu, że gdy Dante wrócił z jednej z rutynowych misji czyszczenia przedmieścia
z demonów, sam nie poznał swojego biura.
With the lights out,
it's less dangerous
– Co tu się stało? – zapytał, gdy
tylko przekroczył próg.
– Posprzątałam – odpowiedziała
Tamiel z wyrzutem, rzucając ostentacyjnie szmatką na biurko.
– A przepraszam, kto ci pozwolił?
– Łowca powolnym krokiem przemierzył biuro, rozglądając się z niedowierzaniem.
– Słucham? Tu panował taki syf,
że brakowało tu jeszcze kurwy i tańczącego pingwina!
Na początku Dante może i się
lekko rozzłościł, że ktoś w ogóle odważył się rządzić w jego królestwie. Jednak
określenie stanu rzeczy, jakiego użyła Tamiel było na tyle trafne, że nie mógł
powstrzymać się od śmiechu. Choć był człowiekiem terytorialnym, który nie
tolerował, gdy ktoś właził mu w drogę, to przez ostatni czas przyzwyczaił się
do obecności anielicy. Pomijając fakt, iż nieźle zaskoczyło go istnienie
skrzydlatych opiekunów, co w sumie przy występowaniu ogromnej populacji
demonów, jakąś wielką niespodzianką nie było.
– Więc, co teraz? – Dante minął
Tamiel, obchodząc biurko i rozsiadając na swoim fotelu. – Zabroniłem ci za mną
chodzić na misje i postanowiłaś zostać moją sprzątaczką?
– Chyba śnisz – mruknęła Tamiel w
odpowiedzi, mrużąc oczy. – To był pierwszy i ostatni raz. Przecież nie można
było wytrzymać w tym syfie.
– Och, no weź, wcale tak źle nie
było!
Anielica rzuciła tylko Dantemu
powątpiewające spojrzenie i westchnęła, zabierając szmatkę z blatu biurka. Nie
mogła przecież przyznać, że gdy łowca wyruszał na zlecenie bez niej, roznosiło
ją. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu i musiała się czymś zająć. Nie
była natomiast pewna, czy bardziej martwiła się o siebie, ze nie wykonywała
swojej misji z należytą dokładnością, czy obawiała się o życie swojego
protegowanego. Być może chodziło o jedno i drugie.
Pewniakiem była jednak więź, jaka
wytworzyła się między tą dwójką. Tamiel irytowała Dantego, narzekając ciągle na
jego złe nawyki i lekceważące podejście do życia, natomiast Dante upodobał
sobie wkurzanie Tamiel, gdyż uważał, że sposób, w jaki anielica się denerwowała,
był po prostu uroczy. Niemniej, sielanka trwała do momentu, w którym Dante
przyjął to niedorzeczne zlecenie, opiewające w wycieczkę do Piekła.
Here we are now,
entertain us
– Jesteś szalony! – krzyknęła
Tamiel, gdy dowiedziała się, że Dante ostatecznie zlecenie przyjął.
– Nie wiem, czy wiesz, ale jestem
pół-demonem. – Łowca przypiął swój mecz na plecy. – Piekło nie jest mi obce.
– Ale jest cholernie
niebezpieczne, nawet dla ciebie!
– Skąd anioł może wiedzieć, jak
jest w Piekle? Byłaś tam kiedyś?
– A żebyś wiedział! Bite
dwadzieścia sześć lat spędziłam w najgorszych rejonach piekielnych włości!
– Co ty tam robiłaś? – zdziwił
się Dante, marszcząc brwi.
– Nie twoja sprawa! –
odpowiedziała szybko Tamiel, gdyż nie miała najmniejszego zamiaru przyznawać się
do swojej największej porażki. – Po prostu nie chcę, byś zjebał mi statystyki!
– warknęła, gdy zauważyła niecny uśmieszek na ustach Dantego.
Wiedział, że była wkurzona. Tylko
w takich sytuacjach przeklinała, co wzbudziło w nim jeszcze więcej podejrzeń.
Był ciekawy, co takiego ważnego miała do roboty w Piekle przez ponad ćwierć
wieku, ale w tamtej chwili nie miał czasu na dociekania. To musiało poczekać do
jego powrotu.
– Nie musisz się o mnie martwić.
– Nie martwię się o ciebie!
Obawiam się o to, że stracę pracę!
Nie mógł powstrzymać się od
uśmiechu. Usilne starania Tamiel, by przypadkiem nie wyjawić swoich zmartwień
było nawet urocze. Podszedł do opierającej się plecami o jego biurko anielicy i
położył dłonie na blacie po jej obu stronach, zagradzając drogę ucieczki.
– Wrócę, nim się obejrzysz,
obiecuję – wyszeptał, nachylając się nad jej uchem.
Sekundę później pocałował
ją delikatnie, jakby chciał tym umocnić swoją obietnicę. Nim Tamiel zdążyła
jakkolwiek zareagować, Dante wyszedł z biura i dopiero gdy świeże, nocne
powietrze uderzyło go w twarz, zrozumiał, co właśnie zrobił. Igrał z ogniem, to
na pewno.
Im więcej tekstów czytam z tego uniwersum, tym większą mam przyjemność ponownego zatopienia się jego czeliści piekielne :)
OdpowiedzUsuńPilnowanie kogoś, kto prosi się o śmierć, musi być nie lada wyzwaniem.
Oho, to się dopiero teraz porobiło. A ten żart to zabójczy dosłownie hahaha
Myślę że ten dziwny płonący na niebiesko miecz załatwił jej skrzydła i w jakiś sposób częściowo zamienił w człowieka?
Niech będzie pochwalony mnie tak rozśmieszyło, że musiałam ten akapit przeczytać parę razy ( i za każdym było to samo ).
"Zbyt pochłonięta swoją złością, rozwinęła skrzydła i podleciała do stołu, za którym siedzieli aniołowie." - chwila , chwila. Jeśli dobrze zrozumiałam to przy uderzeniu skrzydła zniknęły ( sądziłam , że je jej odebrano) , a tutaj nagle rozwinęła je z powrotem. Może nie znam się za bardzo na aniołach, ale one tak mogą chować całkowicie skrzydła, że ich nie widać , a potem je rozwijać? Musze chyba zagrać w Devil May Cry, aby wgryźć się mocniej w ten świat i jego bohaterów.
Cholera, dziewczyna nie ma lekko w tym niebie. Ironicznie wcale nie jest z niej taka anielica, a to co usłyszłam w niebie, zwaliło mnie z nóg, faktycznie coś tutaj nie gra.
Widzę, że Tamiel mimo utraty niektórych zdolności, nie siedziała bezczynnie. Nawet zrobiła w siedzibie extreme makeover :)
Takiego obrotu spraw z Dantem się nie spodziewałam. Zrobiło się jeszcze bardziej ciekawie.
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak tu wszystko ładnie ze sobą gra, aż jestem podekscytowana :D mam i akcję w rewelacyjnym tempie, i retrospekcję, no i Dante! Uprzedziłaś, że jest słodko, ale jest to tak wyważone, że po lekturze można tylko chcieć więcej.
Podoba mi się kreacja Tamiel, tego, jak zachowuje się w stosunku do pilnowanego półdemona, jak i do aniołów - jest szacunek z jej strony, ale też cały czas anielica pokazuje siebie. Jest szczera w tym, co robi (nawet kiedy kłamie, to w takim swoim stylu), że nie potrafię jej nie lubić.
Świetna robota :)
Pozdrawiam.