Czasami gdy zamykam oczy i
wsłuchuję się w muzykę, przy tej jednej piosence znienacka w mojej głowie
ukazuje się jakaś dziwna scena. Tym razem było to „She used to be mine” w
musicalowej wersji. Dawno nie słuchałam musicali, to jakoś mnie tak naszło. Trochę
inspirowałam się swoimi nawykami i zestawami ciuchów, bo tak mnie naszło.
***
Zmieniła się – to była moja pierwsza myśl,
kiedy zobaczyłem ją przechodzącą obok piekarni.
W zamyśleniu mógłbym jej nie poznać, miałem jednak wystarczająco dobry węch, aby
wyczuć zapach kwiatowych perfum, jakie zawsze używała. Jak w spowolnionym
trybie filmu, obróciłem się i dostrzegłem falujące na wietrze brązowe włosy,
których boczne kosmyki zostały ściągnięte gumką i umoszczone z tyłu głowy. Ich
końcówki pozostały rude.
Dziewczyna
była chuda. Chudsza niż zwykle, zupełnie jakby ktoś zamknął ją w ciemnym
pomieszczeniu i głodził przez miesiące. Na dodatek była bledsza niż zwykle,
zupełnie jakby przez długi czas nie wychodziła z domu i za wszelką cenę unikała
słońca. Miała na sobie dżinsowe ogrodniczki w miniaturowe stokrotki, a także
kompletnie do tego niepasującą czarną bluzkę w białe kropki. Krótkość spódnicy
na szelkach wzbudziła we mnie irytację, choć nie do końca wiedziałem dlaczego.
Może dlatego, że mężczyźni, którzy przechodzili obok niej, obracali się i
pochylali głowy z nadzieją, że zobaczą jej tyłek. Chciałem, żeby spłonęli w
piekielnym ogniu.
Nie
dostrzegłem niczego więcej, ale nim się zorientowałem, zmieniłem kierunek i
zacząłem podążać jej śladami, chcąc dostrzec więcej zmian, które pozostawił na
niej czas. Przez całą drogę szło mi całkiem nieźle. Głowę schowałem pod czarnym
kapturem, a ręce do kieszeni. Stąpałem tak cicho, że nawet nie zorientowała
się, że ktoś ją śledził. Kiedyś była bardziej czujna. Dziś nieuwagę mogłaby
przypłacić życiem.
Weszła
do biblioteki publicznej. Kilka lat temu mówiła mi, że nie chce w niej
pracować, bo nie znosi ludzi, poza tym ma silną alergię na kurz. Czyżby
zmieniła zdanie? A może nie miała na to większego wpływu? W tej dziurze trudno
było o jakąkolwiek pracę. Wszyscy stąd uciekali albo chwytali się obojętnie
jakiej pracy zarobkowej.
Nie
zamierzałem wchodzić do biblioteki. Nie chciałem się zdradzić. Obiecałem sobie
w duchu, że tylko zerknę przez okno, a potem pójdę w swoją stronę, w końcu
dawno nie było mnie w mieście. Powinienem odnaleźć moje stare lokum, trochę je
odświeżyć i kupić coś do jedzenia, bo mój żołądek wołał o pomstę do nieba, jednak
tymczasowo kazałem mu się zamknąć. Teraz miałem ważniejsze rzeczy do roboty,
takie jak na przykład stalking.
Ukryłem
się gdzieś w cieniu w rogu na zewnątrz przeszklonego budynku, aby czerń mojego
ubioru zlała się z otoczeniem. Tak postępowali mistrzowie kamuflażu. Mistrzowie
kamuflażu potrafili również tkwić przez długie godziny w jednym miejscu, nawet
jeżeli jelita wygrywały im głośny marsz, strasząc wszystkie okoliczne
zwierzęta.
Wyszła
z pomieszczenia socjalnego. Wciąż była obrócona do mnie tyłem. Rozkładała
oddane wczoraj przez czytelników książki, popychając wózek do przodu. Tak jak się
spodziewałem, w końcu na niego wpadła i mało się nie wywróciła. To wywołało na
mojej twarzy uśmiech, który szybko jednak schowałem pod maską chłodnego, bezwzględnego
stalkera. Co rusz w pomieszczeniu rozlegało się cienkie, niemal dziecięco
brzmiące kichnięcie, jednak nawet przez moment ofiara moich obserwacji nie
wyjęła z kieszeni chusteczek. Może o nich zapomniała? Nigdy nie miała złotej
pamięci. Wiecznie fruwała z głową w chmurach.
Kiedy
skończyła pracę, podeszła do biurka i przysiadła przed komputerem. Choć była do
mnie zwrócona przodem, nie widziałem jej twarzy – dzieliła nas zbyt duża
odległość. To było ryzykowne posunięcie, ale postanowiłem przekraść się pod
oknami trochę bliżej. Przecież chciałem ją tylko zobaczyć. Nikt nie musiał się
o tym dowiedzieć. Nawet ona sama.
Coś
klikała. Może włączała system? W końcu była na porannej zmianie. Za chwilę
miała otworzyć bibliotekę. Lubiłem czytać, ale nie zamierzałem tam wchodzić i
zakładać konta bibliotecznego. Na mój widok dostałaby zawału. Pewnie myślała,
że umarłem, skoro nie było mnie tu przez tyle lat, a uciekłem tak naprawdę bez
głębszych tłumaczeń. Taki już byłem – nie znosiłem się tłumaczyć ze swoich
postępowań, nawet jeżeli raniłem tym inne osoby.
Kiedy
przykucnąłem bliżej biurka, w końcu mogłem spojrzeć w jej twarz. Była blada.
Miała ostrzejsze rysy niż zwykle – zniknęły lekko pucołowate, dziecięce
policzki, które uśmiechały się zawsze wraz z jej wąskimi malinowymi ustami.
Wyglądała na doroślejszą, choć wciąż przypominała nastolatkę, którą już nie
była. Nie chciałem w niej dostrzec kobiety, ale niestety realia dosadnie mi
przekazały, że minęło zbyt wiele lat, abym mógł ją wciąż traktować jak
niewyżytą nastolatkę, która wszystkim się cieszyła. Te jasne błękitne oczy
zawsze były pełne radości. Świeciły nią nawet wtedy, kiedy płakała. Ten blask
jednak zniknął. Zamiast niego pozostał dziwny smutek, a może nawet chłód. Ten
chłód coś mi przypominał. Może mnie samego?
Nie
minęło nawet pół godziny, a głowa usiana brązowymi włosami wylądowała na monitorze.
Zapewne jak zwykle nie dosypiała, bo miała miliony innych rzeczy do zrobienia w
nocy. Czasem do późna pisała, czasem bazgroliła w zeszycie, czasem oglądała
dziwne seriale i jadła litrowe lody albo spaghetti z wczoraj – może to dlatego
miała pucołowate policzki? Możliwe, że już tego nie robiła, dlatego schudła.
Albo schudła, bo tak chciała. Wiecznie powtarzała, że nie podoba jej się to,
jak wygląda. Nigdy jej tego nie powiedziałem, ale nieważne, jaka by była,
zawsze mi się podobała.
Kiedy
w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu, odskoczyła w tył, mało nie
spadając z krzesła. Wtedy uśmiechnąłem się wrednie do siebie, jakby sprawiło mi
to satysfakcję. Uwielbiałem na nią patrzeć, kiedy robiła coś głupiego, a potem
jej policzki przypominały swoim odcieniem dorodne pomidory. Tyle że tym razem
się nie zarumieniła. Raczej zbladła.
Dziewczyna
odłożyła już telefon, przeczesała dłonią włosy i podniosła się leniwie z
krzesła – nie tak jak kiedyś, czyli z pełną werwą. Chyba wciąż nie mogłem się
przyzwyczaić do tej nowej wersji. Ta była o wiele bardziej przyziemna, a przy
okazji bardziej dorosła. Czy ja też tak bardzo się zmieniłem? A może dla mnie
czas stanął w miejscu?
Z
zamyślenia wyrwał mnie jej głos. Wciąż był taki sam, choć może nieco mniej
dziewczęcy, a raczej kobiecy. Słodycz jej brzmienia zawsze kojarzyła mi się z
nieśmiałością. Może teraz po prostu nie była już nieśmiała?
–
Tak, wiem, przepraszam. Dzisiaj to zrobię, wczoraj po prostu… nie miałam na to
czasu. Był duży ruch, a ja zostałam tutaj sama.
Uniosłem
brew, widząc jak obgryza paznokcie, a potem siada na krześle i zaczyna się
kiwać w tył, a potem w przód. Zawsze tak robiła, kiedy się stresowała.
Widocznie za coś jej się dostało. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Nie była nigdy
idealna. Wiecznie o czymś zapominała, robiła milion rzeczy naraz, wszystko
wylatywało jej z rąk. Blade kolana błagały o pomstę do nieba, bo były całe
posiniaczone, ręce zaś całe podrapane przez bezdomne koty, które dokarmiała.
Krew, sińce i blizny to u niej nic nowego. Nawet teraz mogłem dostrzec na
odkrytym udzie ślad po uderzeniu.
Nim
się zorientowałem, do biblioteki zaczęli wchodzić ludzie. Sztuczny uśmiech
rozświetlał jej twarz, by po minucie, kiedy pomieszczenie pustoszało,
całkowicie zniknąć i ustąpić miejsca znudzeniu. Przez ten krótki moment, gdy
była miła dla czytelników, przypominała dawną siebie, z tą różnicą, że nie była
szczera. Uporczywie próbowałem się dopatrzeć w jej twarzy czegoś, co znałem
przed laty, ale nie potrafiłem. Nim się zorientowałem, przyszła zmienniczka
dziewczyny. Zdziwiło mnie to. Przecież nie mogłem tu spędzić tylu godzin. A
może jednak? To pytanie zastygło w moich myślach, gdy niemal dostałem drzwiami
prosto w twarz. W porę uskoczyłem w bok i zdążyłem ukryć się za drzewem.
Dziewczyna najwyraźniej była tak zamyślona, że mnie nie zauważyła. Nic
dziwnego, w końcu założyła na uszy słuchawki. Teraz była we własnym świecie. W
tym momencie powinienem przestać ją śledzić, ale tego nie zrobiłem, bo… kto mi
zabroni? Dopóki byłem dla niej niewidzialny, chciałem podążać jej śladami.
Czekałem
na moment, kiedy zacznie nucić, ale ku mojemu zdziwieniu, niczego takiego nie zrobiła.
To dziwne. Muzyka była całym jej światem. Zawsze nuciła, nie przejmując się
nawet przechodniami, którzy mierzyli ją dziwnymi spojrzeniami. Czyżby teraz się
nim przejmowała? A może nie lubiła już śpiewać? Wiele mogło się przez te lata
zmienić, nie tylko jej wygląd.
Weszliśmy
do marketu. Myślałem, że najpierw pójdzie po mleko, ja niegdyś to robiła, ale
zamiast tego kroki skierowała ku dziale z warzywami i owocami. W czerwonym
koszyku niebawem wylądowały dwa dorodne awokado, kobiałka malin, kilka
nektarynek, pomarańczy i jabłek, pieczarki, zielenina i… nie za dużo tego? Na
dodatek pominęła dział z mięsem. Może to dlatego schudła? Bo nie odżywiała się
tak, jak kiedyś. Na szczęście wzięła ze sobą przynajmniej litrowe lody. Może
nie zmieniła się tak bardzo, jak sądziłem. Nie pod tym względem.
Na
sam koniec, w dziale z nabiałem, chwyciła za butelkę mleka sojowego. Musiałem
zrobić niezwykle zabawną minę, bo ktoś, kto przechodził właśnie obok mnie,
wybuchnął śmiechem, jakby rozbawiła go moja reakcja.
O
co tutaj, do cholery, chodziło z tymi nawykami żywieniowymi? Pobiegła za modą
na zdrowe odżywianie się czy nagle odkryła, że jest pieprzoną weganką? Ciśnienie niespodziewanie mi
podskoczyło. Miałem ochotę jej wygarnąć, że robi coś naprawdę głupiego. I
prawie to zrobiłem. Już byłem krok od niej, ale zorientowałem się, że przecież
nie mogłem tak po prostu się ujawnić. Szybko wycofałem się w cień, obserwując,
jak jej pośladki podążają do kasy.
W
drodze powrotnej wciąż ją śledziłem. Zastanawiałem się, czy ciągle mieszkała w
tym samym domu i czy ciągle mieszkała w nim sama. Obiecałem sobie w duchu, że
tylko ją odprowadzę, a potem zniknę. Ale czy to się uda? Nie powinno mnie tu w
ogóle być. Pewne sprawy musiałem zostawić za sobą. Poza tym w paleniu mostów
byłem dobry, jak nie najlepszy. Dlaczego jakaś głupia dziewczyna z przeszłości
miałaby mnie zatrzymać? Nie zatrzymała mnie lata temu, więc teraz również nie
powinna.
Byłem
zirytowany, to dlatego nie dostrzegłem awokado, które wypadło z siatki
zamyślonej dziewczyny. Niemal stało się powodem mojego upadku. Kiedy na nie
nadepnąłem, musiałem wydać z siebie ciche syknięcie, bo ofiara mojego
prześladowania przystanęła w miejscu, ściągnęła słuchawki i zaczęła się
rozglądać. Tylko przez chwilę spoglądała badawczo przez ramię, na szczęście nie
byłem w zasięgu jej wzroku. Kiedy kontynuowała swoją podróż do domu, w duchu z
ulgą odetchnąłem. Nie byłem gotowy na to spotkanie. I ona też nie była.
Dotarliśmy
na miejsce. Wciąż mieszkała tu, gdzie zawsze. Z tym miejscem wiązały się różne
wspomnienia. To była nasza spokojna przystań. Tu mogliśmy być sobą. Czy to, co
właśnie poczułem w sercu, to ukłucie? To
naprawdę rzadkie zjawisko. Zazwyczaj nic nie było mnie w stanie na tyle
poruszyć, aby fizyka ciała odmówiła mi posłuszeństwa.
Kiedy
dziewczyna weszła do domu, wdrapałem się na drzewo, skąd często ją oglądałem,
gdy byliśmy młodsi. Wciąż nie zasłaniała firanek. Kolejna rzecz, która mnie
tego dnia zirytowała. Przecież naprzeciw niej wybudowali się inni ludzie.
Jeżeli rozbierała się przy oknie tak, jak to teraz robiła, musiała być albo
największym nieogarem pod słońcem, albo największą bezwstydnicą. Stawiałem na
to pierwsze, bo wyglądała na zamyśloną.
Ledwo
ściągnęła z siebie ogrodniczki i bluzkę, a już w oczy rzucił mi się nieznany,
koronkowy różowy stanik. Majtki za to doskonale znałem. Wzór na nich był nieco
przetarty, ale jak mógłbym je zapomnieć? Były tak głupie, różowe i infantylne,
że nie mogłem nie prychnąć.
Codzienny
zestaw ciuchów zamienił się na przydużą koszulkę z mangowym nadrukiem uroczej
dziewczynki mieszającej łyżką w słoiku z nutellą, a także na zielone spodenki w
dorodne czerwone truskawki. W tym zestawie zeszła na dół, rozpakowała zakupy,
odłożyła na bok lody z łyżeczką, zaparzyła zieloną herbatę, a potem położyła
cały ten zestaw na stolik i ruszyła w stronę łazienki. Musiałem zeskoczyć z
drzewa, aby zobaczyć, co planowała. Oczywiście nie chciałem się natknąć na
moment, kiedy będzie chciała załatwić swoje potrzeby fizjologiczne, ale na
szczęście nie to zamierzała zrobić. Z szafki nad lustrem wyjęła podejrzane
opakowania z lekami. Z oczami pozbawionymi życia wpatrywała się przez chwilę w
etykiety, aż w końcu otworzyła kilka pudełeczek, wyrzuciła duże ampułki na
dłoń, a potem schowała cały ten dobytek i ruszyła do kuchni. Leki popiła
zieloną herbatą. Na co one były? Przecież od zawsze gardziła tabletkami. Czy
coś zmusiło ją do ich zażywania? Obiecałem sobie w duchu, że później to
sprawdzę. Najpierw chciałem zobaczyć, co będzie oglądała pod tym wielkim białym
kocem w okropnie różowe serduszka.
Włączyła
jakiś serial animowany. Postacie wypowiadały wesołe kwestie, ale ona nawet się
nie uśmiechnęła. Jadła lody z ponurą miną. Czy właśnie tak wyglądało ostatnio
jej życie? Praca, dom, lody i bezsensowne oglądanie bajek? Kiedyś miała więcej
ambitnych zajęć. Robiła więcej niż mogła unieść na swoich barkach. Czy to
dorosłe życie ją zmęczyło? A może coś innego?
Jak
na zawołanie błękitne oczy zaszkliły się od łez. Ze zmarszczonym czołem
spojrzałem na wyświetlany film animowany, ale nie dostrzegłem w nim nic, co
mogłoby wycisnąć z niej łzy – no, chyba że żałowała rozpłaszczających się na
twarzach bohaterów pomidorach, a pomidorów przecież nienawidziła. Kiedyś wypiła
o dwa drinki za dużo i zaczęła krzyczeć na pół miasta, że wszystkie zabije,
więc co tu do płakania? Cóż, najwyraźniej o czymś sobie przypomniała.
Pudełko
lodów wylądowało na stole, a koc na podłodze. Blade ciało rzuciło się na
oparcie sofy, a ręka sięgnęła po chusteczki. Pochyliłem głowę, ale nie żeby
oglądać jej tyłek, które opinały truskawkowe spodenki, ale żeby… Dobra, jednak
po to.
W
pomieszczeniu rozległ się donośny dźwięk wydmuchiwanego nosa. Zamiast jednak
przestać płakać, zalewała się jeszcze liczniejszymi łzami. Tylko czekałem, aż
zacznie się wydzierać jak dziecko, które potrzebuje przytulenia, żeby się
uciszyć. Ale przecież nie miał jej kto przytulić. Może to dlatego płakała
bezgłośnie?
Telewizor
został wyłączony. W pokoju zapanowała cisza przerywana od czasu do czasu
donośnym pociągnięciem nosa. Z wyczekiwaniem obserwowałem, co zamierzała teraz
zrobić. W takich chwilach często po prostu kładła się spać. Czasem starała się jednak
poradzić sobie z bólem na inne sposoby. Na przykład krzyczała i rzucała
poduszkami po pokoju lub wyła tak głośno, aż w końcu nie utraciła głosu, albo…
zaczynała śpiewać. Wiedziałem, że chce to zrobić, ale z jakiegoś powodu się
wahała. Choć sam się tym dziwiłem, w myślach ją dopingowałem. Chciałem, żeby to
z siebie po prostu wyrzuciła. Jak zawsze. Nigdy nie trzymała w sobie emocji, więc
czemu teraz miałaby to robić? No, dalej. Po prostu to zrób. Przecież nikt cię
nie usłyszy. Chyba że wybiegniesz na balkon i zaczniesz się wydzierać pełnym
żalu głosem do jakiejś ckliwej piosenki. Zaraz. Czy nie planowała tego właśnie
zrobić? Tak, planowała. Nagle zerwała się do biegu, otworzyła balkonowe okno i
jak huraganowy wiatr zaatakowała
okolicę swoim śpiewem.
Na
początku jej nie słyszałem. Musiałem zeskoczyć z drzewa i przekraść się pod
ścianą budynku. Dopiero wtedy do moich uszu doszły słowa piosenki:
–
…'Til it finally reminds her to fight
just a little, to bring back the fire in her eyes, that's been gone but it used
to be mine!
Nie
miałem wątpliwości co do tego, o kim śpiewała, a tym bardziej skąd pochodziła
ta piosenka. Swojego czasu uwielbiała musicale. To wywołało na moich ustach
niecodzienny uśmiech. Poczułem się, jakbym coś wygrał, tylko jeszcze nie
wiedziałem co.
Myślałem,
że będę mógł wpatrywać się na powrót w dziewczynę, którą kiedyś znałem i
słuchać jej śpiewu. Myślałem, że słowa same popłyną z moich ust, aby stworzyć z
nią idealny duet, ale ledwo zdążyłem otworzyć usta, a sąsiad z naprzeciwka
wydarł się do niej, cytując: „Zamknij tego ryja i schowaj się ze swoją gołą
dupą do domu!”. To sprawiło, że od razu umilkła i z zażenowaniem zamknęła drzwi
balkonowe. Znów była nową sobą. Cichą, dorosłą i inną niż ją poznałem. Ale to
wciąż była ona. I do cholery, moje uczucia się nie zmieniły.
Kiedyś
była moja. I chciałem ją odzyskać. Ale nie dziś.
Miałem
jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Często mam tak z piosenkami wręcz wykorzystuje je gdy utknę gdzieś w tekście. Onnym razem piosenka tak długo zostaje mi w głowie że muszę coś do niej napisać.
OdpowiedzUsuńWybacz jeśli będzie zbyt filozoficznie 😜
Zazdrość się pojawiła i tajemnicza dziewczyna. Ach już rozumie to chłopak obserwuje była dziewczynę.
Perfekcyjny stalking 😅 choć jak zimnokrwistego złoczyńcę to po sposobie jak ja obserwuje jak uśmiech gdy się potyka czy wspomnienia ich dawnych rozmów, widać że nadal do niej coś czuję. Nie jest to tylko ciekawość co u niej.
Zastanawiam się czy chłód w jej oczach i inne zmiany spowodowane były jego zniknięciem czy też coś innego wpłynęło na jej życie zmieniając ją.
Tak to opowiesz że sama się zastanawiam kim ona jest i jak doszło do tego że nie jest już dawną sobą.
Przyznam że tekst daje dużo do myślenia. Najpierw widzimy zmiany w dziewczynie, a potem zastanawiamy się jak sami się zmieniliśmy przez ostatnie lata, dlaczego blask zniknął z naszych oczy a beztroska z naszych gestów. Każdy z nas się zmienia jest to nieodzowna cześć życia. Czasem jest lepiej , a czasem gorzej. Gdy jest gorzej to żeby nas czegoś nauczyć. Gdy wszytko jest takie samo nie jesteśmy w stanie się rozwijać , więc potrzebne są te zmiany bez względu na to czy komuś innemu się one podobają czy nie. Ale fortunaa kołem się toczy i jak teraz twoja bohaterka ma kiepski czas( choć obiekcje do sposobu żywienia - z nimi się nie zgodzę) to przyjdzie też dla niej dobry, choc jej stalkler może nie być już częścią jej życia. Trochę mu się wydaje że jak ja znał to była szczęśliwsza , albo lepsza a prawda jest taka że nic o niej obecnie nie wie. Tylko może obserwować zmiany, niegdy zapewne nie dowie się co je wywołało.
Ten tekst nawet skojarzył mi się z piosenką The killers. The way I feel😊 teraz przez długi czas jak będę słyszeć ta piosenkę w radiu będzie mi się przypominał twój tekst
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo nie. To kolejny Twój tekst, który odrobinę złamał mi serce, bo postać którą opisał narrator, ta dziewczyna - widzę w niej coś z siebie, wiele rzeczy z Ciebie i zrobiło mi się przykro, że właśnie tak wygląda obecnie nasze życie. Gdzie ta nastoletnia radość z pierdółek? Gdzie te chwile zaćmienia, kiedy można się było z siebie poznać? Cóż, człowieka zmienia się pod wpływem czasu, ale żeby zamienić się w cień dawnego siebie? Przeraża mnie to.
Za to pan narrator - Dios, bardzo chcę wiedzieć, kim on jest. Nie ma wątpliwości, co czuł i nadal czuje do tej dziewczyny, ale o nim samym też bym chętnie przygarnęła kilka informacji.
To świetny tekst. Smutny, bardzo plastyczny i szczery w swych opisach, że naprawdę będę zasypiać z głową pełną myśli. Dziękuję Ci za ten kawałek literatury.
Pozdrawiam.
:( Smutek. Naprawdę, po tym tekście, jedyne co mi pozostało to smutek. Już pal licho zniesmaczenie i zdenerwowanie na creepa który ją podglądał, śledził a dużo wcześniej zostawił. Niesamowicie mi szkoda tej dziewczyny. Dawno już nie czytałem tak poruszającego dogłębnie tekstu. (No, może Twój tekst na długie wyzwanie może konkurować. Tak, przeczytałem go, nawet kilka razy, ale wciąż się zbieram do napisania komentarzu, bo to też dobry ale i ciężki teksy). No w każdym razie, zrobiłaś na mnie mocne wrażenie. Ech... Nawet nie wiem co napisać. Chyba, że życzę dużo szczęścia i powrotu radości dziewczynie z tekstu :)
OdpowiedzUsuń