O dziwo pisałam ten tekst od razu z gotowym tytułem, a to rzadkość. I miałam dość konkretny plan na konstrukcję tekstu, to, do czego chcę doprowadzić. Fabuła przyszła dopiero w trakcie pisania. A jak wyszło... To już sami ocenicie xD
– Usiądź, ciociu, ile to już minęło, wcale się ciocia nie postarzała, a wujek to naprawdę szczęściarz, taką kobietę mieć w domu, no naprawdę, zaradna, elegancka, odważna, jak on mógł ciocię samą puścić w tak długą podróż, ja nie rozumiem, bo na jego miejscu...
– Z dużą dozą prawdopodobieństwa na jego decyzję o puszczeniu mnie samej wpłynął fakt, że od pół roku całą uwagę poświęca pewnej tlenionowłosej, długorzęsej i sylikonokształtnej dziewoi, bynajmniej nie jest nią nasza obecna tu córka. Wiedziałbyś, jak wielką farsą był nasz rozwód, gdybyś nie dzwonił do mnie wyłącznie w nagłej potrzebie finansowej, która, ku nieskrywanej radości mojego konta oszczędnościowego, już jakiś czas ci się nie zdarzała. A jak długo się nie widzieliśmy, pomyślmy... To kiedy oddałeś mi ostatni dług?
Tak, kuzyn Michał nie był najlepiej poinformowanym i najbardziej zaradnym członkiem rodziny. Za to ciocia Krystyna nie byłaby sobą, gdyby mu o tym nie przypomniała, jednocześnie szydząc również ze swojej córki, która ostatnimi czasy zdecydowanie za często odwiedzała salony piękności. Natalia tylko spojrzała na matkę z politowaniem. Docinki w jej kierunku stały się już obowiązkowym elementem wszelkich rozmów i dziewczyna zaczęła je coraz wyraźniej ignorować. Tym razem ciocia mogła jednak sobie darować.
– Proszę, na honorowym miejscu będzie w sam raz. – Michał próbował udawać, że poprzedniej wymiany zdań nie było i zaczynają swoją rozmowę od nowa.
– A Bożena to gdzie się podziewa? Bo ja tu się rozsiądę, po czym ona przyjdzie i będę musiała jej ustąpić. Stare kości nie tak łatwo rozruszać na nowo.
– Ciocia Bożena została w domu. Serce... Przez to, że nie da rady przyjść, jeszcze bardziej się zdenerwowała i mama musiała z nią zostać. Dlatego najlepiej, jeśli ciocia by ją zastąpiła, jeśli można tak to ująć, jako siostra.
– Ty mi tu nie wydawaj rozkazów. Jeśli Ewunia mnie poprosi, to oczywiście, stanę na wysokości zadania. Poza tym nie wierzę, żeby ten jej nieodżałowany mąż się do czegoś przydał i pojawił się wśród nas. Pewnie pije już zawczasu, jakby nie mógł poczekać.
– Ciociu... – syknęła Ania. – Nie uważasz, że w tej sytuacji jednak może być nieco usprawiedliwiony?
– W tej sytuacji? A co to, wygrana na loterii, awans, narodziny pierwszego wnuka? Wtedy jest co opijać, a tutaj? Wasz ojciec to pijak, który nie widzi swojego problemu, ot co.
Ania otworzyła usta i została tak na chwilę. Ostatecznie zrobiła tylko nieokreślony ruch dłonią w powietrzu, decydując, że nie skomentuje zarzutów ciotki. Zawsze broniła ojca tak długo, jak tylko mogła. Przez to kiedyś się kłóciliśmy, jak to rodzeństwo, każdy pretekst jest dobry. Później zacząłem zastanawiać się nad sytuacją samodzielnie, a nie tylko na przekór siostrze. Wszystko zaczęło się zmieniać, moje poglądy na temat zachowania ojca też.
– Wiecie chyba, że ludzie różnie radzą sobie z emocjami – wyszeptałem. Nie usłyszeli mnie.
Michał zaczął opowiadać o swojej nowej pracy, jeśli dobrze liczyłem już czwartej w tym roku, a mieliśmy dopiero marzec. Chociaż równie dobrze mogło mi się coś pomylić. Ostatnio nie miałem głowy do takich drobiazgów.
Niektórzy zdawali się rozluźnieni, jak chociażby ciocia Krystyna, inni wyraźnie zatopili się we własnych myślach. Dla wielu bardzo interesujące nagle stały się ich stroje, czy ubrali się odpowiednio, nie przesadzili z elegancją, a może właśnie wyglądają zbyt zwyczajnie, jakby weszli tu z ulicy? Przecież tak nie wypada...
– Nadal w to nie wierzę – wyrwało się Ani.
– A w co tu wierzyć? Przecież masz czarno na białym – ciocia Krystyna powiodła dłonią po wszystkich zebranych. – Gdybyśmy nie musieli, to byśmy się tu nie zebrali.
– Właściwie... To prawda? Z tą dziewczyną – odezwał się... Nie wiem, kim był, co tu robił. Może to jakiś dalszy członek rodziny, o którym słyszałem najwyżej kilka razy w życiu i nie miałem okazji połączyć imienia z twarzą. Może sąsiad, w końcu rzadko z nimi rozmawiałem. A może miejscowy poszukiwacz sensacji, na co była idealna okazja.
– Co dokładnie? – zaciekawił się Michał. No tak, o tym oczywiście też nie wiedział, chociaż plotki już kilka razy zmieniły swoją treść, wędrując od mieszkania do mieszkania za pomocą wszelkich środków komunikacji.
– No, że to ona, przez nią...
– Nie – natychmiast zaprzeczyła Ania.
– Tak – jednocześnie potwierdziła ciocia.
– Przepraszam bardzo, ale niech ciocia nie wypowiada się w kwestiach, o których nie ma zielonego pojęcia. Nie było cię tu, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio dzwoniłaś i pytałaś, co u nas. Skreśliłaś nas wiele lat temu, a teraz wydajesz sądy?
Ania obejrzała się na mamę oburzona, mając nadzieję, że ta wreszcie zareaguje. A mama, wywołana wcześniej Ewunia, ciągle siedziała w kącie, zapatrzona przed siebie, lecz jej wzrok był pusty. Już wcześniej jej się to zdarzało, przywykłem.
– Dziecko... – Ciocia Krystyna spojrzała na Anię z politowaniem. – Myślisz, że ja nie wiem, o co chodzi młodym dziewczynom z takiego domu jak jej?
– Nie jestem pewien, czy dobrze oceniać kogoś ze względu na liczbę rodzeństwa, majętność rodziców i dzielnicę, w której się mieszka. Jestem nawet gotowy stwierdzić, że według innych kryteriów wypadlibyśmy o wiele gorzej niż oni. – Nie wiem, dlaczego nagle zapragnąłem się odezwać. To nic nie dawało.
– Zbałamuciła chłopaka i tyle!
Zacisnąłem dłonie w pięści. Ciocia nie miała zamiaru przerwać swojej tyrady.
– No pomyślcie. Przystojny, z perspektywami ukończenia dobrych studiów, rodzice – lekko się skrzywiła – mimo wszystko całkiem nieźle zarabiają. Mają drugie mieszkanie, które wynajmują, a przecież wynajem można przerwać i już jest gdzie mieszkać. Mówię wam, od początku miała w tym swój cel.
– Uważaj na słowa... – Mogłem mówić do ściany, efekt byłby taki sam.
– Ktoś mówił, że widział, jak bardzo często chodzili gdzieś wieczorem albo przychodzili do państwa mieszkania, jak akurat było puste – niepewnie zdradziła nieznana mi kobieta.
– Widzisz? Widzisz? – Ciocia prawie podniosła się z miejsca. – Zakazana miłość, te sprawy. No i masz efekt. Może nawet na dziecko próbowała go złapać, kto ją wie. Od dziecka blisko do ślubu, lepsze życie kusi, oj, kusi.
Błyskawicznie znalazłem się przy cioci. Pomieszczeniem nagle poniósł się chłodny podmuch, aż zebrani chwycili brzegi różnego rodzaju rozpiętej odzieży wierzchniej i przycisnęli do ciała. Jednej z nieznajomych kobiet zarzuciło chustę na twarz. Ludzie najpierw zamarli, następnie zaczęli spoglądać po sobie nawzajem, jakby nie wierzyli, czy wszyscy to poczuli, pokazywali gęsią skórkę na rękach. Później zaczęli szeptać, ledwo słyszalnie, coraz głośniej i głośniej. Początkowo o dziwnym zdarzeniu, ale już po chwili rozmowy zeszły na boczne tory. Mój temat nadal powracał, ale coraz rzadziej.
– A słyszałeś, że...
– Szkoda chłopaka. Taką przyszłość miał przed sobą, a teraz co z tego będzie.
– Nie, to było tak...
– Ja pamiętam, jak kiedyś przychodził do sklepu po lizaki. O, taki malutki. Jak mój wnuczek. A pani wie, jakie mam mądre wnuczęta?
– W poprzednim sezonie to takie sztuki na zalewie brały!
– Kiedy byłam młoda, to by było nie do pomyślenia, spójrz tylko...
– To gdzie później idziemy? Do lokalu?
Głosy mieszały się ze sobą. Niektóre wybijały się na chwilę, skupiały uwagę kilku osób, po czym inny temat stawał się ważniejszy, ktoś mówił głośniej, ciekawiej. A ja... Ja poczułem się jak wcześniej, jak zawsze.
Zawsze były ważniejsze sprawy. Zawsze byli ważniejsi ludzie. Zawsze były większe problemy. Zawsze to ze mną był problem!
A ona... Ona mnie zauważała. W jakiś sposób często rozumiała, co siedzi mi w głowie. Byłem nawet u niej w mieszkaniu, przyjąłem zaproszenie. Dziwnie było zrozumieć, że można żyć inaczej, wszyscy razem, z uśmiechem, z patrzeniem na kogoś zamiast na siebie. Świat zdawał się prostszy, mniej groźny, mniej obcy. Ale nie chciałem wiecznie na niej polegać. Skoro nie mogłem sam poradzić sobie z niektórymi rzeczami, to czy byłoby sprawiedliwie oczekiwać, że ktoś zrobi to za mnie?
Czy to było głupie? Nie. Tak. Nie wiem...
Usłyszałem, że ktoś wchodzi. Obstawiałem kolejną osobę, której nieobecności nawet bym nie zauważył. Tym razem jednak się myliłem.
Tomek przyszedł na ostatnią chwilę. Widać było, że nadal ze sobą walczy, wolałby stąd uciec, ale jednak wygrywa poczucie obowiązku, może trochę odpowiedzialności. Na co dzień i tak ubierał się na czarno, a mimo to w zestawieniu ze wszystkimi zebranymi, jednomyślnymi pod względem wybranego koloru, rzeczywiście dawało to przygnębiający obraz.
Ukradkiem spojrzał w bok, na to samo miejsce, w którym utkwiła wzrok mama. Trumna była otwarta. W końcu z wielu sposobów na to, żeby ze sobą skończyć, wybrałem ten najmniej makabryczny, najcichszy – tabletki.
Z Tomkiem znaliśmy się długo, może wręcz za długo. Jest taki rodzaj znajomości, z którego nie przechodzisz poziom wyżej. Znajomy pozostaje znajomym, chociaż wiele osób próbuje ci wmówić, że jak znacie się kilkanaście lat, to powinien być przyjacielem. Są też tacy ludzie, których możesz nazwać przyjacielem po jednej rozmowie. Chodzi o coś więcej niż czas.
– Nie widziałeś jej? – Zapytała Ania, gdy tylko Tomek się do niej zbliżył.
– Nie. Chyba nie przyjdzie.
– Bo jej zabroniłem. Wiedziałem, że nawet na pogrzebie się nie powstrzymacie.
Przeczuwałem, jakie słowa zaraz padną. I znałem odpowiedź. Co najciekawsze, wszyscy ją znali, tylko nie dopuszczali do siebie.
– Wiedziałeś?
– Podejrzewałem, ale... Nigdy nie zapytałem. Chyba bałem się tego, co mógłbym usłyszeć.
Tekst zabawny, obraz rodziny takiej typowo polskiej, jakby to powiedzial moj znajomy, dom Janusza I Grazynki ( tych z memow :D) Podoba mi sie, ze kazdy z bochaterow ma wyrazna osobowosc, sposob w jaki sie wypowada itd. Kazdy z nich jest bardzo mocna indywidualnoscia. Najlatwiej jest oceniac innych, bez proby postawienia sie na ich miejscu, zrozumienia ich motywow i wzorcow zachowan. Dzieci czasem tlumcza rodzicow, ale nie zawsze. Calkiem madry ten chlopak i gada z sensem, szkoda, ze ciotka jest taka dewotka, zapatrzona w sibie i swoje osady. Strasznie irytujaca postawa, okropnie nie lubie takich osob. Az sie wzburzylam! Aaa i teraz zrozumialam caly tekst, na poczatku nie rozumialam dlaczego piszesz dialogi chlopaka kursywa i ta scena pogrzebu na koncu. Juz wszytko do mnie dotarlo. Narratorem jest zmarly chlopak, a dialog to slowa ducha, kotre nikt nie slyszy. Ciekawie to zaprezentowalas i wywolalas we mne emocje. Jako czytelnik jestem usatysfakcjonowana :) Czekam na kolejny tkest! Koniecznie!
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu wywaliło tekstami jak grzybami po deszczu, to ja się przykoleguję tutaj, bo dawno nic od ciebie nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPierwsza moja myśl to było: o kurna, ale tu dużo imion, zaczynam się gubić. Anie, Natalie, Bożeny, Ewy, Michały... Ło żesz ty! Ale jakoś to ogarnęłam, a w sumie ich imiona i tak nie były zbytnio ważne, mam wrażenie, bo stanowiły jakiś taki ogół rodzinnej społeczności.
Ojej, czy ta kursywa to jakiś głos z zaświatów? Bo tak mi się kojarzy już po pierwszym wcięciu, na które nikt nie zareagował! Jeśli tak, ja jestem totalnie kupiona tym sposobem kreacji. O, teraz widzę, że miałam rację, więc winszuję. Bardzo dobry pomysł. No i te rodzinne pogrzeby. Nawet wtedy rodzina często się nie powstrzymuje od plotek. Zawsze się znajdzie jakaś stara ciotka, która pozjadała wszystkie rozumy.
Ciekawa ta historia, chociaż mam wrażenie, że brakuje jej rozwinięcia! Kreacja głównego bohatera jest taka lekko mglista (pomijając to, że jest duchem hehe). Byłam ciekawa, dlaczego posunął się aż do takiego kroku. Co było jego motywacją, żeby jednak popełnić to samobójstwo. Trochę mi w tym momencie akurat zabrakło uczuć. Bo ta mglista opisowość dziewczyny, która była mu bliska, akurat jest naprawdę fajna.
Mam nadzieję, że na kolejny tekst nie trzeba będzie tyle czekać >D! Pozdro.
~SW
Hej! Bardzo dawno nie czytałam nic twojego, więc ucieszyłam się że widzę nowy tekst. Początek wesoły, lekki, fajnie napisany. Zapowiadało się na jakąś śmieszkową wizytę ciotki klotki. Później trochę poważniej, bo problem alkoholowy ojca i w zasadzie myślałam że pójdziesz w tą stronę, bo nagle pojawił się jakiś pierwszoosobowy narrator i zamieszał. Byłam prawie pewna, że będzie jakaś akcja z tym ojcem.
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie się zgubiłam, a dokładnie tu: "– Właściwie... To prawda? Z tą dziewczyną – odezwał się... " Naprawdę, nagle zaroiło się od bohaterów i zmieniłaś narrację, trochę chyba za dużo w jednym momencie, bo odnalazłam się dopiero gdy padło słowo trumna i wtedy się wszystko poskładało w całość.
Nie wiem, domyślam się że ten zabieg mógł być celowy i jest ciekawy, z drugiej strony trochę się zawieruszyłam w tym wszystkim.
Podobało mi się oryginalne przedstawienie trudnego tematu, postaci które można sobie łatwo wyobrazić i to że pozostawiasz czytelnika z pewnym morałem. Mam nadzieję że w czasach zarazy będziesz pisać więcej. ;) Pozdrawiam!
Hej :)
OdpowiedzUsuńMiałam na początku to samo, co Sadistic - ile tu jest imion! Miałam problem z połapaniem się, za to dość szybko zaczęłam podejrzewać, że chodzi albo o stypę, albo o pogrzeb. Jak widać, nie omyliłam się. A kiedy pewne rzeczy stały się bardziej przystępne - rozrysowałam sobie w głowie, gdzie kto być może siedzi i jak się nazywa - poszło mi z lekturą o wiele prościej.
Świetnie zaprezentowałaś to, jak się zachowują poszczególni członkowie rodziny. Że są tematy ważne i ważniejsze, że tak łatwo jest kogoś o płcią podejrzewać czy obwiniać, jak szybko można kogoś obsmarować. No i ci, których narrator nie rozpoznaje - sąsiedzi czy inni ludzie, którzy raczej przyszli tu dla plotek niż faktycznego pożegnania. Dla mnie ten tekst jest smutny. Bo pokazuje, iż de facto nie każdy skupia się na znaczeniu śmierci i nie każdy pragnie chować bliskich z odpowiednim szacunkiem. A niektórzy - jak Tomek - mimo widocznych obiekcji zjawia się, by stawić czoła rzeczywistości i przemijaniu.
Tak krążyłaś wokół tematu i krążyłaś, nie dając jasnych odpowiedzi, ale moim zdaniem to jeszcze bardziej zbudowało klimat tego dzieła. Mnie się podoba :)
Czekam na kolejny tekst z Twojej strony ;)
Pozdrawiam.
W połowie tekstu założyłam się sama z sobą, że chodzi o trupa i wygrałam, co wygrałam?! :D Ale może od początku.
OdpowiedzUsuńJAK DOBRZE WRESZCIE JEST CIEBIE POCZYTAĆ, MOJA DROGA. Nawet nie wiesz, jak cudownie się to czytało :D Tym tekstem zwaliłaś mnie z nóg, zawsze byłaś dobra w czarnych humorze, ale tutaj, nie mogłam przestać się śmiać, choć do jasnej cholery, chodziło o pogrzeb! O samobójstwo! :D Nie miałam problemu z połapaniem się kto jest kim - najbardziej podobała mi się ciotka Krystyna, nawet imię do niej tak pasuje i ten ton i sposób wypowiadania się - uwielbiam ją, gdyby była moją ciotką, byłaby moją ulubioną (może na starość też taka będę, uwielbiam te czarne charaktery)! :D Tak sprawnie i przejżyście oddałaś te sceny, ta rzeczywistość żywcem wzięta z polskiej rzeczywistości, taką mamy mentalność, że nawet na pogrzebie cie obgadają i sposobność do spotkania najprędzej trafi się właśnie na pogrzebie. Podoba mi ię to drożenie do tematu do samego końca, że niekoniecznie do końca wiadomo o co chodzi, dlatego też z miłą checią przeczytałabym ciąg dalszy, bo chcę wiedzieć, o chuj tu chodzi! dlaczego sie zabił? kim jest ta tajemnicza obgadana za plecami przez ciotki dziewoja? I jak na prawdę zareaguje ciotka Krystyna?! :D