Kilka miesięcy temu
stworzyłyśmy z Ivy nowe opowiadanie, które na razie, z rozpiską bohaterów i
fabuły pierwszych rozdziałów, siedzi sobie grzecznie na Dysku Google. SW to
niewyżyta osoba (ktoś jeszcze o tym nie wie?), więc truła Ivy od dłuższego
czasu: „Ej, napiszmy coś na WAR z tego opka. No, dawaj”. Na co Ivy zawsze
odpowiadała: „Jak temat będzie pasował”. Akurat jak stwierdziłam: „Pff, na
pewno tak nie będzie”, okazało się, że idealnie się podłożył. Księżniczka,
uciekanie, no błagam! Skakałam pod sam sufit. Także to tyle słów wstępu ode
mnie. Ivy, chciałabyś coś dodać XD?
Pragnę jedynie dodać,
że gdybym próbowała się wymigać, to zapewne mogłabym się spodziewać wizyty
rozwścieczonej SW, która biłaby mnie patelnią, aż bym zmieniła zdanie. Wolałam
nie ryzykować. I wiecie co? Nie żałuję, że udało nam się coś stworzyć w tym
uniwersum. Dla mnie była to mega przygoda. Mam (a raczej mamy nadzieję – dop.
SW: …a nadzieja umiera ostatnia), że również pokochacie wykreowane przez nas
bohaterki!
***
Uciec – tylko ta jedna myśl przyświecała Rianne, kiedy
zobaczyła rozmawiającego z ojcem narzeczonego. Była przerażona swoim
postępowaniem. Dotąd nie odważyła się choćby sprzeciwić woli przyszłego męża,
wyrażając słownie swoją dezaprobatę, a co dopiero odmówić mu spotkania poprzez
ucieczkę. Księżniczki tak nie postępowały, nawet jeżeli dobierano im
niewłaściwego księcia. Powinna zawołać służącą i poprosić ją o to, aby
oznajmiła mężczyźnie, że dzisiaj nie dojdzie do ich spotkania, ponieważ miała
ku temu ważny powód, ale oczywiście tego nie zrobiła. Doskonale wiedziała,
jakby się to skończyło. I tak by przyszedł. I byłby wściekły. A ona czuła, że
nie przeżyłaby kolejnych odwiedzin. Za każdym razem bała się, że wyrządzi
krzywdę dziecku. Co prawda bieganie po korytarzu w błogosławionym stanie
również nie było wskazane, jeżeli chodziło o zdrowie królewskiego potomka, ale
o wiele mniej groźne niż spotkanie z prawdziwym tyranem. Do tego, że ją
krzywdził, była już przyzwyczajona – przyjmowała to zgodnie z nakazem ojca, że
przyszła żona powinna być posłuszna mężowi (nawet jeżeli nie wiedział, jak
wielkim nikczemnikiem był książę Edgar), ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby
skrzywdził istotę, którą sam powołał do życia. Kto miał ją uratować, jak nie
matka?
Ciężko dysząc, z podwiniętą do góry suknią,
przemierzała kolejne piętro zamku. Nie była przyzwyczajona do wysiłku. Trud
sprawiało jej niekiedy choćby podniesienie się z łóżka, co zapewne miało
związek ze słabym zdrowiem. Czuła, że jeszcze chwila tego mało dostojnego biegu,
a zemdleje na środku korytarza. Powinna się zatrzymać. Powinna odpocząć.
Powinna się schować, ale nawet nie wiedziała gdzie. Żyła w tym zamku od
siedemnastu lat, a mimo tego nie znała go tak dobrze jak służący, którzy
pracowali tutaj od roku. Jakie to dziwne uczucie być obcym we własnym domu! W
takich chwilach pomagała zawsze Oriana, która była damą dworu, ale wczoraj
księżniczka oznajmiła, że powinna zrobić sobie wolne od niańczenia jej, choć na
jeden dzień, w końcu potrzebowała raz na jakiś czas zająć się swoimi własnymi
sprawami. Najwyraźniej wybrały zły dzień.
Na kolejnym zakręcie, gdzieś obok kuchni, Rianne
minęła dziewczynę, na którą nie zwróciła najmniejszej uwagi. Dopiero gdy ta
chwyciła ją za dłoń, zorientowała się, że to osoba, którą znała. Los
najwyraźniej miał nad nią opatrzność...
Oriana doskonale wiedziała, w jakie miejsca zapuszcza
się księżniczka. Jako dwórka nauczyła się już podążać za Rianne niczym jej
drugi cień, by w razie czego służyć pomocą. Najczęściej przebywały w pobliżu
sypialni księżniczki. Nie dość, że dzięki temu wiedziała, że w razie
komplikacji zdoła ją szybko przetransportować w bezpieczne miejsce, to na
dodatek tylko tam były w stanie ukryć się przed wścibskimi spojrzeniami
dworskich plotkar, a Rianne nigdy nie schodziła z ich języków. To dlatego
obecność przyjaciółki na najniższych kondygnacjach zamku, na dodatek w skrzydle
kuchennym, wyraźnie ją zaskoczył. Czuła, że coś jest nie tak.
Pociągnęła Rianne bliżej ściany, stając za marmurową
kolumną. Z troską przyjrzała się księżniczce. Nie wyglądała za dobrze. Położyła
dłoń na jej ramieniu.
– Zgubiłaś się, księżniczko?
– Nie, jestem pewna, że najlepsza droga ucieczki jest
w tamtą stronę, ale dziękuję za troskę.
Rianne zaśmiała się niemrawo, a potem pochyliła ku
dołowi, próbując złapać oddech. Nie była w stanie nic więcej powiedzieć. I
Oriana o to nie prosiła. Widząc, w jakim stanie była księżniczka, sama
zadecydowała o zmianie miejsca posiedzenia. Jej komnaty pozostawały poza
zasięgiem, dlatego musiała improwizować. Spiżarnia odpadała. Tak samo pobliski
kantorek. Wreszcie Orianę olśniło. Przecież o tej porze kuchnia świeciła
pustkami! Że też wcześniej o tym nie pomyślała! Czym prędzej chwyciła pod ramię
Rianne i powoli wprowadziła ją do królestwa swojej matki. Pomogła jej usiąść na
taborecie i nim ta zdążyła ponownie głośno westchnąć, podstawiła pod nos
szklankę wody.
Oriana skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc, jak
zawartość naczynia staje się jedynie wspomnieniem.
– Skoro już jesteśmy na pewnym gruncie i wiem, że nikt
nie zdoła nas podsłuchać, czekam na wyjaśnienia: skąd się tu, u licha, wzięłaś?
– Skrzywiła się, kiedy Rianne zacisnęła palce na szklance. – Wiem, niestosowne
słownictwo, powinnam zważać, ale w tej chwili mam to głęboko w nosie.
Odeskortowujesz mnie na jeden dzień, a raczej wyrzucasz za próg komnaty, a
później urządzasz sobie przebieżki? I to sama?! Chcesz mi podnieść ciśnienie?
A może sama tego potrzebowałaś? Wystarczyło mnie wezwać i w mgnieniu oka bym
się u ciebie zjawiła, by spełnić tę zachciankę. Chociaż nie, nie zrobiłabym
tego, bo to mogłoby się źle skończyć…
Oriana wpadła w jeden ze słynnych słowotoków, które
czasami dosyć ciężko pohamować. Rozkręcała się na dobre, nie zauważając, że
Rianne parę razy próbowała się wtrącić. Dopiero gdy zabrakło jej powietrza,
odkryła, że się zagalopowała. Uśmiechnęła się przepraszająco i pozwoliła
wreszcie księżniczce dojść do słowa.
– Przepraszam. – Rianne spojrzała na przyjaciółkę ze
skruchą. – Dobrze wiesz, Oriano, że nie mam w zwyczaju biegać po zamkowych
korytarzach. Powiedzmy, że było to zarówno pilne, jak i nieprzemyślane. Ja po
prostu… spanikowałam. Edgar miał złożyć mi wizytę dopiero za tydzień.
Przestraszyłam się, kiedy zobaczyłam, że rozmawia z moim ojcem i to niedaleko
mojej komnaty. Nie byłam gotowa na to spotkanie, to dlatego nogi samoczynnie
podjęły za mnie decyzję. – Księżniczka zaśmiała się nerwowo. – Jestem pewna, że
będzie mnie szukał, Oriano. A im dłużej będą trwały te poszukiwania, tym
bardziej będzie rozjuszony. Wiem, że dzisiaj miałaś odpocząć, bardzo cię za to
przepraszam, ale czy mogłabyś choć przez godzinę mi potowarzyszyć? Ewentualnie…
pomóc się ukryć? – spytała grzecznie, pochylając głowę jak skarcone, choć wciąż
niewinne dziecko, które nie miało złych zamiarów. – Przysięgam, że ci to
wynagrodzę. – Księżniczka spojrzała na swoją damę dworu z nadzieją w
oczach.
Oriana podrapała się po głowie. Faktycznie,
księżniczka wspominała, że ten dupek z przerostem ego miał pojawić się w
progach zamku z wizytą, co powoli odchorowywała, ale co go podkusiło, by przyśpieszyć
odwiedziny? A może sam król maczał w tym palce? Ten człowiek nawet nie
wiedział, że wpychał jedyną córkę w paszczę lwa.
Westchnęła. To już nie było ważne. Ważniejszym było,
aby Rianne nie musiała stawać twarzą w twarz z wielmożnym księciuniem. Ach,
gdyby tylko mogła mu poprawić te arystokratyczne rysy za pomocą pięści i
patelni...
– Jeszcze pytasz? Oczywiście, że ci potowarzyszę.
Odprawiłam matulę do pokoju kwadrans temu, także jestem wolna jak ptak! –
Przyklękła przed Rianne, chwytając jej dłonie w swoje. Były chorobliwie zimne.
– A co do kryjówki, to kuchnia raczej byłaby ostatnim miejscem, gdzie by cię
szukał, prawda? Chyba że… – Momentalnie zamarła. – Mam nadzieję, że mu nie
powiedziałaś, gdzie wcześniej pracowałam, prawda? – Cisza. – Prawda?!
Rianne spojrzała z przerażeniem na swoją przyjaciółkę.
Edgar zapytał ją kiedyś, dlaczego nigdy dotąd nie widział kogoś takiego jak
Oriana wśród służek. Grzecznie mu wtedy odpowiedziała, że pracowała na kuchni
razem z rodzicami.
– O nie – powiedziała przerażona, przykładając dłonie
do policzków. Rumieńce, które wcześniej widniały na jej policzkach, teraz
zbladły jak i cała twarz. – On mnie tu znajdzie, Oriano. Będzie zły. – W oczach
spanikowanej księżniczki pojawiły się łzy. Powoli zaczynała żałować, że podjęła
się próby ucieczki.
Oriana wstrzymała oddech. Momentalnie zbladła, prawie
dorównując kolorytem swojej przyjaciółce.
Oriana, weź się w garść! – krzyknęła w
myślach. – Jeżeli jeszcze ty wpadniesz w panikę, wpędzicie się w jeszcze
większe tarapaty!
Gorączkowo rozejrzała się po kuchni, próbując odnaleźć
w niej choćby jedno miejsce, gdzie mogłaby ukryć Rianne. Za pozostawionymi w
kącie workami z mąką? Wykluczone! Przecież w bajkach zawsze tam szukano zbiega,
a ten dupek na pewno pierwsze co by zrobił, to skierował kroki w tamtą stronę.
Upchnięcie do którejś z szafek? Też odpada. Zagracone po brzegi, nawet mysz by
się tam nie przecisnęła. Udanie się do jej starego pokoju? Nie, nie i jeszcze
raz nie!
Skup się, Oriano...
Jej wzrok spoczął na przybrudzonych wielogodzinnym
gotowaniem uniformach, które zostawiła niedawno zatrudniona pomoc kuchenna.
Normalnie zastanawiałaby się, czemu mama nie zauważyła takiego wykroczenia, ale
dzisiaj okazało się to darem z Niebios. Podeszła do ubrań, pewnie chwytając je
między palce. Czuła na plecach palące spojrzenie księżniczki.
– Spójrzmy, co my tutaj mamy…
Jak natarczywa sprzedawczyni z targowiska podciągnęła
Rianne do pozycji stojącej, aby sprawdzić, czy chociaż jeden z uniformów
nadawałby się dla niej. Raz za razem odrzucała za siebie te, które mogłyby na
nią pasować parę miesięcy wcześniej, próbując powściągnąć język.
– Za wąskie, za wąskie, za krótkie… – W chwili
desperacji porwała ze stołu pusty wór po mące i uniosła go w górę. – A co
myślisz o tym? Zrobimy otwory w odpowiednich miejscach i będzie jak znalazł.
Jest tak sztywne, że z miejsca stałabyś się bezkształtną masą. Oczywiście bez
urazy.
Oriana liczyła na to, że ten nieudolny żart pomoże
chociaż na chwilę odprężyć się księżniczce i zdoła usłyszeć jej zaraźliwy śmiech.
Zamiast tego dostrzegła, że ta zaczynała wpadać w jeszcze większą panikę. Nogi
drżały jej jak liście na wietrze. Oddech ginął w drodze do płuc.
Dwórka bez ostrzeżenia wyszarpnęła diadem z włosów
Rianne. Wepchnęła go do lodówki, po czym pomogła dziewczynie pozbyć się
falbaniastej sukni, która w dotyku przypominała puch. Z żalem wepchnęła ją do
nieszczęsnego worka, a samą księżniczkę odziała w największy uniform. Z trudem
go zapięła, a następnie obwiązała ją fartuchem. Wisienką na torcie okazał się
pokaźny czepek, pod którego wcisnęła rude włosy Rianne.
Zdezorientowana księżniczka z nabożną czcią zaczęła
dotykać każdej warstwy materiału, jaką na sobie miała. To było coś zupełnie
innego, niż to, co na co dzień nosiła. Na dodatek dziwnie… pachniało. Jakby
przyprawami. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, kiedy obie usłyszały
szybkie kroki kierujące się w stronę kuchni. Rianne doskonale wiedziała, kto to
był. Dźwięk, jaki wydawały buty Edgara, gdy pewnym siebie krokiem stąpał
korytarzami zamku, śnił się jej po nocach. On już się domyślił, gdzie powinien
szukać Oriany. Nie był głupi.
– On tutaj idzie – szepnęła przerażona. Zanim spytała,
co powinna zrobić, dostała garścią mąki prosto w twarz. Nie była na to
przygotowana, dlatego zaczęła gruźliczo kaszleć. Chwilę później drzwi
zaskrzypiały, a do środka wparował wysoki mężczyzna o surowym wyrazie twarzy.
Rianne zdążyła tylko obrócić się w kierunku blatu. Przed sobą miała miskę, z
którą nawet nie wiedziała, co powinna robić. Zimny pot spłynął po jej czole.
Próbowała brać krótkie i ciche wdechy, byle żeby się nie zdradzić, ale także
aby nie zemdleć, a było od tego już naprawdę blisko.
– Gdzie księżniczka? – spytał niskim głosem nowo
przybyły mężczyzna. Posłał Orianie chłodne spojrzenie. – To ty jesteś jej damą
dworu, prawda? – Jego brew powolnie się uniosła.
– Wasza Wysokość. – Dygnęła, choć zrobiła to tak
sztywno, że w tym geście nie można było odnaleźć ani krzty szacunku. – Zgadza
się, to ja, we własnej osobie. Wasza Wysokość – dopowiedziała.
Temperatura w kuchni jakby drastycznie spadała. Oriana
czuła, jak dreszcz przerażenia przechodzi jej po plecach, kiedy każdy jej ruch
zdawał się być kontrolowany. Uniosła wysoko głowę. Nie zamierzała pozwolić na
to, by ją zastraszył.
– W takim razie dlaczego jesteś tutaj, a nie w
towarzystwie księżniczki Rianne? – Zabrzmiało to jak nagana.
Oriana chwyciła w biegu jajka oraz szklankę cukru,
którą skrupulatnie odmierzyła. Żwawym krokiem podeszła do przerażonej Rianne.
Wcisnęła jej to do ręki, po czym odwróciła się do księcia. Nie chciała, by ten
uznał jej zachowanie za zniewagę.
– Wasza Wysokość wybaczy, jednak otrzymałam
przepustkę, aby móc spędzić więcej czasu z rodziną.
– Przepustkę?
– Zgadza się, Wasza Wysokość. Księżniczka Rianne
widziała, że bardzo za nimi tęsknię i chciała w ten sposób wynagrodzić mi
wszystko, co do tej pory dla niej zrobiłam. – Udała, że coś pokazuje Rianne,
aby móc do niej szepnąć. – Chociaż spróbuj zachowywać się normalnie, aby ten
palant niczego nie podejrzewał – po czym dodała głośniej – i zanim wsypiesz
pozostałe składniki, roztrzep jajka w tej misce, która stoi pod ścianą.
Widelcem.
Książę Edgar uśmiechnął się drwiąco.
– Rodziców, powiadasz? W takim razie gdzie oni są,
skoro nie ma ich tutaj?
– Udali się na spoczynek. Po kilkunastogodzinnym
gotowaniu byli już tak zmęczeni, że słaniali się na nogach. A nie mogłam
pozwolić, by przez mój akt egoizmu rodzina królewska następnego dnia została
pozbawiona pożywnych, smacznych dań spod ich sprawnych dłoni. Wasza Wysokość,
czyż nie postąpiłam słusznie?
– Nie mi to oceniać. – Książę założył ręce na piersi i
posłał Orianie krzywe spojrzenie. Po raz kolejny pokazywał swoją wyższość nad
klasą robotniczą. Już dawno powinien stąd wyjść, ale zamiast tego stał i szukał
oznak oszustwa, jakiego mogła się dopuścić jego zdaniem dwórka księżniczki. Nie
ufał jej. Nie ufał nikomu ze służby.
Rianne zgodnie z rozkazem przyjaciółki chwyciła drżącymi
dłońmi za jajka. Przerażeniem napawało ją to, że miała je rozbić. Nie wiedziała,
jak to prawidłowo uczynić. Czy istniała jakaś zasada, która to ułatwiała? Bo
chyba nie mogła tak po prostu wrzucić wszystkiego ze skorupką do miski? Zanim
podjęła jakąkolwiek decyzję, jajko po prostu wyślizgnęło się jej z rąk i
wylądowało na podłodze. Znowu oblał ją zimny pot. Wpatrywała się w pękniętą
skorupkę, a także rozlane na kafelkach żółtko i białko, nie wiedząc, co zrobić.
Czym to powinna sprzątnąć? Przecież nie mogła się zacząć rozglądać, bo książę
dowie się, że to ona była tą nierozgarniętą służką.
– Macie tutaj dosyć… nieodpowiednie na te stanowisko
osoby – przyuważył mężczyzna, przyglądając się z uwagą ubrudzonej mąką
dziewczynie. – Żywność nie powinna być tak marnowana. Muszę to najwyraźniej
zgłosić. – Na jego twarzy pojawił się piekielnie usatysfakcjonowany
uśmieszek.
Rianne czuła na sobie jego spojrzenie. W duchu
powtarzała modlitwy, które miały ochronić ją przed tym nikczemnikiem. Jeżeli
dowie się, że to ona, nie ochroni nie tylko swojego dziecka, ale również
Oriany.
Dama dworu wiedziała, że całe to przedstawienie wymyka
jej się spod kontroli. Już nie była reżyserem. Sama przeistoczyła się w
pierwszoplanową bohaterkę, która jak na złość zapomniała tekstu. Nie mogła
jednak pozwolić, by panika przejęła nad nią kontrolę. Głośno przełykając ślinę,
odważyła się spojrzeć prosto w oczy księcia Edgara.
– Wasza Wysokość wybaczy, ale żywność, którą właśnie
wykorzystujemy do szkolenia nowych pomocy kuchennych została zakupiona z
naszych osobistych oszczędności. Postaraliśmy się również, aby sięgać jedynie
po produkty z nadwyżką, by nie spowodować komplikacji. Także jeżeli coś się
marnuje, to nie wpływa to na losy królestwa. A jeśli chce się osiągnąć sukces,
trzeba coś poświęcić.
Policzki mężczyzny zrobiły się purpurowe. Przez chwilę
wyglądał, jakby miał podejść do Oriany i ją uderzyć, ale stłumił w sobie to
pragnienie, ograniczając je wyłącznie do zaciśnięcia pięści. Teraz kiedy Rianne
poczuła, że uwaga księcia skupiona jest na jej przyjaciółce, sięgnęła po
pierwszą lepszą ścierkę i starała się zetrzeć pozostałości po jajku – okazało
się, że to nie takie łatwe. Miała ochotę zerknąć na Edgdara, aby upewnić się,
że cisza, która zapanowała w pomieszczeniu, nie była zwiastunem jego gniewu,
który skupiłby się na Orianie. Książę zdecydowanie wolał, kiedy kobieta po
prostu milczała i posłusznie znosiła jego najgorsze słowa, a Oriana taką osobą
nie była i nigdy nie będzie. To było coś, czego Rianne jej zazdrościła. Mogła
być sobą, bez obaw, że wszyscy w królestwie i poza nim będą o niej mówić, co
nie umknie uwadze jej ojca.
– Jeśli księżniczka Rianne się tutaj zjawi,
bezzwłocznie mnie o tym powiadom. Wyjeżdżam dopiero za dwie godziny. Będę
czekał w jej komnacie. – Każde słowo wymawiane przez księcia Edgara wydawało
się być przepełnione nienawiścią. Cedził je przez zęby niczym najgorsze
przekleństwa. Na szczęście tylko na nich się skończyło. Potem zarzucił peleryną
w tył i wyszedł z kuchni, zamykając drzwi głośniej, niż wskazywał na to
królewski protokół. Jeszcze przez długi czas Rianne nie potrafiła drgnąć. Bała
się, że Edgar może tutaj wrócić. Dopiero kiedy Oriana podała jej dłoń, z trudem
podniosła się z podłogi.
– Niebezpieczeństwo minęło – powiedziała. W jej głosie
zdołało się słyszeć nieskrywaną ulgę. – Może na jakiś czas, ale jednak
minęło.
Ponownie posadziła Rianne na taborecie. Wiedziała, że
to, co właśnie przeżyła księżniczka, było przerażające, dlatego nie chciała, by
ta dłużej pozostawała w pozycji stojącej. Jeszcze by tego brakowało, aby od
nadmiaru wrażeń miała jej tu zemdleć. A to było całkiem możliwe.
– Na piekarniane piece, jak ta nasza prowizorka
wypaliła? Przecież tutaj nic się kupy nie trzymało. Ten dureń nawet nie
zaczaił, że przy szkoleniu powinien znajdować się ktoś wyżej postawiony. A
jeszcze kupił tekst o tych osobistych zakupach… Teraz już wiem, że za tym swoim
temperamentem stara się po prostu ukryć czystą tępotę.
Rianne zaśmiała się niemrawo, przyjmując od
przyjaciółki ścierkę, którą przetarła ubrudzoną mąką twarz. Ręce wciąż jej
drżały. Może ich przedstawienie rzeczywiście było mocno naciągane, ale ona
doskonale wiedziała, w czym tkwiło jego powodzenie.
– Oriano, to wszystko dlatego, że jesteś naprawdę
przekonującą osobą i gdy trzeba, bez zawahania odpowiadasz na pytania, nawet
jeżeli twoje wypowiedzi dalekie są od prawdy. W takiej sytuacji nawet ja bym ci
uwierzyła. – Rianne posłała przyjaciółce delikatny uśmiech. – Dziękuję ci.
Naprawdę bardzo ci dziękuję. Prosiłabym cię tylko o jedną rzecz, tak na
przyszłość. Nie rzucaj we mnie mąką bez ostrzeżenia. – Tym razem śmiech
księżniczki wydawał się być bardziej subtelny i mniej nerwowy. – Chyba nikt
nigdy nie nałożył na moją twarz tyle białego pudru.
– Bo w twoim przypadku nigdy to nie było koniecznie.
Gdyby ktoś ci się kazał rozebrać do naga i wbiec do pokoju wypełnionego mąką,
to tylko te twoje włosy by zdradzały twoją obecność. – Wyrzuciła zawartość
miski do kosza, bo i tak nie nadawała się do uratowania. – A skoro o nakładaniu
czegoś na twarz mowa, to może się trochę zrelaksujemy? Co myślisz o sprawieniu
komuś jajecznej maseczki? – Chwyciła jajko i podrzuciła je prawie do sufitu.
Bez problemu je złapała. – Słyszałam, że dobrze wpływa na włosy, ale warto też
sprawdzić, czy takie same cuda zdziałałyby z cerą naszego szczęśliwca.
– Och, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym to
zrobić, Oriano, ale nawet mówienie o tym nie bardzo przystoi księżniczce. –
Rianne posłała dwórce smutny uśmiech.
Oriana przewróciła oczami.
– O ile mi wiadomo, to aktualnie nie jesteś
księżniczką, a szkolącą się na pomoc kuchenną damą, która ma bardzo dziurawe
rączki. Także, z łaski swojej, proszę mi się tu nie wykręcać!
– Czy to namowa do przeprowadzenia ze mną wojny z
użyciem broni, którą byłoby jedzenie? – Księżniczka przekręciła głowę w bok.
Próbowała powstrzymać się od uśmiechu. – To częste zawody, które odbywają się w
kuchni?
– Och, co to, to nie. To zawody, które mogą odbywać
się tylko wtedy, kiedy strażniczka tej świątyni opuszcza ją, by zaznać sennego
błogosławieństwa. A dziś jest ten szczęśliwy dzień, dlatego pozwolisz, że… –
Nabrała w garść mąki i ponownie tego wieczoru sypnęła nią w twarz księżniczki.
Zszokowana Rianne, która się tego nie spodziewała, zaczęła kaszleć. Chyba
pierwszy raz w życiu Oriana mogła dostrzec na jej twarzy wyraz, który
przypominał irytację. Choć niepewnie, księżniczka chwyciła za jajko z koszyka
stojącego najbliżej niej, zanim jednak rzuciła nim w kierunku dwórki, przybrała
smutny wyraz twarzy i zapatrzyła się w jego skorupkę.
– Kury nie będą o to złe? – spytała głosem skruszonego
dziecka.
– Będą tak samo zadowolone, jak w chwili, gdy
spożywasz ciasta czy omlety. Dawaj, nie krępuj się. Przecież zasłużyłam. –
Wyprostowała się, przypuszczając, że księżniczce nie starczy odwagi, by
zdecydować się na ten rzut. Jakże się pomyliła. Szok wymalowany na jej twarzy
mógłby zostać zapisany w pamięci jako najgłupsza mina, którą dotąd zrobiła.
Rozmasowując lekko obolałe czoło, ścierała palcami spływające po skórze jajko,
strącając jego wnętrzności, jak i skorupki, na podłogę.
– Dobra, przyznaję, nie doceniłam cię. Nie myśl
jednak, że tak to zostawię!
Rianne zaśmiała się wesoło.
– Jestem gotowa. Gorzej już wyglądać nie mogę, także
nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. – Uśmiechnęła się szeroko i
chwyciła za kolejne jajko, którym rzuciła w kierunku Oriany. Rzadko mogła się w
taki sposób zabawić. Ojciec i bracia wymagali od niej, aby była godną
reprezentantką królewskiego rodu. Wystarczającym upokorzeniem okazała się
niechciana ciąża. Wina oczywiście i tak spadła na nią. W końcu kobiety były
okropnymi uwodzicielkami, jak to powiadał Edgar. Wspomnienie tego niekiedy napawało
ją gniewem, ale teraz pozostał po nim śmiech wywołany bitwą na jedzenie.
Dziękowała losowi za to, że mogła poznać kogoś takiego jak Oriana.
Dama dworu w ostatnim momencie skryła się za szafkami,
nim kolejne jajko rozbiłoby się na jej zaczerwienionej od wysiłku twarzy.
Zamiast tego naznaczyło i tak wymagającą gruntownego remontu ścianę kuchni.
Oriana nieśmiało rzuciła spojrzeniem zza partii garnków, dostrzegając, że
Rianne stoi w gotowości. Chwyciła głowę kapusty, oderwała od niej parę liści i,
niczym granat, posłała w stronę księżniczki. Do jej uszu dotarł dźwięk
pacnięcia, a następnie zawodzenie dziewczyny. Trafiła! Rianne nie pozostała jednak
dłużna. Teraz chwyciła cały koszyk jajek w dłonie i zaczęła rzucać jajkami jak
popadnie. Jedno z nich trafiło Orianę w brzuch, inne w ramię, reszta lądowała
na ścianie albo podłodze. Dwórka była zmuszona uciekać, a także znaleźć inną
broń, którą skutecznie mogłaby załatwić swoją przyjaciółkę. Kiedy Rianne
skończyły się jajka, ta dostrzegła okazję w małych, niepozornych czerwonych przyjaciołach…
– Nie, nie zrobisz tego! – Oriana chwyciła patelnię z
grubym dnem, aby móc za jej pomocą odbijać jedzenie. – Rianne, tylko nie to.
Tylko nie pomidory! – powiedziała z udawanym przestrachem. – One mnie pozbawią
życia!
– To tylko trochę pomidorowego miąższu! Krążą plotki,
że jest tak samo dobry na wygładzenie twarzy jak maseczka jajeczna.
Księżniczka zachichotała, a potem rzuciła w kierunku
przyjaciółki pomidorem. Oriana uchyliła się przed pociskiem w ostatniej chwili.
Niefortunność zdarzeń sprawiła, że akurat do kuchni weszła nowa postać, i to
właśnie jej twarz przywitała się z warzywnym miąższem. Rianne opuściła koszyk z
pomidorami na podłogę, przykładając dłoń do ust. Nie był to może Edgar, ale
ostatnie, co chciała zrobić, to uderzyć czymś własnego brata. I to brata, który
zawsze stał po jej stronie. Z jednej strony czuła się zażenowana – podkreśliły
to idealnie rumiane plamy na policzkach – z drugiej strony powstrzymywała się,
aby nie wybuchnąć śmiechem, bowiem nigdy nie widziała go takiego zdziwionego, a
zarazem zdezorientowanego.
– Co prawda byłem głodny, ale nie spodziewałem się, że
dostanę jedzenie z taką prędkością. Chociaż może powinienem powiedzieć: dostanę
jedzeniem – powiedział książę, ścierając z twarzy resztki miąższu. –
Oriano – zaczął poważnym głosem, marszcząc zabawnie czoło – sprowadzasz moją
siostrę na złą drogę. – Nawet jeżeli próbował grać oburzonego, nie mógł ukryć
rozbawienia. Wkrótce chichotał się tak samo, jak i Rianne, która musiała
wesprzeć się o blat, aby nie upaść. Chyba nigdy w swoim życiu nie śmiała się
tak głośno i szczerze. Była w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że powoli
zapominała, jak to jest się śmiać.
– P-przepraszam, Reese – wydusiła z siebie. Jej twarz
była cała czerwona. Swoim wyglądem przypominała pomidory, które potoczyły się
po podłodze aż do stóp jej brata.
– Przeprosiny przyjęte. – Książę wzruszył beztrosko
ramionami, posyłając siostrze miły uśmiech. – Widzę, że nieźle się tu bawicie.
– Tym razem spojrzał z miłym uśmiechem na Orianę.
Reese Sebastian był trzecim synem króla, o dwa lata
starszym od księżniczki. Oboje mieli ze sobą zdecydowanie więcej wspólnego niż
starsi członkowie rodu. Łączyła ich przede wszystkim życzliwość i przyziemność.
Popularność w zamku, a także poza nim, zapewniało mu przede wszystkim to, że
przebywał tu częściej niż jego bracia, z których to najstarszy miał w
przyszłości zostać królem, a ten, który urodził się po nim pełnił rolę
dyplomaty. Reese’owi przypadła najprzyjemniejsza rola, czyli bycie reprezentantem
własnej rodziny w zamku i poza nim. Cóż, pracownicy, szczególnie płci żeńskiej,
nie narzekali.
Oriana obróciła się na pięcie, próbując ukryć za burzą
rdzawobrązowych włosów rumieńce, jakie zakwitły na jej polikach. Mimo że sprawa
między nią a księciem Reese'em została już wyjaśniona i zamknięta, to i tak
czuła się podle, iż tak go paskudnie traktowała. Że też musiała oskarżyć go o
coś tak parszywego!
Aby zagłuszyć swoje pogmatwane myśli, zaczęła ogarniać
kuchnię po niespodziewanej bitwie. A miała co sprzątać! Jeszcze szło jej to
dość topornie, a to za sprawą księcia, który uważnie śledził każdy jej ruch.
– Pozwolisz, że ci pomogę? – zapytał wesoło, sięgając
w tym samym momencie co ona po ścierkę. Kiedy koniuszki ich palców się
zetknęły, Oriana odskoczyła jak oparzona.
Czemu on tak na mnie działa?
Reese posłał dziewczynie niepewny uśmiech. Chyba do
końca nie rozumiał jej zachowania. Może zrobił coś złego? Miał ochotę za to
przeprosić, ale czy zetknięcie się palcami przy sięganiu po tą samą rzecz to
coś nieodpowiedniego? A może Oriana wciąż go nie lubiła i nie chciała, żeby jej
dotykał?
Rianne, która przyglądała się uważnie tej scenie z
boku, wyczuwała wyraźne napięcie. Chrząknęła znacząco i spojrzała na swojego
brata z przymilnym uśmiechem. Wiedziała, że Oriana nie czuła się przy nim zbyt
pewnie. A to coś dziwnego! W końcu na co dzień była dosyć pewna siebie. Nie
musiała z nią o tym rozmawiać, aby wiedzieć, że Reese się jej podobał. Zresztą
komu się nie podobał? Był przystojnym i miłym młodzieńcem.
– Reese, co cię tu sprowadza? – spytała, przerywając
ciążącą nad nimi ciszę.
– Tak jak już wcześniej w przelocie wspominałem,
początkowo było to jedzenie, ale skoro teraz zaistniały ważniejsze do wykonania
czynności niż zapełnienie swojego żołądka, zamierzam pomóc wam sprzątać. A wy
co takiego robiłyście, że zakończyło się to siejącą spustoszenie w kuchni
wojną? – Reese posłał siostrze znaczący uśmiech. – Sądząc po twoim ubiorze i
wyglądzie, zapewne była to jakaś część królewskiej konspiracji.
– Powiedzmy, że wypróbowałyśmy nowe metody kamuflażu w
środowisku kuchennym. Prawda, Oriano? – Rianne posłała przyjaciółce uśmiech.
Chciała zachęcić ją do rozmowy i trochę ośmielić przed Reese’em.
– Dość prowizoryczne – mruknęła Oriana, wyciągając z
lodówki coś, co należało do Rianne. – Proszę. Bo znając ciebie byś o tym
zapomniała. A gdyby ktoś na porannej zmianie to znalazł, to na pewno doszłoby
do awantury stulecia.
Reese, zdziwiony, obserwował, jak jego siostra odbiera
również swoją suknię, którą Oriana wydobyła z worka. Odprowadził dziewczęta
wzrokiem do zasłony i poczekał, aż te zakończą swoje sprawy. Przywitał je
ponownie, kiedy Rianne przypominała już dawną wersję siebie, tą sprzed wielkich
przebieranek.
– Och, czekaj. – Oriana sięgnęła za ucho księżniczki i
wyjęła zza niego skorupkę jajka, po czym ponownie wróciła do sprzątania.
– Pewnie i tak czeka mnie jeszcze gruntowne mycie –
powiedziała z niemrawym uśmieszkiem Rianne, zaczesując kosmyk rudych włosów
wybrudzonych mąką do tyłu. Po tym rozglądnęła się wokół siebie, próbując
zidentyfikować jakąś ścierkę. Nawet jeżeli była ubrana w suknię i koronę, to
dlaczego miałaby nie pomóc sprzątać? W końcu nie tylko Oriana nabrudziła.
– Nie musisz tego robić, Rianne. Pomogę Orianie. –
Reese posłał jej niepewny uśmiech.
– Och, nie. Poradzę sobie. Przecież to tylko… to
tylko… – Księżniczka wzięła płytki oddech, który zaniepokoił nie tylko brata,
ale również dwórkę. Oboje przestali sprzątać i uważniej się jej przyjrzeli.
Kiedy Reese wyciągnął do niej ręce, ta wystawiła w bok dłoń i powiedziała: –
Wszystko w porządku. Nie potrzebuję pomocy.
Książę posłał Orianie niepewne spojrzenie. Wyglądał
jakby szukał w niej poparcia.
Dwórka postanowiła przełamać wstyd i stanąć po stronie
księcia – w końcu chodziło o jej przyjaciółkę.
Nie wybaczyłabym sobie, gdyby… Nawet nie mogę o tym
myśleć!
– Rianne, przestań solić i tak przesolone
ziemniaki. Proszę, usiądź i odpocznij. Już i tak troszeczkę przeholowałyśmy z
zabawą. Powinnam być mądrzejsza i nigdy do tego nie dopuścić. – Skubała dłoń
naznaczoną brzydką blizną po oparzeniu, pamiątce z dzieciństwa.
– Słyszysz, Rianne? Skoro Oriana tak mówi, to już
wiadomo, że to nie są przelewki. Oriano – zwrócił się do dziewczyny – może
najlepiej będzie, jak odprowadzimy ją do komnaty? Co jak co, ale tutaj jest
trochę za duszno.
– Dobra myśl – przytaknęła, choć nie spojrzała na
księcia, w przeciwieństwie do Reese'a, który wędrował oczami od siostry do
dwórki. Zirytowało ją, iż to nie ona wpadła na ten pomysł, choć po chwili
zrozumiała, czemu tak się właśnie stało. – Tylko że…
– Tylko że? – Zdziwiony uniósł brew.
Przecież nie wiadomo, czy tamten dupek nie postanowił
dłużej zagościć w murach zamku, oczekując przybycia Rianne. Ten palant był
nieobliczalny! Był? Jest! Nie mogę jej tam zabrać. Nie mogę!
– Ale naprawdę, mogę tu jeszcze chwilę postać i wam
pomóc, nic mi nie jest. – Księżniczka posłała swoim towarzyszom miły uśmiech, a
chwilę później poleciała do tyłu. Reese chwycił ją, zanim upadła na podłogę.
– Nie wiem, w co się wplątałyście, ale jeżeli podróż
do komnaty Rianne stanowi problem, po prostu chodźmy do mnie.
– D-do ciebie? – Oriana była wściekła, że głos jej się
załamał. Czemu nie mogła się opanować i powtórzyć sztuczki, jaką wykonała przy
księciu Edgarze?
Reese zdecydowanie nie mógł pojąć, co jest nie tak z
tą dziewczyną. Jeszcze nie tak dawno była gotowa skoczyć mu do gardła, byle
tylko pokazać mu, jak bardzo go nie znosi, a teraz tak nagle się wycofuje?
Zrozumiałby, gdyby zapraszał ją tam w innym celu (do czego nigdy nie dojdzie,
bo nie zwykł bawić się cudzymi uczuciami), ale przecież zaproponował, że właśnie
tam Rianne będzie mogła odpocząć po wyczerpującym dniu. O, i jeszcze się tak
nienaturalnie schylała, jakby coś ją bolało… Nie bolał ją od tego kręgosłup?
– Skoro nie do mnie – zaczął ostrożnie – może jest tu
nieopodal pomieszczenie, w którym będziemy mogli umieścić Rianne? – Reese
spojrzał na Orianę z uniesioną brwią, wyczekując, jaki tym razem będzie miała
powód do wycofania.
– Mój stary pokój – wyszeptała. Spojrzenie Reese'a
zasugerowało jej, że powinna powiedzieć to głośniej. I tak też zrobiła. – Tylko
nie wiem, czy to odpowiednie miejsce dla kogoś z królewskiej rodziny.
– Nie zawracaj sobie tym głowy, Oriano – powiedziała
słabym głosem Rianne. – Wszędzie będzie lepiej niż w mojej komnacie.
Reese spojrzał na obie podejrzliwie, ale niczego nie
powiedział. Widocznie jego siostra i jej dwórka miały między sobą jakieś
tajemnice, o których nie chciały mówić, a on nie lubił się wtrącać w nieswoje
sprawy.
– Cóż… w takim razie ruszajmy!
Reese i Oriana poprowadzili Rianne tam, gdzie wskazała
dwórka. Pokój okazał się skromnie urządzony. Jednoosobowe łóżko z podstarzałym
materacem, przykryte czystą pościelą. Drewniana dwudrzwiowa szafa, pękająca w
szwach od nadmiaru nagromadzonych w niej ciuchów. Małe biurko, na którym
piętrzyły się papierzyska naznaczone atramentem. Skromnie, ale przytulnie.
Usadowili Rianne na łóżku, po czym Oriana dopadła się
do okna i lekko je uchyliła. Świeże powietrze wtargnęło do pokoju, podrywając
do tańca lekko zżółkniętą firankę.
– To tylko na chwilę. – Poczuła, że musi się
wytłumaczyć przed potomkami królewskiej rodziny. – Nie wietrzyłam tutaj od
trzech miesięcy.
– Oriano, naprawdę nic się nie dzieje – powiedziała
cicho Rianne. – Doskonale wiesz, że… jestem ci wdzięczna.
Reese, który przyglądał się siostrze, zaczynał się
niepokoić o jej stan. Każde wymawiane przez nią słowo zdawało się być
wypełnione wysiłkiem. Na jej ubrudzonym mąką czole pojawiły się krople potu.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ta sytuacja nie miała miejsca po raz
pierwszy.
– Reese, błagam… Nie możesz mu… powiedzieć, gdzie…
gdzie jestem. – Siostra chwyciła go za dłoń i spojrzała w jego oczy z takim
przestrachem, jakby od tego miało zależeć jej życie. Chłopak kompletnie nie
rozumiał, o co jej chodzi. Aby ją uspokoić pokiwał jednak głową. To sprawiło,
że Rianne choć na chwilę się uśmiechnęła. – Będzie… będzie dobrze – wyszeptała,
a następnie opadła pobladła na poduszki. Przez chwilę miała otwarte oczy, ale
potem uciekła w nieznany nikomu świat.
Zaniepokojony Reese sprawdził najpierw jej tętno, a
potem temperaturę.
– Pójdę po lekarza. – Spojrzał na Orianę ze smutkiem,
który choć starał się ukryć, nie opuścił jego twarzy.
– Tylko szybko.
Reese prawie przewrócił się w progu. Tak szybko
pragnął sprowadzić pomoc dla swej jedynej ukochanej siostry, że nie zauważył,
że była tam jedna luźniejsza deska. W normalnych warunkach Oriana parsknęłaby
śmiechem i zdusiła w sobie chęć krzyknięcia, żeby patrzył pod nogi. Zamiast
tego przysiadła na łóżku i złapała za rękę Rianne. Samotna łza spłynęła po jej
policzku.
– Tylko szybko...
Rzadko zdarza mi się konotować tekst po całkowitym przeczytaniu, bo wzykle staram się komentować na bieżąco podczas czytania. Was test drogie dziewczęta tak mnie wciągnął, że nawet nie wiem kiedy przeczytałam cały.
OdpowiedzUsuńKsięciunio tyran o zdecydowanie nie los wygrany na loterii. Dziwi mnie to że nikt z rodziny królewskiej nie reaguję, ale to przecież takie czasy ( jakoś Gra o tron mi się skojarzyła i Sansa ) . Biedna ta księżniczka że w swoimi domu czuje się ja więzień, od pocAtku towarzyszyła mi myśl, że Oriana powinna pomóc jej uciec, ale kto by nie rozpoznał księżniczki. Więc może Lepiej zamach na księcia? Oj tak to by się przydało 😊
Takich przyjaciół jak Oriana to szukać że świecą a jaka pomysłowa. Dobrze że udało im się wyjść z opresji, w pewnym sensie przynajmniej bo to jak ją osłabiła przeraziło mnie jeszcze bardziej. Jak ja "ukochany" tam znajdzie to calo z tego nie wyjdzie, ale miejmy nadzieję że lekarz też zachowa w tajemnicę nagłą wizytę. Oby wszytko się dobrze skończyło. Piszecie dalej.
Pozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńWidać, że dobrze się czujecie w tym uniwersum, a wspólna praca dostarcza wiele frajdy.
Uch, nie cierpię Edgara. Za tę niespodziewaną ciążę, za jego ego i sposób, w jaki się odzywa. Gość już mi gra na nerwach, a to dopiero pierwsze spotkanie. Mam nadzieję, że zniknie dość szybko.
Piękna jest ta przyjaźń między księżniczką i jej dwórką. To wsparcie, jakie jedna ma w drugiej,jest bardzo budujące.
Świetny, bardzo plastyczny opis tej bitwy na jedzenie, nawet się uśmiechnęłam :) a pojawienie się Reese'a - jest takim trochę idealnym starszym bratem, nie dziwię się też, że może robić za obiekt uczuć. Tylko czy on postrzega Orianę w ten sam sposób, co ona jego? Oto jest pytanie.
Niepokojące te ostatnie akapity. Mam nadzieję, że nic poważnego się Rianne nie stało. Ani jej dziecku.
Dobry początek dla nowej serii.
Pozdrawiam.