Ekhm, a więc zapraszam do lektury mojej historyjki (?), która początkowo miała być opowieścią o kibolach, ale po usunięciu pierwszego rozdziału (hehe), stała się historią na trochę inny temat. Nie wiem, czy to ma sens, ale jakoś tak lekko mi się to pisało. Staram się teraz eksperymentować, żeby trochę ćwiczyć różne sceny i wymyślać postacie. Żeby nie było, słuchałam przy tym „Dark matter” (!) co zaowocowało jedną postacią, która się w tym fragmencie nie pojawia, bo nie chciałam przynudzać za długim tekstem. Wszelką krytykę przyjmuję na klatę, pozdro!
[54] Łobuz kocha najbardziej ~Efemeryna
I
MIĘSNY
Kiedy przyszedł do mięsnego pierwszy raz, wszyscy zwrócili na niego uwagę. Może dlatego, że w ogóle nie pasował do tego miejsca? Był dobrze ubrany, z lekkim zarostem przyciętym przez barbera, siwe włosy miał zaczesane „na pożyczkę”, ale jakoś tak wytwornie. Rozejrzał się po wnętrzu i na moment spotkał jej wzrok, a ją jakby wrzątek zalał. Boże, czy ten staruch właśnie obudził w niej życie? To znaczy nie staruch, wróć, mężczyzna pod sześćdziesiątkę – chyba się mówi, że „w kwiecie wieku”. W każdym razie zrobił na niej wrażenie. Jadźka z Bożenką zaraz zaczęły robić sobie jaja i flirtować bez wstydu, na co on sie tylko uśmiechnął – pewnie był przyzwyczajony do takich zalotów. Monika dyskretnie ściągnęła czepek i przyglądała im się z kąta (ale nie znowu takiego co by jej nie zauważył), a na jej twarzy malował się wyraz lekkiego rozbawienia i politowania. Nie, nie będzie brała w tym udziału, to żałosne. Ona zna swoją wartość, jest kobietą z klasą i w jej grze nie było miejsca na takie tanie zagrywki. Koleżanki obsłużyły go z maślanymi oczami – wziął najdroższą wędzoną szynkę i zapłacił chyba ze stówę. Taka klientela się tu nie zdarzała! Pożegnał się i zdawałoby się, że przepadnie bez wieści, kiedy wychodząc odwrócił twarz w jej stronę (choć wcześniej tam nie zerkał!) i puścił Monice oko.
Wtedy w jej głowie zaświtał pewien plan.
**
Tak jak przypuszczała, zaczął pojawiać się w sklepie coraz częściej. Co taki facet robi dwa razy w tygodniu w mięsnym? Od razu było wiadomo, że coś jest na rzeczy. Dziewczyny już odpuściły z podrywem, bo widziały, że nie jest nimi zainteresowany. Coraz jawniej zaczął kręcić się koło Moniki. Niby przychodził po tę samą szynkę, ale cały czas nawijał jakąś gadkę: a jakie ładne włosy ma dzisiaj, czy słyszała o tym nowym miejscu Na Skarpie, a tu coś o pogodzie. Pierdu-pierdu. Było to trochę staroświeckie, ale też w jakiś sposób słodkie. No i łechtało ją to bardzo miło, oj tak. Z drugiej strony miała gdzieś z tyłu głowy Kamila. Od pięciu lat widziała się z nim co dwa tygodnie na widzeniach. Ostatnio rzadziej. Miała tego dość. Trzydzieści dwa lata na karku i chłop w więzieniu do NIE–WIADOMO–KIEDY. Poza tym mały flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Pewnego pięknego dnia zaprosił ją na kawę. Nie odmówiła. Pojechali do takiej fajnej kawiarenki po czeskiej stronie, było gustownie, z klasą, zresztą niczego innego się po nim nie spodziewała. Tak można żyć, pomyślała, czując, że to początek czegoś nowego, odświeżającego.
Był tylko jeden mały problem: na imię miał Walek. Waldemar. Sorry, ale to było imię zarezerwowane dla starego dziada, którym NIE BYŁ. Nie mogła tego puścić płazem. Już od pierwszych dni, kiedy zaczęli się spotykać, zwracała się do niego „Wally”. Jakoś tak tylko ta ksywka przyszła jej do głowy, a że jemu było to obojętne, to taka została.
Pewnego pięknego dnia zaprosił ją na kawę. Nie odmówiła. Pojechali do takiej fajnej kawiarenki po czeskiej stronie, było gustownie, z klasą, zresztą niczego innego się po nim nie spodziewała. Tak można żyć, pomyślała, czując, że to początek czegoś nowego, odświeżającego.
Był tylko jeden mały problem: na imię miał Walek. Waldemar. Sorry, ale to było imię zarezerwowane dla starego dziada, którym NIE BYŁ. Nie mogła tego puścić płazem. Już od pierwszych dni, kiedy zaczęli się spotykać, zwracała się do niego „Wally”. Jakoś tak tylko ta ksywka przyszła jej do głowy, a że jemu było to obojętne, to taka została.
II
MONIA
2019
W końcu doczekała się swojej nowej maty. Kurier przyniósł ją w środowe przedpołudnie, kiedy jeszcze snuła się po domu w piżamie i kapciach.
– Dzięki serdeczne – Monika uśmiechnęła się do chuderlawego chłopaczka i wręczyła mu dziesięć złotych napiwku. Dostawca speszył się, ale podziękował jej i uciekł, a ona zamknęła drzwi i poczęła rozwijać pakunek, żeby zaraz ją „wypróbować”. Życie jest piękne, pomyślała, siorbiąc na wpół ciepłą kawę i spoglądając na swoją matę w kolorze brudnego różu, z najwyższej jakości materiału i nienajtańszą. Teraz to jestem prawdziwą joginką, pomyślała podekscytowana: mata była brakującym elementem do jej nowego zen–outfitu, koła do rozciągania, ręczniczka pod kolor bluzki i olejków eterycznych. Cały sprzęt zamówiła online, kiedy postanowiła, że zacznie praktykować jogę. Co z tego, że jeszcze nie brała udziału w żadnych zajęciach? Kierowała się dewizą: ubieraj się tak, jak ktoś kim chcesz być, czy jakoś tak. Kto bogatemu zabroni, powiedziałaby z uznaniem jej matka.
Poczuła nieprzebraną dumę ze swojej pozycji życiowej: mieszka w stolicy, Wally dobrze zarabia, a ona może się oddawać samym przyjemnościom bez konieczności pójścia do roboty. Joga, sauna, kosmetyczka, bujanie się po najlepszych restauracjach i sprzątaczka dwa razy w tygodniu. No kurwa, każdy o tym marzył! Czuła się jak WAG, jak żona Hollywood, jak Kim Kardashian. Do Kim jej wprawdzie trochę brakowało, na pewno paru zer na koncie, ale i tak, ona, pochodząca ze wsi, zrodzona z klasy robotniczej, mieszka w Warszawie, heloł! I może sobie pozwolić na wiele.
Kiedy tu przyjechali, porzuciwszy uprzednio życie w Cieszynie, nagle zauważyła, że ma mnóstwo wolnego czasu. CZAS! Gdy pracowała w mięsnym na dwunastogodzinne zmiany, to po kosmetyczkach latała nocą, żeby naprawić hybrydy. A tu paznokcie mogła sobie zrobić o której chciała, nawet o ósmej rano, i to jeszcze ktoś do niej przychodził do domu dla jej własnego komfortu. Dreszcz ją przeszedł po plecach, jak jej się przypomniały te wszystkie udźce i karkówki, które dzień w dzień musiała myć, przerzucać z zamrażalnika albo mielić dla klienta „na życzenie”.
– A zmieli mi tą łopatkę?
– Zmieli – odpowiadała kilkanaście razy dziennie, a jej własne życie mieliło się w maszynce razem z mięsem. Była jeszcze w miarę młoda, miała niezły tyłek, licencjat z marketingu. Co ona robiła w „Śwince”? Co ona robiła w tym mieście? Miała dość starych bab przychodzących do sklepu i gapiących się godzinami w szybę, żeby potem wziąć dwa plasterki sopockiej, serca na zupę i trzy parówki. Czy wybieranie mięsa to jest dylemat życiowy? Dla niektórych chyba tak. Ona to nawet nie lubiła mięsa. Może by mogła być tą... wegetarianką, ale nie chciała dołączać do żadnych grup albo robić obciachu u matki na obiedzie. Gdzieś kiedyś przeczytała, że jeśli lubisz to co robisz, nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu. Tak? No to ona harowała za dwóch. Co tu lubić? Zapach wędzonek, mróz lodówek, wiecznie skostniałe ręce i te obrzydliwe (ughrr!) siatki na włosy, w których każda, nawet miss Cieszyna (o tym później), wyglądałaby niewyjściowo. Owszem, robota była stabilna, miała umowę o pracę , co w dzisiejszych czasach nie było wcale takie oczywiste, no i kaska była w miarę okej. No ale pracować w mięsnym? W MIĘSNYM? Co ona miała mówić koleżankom i rodzinie, że umie obsługować krajalnicę, a kilo serdelków kosztuje 5,55zł? Potrzebowała zmiany, ZMIANY RZECZYWISTEJ, rzucić tym wszystkim i wynieść się z tego Wygwizdowa, gdzie nie było miejsca dla osób takich jak ona: ambitnych, dobrze wyglądających, inteligentnych. Nie miała już cierpliwości żeby czekać, aż Kamil wyjdzie z pierdla. Zaczęła go rzadziej odwiedzać, aż w końcu zupełnie przestała. Nie miała chęci jechać do zakładu i robić dramatów, w sensie „zerwać oficjalnie”; obawiała się też jego reakcji. Po prostu, było i się skończyło, i nie ma. Życie.
Wally zapewnił jej dwupokojowe mieszkanie w centrum Ursynowa, z widokiem na nowe osiedle Rozgwiazdy; sam mieszkał jeszcze z rodziną w Konstancinie – zarzekał się, że były to ostatnie miesiące, bo był z żoną w separacji. Po zakończeniu swego małżeństwa obiecał wprowadzic się do Moni, gdzie codziennie jedliby naleśniki i pili szampana. A niech se i będzie w tej separacji, myślała Monika, wygodnie jej było samej w przestronnym mieszkaniu, samej, samowystarczalnej. Na dole był nawet pan ochroniarz, Mietek, który pilnie czuwał nad jej bezpieczeństwem. Żadne macki mnie tu nie dopadną, uspokajała się w myślach. Poza tym Kamil nie byłby zdolny... nie byłby zdolny... myślała i nie była w stanie skończyć zdania. Pamiętała jak potrafił być czuły i kochający w tych momentach, kiedy było dobrze.
– Dzięki serdeczne – Monika uśmiechnęła się do chuderlawego chłopaczka i wręczyła mu dziesięć złotych napiwku. Dostawca speszył się, ale podziękował jej i uciekł, a ona zamknęła drzwi i poczęła rozwijać pakunek, żeby zaraz ją „wypróbować”. Życie jest piękne, pomyślała, siorbiąc na wpół ciepłą kawę i spoglądając na swoją matę w kolorze brudnego różu, z najwyższej jakości materiału i nienajtańszą. Teraz to jestem prawdziwą joginką, pomyślała podekscytowana: mata była brakującym elementem do jej nowego zen–outfitu, koła do rozciągania, ręczniczka pod kolor bluzki i olejków eterycznych. Cały sprzęt zamówiła online, kiedy postanowiła, że zacznie praktykować jogę. Co z tego, że jeszcze nie brała udziału w żadnych zajęciach? Kierowała się dewizą: ubieraj się tak, jak ktoś kim chcesz być, czy jakoś tak. Kto bogatemu zabroni, powiedziałaby z uznaniem jej matka.
Poczuła nieprzebraną dumę ze swojej pozycji życiowej: mieszka w stolicy, Wally dobrze zarabia, a ona może się oddawać samym przyjemnościom bez konieczności pójścia do roboty. Joga, sauna, kosmetyczka, bujanie się po najlepszych restauracjach i sprzątaczka dwa razy w tygodniu. No kurwa, każdy o tym marzył! Czuła się jak WAG, jak żona Hollywood, jak Kim Kardashian. Do Kim jej wprawdzie trochę brakowało, na pewno paru zer na koncie, ale i tak, ona, pochodząca ze wsi, zrodzona z klasy robotniczej, mieszka w Warszawie, heloł! I może sobie pozwolić na wiele.
Kiedy tu przyjechali, porzuciwszy uprzednio życie w Cieszynie, nagle zauważyła, że ma mnóstwo wolnego czasu. CZAS! Gdy pracowała w mięsnym na dwunastogodzinne zmiany, to po kosmetyczkach latała nocą, żeby naprawić hybrydy. A tu paznokcie mogła sobie zrobić o której chciała, nawet o ósmej rano, i to jeszcze ktoś do niej przychodził do domu dla jej własnego komfortu. Dreszcz ją przeszedł po plecach, jak jej się przypomniały te wszystkie udźce i karkówki, które dzień w dzień musiała myć, przerzucać z zamrażalnika albo mielić dla klienta „na życzenie”.
– A zmieli mi tą łopatkę?
– Zmieli – odpowiadała kilkanaście razy dziennie, a jej własne życie mieliło się w maszynce razem z mięsem. Była jeszcze w miarę młoda, miała niezły tyłek, licencjat z marketingu. Co ona robiła w „Śwince”? Co ona robiła w tym mieście? Miała dość starych bab przychodzących do sklepu i gapiących się godzinami w szybę, żeby potem wziąć dwa plasterki sopockiej, serca na zupę i trzy parówki. Czy wybieranie mięsa to jest dylemat życiowy? Dla niektórych chyba tak. Ona to nawet nie lubiła mięsa. Może by mogła być tą... wegetarianką, ale nie chciała dołączać do żadnych grup albo robić obciachu u matki na obiedzie. Gdzieś kiedyś przeczytała, że jeśli lubisz to co robisz, nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu. Tak? No to ona harowała za dwóch. Co tu lubić? Zapach wędzonek, mróz lodówek, wiecznie skostniałe ręce i te obrzydliwe (ughrr!) siatki na włosy, w których każda, nawet miss Cieszyna (o tym później), wyglądałaby niewyjściowo. Owszem, robota była stabilna, miała umowę o pracę , co w dzisiejszych czasach nie było wcale takie oczywiste, no i kaska była w miarę okej. No ale pracować w mięsnym? W MIĘSNYM? Co ona miała mówić koleżankom i rodzinie, że umie obsługować krajalnicę, a kilo serdelków kosztuje 5,55zł? Potrzebowała zmiany, ZMIANY RZECZYWISTEJ, rzucić tym wszystkim i wynieść się z tego Wygwizdowa, gdzie nie było miejsca dla osób takich jak ona: ambitnych, dobrze wyglądających, inteligentnych. Nie miała już cierpliwości żeby czekać, aż Kamil wyjdzie z pierdla. Zaczęła go rzadziej odwiedzać, aż w końcu zupełnie przestała. Nie miała chęci jechać do zakładu i robić dramatów, w sensie „zerwać oficjalnie”; obawiała się też jego reakcji. Po prostu, było i się skończyło, i nie ma. Życie.
Wally zapewnił jej dwupokojowe mieszkanie w centrum Ursynowa, z widokiem na nowe osiedle Rozgwiazdy; sam mieszkał jeszcze z rodziną w Konstancinie – zarzekał się, że były to ostatnie miesiące, bo był z żoną w separacji. Po zakończeniu swego małżeństwa obiecał wprowadzic się do Moni, gdzie codziennie jedliby naleśniki i pili szampana. A niech se i będzie w tej separacji, myślała Monika, wygodnie jej było samej w przestronnym mieszkaniu, samej, samowystarczalnej. Na dole był nawet pan ochroniarz, Mietek, który pilnie czuwał nad jej bezpieczeństwem. Żadne macki mnie tu nie dopadną, uspokajała się w myślach. Poza tym Kamil nie byłby zdolny... nie byłby zdolny... myślała i nie była w stanie skończyć zdania. Pamiętała jak potrafił być czuły i kochający w tych momentach, kiedy było dobrze.
III
WALLY
2020
Zatopił sie w skórzanym siedzeniu swojego Bentleya i przez chwilę słuchał jeszcze radia. Przyjazd tu zawsze wiązał się z dreszczem adrenaliny, mimo, że praktykował to od ponad roku. Dwa, czasem trzy razy w tygodniu, prosto z biura na Służewcu pruł na Ursynów, żeby poczuć się jak facet. Monika była idiotką, ale potrafiła dobrze grać w jego grę, i to mu wystarczało. Nie chodziło o seks, chociaż to też było ważne. Chodziło o coś więcej: o to tępe uwielbienie w jej oczach, i świadomość, że podoba się komuś, kto za dziesięć lat będzie wciąż cieszył się życiem, a nie myślał w co ubrać się na własny pogrzeb. Potrzebował tego oderwania od rzeczywistości i od starości, zwłaszcza od kiedy Kaśce się pogorszyło i psychoterapia przestała jej pomagać. Czasami nie wstawała z łóżka przez trzy dni i tylko narzekała jak to jej jest źle. Okej, ma depresję, ale kiedyś tego kurwa jakoś nie było, każdy musiał sobie jakoś radzić. Zresztą, nie miał zamiaru marnować na to życia. Oczywiście, nigdy by Kaśki nie zostawił, bez przesady, aż takim potworem nie jest. Nie wiedział czy Monika wierzyła w jego rozwód, czy nie, było mu to obojętne. Mieli dobry układ, żadnych zbędnych pytań i komentarzy.
Westchnął i wysiadł z samochodu; złapał przez chwilę spojrzenie jakiegoś lekko przypakowanego dresa. Przyzwyczaił się do tego, że jego bestia w kolorze metalicznym zawsze zwracała uwagę. Niewielu ludzi stać było na takie autko, nawet w Warszawie. Skinął na niego z politowaniem („możesz tylko popatrzeć, bratku”) i powędrował do klatki, gdzie wbił kod otwierający drzwi.
Kamil nie spuścił z niego wzroku, dopóki nie zniknął w windzie.
Tez mam tak bardzo często, że mimo planu gdy zaczynam pisać, pod koniec wychodzi mi z tekstu zupełnie co innego. Teksty zwykle żyją swoim życiem.
OdpowiedzUsuńTaki przystojniak w mięsny, hmm chyba nie znalazł się tam przypadkiem, coś mi się zdaje. A więc to zatrzymuje Monikę, chłopak w pace, nie ciekawa sytacja i od razu mnie zainteresowało czy tajemniczy przystojniak interesuje się Moniką ze względu na nią czy ze zwględu na jej głopaka kryminaliste ( sory ja tak juz mam zawsze szukam drugiego dna :D)
Waldeman i Wally, od razu mi sie skojarzyło z "gdzie jest wally :D
Bardzo dobra dewiza ! Ja kiedys słyszłałam bądź tym, kim chcesz sie stać :) Monika całkiem zmieniła podejście do życia odkąd poznała Walliego.
No ja nie mogę, ale się ustawiła.
Podoba mi sie twoja narracja i to, że bezpośrednio zwracasz sie do czytelnika opowiadając o bohaterach czy sytuacji. Masz dobre poczucie humoru, co uatrakcyjnia cały tekst w wciąga czytelnika. Dobrze się bawiąc, chce czytać dalej, twoj tekst po prostu nie nudzą :)
Coś mi się zdaje, że Monia jest kochanką Waldka, a on wcale nie jest w separacji, albo jest coś jeszcze zupełnie innego na rzeczy.
Ależ mnie zażyłaś tą końcówką, to Kamil wyszedł i znalazł Monie, mam nadzieję ,że będzie ciąg dalszy bo chce czytać!
Dzięki Kaja, "gdzie jest Wally" też mi przyszedł do głowy. Może tego użyję :D Pozdro
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJaka tu jest niesamowicie dobra narracja! O Dios, już pierwsze kilka zdań mnie ze sobą porwało. Tekst jest tak życiowy, że aż się bałam, iż zacznę przytakiwać przy tych narzekaniach Moniki na to, jakie to jej życie jest złe. Plastyczny obraz tego, jak wygląda życie i jak wyglądają "marzenia", do których spełnienia potrzebna jest iskra, na przykład w postaci nadzianego mężczyzny, który też chce jakieś zmiany w życiu. Genialne opisy, wszystko nie tyle jest wyważone, co płynące wprost z głowy na ekran i przy tym trafne, bez żadnego wydziwiania, poetyckich metafor. Nie, tu jest prosto i twardo, żeby uderzyło.
Kupiłaś mnie konstrukcją, podziałem na części oraz tym cliffhangerem, którego się spodziewałam, a jednocześnie poczułam zaskoczona. Brawo, świetna robota!
Pozdrawiam.
Dzięki Cleo :) akurat jakoś tak płynęło mi to z łba :) mam nadzieję, że to pociągnę dalej!
UsuńHey, heloł, jakie przynudzać?! Chce poznać te postać i dalszy ciąg historii! Nie można tak robić, przerywać w takim momencie! D:
OdpowiedzUsuńTak, coś czuję, że ten format narracji będzie dla Cb charakterystyczny. Polubiłam go od razu i tak jak Ci się pisali, tak mi się czytalo: lekko. A jednocześnie czuje, że nie jest to błaha historia, że zrobi się grubo. Końcówka to potwierdza i naprawdę naprawdę fabularnie cieszy. Gdzie jest reszta! Gdzie!
Kobieto, masz dryg do pisania. Jestem szczęśliwa, że czytam.
Dziękuję Wilczku x
UsuńPisało się lekko, a teraz brak weny!
To całkiem ciekawy ten sklep mięsny, skoro serdelki w tak niskiej cenie. Wolę nie wnikać, jakiej jakości jest to cudo, skoro tylko tyle sobie za to życzą. No, chyba że Moni już się w łepetynce od tego dobrobytu miesza i takie bzdury podaje w swoich myślach. No ale też wspominała o pucowaniu mięsa... Wolę nie wnikać. :D
OdpowiedzUsuńDobrze, to skoro mamy taki nijaki wstęp za sobą, to polecę z opinią.
Uwielbiam teksty, które odwołują się do rzeczywistości. Nam się może wydawać, że to, co stworzyłaś, jest wyolbrzymieniem, jednakże ile takich Monik chodzi po świecie, żerując na starszych, bogatych mężczyznach? Ilu Waldemarów pozwala sobie na zmianę imienia i zmniejszanie stanu konta tylko po to, by sobie na boku postukać i poudawać, że jest się królem życia? Niby abstrakcja, a wiele w tym prawdy.
Całość czytało mi się (prawie) bardzo dobrze. Dlaczego tamto słowo pojawiło się w nawiasie? Otóż w pewnym momencie poleciałaś z opisami. Czułam się nimi przytłoczona, gdzie chciałam uciec dalej, pewnie pomijając ważne informacje. Lecz i tak przez większość czasu było nieźle. Czytanie przygód tej dwójko-trójki okazało się przyjemnym doświadczeniem. Mam nadzieję, że lada moment ponownie się z nimi spotkam. :)
Dzięki Aleksandro! x
Usuń