Seria będzie miała dziewięć tekstów. Ten jest czwarty. Można odliczać.
Z pozdrowieniami dla SadisticWriter i Ivy!
Do tej pory nie mieli kogoś, na kogo tak by wyczekiwali, jak na tego nastolatka, który mimo wieku już mógł się pochwalić kartoteką i ciekawymi doświadczeniami. Poza tym posiadł te umiejętności, które nie wykształciły się siłą woli u Oscuro i jej partnera – ten stał właśnie przy oknie i wyglądał na zewnątrz, byle tylko zarejestrować pojawienie się współpracownika. W pokoju czuć było pewnego rodzaju napięcie, któremu towarzyszył zapach „liściastego hrabiego”, jak to swoją ulubioną herbatę nazywała Maiti. W przeciwieństwie do Bendito swoje nerwy nie stawiała do pionu, a pozwoliła sobie rozsiąść się na krześle ze wzrokiem wbitym w drzwi. Wsłuchiwała się w ruch wskazówek ściennego zegara, który zdawał się chętny, by spaść komuś na głowę, czego jednak do tej pory nie zrobił.
Chyba czekał, aż zjawi się odpowiednia osoba. A ten chłopak chyba nią nie był.
– Czy to moje wrażenie, czy młody się spóźnia? – zapytał Itzal i na sekundę zerknął w stronę koleżanki, która znowu miała na sobie sukienkę podkreślającą jej chudość. Na szczęście nie była czerwona, a w pobliżu nie leżał żaden badyl, który mógłby posłużyć jej za broń. Bo niektóre zdarzenia odbijają się traumą większą, niż można by się o to podejrzewać.
Maiti udawała, że odpędza od siebie jakąś natrętną muchę.
– Spokojnie, przyjdzie, jak powiedział. Pamiętaj, że wielkie umysły to mają własny system funkcjonowania i to my powinniśmy ustawić się pod niego, nie on pod nas.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem, ponownie wyglądając na ulicę, a jego partnerka westchnęła cicho i zatopiła się we wspomnieniu pierwszego spotkania z chłopakiem, kiedy jeszcze w jej głowie nie istniała myśl, by ktokolwiek mógł oficjalnie dołączyć do ich teamu. Jak widać, los potrafił przynieść ze sobą wiele niespodzianek.
– Statystyka nie może kłamać. – Słuchała policjanta jednym uchem, kiedy Itzal nawet się nie starał i jak gdyby nigdy nic rozwiązywał krzyżówki przy drugim końcu biurka. – Poszło nam nieźle z tym seryjnym i uśmiechniętym gościem, ale to się nie liczy jako dwa czy trzy. Wciąż przestępczość jest bardzo wysoka, a nas nie stać, by zatrudnić was jako konsultantów na stałe. W ogóle czy prywatni detektywi to nie są raczej freelancerzy?
Maiti westchnęła. To nie był pierwszy raz, jak przechodziła przez podobną rozmowę, naprawdę nie miała siły ponownie tłumaczyć komuś, jakie kroki należało by podjąć, by wyeliminować z rynku choć kilku bandziorów.
– Detektywie, ale czego pan tak właściwie ode mnie oczekuje? – zapytała. – Albo od Bendito? Nie staniemy nagle do testów do szkoły policyjnej, doskonale pan zresztą wie, jaki mógłby być tego wynik. – W końcu w środowisku nie była to wielka tajemnica. – A pan sam mówi, że komisariat nie może sobie pozwolić na konsultantów. Dla mnie to jasny znak, iż nasze drogi w tym momencie się rozchodzą. Pan ze swoim zespołem wykonuje narzuconą z góry pracę, a ja i Itzal liczymy na cud, bo na zbawienie to może być za późno, i postaramy się nie zacząć gryźć piachu do tego czasu.
Przez twarz Bendito, który wbrew pozorom coś tam wyłapywał z tej włączonej na głośnomówiący rozmowy, przemknął cień uśmiechu, by po sekundzie schować się w prawym kąciku. Maiti nie zwróciła na to uwagi, ale poczuła się dobrze, że ktoś rozumie jej fatalne i naprawdę czarne poczucie humoru.
– Chodzi o to, panno Oscuro, że nie mogę pozwolić na otrzymywanie od ciebie jakichkolwiek maili z zapytaniem o to, nad jakimi sprawami pracuję. Twój ojciec jasno powiedział, bym nic ci nie mówił. Mam za to skłonić cię do kolejnej próby w szkole i…
– Detektywie – przerwała mu, może nie ostro, ale na pewno niegrzecznie, jak damie nie przystoi. Ale ona nigdy damą nie była i nie chciała być. – Rozumiem, co chce mi pan przekazać, dotarło. Koniec z mailami i esemesami, rozumiem. W takim razie życzę panu miłego dnia i powodzenia w kolejnych śledztwach, dochodzeniach i w obijaniu się za publiczne pieniądze. Do widzenia!
– Panno…
Nie pozwoliła detektywowi Ilargii na powiedzenie czegoś więcej, po prostu się rozłączyła i porzuciła na blat biurka telefon, po czym westchnęła głośno i przeciągle.
– Co za idiota – wyszeptała i pokręciła głową.
– Nie mówiłaś tak o nim, kiedy rozpracowywaliśmy wspólnie Uśmiechniętego Zabójcę – odezwał się Bendito, niezauważenie wbijając szpilę. – Wtedy twierdziłaś, że idealnie pasowałby na Śmierć, gdyby tylko Jeźdźcy Apokalipsy mieli się zjawić. Wydawało mi się wręcz, że masz na niego chrapkę.
Kobieta posłała partnerowi znaczące spojrzenie, na końcu języka miała komentarz co do jego zachowania, ale musiała wstrzymać się z wypowiedzeniem go, gdyż właśnie ktoś wyraźnie zaczaił się po drugiej stronie drzwi. Z jakiegoś powodu klienci zazwyczaj zjawiali się w krótkim czasie po zakończeniu jakieś rozmowy telefonicznej, przez co Maiti nie miała okazji odetchnąć, zresetować się, a to denerwowało ją jeszcze bardziej i zaostrzało jej cięty język.
Itzal nie zwrócił uwagi na zaciśnięte wargi koleżanki, cały sobą skupiony był bowiem na drzwiach, które zaczęły się otwierać, mimo że nie padło ani jedno słowo zaproszenia czy odrzucenia.
Ale dla zachowania pewnych zwyczajów rzucił:
– Proszę?
Oboje nie sądzili, że zastaną w progu gabinetu kogoś, czyja twarz jeszcze nie tak dawno spoglądała na nich z okładek dzienników i pojawiała się w wieczornych wiadomościach. A jednak był tu i, od razu czując się jak u siebie, zbliżył się, by zasiąść na krześle przy biurku i zmierzyć spojrzeniem zaskoczoną Maiti.
– Dzień dobry. – Przynajmniej o takiego rodzaju kulturze nie zapomniał. – Mam dla państwa zlecenie, o ile nie roicie sobie stawek z kosmosu za rozwiązanie sprawy. Mogę zająć minutę lub dwie?
Oscuro patrzyła na niego bez słowa, za to z otwartą lekko buzią. Jej towarzysz wykazał się szybszym dojściem do siebie po tym niespodziewanym wtargnięciu na swój teren. Odchrząknął, poprawił okulary na nosie i zwrócił się do młodzieńca:
– Miejsce już pan zajął, to trochę czasu także może. Jestem Itzal Bendito, to moja koleżanka Maiti Oscuro, a pan to pewnie…
Pani detektyw zdołała jeszcze uruchomić na chwilę ze dwie zdrowe szare komórki, bo w idealnym momencie weszła mężczyźnie w słowo i zakrzyknęła:
– Jesse David Errege, sławny haker i kryminalista!
Klient skrzywił się i to pewnie nie ze względu na swoje biblijne personalia – przy takim nazwisku* to co nieco mogło się rodzicom podczas oczekiwania nasunąć na myśl – a właśnie na to, co przyszło za nimi.
– Tak, to ja. Nie wiem, czy mi miło, to się okaże.
Nie wydawał się ani trochę zawstydzony tym, iż został rozpoznany. Chyba zdołał już przywyknąć do tego, iż każdy go rozpoznaje, a dla wielu ludzi stał się kimś w rodzaju bohatera. Bo, trzeba to było przyznać, nim trafił za kratki, odwalił całkiem niezłą robotę i sprawił, iż policja w regionie musiała przyznać się do swojej niekompetencji. A to naprawdę wiele tu znaczyło.
– W czym moglibyśmy pomóc? – zapytał Itzal, dostrzegając, iż koleżanka jest zapatrzona w przybysza niczym cielę w malowane wrota.
– Widziałem coś, co mogło być próbą zabójstwa.
Tego się nie spodziewali. Nie chodziło o sam ton, jakim zostało to oznajmiona, ile o sam fakt, jakie poważne przestępstwo zostało im zgłoszone. Oscuro obróciła się na krześle, by posłać spojrzenie partnerowi, wyrazić w nim swoją obawę. Bendito to zrozumiał, nieznacznie skinął głową.
– Dobrze, a mogę zapytać, dlaczego zgłasza się pan z tym do nas, a nie na policję?
Chłopak parsknął śmiechem i spojrzał na prywatnego detektywa z dostrzegalną wyższością.
– Może pan w to nie uwierzy, ale obecnie się z policją zbytnio nie lubimy, bo ukazałem ich marność. Dlatego przyszedłem do was, po kiciu chodzi o was dobra opinia.
Maiti na nowo zapatrzyła się w klienta, co Itzal odczytał jako całkowitą zgodę na prowadzenie tej rozmowy. Cóż, do niektórych rzeczy był po prostu bardziej kompetentny.
– Rozumiem. Proszę więc powiedzieć, co takiego pan widział. Miejsce, czas zdarzenia, czy kojarzy pan osoby biorące udział w tym zdarzeniu. Jednym słowem wszystko, czego był pan świadkiem.
Młodzieniec ani drgnął, słysząc te wskazówki. Wydawało się, że już ułożył sobie w głowie wszystko to, co chciał im powiedzieć. Przygotował się, a to mogło budzić podejrzenie, iż świadomie coś przed nimi zatai. Bendito zanotował sobie w głowie, by zwracać uwagę na każde słowo, jakie ten wypowie, by sprawdzić, czy w czymś nie fantazjuje, i dopytać o to, co będzie budziło jakiekolwiek zastrzeżenia.
– To wydarzyło się dzisiaj około czwartej rano na wewnętrznej klatce schodowej między szóstym a siódmym piętrem bloku czterdzieści osiem na „Gwiazdach” – prawie że wyrecytował to niczym automatyczną formułkę, co od razu wzbudziło w Itzalu podejrzenie.
Ten chłód i brak intonacji – czysto podana informacja, jakby miał do czynienia z robotem, a nie z człowiekiem. Po twarzy Jesse’ego widział, że ten odrobinę sobie kpi z tego spotkania, choć sam je zainicjował. Oj, nie podobał mu się ten chłopak, nie ufał mu i nie wierzył, by zdarzenie miało miejsce. Ale musiał wysłuchać opowieści do końca, by sprawdzić, czy ma rację w swoim osądzie.
– Co się dokładnie wydarzyło?
– Jakiś napakowany gościu groził jakieś kobiecie, uderzył ją dwa razy i zepchnął ze schodów. Kiedy do niej zbiegłem, leżała w kałuży krwi, dlatego zadzwoniłem po karetkę i zmyłem się stamtąd drzwiami na innym piętrze. To tyle.
Ciężko to podciągnąć pod usiłowanie zabójstwa, przemknęło przez myśl Bendito.
– A dlaczego uważasz, że to nie było pobicie, a właśnie coś więcej?
– Może dlatego, że jej groził i krzyczał: „jeszcze słowo, a cię zajebię tak, że nigdy nie ujrzysz słońca”?
Detektyw szykował się do kolejnego pytania, kiedy jedna z klapek w jego głowie spadła nagle na inne miejsce, a pchające się na usta słowa zostały zastąpione przez całkowicie inne. Wiedział już bowiem, co mu nie pasowało w wypowiedzi klienta.
– Chwileczkę. Mówi pan, że to się stało na klatce wyjścia ewakuacyjnego bloku na „Gwiazdach”?
– No tak. Dlaczego pytasz?
Mimo silnego głosu chłopaka Itzal zdołał usłyszeć także lekką nutkę, która zabrzmiała mu podejrzanie. Nie zwrócił uwagi na to, że klient nagle przeszedł na „ty”, ale podążył za tym i sam przestał się bawić w jakieś zwroty grzecznościowe.
– Jesteś pewien, że jesteś pewien?
Zabrzmiało to niczym masło maślane – masłolamento, jak zwykła to nazywać pochodząca z Polski koleżanka Maiti – ale naprawdę było potrzebne. Jeśli bowiem tylko chłopak coś zataił, dochodzenie mogło być trudniejsze, a wszelkie kłody rzucane pod nogi przez los nie były czymś, co Oscuro i Bendito lubili najbardziej.
Chłopak aż się chwycił za głowę.
– Czy wy mnie w ogóle słuchacie?! Przecież mówię, dlaczego mi nie wierzycie?
Itzal odłożył trzymany do tej pory w dłoni długopis i przypatrzył się uważnie klientowi.
– Może wynika to z informacji, iż wszystko wydarzyło się na schodach zejścia ewakuacyjnego w samym środku budynku, gdzie nie ma kamer, a tylko wentylatory na niektórych piętrach.
– I napisy – dodała Maiti. – Szczeniacka pseudopoezja świadcząca o coraz większym zidioceniu społeczeństwa. Wprost idealnie miejsce, by usiłować kogoś zabić. Tylko mało kto faktycznie wpada na pomysł, by to zrobić.
Takiego podejścia detektywów Jesse się nie spodziewał. Myślał, że wystarczy wyłożyć sprawę i coś się zacznie dziać; w rzeczywistości mógł jedynie patrzeć to na Maiti, to na Itzala i mielić w ustach przekleństwa, jakie pchały się w tej chwili na język.
– Naprawdę tak było! – krzyknął i uderzył w blat biurka. – Mówię wam, co widziałem! A jeśli coś widziałem na własne oczy – wskazał na nie palcem wskazującym i środkowym prawej dłoni, czyniąc krzywy znak wiktorii – to to musi być prawda!
Maiti przyjrzała mu się uważniej, pochylając się do przodu.
– Twoje oczy… Wyglądają jak u szczeniaczka! – oznajmiła radośnie, na co chłopak westchnął.
Chyba naprawdę nie tak wyobrażał sobie szukanie pomocy u prywatnych detektywów.
– Kurde, wysłuchacie mnie i pomożecie czy mam sobie szukać innych detektywów, którzy nie będą dociekliwi, a wezmą się do roboty?
– Możesz mieć ciężko – odpowiedziała kobieta, wracając całym umysłem na ziemię, skupiając się na istocie tego spotkania. Chłopak patrzył na nią z uniesioną brwią. – Podejrzewam, że inni wypytają cię raczej o twój pobyt w więzieniu, a nie o sprawę. Mówiłeś, że było to pomiędzy szóstym a siódmym piętrem, tak? – Klient skinął głową, lekko zdezorientowany tym skakaniem pomiędzy tematami. – A na którym byłeś ty? Bo to dwudziestoczteropiętrowe wieżowce, które posiadają kamery przy głównym wejściu i na zewnątrz, musimy wiedzieć, w których miejscach i mniej więcej o której cię złapały, by mieć pewność, iż nie byłeś sprawcą tego pobicia.
Młodzieniec spoglądał to na Oscuro, to na jej partnera.
– Czyli że mi pomożecie?
Kobieta uśmiechnęła się przymilnie.
– Nie mamy w zwyczaju odsyłać kogokolwiek z kwitkiem. A teraz powiedz mi...
Chyba czekał, aż zjawi się odpowiednia osoba. A ten chłopak chyba nią nie był.
– Czy to moje wrażenie, czy młody się spóźnia? – zapytał Itzal i na sekundę zerknął w stronę koleżanki, która znowu miała na sobie sukienkę podkreślającą jej chudość. Na szczęście nie była czerwona, a w pobliżu nie leżał żaden badyl, który mógłby posłużyć jej za broń. Bo niektóre zdarzenia odbijają się traumą większą, niż można by się o to podejrzewać.
Maiti udawała, że odpędza od siebie jakąś natrętną muchę.
– Spokojnie, przyjdzie, jak powiedział. Pamiętaj, że wielkie umysły to mają własny system funkcjonowania i to my powinniśmy ustawić się pod niego, nie on pod nas.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem, ponownie wyglądając na ulicę, a jego partnerka westchnęła cicho i zatopiła się we wspomnieniu pierwszego spotkania z chłopakiem, kiedy jeszcze w jej głowie nie istniała myśl, by ktokolwiek mógł oficjalnie dołączyć do ich teamu. Jak widać, los potrafił przynieść ze sobą wiele niespodzianek.
– Statystyka nie może kłamać. – Słuchała policjanta jednym uchem, kiedy Itzal nawet się nie starał i jak gdyby nigdy nic rozwiązywał krzyżówki przy drugim końcu biurka. – Poszło nam nieźle z tym seryjnym i uśmiechniętym gościem, ale to się nie liczy jako dwa czy trzy. Wciąż przestępczość jest bardzo wysoka, a nas nie stać, by zatrudnić was jako konsultantów na stałe. W ogóle czy prywatni detektywi to nie są raczej freelancerzy?
Maiti westchnęła. To nie był pierwszy raz, jak przechodziła przez podobną rozmowę, naprawdę nie miała siły ponownie tłumaczyć komuś, jakie kroki należało by podjąć, by wyeliminować z rynku choć kilku bandziorów.
– Detektywie, ale czego pan tak właściwie ode mnie oczekuje? – zapytała. – Albo od Bendito? Nie staniemy nagle do testów do szkoły policyjnej, doskonale pan zresztą wie, jaki mógłby być tego wynik. – W końcu w środowisku nie była to wielka tajemnica. – A pan sam mówi, że komisariat nie może sobie pozwolić na konsultantów. Dla mnie to jasny znak, iż nasze drogi w tym momencie się rozchodzą. Pan ze swoim zespołem wykonuje narzuconą z góry pracę, a ja i Itzal liczymy na cud, bo na zbawienie to może być za późno, i postaramy się nie zacząć gryźć piachu do tego czasu.
Przez twarz Bendito, który wbrew pozorom coś tam wyłapywał z tej włączonej na głośnomówiący rozmowy, przemknął cień uśmiechu, by po sekundzie schować się w prawym kąciku. Maiti nie zwróciła na to uwagi, ale poczuła się dobrze, że ktoś rozumie jej fatalne i naprawdę czarne poczucie humoru.
– Chodzi o to, panno Oscuro, że nie mogę pozwolić na otrzymywanie od ciebie jakichkolwiek maili z zapytaniem o to, nad jakimi sprawami pracuję. Twój ojciec jasno powiedział, bym nic ci nie mówił. Mam za to skłonić cię do kolejnej próby w szkole i…
– Detektywie – przerwała mu, może nie ostro, ale na pewno niegrzecznie, jak damie nie przystoi. Ale ona nigdy damą nie była i nie chciała być. – Rozumiem, co chce mi pan przekazać, dotarło. Koniec z mailami i esemesami, rozumiem. W takim razie życzę panu miłego dnia i powodzenia w kolejnych śledztwach, dochodzeniach i w obijaniu się za publiczne pieniądze. Do widzenia!
– Panno…
Nie pozwoliła detektywowi Ilargii na powiedzenie czegoś więcej, po prostu się rozłączyła i porzuciła na blat biurka telefon, po czym westchnęła głośno i przeciągle.
– Co za idiota – wyszeptała i pokręciła głową.
– Nie mówiłaś tak o nim, kiedy rozpracowywaliśmy wspólnie Uśmiechniętego Zabójcę – odezwał się Bendito, niezauważenie wbijając szpilę. – Wtedy twierdziłaś, że idealnie pasowałby na Śmierć, gdyby tylko Jeźdźcy Apokalipsy mieli się zjawić. Wydawało mi się wręcz, że masz na niego chrapkę.
Kobieta posłała partnerowi znaczące spojrzenie, na końcu języka miała komentarz co do jego zachowania, ale musiała wstrzymać się z wypowiedzeniem go, gdyż właśnie ktoś wyraźnie zaczaił się po drugiej stronie drzwi. Z jakiegoś powodu klienci zazwyczaj zjawiali się w krótkim czasie po zakończeniu jakieś rozmowy telefonicznej, przez co Maiti nie miała okazji odetchnąć, zresetować się, a to denerwowało ją jeszcze bardziej i zaostrzało jej cięty język.
Itzal nie zwrócił uwagi na zaciśnięte wargi koleżanki, cały sobą skupiony był bowiem na drzwiach, które zaczęły się otwierać, mimo że nie padło ani jedno słowo zaproszenia czy odrzucenia.
Ale dla zachowania pewnych zwyczajów rzucił:
– Proszę?
Oboje nie sądzili, że zastaną w progu gabinetu kogoś, czyja twarz jeszcze nie tak dawno spoglądała na nich z okładek dzienników i pojawiała się w wieczornych wiadomościach. A jednak był tu i, od razu czując się jak u siebie, zbliżył się, by zasiąść na krześle przy biurku i zmierzyć spojrzeniem zaskoczoną Maiti.
– Dzień dobry. – Przynajmniej o takiego rodzaju kulturze nie zapomniał. – Mam dla państwa zlecenie, o ile nie roicie sobie stawek z kosmosu za rozwiązanie sprawy. Mogę zająć minutę lub dwie?
Oscuro patrzyła na niego bez słowa, za to z otwartą lekko buzią. Jej towarzysz wykazał się szybszym dojściem do siebie po tym niespodziewanym wtargnięciu na swój teren. Odchrząknął, poprawił okulary na nosie i zwrócił się do młodzieńca:
– Miejsce już pan zajął, to trochę czasu także może. Jestem Itzal Bendito, to moja koleżanka Maiti Oscuro, a pan to pewnie…
Pani detektyw zdołała jeszcze uruchomić na chwilę ze dwie zdrowe szare komórki, bo w idealnym momencie weszła mężczyźnie w słowo i zakrzyknęła:
– Jesse David Errege, sławny haker i kryminalista!
Klient skrzywił się i to pewnie nie ze względu na swoje biblijne personalia – przy takim nazwisku* to co nieco mogło się rodzicom podczas oczekiwania nasunąć na myśl – a właśnie na to, co przyszło za nimi.
– Tak, to ja. Nie wiem, czy mi miło, to się okaże.
Nie wydawał się ani trochę zawstydzony tym, iż został rozpoznany. Chyba zdołał już przywyknąć do tego, iż każdy go rozpoznaje, a dla wielu ludzi stał się kimś w rodzaju bohatera. Bo, trzeba to było przyznać, nim trafił za kratki, odwalił całkiem niezłą robotę i sprawił, iż policja w regionie musiała przyznać się do swojej niekompetencji. A to naprawdę wiele tu znaczyło.
– W czym moglibyśmy pomóc? – zapytał Itzal, dostrzegając, iż koleżanka jest zapatrzona w przybysza niczym cielę w malowane wrota.
– Widziałem coś, co mogło być próbą zabójstwa.
Tego się nie spodziewali. Nie chodziło o sam ton, jakim zostało to oznajmiona, ile o sam fakt, jakie poważne przestępstwo zostało im zgłoszone. Oscuro obróciła się na krześle, by posłać spojrzenie partnerowi, wyrazić w nim swoją obawę. Bendito to zrozumiał, nieznacznie skinął głową.
– Dobrze, a mogę zapytać, dlaczego zgłasza się pan z tym do nas, a nie na policję?
Chłopak parsknął śmiechem i spojrzał na prywatnego detektywa z dostrzegalną wyższością.
– Może pan w to nie uwierzy, ale obecnie się z policją zbytnio nie lubimy, bo ukazałem ich marność. Dlatego przyszedłem do was, po kiciu chodzi o was dobra opinia.
Maiti na nowo zapatrzyła się w klienta, co Itzal odczytał jako całkowitą zgodę na prowadzenie tej rozmowy. Cóż, do niektórych rzeczy był po prostu bardziej kompetentny.
– Rozumiem. Proszę więc powiedzieć, co takiego pan widział. Miejsce, czas zdarzenia, czy kojarzy pan osoby biorące udział w tym zdarzeniu. Jednym słowem wszystko, czego był pan świadkiem.
Młodzieniec ani drgnął, słysząc te wskazówki. Wydawało się, że już ułożył sobie w głowie wszystko to, co chciał im powiedzieć. Przygotował się, a to mogło budzić podejrzenie, iż świadomie coś przed nimi zatai. Bendito zanotował sobie w głowie, by zwracać uwagę na każde słowo, jakie ten wypowie, by sprawdzić, czy w czymś nie fantazjuje, i dopytać o to, co będzie budziło jakiekolwiek zastrzeżenia.
– To wydarzyło się dzisiaj około czwartej rano na wewnętrznej klatce schodowej między szóstym a siódmym piętrem bloku czterdzieści osiem na „Gwiazdach” – prawie że wyrecytował to niczym automatyczną formułkę, co od razu wzbudziło w Itzalu podejrzenie.
Ten chłód i brak intonacji – czysto podana informacja, jakby miał do czynienia z robotem, a nie z człowiekiem. Po twarzy Jesse’ego widział, że ten odrobinę sobie kpi z tego spotkania, choć sam je zainicjował. Oj, nie podobał mu się ten chłopak, nie ufał mu i nie wierzył, by zdarzenie miało miejsce. Ale musiał wysłuchać opowieści do końca, by sprawdzić, czy ma rację w swoim osądzie.
– Co się dokładnie wydarzyło?
– Jakiś napakowany gościu groził jakieś kobiecie, uderzył ją dwa razy i zepchnął ze schodów. Kiedy do niej zbiegłem, leżała w kałuży krwi, dlatego zadzwoniłem po karetkę i zmyłem się stamtąd drzwiami na innym piętrze. To tyle.
Ciężko to podciągnąć pod usiłowanie zabójstwa, przemknęło przez myśl Bendito.
– A dlaczego uważasz, że to nie było pobicie, a właśnie coś więcej?
– Może dlatego, że jej groził i krzyczał: „jeszcze słowo, a cię zajebię tak, że nigdy nie ujrzysz słońca”?
Detektyw szykował się do kolejnego pytania, kiedy jedna z klapek w jego głowie spadła nagle na inne miejsce, a pchające się na usta słowa zostały zastąpione przez całkowicie inne. Wiedział już bowiem, co mu nie pasowało w wypowiedzi klienta.
– Chwileczkę. Mówi pan, że to się stało na klatce wyjścia ewakuacyjnego bloku na „Gwiazdach”?
– No tak. Dlaczego pytasz?
Mimo silnego głosu chłopaka Itzal zdołał usłyszeć także lekką nutkę, która zabrzmiała mu podejrzanie. Nie zwrócił uwagi na to, że klient nagle przeszedł na „ty”, ale podążył za tym i sam przestał się bawić w jakieś zwroty grzecznościowe.
– Jesteś pewien, że jesteś pewien?
Zabrzmiało to niczym masło maślane – masłolamento, jak zwykła to nazywać pochodząca z Polski koleżanka Maiti – ale naprawdę było potrzebne. Jeśli bowiem tylko chłopak coś zataił, dochodzenie mogło być trudniejsze, a wszelkie kłody rzucane pod nogi przez los nie były czymś, co Oscuro i Bendito lubili najbardziej.
Chłopak aż się chwycił za głowę.
– Czy wy mnie w ogóle słuchacie?! Przecież mówię, dlaczego mi nie wierzycie?
Itzal odłożył trzymany do tej pory w dłoni długopis i przypatrzył się uważnie klientowi.
– Może wynika to z informacji, iż wszystko wydarzyło się na schodach zejścia ewakuacyjnego w samym środku budynku, gdzie nie ma kamer, a tylko wentylatory na niektórych piętrach.
– I napisy – dodała Maiti. – Szczeniacka pseudopoezja świadcząca o coraz większym zidioceniu społeczeństwa. Wprost idealnie miejsce, by usiłować kogoś zabić. Tylko mało kto faktycznie wpada na pomysł, by to zrobić.
Takiego podejścia detektywów Jesse się nie spodziewał. Myślał, że wystarczy wyłożyć sprawę i coś się zacznie dziać; w rzeczywistości mógł jedynie patrzeć to na Maiti, to na Itzala i mielić w ustach przekleństwa, jakie pchały się w tej chwili na język.
– Naprawdę tak było! – krzyknął i uderzył w blat biurka. – Mówię wam, co widziałem! A jeśli coś widziałem na własne oczy – wskazał na nie palcem wskazującym i środkowym prawej dłoni, czyniąc krzywy znak wiktorii – to to musi być prawda!
Maiti przyjrzała mu się uważniej, pochylając się do przodu.
– Twoje oczy… Wyglądają jak u szczeniaczka! – oznajmiła radośnie, na co chłopak westchnął.
Chyba naprawdę nie tak wyobrażał sobie szukanie pomocy u prywatnych detektywów.
– Kurde, wysłuchacie mnie i pomożecie czy mam sobie szukać innych detektywów, którzy nie będą dociekliwi, a wezmą się do roboty?
– Możesz mieć ciężko – odpowiedziała kobieta, wracając całym umysłem na ziemię, skupiając się na istocie tego spotkania. Chłopak patrzył na nią z uniesioną brwią. – Podejrzewam, że inni wypytają cię raczej o twój pobyt w więzieniu, a nie o sprawę. Mówiłeś, że było to pomiędzy szóstym a siódmym piętrem, tak? – Klient skinął głową, lekko zdezorientowany tym skakaniem pomiędzy tematami. – A na którym byłeś ty? Bo to dwudziestoczteropiętrowe wieżowce, które posiadają kamery przy głównym wejściu i na zewnątrz, musimy wiedzieć, w których miejscach i mniej więcej o której cię złapały, by mieć pewność, iż nie byłeś sprawcą tego pobicia.
Młodzieniec spoglądał to na Oscuro, to na jej partnera.
– Czyli że mi pomożecie?
Kobieta uśmiechnęła się przymilnie.
– Nie mamy w zwyczaju odsyłać kogokolwiek z kwitkiem. A teraz powiedz mi...
To było miłe wspomnienie, kiedy Jesse jeszcze chował się za maską i starał ukryć dziecięce zachowania, przybierając pozę luzaka i kogoś, kto kpi, z czego się da. Finalnie rozwiązali tę sprawę – chłopak nie kłamał, do pobicia doszło, sama ofiara zeznała, iż bardzo szybko dotarły do niej odpowiednie służby, co nie byłoby możliwe, gdyby nie było świadka zdarzenia. Musieli z Itzalem poinformować policję i jej przekazać wszelkie tropy i informacje, jednak podali, iż dostali anonimowe zgłoszenie i na nim oparli swoje śledztwo. Nikt nie zdołał połączyć tej sprawy z osobą młodego Errege’a, za co był wdzięczny i zaoferował swoje usługi. Właśnie tak zaczęła się ich współpraca, o którą ojciec Maiti, szanowany prokurator, tak się wściekł. Kobieta dalej uważała, że nic złego z tego nie wyniknie, a tylko zyskają na posiadaniu takiego pracownika na zlecenie. Czekali więc, by to sprawdzić.
Bendito zaczynał się już powoli niecierpliwić – czekanie na cokolwiek, nawet na dostawcę z pizzą czy księdza po kolędzie z tą samą co roku śpiewką nigdy nie było jego mocną stroną – dlatego zaczął przechadzać się po gabinecie po tym niewielkim prostokącie, przy okazji poprawiając wszystko, co w jego mniemaniu leżało nie tak, jak powinno. Maiti nadal wpatrywała się w drzwi, zegar odmierzał kolejne minuty. W końcu usłyszeli kroki.
Jesse Errege nie bawił się w pukanie i jak poprzednio wszedł do środka, jakby wchodził do siebie. Nie rozglądał się, od razu skierował kroki ku krzesłu przed biurkiem i zasiadł na nim, wzrok przenosząc na Oscuro.
– Cześć. Sorry za spóźnienie, ale musiałem zaktualizować zabezpieczenia jednej firmie. Chyba nie czekaliście za długo? – Kącik ust uniósł się w uśmiechu wyrażającym lekceważenie, a Maiti odwzajemniła to na swój własny, uroczy sposób.
Można powiedzieć, że tego oczekiwała – chwili, kiedy chłopak przestanie się afektować i pokaże im swoją prawdziwą twarz. Twarz kogoś, kto na hakerstwie zna się jak nikt i kto balansuje po wyjściu z kicia na krawędzi tak, by jednak nie zostać powtórnie złapanym. Musiała przyznać, że to jej imponowało. Ale tylko to. Oczy szczeniaka nadal kazały jej myśleć o współpracowniku bardziej w kontekście młodszego brata niż faktycznego partnera. Na to bowiem potrzeba czegoś więcej niż wpis w aktach.
– Udało ci się czegoś dowiedzieć o naszym bardzo podejrzanym kamerdynerze? – Też się nie patyczkowała i nie zamierzała prowadzić miłej gadki o niczym. Potrzebowali informacji, a ona chciała sięgnąć po nie jak najszybciej.
Haker parsknął pod nosem.
– A fatygowałbym się tutaj, gdyby było inaczej?
Poziom rozmowy może nie stał się lepszy od poprzedniego razu, ale żadna ze stron nie milczała, co wychodziło na plus – o wiele gorzej pracowałoby się z kimś, kto milczy. Wtedy to by musieli chyba dzwonić po jakiegoś specjalistę.
Chłopak potoczył spojrzeniem po pokoju, jakby szukał zmian, jakie nastąpiły od ostatniej wizyty. Na dość dłuższą chwilę zapatrzył się także na Maiti, która nie skupiła się na tych orzechowych oczach jak u psiaka, ale na zmarszczce na czole nastolatka, która do niego nie pasowała.
– Te wieści chyba nie są za ciekawe, prawda? – zapytała, trafnie odgadując taki wyraz twarzy u siedzącego naprzeciwko młodzieńca.
– A żebyś wiedziała. – Nie bawił się na nowo w jakieś formy grzecznościowe, świat zdołał mu już pokazać, że cała ta gadka o szacunku do innych osób nijak się ma do realiów; na niektóre gesty i czyny trzeba sobie zasłużyć, a niewiele starsza od niego kobieta z taką pracą to nie był ktoś, kogo mógłby powziąć sobie za wzór. – Sprawdziłem wszystko, co tylko dało się sprawdzić: kamery z całego miasta, jego wyciąg z konta, billingi. Od dnia zaginięcia, kiedy przyszła do was ta kobieta…
– Pani Ortega – przypomniał detektyw. Bendito, który stał wyprostowany, czujny, gotowy przyjąć każde słowo, które może być wskazówką
– Właśnie. Prześledziłem Jana od dnia zgłoszenia u was jego zaginięcia. Myślałem, że będzie spoko, wszystko się szybko rozwiąże, bo jego aktywności, a trochę ich było, zapisywały się tam, gdzie w niewidzialny sposób się zapisują. Niestety, problem jest taki, że pod koniec zeszłego tygodnia trop się urywa. Jest ostatnie logowanie do internetu – w dodatku do miejskiej sieci, jakby nie miał już własnego pakietu – a później całkowita cisza. Żadnych aktywności, żadnego użycia karty, podejrzewam nawet, że i telefon szlag jasny trafił, bo ani rozmów nie przybyło, ani pikantnych esków więcej nie dostał. – Przez moment charakterystyczny uśmiech pojawił się w kąciku, by szybko zgasnąć, a cała twarz okryła się powagą. – A kiedy dochodzi do momentu, kiedy nie ma nic, rozwiązania są dwa.
Bendito zaczynał się już powoli niecierpliwić – czekanie na cokolwiek, nawet na dostawcę z pizzą czy księdza po kolędzie z tą samą co roku śpiewką nigdy nie było jego mocną stroną – dlatego zaczął przechadzać się po gabinecie po tym niewielkim prostokącie, przy okazji poprawiając wszystko, co w jego mniemaniu leżało nie tak, jak powinno. Maiti nadal wpatrywała się w drzwi, zegar odmierzał kolejne minuty. W końcu usłyszeli kroki.
Jesse Errege nie bawił się w pukanie i jak poprzednio wszedł do środka, jakby wchodził do siebie. Nie rozglądał się, od razu skierował kroki ku krzesłu przed biurkiem i zasiadł na nim, wzrok przenosząc na Oscuro.
– Cześć. Sorry za spóźnienie, ale musiałem zaktualizować zabezpieczenia jednej firmie. Chyba nie czekaliście za długo? – Kącik ust uniósł się w uśmiechu wyrażającym lekceważenie, a Maiti odwzajemniła to na swój własny, uroczy sposób.
Można powiedzieć, że tego oczekiwała – chwili, kiedy chłopak przestanie się afektować i pokaże im swoją prawdziwą twarz. Twarz kogoś, kto na hakerstwie zna się jak nikt i kto balansuje po wyjściu z kicia na krawędzi tak, by jednak nie zostać powtórnie złapanym. Musiała przyznać, że to jej imponowało. Ale tylko to. Oczy szczeniaka nadal kazały jej myśleć o współpracowniku bardziej w kontekście młodszego brata niż faktycznego partnera. Na to bowiem potrzeba czegoś więcej niż wpis w aktach.
– Udało ci się czegoś dowiedzieć o naszym bardzo podejrzanym kamerdynerze? – Też się nie patyczkowała i nie zamierzała prowadzić miłej gadki o niczym. Potrzebowali informacji, a ona chciała sięgnąć po nie jak najszybciej.
Haker parsknął pod nosem.
– A fatygowałbym się tutaj, gdyby było inaczej?
Poziom rozmowy może nie stał się lepszy od poprzedniego razu, ale żadna ze stron nie milczała, co wychodziło na plus – o wiele gorzej pracowałoby się z kimś, kto milczy. Wtedy to by musieli chyba dzwonić po jakiegoś specjalistę.
Chłopak potoczył spojrzeniem po pokoju, jakby szukał zmian, jakie nastąpiły od ostatniej wizyty. Na dość dłuższą chwilę zapatrzył się także na Maiti, która nie skupiła się na tych orzechowych oczach jak u psiaka, ale na zmarszczce na czole nastolatka, która do niego nie pasowała.
– Te wieści chyba nie są za ciekawe, prawda? – zapytała, trafnie odgadując taki wyraz twarzy u siedzącego naprzeciwko młodzieńca.
– A żebyś wiedziała. – Nie bawił się na nowo w jakieś formy grzecznościowe, świat zdołał mu już pokazać, że cała ta gadka o szacunku do innych osób nijak się ma do realiów; na niektóre gesty i czyny trzeba sobie zasłużyć, a niewiele starsza od niego kobieta z taką pracą to nie był ktoś, kogo mógłby powziąć sobie za wzór. – Sprawdziłem wszystko, co tylko dało się sprawdzić: kamery z całego miasta, jego wyciąg z konta, billingi. Od dnia zaginięcia, kiedy przyszła do was ta kobieta…
– Pani Ortega – przypomniał detektyw. Bendito, który stał wyprostowany, czujny, gotowy przyjąć każde słowo, które może być wskazówką
– Właśnie. Prześledziłem Jana od dnia zgłoszenia u was jego zaginięcia. Myślałem, że będzie spoko, wszystko się szybko rozwiąże, bo jego aktywności, a trochę ich było, zapisywały się tam, gdzie w niewidzialny sposób się zapisują. Niestety, problem jest taki, że pod koniec zeszłego tygodnia trop się urywa. Jest ostatnie logowanie do internetu – w dodatku do miejskiej sieci, jakby nie miał już własnego pakietu – a później całkowita cisza. Żadnych aktywności, żadnego użycia karty, podejrzewam nawet, że i telefon szlag jasny trafił, bo ani rozmów nie przybyło, ani pikantnych esków więcej nie dostał. – Przez moment charakterystyczny uśmiech pojawił się w kąciku, by szybko zgasnąć, a cała twarz okryła się powagą. – A kiedy dochodzi do momentu, kiedy nie ma nic, rozwiązania są dwa.
– Jakie? – zapytała Maiti, pochylając się do przodu.
– Albo gościu stał się duchem, by zniknąć, pozbywając wszystkiego, co miał – a jak wiecie, coś tam ostatnio odziedziczył, czego nie dałoby się upchnąć do walizki – i zacząć życie gdzie indziej, albo…
– Albo co? – Zniecierpliwiony Itzal prawie podniósł głos, na co Jesse uniósł brew.
– Albo w okolicach San Sebastian możecie zacząć szukać trupa.
Detektywi spojrzeli po sobie. Brali pod uwagę, że coś podobnego może się wydarzyć, ale uznali zgodnie, że prawdopodobieństwo tego jest na tyle małe, by chwilowo nie brać go pod uwagę. Teraz sprawa rysowała się inaczej.
Maiti westchnęła, a Bendito zapatrzył się na nowo w okno, za którym na świat opadała nie tylko kurtyna nocnej ciemności, ale i złowrogi oddech tego wszystkiego, co mogło przynieść ze sobą jedynie płacz i zniszczenie.
Oto powinien nastąpić kolejny krok, jednak należało postawić go ostrożnie, bowiem jeden zły ruch, a wszystko naprawdę mogło pójść w diabły.
– Albo gościu stał się duchem, by zniknąć, pozbywając wszystkiego, co miał – a jak wiecie, coś tam ostatnio odziedziczył, czego nie dałoby się upchnąć do walizki – i zacząć życie gdzie indziej, albo…
– Albo co? – Zniecierpliwiony Itzal prawie podniósł głos, na co Jesse uniósł brew.
– Albo w okolicach San Sebastian możecie zacząć szukać trupa.
Detektywi spojrzeli po sobie. Brali pod uwagę, że coś podobnego może się wydarzyć, ale uznali zgodnie, że prawdopodobieństwo tego jest na tyle małe, by chwilowo nie brać go pod uwagę. Teraz sprawa rysowała się inaczej.
Maiti westchnęła, a Bendito zapatrzył się na nowo w okno, za którym na świat opadała nie tylko kurtyna nocnej ciemności, ale i złowrogi oddech tego wszystkiego, co mogło przynieść ze sobą jedynie płacz i zniszczenie.
Oto powinien nastąpić kolejny krok, jednak należało postawić go ostrożnie, bowiem jeden zły ruch, a wszystko naprawdę mogło pójść w diabły.
________________
* errege – z baskijskiego „król”; w Starym Testamencie Dawid był najmłodszym synem Jessego i został namaszczony na króla Izraela
* errege – z baskijskiego „król”; w Starym Testamencie Dawid był najmłodszym synem Jessego i został namaszczony na króla Izraela
Maiti, liściasty hrabia brzmi jak suchar XD. W ogóle nie wiem czemu, ale najpierw napisałam: Maititi (Taika Waititi mi wszedł, czy co XD), później się zorientowałam, że to nie Benito, tylko Bendito. Coś słabo z moim wzrokiem. Albo moje życie było kłamstwem przez cały czas trwania serii :c
OdpowiedzUsuńIch duet jest fajny, serio. Już sama rozmowa, jak wychodzili od tego tam ziomeczka. No i Maiti i jej czarny humor + cięty język. Propsuję. W ogóle myślę, że to dobry pomysł na historię, żeby ta dwójka działała poza policją i wypełniała zadania, których do policji nikt by nie zaniósł. Podoba mi się to. O ile na początku nie mogłam wczuć się w tę serię, tak teraz już ją czuję.
Masłolamento i koleżanka pochodząca z Polski XD? heheheheh. To już wiemy, skąd te pozdrowienia z początku! Też pozdrawiamy!
Ale Maiti z tymi oczami szczeniaczka to przesadziła buahaha XD.
Fajny ten flashback, tylko myślałam, że ta akcja będzie jakaś grubsza, a nie że ktoś chciał kogoś usiłować zabić na klatce (a teraz Cleo patrzy z takim: ja pieprzę, Marlu, KTOS KOGOŚ USIŁOWAŁ ZABIĆ, A DLA CIEBIE TO ZA MAŁO XD). No tak, bo u mnie to muszą być ręka, noga, mózg na ścianie hehehe.
Mroczne zakończenie. No i podoba mi się to, że nasz tytułowy duet ma współpracownika w postaci nastolatka będącego hakerem, choć mnie jednocześnie dziwiło, że to nastolatek, ale już się chyba przyzwyczaiłam (szybka jak Sonic).
Czekam na więcej c: